ROZDZIAL CZWARTY
Tak tedy w
miesiacu Hator, po trzydziestu czterech latach panowania, umarl faraon
Mer-amen-Ramzes XII, wladca dwu swiatow, pan wiecznosci, rozdawca zycia i
wszelakiej uciechy.
Umarl, poniewaz
czul, ze cialo jego staje sie mdle i nieuzyteczne. Umarl, poniewaz tesknil do
wiekuistej ojczyzny, a rzady ziemskiego panstwa pragnal powierzyc mlodszym
rekom. Umarl wreszcie, bo tak chcial, bo taka byla jego wola. Boski duch
odlecial niby jastrzab, ktory dlugo krazac nad ziemia w koncu rozplywa sie w
blekitnych przestworach.
Jak jego zycie
bylo pobytem niesmiertelnej istoty w krainie znikomosci tak i smierc byla tylko
jednym z momentow nadludzkiego istnienia.
Pan zbudzil sie o
wschodzie slonca i wsparty na dwu prorokach, otoczony chorem kaplanow, udal sie
do kaplicy Ozirisa. Tam jak zwykle wskrzesil bostwo, umyl je i ubral, zlozyl
ofiare i podniosl rece do modlitwy.
Przez ten czas
kaplani spiewali:
Chor I.
"Czesc tobie, ktory wznosisz sie na horyzoncie i przebiegasz niebo...
Chor II.
Goscincem twej swietosci jest pomyslnosc tych, na ktorych oblicza padaja twe
promienie...
Chor I. Moglzebym
isc, jako ty idziesz, bez zatrzymywania sie, o slonce!..
Chor II. Wielki
wedrowcze przestrzeni, ktory nie masz pana i dla ktorego setki milionow lat sa
tylko oka mgnieniem...
Chor I. Ty
zachodzisz, ale trwasz. Mnozysz godziny, dnie i noce i trwasz sam, wedlug praw
twoich wlasnych...
Chor II.
Oswietlasz ziemie ofiarowujac wlasnymi rekoma samego siebie, kiedy pod postacia
Ra wschodzisz na widnokregu.
Chor I. O
gwiazdo, wynurzajaca sie, wielka przez swoja swiatlosc, ty sama ksztaltujesz
swoje czlonki...
Chor II. I nie
urodzony przez nikogo rodzisz sam siebie na horyzoncie."
A w tym miejscu
odezwal sie faraon:
- "O
promieniejacy na niebie! Pozwol, azebym wstapil do wiecznosci, polaczyl sie z
czcigodnymi i doskonalymi cieniami wyzszej krainy. Niechaj wraz z nimi ogladam
twoje blaski z rana i wieczorem, kiedy laczysz sie z twoja matka Nut. A gdy
zwrocisz ku zachodowi twe oblicze, niech moje rece skladaja sie do modlitwy na
czesc usypiajacego za gorami zycia." *
Tak z
podniesionymi rekoma mowil pan otoczony chmura kadzidel. Nagle umilkl i rzucil
sie w tyl, w ramiona asystujacych kaplanow.
Juz nie zyl.
Wiesc o smierci
faraona jak blyskawica obiegla palac. Sludzy opuscili swoje zajecia, dozorcy
przestali czuwac nad niewolnikami, zaalarmowano gwardie i obsadzono wszystkie
wejscia.
Na glownym
dziedzincu poczal zbierac sie tlum: kucharzy, piwnicznych, masztalerzy, kobiet
jego swiatobliwosci i ich dzieci. Jedni zapytywali: czy to prawda? Inni dziwili
sie, ze jeszcze slonce swieci na niebie, a wszyscy razem krzyczeli w
nieboglosy:
- "O
panie!... o nasz ojcze!... o ukochany!... Czy to moze byc, azebys juz odchodzil
od nas?... O tak, juz idzie do Abydos!... Na Zachod, na Zachod, do ziemi
sprawiedliwych!... Miejsce, ktore ukochales, jeczy i placze po tobie!..." **
Straszny wrzask
rozlegal sie po wszystkich dziedzincach, po calym parku. Odbijal sie od gor
wschodnich, na skrzydlach wiatru przelecial Nil i zatrwozyl miasto Memfis.
Tymczasem
kaplani, wsrod modlow, usadowili cialo zmarlego w bogatej, zamknietej lektyce.
Osmiu stanelo przy dragach, czterej wzieli do rak wachlarze ze strusich pior,
inni kadzidla i gotowali sie do wyjscia.
Na te chwile
przybiegla krolowa Nikotris, a zobaczywszy zwloki juz w lektyce, rzucila sie do
nog zmarlego.
- "O mezu
moj! o bracie moj! o ukochany moj! - wolala zanoszac sie od placzu. - O
ukochany, zostan z nami, zostan w twoim domu, nie oddalaj sie od tego miejsca
na ziemi, w ktorym przebywasz..."
- "W pokoju,
w pokoju, na Zachod - spiewali kaplani - o wielki wladco, idz w pokoju na
Zachod..."
- "Niestety!
- mowila krolowa - spieszysz do przewozu, aby przeprawic sie na drugi brzeg! O
kaplani, o prorocy nie spieszcie sie, zostawcie go; bo przeciez wy wrocicie do
domow, ale on pojdzie do kraju wiecznosci..."
- "W pokoju,
w pokoju, na Zachod!.. - spiewal chor kaplanski. - Jezeli podoba sie Bogu,
kiedy dzien wiecznosci nadejdzie, ujrzymy cie znowu, o wladco, bo oto idziesz
do kraju, ktory laczy miedzy soba wszystkich ludzi." ***
Na znak dany
przez dostojnego Herhora sluzebnice oderwaly pania od nog faraona i gwaltem
odprowadzily do jej komnat.
Lektyka niesiona
przez kaplanow ruszyla, a w niej wladca ubrany i otoczony jak za zycia. Na
prawo i na lewo, przed nim i za nim szli: jeneralowie, skarbnicy, sedziowie,
wielcy pisarze, nosiciel topora i luku, a nade wszystko - tlum kaplanow roznego
stopnia.
Na podworzu
sluzba upadla na twarz jeczac i placzac, ale wojsko sprezentowalo bron i
odezwaly sie traby, jakby na powitanie zyjacego krola.
I istotnie, pan
jak zywy, niesiony byl do przewozu. A gdy dosiegnieto Nilu, kaplani ustawili
lektyke na zlocistym statku, pod purpurowym baldachimem, jak za zycia.
Tu lektyke
zasypano kwiatami, naprzeciw niej ustawiono posag Anubisa i - statek krolewski ruszyl
ku drugiemu brzegowi Nilu, zegnany placzem sluzby i dworskich kobiet.
O dwie godziny od
palacu, za Nilem, za kanalem, za urodzajnymi polami i gajami palm miedzy
Memfisem a "Plaskowzgorzem Mumii" lezala oryginalna dzielnica.
Wszystkie jej budowle byly poswiecone zmarlym, a zamieszkane tylko przez
kolchitow i paraszytow, ktorzy balsamowali zwloki.
Dzielnica ta byla
niby przedsionkiem wlasciwego cmentarza, mostem, ktory laczyl zyjace
spoleczenstwo z miejscem wiecznego spoczynku. Tu przywozono nieboszczykow i
robiono z nich mumie; tu rodziny ukladaly sie z kaplanami o cene pogrzebu. Tu
przygotowywano swiete ksiegi i opaski, trumny, sprzety, naczynia i posagi dla
zmarlych.
Dzielnice ta,
oddalona od Memfisu na pare tysiecy krokow, otaczal dlugi mur, tu i owdzie
opatrzony bramami. Orszak niosacy zwloki faraona zatrzymal sie przed brama
najwspanialsza, a jeden z kaplanow zapukal.
- Kto tam? -
spytano ze srodka.
-
Oziris-Mer-amen-Ramzes, pan dwu swiatow, przychodzi do was i zada, abyscie
przygotowali go do wiekuistej podrozy - odparl kaplan.
- Czy podobna,
azeby zgaslo slonce Egiptu?... - azeby umarl ten, ktory sam byl oddechem i
zyciem?...
- Taka byla jego
wola - odpowiedzial kaplan. - Przyjmijciez tedy pana z nalezyta czcia i
wszystkie uslugi oddajcie mu, jak sie godzi, azeby nie spotkaly was kary w
doczesnym i przyszlym zyciu.
- Uczynimy, jak
mowicie - rzekl glos ze srodka.
Teraz kaplani
zostawili lektyke pod brama i spiesznie odeszli, azeby nie padlo na nich
nieczyste tchnienie zwlok nagromadzonych w tym miejscu. Zostali tylko urzednicy
cywilni pod przewodnictwem najwyzszego sedziego i skarbnika.
Po niemalej
chwili czekania brama otworzyla sie i wyszlo z niej kilkunastu ludzi. Mieli
kaplanskie szaty i zasloniete oblicza.
Na ich widok
sedzia odezwal sie:
- Oddajemy wam
cialo pana naszego i waszego. Czyncie z nim to, co nakazuja przepisy religijne,
i niczego nie zaniedbajcie, azeby ten wielki zmarly nie doznal z winy waszej
niepokoju na tamtym swiecie.
Skarbnik zas
dodal:
- Uzyjcie zlota,
srebra, malachitu, jaspisu, szmaragdow, turkusow i najosobliwszych wonnosci dla
tego oto pana, aby mu nic nie braklo i aby wszystko mial w jak najlepszym
gatunku. To mowie wam ja skarbnik. A gdyby znalazl sie niegodziwiec, ktory
zamiast szlachetnych metalow chcialby podstawic nedzne falsyfikaty, a zamiast
drogich kamieni - szklo fenickie, niech pamieta, ze bedzie mial odrabane rece i
wyjete oczy.
- Stanie sie, jak
zadacie - odpowiedzial jeden z zaslonietych kaplanow.
Po czym inni
podniesli lektyke i weszli z nia w glab dzielnicy zmarlych spiewajac:
- "Idziesz w
pokoju do Abydos!... Obys doszedl w pokoju do Zachodu tebanskiego!... Na
Zachod, na Zachod, do ziemi sprawiedliwych!..."
Brama zamknela
sie, a najwyzszy sedzia, skarbnik i towarzyszacy im urzednicy zawrocili sie do
przewozu i palacu. Przez ten czas zakapturzeni kaplani odniesli lektyke do
ogromnego budynku, gdzie balsamowano tylko krolewskie zwloki oraz tych
najwyzszych dostojnikow, ktorzy pozyskali wyjatkowa laske faraona. Zatrzymali
sie w przysionku, gdzie stala zlota lodz na kolkach, i zaczeli wydobywac
nieboszczyka z lektyki.
- Patrzcie!...
zawolal jeden z zukapturzonych - nie saz to zlodzieje?... Faraon przecie umarl
pod kaplica Ozirisa, wiec musial byc w paradnym stroju... A tu - o!... Zamiast
zlotych bransolet - mosiezne, lancuch takze mosiezny, a w pierscieniach
falszywe klejnoty...
- Prawda - odparl
inny. - Ciekawym, kto go tak oporzadzil: kaplani czy pisarze?
- Z pewnoscia
kaplani... O, bodaj wam poschly rece, galgany!... I taki lotr jeden z drugim
smie nas upominac, azebysmy dawali nieboszczykowi wszystko w najlepszym
gatunku...
- To nie oni
zadali, tylko skarbnik...
- Wszyscy sa
zlodzieje...
Tak rozmawiajac
balsamisci zdjeli z nieboszczyka odziez krolewska, wlozyli na niego tkany
zlotem szlafrok i przeniesli zwloki do lodzi.
- Bogom niech
beda dzieki - mowil ktorys z zaslonietych - ze juz mamy nowego pana. Ten z
kaplanstwem zrobi porzadek... Co wzieli rekoma, zwroca geba...
- Uuu!... mowia,
ze to bedzie ostry wladca - wtracil inny. - Przyjazni sie z Fenicjanami, chetnie
przestaje z Pentuerem, ktory przecie nie jest rodowity kaplan, tylko z takich
biedakow jak my... A wojsko, powiadaja, ze daloby sie spalic i wytopic za
nowego faraona...
- I jeszcze w
tych dniach slawnie pobil Libijczykow...
- Gdziez on jest,
ten nowy faraon?... - odezwal sie inny. - W pustyni!... Otoz lekam sie, azeby,
zanim wroci do Memfis, nie spotkalo go nieszczescie...
- Co mu kto
zrobi, kiedy ma wojsko za soba! Niech nie doczekam uczciwego pogrzebu, jezeli
mlody pan nie zrobi z kaplanstwem tak jak bawol z pszenica...
- Oj ty glupi! -
wtracil milczacy dotychczas balsamista. - Faraon podola kaplanom!...
- Czemuz by
nie?...
- A czy widziales
kiedy, azeby lew poszarpal piramide?..
- Takze
gadanie!...
- Albo bawol
roztracil ja?
- Rozumie sie, ze
nie roztraci.
- A wicher obali
piramide?
- Co on dzisiaj
wzial na wypytywanie?...
- No, wiec ja ci
mowie, ze predzej lew, bawol czy wicher przewroci piramide, anizeli faraon
pokona stan kaplanski... Chocby ten faraon byl lwem, bawolem i wichrem w jednej
osobie...
- Hej tam, wy! -
zawolano z gory. - Gotow nieboszczyk?...
- Juz...juz...
tylko mu szczeka opada-odpowiedziano z przysionka.
- Wszystko
jedno... Dawac go tu predzej, bo Izyda za godzine musi isc do miasta...
Po chwili zlota
lodz wraz z nieboszczykiem za pomoca sznurow zostala podniesiona w gore, na
balkon wewnetrzny.
Z przysionka
wchodzilo sie do wielkiej sali pomalowanej na kolor niebieski i ozdobionej
zoltymi gwiazdami. Przez cala dlugosc sali do jednej ze scian byl przyczepiony
niby ganek w formie luku, ktorego konce wznosily sie na pietro, srodek na
poltora pietra wysoko.
Sala wyobrazala
sklepienie niebieskie, ganek droge slonca na niebie, zmarly zas faraon mial byc
Ozirisem, czyli sloncem, ktore posuwa sie od wschodu ku zachodowi.
Na dole sali stal
tlum kaplanow i kaplanek, ktorzy oczekujac na uroczystosc rozmawiali o rzeczach
obojetnych.
- Gotowe!... -
zawolano z balkonu.
Rozmowy umilkly.
W gorze rozlegl sie trzykrotny dzwiek spizowej blachy i - na balkonie ukazala
sie zlocista lodz slonca, w ktorej jechal nieboszczyk.
Na dole zabrzmial
hymn na czesc slonca:
"Oto ukazuje
sie w obloku, aby oddzielic niebo od ziemi, a pozniej je polaczyc...
Nieustannie
ukryty w kazdej rzeczy, on jeden zyjacy, w ktorym wiekuiscie istnieja wszystkie
rzeczy..."
Lodz stopniowo posuwala
sie w gore luku, wreszcie stanela na najwyzszym szczycie.
Wowczas na dolnym
krancu luku ukazala sie kaplanka przebrana za boginie Izyde, z synem Horusem, i
rowniez wolno zaczela wchodzic pod gore. Byl to obraz ksiezyca, ktory posuwa
sie za sloncem.
Teraz lodz ze
szczytu luku zaczela opuszczac sie ku zachodowi, a na dole znowu odezwal sie
chor:
"Bog
wcielony we wszystkie rzeczy, duch Szu we wszystkich bogach. On jest cialem
zyjacego czlowieka, tworca drzewa, ktore nosi owoce, on jest sprawca uzyzniajacych
wylewow. Bez niego nic nie zyje w ziemskim kregu." ****
Lodz znikla na
zachodnim koncu balkonu, Izyda z Horusem staneli na szczycie luku. Wowczas do
lodzi przybiegla gromada kaplanow, wydobyli zwloki faraona i polozyli je na
marmurowym stole, niby Ozirisa na spoczynek po dziennym trudzie.
Teraz do
nieboszczyka zblizyl sie paraszyta przebrany za bozka Tyfona. Na glowie mial
okropna maske, ruda kudlata peruke, na plecach skore dzika, a w reku - kamienny
noz etiopski.
Nozem tym zaczal
predko odrzynac podeszwy nieboszczykowi.
- Co robisz
spiacemu, bracie Tyfonie? - zapytala go z balkonu Izyda.
- Oskrobuje nogi
memu bratu Ozirisowi, aby ziemskim pylem nie zanieczyscil nieba - odpowiedzial
paraszyta przebrany za Tyfona.
Oderznawszy
podeszwy paraszyta porwal zgiety drut, zanurzyl go w nosie zmarlego i zaczal
wydobywac mozg. Nastepnie rozcial mu brzuch i tym otworem szybko wyciagnal
wnetrznosci, serce i pluca.
Przez ten czas
pomocnicy Tyfona przyniesli cztery wielkie urny ozdobione glowami bogow: Hape,
Emset, Duamutf i Quebhsneuf, i w kazdy z tych dzbanow zlozyli jakis wewnetrzny
organ zmarlego.
- A co tam
robisz, bracie Tyfonie? - zapytala po raz drugi Izyda.
- Oczyszczam
brata mego Ozirisa, z rzeczy ziemskich, azeby stal sie piekniejszym -
odpowiedzial paraszyta.
Obok marmurowego
stolu znajdowala sie sadzawka wody nasyconej soda. Paraszyci oczysciwszy zwloki
rzucili je nastepnie w sadzawke, gdzie mialy moknac przez siedmdziesiat dni.
Tymczasem Izyda
przeszedlszy caly balkon zblizyla sie do komnaty, w ktorej paraszyta otworzyl i
oczyscil krolewskie zwloki. Spojrzala na marmurowy stol, a widzac ze byl pusty,
zapytala przestraszona:
- Gdzie moj
brat?... gdzie moj boski malzonek?...
Wtem ryknal
grzmot, odezwaly sie traby i spizowe blachy, a paraszyta przebrany za Tyfona
wybuchnal smiechem i zawolal:
- Piekna Izydo,
ktora pospolu z gwiazdami rozweselasz noce, nie ma juz twego malzonka!... Juz
nigdy promieniejacy Oziris nie usiadzie na zlocistej lodzi, juz nigdy slonce
nie ukaze sie na firmamencie... Ja to uczynilem, ja, Set, i ukrylem go tak
gleboko, ze go zaden z bogow ani wszyscy razem nie odnajda!...
Na te slowa
bogini rozdarla szaty, zaczela jeczyc i rwac sobie wlosy. Znowu odezwaly sie
traby, grzmoty i dzwony, wsrod kaplanow i kaplanek wszczal sie szmer, potem
krzyk, klatwy i - nagle wszyscy rzucili sie na Tyfona wolajac:
- Przeklety duchu
ciemnosci!... Ktory podniecasz wichry pustynne, burzysz morze, zacmiewasz
swiatlo dzienne!... Obys zapadl w otchlan, z ktorej sam ojciec bogow nie
potrafilby cie uwolnic... Przeklety!... przeklety Set!... Niech imie twoje
bedzie postrachem i obrzydliwoscia!...
Tak przeklinajac
wszyscy rzucili sie na Tyfona z piesciami i kijami, a rudowlosy bozek poczal
uciekac i w koncu wybiegl z sali.
Trzy nowe dzwieki
spizowej blachy i - uroczystosc skonczyla sie.
- No dosyc! -
zawolal najstarszy kaplan do gromady, ktora juz naprawde zaczela bic sie miedzy
soba. - Ty, Izydo, mozesz isc do miasta, a reszta do innych nieboszczykow,
ktorzy czekaja na nas... Nie zaniedbujcie zwyczajnych zmarlych, bo nie wiadomo,
jak nam za tego zaplaca...
- Z pewnoscia
niewiele! - wtracil balsamista. - Mowia, ze w skarbie nie ma nic, a Fenicjanie
groza, ze przestana pozyczac, jezeli nie otrzymaja nowych praw.
- Bodaj smierc
wytepila tych waszych Fenicjan!... Niedlugo czlowiek bedzie musial zebrac u
nich o placek jeczmienny, tak juz wszystko zagarneli...
- Ale jezeli oni
nie dadza faraonowi pieniedzy, za pogrzeb nic nie dostaniemy...
Stopniowo rozmowy
ucichly i obecni opuscili niebieska sale. Tylko przy jeziorku, gdzie mokly
zwloki faraona, zostala warta.
Cala ta
uroczystosc odtwarzajaca legende o zabiciu Ozirisa (slonce) przez Tyfona (bozek
nocy i wystepku) sluzyla do tego, azeby rozciac i oczyscic zwloki faraona, i
tym sposobem przygotowac je do wlasciwego balsamowania.
Przez
siedmdziesiat dni lezal nieboszczyk w wodzie nasyconej soda, zdaje sie, na
pamiatke, ze zly Tyfon utopil cialo brata w Sodowych Jeziorach. Przez wszystkie
te dni, rano i wieczor, kaplanka przebrana za Izyde przychodzila do niebieskiej
sali. Tam jeczac i rwac sobie wlosy wypytywala obecnych: czy kto nie widzial
boskiego jej malzonka i brata?
Po uplywie tego
czasu zaloby zjawil sie w sali Horus, syn i nastepca Ozirisa, ze swoja swita i
- oni dopiero spostrzegli wanne z woda.
- Moze by tu poszukac
zwlok mego ojca i brata? - spytal Horus.
Jakoz poszukali,
znalezli i wsrod ogromnej radosci kaplanow, przy dzwiekach muzyki wydobyli
cialo faraona z umacniajacej kapieli.
Cialo to wlozono
do kamiennej rury, przez ktora kilka dni przeplywalo gorace powietrze, i po
wysuszeniu oddano balsamistom.
Teraz zaczely sie
ceremonie najwazniejsze, ktore nad nieboszczykiem dokonywali najwyzsi kaplani
dzielnicy zmarlych.
Cialo
nieboszczyka zwrocone glowa do poludnia obmywano poswiecona woda, a jego
wnetrze winem palmowym. Na posadzce osypanej popiolem zasiadaly placzki i
szarpiac sobie wlosy, drapiac twarze oplakiwaly zmarlego. Dokola smiertelnego
loza zgromadzili sie kaplani przebrani za bozkow. Wiec naga Izis w koronie
faraonow, mlodzienczy Horus, Anubis z glowa szakala, Tot z glowa ptasia a
tabliczkami w rekach i wielu innych.
Pod dozorem tego
czcigodnego grona specjalisci zaczeli napelniac wnetrze zmarlego silnie
pachnacymi ziolami, trocinami i nawet wlewac tam wonne zywice, wszystko wsrod
modlow. Potem, zamiast jego wlasnych, wlozyli mu oczy szklanne, oprawione w
braz.
Nastepnie cale
cialo obsypano proszkiem sody.
Teraz przystapil
inny kaplan i wylozyl obecnym, ze cialo zmarlego jest cialem Ozirisa i jego
wlasnosci sa wlasnosciami Ozirisa. "Czarodziejskie wlasnosci jego lewej
skroni sa wlasnosciami skroni boga Tumu, a jego prawe oko jest okiem boga Tumu,
ktorego promienie przebijaja ciemnosc. Jego lewe oko jest okiem Horusa ktore
tepi wszystkie stworzenia zyjace, warga gorna to Izis a dolna - Nefthys. Szyja
zmarlego jest boginia, rece sa boskimi duszami, palce niebieskimi wezami,
synami bogini Selkit. Boki jego to dwa piora Amona, grzbiet jest koscia
pacierzowa Sibu, zas brzuch jest bogiem Nue." *****
Inny kaplan
mowil:
- "Dano mi
usta do mowienia, nogi do chodzenia rece, abym obalal nieprzyjaciol moich.
Zmartwychwstaje, istnieje, otwieram niebo; robie to, co mi nakazano w
Memfis." ******
A tymczasem na
szyi zmarlego wieszaja wizerunek chrzaszcza skarabeusza zrobiony z drogiego
kamienia, na ktorym jest napis:
- "O serce
moje, serce, ktorem otrzymal od matki, ktore mialem, kiedym byl na ziemi, o
serce, nie powstan przeciw mnie i nie daj zlego swiadectwa w dzien sadu." *******
Teraz kazda reke
i noge, kazdy palec zmarlego owijaja kaplani tasmami, na ktorych wypisane sa
modlitwy i zaklecia. Tasmy te podkleja sie guma i balsamami. Na piersiach zas i
na szyi klada sie cale rekopisy Ksiegi Zmarlych z nastepnymi medytacjami, ktore
nad nieboszczykiem glosno odmawiaja kaplani:
- "Jestem
ten, ktoremu zaden bog nie stawia przeszkod.
Kto to jest?...
On jest Tum na
swej tarczy, on jest Ra na swej tarczy, ktora wznosi sie na wschodzie nieba.
Jestem Wczoraj i
znam Jutro.
Kto to jest?
Wczoraj - jest to
Oziris, Jutro - jest to Ra, w tym dniu, kiedy zniweczy nieprzyjaciol Pana ktory
jest nad wszystkim i kiedy poswieci syna swego Horusa. Innymi slowy: w dniu,
kiedy trumne Ozirisa spotka jego ojciec Ra. On zwalczy bogow na rozkaz Ozirisa,
pana gory Amenti.
- Co to jest?
Amenti jest to
tworzenie dusz bogow na rozkaz Ozirisa, pana gory Amenti. Innymi slowy: Amenti
jest to podniecenie wzbudzone przez Ra; kazdy bog, ktory tam przebywa, stacza
walke. Znam wielkiego boga, ktory tam mieszka.
Ja jestem z mego
kraju, przychodze z mojego miasta, niszcze zle, usuwam niedobre, oddalam brud
od siebie. Dostaje sie do kraju mieszkancow na niebie, wstepuje przez potezna
brame.
O wy, towarzysze,
podajcie mi reke, gdyz bede jednym z Was." ********
Gdy kazdy czlonek
zmarlego zostal juz owiniety modlitewnymi tasmami i zaopatrzony w amulety, gdy
posiada juz dostateczny zasob medytacji, ktore pozwola mu orientowac sie w
krainie bogow, nalezy pomyslec o dokumencie, ktory by otworzyl wrota do owej
krainy.
Albowiem miedzy
mogila i niebem czeka na zmarlego czterdziestu dwu straszliwych sedziow,
ktorzy, pod prezydencja Ozirisa, badaja jego ziemskie zycie. Dopiero gdy serce
nieboszczyka, zwazone na wadze sprawiedliwosci, okaze sie rownym bogini prawdy,
gdy bog Dutes zapisujacy na tabliczkach czyny zmarlego uwaza je za dobre,
dopiero wtedy Horus bierze dusze za reke i prowadzi ja przed tron Ozirisa.
Otoz azeby zmarly
mogl usprawiedliwic sie przed sadem, nalezy jego mumie owinac w papirus, na
ktorym jest wypisana - spowiedz powszechna. Podczas spowijania w ten dokument
kaplani mowia dobitnie i wyraznie, aby zmarly niczego nie zapomnial:
- "Wladcy
prawdy, przynosze wam sama prawde.
Nie zrobilem
zlego w sposob zdradziecki zadnemu czlowiekowi. - Nie uczynilem nieszczesliwym
nikogo z moich bliznich. - Nie dopuscilem sie sprosnosci ani zelzywego slowa w
domu prawdy. - Nie mialem zazylosci ze zlem. - Nie czynilem zlego. - Jako
zwierzchnik, nie nakazywalem moim podwladnym pracowac ponad sily. - Nikt z
mojej winy nie stal sie lekliwym, ubogim, cierpiacym ani nieszczesliwym. - Nie
czynilem nic takiego, czym by pogardzali bogowie. - Nie dreczylem niewolnika. -
Nie morzylem go glodem. - Nie wyciskalem mu lez. - Nie zabilem. - Nie kazalem
zabijac zdradziecko. - Nie klamalem. - Nie rabowalem majatku swiatyn. - Nie
zmniejszalem dochodow poswieconych bogom. - Nie zabieralem chleba ani opasek
mumiom. - Nie popelnilem grzechu z kaplanem mego okregu. - Nie zabieralem mu
ani zmniejszalem majetnosci. - Nie uzywalem falszywej wagi. - Nie oderwalem
niemowlecia od piersi jego karmicielki. - Nie dopuszczalem sie bestialstwa. -
Nie chwytalem w sieci ptakow poswieconych bogom. - Nie szkodzilem przyborowi
wody. - Nie odwracalem biegu kanalow. - Nie gasilem ognia w porze niewlasciwej.
- Nie okradalem bogow z ofiar, ktore wybrali. - Jestem czysty... Jestem
czysty... Jestem czysty." *********
Gdy nieboszczyk
juz umial, dzieki Ksiedze Zmarlych, radzic sobie w krainie wiekuistej, a przede
wszystkim - gdy wiedzial, jak usprawiedliwic sie przed sadem czterdziestu dwu
bogow, wowczas kaplani zaopatrywali go jeszcze w przedmowe do tej ksiegi i -
ustnie tlomaczyli mu jej niezmierna donioslosc.
W tym celu
balsamisci otaczajacy swieza mumie faraona odsuwali sie, a przychodzil
arcykaplan tej dzielnicy i szeptal zmarlemu do ucha:
- "Wiedz o
tym, ze posiadajac te ksiege bedziesz nalezal do zyjacych i pozyskasz wielkie
znaczenie miedzy bogami. Wiedz o tym, ze dzieki jej nikt nie osmieli sie
sprzeciwiac tobie. Sami bogowie zbliza sie do ciebie i usciskaja cie, albowiem
- bedziesz nalezal do ich grona.
Wiedz o tym, ze
ta ksiega da ci poznac: co bylo na poczatku. Zaden czlowiek jej nie glosil,
zadne oko nie widzialo, zadne ucho nie slyszalo jej. Ksiega ta jest sama
prawda, ale nikt nigdy jej nie znal. Niechze ona bedzie widziana tylko przez
ciebie i tego, ktory cie w nia zaopatrzyl. Nie rob do niej komentarzy, jakie
moglaby ci nasunac twoja pamiec albo wyobraznia. Pisze sie ona calkowicie w
sali, gdzie balsamuja zmarlych. Jest to wielka tajemnica, ktorej nie zna zaden
pospolity czlowiek, zaden w swiecie.
Ksiazka ta bedzie
twym pokarmem w nizszej krainie duchow, dostarczy twej duszy srodkow pobytu na
ziemi, da jej zycie wieczne i sprawi, ze nikt nie bedzie mial wladzy nad
toba." 10*
Zwloki krolewskie
ubrano w kosztowne szaty, w zlota maske na twarz, w pierscienie i bransolety na
rekach, ktore zlozono na krzyz. Pod glowe dano mu z kosci sloniowej podporke,
na jakiej zwykli byli sypiac Egipcjanie. Wreszcie zamknieto cialo w trzech
trumnach: papierowej, okrytej napisami, cedrowej zloconej i - marmurowej.
Ksztalt dwu pierwszych odpowiadal dokladnie formie ciala zmarlego; nawet
rzezbiona twarz byla podobna, tylko usmiechnieta.
Po trzech
miesiacach pobytu w dzielnicy zmarlych mumia faraona byla gotowa do uroczystego
pogrzebu. Wiec - odniesiono ja na powrot do krolewskiego palacu.
* Hymn
autentyczny.
** Autentyczne.
*** Autentyczne.
**** Hymn
autentyczny.
***** Maspero.
******
Autentyczne.
*******
Autentyczne.
******** Ksiega
Zmarlych.
********* Rozdzial
75 Ksiegi Zmarlych. Jest to jeden z najwznioslejszych dokumentow, jakie
zostawila starozytnosc.
10* Ksiega
Zmarlych. Rozdz. 148.
|