Praca —
godność osoby
9. Pozostając nadal w
perspektywie człowieka jako podmiotu pracy, wypada dotknąć bodaj
syntetycznie kilku spraw, które bliżej określają
godność ludzkiej pracy, pozwalają bowiem
pełniej scharakteryzować właściwą jej
wartość moralną. Wypada to uczynić,
mając wciąż przed oczyma owo biblijne wezwanie do tego, aby
czynić sobie ziemię poddaną (por. Rdz 1, 28) — w
czym wyraziła się wola Stwórcy, aby
praca umożliwiała człowiekowi osiągnięcie
właściwego „panowania” w świecie widzialnym.
Ów podstawowy, pierwotny zamiar
Boga w stosunku do człowieka, którego uczynił na swój
obraz i podobieństwo (por.
Rdz 1, 26 n.), nie został cofnięty ani przekreślony
również i wówczas, kiedy człowiek — po złamaniu
pierwotnego przymierza z Bogiem — usłyszał słowa: „w pocie (...)
oblicza twego będziesz musiał zdobywać pożywienie” (Rdz
3, 19). Słowa te mówią o trudzie, o
ciężkim nieraz trudzie, jaki odtąd towarzyszy pracy ludzkiej
— ale nie zmieniają faktu, że jest ona drogą, na której
człowiek realizuje właściwe sobie „panowanie” w
świecie widzialnym, „czyniąc ziemię sobie poddaną”.
Ów trud zaś jest faktem powszechnie znanym, bo powszechnie
doświadczanym. Wiedzą o nim ludzie pracy fizycznej,
prowadzonej w warunkach nieraz wyjątkowo uciążliwych.
Wiedzą o nim nie tylko rolnicy, poświęcający
długie dni uprawie ziemi, która niekiedy „rodzi ciernie i osty” (Hbr
6, 8; por. Rdz 3, 18), ale także górnicy w
kopalniach czy kamieniołomach, hutnicy przy swoich wysokich piecach,
ludzie pracujący przy budowach i konstrukcjach w częstym niebezpieczeństwie
kalectwa czy utraty życia. Wiedzą o nim
równocześnie ludzie związani z warsztatem pracy
umysłowej, wiedzą uczeni, wiedzą ludzie obciążeni
wielką odpowiedzialnością za decyzje o dużym
znaczeniu społecznym. Wiedzą lekarze i
pielęgniarki czuwający dzień i noc przy chorych.
Wiedzą kobiety, które niekiedy, bez należytego uznania ze
strony społeczeństwa, a czasem własnej rodziny, znoszą
codzienny trud i odpowiedzialność za dom i
za wychowanie dzieci. Wiedzą wszyscy ludzie pracy
— a ponieważ praca jest powołaniem powszechnym: wiedzą wszyscy
ludzie.
A przecież, z tym całym trudem
— a może nawet poniekąd z jego powodu — praca jest dobrem
człowieka. Jeśli dobro to nosi na sobie znamię „bonum arduum” wedle
terminologii św. Tomasza4, to niemniej jako takie jest ono dobrem
człowieka. I to nie dobrem tylko
„użytecznym” czy „użytkowym”, ale dobrem „godziwym”, czyli
odpowiadającym godności człowieka, wyrażającym tę
godność i pomnażającym ją. Chcąc
bliżej określić znaczenie etyczne pracy, trzeba mieć przed
oczyma tę przede wszystkim prawdę. Praca
jest dobrem człowieka — dobrem jego człowieczeństwa — przez
pracę bowiem człowiek nie tylko przekształca przyrodę,
dostosowując ją do swoich potrzeb, ale także urzeczywistnia
siebie jako człowiek, a także poniekąd bardziej „staje
się człowiekiem”.
Bez tego nie można zrozumieć
znaczenia cnoty pracowitości, nie można w szczególności
zrozumieć, dlaczego pracowitość miałaby być cnotą
— cnotą bowiem
(czyli sprawnością moralną) nazywamy to, przez co człowiek
staje się dobry jako człowiek5. Fakt ten
nie zmienia w niczym słusznej obawy o to, ażeby w pracy, poprzez
którą materia doznaje uszlachetnienia, człowiek
sam nie doznawał pomniejszenia swej
godności6. Wiadomo przecież, że pracy można
także na różny sposób używać przeciwko
człowiekowi, że można go karać obozowym systemem pracy,
że można z pracy czynić środek ucisku człowieka,
że można wreszcie na różne
sposoby wyzyskiwać pracę ludzką, czyli człowieka pracy. To wszystko przemawia na rzecz moralnej powinności
łączenia pracowitości jako cnoty ze społecznym
ładem pracy, który pozwoli człowiekowi w pracy
bardziej „stawać się człowiekiem”, a nie degradować
się przez pracę, tracąc nie tylko siły fizyczne (co do
pewnego stopnia jest nieuniknione), ale nade wszystko właściwą
sobie godność i podmiotowość.
|