ROZDZIAL
TRZYNASTY
Dowiedziawszy sie
od Hirama, ze Fenicjanie darowali mu kaplanke, nastepca jak najpredzej chcial
ja miec w swym domu nie dlatego, azeby bez niej nie mogl zyc, lecz ze stanowila
dla niego nowosc.
Ale Kama ociagala
sie z przybyciem blagajac ksiecia, aby zostawil ja w spokoju, dopoki nie
zmniejszy sie naplyw pielgrzymow, a nade wszystko dopoki z Pi-Bast nie wyjada
najznakomitsi. Gdyby bowiem za ich bytnosci zostala kochanka ksiecia, mogly
zmniejszyc sie dochody swiatyni, a kaplance groziloby niebezpieczenstwo.
- Nasi madrzy i
wielcy - mowila Ramzesowi - przebacza mi zdrade. Ale pospolstwo bedzie wzywac
pomsty bogow na moja glowe, a ty, panie, wiesz, ze bogowie maja dlugie rece...
- Oby ich nie
stracili, gdy wsuna je pod moj dach! - odparl ksiaze.
Nie nalegal
jednak, majac w tym czasie uwage bardzo zajeta.
Poslowie
asyryjscy: Sargon i Istubar, juz wyjechali do Memfis dla podpisania traktatu.
Jednoczesnie faraon wezwal Ramzesa o zlozenie mu raportu z podrozy.
Ksiaze kazal
pisarzom dokladnie opisac wszystko, co zdarzylo sie od chwili, gdy opuscil
Memfis, a wiec: przeglady rzemieslnikow, zwiedzanie fabryk i pol, rozmowy z
nomarchami i urzednikami. Do odwiezienia zas raportu przeznaczyl Tutmozisa.
- Przed obliczem
faraona - rzekl do niego ksiaze - bedziesz moim sercem i ustami. A oto co masz
robic:
Gdy
najdostojniejszy Herhor zapyta: co mysle o przyczynach nedzy Egiptu i skarbu? -
odpowiedz ministrowi, azeby zwrocil sie do swego pomocnika Pentuera, a on
objasni moje poglady w ten sam sposob, jak to uczynil w swiatyni boskiej Hator.
Gdy Herhor zechce
wiedziec: jakie jest moje zdanie o traktacie z Asyria? - odpowiedz, ze moim
obowiazkiem jest spelniac rozkazy naszego pana.
Tutmozis kiwal
glowa na znak, ze rozumie.
- Ale - ciagnal
namiestnik - gdy staniesz przed obliczem mego ojca (oby zyl wiecznie!) i
przekonasz sie, ze was nikt nie podsluchuje, upadnij mu do nog w mym imieniu i
powiedz:
Panie nasz, to
mowi syn i sluga twoj, nedzny Ramzes, ktoremu dales zycie i wladze.
Przyczyna klesk
Egiptu jest ubytek ziemi urodzajnej, ktora zagarnela pustynia, i ubytek
ludnosci, ktora mrze z pracy i niedostatku.
Ale wiedz, o
panie nasz, ze nie mniejsza szkode jak mor i pustynia wyrzadzaja skarbowi twemu
kaplani. Gdyz nie tylko swiatynie ich sa wypelnione zlotem i klejnotami,
ktorymi mozna by wszystkie dlugi splacic, ale jeszcze swieci ojcowie i prorocy
maja najlepsze folwarki, najdzielniejszych chlopow i robotnikow, a ziemi daleko
wiecej niz bog-faraon.
To ci mowi syn i
sluga twoj, Ramzes, ktory przez caly czas podrozy mial oczy ciagle otwarte jak
ryba i uszy nastawione jak u roztropnego osla.
Ksiaze odpoczal,
Tutmozis powtarzal sobie w pamieci jego slowa.
- Gdy zas - mowil
dalej namiestnik - jego swiatobliwosc spyta: jakie jest moje zdanie o
Asyryjczykach? - padnij na twarz i odpowiedz:
Sluga Ramzes,
jezeli pozwolisz, osmiela sie mniemac, ze Asyryjczycy sa to wielkie i silne
chlopy i maja doskonala bron; ale widac po nich, ze sa zle musztrowani.
Za pietami
Sargona chodzili przecie najlepsi wojownicy asyryjscy: lucznicy, topornicy,
kopijnicy, a jednak nie bylo takich szesciu, ktorzy potrafiliby maszerowac
zgodnie, w jednym szeregu. Przy tym wlocznie nosza krzywo, miecze zle
przywiazane, topory trzymaja jak ciesle albo rzeznicy. Ich odziez jest ciezka,
ich grube sandaly odparzaja nogi, a ich tarcze, choc mocne, niewiele dadza im
pozytku, gdyz zolnierz jest niezgrabny.
- Prawde mowisz -
wtracil Tutmozis. To samo i ja spostrzeglem i to samo slysze od naszych
oficerow, ktorzy twierdza, ze takie wojsko asyryjskie, jakie tu widzieli
slabszy stawi opor anizeli hordy libijskie.
- Powiedz tez -
ciagnal Ramzes - panu naszemu, ktory nas obdarza zyciem, iz cala szlachta i
wojsko egipskie burzy sie na sama wiesc, ze Asyryjczycy mogliby zagarnac
Fenicje. Przecie Fenicja to port Egiptu, a Fenicjanie - najlepsi majtkowie
naszej floty.
Powiedz wreszcie,
jakom slyszal od Fenicjan (o czym jego swiatobliwosc lepiej musi wiedziec), ze
Asyria jest dzis slaba: ma bowiem wojne na polnocy i wschodzie, a cala
zachodnia Azje ma przeciw sobie. Gdybysmy wiec ja dzis napadli, moglibysmy
zdobyc wielkie skarby i mnostwo niewolnikow, ktorzy naszym chlopom pomagaliby w
pracy.
Zakoncz jednak,
ze madrosc ojca mego jest wieksza anizeli wszystkich ludzi i ze zatem bede
postepowal tak, jak on mi rozkaze, byle nie oddal Fenicji w rece Assara, bo
inaczej zginiemy. Fenicja to drzwi spizowe do naszego skarbca, a gdziez jest
czlowiek, ktory by zlodziejowi oddawal swoje drzwi?
Tutmozis odjechal
do Memfisu w miesiacu Paofi (lipiec, sierpien). Nil zaczal mocno przybierac,
skutkiem czego zmniejszyl sie naplyw azjatyckich pielgrzymow do swiatyni
Astoreth. Ludnosc tez miejscowa wylegla na pola, aby czym predzej uprzatnac
winogrona, len i pewien gatunek rosliny wydajacej bawelne.
Slowem, okolica
uspokoila sie, a ogrody otaczajace swiatynia Astoreth byly prawie puste.
W tej porze
ksiaze Ramzes, wolny od zabaw i obowiazkow panstwowych, zajal sie sprawa swej
milosci do Kamy. Jednego dnia odbyl tajemna narade z Hiramem, ktory z jego
polecenia ofiarowal swiatyni Astoreth dwanascie talentow w zlocie, posazek
bogini cudnie wyrzezbiony z malachitu, piecdziesiat krow i sto piecdziesiat
miar pszenicy. Byl to dar tak hojny, ze sam arcykaplan swiatyni przyszedl do
namiestnika, azeby upasc przed nim na brzuch swoj i podziekowac za laske, o
ktorej, jak mowil, po wsze wieki nie zapomna ludy kochajace boginia Astoreth.
Zalatwiwszy sie
ze swiatynia, ksiaze wezwal do siebie naczelnika policji w Pi-Bast i przepedzil
z nim dluga godzine. Zas w kilka dni pozniej cale miasto zatrzeslo sie pod
wplywem nadzwyczajnej nowiny.
Kama, kaplanka
Astoreth, zostala porwana, gdzies uprowadzona i - przepadla jak ziarno piasku w
pustyni!...
Nieslychany ten
wypadek zdarzyl sie w nastepnych warunkach.
Arcykaplan
swiatyni wyslal Kame do miasta Sabne-Chetam nad jeziorem Menzaleh, z ofiarami
dla tamtejszej kaplicy Astoreth. Kaplanka odbywala podroz czolnem w nocy, juz
to aby uniknac letniego skwaru, juz dla zabezpieczenia sie przed ciekawoscia i
holdami mieszkancow.
Nad ranem, kiedy
czterej wioslarze zmeczeni zdrzemneli sie, spomiedzy zarosli nadbrzeznych
wyplynely nagle czolna prowadzone przez Grekow i Chetow, otoczyly lodz wiozaca
kaplanke i porwaly Kame. Napad byl tak szybki, ze feniccy wioslarze nie
stawiali zadnego oporu; kaplance zas widocznie zatkano usta, nawet bowiem nie
zdazyla krzyknac.
Dokonawszy
swietokradzkiego czynu Chetowie i Grecy znikneli w zaroslach, aby nastepnie
wydobyc sie na morze. Celem zas zabezpieczenia sie od poscigu wywrocili czolno
nalezace do swiatyni Astoreth.
W Pi-Bast
zawrzalo jak w ulu: cala ludnosc mowila tylko o tym. Nawet domyslano sie
sprawcow zbrodni. Jedni posadzali Asyryjczyka Sargona, ktory ofiarowal Kamie
tytul malzonki, byle chciala opuscic swiatynie i pojechac z nim do Niniwy. Inni
zas podejrzewali Greka Lykona, ktory byl spiewakiem Astoreth i od dawna gorzal
namietnoscia do Kamy. Byl tez o tyle bogatym, ze mogl pozwolic sobie na
wynajecie greckich rabusiow a o tyle bezboznym, ze zapewne nie wahalby sie
porwac kaplanki.
Rozumie sie, ze w
swiatyni Astoreth natychmiast zwolano rade najbogatszych i najpobozniejszych
wyznawcow. Rada zas przede wszystkim uchwalila, azeby uwolnic Kame od
kaplanskich obowiazkow i zdjac z niej klatwy grozace dziewicom, ktore w sluzbie
bogini utracily niewinnosc.
Bylo to
rozporzadzenie swiatobliwe i madre: jezeli bowiem ktos gwaltem porwal kaplanke
i pozbawil swiecen wbrew jej woli, to nie godzilo sie jej karac.
W pare dni pozniej,
przy odglosie rogow, ogloszono wiernym w swiatyni Astoreth, ze kaplanka Kama
umarla i ze gdyby kto spotkal kobiete podobna do niej, nie ma prawa mscic sie,
a nawet czynic jej wyrzutow. Nie ona bowiem, nie kaplanka, opuscila boginie,
ale porwaly ja zle duchy, za co beda ukarane.
Tego zas samego
dnia dostojny Hiram byl u ksiecia Ramzesa i ofiarowal mu, w zlotej puszce,
pergamin opatrzony mnostwem pieczeci kaplanskich i podpisami najznakomitszych
Fenicjan.
Byl to wyrok
duchownego sadu Astoreth, ktory uwalnial Kame od slubow i zdejmowal z niej
klatwe niebios, byle tylko wyrzekla sie swego kaplanskiego imienia.
Z tym dokumentem,
gdy slonce zaszlo, udal sie ksiaze do pewnej samotnej willi w swoim ogrodzie.
Otworzyl drzwi nieznanym sposobem i wszedl na pietro do niewielkiego pokoju.
Przy swietle
rzezbionego kaganca, w ktorym palila sie wonna oliwa, ksiaze zobaczyl Kame.
- Nareszcie!... -
zawolal oddajac jej zlota puszke. - Masz wszystko, czego chcialas!
Fenicjanka byla
rozgoraczkowana; plonely jej oczy. Porwala puszke i obejrzawszy ja rzucila na
podloge.
- Myslisz, ze ona
jest zlota?... - rzekla. - Oddam moj naszyjnik, ze ta puszka jest miedziana i
tylko pokryta z dwu stron cienkimi blaszkami...
- Takze mnie
witasz?... - spytal zdziwiony ksiaze.
- Bo znam moich braci
- odparla. - Oni falszuja nie tylko zloto, ale rubiny i szafiry...
- Kobieto... -
przerwal nastepca - alez w tej puszce jest twoje bezpieczenstwo...
- Co mi tam
bezpieczenstwo!... - odparla. - Nudze sie i boje... Siedze tu juz cztery dni
jak w wiezieniu...
- Brakuje ci
czego?...
- Brakuje mi
swiatla... oddechu... smiechow, spiewow, ludzi... O msciwa bogini, jakze mnie
ciezko karzesz!...
Ksiaze sluchal
zdumiony. We wscieklej kobiecie nie mogl poznac tej Kamy, ktora widzial w
swiatyni, tej kobiety, nad ktora unosila sie namietna piesn Greka.
- Jutro - rzekl
ksiaze - bedziesz mogla wyjsc do ogrodu... A gdy pojedziemy do Memfis, do
Tebow, bedziesz bawila sie jak nigdy... Spojrzyj na mnie. Czyliz nie kocham cie
i czyliz kobiecie nie wystarcza zaszczyt, ze nalezy do mnie?...
- Tak - odparla
nadasana - ale cztery miales przede mna.
- Jezeli ciebie
kocham najlepiej...
- Gdybys mnie
kochal najlepiej, uczynilbys mnie pierwsza, osadzilbys mnie w palacu, ktory
zajmuje ta... Zydowka Sara, i mnie dalbys warte, nie jej... Tam przed posagiem
Astoreth bylam najpierwsza... Ci, ktorzy skladali hold bogini, klekajac przed
nia, patrzyli na mnie... A tu co?... - Wojsko bebni i gra na fletach, urzednicy
skladaja rece na piersiach i schylaja glowy przez domem Zydowki...
- Przed moim
pierworodnym synem - przerwal zniecierpliwiony ksiaze - a on nie jest Zydem...
- Jest Zydem!...
- wrzasnela Kama.
Ramzes zerwal
sie.
- Szalona
jestes?... - rzekl, nagle uspokoiwszy sie. - Czy nie wiesz, ze moj syn Zydem
byc nie moze...
- A ja ci mowie,
ze jest!... - krzyczala bijac piescia w stolik. - Jest Zydem, jak jego dziad,
jak jego wujowie, i nazywa sie Izaak...
- Cos
powiedziala, Fenicjanko?... Czy chcesz, azebym cie wypedzil?...
- Dobrze, wypedz
mnie, jezeli klamstwo wyszlo z ust moich... Ale jezeli rzeklam prawde, wypedz
tamta... Zydowke wraz z jej pomiotem i mnie oddaj palac... Ja chce, ja
zasluguje na to, azeby byc pierwsza w twoim domu... Bo tamta oszukuje cie...
drwi z ciebie... A ja dla ciebie wyparlam sie mojej bogini... narazam sie na jej
zemste...
- Daj mi dowod, a
palac bedzie twoim... Nie, to falsz!... - mowil ksiaze. - Sara nie dopuscilaby
sie takiej zbrodni... Moj pierworodny syn...
- Izaak!...
Izaak!... - krzyczala Kama. - Idz do niej i przekonaj sie...
Ramzes na pol
nieprzytomny wybiegl od Kamy i skierowal sie do willi, gdzie mieszkala Sara.
Pomimo gwiazdzistej nocy zbladzil i przez pewien czas tulal sie po ogrodzie.
Lecz otrzezwilo go chlodne powietrze, odnalazl droge i do domu Sary wszedl
prawie spokojny.
Mimo poznego
wieczoru czuwano tam. Sara wlasnymi rekoma prala pieluszki syna, a jej sluzba
skracala sobie czas jedzeniem, piciem i muzyka.
Kiedy Ramzes
blady ze wzruszenia stanal na progu, Sara krzyknela, lecz wnet uspokoila sie.
- Badz
pozdrowiony, panie - rzekla ocierajac zmoczone rece i chylac mu sie do nog.
- Saro, jak na
imie twemu synowi?... - spytal.
Przerazona
schwycila sie za glowe.
- Jak na imie
twemu synowi?... - powtorzyl.
- Wszak wiesz,
panie, ze Seti... - odparla ledwie slyszalnym glosem.
- Spojrzyj mi w
oczy...
- O Jehowo!... -
szepnela Sara.
- Widzisz, ze
klamiesz. A teraz ja ci powiem: moj syn, syn nastepcy egipskiego tronu, nazywa
sie Izaak... i jest Zydem... podlym Zydem...
- Boze!...
Boze!... milosierdzia!.. - zawolala rzucajac sie do nog ksieciu.
Ramzes ani przez
chwile nie podniosl glosu, tylko twarz jego byla szara.
- Ostrzegano mnie
- mowil - abym nie bral do mego domu Zydowki... Moje wnetrznosci skrecaly sie,
kiedy widzialem folwark napelniony Zydami... Alem powsciagnal odraze, bom tobie
ufal. I ty, wraz z twymi Zydami, ukradlas mi syna, zlodziejko dzieci...
- Kaplani
rozkazali, azeby zostal Zydem... - szepnela Sara szlochajac u nog ksiecia.
- Kaplani?...
Jacy?...
-
Najdostojniejszy Herhor... najdostojniejszy Mefres... Mowili, ze tak trzeba, bo
twoj syn musi zostac pierwszym krolem zydowskim...
- Kaplani?...
Mefres?... - powtorzyl ksiaze. - Krolem zydowskim?... Alez ja mowilem ci, ze
twoj syn moze zostac dowodca moich lucznikow, moim pisarzem... Ja ci to
mowilem!... a ty, nedzna, myslalas, ze tytul zydowskiego krola rowna sie
dostojenstwu mego lucznika i pisarza?... Mefres... Herhor!... Niech beda dzieki
bogom, ze nareszcie zrozumialem tych dostojnikow i wiem, jaki los przeznaczaja
memu potomstwu...
Przez chwile
rozmyslal, gryzl wargi. Nagle zawolal poteznym glosem:
- Hej!...
sluzba... zolnierze!...
W oka mgnieniu
komnata zaczela napelniac sie. Weszly placzac sluzebnice Sary, pisarz i rzadca
jej domu, potem niewolnicy, wreszcie kilku zolnierzy z oficerem.
- Smierc!... -
krzyknela Sara rozdzierajacym glosem.
Rzucila sie do
kolyski, porwala syna i stanawszy w kacie komnaty zawolala:
- Mnie
zabijcie... ale jego nie dam!...
Ramzes usmiechnal
sie.
- Setniku - rzekl
do oficera - wez te kobiete z jej dzieckiem i zaprowadz do budynku, gdzie
mieszcza sie niewolnicy mego domu. Ta Zydowka juz nie bedzie pania, ale sluga
tej, ktora ja zastapi.
A ty, rzadco -
dodal zwracajac sie do urzednika - pamietaj, aby Zydowka nie zapomniala jutro z
rana umyc nog swej pani, ktora tu zaraz przyjdzie. Gdyby zas ta sluzebnica
okazala sie krnabrna, na rozkaz swej pani
powinna otrzymac
chloste.
Wyprowadzic te
kobiete do izby czeladniej!...
Oficer i rzadca
zblizyli sie do Sary, lecz zatrzymali sie nie smiejac jej dotknac. Ale tez i
nie bylo potrzeby. Sara owinela plachta kwilace dziecko i opuscila komnate
szepcac:
- Boze Abrahama,
Izaaka, Jakuba, zmiluj sie nad nami...
Nisko sklonila
sie przed ksieciem, a z jej oczu plynely ciche lzy. Jeszcze w sieniach slyszal
Ramzes jej slodki glos:
- Boze Abrahama,
Iza...
Gdy wszystko
uspokoilo sie, namiestnik odezwal sie do oficera i rzadcy:
- Pojdziecie z
pochodniami do domu miedzy figowe drzewa...
- Rozumiem -
odparl rzadca.
- I natychmiast
przeprowadzicie tu kobiete, ktora tam mieszka...
- Stanie sie tak.
- Ta kobieta
bedzie odtad wasza pania i pania Sary Zydowki, ktora kazdego poranku ma swojej
pani myc nogi, oblewac ja woda i trzymac przed nia zwierciadlo. To jest moja
wola i rozkaz.
- Stanie sie -
odparl rzadca.
- I jutro z rana
powiesz mi, czy nowa sluga nie jest krnabrna...
Wydawszy te
polecenia namiestnik wrocil do siebie, ale cala noc nie spal. W jego glebokiej
duszy rozpalal sie pozar zemsty.
Czul, ze nie
odnioslszy ani na chwile glosu zmiazdzyl Sare, nedzna Zydowke, ktora osmielila
sie oszukac go. Ukaral ja jak krol, ktory jednym drgnieniem powieki straca
ludzi ze szczytu - w otchlan sluzalstwa. Ale Sara byla tylko narzedziem
kaplanow, a nastepca mial za wiele poczucia sprawiedliwosci, aby polamawszy
narzedzie mogl przebaczyc wlasciwym sprawcom.
Jego wscieklosc
potegowala sie tym bardziej ze kaplani byli nietykalni. Ksiaze mogl Sare z
dzieckiem, wsrod nocy - wypedzic do izby czeladniej, ale nie mogl pozbawic
Herhora jego wladzy ani Mefresa arcykaplanstwa. Sara padla u nog jego jak
zdeptany robak; ale Herhor i Mefres, ktorzy wydarli mu pierworodnego syna,
wznosili sie nad Egiptem i (o wstydzie!) nad nim samym, nad przyszlym faraonem,
jak piramidy...
I nie wiadomo,
ktory juz raz w tym roku przypominal sobie krzywdy, jakich doznal od kaplanow.
W szkole bili go kijami, az mu grzbiet pekal, albo morzyli glodem, az brzuch
przyrastal mu do krzyza. Na zeszlorocznych manewrach Herhor popsul mu caly
plan, a potem zlozyl wine na niego i pozbawil dowodztwa korpusu. Tenze Herhor
przyprawil go o nielaske jego swiatobliwosci, za to, ze wzial do domu Sare, i
nie predzej przywrocil go do zaszczytow, az upokorzony ksiaze przepedzil pare
miesiecy na dobrowolnym wygnaniu.
Zdawalo sie, ze
gdy zostanie wodzem korpusu i namiestnikiem, kaplani przestana uciskac go swoja
opieka. Lecz wlasnie teraz wystapili z podwojonymi silami. Zrobili go
namiestnikiem, po co?... Aby usunac go od faraona i zawrzec haniebny traktat z
Asyria. Zmusili go, ze po informacje o stanie panstwa udal sie jak pokutnik do
swiatyni; tam oszukiwali go za pomoca cudow i postrachow i udzielili
najzupelniej falszywych objasnien.
Potem mieszali
sie do jego rozrywek, kochanek, stosunkow z Fenicjanami, dlugow, a nareszcie,
aby go upokorzyc i osmieszyc w oczach Egiptu, zrobili mu pierworodnego syna
Zydem!...
Gdzie jest chlop,
gdzie niewolnik, gdzie wiezien z kopaln, Egipcjanin, ktory nie mialby prawa
powiedziec:
- Jestem lepszy
od ciebie, namiestniku, bo zaden moj syn nie byl Zydem...
Czujac ciezar
obelgi Ramzes jednoczesnie pojmowal, ze nie moze jej natychmiast pomscic. Wiec
postanowil odsunac sprawe do przyszlosci. W szkole kaplanskiej nauczyl sie
panowac nad soba, na dworze nauczyl sie cierpliwosci i obludy; te przymioty
stana sie jego tarcza i zbroja w walce z kaplanstwem... Do czasu bedzie
wprowadzal ich w blad, a gdy przyjdzie odpowiednia chwila, uderzy tak, ze juz
nie podniosa sie wiecej.
Na dworze zaczelo
switac. Nastepca twardo zasnal, a gdy obudzil sie, pierwsza osoba, ktora
spostrzegl, byl rzadca palacu Sary.
- Coz Zydowka? -
zapytal ksiaze.
- Stosownie do
rozkazu waszej dostojnosci umyla nogi swej nowej pani - odparl urzednik.
- Czy byla
krnabrna?
- Byla pelna
pokory, ale nie dosc zreczna, wiec rozgniewana pani uderzyla ja noga miedzy
oczy...
Ksiaze rzucil
sie.
- I coz na to
Sara?... - zapytal predko.
- Upadla na
ziemie. A gdy nowa pani kazala jej isc precz, wyszla, cicho placzac...
Ksiaze zaczal
chodzic po komnacie.
- Jakze noc
spedzila?...
- Nowa pani?...
- Nie! - przerwal
nastepca. - Pytam o Sare...
- Stosownie do
rozkazu Sara poszla z dzieckiem do izby czeladniej. Tam sluzebne, z litosci,
odstapily jej swieza mate, ale Sara nie polozyla sie spac, tylko przesiedziala
cala noc z dzieckiem na kolanach.
- A dziecko?... -
spytal ksiaze.
- Dziecko jest
zdrowe. Dzis z rana, kiedy Zydowka poszla na sluzbe do nowej pani, inne kobiety
wykapaly malenstwo w cieplej wodzie, a zona pastucha, ktora takze ma niemowle,
dala mu ssac.
Ksiaze stanal
przed rzadca.
- Zle jest -
rzekl - gdy krowa, zamiast karmic swoje cielatko, idzie do pluga i jest bita
kijem. Wiec choc ta Zydowka popelnila wielki wystepek, nie chce, azeby cierpial
jej niewinny pomiot... Dlatego Sara nie bedzie juz myla nog nowej pani i nie
bedzie przez nia kopana w oczy. W czeladnim domu dasz jej osobna izbe, pare
sprzetow i pokarm, jaki nalezy sie niedawnej poloznicy. I niech w spokoju karmi
swoje dziecko.
- Obys zyl
wiecznie, wladco nasz! - odparl rzadca i szybko pobiegl spelnic rozkazy
namiestnika.
Cala bowiem
sluzba lubila Sare, a w ciagu paru godzin miala sposobnosc znienawidzic gniewna
i wrzaskliwa Kame.
|