IV
Posłannictwo Kościoła i los człowieka
Kościół
przejęty powołaniem człowieka w Chrystusie
18.
Ten, z konieczności pobieżny, rzut oka na sytuację
człowieka w świecie współczesnym jeszcze bardziej
skierowuje nasze myśli i serca ku Jezusowi Chrystusowi, ku Tajemnicy Odkupienia,
w której sprawa człowieka wypisana jest ze szczególną
mocą prawdy i miłości. Skoro zaś Chrystus „zjednoczył
się jakoś z każdym człowiekiem” 36.
Kościół wnikając w głębię tej tajemnicy, w
jej pełną i wszechstronną wymowę, przeżywa zarazem
najgłębiej swoją własną istotę i własne
posłannictwo. Nie na darmo Apostoł nazwał
Kościół Ciałem Chrystusa (por. 1 Kor 6, 15; 11, 3;
12, 12 n.; Ef 1, 22 n.; 2, 15 n.; 4, 4 n.; 5, 30; Kol 1, 18; 3,
15; Rz 12, 4 n.; Ga 3, 28). Jeśli to Ciało Mistyczne
Chrystusa jest — jak z kolei w związku z całą tradycją
biblijną i patrystyczną uczy Sobór — Ludem Bożym, to
znaczy, że każdy człowiek jakoś objęty jest w nim tym
tchnieniem życia, które pochodzi od Chrystusa. W ten sposób
też zwrot ku człowiekowi, ku jego rzeczywistym problemom, ku jego
nadziejom i cierpieniom, osiągnięciom i upadkom sprawia, że
Kościół sam jako ciało, jako organizm, jako
jedność społeczna doznaje tych Bożych impulsów, tych
świateł i mocy Ducha, które idą od Chrystusa
ukrzyżowanego i zmartwychwstałego — i przez to właśnie
żyje swoim własnym życiem. Nie ma Kościół
innego życia poza tym, jakim obdarza go Jego Pan i Oblubieniec.
Właśnie dlatego tak bardzo musi być — również i
Kościół — zjednoczony z każdym człowiekiem, skoro z
nim zjednoczył się Chrystus w Tajemnicy Odkupienia.
To
zjednoczenie Chrystusa z człowiekiem samo w sobie jest tajemnicą, w
której rodzi się „nowy człowiek” powołany do uczestnictwa
w Bożym Życiu (por. 2 P 1, 4), stworzony na nowo w Chrystusie
ku pełni łaski i prawdy (por. Ef 2, 10; J 1, 14. 16).
Zjednoczenie Chrystusa z człowiekiem jest mocą i
źródłem mocy wedle tego, co tak zwięźle
wypowiedział w Prologu swej Ewangelii św. Jan: Słowo „Wszystkim
tym (...) którzy Je przyjęli, dało moc, aby się stali
synami Bożymi” (J 1, 12). Jest to moc wewnętrznie
przemieniająca człowieka, zasada nowego życia, które nie
niszczeje i nie przemija, ale trwa ku żywotowi wiecznemu (por. J 4,
14). Żywot ten, przyobiecany i darowany każdemu człowiekowi
przez Ojca w Jezusie Chrystusie, przedwiecznym i Jednorodzonym Synu, wcielonym
i narodzonym u progu spełnienia czasów z Dziewicy Maryi (por. Ga
4, 4), jest ostatecznym spełnieniem powołania człowieka. Jest
poniekąd spełnieniem tego „Losu”, który odwiecznie
zgotował mu Bóg. Ten „Boży Los” przebija się ponad
wszystkie zagadki i niewiadome, ponad krzywizny i manowce „ludzkiego losu” w
doczesnym świecie. Jeśli bowiem wszystkie one prowadzą — przy
całym bogactwie życia doczesnego — jakby z nieuchronną
koniecznością do granicy śmierci i progu zniszczenia ludzkiego
ciała, Chrystus ukazuje się nam poza tym progiem: „Ja jestem
zmartwychwstaniem i życiem. Kto we Mnie wierzy (...) nie umrze na wieki” (J
11, 25 n.). W Jezusie Chrystusie ukrzyżowanym, złożonym do
grobu, a z kolei zmartwychwstałym, zabłysła człowiekowi raz
na zawsze nadzieja życia wiecznego, nadzieja zmartwychwstania w Bogu (por.
Prefacja ze Mszy św. o zmarłych), ku któremu człowiek
idzie poprzez śmierć ciała, dzieląc wraz z całym
stworzeniem widzialnym tę konieczność, jakiej poddana jest
materia. Rozumiemy — i staramy się coraz gruntowniej rozumieć —
wymowę tej prawdy, jaką Odkupiciel człowieka zawarł w
zdaniu: „Duch daje życie; ciało na nic się nie przyda” (J
6, 63). Słowa te — wbrew pozorom — wyrażają właśnie
najwyższą afirmację człowieka: ciała, które
ożywia Duch!
Kościół żyje
tą rzeczywistością. Żyje tą prawdą o
człowieku, która pozwala mu przekraczać granice
doczesności, a równocześnie ze szczególną
miłością i troską myśleć o tym wszystkim, co w
wymiarach samej tej doczesności stanowi o życiu człowieka, o
życiu ludzkiego ducha, w którym wyraża się ów
odwieczny niepokój, wedle tych słów św. Augustyna:
„stworzyłeś nas, Boże, dla siebie i niespokojne jest serce
nasze, dopóki nie spocznie w Tobie” 37. W tym twórczym
niepokoju tętni i pulsuje to, co jest najgłębiej ludzkie:
poszukiwanie prawdy, nienasycona potrzeba dobra, głód
wolności, tęsknota za pięknem, głos sumienia.
Kościół, starając się patrzeć na człowieka
niejako „oczami samego Chrystusa”, uświadamia sobie wciąż na
nowo, iż jest stróżem wielkiego skarbu, którego nie
wolno mu rozproszyć, który wciąż musi pomnażać.
Powiedział bowiem Pan Jezus: „kto nie zbiera ze Mną, rozprasza” (Mt
12, 30). Ów skarb człowieczeństwa pogłębiony o
niewymowną tajemnicę „Bożego Synostwa” (por. J 1, 12),
łaski przybrania za synów w Jednorodzonym Synu Bożym (por. Ga
4, 5), poprzez którego mówimy do Boga „Abba, Ojcze” (Ga 4,
6; Rz 8, 15), jest zarazem potężną siłą
jednoczącą Kościół najbardziej od wewnątrz i
nadającą sens całej jego działalności. Jednoczy
się w niej Kościół z Duchem Jezusa Chrystusa, z tym
Świętym Duchem, którego Odkupiciel przyobiecał,
którego stale udziela, którego zesłanie — objawione w dniu
Pięćdziesiątnicy — wciąż trwa. I przejawiają
się w ludziach moce Ducha (por. Rz 15, 13; 1 Kor 1, 24),
dary Ducha (por. Iz 11, 2 n.; Dz 2, 38), owoce Ducha
Świętego (por. Ga 5, 22 n.). A Kościół naszej
epoki z jeszcze większą zda się żarliwością, ze
świętą natarczywością, powtarza: „Veni, Sancte
Spiritus!” Przyjdź! Przybądź! „Obmyj, co nie święte!
Oschłym wlej zachętę! Ulecz serca ranę. Nagnij, co jest
harde! Rozgrzej serca twarde! Prowadź zabłąkane!” (Sekwencja ze
Święta Zesłania Ducha Świętego).
To wołanie do Ducha — i o Ducha —
jest odpowiedzią na wszystkie „materializmy” naszej epoki. One bowiem
rodzą wieloraki niedosyt w sercu człowieka. To wołanie odzywa
się z różnych stron i — zdaje się — że w
różny sposób też owocuje. Czy można
powiedzieć, że w tym wołaniu Kościół nie jest
sam? Można tak powiedzieć, skoro „zapotrzebowaniu” na to co duchowe
dają wyraz różni ludzie, pozornie nieraz stojący poza
widzialnymi wymiarami Kościoła38. Ale czyż to nie jest
zarazem dowodem tej prawdy o Kościele, którą tak wnikliwie
uwydatnił Sobór w Konstytucji Lumen gentium ucząc,
że jest on Sakramentem, czyli widzialnym znakiem zjednoczenia z Bogiem, a
zarazem jedności całego rodzaju ludzkiego? 39 To wołanie
do Ducha — i o Ducha — nie jest niczym innym, jak wciąż
aktualizującym się wchodzeniem w pełny wymiar Tajemnicy Odkupienia,
w której Chrystus zjednoczony z Ojcem i z każdym człowiekiem,
nieustannie udziela nam tego Ducha, który daje nam
świadomość synostwa Bożego i kieruje nas ku Ojcu (por. Rz
8, 15; Ga 4, 5). I dlatego Kościół naszej epoki — epoki
szczególnie głodnej Ducha, bo głodnej sprawiedliwości,
pokoju, miłości, dobroci, męstwa, odpowiedzialności,
godności człowieka — w sposób szczególny musi się
zespolić i zjednoczyć wokół tej Tajemnicy,
odnajdując w niej najpotrzebniejsze światła i moce dla swojego
własnego posłannictwa. Jeśli bowiem — jak powiedziano uprzednio
— człowiek jest drogą codziennego życia Kościoła, musi
ten Kościół nieustannie być świadomy tej
godności syna Bożego przybrania, jaką człowiek ma w
Chrystusie od Ducha Świętego (tamże), i tego
przeznaczenia do łaski i chwały (por. Rz 8, 30), jakie
stało się jego udziałem poprzez wszystko, co składa
się na jego życie na tej ziemi. Rozważając to wszystko
wciąż na nowo, przyjmując z coraz bardziej świadomą
wiarą, z coraz bardziej zdecydowaną miłością,
Kościół uzdalnia się zarazem do tej służby
człowiekowi, do jakiej wzywa go sam Chrystus Pan, gdy mówi, że
Syn Człowieczy „nie przyszedł, aby Mu służono, lecz aby
służyć” (Mt 20, 28). Kościół
spełnia tę swoją służbę, uczestnicząc w
troistej posłudze (in triplici munere) samego swojego Mistrza i
Odkupiciela. Tę właśnie naukę, opartą na biblijnym
fundamencie, Sobór Watykański II pełniej
odsłonił ze szczególnym pożytkiem dla życia
Kościoła. Kiedy bowiem stajemy się świadomi tego
uczestnictwa w troistym posłannictwie Chrystusa, w troistej Jego
posłudze — prorockiej, kapłańskiej i
królewskiej40 — uświadamiamy sobie równocześnie
lepiej, czemu ma służyć cały Kościół jako
wielka społeczność i wspólnota Ludu Bożego na ziemi,
a także jaki udział w tym posłannictwie i służbie ma
mieć każdy z nas.
|