ROZDZIAL OSMY
W pare dni ksiaze
wyslal swojego ulubienca z wezwaniem do Kamy. Przybyla natychmiast w szczelnie
zaslonietej lektyce.
Ramzes przyjal ja
w osobnym pokoju.
- Bylem - rzekl
-jednego wieczora pod twoim domem.
- O Astoreth!...
- zawolala kaplanka. - Czemuz zawdzieczam najwyzsza laske?... I co
przeszkodzilo ci, dostojny panie, ze nie raczyles zawolac twojej niewolnicy?...
- Staly tam
jakies bydleta. Podobno Asyryjczykowie. Wiec wasza dostojnosc trudziles sie
wieczorem?... Nigdy nie smialabym przypuscic, ze nasz wladca znajduje sie o
kilka krokow ode mnie pod golym niebem.
Ksiaze zarumienil
sie. Jakzeby byla zdziwiona dowiedziawszy sie, ze ksiaze z dziesiec wieczorow
przepedzil pod jej oknami! A moze ona i wiedziala o tym, gdyby sadzic z jej
polusmiechnietych ust i obludnie spuszczonych oczu.
- Wiec teraz,
Kamo - mowil ksiaze - przyjmujesz u siebie Asyryjczykow?
- To wielki
magnat!... - zawolala Kama. - To powinowaty krola, Sargon, ktory piec talentow
ofiarowal naszej bogini...
- A ty mu
wywzajemnisz sie, Kamo - szydzil nastepca.
- I poniewaz jest
tak hojnym magnatem, bogowie feniccy nie ukarza cie smiercia...
- Co mowisz,
panie?... - odparla skladajac rece. - Czyli nie wiesz, ze Azjata; chocby mnie
znalazl w pustyni, nie podniesie na mnie reki, gdybym nawet oddala mu sie sama.
Oni lekaja sie bogow...
- Po coz wiec
przychodzi do ciebie ten smierdzacy... nie - ten pobozny Azjata?
- Chce mnie
namowic, azebym wyjechala do swiatyni Astoreth babilonskiej.
- I
pojedziesz?...
- Pojade...
jezeli ty, panie, kazesz... - odpowiedziala Kama zaslaniajac twarz welonem.
Ksiaze milczac
ujal ja za reke. Usta mu drzaly.
- Nie dotykaj
mnie, panie - szeptala wzruszona. - Jestes wladca i opora moja i wszystkich
Fenicjan w tym kraju, ale... badz milosierny...
Namiestnik puscil
ja i zaczal chodzic po pokoju.
- Goracy dzien,
prawda?.. - rzekl. - Podobno sa kraje, gdzie w miesiacu Mechir spada z nieba na
ziemie bialy puch, ktory na ogniu zmienia sie w wode i robi zimno. O Kamo,
popros twoich bogow, azeby zeslali mi troche tego pierza!... Choc, co ja
mowie?... Gdyby pokryli nim caly Egipt, wszystek ten puch zamienilby sie na
wode, ale nie ostudzilby mego serca.
- Bo jestes jak
boski Amon, jestes slonce ukryte w ludzkiej postaci - odparla Kama. - Ciemnosc
pierzcha stamtad, gdzie zwrocisz twoje oblicze, a pod blaskiem twoich spojrzen
rosna kwiaty...
Ksiaze znowu
zblizyl sie do niej.
- Ale badz
milosierny - szepnela. - Przeciez ty dobry bog, wiec nie mozesz zrobic krzywdy
twojej kaplance...
Ksiaze znowu
odsunal sie i otrzasnal, jakby pragnac zrzucic z siebie ciezar. Kama patrzyla
na niego spod opuszczonej powieki i usmiechnela sie nieznacznie.
Gdy milczenie
trwalo zbyt dlugo, spytala:
- Kazales mnie
wezwac, wladco. Oto jestem i czekam, abys mi objawil wole twoja.
- Aha!... -
ocknal sie ksiaze. - Powiedz no mi, kaplanko... Aha!... Kto to byl ten, tak
podobny do mnie, ktorego widzialem w waszej swiatyni wowczas?...
Kama polozyla
palec na ustach.
- Swieta
tajemnica... - szepnela.
- Jedno jest
tajemnica, drugiego nie wolno - odparl Ramzes. Niechze przynajmniej dowiem sie,
kto on taki: czlowiek czy duch?...
- Duch.
- A jednak ten
duch wyspiewywal pod twoimi oknami?...
Kama usmiechnela
sie.
- Nie chce
gwalcic tajemnic waszej swiatyni... - ciagnal ksiaze.
- Przyrzekles to,
panie, Hiramowi - wtracila kaplanka.
- Dobrze...
dobrze!... - przerwal rozdrazniony namiestnik. - Dlatego ani z Hiramem, ani z
kim innym nie bede rozmawial o tym cudzie, tylko z toba... Otoz, Kamo, powiedz
duchowi czy czlowiekowi, ktory jest tak do mnie podobny, azeby jak najpredzej
wyjezdzal z Egiptu i nikomu nie pokazywal sie. Bo widzisz... W zadnym panstwie
nie moze byc dwu nastepcow tronu.
Nagle uderzyl sie
w czolo. Dotychczas mowil tak, azeby zaklopotac Kame, lecz teraz przyszla mu
mysl calkiem powazna:
- Ciekawym -
rzekl, ostro patrzac na Kame - dlaczego twoi rodacy pokazali mi moj zywy
wizerunek?... Czy chca ostrzec, ze maja dla mnie zastepce?... Istotnie,
zadziwia mnie ich czyn.
Kama upadla mu do
nog.
- O panie! -
szepnela. - Ty, ktory nosisz na piersiach nasz najwyzszy talizman, czy mozesz
przypuscic, azeby Fenicjanie robili co na twoja szkode?... Ale pomysl tylko...
W wypadku, gdyby grozilo ci niebezpieczenstwo albo gdybys chcial omylic swoich
nieprzyjaciol, czy taki czlowiek nie przyda sie?... Fenicjanie to tylko chcieli
pokazac ci w swiatyni...
Ksiaze pomyslal i
wzruszyl ramionami...
"Tak - rzekl
do siebie. - Gdybym potrzebowal czyjejkolwiek opieki!... Ale czy Fenicjanie
sadza, ze ja sam nie dam sobie rady?... W takim razie zlego wybrali protektora
dla siebie."
- Panie -
szepnela Kama - alboz nie jest ci wiadome, ze Ramzes Wielki mial oprocz swojej
postaci dwie inne dla wrogow?... I tamte dwa cienie krolewskie zginely, a on
zyl...
- No, dosyc... -
przerwal ksiaze. - Aby zas ludy Azji wiedzialy, ze jestem laskawy, przeznaczam,
Kamo, piec talentow na igrzyska na czesc Astoreth, a kosztowny puchar do jej
swiatyni. Dzis jeszcze odbierzesz to. Skinieniem glowy pozegnal kaplanke. Po
jej wyjsciu opanowala go nowa fala mysli:
"Zaprawde,
przebiegli sa Fenicjanie. Jezeli ten moj zyjacy wizerunek jest czlowiekiem,
moga mi zrobic z nie- go wielki podarunek, a ja czynilbym kiedys cuda, o jakich
bodajze nie slyszano w Egipcie. Faraon mieszka w Memfis, a jednoczesnie ukazuje
sie w Tebach albo w Tanis!... Faraon posuwa sie z armia na Babilon, Asyryjczycy
tam gromadza glowne sily, a jednoczesnie - faraon z inna armia zdobywa
Niniwe... Sadze, ze Asyryjczycy byliby bardzo zdumieni takim wypadkiem."
I znowu obudzila
sie w nim glucha nienawisc do poteznych Azjatow, i znowu widzial swoj
triumfalny woz, przejezdzajacy pobojowisko pelne asyryjskich trupow i cale
kosze odcietych rak.
Teraz wojna stala
sie dla jego duszy taka koniecznoscia jak chleb dla ciala. Bo nie tylko mogl
przez nia zbogacic Egipt, napelnic skarb i zdobyc wiecznotrwala slawe, ale
jeszcze - mogl zaspokoic, dotychczas nieswiadomy, dzis poteznie rozbudzony
instynkt zniszczenia Asyrii.
Dopoki nie
zobaczyl tych wojownikow z kudlatymi brodami, nie myslal o nich. Ale dzis
zawadzali mu. Bylo mu tak ciasno z nimi na swiecie, ze ktos musial ustapic: oni
albo on.
Jaka role w
obecnym jego nastroju odegral Hiram i Kama? - z tego nie zdawal sobie sprawy.
Czul tylko, ze musi miec wojne z Asyria, jak ptak przelotny czuje, ze w
miesiacu Pachono musi odejsc na polnoc.
Namietnosc wojny
szybko ogarniala ksiecia. Mniej mowil, rzadziej usmiechal sie, przy ucztach
siedzial zamyslony, a zarazem coraz czesciej przestawal z wojskiem i
arystokracja. Widzac laski, jakie namiestnik zlewal na tych, ktorzy nosza bron,
szlachecka mlodziez, a nawet ludzie starsi poczeli zaciagac sie do pulkow.
Zwrocilo to uwage swietego Mentezufisa, ktory wyslal do Herhora list tej
tresci:
"Od
przybycia Asyryjczykow do Pi-Bast nastepca tronu jest rozgoraczkowany, a jego
dwor usposobiony bardzo wojowniczo. Pija i graja w kosci jak poprzednio, ale
wszyscy odrzucili cienkie szaty i peruki i bez wzgledu na straszny upal chodza
w zolnierskich czepcach i kaftanach.
Obawiam sie,
azeby ta zbrojna gotowosc nie obrazila dostojnego Sargona."
Na co Herhor
natychmiast odpowiedzial:
"Nic nie
szkodzi, ze nasza zniewiesciala szlachta polubila wojskowosc na czas przyjazdu
Asyryjczykow, gdyz ci beda mieli o nas lepsze wyobrazenie. Najdostojniejszy
namiestnik, widac oswiecony przez bogow, odgadl, ze wlasnie teraz trzeba
dzwonic mieczami, kiedy mamy u siebie poslow tak wojennego narodu.
Jestem pewny, ze
to dzielne usposobienie naszej mlodziezy da Sargonowi do myslenia i zrobi go
miekszym w ukladach."
Pierwszy raz, jak
Egipt Egiptem, zdarzylo sie, ze mlody ksiaze oszukal czujnosc kaplanow. Co
prawda stali za nim Fenicjanie i - wykradziona przez nich tajemnica traktatu z
Asyria, czego kaplani nawet nie podejrzewali. Najlepsza wreszcie maska nastepcy
wobec kaplanskich dostojnikow byla ruchliwosc jego charakteru. Wszyscy
pamietali, jak latwo w roku zeszlym przerzucil sie od manewrow pod Pi-Bailos do
cichego folwarku Sary i jak w ostatnich czasach kolejno zapalal sie do uczt,
zajec administracyjnych, poboznosci, aby znowu powrocic do uczt. Totez, z
wyjatkiem Tutmozisa, nikt by nie uwierzyl, ze ten zmienny mlodzieniec posiada
jakis plan, jakies haslo, do ktorego bedzie dazyl z niepokonanym uporem.
Tym razem nawet
nie trzeba bylo dlugo czekac na nowy dowod zmiennosci upodoban Ramzesa.
Do Pi-Bast,
pomimo upalu, przyjechala Sara z calym dworem i synem. Byla troche mizerna,
dziecko troche niezdrowe czy zmeczone, ale oboje wygladali bardzo ladnie.
Ksiaze byl
zachwycony. W najpiekniejszej czesci palacowego ogrodu wyznaczyl Sarze dom i
prawie cale dni przesiadywal przy kolebce swego syna.
Poszly w kat
uczty, manewry i posepne zamyslenia Ramzesa. Panowie z jego swity musieli pic i
bawic sie sami, bardzo predko odpasali miecze i przebrali sie w
najwykwintniejsze szaty. Zmiana kostiumu byla dla nich tym niezbedniejsza, ze
ksiaze po kilku z nich prowadzil do mieszkania Sary, aby pokazac im syna, swego
syna.
- Patrz,
Tutmozisie - mowil raz do ulubienca - jakie to piekne dziecko: istny platek
rozy. No i z tego ma kiedys wyrosnac czlowiek, z tego drobiazgu!.. I to rozowe
piskle bedzie kiedys chodzilo, rozmawialo, nawet uczylo sie madrosci w kaplanskich
szkolach... Czy ty widzisz jego reczyny, Tutmozisie?... - wolal zachwycony
Ramzes. - Zapamietaj sobie te drobne rece, azebys opowiedzial o nich kiedys,
gdy mu daruje pulk i kaze nosic za soba moj topor... I to jest moj syn, moj
syn, rodzony!...
Nic dziwnego, ze
gdy tak mowil pan, jego dworzanie martwili sie, ze nie moga zostac niankami, a
nawet mamkami dziecka, ktore lubo nie mialo zadnych praw dynastycznych, bylo
jednak pierwszym synem przyszlego faraona.
Lecz ta sielanka
skonczyla sie bardzo predko, gdyz - nie dogadzala interesom Fenicjan.
Pewnego dnia
dostojny Hiram przybyl do palacu z wielka swita kupcow, niewolnikow tudziez
ubogich Egipcjan, ktorym dawal jalmuzne, i stanawszy przed nastepca rzekl:
- Milosciwy panie
nasz! Azeby dac dowod, ze serce twoje i dla nas Azjatow jest pelne laski,
darowales nam piec talentow celem urzadzenia igrzysk na czesc boskiej Astoreth.
Wola twoja jest spelniona, igrzyska przygotowalismy, a teraz przychodzimy
blagac cie, azebys raczyl zaszczycic je swoja obecnoscia.
To mowiac
siwowlosy ksiaze tyryjski ukleknal przed Ramzesem i na zlotej tacy podal mu
zloty klucz do lozy cyrku.
Ramzes chetnie
zgodzil sie na zaprosiny, a swieci kaplani Mefres i Mentezufis nic nie mieli
przeciw temu, aby ksiaze przyjal udzial w uroczystosci na czesc bogini
Astoreth.
- Przede
wszystkim Astoreth - mowil dostojny Mefres do Mentezufisa -jest tym samym, co
nasza Izyda tudziez Istar Chaldejska. Po wtore, jezeli pozwolilismy Azjatom
wybudowac swiatynie na naszej ziemi, wypada od czasu do czasu byc uprzejmymi
dla ich bogow.
- Mamy nawet
obowiazek zrobic mala grzecznosc Fenicjanom po zawarciu takiego traktatu z
Asyria!.. - wtracil smiejac sie dostojny Mentezufis.
Cyrk, do ktorego
namiestnik wraz z nomarcha i najprzedniejszymi oficerami udal sie o godzinie
czwartej po poludniu, byl zbudowany w ogrodzie swiatyni Astoreth. Skladal sie
on z okraglego placu, ktory otaczal parkan wysoki na dwu ludzi, zas dokola
parkanu bylo mnostwo loz i lawek wznoszacych sie amfiteatralnie. Dachu budynek
nie posiadal, natomiast nad. lozami rozciagaly sie roznokolorowe plachty w
formie motylich skrzydel, ktore skrapiano pachnaca woda i poruszano dla
chlodzenia powietrza.
Gdy namiestnik
ukazal sie w swej lozy, zgromadzeni w cyrku Azjaci i Egipcjanie wydali wielki
krzyk. Po czym zaczelo sie przedstawienie procesja muzykow, spiewakow i
tancerek.
Ksiaze rozejrzal
sie. Mial po prawej rece loze Hirama i najznakomitszych Fenicjan, na lewo loze
fenickich kaplanow i kaplanek, miedzy ktorymi Kama, zajmujaca jedno z
pierwszych miejsc, zwracala na siebie uwage bogatym strojem i pieknoscia. Miala
przezroczysta szate ozdobiona roznokolorowymi haftami, zlote bransolety na
rekach i nogach, a na glowie przepaske z kwiatem lotosu wyrobionym bardzo
kunsztownie z drogich kamieni.
Kama, oddawszy
wraz z kolegami swymi gleboki uklon ksieciu, zwrocila sie do lozy na lewo i
zaczela ozywiona rozmowe z cudzoziemcem o wspanialej postawie i nieco
szpakowatych wlosach. Czlowiek ten i jego towarzysze mieli brody i wlosy
zaplecione w mnostwo warkoczykow.
Ramzes, ktory
przyszedl do cyrku prawie wprost z pokoju swego syna, byl w wesolym
usposobieniu. Lecz gdy zobaczyl, ze Kama rozmawia z jakims obcym czlowiekiem,
spochmurnial.
- Czy nie wiesz -
zapytal Tutmozisa - co to za drab, do ktorego wdzieczy sie kaplanka?...
- To jest wlasnie
ow znakomity pielgrzym babilonski, dostojny Sargon.
- Alez to stary
dziad! - rzekl ksiaze.
- Jest zapewne
starszy od nas obu, ale to piekny czlowiek.
- Czyliz taki
barbarzynca moze byc pieknym!... - oburzyl sie namiestnik. - Jestem pewny, ze
smierdzi lojem...
Obaj umilkli:
ksiaze z gniewu, Tutmozis ze strachu, ze osmielil sie pochwalic czlowieka,
ktory nie podoba sie jego panu.
Tymczasem na
arenie widowisko szlo za widowiskiem. Kolejno wystepowali gimnastycy,
poskramiacze wezow, tancerze, kuglarze i blazny wywolujac okrzyki widzow.
Ale namiestnik
byl chmurny. W jego duszy odzyly chwilowo uspione namietnosci: nienawisc do
Asyryjczykow i zazdrosc o Kame.
"Jak moze -
myslal - ta kobieta mizdrzyc sie do czlowieka starego, ktory w dodatku ma twarz
koloru wyprawnej skory, niespokojne czarne oczy i brode capa..."
Raz tylko ksiaze
zwrocil pilniejsza uwage na arene.
Weszlo kilku
nagich Chaldejczykow. Najstarszy osadzil w ziemi trzy krotkie wlocznie ostrzami
do gory i za pomoca ruchow rak uspil najmlodszego. Po czym inni wzieli go na
rece i polozyli na wloczniach w ten sposob, ze jedna podpierala mu glowe, druga
krzyz, trzecia nogi.
Spiacy byl
sztywny jak drewno. Wowczas starzec zrobil nad nim jeszcze kilka ruchow rekoma
i - wysunal wlocznie podpierajaca nogi. Po chwili wyjal wlocznie, na ktorej
lezaly plecy, a nareszcie odtracil te, na ktorej spoczywala glowa.
I stalo sie, w
jasny dzien, przy kilku tysiacach swiadkow, ze spiacy Chaldejczyk unosil sie
poziomo w powietrzu, bez zadnej podpory, o pare lokci nad ziemie. Wreszcie
starzec popchnal go ku ziemi i rozbudzil.
W cyrku panowalo
zdumienie; nikt nie smial krzyknac ani klasnac. Tylko z paru loz rzucono
kwiaty.
Ramzes byl takze
zdziwiony. Pochylil sie do lozy Hirama i szepnal staremu ksieciu:
- A ten cud
potrafilibyscie zrobic w swiatyni Astoreth?
- Nie znam
wszystkich tajemnic naszych kaplanow - odparl zmieszany - ale wiem, ze
Chaldejczycy sa bardzo przebiegli...
- Jednak wszyscy
widzielismy, ze ten mlodzian wisial w powietrzu.
- Jezeli nie rzucono
na nas uroku - rzekl niechetnie Hiram i - stracil humor.
Po krotkiej
przerwie, w czasie ktorej po lozach dostojnikow roznoszono swieze kwiaty, zimne
wino i ciastka, rozpoczela sie najwazniejsza czesc widowiska - walka bykow.
Przy odglosie
trab, bebnow i fletow wprowadzono na arene tegiego byka z plachta na glowie,
azeby nic nie widzial. Po czym wbieglo kilku nagich, zbrojnych we wlocznie, i
jeden z krotkim mieczem.
Na znak dany
przez ksiecia uciekli przewodnicy, a jeden ze zbrojnych zdarl bykowi plachte.
Zwierze przez kilka chwil stalo oszolomione, nastepnie poczelo uganiac sie za
wloczniarzami, ktorzy draznili je kluciem.
Ta walka jalowa
ciagnela sie kilkanascie minut. Ludzie dreczyli byka, a on zapieniony, oblany
krwia stawal deba i gonil po calej arenie swoich nieprzyjaciol nie mogac
zadnego dosiegnac.
Wreszcie padl
wsrod smiechu publicznosci.
Znudzony ksiaze,
zamiast na arene, patrzyl na loze kaplanow fenickich. I widzial, ze Kama
przesiadlszy sie blizej Sargona prowadzila z nim zywa rozmowe. Asyryjczyk
pozeral ja wzrokiem, a ona usmiechnieta i zawstydzona niekiedy szeptala z nim
pochylajac sie tak, ze jej wlosy mieszaly sie z kudlami barbarzyncy, niekiedy
odwracala sie od niego z udanym gniewem.
Ramzes uczul bol
w sercu. Pierwszy raz zdarzylo mu sie, ze jakas kobieta innemu mezczyznie przed
nim dawala pierwszenstwo. W dodatku czlowiekowi prawie staremu,
Asyryjczykowi!...
Tymczasem miedzy
publicznoscia rozlegl sie szmer. Na arenie czlowiek uzbrojony mieczem kazal
sobie przywiazac do piersi lewa reke, inni obejrzeli swoje wlocznie i -
wprowadzono drugiego byka. Kiedy jeden zbrojny zerwal mu plachte z oczu, byk
obrocil sie i obejrzal wkolo, jakby chcac porachowac przeciwnikow. A gdy
zaczeli go kluc, cofnal sie pod parkan dla zabezpieczenia sobie tylu. Potem
znizyl glowe i spod oka sledzil ruchy napastujacych go ludzi. Poczatkowo
zbrojni ostroznie skradali sie z bokow, azeby go ukluc. Lecz gdy zwierze wciaz
stalo nieporuszone, osmielili sie i zaczeli przebiegac mu przed oczyma coraz
blizej.
Byk jeszcze bardziej
pochylil glowe, lecz stal jak wkopany w ziemie. Publicznosc zaczela sie smiac,
lecz nagle wesolosc jej zamienila sie w okrzyk trwogi. Byk wypatrzyl chwile,
ciezko podskoczyl naprzod, trafil we wloczniarza i jednym uderzeniem rogow
wyrzucil go do gory.
Czlowiek spadl na
ziemie z pogruchotanymi koscmi, a byk pocwalowal na druga strone areny i znowu
stanal w pozycji obronnej.
Wloczniarze znowu
go otoczyli i zaczeli draznic, a przez ten czas wbiegli na arene sludzy
cyrkowi, aby podniesc rannego, ktory jeczal. Byk, pomimo zdwojonych pchniec
wloczniami, stal bez ruchu; lecz gdy trzej sludzy wzieli na ramiona omdlalego
bojownika, z szybkoscia wichru rzucil sie na te grupe, poprzewracal ich i
zaczal straszliwie kopac nogami.
Miedzy
publicznoscia powstal zamet: kobiety plakaly, mezczyzni kleli i rzucali na
byka, czym kto mial pod reka. Na arene zaczely padac kije, noze, nawet deski z
law.
Wowczas przybiegl
do rozjuszonego zwierzecia czlowiek z mieczem. Ale wloczniarze potracili glowy
i nie wspierali go nalezycie, wiec byk powalil go i zaczal scigac innych.
Stala sie rzecz
nieslychana dotychczas w cyrkach: na arenie lezalo pieciu ludzi, inni zle
broniac sie uciekali przed zwierzeciem, a publicznosc ryczala z gniewu lub ze
strachu.
Wtem wszystko
ucichlo, widzowie powstali i wychylili sie ze swych miejsc, przerazony Hiram
zbladl i rozkrzyzowal rece... Na arene, z loz dostojnikow, wyskoczyli dwaj:
ksiaze Ramzes z dobytym mieczem i Sargon z krotka siekierka. Byk ze spuszczonym
lbem i zadartym ogonem biegl wkolo areny wzniecajac tuman kurzu. Pedzil prosto
na ksiecia, lecz jakby odepchniety przez majestat krolewskiego dzieciecia,
wyminal Ramzesa, rzucil sie na Sargona i - padl na miejscu. Zreczny a olbrzymio
silny Asyryjczyk powalil go jednym uderzeniem toporka miedzy oczy.
Publicznosc
zawyla z radosci i poczela sypac kwiaty na Sargona i jego ofiare. Ramzes
tymczasem stal z wydobytym mieczem zdziwiony i rozgniewany, patrzac, jak Kama
wydzierala swoim sasiadom kwiaty i rzucala je na Asyryjczyka.
Sargon obojetnie
przyjmowal objawy publicznego zachwytu. Tracil noga byka, aby przekonac sie,
czy jeszcze zyje, a potem zblizyl sie na pare krokow do ksiecia i cos
przemowiwszy w swoim jezyku uklonil sie z godnoscia wielkiego pana.
Ramzesowi przed
oczyma przesunela sie krwawa mgla: chetnie wbilby miecz w piersi temu
zwyciezcy. Ale opanowal sie, chwile pomyslal i zdjawszy ze swej szyi zloty
lancuch podal go Sargonowi.
Asyryjczyk znowu
sklonil sie, pocalowal lancuch i wlozyl go sobie na szyje. A ksiaze, z sinawymi
rumiencami na policzkach, skierowal sie do furtki, ktora wchodzili na arene
aktorowie, i wsrod okrzykow publicznosci, gleboko upokorzony, opuscil cyrk.
|