ROZDZIAL
PIETNASTY
Juz i miedzy
ludem miasta Pi-Bast zaczely rozchodzic sie rozne wiesci o Libijczykach.
Opowiadano, ze rozpuszczeni przez kaplanow zolnierze barbarzynscy wracajac do
swej ojczyzny z poczatku zebrali, potem kradli, a w koncu zaczeli rabowac i
palic wsie egipskie mordujac przy tym mieszkancow.
W ten sposob w
ciagu kilku dni zostaly napadniete i zniszczone miasta: Chinensu, Pimat i Kasa
na poludnie od jeziora Moeris. W ten sposob zginela karawana kupcow i pielgrzymow
egipskich wracajacych z oazy Uit-Mehe. Cala zachodnia granica panstwa byla w
niebezpieczenstwie, a nawet z Terenuthis zaczeli uciekac mieszkancy. I w tamtej
bowiem okolicy od strony morza ukazaly sie bandy libijskie, jakoby wyslane
przez groznego wodza Musawase, ktory podobno w calej pustyni mial oglosic
swieta wojne przeciw Egiptowi.
Totez jezeli
ktoregos wieczoru zachodni pas nieba czerwienil sie zbyt dlugo, na mieszkancow
Pi-Bast padala trwoga. Ludzie gromadzili sie po ulicach, niektorzy wchodzili na
plaskie dachy lub wdrapywali sie na drzewa i stamtad oglaszali, ze - widza
pozar w Menuf albo w Sechen. Byli nawet i tacy, ktorzy pomimo zmroku
dostrzegali uciekajacych mieszkancow albo libijskie bandy maszerujace w
kierunku Pi-Bast dlugimi, czarnymi szeregami.
Pomimo wzburzenia
ludnosci rzadcy nomesu zachowywali sie obojetnie; wladza bowiem centralna nie
przyslala im zadnych rozkazow.
Ksiaze Ramzes
wiedzial o niepokoju tlumow i widzial obojetnosc pi-bastenskich dygnitarzy.
Wsciekly gniew ogarnial go, ze nie otrzymuje zadnych polecen z Memfisu i ze ani
Mefres ani Mentezufis nie rozmawiaja z nim o tych alarmach zagrazajacych
panstwu.
Lecz poniewaz
obaj kaplani nie zglaszali sie do niego, nawet jakby unikali rozmowy z nim,
wiec i namiestnik nie szukal ich ani robil zadnych przygotowan wojskowych.
W koncu przestal
odwiedzac stojace pod Pi-Bast pulki, a natomiast zgromadziwszy do palacu cala
szlachecka mlodziez, bawil sie i ucztowal tlumiac w sercu oburzenie na kaplanow
i obawe o losy panstwa.
- Zobaczysz!... -
powiedzial raz do Tutmozisa. - Swieci prorocy wykieruja nas tak, ze Musawasa
zabierze Dolny Egipt, a my bedziemy musieli uciekac do Tebow, jezeli nie do
Sunnu, o ile znowu stamtad nie wypedza nas Etiopowie...
- Prawde rzekles
- odparl Tutmozis - ze nasi wladcy poczynaja sobie, jakby byli zdrajcami.
Pierwszego dnia
miesiaca Hator (sierpien - wrzesien) odbywala sie w palacu nastepcy najwieksza
uczta. Zaczeto bawic sie od drugiej po poludniu, a nim slonce zaszlo, juz
wszyscy byli pijani. Doszlo do tego, ze mezczyzni i kobiety tarzali sie po
podlodze zlanej winem, zasypanej kwiatami i skorupami potluczonych dzbanow.
Ksiaze byl miedzy
nimi najprzytomniejszy. Jeszcze nie lezal, ale siedzial na fotelu trzymajac na
kolanach dwie piekne tancerki, z ktorych jedna poila go winem, druga oblewala
mu glowe silnymi wonnosciami.
W tej chwili
wszedl na sale adiutant i przelazlszy przez kilku pijanych biesiadnikow zblizyl
sie do nastepcy.
- Dostojny panie
- szepnal - swieci Mefres i Mentezufis pragna natychmiast rozmowic sie z
wami...
Nastepca
odepchnal dziewczeta i zarumieniony, w poplamionym kaftanie, chwiejnym krokiem
potoczyl sie do swego pokoju na gore.
Na jego widok
Mefres i Mentezufis spojrzeli po sobie.
- Czego chcecie,
dostojnicy? - spytal ksiaze upadajac na krzeslo.
- Nie wiem, czy
wasza dostojnosc bedziesz mogl wysluchac nas... - odparl zaklopotany
Mentezufis.
- A!... myslicie,
zem sie upil? - zawolal ksiaze. - Nie lekajcie sie... Dzis caly Egipt jest jak
oszalaly czy glupi, ze jeszcze w pijakach najwiecej zostalo rozsadku...
Kaplani
zachmurzyli sie, lecz Mentezufis zaczal:
- Wasza
dostojnosc wie, ze pan nasz i najwyzsza rada postanowili uwolnic dwadziescia
tysiecy wojsk najemnych...
- No, niby nie
wiem przerwal nastepca. Nie raczyliscie przeciez nie tylko zasiegnac mojej rady
w kwestii tak madrego postanowienia, ale nawet nie raczyliscie zawiadomic mnie,
ze juz cztery pulki rozpedzono i ze ludzie ci z glodu napadaja nasze miasta...
- Zdaje mi sie,
ze wasza dostojnosc sadzisz rozkazy jego swiatobliwosci faraona... - wtracil
Mentezufis.
- Nie jego
swiatobliwosci!... - zawolal ksiaze tupiac noga - ale tych zdrajcow, ktorzy
korzystajac z choroby mego ojca i wladcy chca zaprzedac panstwo Asyryjczykom i
Libijczykom...
Kaplani
oslupieli. Podobnych wyrazow nie wypowiedzial zaden jeszcze Egipcjanin.
- Pozwol, ksiaze,
azebysmy wrocili za pare godzin... gdy sie uspokoisz... - rzekl Mefres.
- Nie ma
potrzeby. Wiem, co sie dzieje na naszej zachodniej granicy... A raczej nie ja
wiem, tylko moi kucharze, chlopcy stajenni i pomywaczki. Moze wiec zechcecie
teraz czcigodni ojcowie, i mnie wtajemniczyc w wasze plany?...
Mentezufis
przybral obojetna fizjognomie i mowil:
- Libijczycy
zbuntowali sie i zaczynaja zbierac bandy z zamiarem napadu na Egipt.
- Rozumiem.
- Z woli zatem
jego swiatobliwosci - ciagnal Mentezufis - i najwyzszej rady, masz, wasza
dostojnosc, zebrac wojska z Dolnego Egiptu i zniszczyc buntownikow.
- Gdzie rozkaz?
Mentezufis
wydobyl z zanadrza pergamin opatrzony pieczeciami i wreczyl go ksieciu.
- Wiec od tej
chwili jestem naczelnym wodzem i najwyzsza wladza w tej prowincji? - spytal
nastepca.
- Tak jest, jak
rzekles.
- I mam prawo
odbyc z wami narade wojenna?
- Koniecznie... -
odparl Mefres. - Choc w tej chwili...
- Siadajcie -
przerwal ksiaze.
Obaj kaplani
spelnili rozkaz.
- Pytam sie was,
bo to potrzebne jest do moich planow: dlaczego rozpuszczono libijskie pulki?...
- I rozpusci sie
inne - pochwycil Mentezufis. - Otoz rada najwyzsza dlatego chce pozbyc sie
dwudziestu tysiecy najkosztowniejszych zolnierzy, aby skarbowi jego
swiatobliwosci dostarczyc rocznie czterech tysiecy talentow, bez czego dwor
krolewski moze znalezc sie w niedostatku...
- Co jednak nie
grozi najnedzniejszemu z egipskich kaplanow!... - wtracil ksiaze.
- Zapominasz,
wasza dostojnosc, ze kaplana nie godzi sie nazywac "nedznym" - odparl
Mentezufis. - A ze nie grozi zadnemu z nich niedostatek, to jest zasluga ich
powsciagliwego trybu zycia.
- W takim razie
chyba posagi wypijaja wino, co dzien odnoszone do swiatyn, i kamienni bogowie
stroja swoje kobiety w zloto i drogie klejnoty - szydzil ksiaze. - Ale mniejsza
o wasza powsciagliwosc!... Rada kaplanska nie dlatego rozpedza dwadziescia
tysiecy wojska i otwiera bramy Egiptu bandytom, azeby napelnic skarb faraona...
- Tylko?...
- Tylko dlatego,
azeby przypodobac sie krolowi Assarowi. A poniewaz jego swiatobliwosc nie
zgodzil sie na oddanie Asyryjczykom Fenicji, wiec wy chcecie oslabic panstwo w
inny sposob: przez rozpuszczenie najemnikow i wywolanie wojny na naszej
zachodniej granicy...
- Biore bogow na
swiadectwo, ze zdumiewasz nas, wasza dostojnosc!... - zawolal Mentezufis.
- Cienie faraonow
bardziej zdumialyby sie uslyszawszy, ze w tym samym Egipcie, w ktorym spetano
krolewska wladze, jakis chaldejski oszust wplywa na losy panstwa...
- Uszom nie
wierze!... - odparl Mentezufis. - Co wasza dostojnosc mowisz o jakims
Chaldejczyku?...
Namiestnik
zasmial sie szyderczo.
- Mowie o
Beroesie... Jezeli ty, swiety mezu, nie slyszales o nim, zapytaj czcigodnego
Mefresa, a gdyby i on zapomnial, niech odwola sie do Herhora i Pentuera...
Oto wielka
tajemnica waszych swiatyn!... Obcy przybleda, ktory jak zlodziej dostal sie do
Egiptu, narzuca czlonkom najwyzszej rady traktat tak haniebny, ze moglibysmy
podpisac go dopiero po przegraniu bitew, po utracie wszystkich pulkow i obu
stolic.
I pomyslec, ze
zrobil to jeden czlowiek, najpewniej szpieg krola Assara!... A nasi medrcy tak
dali sie oczarowac jego wymowie, ze gdy faraon nie pozwolil im wyrzec sie
Fenicji, to oni przynajmniej rozpuszczaja pulki i wywoluja wojne na granicy zachodniej...
Slyszana
rzecz?... - ciagnal juz nie panujacy nad soba Ramzes. - Gdy jest najlepsza pora
zwiekszyc armie do trzystu tysiecy ludzi i popchnac ja do Niniwy, ci pobozni
szalency rozpedzaja dwadziescia tysiecy wojsk i podpalaja wlasny dom...
Mefres, sztywny i
blady, sluchal tych okrutnych szyderstw. Wreszcie zabral glos:
- Nie wiem,
dostojny panie, z jakiego zrodla czerpales swoje wiadomosci... - Oby ono bylo
rownie czystym jak serca czlonkow najwyzszej rady! Przypuscmy jednak, ze masz
slusznosc i ze jakis chaldejski kaplan potrafil sklonic rade do podpisania
ciezkiej umowy z Asyria. Otoz gdyby tak sie zdarzylo, to skad wiesz, ze ow
kaplan nie byl wyslannikiem bogow, ktorzy przez jego usta ostrzegli nas o
wiszacych nad Egiptem niebezpieczenstwach?...
- Odkadze to
Chaldejczycy ciesza sie takim zaufaniem u was? - zapytal ksiaze.
- Kaplani
chaldejscy sa starszymi bracmi egipskich - wtracil Mentezufis.
- To moze i krol
asyryjski jest wladca faraona? - wtracil ksiaze.
- Nie bluznij,
wasza dostojnosc - surowo przerwal Mefres. - Lekkomyslnie szperasz w
najswietszych tajemnicach, a to bywalo niebezpiecznym nawet dla wiekszych od
ciebie!
- Dobrze, nie
bede szperal! Po czym jednak mozna poznac, ze jeden Chaldejczyk jest
wyslannikiem bogow, a drugi szpiegiem krola Assara?
- Po cudach -
odparl Mefres. - Gdyby na twoj rozkaz, ksiaze, ten pokoj napelnil sie duchami,
gdyby niewidzialne moce uniosly cie w powietrze, powiedzielibysmy, zes jest
narzedziem niesmiertelnych, i sluchalibysmy twej rady...
Ramzes wzruszyl
ramionami.
- I ja widzialem
duchy: robila je mloda dziewczyna... I ja widzialem w cyrku lezacego w
powietrzu kuglarza...
- Tylkos nie
dojrzal cienkich sznurkow, ktore trzymali w zebach czterej jego pomocnicy... -
wtracil Mentezufis.
Ksiaze znowu
rozesmial sie i przypomniawszy sobie, co mu Tutmozis opowiadal o nabozenstwach
Mefresa, rzekl szyderczym tonem:
- Za krola
Cheopsa pewien arcykaplan chcial koniecznie latac po powietrzu. W tym celu
modlil sie do bogow, a swoim podwladnym kazal uwazac: czy go nie podnosza
niewidzialne sily?... I co powiecie, swieci mezowie: od tej pory nie bylo dnia,
azeby prorocy nie zapewniali arcykaplana, ze unosi sie w powietrzu, wprawdzie
niewysoko, bo tylko na palec od podlogi... Ale... co to waszej dostojnosci? -
spytal nagle Mefresa.
Istotnie
arcykaplan sluchajac swojej wlasnej historii zachwial sie na krzesle i bylby
upadl, gdyby nie podtrzymal go Mentezufis.
Ramzes zmieszal
sie. Podal starcowi wody do picia, natarl mu czolo i skronie octem, zaczal go
chlodzic wachlarzem...
Wkrotce swiety
Mefres przyszedl do siebie. Powstal z krzesla i rzekl do Mentezufisa:
- Juz chyba
mozemy odejsc?
- I ja tak mysle.
- A ja co mam
robic? - spytal ksiaze czujac, ze stalo sie cos zlego.
- Spelnic
obowiazki naczelnego wodza - odparl zimno Mentezufis.
Obaj kaplani
ceremonialnie uklonili sie ksieciu i wyszli. Namiestnik byl juz calkiem
trzezwy, ale na serce spadl mu wielki ciezar. W tej chwili zrozumial, ze
popelnil dwa ciezkie bledy: przyznal sie kaplanom do tego, ze zna ich wielka
tajemnice, i - niemilosiernie zadrwil z Mefresa.
Oddalby rok
zycia, gdyby mozna zatrzec w ich pamieci cala te pijacka rozmowe. Ale juz bylo
za pozno.
"Nie ma co -
myslal - zdradzilem sie i kupilem sobie smiertelnych wrogow. Ale trudno. Walka
zaczyna sie w chwili najniekorzystniejszej dla mnie... Lecz idzmy dalej.
Niejeden przecie faraon walczyl z kaplanstwem i zwyciezyl je, nawet nie majac
zbyt silnych sprzymierzencow. "
Tak jednak uczul
niebezpieczenstwo swego polozenia, ze w tej chwili przysiagl na swieta glowe
ojca nigdy juz nie pic wiekszej ilosci wina.
Kazal zawolac
Tutmozisa. Powiernik zjawil sie natychmiast, zupelnie trzezwy.
- Mamy wojne i
jestem naczelnym wodzem - rzekl nastepca.
Tutmozis uklonil
sie do ziemi.
- I nigdy juz nie
bede upijal sie - dodal ksiaze. - A wiesz dlaczego?
- Wodz powinien
wystrzegac sie wina i odurzajacych woni - odparl Tutmozis.
- Nie pamietalem
o tym i... wygadalem sie przed kaplanami...
- Z czym? -
zawolal przestraszony Tutmozis.
- Ze ich
nienawidze i zartuje z ich cudow...
- Nic nie
szkodzi. Oni chyba nigdy nie rachuja na ludzka milosc.
- I ze znam ich
polityczne tajemnice - dodal ksiaze.
- Aj... - syknal
Tutmozis. - To jedno bylo niepotrzebne...
- Mniejsza o to -
mowil Ramzes. - Wyslij natychmiast szybkobiegaczy do pulkow, azeby jutro z rana
dowodcy zjechali sie na rade wojenna. Kaz zapalic sygnaly alarmowe, azeby
wszystkie wojska Dolnego Egiptu od jutra maszerowaly ku zachodniej granicy.
Pojdz do nomarchy i zapowiedz mu, aby uwiadomil innych nomarchow o potrzebie
gromadzenia zywnosci, odziezy i broni.
- Bedziemy mieli
klopot z Nilem - wtracil Tutmozis.
- Totez niech
wszystkie czolna i statki zatrzymaja na odnogach Nilowych dla przewozu wojsk.
Trzeba tez wezwac nomarchow, azeby zajeli sie przygotowaniem pulkow
rezerwowych...
Tymczasem Mefres
i Mentezufis wracali do swych mieszkan przy swiatyni Ptah. Gdy znalezli sie
sami w celi, arcykaplan podniosl rece do gory i zawolal:
- Trojco
niesmiertelnych bogow: Ozirisie, Izydo i Horusie - ratujcie Egipt od
zaglady!... Jak swiat swiatem, zaden faraon nie wypowiedzial tylu bluznierstw,
ile dzis uslyszelismy od tego dzieciaka... Co mowie - faraon?... Zaden wrog
Egiptu, zaden Cheta, Fenicjanin, Libijczyk nie osmielilby sie tak zniewazac
kaplanskiej nietykalnosci...
- Wino robi
czlowieka przezroczystym - odparl Mentezufis.
- Alez w tym
mlodym sercu klebi sie gniazdo zmij... Poniewiera stan kaplanski, szydzi z
cudow, nie wierzy w bogow...
- Najwiecej
jednak zastanawia mnie to - rzekl zamyslony Mentezufis... skad on wie o waszych
ukladach z Beroesem? Bo, ze wie, na to przysiegne.
- Dokonano
okropnej zdrady - odparl Mefres chwytajac sie za glowe.
- Rzecz bardzo
dziwna! Bylo was czterech...
- Wcale nie
czterech. Boc o Beroesie wiedziala starsza kaplanka Izydy, dwaj kaplani, ktorzy
nam wskazali droge do swiatyni Seta, i kaplan, ktory go przyjal u wrot...
Czekaj no!... - mowil Mefres. - Ten kaplan wciaz siedzial w podziemiach... A
jezeli podsluchiwal?...
- W kazdym razie
nie sprzedal tajemnicy dzieciakowi, ale komus powazniejszemu. A to jest
niebezpieczne!...
Do celi zapukal
arcykaplan swiatyni Ptah, swiety Sem.
- Pokoj wam -
rzekl wchodzac.
-
Blogoslawienstwo sercu twemu.
- Przyszedlem, bo
tak podnosicie glos, jakby stalo sie jakie nieszczescie. Chyba nie przeraza was
wojna z nedznym Libijczykiem?... - mowil Sem.
- Co bys tez
myslal, wasza czesc, o ksieciu nastepcy tronu? - przerwal mu Mentezufis.
- Ja mysle -
odparl Sem - ze on musi byc bardzo kontent z wojny i naczelnego dowodztwa. Oto
urodzony bohater! Gdy patrze na niego, przychodzi mi na mysl lew Ramzesa... Ten
chlopak gotow sam rzucic sie na wszystkie bandy libijskie i zaprawde - moze je
rozproszyc.
- Ten chlopak -
odezwal sie Mefres - moze wywrocic wszystkie nasze swiatynie i zmazac Egipt z
oblicza ziemi.
Swiety Sem szybko
wyjal zloty amulet, ktory nosil na piersiach, i szepnal:
- Ucieknijcie,
zle slowa na pustynia... Oddalcie sie i nie robcie szkody sprawiedliwym!... Co
tez wygaduje wasza dostojnosc!... - rzekl glosniej, tonem wyrzutu.
- Dostojny Mefres
mowi prawde - odezwal sie Mentezufis. Glowa by cie zabolala i zoladek, gdyby
ludzkie wargi mogly powtorzyc bluznierstwa, jakie dzis uslyszelismy od tego
mlodzieniaszka.
- Nie zartuj,
proroku - oburzyl sie arcykaplan Sem. - Predzej uwierzylbym, ze woda plonie, a
powietrze gasi, anizeli w to, ze Ramzes dopuszcza sie bluznierstw...
- Robil to niby
po pijanemu - wtracil zlosliwie Mefres.
- Chocby nawet.
Nie przecze, ze jest to ksiaze lekkomyslny i hulaka, ale bluznierca!...
- Tak i mysmy
sadzili - mowil Mentezufis. - A tak bylismy pewni, ze znamy jego charakter, iz
gdy wrocil ze swiatyni Hator, przestalismy nawet rozciagac nad nim kontroli...
- Zal ci bylo
zlota na oplacanie dozorcow - wtracil Mefres. - Widzisz, jakie skutki pociaga
na pozor drobne zaniedbanie!...
- Ale coz sie
stalo? - pytal niecierpliwie Sem.
- Krotko odpowiem:
ksiaze nastepca drwi z bogow...
- Och!..
Sadzi rozkazy
faraona...
- Czy podobna?...
- Najwyzsza rade
nazywa zdrajcami...
- Alez...
- I od kogos
dowiedzial sie o przybyciu Beroesa, a nawet o jego widzeniu sie z Mefresem,
Herhorem i Pentuerem w swiatyni Seta...
Arcykaplan Sem
porwal sie oburacz za glowe i poczal biegac po celi.
- Niepodobna... -
mowil. - Niepodobna!... Chyba rzucil kto urok na tego mlodzienca... Moze owa
kaplanka fenicka, ktora wykradl ze swiatyni?...
Mentezufisowi
uwaga ta wydala sie tak trafna, ze spojrzal na Mefresa. Ale rozdrazniony
arcykaplan nie dal sie zbic z tropu.
- Zobaczymy -
odparl. - Pierwej jednak trzeba przeprowadzic sledztwo, azebysmy dzien po dniu
wiedzieli: co robil ksiaze od powrotu ze swiatyni Hator? Za duzo mial swobody,
za duzo stosunkow z niewiernymi i nieprzyjaciolmi Egiptu. A ty, dostojny Semie,
pomozesz nam...
Skutkiem tej
uchwaly arcykaplan Sem zaraz nazajutrz kazal wzywac lud na uroczyste
nabozenstwo do swiatyni Ptah.
Stawali tedy na
rogach ulic, na placach, nawet na polach heroldowie kaplanscy i zwolywali
wszelki lud za pomoca trab i fletow. A gdy zebrala sie dostateczna liczba
sluchaczy, donosili im, ze w swiatyni Ptah przez trzy dni odbywac sie beda
modly i procesje na intencje, aby dobry bog blogoslawil orezowi egipskiemu i
pognebil Libijczykow. Zas na wodza ich, Musawase, aby zeslal trad, slepote i
szalenstwo.
Stalo sie, jak
chcieli kaplani. Od rana do poznej nocy lud prosty wszelkiego zajecia gromadzil
sie dokola murow swiatyni, arystokracja i bogaci mieszczanie zbierali sie w
przysionku zewnetrznym, a kaplani miejscowi i sasiednich nomesow skladali
ofiary bogu Ptah i zanosili modly w kaplicy najswietszej.
Trzy razy
dziennie wychodzila uroczysta procesja, podczas ktorej obnoszono w zlotej lodzi
zaslonietej firankami czcigodny posag bostwa. Przy czym lud padal na twarz i
glosno wyznawali nieprawosci swoje, a gesto rozrzuceni w tlumie prorocy, za
pomoca stosownych pytan, ulatwiali mu skruche. Toz samo dzialo sie w przysionku
swiatyni. Poniewaz jednak ludzie dostojni i bogaci nie lubili oskarzac sie
glosno, wiec swieci ojcowie brali zalujacych na strone i po cichu udzielali im
rad i upomnien.
W poludnie
nabozenstwo bylo najuroczystsze. O tej bowiem godzinie przychodzily wojska
maszerujace na zachod, aby otrzymac blogoslawienstwo arcykaplana i odswiezyc
potege swoich amuletow, majacych wlasnosc oslabiania nieprzyjacielskich ciosow.
Niekiedy w
swiatyni rozlegaly sie grzmoty, a w porze nocnej nad pylonami blyskalo sie. Byl
to znak, ze bozek wysluchal czyichs modlow albo ze rozmawial z kaplanami.
Kiedy po
zakonczeniu uroczystosci trzej dostojnicy: Sem, Mefres i Mentezufis, zeszli sie
na poufna narade, sytuacja byla juz wyjasniona.
Nabozenstwo
przynioslo swiatyni okolo czterdziestu talentow dochodu; lecz okolo szescdziesieciu
talentow wydano na prezenta lub splate dlugow rozmaitych osob z arystokracji
tudziez wyzszych wojskowych.
Wiadomosci zas
zebrano nastepujace:
Miedzy wojskiem
krazyla pogloska, ze byle ksiaze Ramzes wstapil na tron, rozpocznie z Asyria
wojne, ktora przyjmujacym w niej udzial zapewni wielkie zyski. Najnizszy
zolnierz, mowiono, nie wroci z tej wyprawy bez tysiaca drachm, jezeli nie
lepiej. Miedzy ludem szeptano, ze gdy faraon po zwyciestwie wroci z Niniwy,
wszystkich chlopow obdarzy niewolnikami i na pewna liczbe lat daruje Egiptowi
podatki.
Arystokracja zas
sadzila, ze nowy faraon przede wszystkim - odbierze kaplanom, a zwroci
szlachcie wszystkie dobra, ktore staly sie wlasnoscia swiatyn, jako pokrycie
zaciagnietych dlugow. Mowiono tez, ze przyszly faraon bedzie rzadzil
samowladnie, bez udzialu najwyzszej rady kaplanskiej.
W koncu we
wszystkich warstwach spolecznych panowalo przekonanie, ze ksiaze Ramzes, aby
zapewnic sobie pomoc Fenicjan, nawrocil sie do bogini Istar i do niej
szczegolne okazywal nabozenstwo. W kazdym razie bylo rzecza pewna, ze nastepca
odwiedzal raz swiatynie Istar w nocy i widzial tam jakies cuda. Zreszta miedzy
bogatymi Azjatami krazyly pogloski, ze Ramzes zlozyl swiatyni wielkie dary, a w
zamian dostal stamtad kaplanke, ktora miala go utwierdzac w wierze.
Wszystkie te
wiadomosci zebral najdostojniejszy Sem i jego kaplani. Zas ojcowie swieci,
Mefres i Mentezufis, zakomunikowali mu inna nowine, ktora przyszla do nich z
Memfisu.
Oto - kaplana
chaldejskiego i cudotworce Beroesa przyjmowal w podziemiach swiatyni Seta
kaplan Osochor, ktory we dwa miesiace pozniej wydajac za maz swoja corke
obdarowal ja bogatymi klejnotami i kupil nowozencom duzy folwark. A poniewaz
Osochor nie mial tak znacznych dochodow, rodzilo sie wiec podejrzenie, ze ow
kaplan, podsluchawszy rozmowe Beroesa z egipskimi dostojnikami, sprzedal
nastepnie tajemnice traktatu Fenicjanom i otrzymal od nich wielki majatek.
Wysluchawszy tego
arcykaplan Sem rzekl:
- Jezeli swiety
Beroes jest naprawde cudotworca, to przede wszystkim jego zapytajcie, czy
Osochor zdradzil tajemnice?...
- Pytano sie o to
cudownego Beroesa - odparl Mefres - ale swiety maz powiedzial, ze w tej sprawie
chce milczec. Dodal tez, ze chocby nawet ktos podsluchal ich uklady i doniosl o
tym Fenicjanom, Egipt ani Chaldea nie poniosa zadnej szkody. Gdyby wiec znalazl
sie winowajca, nalezy okazac mu milosierdzie.
- Swiety!...
zaiste swiety to maz!... - szeptal Sem.
- A co wasza
dostojnosc - rzekl Mefres do Sema - sadzisz o ksieciu nastepcy i niepokojach,
jakie wywolalo jego postepowanie?
- Powiem to samo
co Beroes, nastepca nie zrobi szkody Egiptowi, wiec trzeba miec poblazliwosc...
- Mlodzik ten
drwi z bogow i cudow, wchodzi do obcych swiatyn, buntuje lud... To nie sa male
rzeczy!... - mowil z gorycza Mefres, ktory nie mogl zapomniec Ramzesowi, ze w
grubianski sposob zazartowal z jego poboznych praktyk.
Arcykaplan Sem
lubil Ramzesa, wiec odparl z dobrotliwym usmiechem:
- Ktory chlop w
Egipcie nierad by miec niewolnika, azeby wyrzec sie swojej ciezkiej pracy dla slodkiego
proznowania?
A czy jest na
swiecie czlowiek, ktory by nie marzyl o nieplaceniu podatkow? Za to bowiem, co
placi skarbowi, jego zona, on sam i dzieci mogliby sprawic sobie ozdobna odziez
i uzyc rozmaitych przyjemnosci.
- Prozniactwo i
nadmierne wydatki psuja czlowieka - odezwal sie Mentezufis.
- Ktory zolnierz
- ciagnal Sem - nie chcialby wojny i nie pozadal tysiaca drachm zysku, a nawet
wiecej?
Dalej - pytam
was, ojcowie, ktory faraon, ktory nomarcha, ktory szlachcic chetnie placi
zaciagniete dlugi i nie spoglada krzywym okiem na bogactwa swiatyn?...
- Bezbozna to
pozadliwosc! - szepnal Mefres.
- A nareszcie -
mowil Sem - ktory nastepca tronu nie marzyl o ograniczeniu powagi kaplanow,
ktory faraon, w poczatkach panowania, nie chcial otrzasnac sie spod wplywu
najwyzszej rady?
- Slowa twoje sa
pelne madrosci - rzekl Mefres - ale do czego one maja nas doprowadzic?
- Do tego,
abyscie nie oskarzali nastepcy przed najwyzsza rada. Bo przecie nie ma sadu,
ktory potepilby ksiecia za to, ze chlopi radzi by nie placic podatkow albo ze
zolnierze chca wojny. Owszem, was moglaby spotkac wymowka. Bo gdybyscie dzien
po dniu sledzili ksiecia i hamowali jego drobne wybryki, nie byloby dzis
piramidy oskarzen, w dodatku - na niczym nie opartych.
W podobnych
sprawach nie to jest zlem, ze ludzie maja sklonnosc do grzechu, bo oni mieli ja
zawsze. Ale to jest niebezpieczne, ze mysmy ich nie pilnowali. Nasza swieta
rzeka, matka Egiptu, bardzo predko zamulilaby kanaly, gdyby inzynierowie
zaprzestali czuwac nad nia.
- A co powiesz,
wasza dostojnosc, o wymyslach, jakich ksiaze dopuscil sie w rozmowie z nami?...
Czy przebaczysz ohydne drwiny z cudow?... - spytal Mefres. - Przecie ten
mlodzik ciezko zniewazyl moja poboznosc...
- Sam sie obraza,
kto rozmawia z pijakiem - odparl Sem. - Zreszta wasze dostojnosci nie mieliscie
prawa rozmawiac o najwazniejszych sprawach panstwa z nietrzezwym ksieciem... A
nawet popelniliscie blad mianujac pijanego czlowieka wodzem armii. Wodz bowiem
musi byc trzezwy.
- Korze sie przed
wasza madroscia - rzekl Mefres- ale glosuje za podaniem skargi na nastepce do
rady najwyzszej.
- A ja glosuje
przeciw skardze - odparl energicznie Sem. - Rada musi dowiedziec sie o
wszystkich postepkach namiestnika, ale nie w formie skargi, tylko zwyklego
raportu.
- I ja jestem
przeciw skardze - odezwal sie Mentezufis.
Arcykaplan Mefres
widzac, ze ma przeciw sobie dwa glosy, ustapil z zadaniem skargi na ksiecia.
Ale wyrzadzona zniewage zapamietal i niechec ukryl w sercu.
Byl to starzec
madry i pobozny, lecz msciwy. I chetniej przebaczylby gdyby mu reke ucieto,
anizeli gdy obrazono jego dostojenstwo kaplanskie.
|