Wszystkie drogi Kościoła
prowadzą do człowieka
14.
Kościół nie może odstąpić człowieka,
którego „los” — to znaczy wybranie i powołanie, narodziny i
śmierć, zbawienie lub odrzucenie — w tak ścisły i
nierozerwalny sposób zespolone są z Chrystusem. A jest to
równocześnie przecież każdy człowiek na tej planecie
— na tej ziemi — którą oddał Stwórca pierwszemu
człowiekowi, mężczyźnie i kobiecie, mówiąc:
czyńcie ją sobie poddaną (por. Rdz 1, 28). Każdy
człowiek w całej tej niepowtarzalnej rzeczywistości bytu i
działania, świadomości i woli, sumienia i „serca”. Człowiek,
który — każdy z osobna (gdyż jest właśnie
„osobą”) — ma swoją własną historię życia, a nade
wszystko swoje własne „dzieje duszy”. Człowiek, który zgodnie
z wewnętrzną otwartością swego ducha, a zarazem z tylu i
tak różnymi potrzebami ciała, swej doczesnej egzystencji, te
swoje osobowe dzieje pisze zawsze poprzez rozliczne więzi, kontakty,
układy, kręgi społeczne, jakie łączą go z innymi
ludźmi — i to począwszy już od pierwszej chwili zaistnienia na
ziemi, od chwili poczęcia i narodzin. Człowiek w całej prawdzie
swego istnienia i bycia osobowego i zarazem „wspólnotowego”, i zarazem
„społecznego” — w obrębie własnej rodziny, w obrębie tylu
różnych społeczności, środowisk, w obrębie
swojego narodu czy ludu (a może jeszcze tylko klanu lub szczepu), w
obrębie całej ludzkości — ten człowiek jest
pierwszą drogą, po której winien kroczyć
Kościół w wypełnianiu swojego posłannictwa, jest
pierwszą i podstawową drogą Kościoła, drogą
wyznaczoną przez samego Chrystusa, drogą, która nieodmiennie
prowadzi przez Tajemnice Wcielenia i Odkupienia.
Tego to właśnie
człowieka w całej prawdzie jego życia, jego sumienia, w jego
nieustannie się potwierdzającej grzeszności, a
równocześnie w nieustannie się ujawniającej
dążności do prawdy, dobra, piękna, do sprawiedliwości
i miłości, miał przed oczyma Sobór
Watykański II, gdy rysując jego sytuację w świecie
współczesnym, od zewnętrznych komponentów tej sytuacji
zstępował stale w immanentną prawdę
człowieczeństwa: „W samym bowiem człowieku wiele
elementów zwalcza się nawzajem. Będąc bowiem stworzeniem,
doświadcza on z jednej strony wielorakich ograniczeń, z drugiej
strony czuje się nieograniczony w swoich pragnieniach i powołany do
wyższego życia. Przyciągany wielu ponętami, musi
wciąż wybierać między nimi i wyrzekać się
niektórych. Co więcej, będąc słabym i grzesznym,
nierzadko czyni to, czego nie chce, nie zaś to, co chciałby
czynić. Stąd cierpi rozdarcie w samym sobie, z czego z kolei tyle i
tak wielkich rozdźwięków rodzi się w
społeczeństwie” 23.
Ten człowiek jest drogą
Kościoła — drogą, która prowadzi niejako u podstawy tych
wszystkich dróg, jakimi Kościół kroczyć powinien,
ponieważ człowiek — każdy bez wyjątku — został
odkupiony przez Chrystusa, ponieważ z człowiekiem — każdym bez
wyjątku — Chrystus jest w jakiś sposób zjednoczony, nawet
gdyby człowiek nie zdawał sobie z tego sprawy: „Chrystus,
który za wszystkich umarł i zmartwychwstał, może
człowiekowi przez Ducha swego udzielić światła i sił,
aby zdolny był odpowiedzieć najwyższemu swemu powołaniu”
24.
Ponieważ więc ten
człowiek jest drogą Kościoła, drogą jego codziennego
życia i doświadczenia, posłannictwa i trudów —
Kościół naszej epoki musi być wciąż na nowo świadomy
jego „sytuacji” — to znaczy świadomy równocześnie jego
możliwości, które wciąż na nowo się
ukierunkowują i w ten sposób ujawniają. Musi być
równocześnie świadomy zagrożeń, świadomy tego
wszystkiego, co wydaje się być przeciwne temu, aby „życie
ludzkie stawało się coraz bardziej ludzkie” 25, aby wszystko,
co na to życie się składa, odpowiadało prawdziwej
godności człowieka; po prostu musi być świadomy
wszystkiego, co jest temu przeciwne.
|