Czego lęka się
współczesny człowiek
15.
Zachowując przeto w żywej pamięci obraz, jaki w sposób
tak bardzo wnikliwy i kompetentny nakreślił Sobór
Watykański II, postaramy się obraz ten raz jeszcze
dostosować do „znaków czasu”, a także do wymogów
sytuacji, która stale się zmienia i narasta w określonych
kierunkach.
Człowiek dzisiejszy zdaje
się być stale zagrożony przez to, co jest jego własnym
wytworem, co jest wynikiem pracy jego rąk, a zarazem — i bardziej jeszcze
— pracy jego umysłu, dążeń jego woli Owoce tej wielorakiej
działalności człowieka zbyt rychło, i w sposób
najczęściej nie przewidywany, nie tylko i nie tyle podlegają
„alienacji” w tym sensie, że zostają odebrane temu, kto je
wytworzył, ile — przynajmniej częściowo, w jakimś pochodnym
i pośrednim zakresie skutków — skierowują się przeciw
człowiekowi. Zostają przeciw niemu skierowane lub mogą
zostać skierowane przeciw niemu. Na tym zdaje się polegać
główny rozdział dramatu współczesnej ludzkiej
egzystencji w jej najszerszym i najpowszechniejszym wymiarze. Człowiek
coraz bardziej bytuje w lęku. Żyje w lęku, że jego wytwory
— rzecz jasna nie wszystkie i nie większość, ale
niektóre, i to właśnie te, które zawierają w sobie
szczególną miarę ludzkiej pomysłowości i
przedsiębiorczości — mogą zostać obrócone w
sposób radykalny przeciwko człowiekowi. Mogą stać
się środkami i narzędziami jakiegoś wręcz
niewyobrażalnego samozniszczenia, wobec którego wszystkie znane nam
z dziejów kataklizmy i katastrofy zdają się blednąć.
Musi przeto zrodzić się pytanie, na jakiej drodze owa dana
człowiekowi od początku władza, mocą której
miał czynić ziemię sobie poddaną (por. Rdz 1, 28),
obraca się przeciwko człowiekowi, wywołując zrozumiały
stan niepokoju, świadomego czy też podświadomego lęku,
poczucie zagrożenia, które na różne sposoby udziela
się współczesnej rodzinie ludzkiej i w różnych
postaciach się ujawnia.
Ów stan zagrożenia
człowieka ze strony wytworów samego człowieka ma
różne kierunki i różne stopnie nasilenia. Zdaje
się, że jesteśmy coraz bardziej świadomi, iż
eksploatacja ziemi, planety, na której żyjemy, domaga się
jakiegoś racjonalnego i uczciwego planowania. Równocześnie
eksploatacja ta dla celów nie tylko przemysłowych, ale także
militarnych, niekontrolowany wszechstronnym i autentycznie humanistycznym
planem rozwój techniki, niosą z sobą często zagrożenie
naturalnego środowiska człowieka, alienuje go w stosunku do przyrody,
odrywa od niej. Człowiek zdaje się często nie dostrzegać
innych znaczeń swego naturalnego środowiska, jak tylko te,
które służą celom doraźnego użycia i
zużycia. Tymczasem Stwórca chciał, aby człowiek
obcował z przyrodą jako jej rozumny i szlachetny „pan” i
„stróż”, a nie jako bezwzględny „eksploatator”.
Rozwój techniki oraz
naznaczony panowaniem techniki rozwój cywilizacji
współczesnej domaga się proporcjonalnego rozwoju
moralności i etyki. Tymczasem ten drugi zdaje się, niestety,
wciąż pozostawać w tyle. I stąd też ów
skądinąd zdumiewający postęp, w którym trudno nie
dostrzegać również tych rzeczywistych znamion wielkości
człowieka, jakie w swych twórczych zalążkach objawiły
się na kartach Księgi Rodzaju już w opisie jego stworzenia (por.
Rdz 1-2), musi rodzić wielorakie niepokoje. Niepokój
zaś dotyczy zasadniczej i podstawowej sprawy: czy ów postęp,
którego autorem i sprawcą jest człowiek, czyni życie
ludzkie na ziemi pod każdym względem „bardziej ludzkim”, bardziej
„godnym człowieka”? Nie można żywić wątpliwości,
że pod wielu względami czyni je takim. Pytanie jednak, które
uporczywie powraca, dotyczy tego co najistotniejsze: czy człowiek jako
człowiek w kontekście tego postępu staje się lepszy,
duchowo dojrzalszy, bardziej świadomy godności swego
człowieczeństwa, bardziej odpowiedzialny, bardziej otwarty na
drugich, zwłaszcza dla potrzebujących, dla słabszych, bardziej
gotowy świadczyć i nieść pomoc wszystkim?
Jest to pytanie, które
muszą stawiać sobie chrześcijanie właśnie dlatego,
że Jezus Chrystus tak wszechstronnie uwrażliwił ich na
sprawę człowieka. Ale pytanie to muszą stawiać sobie
równocześnie wszyscy ludzie, a zwłaszcza te środowiska i
te społeczeństwa, które mają szczególnie aktywny
udział w procesach współczesnego postępu. Patrząc na
te procesy i uczestnicząc w nich, nie możemy tylko poddawać
się euforii, nie możemy wpadać w jednostronne uniesienie dla
naszych osiągnięć, ale musimy wszyscy stawiać sobie z
całą rzetelnością, obiektywizmem i poczuciem moralnej
odpowiedzialności zasadnicze pytania związane z sytuacją
człowieka dziś i w dalszej perspektywie. Czy wszystkie dotychczasowe
i dalsze osiągnięcia techniki idą w parze z postępem etyki
i z duchowym postępem człowieka? Czy człowiek jako człowiek
w ich kontekście również rozwija się i postępuje
naprzód, czy też cofa się i degraduje w swym
człowieczeństwie? Czy rośnie w ludziach, w „świecie
człowieka”, który jest sam w sobie światem dobra i zła
moralnego, przewaga tego pierwszego czy też tego drugiego? Czy w ludziach,
pomiędzy ludźmi, pomiędzy społeczeństwami, narodami,
państwami rośnie sprawiedliwość, solidarność,
miłość społeczna, poszanowanie praw każdego —
zarówno człowieka, jak narodu czy ludu — czy też, wręcz
przeciwnie, narastają egoizmy różnego wymiaru, ciasne nacjonalizmy
w miejsce autentycznej miłości ojczyzny, a wreszcie dążenie
do panowania nad drugimi wbrew ich słusznym prawom i zasługom,
dążenie zwłaszcza do tego, aby cały rozwój
materialny, techniczno-produkcyjny, wykorzystać dla celów
wyłącznego panowania nad drugimi, dla celów takiego czy innego
imperializmu?
Oto pytania zasadnicze,
których nie może nie stawiać Kościół,
ponieważ w sposób mniej lub bardziej wyraźny stawiają
sobie te pytania miliardy ludzi żyjących we współczesnym świecie.
Temat rozwoju i postępu nie schodzi z ust, tak jak nie schodzi ze szpalt
dzienników i publikacji we wszystkich prawie językach
współczesnego świata. Nie zapominajmy wszakże, iż w
tym temacie zawiera się nie tylko twierdzenie i pewność, zawiera
się w nim również pytanie i niepokój. To drugie jest
nie mniej ważne jak pierwsze. Odpowiada ono naturze ludzkiego poznania. Jeszcze
bardziej odpowiada podstawowej potrzebie troski człowieka o
człowieka, o samo jego człowieczeństwo, o
przyszłość ludzi na tej ziemi. Kościół,
który jest ożywiony wiarą eschatologiczną, uważa
równocześnie tę troskę o człowieka, o jego
człowieczeństwo, o przyszłość ludzi na tej ziemi, a
więc o kierunek całego rozwoju i postępu — za istotny dla swego
posłannictwa, za nierozerwalnie z nim związany. Początek tej
troski Kościół znajduje w samym Jezusie Chrystusie — jak o tym
świadczą Ewangelie — w Nim też stale pragnie ją
rozwijać, odczytując sytuację człowieka w świecie
współczesnym wedle najważniejszych znaków naszego
czasu.
|