Table of Contents | Words: Alphabetical - Frequency - Inverse - Length - Statistics | Help | IntraText Library
Boleslaw Prus
Faraon

IntraText CT - Text

  • TOM DRUGI
    • ROZDZIAL OSMY
Previous - Next

Click here to hide the links to concordance

ROZDZIAL OSMY

W pare dni ksiaze wyslal swojego ulubienca z wezwaniem do Kamy. Przybyla natychmiast w szczelnie zaslonietej lektyce.

Ramzes przyjal ja w osobnym pokoju.

- Bylem - rzekl -jednego wieczora pod twoim domem.

- O Astoreth!... - zawolala kaplanka. - Czemuz zawdzieczam najwyzsza laske?... I co przeszkodzilo ci, dostojny panie, ze nie raczyles zawolac twojej niewolnicy?...

- Staly tam jakies bydleta. Podobno Asyryjczykowie. Wiec wasza dostojnosc trudziles sie wieczorem?... Nigdy nie smialabym przypuscic, ze nasz wladca znajduje sie o kilka krokow ode mnie pod golym niebem.

Ksiaze zarumienil sie. Jakzeby byla zdziwiona dowiedziawszy sie, ze ksiaze z dziesiec wieczorow przepedzil pod jej oknami! A moze ona i wiedziala o tym, gdyby sadzic z jej polusmiechnietych ust i obludnie spuszczonych oczu.

- Wiec teraz, Kamo - mowil ksiaze - przyjmujesz u siebie Asyryjczykow?

- To wielki magnat!... - zawolala Kama. - To powinowaty krola, Sargon, ktory piec talentow ofiarowal naszej bogini...

- A ty mu wywzajemnisz sie, Kamo - szydzil nastepca.

- I poniewaz jest tak hojnym magnatem, bogowie feniccy nie ukarza cie smiercia...

- Co mowisz, panie?... - odparla skladajac rece. - Czyli nie wiesz, ze Azjata; chocby mnie znalazl w pustyni, nie podniesie na mnie reki, gdybym nawet oddala mu sie sama. Oni lekaja sie bogow...

- Po coz wiec przychodzi do ciebie ten smierdzacy... nie - ten pobozny Azjata?

- Chce mnie namowic, azebym wyjechala do swiatyni Astoreth babilonskiej.

- I pojedziesz?...

- Pojade... jezeli ty, panie, kazesz... - odpowiedziala Kama zaslaniajac twarz welonem.

Ksiaze milczac ujal ja za reke. Usta mu drzaly.

- Nie dotykaj mnie, panie - szeptala wzruszona. - Jestes wladca i opora moja i wszystkich Fenicjan w tym kraju, ale... badz milosierny...

Namiestnik puscil ja i zaczal chodzic po pokoju.

- Goracy dzien, prawda?.. - rzekl. - Podobno sa kraje, gdzie w miesiacu Mechir spada z nieba na ziemie bialy puch, ktory na ogniu zmienia sie w wode i robi zimno. O Kamo, popros twoich bogow, azeby zeslali mi troche tego pierza!... Choc, co ja mowie?... Gdyby pokryli nim caly Egipt, wszystek ten puch zamienilby sie na wode, ale nie ostudzilby mego serca.

- Bo jestes jak boski Amon, jestes slonce ukryte w ludzkiej postaci - odparla Kama. - Ciemnosc pierzcha stamtad, gdzie zwrocisz twoje oblicze, a pod blaskiem twoich spojrzen rosna kwiaty...

Ksiaze znowu zblizyl sie do niej.

- Ale badz milosierny - szepnela. - Przeciez ty dobry bog, wiec nie mozesz zrobic krzywdy twojej kaplance...

Ksiaze znowu odsunal sie i otrzasnal, jakby pragnac zrzucic z siebie ciezar. Kama patrzyla na niego spod opuszczonej powieki i usmiechnela sie nieznacznie.

Gdy milczenie trwalo zbyt dlugo, spytala:

- Kazales mnie wezwac, wladco. Oto jestem i czekam, abys mi objawil wole twoja.

- Aha!... - ocknal sie ksiaze. - Powiedz no mi, kaplanko... Aha!... Kto to byl ten, tak podobny do mnie, ktorego widzialem w waszej swiatyni wowczas?...

Kama polozyla palec na ustach.

- Swieta tajemnica... - szepnela.

- Jedno jest tajemnica, drugiego nie wolno - odparl Ramzes. Niechze przynajmniej dowiem sie, kto on taki: czlowiek czy duch?...

- Duch.

- A jednak ten duch wyspiewywal pod twoimi oknami?...

Kama usmiechnela sie.

- Nie chce gwalcic tajemnic waszej swiatyni... - ciagnal ksiaze.

- Przyrzekles to, panie, Hiramowi - wtracila kaplanka.

- Dobrze... dobrze!... - przerwal rozdrazniony namiestnik. - Dlatego ani z Hiramem, ani z kim innym nie bede rozmawial o tym cudzie, tylko z toba... Otoz, Kamo, powiedz duchowi czy czlowiekowi, ktory jest tak do mnie podobny, azeby jak najpredzej wyjezdzal z Egiptu i nikomu nie pokazywal sie. Bo widzisz... W zadnym panstwie nie moze byc dwu nastepcow tronu.

Nagle uderzyl sie w czolo. Dotychczas mowil tak, azeby zaklopotac Kame, lecz teraz przyszla mu mysl calkiem powazna:

- Ciekawym - rzekl, ostro patrzac na Kame - dlaczego twoi rodacy pokazali mi moj zywy wizerunek?... Czy chca ostrzec, ze maja dla mnie zastepce?... Istotnie, zadziwia mnie ich czyn.

Kama upadla mu do nog.

- O panie! - szepnela. - Ty, ktory nosisz na piersiach nasz najwyzszy talizman, czy mozesz przypuscic, azeby Fenicjanie robili co na twoja szkode?... Ale pomysl tylko... W wypadku, gdyby grozilo ci niebezpieczenstwo albo gdybys chcial omylic swoich nieprzyjaciol, czy taki czlowiek nie przyda sie?... Fenicjanie to tylko chcieli pokazac ci w swiatyni...

Ksiaze pomyslal i wzruszyl ramionami...

"Tak - rzekl do siebie. - Gdybym potrzebowal czyjejkolwiek opieki!... Ale czy Fenicjanie sadza, ze ja sam nie dam sobie rady?... W takim razie zlego wybrali protektora dla siebie."

- Panie - szepnela Kama - alboz nie jest ci wiadome, ze Ramzes Wielki mial oprocz swojej postaci dwie inne dla wrogow?... I tamte dwa cienie krolewskie zginely, a on zyl...

- No, dosyc... - przerwal ksiaze. - Aby zas ludy Azji wiedzialy, ze jestem laskawy, przeznaczam, Kamo, piec talentow na igrzyska na czesc Astoreth, a kosztowny puchar do jej swiatyni. Dzis jeszcze odbierzesz to. Skinieniem glowy pozegnal kaplanke. Po jej wyjsciu opanowala go nowa fala mysli:

"Zaprawde, przebiegli sa Fenicjanie. Jezeli ten moj zyjacy wizerunek jest czlowiekiem, moga mi zrobic z nie- go wielki podarunek, a ja czynilbym kiedys cuda, o jakich bodajze nie slyszano w Egipcie. Faraon mieszka w Memfis, a jednoczesnie ukazuje sie w Tebach albo w Tanis!... Faraon posuwa sie z armia na Babilon, Asyryjczycy tam gromadza glowne sily, a jednoczesnie - faraon z inna armia zdobywa Niniwe... Sadze, ze Asyryjczycy byliby bardzo zdumieni takim wypadkiem."

I znowu obudzila sie w nim glucha nienawisc do poteznych Azjatow, i znowu widzial swoj triumfalny woz, przejezdzajacy pobojowisko pelne asyryjskich trupow i cale kosze odcietych rak.

Teraz wojna stala sie dla jego duszy taka koniecznoscia jak chleb dla ciala. Bo nie tylko mogl przez nia zbogacic Egipt, napelnic skarb i zdobyc wiecznotrwala slawe, ale jeszcze - mogl zaspokoic, dotychczas nieswiadomy, dzis poteznie rozbudzony instynkt zniszczenia Asyrii.

Dopoki nie zobaczyl tych wojownikow z kudlatymi brodami, nie myslal o nich. Ale dzis zawadzali mu. Bylo mu tak ciasno z nimi na swiecie, ze ktos musial ustapic: oni albo on.

Jaka role w obecnym jego nastroju odegral Hiram i Kama? - z tego nie zdawal sobie sprawy. Czul tylko, ze musi miec wojne z Asyria, jak ptak przelotny czuje, ze w miesiacu Pachono musi odejsc na polnoc.

Namietnosc wojny szybko ogarniala ksiecia. Mniej mowil, rzadziej usmiechal sie, przy ucztach siedzial zamyslony, a zarazem coraz czesciej przestawal z wojskiem i arystokracja. Widzac laski, jakie namiestnik zlewal na tych, ktorzy nosza bron, szlachecka mlodziez, a nawet ludzie starsi poczeli zaciagac sie do pulkow. Zwrocilo to uwage swietego Mentezufisa, ktory wyslal do Herhora list tej tresci:

"Od przybycia Asyryjczykow do Pi-Bast nastepca tronu jest rozgoraczkowany, a jego dwor usposobiony bardzo wojowniczo. Pija i graja w kosci jak poprzednio, ale wszyscy odrzucili cienkie szaty i peruki i bez wzgledu na straszny upal chodza w zolnierskich czepcach i kaftanach.

Obawiam sie, azeby ta zbrojna gotowosc nie obrazila dostojnego Sargona."

Na co Herhor natychmiast odpowiedzial:

"Nic nie szkodzi, ze nasza zniewiesciala szlachta polubila wojskowosc na czas przyjazdu Asyryjczykow, gdyz ci beda mieli o nas lepsze wyobrazenie. Najdostojniejszy namiestnik, widac oswiecony przez bogow, odgadl, ze wlasnie teraz trzeba dzwonic mieczami, kiedy mamy u siebie poslow tak wojennego narodu.

Jestem pewny, ze to dzielne usposobienie naszej mlodziezy da Sargonowi do myslenia i zrobi go miekszym w ukladach."

Pierwszy raz, jak Egipt Egiptem, zdarzylo sie, ze mlody ksiaze oszukal czujnosc kaplanow. Co prawda stali za nim Fenicjanie i - wykradziona przez nich tajemnica traktatu z Asyria, czego kaplani nawet nie podejrzewali. Najlepsza wreszcie maska nastepcy wobec kaplanskich dostojnikow byla ruchliwosc jego charakteru. Wszyscy pamietali, jak latwo w roku zeszlym przerzucil sie od manewrow pod Pi-Bailos do cichego folwarku Sary i jak w ostatnich czasach kolejno zapalal sie do uczt, zajec administracyjnych, poboznosci, aby znowu powrocic do uczt. Totez, z wyjatkiem Tutmozisa, nikt by nie uwierzyl, ze ten zmienny mlodzieniec posiada jakis plan, jakies haslo, do ktorego bedzie dazyl z niepokonanym uporem.

Tym razem nawet nie trzeba bylo dlugo czekac na nowy dowod zmiennosci upodoban Ramzesa.

Do Pi-Bast, pomimo upalu, przyjechala Sara z calym dworem i synem. Byla troche mizerna, dziecko troche niezdrowe czy zmeczone, ale oboje wygladali bardzo ladnie.

Ksiaze byl zachwycony. W najpiekniejszej czesci palacowego ogrodu wyznaczyl Sarze dom i prawie cale dni przesiadywal przy kolebce swego syna.

Poszly w kat uczty, manewry i posepne zamyslenia Ramzesa. Panowie z jego swity musieli pic i bawic sie sami, bardzo predko odpasali miecze i przebrali sie w najwykwintniejsze szaty. Zmiana kostiumu byla dla nich tym niezbedniejsza, ze ksiaze po kilku z nich prowadzil do mieszkania Sary, aby pokazac im syna, swego syna.

- Patrz, Tutmozisie - mowil raz do ulubienca - jakie to piekne dziecko: istny platek rozy. No i z tego ma kiedys wyrosnac czlowiek, z tego drobiazgu!.. I to rozowe piskle bedzie kiedys chodzilo, rozmawialo, nawet uczylo sie madrosci w kaplanskich szkolach... Czy ty widzisz jego reczyny, Tutmozisie?... - wolal zachwycony Ramzes. - Zapamietaj sobie te drobne rece, azebys opowiedzial o nich kiedys, gdy mu daruje pulk i kaze nosic za soba moj topor... I to jest moj syn, moj syn, rodzony!...

Nic dziwnego, ze gdy tak mowil pan, jego dworzanie martwili sie, ze nie moga zostac niankami, a nawet mamkami dziecka, ktore lubo nie mialo zadnych praw dynastycznych, bylo jednak pierwszym synem przyszlego faraona.

Lecz ta sielanka skonczyla sie bardzo predko, gdyz - nie dogadzala interesom Fenicjan.

Pewnego dnia dostojny Hiram przybyl do palacu z wielka swita kupcow, niewolnikow tudziez ubogich Egipcjan, ktorym dawal jalmuzne, i stanawszy przed nastepca rzekl:

- Milosciwy panie nasz! Azeby dac dowod, ze serce twoje i dla nas Azjatow jest pelne laski, darowales nam piec talentow celem urzadzenia igrzysk na czesc boskiej Astoreth. Wola twoja jest spelniona, igrzyska przygotowalismy, a teraz przychodzimy blagac cie, azebys raczyl zaszczycic je swoja obecnoscia.

To mowiac siwowlosy ksiaze tyryjski ukleknal przed Ramzesem i na zlotej tacy podal mu zloty klucz do lozy cyrku.

Ramzes chetnie zgodzil sie na zaprosiny, a swieci kaplani Mefres i Mentezufis nic nie mieli przeciw temu, aby ksiaze przyjal udzial w uroczystosci na czesc bogini Astoreth.

- Przede wszystkim Astoreth - mowil dostojny Mefres do Mentezufisa -jest tym samym, co nasza Izyda tudziez Istar Chaldejska. Po wtore, jezeli pozwolilismy Azjatom wybudowac swiatynie na naszej ziemi, wypada od czasu do czasu byc uprzejmymi dla ich bogow.

- Mamy nawet obowiazek zrobic mala grzecznosc Fenicjanom po zawarciu takiego traktatu z Asyria!.. - wtracil smiejac sie dostojny Mentezufis.

Cyrk, do ktorego namiestnik wraz z nomarcha i najprzedniejszymi oficerami udal sie o godzinie czwartej po poludniu, byl zbudowany w ogrodzie swiatyni Astoreth. Skladal sie on z okraglego placu, ktory otaczal parkan wysoki na dwu ludzi, zas dokola parkanu bylo mnostwo loz i lawek wznoszacych sie amfiteatralnie. Dachu budynek nie posiadal, natomiast nad. lozami rozciagaly sie roznokolorowe plachty w formie motylich skrzydel, ktore skrapiano pachnaca woda i poruszano dla chlodzenia powietrza.

Gdy namiestnik ukazal sie w swej lozy, zgromadzeni w cyrku Azjaci i Egipcjanie wydali wielki krzyk. Po czym zaczelo sie przedstawienie procesja muzykow, spiewakow i tancerek.

Ksiaze rozejrzal sie. Mial po prawej rece loze Hirama i najznakomitszych Fenicjan, na lewo loze fenickich kaplanow i kaplanek, miedzy ktorymi Kama, zajmujaca jedno z pierwszych miejsc, zwracala na siebie uwage bogatym strojem i pieknoscia. Miala przezroczysta szate ozdobiona roznokolorowymi haftami, zlote bransolety na rekach i nogach, a na glowie przepaske z kwiatem lotosu wyrobionym bardzo kunsztownie z drogich kamieni.

Kama, oddawszy wraz z kolegami swymi gleboki uklon ksieciu, zwrocila sie do lozy na lewo i zaczela ozywiona rozmowe z cudzoziemcem o wspanialej postawie i nieco szpakowatych wlosach. Czlowiek ten i jego towarzysze mieli brody i wlosy zaplecione w mnostwo warkoczykow.

Ramzes, ktory przyszedl do cyrku prawie wprost z pokoju swego syna, byl w wesolym usposobieniu. Lecz gdy zobaczyl, ze Kama rozmawia z jakims obcym czlowiekiem, spochmurnial.

- Czy nie wiesz - zapytal Tutmozisa - co to za drab, do ktorego wdzieczy sie kaplanka?...

- To jest wlasnie ow znakomity pielgrzym babilonski, dostojny Sargon.

- Alez to stary dziad! - rzekl ksiaze.

- Jest zapewne starszy od nas obu, ale to piekny czlowiek.

- Czyliz taki barbarzynca moze byc pieknym!... - oburzyl sie namiestnik. - Jestem pewny, ze smierdzi lojem...

Obaj umilkli: ksiaze z gniewu, Tutmozis ze strachu, ze osmielil sie pochwalic czlowieka, ktory nie podoba sie jego panu.

Tymczasem na arenie widowisko szlo za widowiskiem. Kolejno wystepowali gimnastycy, poskramiacze wezow, tancerze, kuglarze i blazny wywolujac okrzyki widzow.

Ale namiestnik byl chmurny. W jego duszy odzyly chwilowo uspione namietnosci: nienawisc do Asyryjczykow i zazdrosc o Kame.

"Jak moze - myslal - ta kobieta mizdrzyc sie do czlowieka starego, ktory w dodatku ma twarz koloru wyprawnej skory, niespokojne czarne oczy i brode capa..."

Raz tylko ksiaze zwrocil pilniejsza uwage na arene.

Weszlo kilku nagich Chaldejczykow. Najstarszy osadzil w ziemi trzy krotkie wlocznie ostrzami do gory i za pomoca ruchow rak uspil najmlodszego. Po czym inni wzieli go na rece i polozyli na wloczniach w ten sposob, ze jedna podpierala mu glowe, druga krzyz, trzecia nogi.

Spiacy byl sztywny jak drewno. Wowczas starzec zrobil nad nim jeszcze kilka ruchow rekoma i - wysunal wlocznie podpierajaca nogi. Po chwili wyjal wlocznie, na ktorej lezaly plecy, a nareszcie odtracil te, na ktorej spoczywala glowa.

I stalo sie, w jasny dzien, przy kilku tysiacach swiadkow, ze spiacy Chaldejczyk unosil sie poziomo w powietrzu, bez zadnej podpory, o pare lokci nad ziemie. Wreszcie starzec popchnal go ku ziemi i rozbudzil.

W cyrku panowalo zdumienie; nikt nie smial krzyknac ani klasnac. Tylko z paru loz rzucono kwiaty.

Ramzes byl takze zdziwiony. Pochylil sie do lozy Hirama i szepnal staremu ksieciu:

- A ten cud potrafilibyscie zrobic w swiatyni Astoreth?

- Nie znam wszystkich tajemnic naszych kaplanow - odparl zmieszany - ale wiem, ze Chaldejczycy sa bardzo przebiegli...

- Jednak wszyscy widzielismy, ze ten mlodzian wisial w powietrzu.

- Jezeli nie rzucono na nas uroku - rzekl niechetnie Hiram i - stracil humor.

Po krotkiej przerwie, w czasie ktorej po lozach dostojnikow roznoszono swieze kwiaty, zimne wino i ciastka, rozpoczela sie najwazniejsza czesc widowiska - walka bykow.

Przy odglosie trab, bebnow i fletow wprowadzono na arene tegiego byka z plachta na glowie, azeby nic nie widzial. Po czym wbieglo kilku nagich, zbrojnych we wlocznie, i jeden z krotkim mieczem.

Na znak dany przez ksiecia uciekli przewodnicy, a jeden ze zbrojnych zdarl bykowi plachte. Zwierze przez kilka chwil stalo oszolomione, nastepnie poczelo uganiac sie za wloczniarzami, ktorzy draznili je kluciem.

Ta walka jalowa ciagnela sie kilkanascie minut. Ludzie dreczyli byka, a on zapieniony, oblany krwia stawal deba i gonil po calej arenie swoich nieprzyjaciol nie mogac zadnego dosiegnac.

Wreszcie padl wsrod smiechu publicznosci.

Znudzony ksiaze, zamiast na arene, patrzyl na loze kaplanow fenickich. I widzial, ze Kama przesiadlszy sie blizej Sargona prowadzila z nim zywa rozmowe. Asyryjczyk pozeral ja wzrokiem, a ona usmiechnieta i zawstydzona niekiedy szeptala z nim pochylajac sie tak, ze jej wlosy mieszaly sie z kudlami barbarzyncy, niekiedy odwracala sie od niego z udanym gniewem.

Ramzes uczul bol w sercu. Pierwszy raz zdarzylo mu sie, ze jakas kobieta innemu mezczyznie przed nim dawala pierwszenstwo. W dodatku czlowiekowi prawie staremu, Asyryjczykowi!...

Tymczasem miedzy publicznoscia rozlegl sie szmer. Na arenie czlowiek uzbrojony mieczem kazal sobie przywiazac do piersi lewa reke, inni obejrzeli swoje wlocznie i - wprowadzono drugiego byka. Kiedy jeden zbrojny zerwal mu plachte z oczu, byk obrocil sie i obejrzal wkolo, jakby chcac porachowac przeciwnikow. A gdy zaczeli go kluc, cofnal sie pod parkan dla zabezpieczenia sobie tylu. Potem znizyl glowe i spod oka sledzil ruchy napastujacych go ludzi. Poczatkowo zbrojni ostroznie skradali sie z bokow, azeby go ukluc. Lecz gdy zwierze wciaz stalo nieporuszone, osmielili sie i zaczeli przebiegac mu przed oczyma coraz blizej.

Byk jeszcze bardziej pochylil glowe, lecz stal jak wkopany w ziemie. Publicznosc zaczela sie smiac, lecz nagle wesolosc jej zamienila sie w okrzyk trwogi. Byk wypatrzyl chwile, ciezko podskoczyl naprzod, trafil we wloczniarza i jednym uderzeniem rogow wyrzucil go do gory.

Czlowiek spadl na ziemie z pogruchotanymi koscmi, a byk pocwalowal na druga strone areny i znowu stanal w pozycji obronnej.

Wloczniarze znowu go otoczyli i zaczeli draznic, a przez ten czas wbiegli na arene sludzy cyrkowi, aby podniesc rannego, ktory jeczal. Byk, pomimo zdwojonych pchniec wloczniami, stal bez ruchu; lecz gdy trzej sludzy wzieli na ramiona omdlalego bojownika, z szybkoscia wichru rzucil sie na te grupe, poprzewracal ich i zaczal straszliwie kopac nogami.

Miedzy publicznoscia powstal zamet: kobiety plakaly, mezczyzni kleli i rzucali na byka, czym kto mial pod reka. Na arene zaczely padac kije, noze, nawet deski z law.

Wowczas przybiegl do rozjuszonego zwierzecia czlowiek z mieczem. Ale wloczniarze potracili glowy i nie wspierali go nalezycie, wiec byk powalil go i zaczal scigac innych.

Stala sie rzecz nieslychana dotychczas w cyrkach: na arenie lezalo pieciu ludzi, inni zle broniac sie uciekali przed zwierzeciem, a publicznosc ryczala z gniewu lub ze strachu.

Wtem wszystko ucichlo, widzowie powstali i wychylili sie ze swych miejsc, przerazony Hiram zbladl i rozkrzyzowal rece... Na arene, z loz dostojnikow, wyskoczyli dwaj: ksiaze Ramzes z dobytym mieczem i Sargon z krotka siekierka. Byk ze spuszczonym lbem i zadartym ogonem biegl wkolo areny wzniecajac tuman kurzu. Pedzil prosto na ksiecia, lecz jakby odepchniety przez majestat krolewskiego dzieciecia, wyminal Ramzesa, rzucil sie na Sargona i - padl na miejscu. Zreczny a olbrzymio silny Asyryjczyk powalil go jednym uderzeniem toporka miedzy oczy.

Publicznosc zawyla z radosci i poczela sypac kwiaty na Sargona i jego ofiare. Ramzes tymczasem stal z wydobytym mieczem zdziwiony i rozgniewany, patrzac, jak Kama wydzierala swoim sasiadom kwiaty i rzucala je na Asyryjczyka.

Sargon obojetnie przyjmowal objawy publicznego zachwytu. Tracil noga byka, aby przekonac sie, czy jeszcze zyje, a potem zblizyl sie na pare krokow do ksiecia i cos przemowiwszy w swoim jezyku uklonil sie z godnoscia wielkiego pana.

Ramzesowi przed oczyma przesunela sie krwawa mgla: chetnie wbilby miecz w piersi temu zwyciezcy. Ale opanowal sie, chwile pomyslal i zdjawszy ze swej szyi zloty lancuch podal go Sargonowi.

Asyryjczyk znowu sklonil sie, pocalowal lancuch i wlozyl go sobie na szyje. A ksiaze, z sinawymi rumiencami na policzkach, skierowal sie do furtki, ktora wchodzili na arene aktorowie, i wsrod okrzykow publicznosci, gleboko upokorzony, opuscil cyrk.

 




Previous - Next

Table of Contents | Words: Alphabetical - Frequency - Inverse - Length - Statistics | Help | IntraText Library

Best viewed with any browser at 800x600 or 768x1024 on Tablet PC
IntraText® (V89) - Some rights reserved by EuloTech SRL - 1996-2007. Content in this page is licensed under a Creative Commons License