Table of Contents | Words: Alphabetical - Frequency - Inverse - Length - Statistics | Help | IntraText Library
Boleslaw Prus
Faraon

IntraText CT - Text

  • TOM TRZECI
    • ROZDZIAL TRZECI
Previous - Next

Click here to hide the links to concordance

ROZDZIAL TRZECI

Straz czuwajaca w przedpokoju zameldowala Pentuera. Kaplan upadl na twarz przed faraonem i zapytal o rozkazy.

- Nie rozkazywac, ale prosic cie chce - rzekl pan. - Wiesz, w Egipcie bunty!... Bunty chlopow, rzemieslnikow, nawet wiezniow... Bunty od morza do kopaln!... Brakuje tylko, aby zbuntowali sie moi zolnierze i oglosili faraonem... na przyklad Herhora!...

- Zyj wiecznie, wasza swiatobliwosc - odparl kaplan. - Nie ma w Egipcie czlowieka, ktory nie poswiecilby sie za ciebie i nie blogoslawil twego imienia.

- Ach, gdyby wiedzieli - mowil z gniewem wladca -jak faraon jest bezsilny i ubogi, kazdy nomarcha zechcialby byc panem swego nomesu!...Myslalem, ze odziedziczywszy podwojna korone bede cos znaczyl... Lecz juz w pierwszym dniu przekonywam sie, ze jestem tylko cieniem dawnych wladcow Egiptu! Bo i czym moze byc faraon bez majatku, bez wojska, a nade wszystko bez wiernych slug... Jestem jak posagi bogow, ktorym kadza i skladaja ofiary... Ale posagi sa bezsilne, a ofiarami tucza sie kaplani... Ale prawda, ty trzymasz z nimi!...

- Bolesnie mi - odrzekl Pentuer ze wasza swiatobliwosc mowi tak w pierwszym dniu swego panowania. Gdyby wiesc o tym rozeszla sie po Egipcie...

- Komuz powiem, co mi dolega?... - przerwal pan. - Jestes moim doradca i ocaliles mi, a przynajmniej chciales ocalic zycie, chyba nie po to, azeby rozglaszac: co sie dzieje w krolewskim sercu, ktore przed toba otwieram... - Ale masz slusznosc.

Pan przeszedl sie po komnacie i po chwili rzekl znacznie spokojniejszym tonem:

- Mianowalem cie naczelnikiem rady, ktora ma wysledzic przyczyny nieustannych buntow w moim panstwie. Chce, azeby karano tylko winnych, a czyniono sprawiedliwosc nieszczesliwym...

- Niech Bog wspiera cie laska swoja!.. - szepnal kaplan. - Zrobie panie, co kazesz. Ale powody buntow znam i bez sledztwa...

- Powiedz.

- Nieraz o tym mowilem waszej swiatobliwosci: lud pracujacy jest glodny, ma Za duzo roboty i placi za wielkie podatki. Kto dawniej robil od wschodu do zachodu slonca, dzis musi zaczynac na godzine przed wschodem, a konczyc godzine po zachodzie. Nie tak dawno co dziesiaty dzien prosty czlowiek mogl odwiedzac groby matki i ojca, rozmawiac z ich cieniami i skladac ofiary. Ale dzis nikt tam nie chodzi, bo nie ma czasu.

Dawniej chlop zjadal w ciagu dnia trzy placki pszenne, dzis nie stac go na jeczmienny. Dawniej roboty przy kanalach, groblach i goscincach liczyly sie miedzy podatkami; dzis podatki placic trzeba swoja droga, a roboty publiczne wykonywac darmo.

Oto przyczyny buntow.

- Jestem najbiedniejszy szlachcic w panstwie! - zawolal faraon targajac sobie wlosy. - Lada wlasciciel folwarku daje swoim bydletom przystojne jadlo i odpoczynek; ale moj inwentarz jest wiecznie glodny i znuzony!...

Wiec co mam robic, powiedz, ty, ktory prosiles mnie, abym poprawil los chlopow?...

- Rozkazujesz panie, abym powiedzial?...

- Prosze... kaze... jak wreszcie chcesz... Tylko mow madrze.

- Blogoslawione niech beda twoje rzady, prawdziwy synu Ozirisa! - odparl kaplan. - A oto, co czynic nalezy...

Przede wszystkim rozkaz, panie, aby placono za roboty publiczne, jak bylo dawniej...

- Rozumie sie.

- Dalej - zapowiedz, azeby praca rolna trwala tylko od wschodu do zachodu slonca... Potem spraw, jak bylo za dynastii boskich, azeby lud wypoczywal co siodmy dzien; nie co dziesiaty, ale co siodmy. Potem nakaz, aby panowie nie mieli prawa zastawiac chlopow, a pisarze bic i dreczyc ich wedlug swego upodobania.

A nareszcie daj - dziesiata lub chocby dwudziesta czesc ziemi chlopom na wlasnosc, aby nikt jej odebrac ani zastawiac nie mogl. Niechaj rodzina chlopa ma chocby tyle ziemi, co podloga tej komnaty, a juz nie bedzie glodna. Daj, panie, chlopom pustynne piaski na wlasnosc, a w kilka lat wyrosna tam ogrody...

- Pieknie mowisz - wtracil faraon - ale mowisz to, co widzisz w swym sercu, nie na swiecie. Ludzkie pomysly, chocby najlepsze, nie zawsze zgadzaja sie z naturalnym biegiem rzeczy...

- Wasza swiatobliwosc, ja juz widywalem podobne zmiany i ich skutki - odrzekl Pentuer.

Przy niektorych swiatyniach dokonywaja sie rozne proby: nad leczeniem chorych, uczeniem dzieci, hodowla bydla i roslin, wreszcie nad poprawa ludzi. A oto, co sie zdarzalo:

Gdy chlopu leniwemu i chudemu dawano dobre jadlo i odpoczynek co siodmy dzien, czlowiek ten robil sie tlustym, chetnym do pracy i wiecej skopywal pola niz dawniej. Robotnik platny jest weselszy i wiecej wykonywa roboty anizeli niewolnik, chocby go bic zelaznymi pretami. Ludziom sytym rodzi sie wiecej dzieci niz glodnym i spracowanym; potomstwo ludzi wolnych jest zdrowe i silne, a niewolnikow - watle, ponure i sklonne do kradziezy i klamstwa.

Przekonano sie wreszcie, ze ziemia, ktora uprawia jej wlasciciel, daje poltora raza wiecej ziarn i jarzyn niz ziemia obslugiwana przez niewolnikow.

Ciekawsza rzecz powiem waszej swiatobliwosci: gdy oraczom przygrywa muzyka, ludzie i woly robia lepiej, predzej i mniej mecza sie anizeli bez muzyki.

Wszystko to sprawdzono w naszych swiatyniach.

Faraon usmiechal sie.

- Musze ja na moich folwarkach i w kopalniach zaprowadzic muzyke - rzekl. - Jezeli jednak kaplani przekonali sie o takich dziwach, jakie mi opowiadasz, to dlaczego w swoich majatkach nie postepuja w ten sposob z chlopstwem?...

Pentuer opuscil glowe.

- Bo - odparl wzdychajac - nie wszyscy kaplani sa medrcami i maja serca szlachetne...

- Otoz to!... - zawolal pan.

A teraz powiedz mi, ty, ktory jestes synem chlopow i wiesz, ze miedzy kaplanami znajduja sie hultaje i glupcy, powiedz: dlaczego nie chcesz mi sluzyc w walce przeciw nim?... Bo przecie rozumiesz, ze ja nie poprawie losu chlopskiego, jezeli pierwej nie naucze kaplanow posluszenstwa dla mojej woli...

Pentuer zalamal rece.

- Panie - odparl - bezbozna to i niebezpieczna sprawa walka z kaplanstwem!... Niejeden faraon rozpoczynal ja i... nie mogl dokonczyc...

- Bo go nie popierali tacy, jak ty, medrcy!... - wybuchnal pan. - I zaprawde, nigdy nie zrozumiem: dlaczego madrzy i zacni kaplani wiaza sie z banda lotrow, jakimi jest wiekszosc tej klasy?...

Pentuer trzasl glowa i zaczal mowic powoli:

- Od trzydziestu tysiecy lat swiety stan kaplanski pielegnuje Egipt i on zrobil kraj tym, czym jest dzis: dziwem dla calego swiata. A dlaczego kaplanom, pomimo ich wad, udalo sie tak zrobic?... Gdyz oni sa kagancem, w ktorym plonie swiatlo madrosci.

Kaganiec moze byc brudny, nawet smierdzacy, niemniej jednak przechowuje boski ogien, bez ktorego miedzy ludzmi panowalaby ciemnosc i dzikosc.

Mowisz, panie, o walce z kaplanstwem - ciagnal Pentuer. - Co moze z niej wyniknac dla mnie?... Jezeli ty przegrasz, bede nieszczesliwy, bo nie poprawisz losu chlopom. A gdybys wygral!... O, bodajbym nie doczekal tego dnia!... bo gdybys rozbil kaganiec, kto wie, czy nie zgasilbys tego ognia madrosci, ktory od tysiecy lat plonie nad Egiptem i swiatem...

Oto, panie moj, powody, dla ktorych nie chce mieszac sie do twej walki ze swietym stanem kaplanskim... Czuje, ze ona sie zbliza, i cierpie, ze taki robak, jakim jestem, nie moge jej zapobiec. Ale wdawac sie w nia nie bede, bo musialbym zdradzic albo ciebie, albo Boga, ktory jest tworca madrosci...

Sluchajac tego faraon chodzil po komnacie zamyslony.

- Ha - rzekl bez gniewu - czyn, jak chcesz. Nie jestes zolnierzem, wiec nie moge wyrzucac ci braku odwagi... Nie mozesz byc jednak moim doradca... Choc prosze cie, abys utworzyl sad do rozpatrzenia chlopskich buntow i gdy cie wezwe, mowil, co nakazuje madrosc.

Pentuer uklakl zegnajac pana.

- W kazdym razie - dodal faraon - wiedz o tym, ze ja nie chce gasic boskiego swiatla... Niech kaplani pielegnuja madrosc w swoich swiatyniach, ale - niech mi nie marnuja wojska, nie zawieraja haniebnych traktatow i... niech nie okradaja - mowil juz z uniesieniem - krolewskich skarbcow. ..

Czy moze mysla, ze ja jak zebrak bede wystawal pod ich bramami, aby raczyli mi dostarczyc funduszow do podzwigniecia panstwa zrujnowanego przez ich glupie i nikczemne rzady?... Cha!... cha!... Pentuerze... ja bym bogow nie prosil o to, co stanowi moja moc i prawo.

Mozesz odejsc.

Kaplan cofajac sie tylem wyszedl wsrod uklonow i jeszcze we drzwiach upadl twarza na ziemie.

Pan zostal sam.

"Ludzie smiertelni - myslal - sa jak dzieci. Herhor jest przecie madry, wie, ze Egipt na wypadek wojny potrzebuje pol miliona zolnierzy, wie, ze te wojska trzeba cwiczyc, a mimo to - zmniejszyl liczbe i komplet pulkow...

Wielki skarbnik jest takze madry, lecz wydaje mu sie rzecza calkiem naturalna, ze wszystkie skarby faraonow przeszly do Labiryntu!...

Wreszcie Pentuer... Co to za dziwny czlowiek!... Chce obdarowywac chlopow jadlem, ziemia i nieustajacymi swietami... Dobrze, alez to wszystko zmniejszy moje dochody, ktore i tak juz sa za male. Lecz gdybym mu powiedzial: pomoz mi odebrac kaplanom krolewskie skarby, nazwalby to bezboznoscia i gaszeniem swiatla w Egipcie!...

Osobliwy czlowiek... Rad by cale panstwo przewrocic do gory nogami, o ile chodzi o dobro chlopow, a nie smialby wziac za kark arcykaplana i odprowadzic go do wiezienia. Z najwiekszym spokojem kaze mi wyrzec sie moze polowy dochodow, ale jestem pewny, ze nie odwazylby sie wyniesc miedzianego utena z Labiryntu..."

Faraon usmiechal sie i znowu medytowal:

"Kazdy pragnie byc szczesliwym; ale gdy zechcesz zrobic, azeby wszyscy byli szczesliwi, kazdy bedzie cie chwytal za rece, jak czlowiek, ktoremu chory zab wyjmuja...

I dlatego wladca musi byc stanowczym... I dlatego boski moj ojciec niedobrze czynil zaniedbujac chlopstwo, a bez granic ufajac kaplanom... Ciezkie zostawil mi dziedzictwo, ale... dam sobie rade...

U Sodowych Jezior takze byla trudna sprawa... Trudniejsza niz tu... Tutaj sa tylko gadacze i strachoplochy, tam byli ludzie zbrojni i zdecydowani na smierc...

Jedna bitwa szerzej otwiera nam oczy anizeli dziesiatki lat spokojnych rzadow... Kto sobie powie: zlamie przeszkode! zlamie ja. Ale kto sie zawaha, musi ustapic..."

Mrok zapadl. W palacu zmieniono warty i w dalszych salach zapalano pochodnie. Tylko do pokoju faraona nikt nie smial wejsc bez rozkazu.

Pan, zmeczony bezsennoscia, wczorajsza podroza i dzisiejszymi zajeciami, upadl na fotel. Zdawalo mu sie, ze juz setki lat jest faraonem, i nie mogl uwierzyc, ze od tej godziny, kiedy byl pod piramidami, nie uplynela jeszcze doba.

"Doba?... Niepodobna!... "

Potem przyszlo mu na mysl, ze moze byc, iz w sercu nastepcy osiedlaja sie dusze poprzednich faraonow. Chyba tak jest, bo inaczej - skadze by wzielo sie w nim jakies uczucie starosci czy dawnosci?... I dlaczego rzadzenie panstwem dzis wydaje mu sie rzecza prosta, choc jeszcze pare miesiecy temu truchlal myslac, ze nie potrafi rzadzic.

"Jeden dzien?... - powtarzal w duchu. - Alez ja tysiac lat jestem w tym miejscu!..."

Nagle uslyszal przytlumiony glos:

- Synu moj!... synu...

Faraon zerwal sie z fotelu.

- Kto tu jest?... - zawolal.

- Ja jestem, ja... Czylizbys juz o mnie zapomnial?...

Wladca nie mogl zorientowac sie: skad glos pochodzi? Z gory, z dolu czy moze z duzego posagu Ozirisa, ktory stal w kacie.

- Synu moj mowil znowu glos szanuj wole bogow, jezeli chcesz otrzymac ich blogoslawiona pomoc... O, szanuj bogow, gdyz bez ich pomocy najwieksza potega ziemska jest jako proch i cien... O, szanuj bogow, jezeli chcesz, azeby gorycz twoich bledow nie zatrula mi pobytu w szczesliwej krainie Zachodu...

Glos umilkl, pan kazal przyniesc swiatlo. Jedne drzwi komnaty byly zamkniete, przy drugich stala warta. Nikt obcy nie mogl tu wejsc.

Gniew i niepokoj szarpaly serce faraona. Co to bylo?... Czy naprawde przemawial do niego cien ojca, czy tez ow glos byl tylko nowym oszustwem kaplanow?

Lecz jezeli kaplani moga przemawiac do niego z odleglosci bez wzgledu na grube mury, w takim razie moga i podsluchiwac. A wowczas on, pan swiata, jest jak dzikie zwierze obsaczony ze wszystkich stron.

Prawda, w palacu krolewskim podsluchiwanie bylo rzecza zwyczajna. Faraon jednak sadzil, ze przynajmniej ten gabinet jest wolny i ze zuchwalstwo kaplanow zatrzymuje sie u progu najwyzszego wladcy.

A jezeli to byl duch?...

Pan nie chcial jesc kolacji, lecz udal sie na spoczynek. Zdawalo mu sie, ze nie zasnie; lecz zmeczenie wzielo gore nad rozdraznieniem.

W kilka godzin obudzily go dzwonki i swiatlo. Byla juz polnoc i kaplan-astrolog przyszedl zlozyc panu raport o stanowisku cial niebieskich. Faraon wysluchal sprawozdania, a w koncu rzekl:

- Czy nie moglbys, czcigodny proroku, od tej pory skladac swoich raportow dostojnemu Semowi?... On jest przecie moim zastepca w rzeczach dotyczacych religii...

Kaplan-astrolog bardzo zdziwil sie obojetnosci pana dla rzeczy niebieskich.

- Wasza swiatobliwosc - spytal - raczy zrzekac sie wskazowek, jakie wladcom daja gwiazdy?...

Daja? - powtorzyl faraon. - Zatem powiedz, jakie sa ich obietnice dla mnie?

Astrolog widocznie spodziewal sie tej kwestii, odparl bowiem bez namyslu:

- Horyzont chwilowo jest zacmiony... Pan swiata nie trafil jeszcze na droge prawdy, ktora prowadzi do poznania woli bogow. Ale predzej czy pozniej znajdzie ja, a na niej dlugie zycie i szczesliwe, pelne chwaly panowanie...

- Aha!... Dziekuje ci, mezu swiety. Skoro juz wiem: czego powinienem szukac, zastosuje sie do wskazowek, a ciebie znowu prosze, abys odtad komunikowal sie z dostojnym Semem. On jest moim zastepca i jezeli cos ciekawego wyczytasz kiedy w gwiazdach, opowie mi o tym z rana.

Kaplan opuscil sypialnia potrzasajac glowa.

- Wybili mnie ze snu!... - rzekl pan z wyrazem niezadowolenia.

- Najczcigodniejsza krolowa Nikotris - odezwal sie nagle adiutant - godzine temu rozkazala mi prosic wasza swiatobliwosc o posluchanie...

- Teraz?... O polnocy?.. - spytal pan.

- Wlasnie mowila, ze o polnocy wasza swiatobliwosc obudzi sie.

Faraon pomyslal i odpowiedzial adiutantowi, ze bedzie czekal na krolowe w sali zlotej. Sadzil, ze tam nikt nie podslucha ich rozmowy.

Pan narzucil na siebie plaszcz, wlozyl niewiazane sandaly i rozkazal dobrze oswietlic zlota sale. Potem wyszedl zalecajac sluzbie, aby mu nie towarzyszyla.

Matke juz zastal w sali, w szatach z grubego plotna na znak zaloby. Zobaczywszy faraona czcigodna pani chciala znowu upasc na kolana, ale syn podniosl ja i usciskal.

- Czy zdarzylo sie cos waznego, matko, ze trudzisz sie o tej godzinie? - spytal.

- Nie spalam... modlilam sie... - odparla. - O synu moj, madrze odgadles, ze sprawa jest wazna!... Slyszalam boski glos twego ojca...

- Doprawdy? - rzekl faraon czujac, ze gniew go napelnia.

- Niesmiertelny twoj ojciec - ciagnela krolowa - mowil mi pelen smutku, ze wchodzisz na bledna droge... Wyrzekasz sie z pogarda arcykaplanskich swiecen i zle traktujesz slugi boze.

"Ktoz zostanie przy Ramzesie - mowil twoj boski ojciec -jezeli zniecheci bogow i opusci go stan kaplanski?... Powiedz mu... powiedz mu powtarzal czcigodny cien - ze tym sposobem zgubi Egipt, siebie i dynastia..."

- Oho! - zawolal faraon - wiec juz tak mi groza, zaraz w pierwszym dniu panowania?... Moja matko, pies najglosniej szczeka, kiedy sie boi, wiec i pogrozki sa zla wrozba, ale tylko dla kaplanow!

- Alez to twoj ojciec mowil... - powtorzyla stroskana pani.

- Niesmiertelny ojciec moj - odparl faraon - i swiety dziad Amenhotep, jako czyste duchy, znaja moje serce i widza oplakany stan Egiptu. A poniewaz serce moje chce podzwignac panstwo przez ukrocenie naduzyc, oni wiec nie mogliby przeszkadzac mi do spelnienia zamiarow...

- Wiec ty nie wierzysz, ze duch ojca daje ci rady? - spytala coraz bardziej przerazona.

- Nie wiem. Ale mam prawo przypuszczac, ze te glosy duchow, rozlegajace sie w roznych katach naszego palacu, sa jakims figlem kaplanskim. Tylko kaplani moga lekac sie mnie, nigdy bogowie i duchy... Wiec nie duchy strasza nas, matko...

Krolowa zadumala sie i bylo widac, ze slowa syna robia na niej wrazenie. Widziala ona wiele cudow w swym zyciu i niektore jej samej wydawaly sie podejrzanymi.

- W takim razie - rzekla z westchnieniem - nie jestes ostrozny, moj synu!... Po poludniu byl u mnie Herhor, bardzo niezadowolony z posluchania u ciebie... Mowil, ze chcesz usunac kaplanow z dworu...

- A oni mi na co?... Czy azeby moja kuchnia i piwnica mialy duze rozchody?... Czy moze na to, azeby sluchali, co mowie, i patrzyli, co robie?...

- Caly kraj wzburzy sie, gdy kaplani oglosza, ze jestes bezboznikiem... - wtracila pani.

- Kraj juz sie burzy, ale z winy kaplanow - odparl faraon. - A i o poboznosci egipskiego ludu zaczynam miec inne wyobrazenie... Gdybys, matko, wiedziala, ile w Dolnym Egipcie jest procesow o zniewazanie bogow, a w Gornym - o okradanie zmarlych, przekonalabys sie, ze dla naszego ludu sprawy kaplanskie juz przestaly byc swietymi.

- To wplyw cudzoziemcow, ktorzy zalewaja Egipt - zawolala pani. - Zwlaszcza Fenicjanie...

- Wszystko jedno, czyj wplyw; dosc, ze Egipt juz nie uwaza ani posagow, ani kaplanow za istoty nadludzkie... A gdybys jeszcze, matko, posluchala szlachty, oficerow, zolnierzy, zrozumialabys, ze nadszedl czas postawienia wladzy krolewskiej na miejscu kaplanskiej, jezeli wszelka wladza nie ma upasc w tym kraju.

- Egipt jest twoj - westchnela krolowa. - Madrosc twoja jest nadzwyczajna, wiec czyn, jak chcesz... Ale postepuj ostroznie... O, ostroznie... Skorpion, nawet zabity, jeszcze moze ranic nieostroznego zwyciezce...

Usciskali sie i pan wrocil do swej sypialni. Ale tym razem naprawde nie mogl zasnac.

Juz jasno widzial, ze miedzy nim i kaplanami rozpoczela sie walka, a raczej cos wstretnego, co nawet nie zaslugiwalo na nazwe walki i z czym on, wodz, w pierwszej chwili nie umial sobie poradzic.

Bo gdzie tu jest nieprzyjaciel?... Przeciw komu ma wystapic jego wierne wojsko?... Czy przeciw kaplanom, ktorzy upadaja przed nim na ziemie? Czy przeciw gwiazdom, ktore mowia, ze faraon nie wszedl jeszcze na droge prawdy? Co i kogo tu zwalczac?...

Moze owe glosy duchow rozlegajace sie wsrod pomroki? Czy wlasna matke, ktora, przerazona, blaga go, azeby nie rozpedzal kaplanow?...

Faraon wil sie na swym lozu w poczuciu bezsilnosci. Nagle przyszla mu mysl: "Co mnie obchodzi nieprzyjaciel, ktory rozlazi sie jak bloto w garsci?... Niech sobie gadaja w pustych salach, niech gniewaja sie na moja bezboznosc...

Ja bede wydawal rozkazy, a kto osmieli sie nie spelnic ich, ten jest moim wrogiem i przeciw temu zwroce policja, sad i wojsko..."

 




Previous - Next

Table of Contents | Words: Alphabetical - Frequency - Inverse - Length - Statistics | Help | IntraText Library

Best viewed with any browser at 800x600 or 768x1024 on Tablet PC
IntraText® (V89) - Some rights reserved by EuloTech SRL - 1996-2007. Content in this page is licensed under a Creative Commons License