Gdzie leżą przyczyny tak
paradoksalnej sprzeczności?
19. Możemy je odkryć poprzez
całościową ocenę zjawisk w dziedzinie kultury i
moralności, poczynając od tej mentalności, która doprowadzając
do skrajności, a nawet wypaczając pojęcie subiektywności,
uznaje za posiadacza praw tylko tego, kto dysponuje pełną albo
przynajmniej zaczątkową autonomią i wychodzi już ze stanu
całkowitej zależności od innych. Czyż można jednak
pogodzić takie założenie z uznaniem człowieka za
istotę, którą nie można „rozporządzać”? Teoria
praw człowieka opiera się właśnie na uznaniu faktu, że
człowiek, inaczej niż zwierzęta i rzeczy, nie może
podlegać niczyjemu panowaniu. Trzeba tu wspomnieć także o pewnym
sposobie myślenia, który skłonny jest utożsamiać
godność osobową ze zdolnością do bezpośredniego
porozumiewania się z innymi za pomocą języka — w sposób
doświadczalnie sprawdzalny. Jest oczywiste, że w takich warunkach nie
ma na świecie miejsca dla kogoś, kto — jak na przykład nie
narodzone dziecko albo człowiek umierający — jest podmiotem
strukturalnie słabym, wydaje się zupełnie zdany na
łaskę innych osób, jest od nich całkowicie uzależniony i
umie się porozumiewać tylko niesłyszalnym językiem
głębokiej symbiozy uczuć. Tak więc czynnikiem
kształtującym decyzje i działania w sferze relacji między
osobami i współżycia społecznego staje się siła. Jest
to jednak dokładne zaprzeczenie tego, do czego dążyło w
ciągu dziejów państwo prawa jako wspólnota, w której „racja
siły” zostaje zastąpiona przez „siłę racji”.
Na innej płaszczyźnie źródłem
sprzeczności między oficjalnymi deklaracjami praw człowieka a
ich tragiczną negacją w praktyce jest pojęcie wolności,
które absolutyzuje znaczenie jednostki ludzkiej, przekreślając jej
odniesienie do solidarności z drugimi, do pełnej akceptacji drugiego
człowieka i do służenia innym. Chociaż prawdą jest,
że do eliminacji życia poczętego czy dobiegającego kresu
dochodzi w niektórych przypadkach pod wpływem źle pojętego
altruizmu albo zwykłej ludzkiej litości, nie można zaprzeczyć,
że tego rodzaju kultura śmierci jako taka jest wyrazem całkowicie
indywidualistycznego pojęcia wolności, która staje się
ostatecznie wolnością „silniejszych”, wymierzoną przeciw
słabszym, skazanym na zagładę.
Właśnie w ten sposób można
interpretować odpowiedź Kaina na pytanie Boga: „Gdzie jest brat twój,
Abel?”: „Nie wiem. Czyż jestem stróżem brata mego?” (Rdz 4,
9). Tak, każdy człowiek jest „stróżem swego brata”,
ponieważ Bóg powierza człowieka człowiekowi. I właśnie
w perspektywie tego zawierzenia Bóg obdarza każdego człowieka
wolnością, w której istotne znaczenie ma wymiar relacyjny.
Wolność jest wielkim darem Stwórcy, jako że ma
służyć osobie i jej spełnieniu, które dokonuje się
przez dar z siebie i otwarcie się na drugiego człowieka. Natomiast
absolutyzacja wolności w indywidualistycznym ujęciu prowadzi do
ogołocenia jej z pierwotnej treści oraz do przekreślenia jej
najgłębszego powołania i godności.
Trzeba tu zwrócić uwagę na jeszcze
głębszy aspekt problemu: wolność zapiera się samej
siebie, zmierza do autodestrukcji i do zniszczenia drugiego człowieka, gdy
przestaje uznawać i respektować konstytutywną więź,
jaka łączy ją z prawdą. Ilekroć wolność,
pragnąc wyswobodzić się od wszelkiej tradycji i autorytetu,
zamyka się nawet na pierwotne najbardziej oczywiste pewniki prawdy
obiektywnej i powszechnie uznawanej, stanowiącej podstawę życia
osobistego i społecznego, wówczas człowiek nie przyjmuje już
prawdy o dobru i złu jako jedynego i niepodważalnego punktu
odniesienia dla swoich decyzji, ale kieruje się wyłącznie
swoją subiektywną i zmienną opinią lub po prostu swym
egoistycznym interesem i kaprysem.
20. Ta koncepcja wolności prowadzi
do głębokiego zniekształcenia życia społecznego.
Jeżeli promocja własnego „ja” jest pojmowana w kategoriach absolutnej
autonomii, prowadzi nieuchronnie do negacji drugiego człowieka; jest on
postrzegany jako wróg, przed którym trzeba się bronić. W ten sposób
społeczeństwo staje się zbiorowością jednostek
żyjących obok siebie, ale nie połączonych wzajemnymi więzami:
każdy pragnie zrealizować swoje cele niezależnie od innych czy
wręcz dąży do własnych korzyści kosztem innych.
Jednakże fakt, że także inni mają podobne
dążenia, zmusza do poszukiwania jakiejś formy kompromisu,
jeżeli społeczeństwo ma zagwarantować każdemu
możliwie jak najwięcej wolności. W ten sposób zanika wszelkie
odniesienie do wspólnych wartości i do prawdy absolutnej, uznawanej przez
wszystkich: życie społeczne zostaje wystawione na ryzyko
całkowitego relatywizmu. Wszystko staje się wówczas przedmiotem
umowy i negocjacji; także owo pierwsze z podstawowych praw, jakim jest
prawo do życia.
Otóż to właśnie ma dziś miejsce
także na scenie polityki i państwa: pierwotne i niezbywalne prawo do
życia staje się przedmiotem dyskusji lub zostaje wręcz
zanegowane na mocy głosowania parlamentu lub z woli części
społeczeństwa, choćby nawet liczebnie przeważającej.
Jest to zgubny rezultat nieograniczonego panowania relatywizmu: „prawo”
przestaje być prawem, ponieważ nie jest już oparte na mocnym
fundamencie nienaruszalnej godności osoby, ale zostaje
podporządkowane woli silniejszego. W ten sposób demokracja,
sprzeniewierzając się własnym zasadom, przeradza się w
istocie w system totalitarny. Państwo nie jest już „wspólnym domem”,
gdzie wszyscy mogą żyć zgodnie z podstawowymi zasadami
równości, ale przekształca się w państwo tyrańskie,
uzurpujące sobie prawo do dysponowania życiem słabszych i
bezbronnych, dzieci jeszcze nie narodzonych, w imię pożytku
społecznego, który w rzeczywistości oznacza jedynie interes
jakiejś grupy.
Można odnieść wrażenie, że
wszystko odbywa się z pełnym poszanowaniem praworządności,
przynajmniej w tych przypadkach, gdy prawa dopuszczające przerywanie
ciąży lub eutanazję zostają przegłosowane zgodnie z
tak zwanymi zasadami demokratycznymi. W rzeczywistości mamy tu jednak do
czynienia jedynie z tragicznym pozorem praworządności, zaś
ideał demokratyczny — który zasługuje na to miano tylko wówczas, gdy
uznaje i chroni godność każdej osoby — zostaje zdradzony u
samych podstaw: „Czyż można mówić o godności
każdej osoby, kiedy pozwala się na zabijanie tej najsłabszej i
najbardziej niewinnej? W imię jakiej sprawiedliwości poddaje się
osoby najbardziej niesprawiedliwej dyskryminacji, uznając niektóre z nich
za godne obrony, a odmawiając tej godności innym?” 16. Pojawienie
się takich sytuacji oznacza, że działają już
mechanizmy, które prowadzą do zaniku prawdziwego ludzkiego
współżycia i do rozpadu samego organizmu państwowego.
Rewindykacja prawa do przerywania ciąży,
dzieciobójstwa i eutanazji oraz prawne jego uznanie jest równoznaczne z
przyjęciem wynaturzonej i nikczemnej wizji ludzkiej wolności:
z uznaniem jej za absolutną władzę nad innymi i przeciw innym.
To jednak oznacza śmierć prawdziwej wolności: „Zaprawdę,
zaprawdę, powiadam wam: Każdy, kto popełnia grzech, jest
niewolnikiem grzechu” (J 8, 34).
|