Table of Contents | Words: Alphabetical - Frequency - Inverse - Length - Statistics | Help | IntraText Library
Boleslaw Prus
Faraon

IntraText CT - Text

  • TOM DRUGI
    • ROZDZIAL TRZYNASTY
Previous - Next

Click here to hide the links to concordance

ROZDZIAL TRZYNASTY

Dowiedziawszy sie od Hirama, ze Fenicjanie darowali mu kaplanke, nastepca jak najpredzej chcial ja miec w swym domu nie dlatego, azeby bez niej nie mogl zyc, lecz ze stanowila dla niego nowosc.

Ale Kama ociagala sie z przybyciem blagajac ksiecia, aby zostawil ja w spokoju, dopoki nie zmniejszy sie naplyw pielgrzymow, a nade wszystko dopoki z Pi-Bast nie wyjada najznakomitsi. Gdyby bowiem za ich bytnosci zostala kochanka ksiecia, mogly zmniejszyc sie dochody swiatyni, a kaplance groziloby niebezpieczenstwo.

- Nasi madrzy i wielcy - mowila Ramzesowi - przebacza mi zdrade. Ale pospolstwo bedzie wzywac pomsty bogow na moja glowe, a ty, panie, wiesz, ze bogowie maja dlugie rece...

- Oby ich nie stracili, gdy wsuna je pod moj dach! - odparl ksiaze.

Nie nalegal jednak, majac w tym czasie uwage bardzo zajeta.

Poslowie asyryjscy: Sargon i Istubar, juz wyjechali do Memfis dla podpisania traktatu. Jednoczesnie faraon wezwal Ramzesa o zlozenie mu raportu z podrozy.

Ksiaze kazal pisarzom dokladnie opisac wszystko, co zdarzylo sie od chwili, gdy opuscil Memfis, a wiec: przeglady rzemieslnikow, zwiedzanie fabryk i pol, rozmowy z nomarchami i urzednikami. Do odwiezienia zas raportu przeznaczyl Tutmozisa.

- Przed obliczem faraona - rzekl do niego ksiaze - bedziesz moim sercem i ustami. A oto co masz robic:

Gdy najdostojniejszy Herhor zapyta: co mysle o przyczynach nedzy Egiptu i skarbu? - odpowiedz ministrowi, azeby zwrocil sie do swego pomocnika Pentuera, a on objasni moje poglady w ten sam sposob, jak to uczynil w swiatyni boskiej Hator.

Gdy Herhor zechce wiedziec: jakie jest moje zdanie o traktacie z Asyria? - odpowiedz, ze moim obowiazkiem jest spelniac rozkazy naszego pana.

Tutmozis kiwal glowa na znak, ze rozumie.

- Ale - ciagnal namiestnik - gdy staniesz przed obliczem mego ojca (oby zyl wiecznie!) i przekonasz sie, ze was nikt nie podsluchuje, upadnij mu do nog w mym imieniu i powiedz:

Panie nasz, to mowi syn i sluga twoj, nedzny Ramzes, ktoremu dales zycie i wladze.

Przyczyna klesk Egiptu jest ubytek ziemi urodzajnej, ktora zagarnela pustynia, i ubytek ludnosci, ktora mrze z pracy i niedostatku.

Ale wiedz, o panie nasz, ze nie mniejsza szkode jak mor i pustynia wyrzadzaja skarbowi twemu kaplani. Gdyz nie tylko swiatynie ich sa wypelnione zlotem i klejnotami, ktorymi mozna by wszystkie dlugi splacic, ale jeszcze swieci ojcowie i prorocy maja najlepsze folwarki, najdzielniejszych chlopow i robotnikow, a ziemi daleko wiecej niz bog-faraon.

To ci mowi syn i sluga twoj, Ramzes, ktory przez caly czas podrozy mial oczy ciagle otwarte jak ryba i uszy nastawione jak u roztropnego osla.

Ksiaze odpoczal, Tutmozis powtarzal sobie w pamieci jego slowa.

- Gdy zas - mowil dalej namiestnik - jego swiatobliwosc spyta: jakie jest moje zdanie o Asyryjczykach? - padnij na twarz i odpowiedz:

Sluga Ramzes, jezeli pozwolisz, osmiela sie mniemac, ze Asyryjczycy sa to wielkie i silne chlopy i maja doskonala bron; ale widac po nich, ze sa zle musztrowani.

Za pietami Sargona chodzili przecie najlepsi wojownicy asyryjscy: lucznicy, topornicy, kopijnicy, a jednak nie bylo takich szesciu, ktorzy potrafiliby maszerowac zgodnie, w jednym szeregu. Przy tym wlocznie nosza krzywo, miecze zle przywiazane, topory trzymaja jak ciesle albo rzeznicy. Ich odziez jest ciezka, ich grube sandaly odparzaja nogi, a ich tarcze, choc mocne, niewiele dadza im pozytku, gdyz zolnierz jest niezgrabny.

- Prawde mowisz - wtracil Tutmozis. To samo i ja spostrzeglem i to samo slysze od naszych oficerow, ktorzy twierdza, ze takie wojsko asyryjskie, jakie tu widzieli slabszy stawi opor anizeli hordy libijskie.

- Powiedz tez - ciagnal Ramzes - panu naszemu, ktory nas obdarza zyciem, iz cala szlachta i wojsko egipskie burzy sie na sama wiesc, ze Asyryjczycy mogliby zagarnac Fenicje. Przecie Fenicja to port Egiptu, a Fenicjanie - najlepsi majtkowie naszej floty.

Powiedz wreszcie, jakom slyszal od Fenicjan (o czym jego swiatobliwosc lepiej musi wiedziec), ze Asyria jest dzis slaba: ma bowiem wojne na polnocy i wschodzie, a cala zachodnia Azje ma przeciw sobie. Gdybysmy wiec ja dzis napadli, moglibysmy zdobyc wielkie skarby i mnostwo niewolnikow, ktorzy naszym chlopom pomagaliby w pracy.

Zakoncz jednak, ze madrosc ojca mego jest wieksza anizeli wszystkich ludzi i ze zatem bede postepowal tak, jak on mi rozkaze, byle nie oddal Fenicji w rece Assara, bo inaczej zginiemy. Fenicja to drzwi spizowe do naszego skarbca, a gdziez jest czlowiek, ktory by zlodziejowi oddawal swoje drzwi?

Tutmozis odjechal do Memfisu w miesiacu Paofi (lipiec, sierpien). Nil zaczal mocno przybierac, skutkiem czego zmniejszyl sie naplyw azjatyckich pielgrzymow do swiatyni Astoreth. Ludnosc tez miejscowa wylegla na pola, aby czym predzej uprzatnac winogrona, len i pewien gatunek rosliny wydajacej bawelne.

Slowem, okolica uspokoila sie, a ogrody otaczajace swiatynia Astoreth byly prawie puste.

W tej porze ksiaze Ramzes, wolny od zabaw i obowiazkow panstwowych, zajal sie sprawa swej milosci do Kamy. Jednego dnia odbyl tajemna narade z Hiramem, ktory z jego polecenia ofiarowal swiatyni Astoreth dwanascie talentow w zlocie, posazek bogini cudnie wyrzezbiony z malachitu, piecdziesiat krow i sto piecdziesiat miar pszenicy. Byl to dar tak hojny, ze sam arcykaplan swiatyni przyszedl do namiestnika, azeby upasc przed nim na brzuch swoj i podziekowac za laske, o ktorej, jak mowil, po wsze wieki nie zapomna ludy kochajace boginia Astoreth.

Zalatwiwszy sie ze swiatynia, ksiaze wezwal do siebie naczelnika policji w Pi-Bast i przepedzil z nim dluga godzine. Zas w kilka dni pozniej cale miasto zatrzeslo sie pod wplywem nadzwyczajnej nowiny.

Kama, kaplanka Astoreth, zostala porwana, gdzies uprowadzona i - przepadla jak ziarno piasku w pustyni!...

Nieslychany ten wypadek zdarzyl sie w nastepnych warunkach.

Arcykaplan swiatyni wyslal Kame do miasta Sabne-Chetam nad jeziorem Menzaleh, z ofiarami dla tamtejszej kaplicy Astoreth. Kaplanka odbywala podroz czolnem w nocy, juz to aby uniknac letniego skwaru, juz dla zabezpieczenia sie przed ciekawoscia i holdami mieszkancow.

Nad ranem, kiedy czterej wioslarze zmeczeni zdrzemneli sie, spomiedzy zarosli nadbrzeznych wyplynely nagle czolna prowadzone przez Grekow i Chetow, otoczyly lodz wiozaca kaplanke i porwaly Kame. Napad byl tak szybki, ze feniccy wioslarze nie stawiali zadnego oporu; kaplance zas widocznie zatkano usta, nawet bowiem nie zdazyla krzyknac.

Dokonawszy swietokradzkiego czynu Chetowie i Grecy znikneli w zaroslach, aby nastepnie wydobyc sie na morze. Celem zas zabezpieczenia sie od poscigu wywrocili czolno nalezace do swiatyni Astoreth.

W Pi-Bast zawrzalo jak w ulu: cala ludnosc mowila tylko o tym. Nawet domyslano sie sprawcow zbrodni. Jedni posadzali Asyryjczyka Sargona, ktory ofiarowal Kamie tytul malzonki, byle chciala opuscic swiatynie i pojechac z nim do Niniwy. Inni zas podejrzewali Greka Lykona, ktory byl spiewakiem Astoreth i od dawna gorzal namietnoscia do Kamy. Byl tez o tyle bogatym, ze mogl pozwolic sobie na wynajecie greckich rabusiow a o tyle bezboznym, ze zapewne nie wahalby sie porwac kaplanki.

Rozumie sie, ze w swiatyni Astoreth natychmiast zwolano rade najbogatszych i najpobozniejszych wyznawcow. Rada zas przede wszystkim uchwalila, azeby uwolnic Kame od kaplanskich obowiazkow i zdjac z niej klatwy grozace dziewicom, ktore w sluzbie bogini utracily niewinnosc.

Bylo to rozporzadzenie swiatobliwe i madre: jezeli bowiem ktos gwaltem porwal kaplanke i pozbawil swiecen wbrew jej woli, to nie godzilo sie jej karac.

W pare dni pozniej, przy odglosie rogow, ogloszono wiernym w swiatyni Astoreth, ze kaplanka Kama umarla i ze gdyby kto spotkal kobiete podobna do niej, nie ma prawa mscic sie, a nawet czynic jej wyrzutow. Nie ona bowiem, nie kaplanka, opuscila boginie, ale porwaly ja zle duchy, za co beda ukarane.

Tego zas samego dnia dostojny Hiram byl u ksiecia Ramzesa i ofiarowal mu, w zlotej puszce, pergamin opatrzony mnostwem pieczeci kaplanskich i podpisami najznakomitszych Fenicjan.

Byl to wyrok duchownego sadu Astoreth, ktory uwalnial Kame od slubow i zdejmowal z niej klatwe niebios, byle tylko wyrzekla sie swego kaplanskiego imienia.

Z tym dokumentem, gdy slonce zaszlo, udal sie ksiaze do pewnej samotnej willi w swoim ogrodzie. Otworzyl drzwi nieznanym sposobem i wszedl na pietro do niewielkiego pokoju.

Przy swietle rzezbionego kaganca, w ktorym palila sie wonna oliwa, ksiaze zobaczyl Kame.

- Nareszcie!... - zawolal oddajac jej zlota puszke. - Masz wszystko, czego chcialas!

Fenicjanka byla rozgoraczkowana; plonely jej oczy. Porwala puszke i obejrzawszy ja rzucila na podloge.

- Myslisz, ze ona jest zlota?... - rzekla. - Oddam moj naszyjnik, ze ta puszka jest miedziana i tylko pokryta z dwu stron cienkimi blaszkami...

- Takze mnie witasz?... - spytal zdziwiony ksiaze.

- Bo znam moich braci - odparla. - Oni falszuja nie tylko zloto, ale rubiny i szafiry...

- Kobieto... - przerwal nastepca - alez w tej puszce jest twoje bezpieczenstwo...

- Co mi tam bezpieczenstwo!... - odparla. - Nudze sie i boje... Siedze tu juz cztery dni jak w wiezieniu...

- Brakuje ci czego?...

- Brakuje mi swiatla... oddechu... smiechow, spiewow, ludzi... O msciwa bogini, jakze mnie ciezko karzesz!...

Ksiaze sluchal zdumiony. We wscieklej kobiecie nie mogl poznac tej Kamy, ktora widzial w swiatyni, tej kobiety, nad ktora unosila sie namietna piesn Greka.

- Jutro - rzekl ksiaze - bedziesz mogla wyjsc do ogrodu... A gdy pojedziemy do Memfis, do Tebow, bedziesz bawila sie jak nigdy... Spojrzyj na mnie. Czyliz nie kocham cie i czyliz kobiecie nie wystarcza zaszczyt, ze nalezy do mnie?...

- Tak - odparla nadasana - ale cztery miales przede mna.

- Jezeli ciebie kocham najlepiej...

- Gdybys mnie kochal najlepiej, uczynilbys mnie pierwsza, osadzilbys mnie w palacu, ktory zajmuje ta... Zydowka Sara, i mnie dalbys warte, nie jej... Tam przed posagiem Astoreth bylam najpierwsza... Ci, ktorzy skladali hold bogini, klekajac przed nia, patrzyli na mnie... A tu co?... - Wojsko bebni i gra na fletach, urzednicy skladaja rece na piersiach i schylaja glowy przez domem Zydowki...

- Przed moim pierworodnym synem - przerwal zniecierpliwiony ksiaze - a on nie jest Zydem...

- Jest Zydem!... - wrzasnela Kama.

Ramzes zerwal sie.

- Szalona jestes?... - rzekl, nagle uspokoiwszy sie. - Czy nie wiesz, ze moj syn Zydem byc nie moze...

- A ja ci mowie, ze jest!... - krzyczala bijac piescia w stolik. - Jest Zydem, jak jego dziad, jak jego wujowie, i nazywa sie Izaak...

- Cos powiedziala, Fenicjanko?... Czy chcesz, azebym cie wypedzil?...

- Dobrze, wypedz mnie, jezeli klamstwo wyszlo z ust moich... Ale jezeli rzeklam prawde, wypedz tamta... Zydowke wraz z jej pomiotem i mnie oddaj palac... Ja chce, ja zasluguje na to, azeby byc pierwsza w twoim domu... Bo tamta oszukuje cie... drwi z ciebie... A ja dla ciebie wyparlam sie mojej bogini... narazam sie na jej

zemste...

- Daj mi dowod, a palac bedzie twoim... Nie, to falsz!... - mowil ksiaze. - Sara nie dopuscilaby sie takiej zbrodni... Moj pierworodny syn...

- Izaak!... Izaak!... - krzyczala Kama. - Idz do niej i przekonaj sie...

Ramzes na pol nieprzytomny wybiegl od Kamy i skierowal sie do willi, gdzie mieszkala Sara. Pomimo gwiazdzistej nocy zbladzil i przez pewien czas tulal sie po ogrodzie. Lecz otrzezwilo go chlodne powietrze, odnalazl droge i do domu Sary wszedl prawie spokojny.

Mimo poznego wieczoru czuwano tam. Sara wlasnymi rekoma prala pieluszki syna, a jej sluzba skracala sobie czas jedzeniem, piciem i muzyka.

Kiedy Ramzes blady ze wzruszenia stanal na progu, Sara krzyknela, lecz wnet uspokoila sie.

- Badz pozdrowiony, panie - rzekla ocierajac zmoczone rece i chylac mu sie do nog.

- Saro, jak na imie twemu synowi?... - spytal.

Przerazona schwycila sie za glowe.

- Jak na imie twemu synowi?... - powtorzyl.

- Wszak wiesz, panie, ze Seti... - odparla ledwie slyszalnym glosem.

- Spojrzyj mi w oczy...

- O Jehowo!... - szepnela Sara.

- Widzisz, ze klamiesz. A teraz ja ci powiem: moj syn, syn nastepcy egipskiego tronu, nazywa sie Izaak... i jest Zydem... podlym Zydem...

- Boze!... Boze!... milosierdzia!.. - zawolala rzucajac sie do nog ksieciu.

Ramzes ani przez chwile nie podniosl glosu, tylko twarz jego byla szara.

- Ostrzegano mnie - mowil - abym nie bral do mego domu Zydowki... Moje wnetrznosci skrecaly sie, kiedy widzialem folwark napelniony Zydami... Alem powsciagnal odraze, bom tobie ufal. I ty, wraz z twymi Zydami, ukradlas mi syna, zlodziejko dzieci...

- Kaplani rozkazali, azeby zostal Zydem... - szepnela Sara szlochajac u nog ksiecia.

- Kaplani?... Jacy?...

- Najdostojniejszy Herhor... najdostojniejszy Mefres... Mowili, ze tak trzeba, bo twoj syn musi zostac pierwszym krolem zydowskim...

- Kaplani?... Mefres?... - powtorzyl ksiaze. - Krolem zydowskim?... Alez ja mowilem ci, ze twoj syn moze zostac dowodca moich lucznikow, moim pisarzem... Ja ci to mowilem!... a ty, nedzna, myslalas, ze tytul zydowskiego krola rowna sie dostojenstwu mego lucznika i pisarza?... Mefres... Herhor!... Niech beda dzieki bogom, ze nareszcie zrozumialem tych dostojnikow i wiem, jaki los przeznaczaja memu potomstwu...

Przez chwile rozmyslal, gryzl wargi. Nagle zawolal poteznym glosem:

- Hej!... sluzba... zolnierze!...

W oka mgnieniu komnata zaczela napelniac sie. Weszly placzac sluzebnice Sary, pisarz i rzadca jej domu, potem niewolnicy, wreszcie kilku zolnierzy z oficerem.

- Smierc!... - krzyknela Sara rozdzierajacym glosem.

Rzucila sie do kolyski, porwala syna i stanawszy w kacie komnaty zawolala:

- Mnie zabijcie... ale jego nie dam!...

Ramzes usmiechnal sie.

- Setniku - rzekl do oficera - wez te kobiete z jej dzieckiem i zaprowadz do budynku, gdzie mieszcza sie niewolnicy mego domu. Ta Zydowka juz nie bedzie pania, ale sluga tej, ktora ja zastapi.

A ty, rzadco - dodal zwracajac sie do urzednika - pamietaj, aby Zydowka nie zapomniala jutro z rana umyc nog swej pani, ktora tu zaraz przyjdzie. Gdyby zas ta sluzebnica okazala sie krnabrna, na rozkaz swej pani

powinna otrzymac chloste.

Wyprowadzic te kobiete do izby czeladniej!...

Oficer i rzadca zblizyli sie do Sary, lecz zatrzymali sie nie smiejac jej dotknac. Ale tez i nie bylo potrzeby. Sara owinela plachta kwilace dziecko i opuscila komnate szepcac:

- Boze Abrahama, Izaaka, Jakuba, zmiluj sie nad nami...

Nisko sklonila sie przed ksieciem, a z jej oczu plynely ciche lzy. Jeszcze w sieniach slyszal Ramzes jej slodki glos:

- Boze Abrahama, Iza...

Gdy wszystko uspokoilo sie, namiestnik odezwal sie do oficera i rzadcy:

- Pojdziecie z pochodniami do domu miedzy figowe drzewa...

- Rozumiem - odparl rzadca.

- I natychmiast przeprowadzicie tu kobiete, ktora tam mieszka...

- Stanie sie tak.

- Ta kobieta bedzie odtad wasza pania i pania Sary Zydowki, ktora kazdego poranku ma swojej pani myc nogi, oblewac ja woda i trzymac przed nia zwierciadlo. To jest moja wola i rozkaz.

- Stanie sie - odparl rzadca.

- I jutro z rana powiesz mi, czy nowa sluga nie jest krnabrna...

Wydawszy te polecenia namiestnik wrocil do siebie, ale cala noc nie spal. W jego glebokiej duszy rozpalal sie pozar zemsty.

Czul, ze nie odnioslszy ani na chwile glosu zmiazdzyl Sare, nedzna Zydowke, ktora osmielila sie oszukac go. Ukaral ja jak krol, ktory jednym drgnieniem powieki straca ludzi ze szczytu - w otchlan sluzalstwa. Ale Sara byla tylko narzedziem kaplanow, a nastepca mial za wiele poczucia sprawiedliwosci, aby polamawszy narzedzie mogl przebaczyc wlasciwym sprawcom.

Jego wscieklosc potegowala sie tym bardziej ze kaplani byli nietykalni. Ksiaze mogl Sare z dzieckiem, wsrod nocy - wypedzic do izby czeladniej, ale nie mogl pozbawic Herhora jego wladzy ani Mefresa arcykaplanstwa. Sara padla u nog jego jak zdeptany robak; ale Herhor i Mefres, ktorzy wydarli mu pierworodnego syna, wznosili sie nad Egiptem i (o wstydzie!) nad nim samym, nad przyszlym faraonem, jak piramidy...

I nie wiadomo, ktory juz raz w tym roku przypominal sobie krzywdy, jakich doznal od kaplanow. W szkole bili go kijami, az mu grzbiet pekal, albo morzyli glodem, az brzuch przyrastal mu do krzyza. Na zeszlorocznych manewrach Herhor popsul mu caly plan, a potem zlozyl wine na niego i pozbawil dowodztwa korpusu. Tenze Herhor przyprawil go o nielaske jego swiatobliwosci, za to, ze wzial do domu Sare, i nie predzej przywrocil go do zaszczytow, az upokorzony ksiaze przepedzil pare miesiecy na dobrowolnym wygnaniu.

Zdawalo sie, ze gdy zostanie wodzem korpusu i namiestnikiem, kaplani przestana uciskac go swoja opieka. Lecz wlasnie teraz wystapili z podwojonymi silami. Zrobili go namiestnikiem, po co?... Aby usunac go od faraona i zawrzec haniebny traktat z Asyria. Zmusili go, ze po informacje o stanie panstwa udal sie jak pokutnik do swiatyni; tam oszukiwali go za pomoca cudow i postrachow i udzielili najzupelniej falszywych objasnien.

Potem mieszali sie do jego rozrywek, kochanek, stosunkow z Fenicjanami, dlugow, a nareszcie, aby go upokorzyc i osmieszyc w oczach Egiptu, zrobili mu pierworodnego syna Zydem!...

Gdzie jest chlop, gdzie niewolnik, gdzie wiezien z kopaln, Egipcjanin, ktory nie mialby prawa powiedziec:

- Jestem lepszy od ciebie, namiestniku, bo zaden moj syn nie byl Zydem...

Czujac ciezar obelgi Ramzes jednoczesnie pojmowal, ze nie moze jej natychmiast pomscic. Wiec postanowil odsunac sprawe do przyszlosci. W szkole kaplanskiej nauczyl sie panowac nad soba, na dworze nauczyl sie cierpliwosci i obludy; te przymioty stana sie jego tarcza i zbroja w walce z kaplanstwem... Do czasu bedzie wprowadzal ich w blad, a gdy przyjdzie odpowiednia chwila, uderzy tak, ze juz nie podniosa sie wiecej.

Na dworze zaczelo switac. Nastepca twardo zasnal, a gdy obudzil sie, pierwsza osoba, ktora spostrzegl, byl rzadca palacu Sary.

- Coz Zydowka? - zapytal ksiaze.

- Stosownie do rozkazu waszej dostojnosci umyla nogi swej nowej pani - odparl urzednik.

- Czy byla krnabrna?

- Byla pelna pokory, ale nie dosc zreczna, wiec rozgniewana pani uderzyla ja noga miedzy oczy...

Ksiaze rzucil sie.

- I coz na to Sara?... - zapytal predko.

- Upadla na ziemie. A gdy nowa pani kazala jej isc precz, wyszla, cicho placzac...

Ksiaze zaczal chodzic po komnacie.

- Jakze noc spedzila?...

- Nowa pani?...

- Nie! - przerwal nastepca. - Pytam o Sare...

- Stosownie do rozkazu Sara poszla z dzieckiem do izby czeladniej. Tam sluzebne, z litosci, odstapily jej swieza mate, ale Sara nie polozyla sie spac, tylko przesiedziala cala noc z dzieckiem na kolanach.

- A dziecko?... - spytal ksiaze.

- Dziecko jest zdrowe. Dzis z rana, kiedy Zydowka poszla na sluzbe do nowej pani, inne kobiety wykapaly malenstwo w cieplej wodzie, a zona pastucha, ktora takze ma niemowle, dala mu ssac.

Ksiaze stanal przed rzadca.

- Zle jest - rzekl - gdy krowa, zamiast karmic swoje cielatko, idzie do pluga i jest bita kijem. Wiec choc ta Zydowka popelnila wielki wystepek, nie chce, azeby cierpial jej niewinny pomiot... Dlatego Sara nie bedzie juz myla nog nowej pani i nie bedzie przez nia kopana w oczy. W czeladnim domu dasz jej osobna izbe, pare sprzetow i pokarm, jaki nalezy sie niedawnej poloznicy. I niech w spokoju karmi swoje dziecko.

- Obys zyl wiecznie, wladco nasz! - odparl rzadca i szybko pobiegl spelnic rozkazy namiestnika.

Cala bowiem sluzba lubila Sare, a w ciagu paru godzin miala sposobnosc znienawidzic gniewna i wrzaskliwa Kame.

 




Previous - Next

Table of Contents | Words: Alphabetical - Frequency - Inverse - Length - Statistics | Help | IntraText Library

Best viewed with any browser at 800x600 or 768x1024 on Tablet PC
IntraText® (V89) - Some rights reserved by EuloTech SRL - 1996-2007. Content in this page is licensed under a Creative Commons License