Table of Contents | Words: Alphabetical - Frequency - Inverse - Length - Statistics | Help | IntraText Library
Boleslaw Prus
Faraon

IntraText CT - Text

  • TOM TRZECI
    • ROZDZIAL SZOSTY
Previous - Next

Click here to hide the links to concordance

ROZDZIAL SZOSTY

Okolo dziesiatej wieczor stanal przed panem Hiram odziany w ciemna szate memfijskiego przekupnia.

- Czegoz sie tak skradasz wasza dostojnosc?... - zapytal go niemile dotkniety faraon.- Czyliz moj palac jest wiezieniem albo domem tredowatych?..

- Ach, wladco nasz! - westchnal stary Fenicjanin. - Od chwili gdy zostales panem Egiptu, zbrodniarzami sa ci, ktorzy osmielaja sie widywac ciebie i nie zdawac sprawy z tego, o czym raczysz mowic...

- Przed kimze to musicie powtarzac moje slowa?... - spytal pan.

Hiram podniosl oczy i rece do gory.

- Wasza swiatobliwosc znasz swoich wrogow!... - odparl.

- Mniejsza o nich - rzekl faraon. - Wasza dostojnosc wiesz, po co cie wezwalem? Chce pozyczyc kilka tysiecy talentow...

Hiram syknal i tak zachwial sie na nogach, ze pan pozwolil mu usiasc w swojej obecnosci, co bylo najwyzszym zaszczytem.

Rozsiadlszy sie wygodnie i odpoczawszy Hiram rzekl:

- Po co wasza swiatobliwosc ma pozyczac, kiedy moze miec duze skarby...

- Wiem, gdy zdobede Niniwe - przerwal faraon. - To dalekie czasy, a pieniadze potrzebne mi sa dzis...

- Ja nie mowie o wojnie - odparl Hiram. - Ja mowie o takiej sprawie, ktora natychmiast przyniesie skarbowi duze sumy i - staly roczny dochod...

- Jakim sposobem?

- Niech wasza swiatobliwosc pozwoli nam i pomoze wykopac kanal, ktory by polaczyl Morze Srodziemne z Morzem Czerwonym...

Faraon zerwal sie z fotelu.

- Zartujesz, stary czlowieku?... - zawolal. - Ktoz taka prace wykona i kto chcialby narazic Egipt?... Przecie morze zalaloby nas...

- Jakie morze?... Bo chyba ani Czerwone, ani Srodziemne - spokojnie odparl Hiram. - Ja wiem, ze egipscy kaplani-inzynierowie badali ten interes i wyrachowali, ze to jest bardzo dobry interes, najlepszy w swiecie... Tylko oni sami wola go zrobic, a raczej nie chca, azeby zrobil to faraon.

- Gdzie masz dowody? - spytal Ramzes.

- Ja nie mam dowodow, ale ja przyszle waszej swiatobliwosci takiego kaplana, ktory cala sprawe objasni planami i rachunkiem...

- Kto jest ten kaplan?...

Hiram zamyslil sie i rzekl po chwili:

- Czy mam obietnice waszej swiatobliwosci, ze o nim nikt nie bedzie wiedzial oprocz nas?... On wam, panie moj, wieksze odda uslugi anizeli ja sam... On zna duzo tajemnic i... duzo niegodziwosci kaplanskich...

- Przyrzekam - odparl faraon.

- Ten kaplan to jest Samentu... On sluzy w swiatyni Seta pod Memfisem... On jest wielkim medrcem, tylko potrzebuje pieniedzy i jest bardzo ambitny. A poniewaz arcykaplani ponizaja go, wiec on mi powiedzial, ze gdy wasza swiatobliwosc zechce, to on... to on obali stan kaplanski... Bo on wie duzo sekretow... O duzo!..

Ramzes gleboko zamyslil sie. Zrozumial, ze ten kaplan jest wielkim zdrajca, ale i ocenial, jak wazne moze mu oddac uslugi.

- Owszem - rzekl faraon - pomysle o tym Samentu. A teraz na chwile przypuscmy, ze mozna zbudowac taki kanal: coz ja bede mial z niego?

Hiram podniosl lewa reke i na jej palcach zaczal rachowac:

- Przede wszystkim - mowil - Fenicja odda waszej swiatobliwosci piec tysiecy talentow zaleglych danin...

Po drugie - Fenicja zaplaci waszej swiatobliwosci piec tysiecy talentow za prawo wykonywania robot...

Po trzecie - gdy zaczna sie roboty, bedziemy placili tysiac talentow rocznego podatku i jeszcze tyle talentow, ile Egipt dostarczy nam dziesiatek robotnikow.

Po czwarte - za kazdego inzyniera egipskiego damy waszej swiatobliwosci talent na rok.

Po piate - gdy skoncza sie roboty, wasza swiatobliwosc odda nam kanal w dzierzawe na sto lat, a my bedziemy placili za to po tysiac talentow rocznie.

Czy to sa male zyski?... - spytal Hiram.

- A teraz, a dzis - rzekl faraon - dalibyscie mi owe piec tysiecy haraczu?...

- Jezeli dzis bedzie zawarta umowa, damy dziesiec tysiecy, i jeszcze dolozymy ze trzy tysiace jako podatek za trzy lata z gory...

Ramzes XIII zamyslil sie. Nieraz juz Fenicjanie proponowali wladcom Egiptu budowe tego kanalu, lecz zawsze trafiali na nieugiety opor kaplanow. Egipscy medrcy tlomaczyli faraonom, ze kanal ten narazi panstwo na zalew wod od strony Morza Srodziemnego i Czerwonego.

Ale znowu Hiram twierdzil, ze wypadek podobny nie nastapi, o czym wiedza kaplani !...

- Obiecujecie - odezwal sie faraon po dlugiej chwili - obiecujecie placic po tysiac talentow rocznie przez sto lat. Mowicie, ze ow kanal, wygrzebany w piaskach, jest najlepszym w swiecie interesem. Ja tego nie rozumiem i przyznam sie, Hiramie, podejrzewam...

Fenicjaninowi zaplonely oczy.

- Panie - odparl - powiem ci wszystko, ale zaklinam cie na twoja korone... na cien twego ojca... azebys przed nikim nie odslonil tej tajemnicy.... Jest to najwieksza tajemnica kaplanow chaldejskich i egipskich, a nawet Fenicji... Od niej zalezy przyszlosc swiata!...

- No, no... Hiramie!... - odparl faraon z usmiechem.

- Tobie, krolu - ciagnal Fenicjanin - dali bogowie madrosc, energia i szlachetnosc, wiec tys nasz... Ty jeden z wladcow ziemskich mozesz byc wtajemniczony, bo ty jeden potrafisz wykonywac wielkie rzeczy... Totez zdobedziesz taka potege, jakiej jeszcze nie dosiegnal zaden czlowiek...

Faraon odczul w sercu slodycz dumy, ale opanowal sie.

- Ty mnie nie chwal - rzekl - za to, czego jeszcze nie zrobilem, ale mi powiedz: jakie korzysci splyna na Fenicje i na moje panstwo z wykopania kanalu?

Hiram poprawil sie na fotelu i zaczal mowic znizonym glosem:

- Wiedz o tym, panie nasz, ze na wschod, poludnie i polnoc od Asyrii i Babilonu nie ma ani pustyni, ani bagien zamieszkalych przez dziwne potwory, ale sa olbrzymie... olbrzymie kraje i panstwa... kraje to tak wielkie, ze piechota waszej swiatobliwosci, slynna z marszow, musialaby prawie dwa lata isc wciaz ku wschodowi, zanim dosieglaby ich granic...

Ramzes podniosl brwi w gore jak czlowiek, ktory pozwala komus klamac, ale wie o klamstwie.

Hiram lekko wzruszyl ramionami i prawil:

- Na wschod i na poludnie od Babilonu, nad wielkim morzem, mieszka ze sto milionow ludzi, ktorzy maja poteznych krolow, kaplanow medrszych niz egipscy, stare ksiegi, bieglych rzemieslnikow... Ludy te umieja wyrabiac nie tylko tkaniny, sprzety i naczynia, rownie piekne jak Egipcjanie, ale od niepamietnych czasow maja podziemne i nadziemne swiatynie - wieksze, wspanialsze i bogatsze anizeli Egipt...

- Mow dalej... mow!... - wtracil pan. Ale z twarzy jego nie mozna bylo poznac: czy jest zaciekawiony opisem, czy oburzony klamstwem.

- W krajach tych sa perly, drogie kamienie, zloto, miedz... Sa najosobliwsze zboza, kwiaty i owoce... Sa wreszcie lasy, po ktorych cale miesiace mozna bladzic miedzy drzewami grubszymi od waszych kolumn w swiatyniach, wyzszymi od palm... Ludnosc zas tych okolic jest prosta i lagodna... I gdybys, wasza swiatobliwosc, poslal tam na okretach dwa swoje pulki, moglbys zdobyc obszar ziemi wiekszy od calego Egiptu, bogatszy niz skarbiec w Labiryncie...

Jutro, jezeli wasza swiatobliwosc pozwoli, przyszle wam probki tamtejszych tkanin, drzewa i brazow... Przyszle tez dwa ziarnka tamtejszych cudownych balsamow, ktore gdy polknie czlowiek, otwieraja sie przed nim bramy wiecznosci i moze doznac szczescia, ktore jest udzialem samych tylko bogow...

- Bardzo prosze o probki tkanin i wyrobow - wtracil faraon. -Co zas do balsamow... mniejsza o mnie!... Dosyc nacieszymy sie wiecznoscia i bogami po smierci...

- Zas daleko, bardzo daleko, na wschod od Asyrii - mowil Hiram - leza jeszcze wieksze kraje, majace ze dwiescie milionow ludnosci...

- Jak wam latwo o miliony!... - usmiechnal sie pan. Hiram polozyl reke na sercu.

- Przysiegam - rzekl - na duchy przodkow moich i na moja czesc, ze mowie prawde!...

Faraon poruszyl sie: zastanowila go tak wielka przysiega.

- Mow... mow dalej... - rzekl.

Otoz kraje te - ciagnal Fenicjanin - sa bardzo dziwne. Zamieszkuja je ludy o skosnych oczach i zoltej cerze. Ludy te maja pana, ktory nazywa sie Synem Nieba i rzadzi nimi za posrednictwem medrcow, ktorzy jednak nie sa kaplanami i nie maja takiej wladzy jak w Egipcie...

A przy tym ludy te sa podobne do Egipcjan... Czcza zmarlych przodkow i bardzo dbaja o ich zwloki. Uzywaja pisma, ktore przypomina wasze, kaplanskie... Lecz - nosza dlugie szaty z tkanin wcale u was nie znanych, maja sandaly podobne do malych laweczek, a glowy zakrywaja szpiczastymi pudelkami... Takze dachy ich domow sa szpiczaste i zadarte na brzegach...

Te nadzwyczajne ludy maja zboze plenniejsze niz egipska pszenica i robia z niego napitek mocniejszy niz wino. Maja tez rosline, ktorej liscie daja tegosc czlonkom, wesolosc umyslowi, a nawet pozwalaja obchodzic sie bez snu. Maja papier, ktory umieja ozdabiac roznokolorowymi obrazami, i maja gline, ktora po wypaleniu przeswieca jak szklo, a dzwieczy jak metal...

Jutro, gdy wasza swiatobliwosc pozwoli, przyszle probki wyrobow tego ludu...

- Dziwy opowiadasz, Hiramie... - rzekl faraon. - Nie widze jednak zwiazku miedzy tymi osobliwosciami a kanalem, ktory chcecie kopac...

- Odpowiem krotko - odparl Fenicjanin. - Gdy bedzie kanal, cala fenicka i egipska flota przeplynie na Morze Czerwone, z niego dalej i - w ciagu paru miesiecy dosiegnie tych bogatych krajow, do ktorych ladem prawie niepodobna sie dostac.

A czy wasza swiatobliwosc - mowil z blyszczacymi oczyma - nie widzi skarbow, jakie tam znajdziemy?... Zlota, kamieni, zboz, drzewa?... Przysiegam ci, panie - ciagnal z uniesieniem - ze wowczas o zloto bedzie ci latwiej anizeli dzisiaj o miedz, drzewo bedzie tansze od slomy, a niewolnik od krowy...

Pozwol tylko, panie, wykopac kanal i wynajmij nam z piecdziesiat tysiecy twoich zolnierzy...

Ramzes takze sie zapalil.

- Piecdziesiat tysiecy zolnierzy - powtorzyl. - A ilez dacie mi za to?...

- Mowilem juz waszej swiatobliwosci... Tysiac talentow rocznie za prawo robot i piec tysiecy za robotnikow, ktorych sami bedziemy karmili i wynagradzali...

- I zameczycie mi ich robota ?...

- Niech bogowie bronia!... - zawolal Hiram. - To przecie zaden interes, gdy gina robotnicy... Zolnierze waszej swiatobliwosci nie beda wiecej pracowac przy kanale anizeli dzis przy fortyfikacjach albo goscincach...A jaka slawa dla was, panie!... jakie dochody dla skarbu!... jaki pozytek dla Egiptu!... Najubozszy chlop moze miec drewniana chalupe, kilkoro bydla, sprzety i bodaj ze niewolnika... Zaden faraon nie podniosl panstwa tak wysoko i nie dokonal tak niezmiernego dziela...

Bo czymze martwe i nieuzyteczne piramidy beda wobec kanalu, ktory ulatwi przewoz skarbow calego swiata?...

- No - dodal faraon - i piecdziesiat tysiecy wojska na wschodniej granicy...

- Naturalnie!... - zawolal Hiram. - Wobec tej sily, ktorej utrzymanie nie bedzie nic kosztowalo wasza swiatobliwosc, Asyria nie osmieli sie wyciagac reki ku Fenicji...

Plan byl tak olsniewajacy i tyle obiecywal zyskow, ze Ramzes XIII uczul sie odurzonym. Lecz panowal nad soba.

- Hiramie - rzekl - piekne robisz obietnice... Tak piekne, ze lekam sie, czy za nimi nie ukrywasz jakichs mniej pomyslnych nastepstw. Dlatego musze i sam gleboko zastanowic sie, i - naradzic z kaplanami.

- Oni nigdy dobrowolnie nie zgodza sie!... - zawolal Fenicjanin. - Choc... (niech bogowie wybacza mi bluznierstwo) jestem pewny, ze gdyby dzis najwyzsza wladza w panstwie przeszla w rece kaplanow, za pare miesiecy oni wezwaliby nas do tej budowy...

Ramzes spojrzal na niego z chlodna pogarda.

- Starcze - rzekl - mnie zostaw troske o posluszenstwo kaplanow, a sam zloz dowody, ze to, co mowiles, jest prawda. Bylbym bardzo lichym krolem, gdybym nie potrafil usunac przeszkod wyrastajacych pomiedzy moja wola a interesami panstwa.

- Zaprawde, jestes wielkim wladca, panie nasz - szepnal Hiram schylajac sie do ziemi.

Bylo juz pozno w nocy. Fenicjanin pozegnal faraona i wraz z Tutmozisem opuscil palac. Na drugi zas dzien przyslal przez Dagona skrzynke z probkami bogactw nieznanych krajow.

Pan znalazl w niej posazki bogow, tkaniny i pierscienie indyjskie, male kawalki opium, a w drugiej przegrodzie - garstke ryzu, listki herbaty, pare porcelanowych czarek ozdobionych malowidlami i - kilkanascie rysunkow wykonanych farbami i tuszem na papierze.

Obejrzal to z najwieksza uwaga i przyznal, ze podobne okazy byly mu nie znane. Ani ryz, ani papier, ani wizerunki ludzi, ktorzy mieli szpiczaste kapelusze i skosne oczy.

Juz nie watpil o istnieniu jakiegos nowego kraju, w ktorym wszystko bylo inne niz w Egipcie: gory, drzewa, domy, mosty, okrety...

"I taki kraj istnieje zapewne od wiekow - myslal - nasi kaplani wiedza o nim, znaja jego bogactwa, lecz nic nie wspominaja o nich... Oczywiscie, sa to zdrajcy, ktorzy chca ograniczyc wladze i zubozyc faraonow, aby nastepnie zepchnac ich z wysokosci tronu...

Ale... o! przodkowie i nastepcy moi - mowil w duchu - was wzywam na swiadectwo, ze tym nikczemnosciom kres poloze. Podzwigne madrosc, ale wytepie oblude i dam Egiptowi czasy wytchnienia..."

Myslac tak pan podniosl oczy i spostrzegl Dagona oczekujacego na rozkazy.

- Skrzynia twoja jest bardzo ciekawa - rzekl do bankiera - ale... Ja nie tego chcialem od was.

Fenicjanin zblizyl sie na palcach i ukleknawszy przed faraonem szepnal:

Gdy wasza swiatobliwosc raczy podpisac umowe z dostojnym Hiramem, Tyr i Sydon u stop waszych zloza wszystkie swoje skarby...

Ramzes zmarszczyl brwi. Nie podobalo mu sie zuchwalstwo Fenicjan, ktorzy osmielali sie stawiac mu warunki. Odparl wiec chlodno:

- Zastanowie sie i dam Hiramowi odpowiedz. Mozesz odejsc, Dagonie.

Po wyjsciu Fenicjanina Ramzes znowu zamyslil sie. W jego duszy zaczela budzic sie reakcja.

"Ci handlarze - mowil w sercu - uwazaja mnie za jednego ze swoich... ba!... smia ukazywac mi z daleka wor zlota, azeby wymusic traktat!... Nie wiem, czy ktory z faraonow dopuscil ich kiedy do podobnej poufalosci?...

Musze to zmienic. Ludzie, ktorzy upadaja na twarze przed wyslannikami Assara, nie moga mowic do mnie: podpisz, a dostaniesz... Glupie szczury fenickie, ktore zakradlszy sie do krolewskiego palacu uwazaja go za swoj chlewik!..."

Im dluzej myslal, im dokladniej przypominal sobie zachowanie Hirama i Dagona, tym silniejszy gniew go ogarnial.

"Jak oni smia... Jak oni smia stawiac mi warunki?..."

- Hej!... Tutmozis... - zawolal.

Wnet stanal przed nim ulubieniec.

- Co rozkazesz, panie moj?

- Poszlij ktorego z mlodszych oficerow do Dagona, azeby zawiadomil go, ze przestaje byc moim bankierem. Za glupi on jest na tak wysokie stanowisko.

- A komu wasza swiatobliwosc przeznaczysz ten zaszczyt?

- W tej chwili nie wiem... Trzeba bedzie znalezc kogo miedzy egipskimi albo greckimi kupcami. W ostatecznosci - odwolamy sie do kaplanow.

Wiadomosc ta obiegla wszystkie palace krolewskie i przed uplywem godziny doleciala do Memfisu. Po calym miescie opowiadano, ze Fenicjanie wpadli w nielaske u faraona, a ku wieczorowi lud juz zaczal rozbijac sklepy znienawidzonym cudzoziemcom.

Kaplani odetchneli. Herhor zlozyl nawet wizyte swietemu Mefresowi i rzekl mu:

- Serce moje czulo, ze pan nasz odwroci sie od tych pogan pijacych krew ludu. Mysle, ze nalezy okazac mu wdziecznosc z naszej strony...

- I moze otworzyc drzwi do naszych skarbcow?... - spytal szorstko swiety Mefres. - Nie spiesz sie, wasza dostojnosc... Odgadlem juz tego mlodzika i - biada nam - jezeli raz pozwolimy mu wziac gore nad soba...

- A gdyby zerwal z Fenicjanami?...

- To sam na tym zyska, bo im nie splaci dlugow - rzekl Mefres.

- Moim zdaniem - odezwal sie po namysle Herhor - jest to chwila, w ktorej mozemy odzyskac laske mlodego faraona. W gniewie zapalczywy, umie on jednak byc wdziecznym... Doswiadczylem tego...

- Co wyraz, to blad!... - przerwal zaciety Mefres. - Bo naprzod ksiaze ten nie jest jeszcze faraonem, gdyz nie koronowal sie w swiatyni... Po wtore - nigdy nie bedzie prawdziwym faraonem, gdyz pogardza arcykaplanskimi swieceniami...

A nareszcie - nie my potrzebujemy jego laski, ale on laski bogow, ktorych na kazdym kroku zniewaza!...

Zadyszany z gniewu Mefres odpoczal i mowil dalej:

- Byl miesiac w swiatyni Hator, sluchal najwyzszej madrosci i wnet potem wdal sie z Fenicjanami. Ba!... odwiedzal boznice Astarty i stamtad wzial kaplanke, co uchybia zasadom wszystkich religii...

Potem drwil publicznie z mojej poboznosci... spiskowal z takimi jak sam lekkoduchami i za pomoca Fenicjan wykradl panstwowe tajemnice... A gdy wszedl na tron, zle mowie: ledwo wszedl na pierwsze stopnie tronu, juz zohydza kaplanow, wichrzy chlopstwo i zoldactwo i odnawia sluby ze swymi przyjaciolmi Fenicjanami...

Czy, dostojny Herhorze, zapomnialbys o tym wszystkim?... A jezeli pamietasz, czy nie rozumiesz niebezpieczenstw, jakie groza nam od tego mlokosa?... Wszak on ma pod reka wioslo nawy panstwowej, ktora posuwa sie miedzy wirami i skala. Kto mi zareczy, ze ten szaleniec, ktory wczoraj wezwal do siebie Fenicjan, a dzis - poklocil sie z nimi, nie spelni jutro czegos, co narazi panstwo na zgube?...

- A wiec co?... - spytal Herhor, bystro patrzac mu w oczy.

- To, ze nie mamy powodu okazywac mu wdziecznosci, a naprawde - slabosci. A poniewaz chce gwaltem pieniedzy, nie damy pieniedzy!...

- A... a potem co?... - pytal Herhor.

- Potem bedzie sobie rzadzil panstwem i powiekszal armia bez pieniedzy - odparl rozdrazniony Mefres.

- A... a jezeli jego wyglodzona armia zechce zrabowac swiatynie?... - wciaz pytal Herhor.

- Cha!... cha!... cha!... - wybuchnal smiechem Mefres.

Nagle spowaznial i klaniajac sie rzekl ironicznym tonem:

- To juz nalezy do waszej dostojnosci... czlowiek, ktory przez tyle lat, jak wy, rzadzil panstwem, winien byl przygotowac sie na podobne niebezpieczenstwo.

- Przypuscmy - mowil powoli Herhor - przypuscmy, ze ja znalazlbym srodki przeciw niebezpieczenstwom, ktore by grozily panstwu. Ale czy wasza dostojnosc, ktory jestes najstarszym arcykaplanen, potrafilbys zapobiec zniewadze stanu kaplanskiego i swiatyn?...

 

Przez chwile obaj patrzyli sobie w oczy.

- Pytasz: czybym potrafil? - rzekl Mefres. - Czy potrafie?... Ja nawet nie bede trafial. Bogowie zlozyli w moich rekach piorun, ktory zniszczy kazdego swietokradce.

- Psyt!... - szepnal Herhor. - Niechze sie tak stanie...

- Za zgoda czy bez zgody najwyzszej rady kaplanow - dodal Mefres. - Kiedy czolno wywraca sie, nie czas na rozprawianie z wioslarzami.

Rozeszli sie obaj w posepnym nastroju. Zas tego samego dnia wieczorem wezwal ich faraon.

Przyszli o naznaczonej porze, kazdy oddzielnie. Zlozyli gleboki uklon panu i - kazdy stanal w innym kacie, nie patrzac na drugiego.

"Czyby sie poroznili ze soba?... - pomyslal Ramzes. - Nic to nie szkodzi..."

W chwile pozniej wszedl swiety Sem i prorok Pentuer. Wtedy Ramzes usiadl na wzniesieniu, wskazal czterem kaplanom niskie taburety naprzeciw siebie i rzekl:

- Swieci ojcowie! Nie wzywalem was do tej pory na rade, poniewaz wszystkie moje rozkazy odnosily sie wylacznie do spraw wojskowych...

- Miales prawo, wasza swiatobliwosc - wtracil Herhor.

- Zrobilem tez, com mogl, w czasie tak niedlugim, azeby wzmocnic obronne sily panstwa. Utworzylem dwie nowe szkoly oficerskie i wskrzesilem piec zwinietych pulkow...

- Miales prawo, panie - odezwal sie Mefres.

- O innych wojskowych ulepszeniach nie mowie, gdyz was, ludzi swietych, rzeczy te nie obchodza...

- Masz slusznosc, panie - rzekli razem Mefres i Herhor.

- Ale jest inna sprawa - mowil faraon, zadowolony potakiwaniem dwu dostojnikow, od ktorych spodziewal sie opozycji. - Zbliza sie dzien pogrzebu boskiego ojca mego, lecz skarb nie posiada dostatecznych funduszow...

Mefres podniosl sie z taburetu.

- Oziris-Mer-amen-Ramzes - rzekl - byl sprawiedliwym panem, ktory ludowi swemu zapewnil wieloletni spokoj, a bogom chwale. Pozwol wiec, wasza swiatobliwosc, aby pogrzeb tego poboznego faraona odbyl sie na koszt swiatyn.

Ramzes XIII zdziwil sie i wzruszyl holdem oddanym jego ojcu. Przez chwile milczal, jakby nie mogac znalezc odpowiedzi, wreszcie odparl:

- Bardzo jestem wam wdzieczny za czesc okazana rownemu bogom ojcu memu. Zezwalam na taki pogrzeb i jeszcze raz - bardzo wam dziekuje...

Przerwal, wsparl glowe na reku i rozmyslal, jakby ze soba samym staczajac walke. Nagle podniosl glowe: twarz jego byla ozywiona, oczy blyszczaly.

- Jestem wzruszony - rzekl - dowodem waszej zyczliwosci, swieci ojcowie. Jezeli tak droga jest wam pamiec mego ojca, wiec chyba nie mozecie byc niechetni dla mnie...

- Czy wasza swiatobliwosc watpi o tym?... - wtracil arcykaplan Sem.

- Mowisz prawde - ciagnal faraon - nieslusznie was posadzalem o uprzedzenie do mnie... Ale chce to naprawic, wiec bede z wami szczerym...

- Niech bogowie blogoslawia wasza swiatobliwosc!... - rzekl Herhor.

- Bede szczerym. Boski ojciec moj, skutkiem wieku, choroby, a moze i zajec kaplanskich, nie mogl tyle sil i czasu poswiecac sprawom panstwa, ile ja moge. Ja jestem mlody, zdrow, wolny, wiec chce i bede rzadzil sam. Jak wodz musi prowadzic swoja armie na wlasna odpowiedzialnosc i wedlug wlasnego planu, tak ja bede kierowal panstwem. Oto jest moja wyrazna wola i od tego nie odstapie.

Ale rozumiem, ze chocbym byl najdoswiadczenszy, nie obejde sie bez wiernych slug i madrych doradcow. I dlatego bede niekiedy zapytywal was o opinie w rozmaitych sprawach...

- Po toz jestesmy najwyzsza rada przy tronie waszej swiatobliwosci - wtracil Herhor.

- Owszem - mowil wciaz ozywiony faraon - bede korzystal z waszych uslug, nawet od tej chwili, zaraz...

- Rozkazuj, panie - rzekl Herhor.

- Chce poprawic byt ludu egipskiego. Ale poniewaz w podobnych sprawach zbyt szybkie dzialanie moze tylko przyniesc szkody, wiec na poczatek ofiaruje im rzecz drobna: po szesciu dniach pracy - siodmy dzien odpoczynku...

- Tak bylo przez ciag panowania osmnastu dynastii... Prawo to jest stare jak sam Egipt - odezwal sie Pentuer.

- Odpoczynek co siodmy dzien da piecdziesiat dni rocznie na kazdego robotnika, czyli jego panu ujmie piecdziesiat drachm. A na milionie robotnikow panstwo straci z dziesiec tysiecy talentow rocznie... - rzekl Mefres. - Mysmy to juz rachowali w swiatyniach!.. - dodal.

- Tak jest - zywo odparl Pentuer - straty beda, ale tylko w pierwszym roku. Bo gdy lud wzmocni swoje sily wypoczynkami, w nastepnych latach odrobi wszystko z przewyzka...

- Prawde mowisz - odpowiedzial Mefres - w kazdym jednak razie trzeba miec dziesiec tysiecy talentow na ow pierwszy rok. Ja zas mysle, ze i dwadziescia tysiecy talentow nie zawadziloby.

- Masz slusznosc, dostojny Mefresie - zabral glos faraon. - Przy zmianach, jakie chce zaprowadzic w moim panstwie, dwadziescia, a nawet trzydziesci tysiecy talentow nie bedzie suma zbyt wielka.

Dlatego - dodal szybko - od was, swieci mezowie, bede potrzebowal pomocy...

- Kazdy zamiar waszej swiatobliwosci gotowi jestesmy popierac modlami i procesjami - rzekl Mefres.

- Owszem, modlcie sie i zachecajcie do tego narod. Ale procz tego dajcie panstwu trzydziesci tysiecy talentow - odpowiedzial faraon.

Arcykaplani milczeli. Pan chwile czekal, w koncu zwrocil sie do Herhora:

- Milczysz, wasza dostojnosc?

- Sam powiedziales, wladco nasz, ze skarb nie ma funduszu nawet na pogrzeb Ozirisa-Mer-amen-Ramzesa. Nie moge wiec nawet odgadnac: skad wzielibysmy trzydziesci tysiecy talentow?...

- A skarbiec Labiryntu?...

- To sa skarby bogow, ktore mozna by naruszyc tylko w chwili najwiekszej potrzeby panstwa - odparl Mefres.

Ramzes XIII zakipial gniewem.

- Jezeli nie chlopi - zawolal uderzajac piescia w porecz - wiec ja potrzebuje tej sumy!...

- Wasza swiatobliwosc - odparl Mefres - moze w ciagu roku zyskac wiecej niz trzydziesci tysiecy talentow, a Egipt dwa razy tyle...

- Jakim sposobem?...

- Bardzo prostym - mowil Mefres. - Kaz, wladco, wypedzic z panstwa Fenicjan...

Zdawalo sie, ze pan rzuci sie na zuchwalego arcykaplana: zbladl, drzaly mu usta i oczy wyszly z orbit. Lecz w jednej chwili pohamowal sie i rzekl na podziw spokojnym tonem:

No, dosyc... Jezeli tylko takich rad potraficie mi udzielac, obejde sie bez nich... Przeciez Fenicjanie maja nasze podpisy, ze im wiernie splacimy zaciagniete dlugi!... Czy nie przyszlo ci to na mysl, Mefresie?...

- Daruj, wasza swiatobliwosc, ale w tej chwili zajmowaly mnie inne mysli. Twoi przodkowie, panie, nie na papirusach, ale na brazie i kamieniach rzezbili, ze dary, zlozone przez nich bogom i swiatyniom, naleza i wiecznie beda nalezaly do bogow i do swiatyn.

- I do was - rzekl szyderczo faraon.

- O tyle do nas - odparl zuchwaly arcykaplan - o ile panstwo nalezy do ciebie, wladco. Pilnujemy tych skarbow i pomnazamy je, ale trwonic ich - nie mamy prawa...

Dyszacy gniewem pan opuscil zebranie i poszedl do swego gabinetu. Jego polozenie przedstawilo mu sie okrutnie jasno.

O nienawisci kaplanow do siebie juz nie watpil. To byli ci sami oszolomieni pycha dostojnicy, ktorzy w roku zeszlym nie dali mu korpusu Menfi i dopiero zrobili go namiestnikiem, gdy zdawalo im sie, ze spelnil akt pokory usuwajac sie z palacu. Ci sami, ktorzy kontrolowali kazdy jego ruch, skladali o nim raporty, ale jemu, nastepcy tronu, nie powiedzieli nawet o traktacie z Asyria. Ci sami, co oszukiwali go w swiatyni Hator, a nad Sodowymi Jeziorami wymordowali jencow, ktorym on przyobiecal laske.

Faraon przypomnial sobie uklony Herhora, spojrzenia Mefresa i ton glosu obydwu. Spod pozorow uprzejmosci co chwile wynurzala sie ich duma i lekcewazenie jego. On potrzebuje pieniedzy, a oni obiecuja mu modlitwy, ba!... osmielaja sie mowic, ze nie jest wylacznym wladca Egiptu.

Mlody pan mimo woli usmiechnal sie; przyszly mu bowiem na mysl wynajete pastuchy, ktorzy wlascicielowi trzody mowia, ze on nie ma prawa robic z nia tego, co chce!...

Lecz obok strony smiesznej byla tu strona grozna. W skarbie znajdowalo sie moze tysiac talentow, ktore wedlug dotychczasowej normy wydatkow mogly starczyc na siedm do dziesieciu dni. A co potem?... Jak zachowaja sie urzednicy, sluzba, a przede wszystkim - wojsko nie tylko nie pobierajace zoldu, ale wprost glodne?...

Arcykaplani znali to polozenie faraona, a jezeli nie spiesza mu z pomoca, wiec chca go zgubic... I to zgubic w ciagu kilku dni, nawet przed pogrzebem ojca.

Ramzes przypomnial sobie pewien wypadek z dziecinstwa.

Byl w szkole kaplanskiej, kiedy na swieto bogini Mut, miedzy innymi zabawami, sprowadzono najslawniejszego w Egipcie blazna.

Artysta ten udawal nieszczesliwego bohatera. Gdy rozkazywal - nie sluchano go, na jego gniewy odpowiadano smiechem; a gdy dla ukarania szydercow schwycil za topor, topor zlamal mu sie w rekach.

W koncu wypuszczono na niego lwa, a gdy bezbronny bohater zaczal uciekac, okazalo sie, ze nie goni go lew, ale swinia w lwiej skorze.

Uczniowie i nauczyciele smieli sie do lez z tych przygod; ale maly ksiaze siedzial posepny: jemu zal bylo czlowieka, ktory rwal sie do rzeczy wielkich, lecz padal okryty szyderstwem.

Scena ta i uczucia, jakich doznal podowczas, dzis odzyly w pamieci faraona.

"Takim chca mnie zrobic!..." - rzekl do siebie.

Ogarnela go rozpacz, bo uczul, ze jednoczesnie z wydaniem ostatniego talentu skonczy sie jego wladza, a razem z nia i zycie.

Tu jednak nastapil nagly zwrot. Pan stanal na srodku komnaty i rozmyslal.

"Co mnie moze spotkac?... Tylko smierc... Odejde do moich slawnych przodkow, do Ramzesa Wielkiego... A im przeciez nie moge powiedziec, zem zginal nie broniac sie... Po nieszczesciach zycia ziemskiego spotkalaby mnie hanba wiekuista..."

Jak to, on, zwyciezca znad Sodowych Jezior, mialby ustapic przed garscia obludnikow, z ktorymi jeden azjatycki pulk nie mialby wielkiego zajecia?... Wiec dlatego, ze Mefres i Herhor chca rzadzic Egiptem i faraonem, jego wojska maja cierpiec glod, a milion chlopow nie otrzymac laski odpoczynku?...

Alboz nie jego przodkowie powznosili te swiatynie?... Alboz nie oni wypelnili je lupami?... A kto wygrywal bitwy: kaplani czy zolnierze?... Wiec kto ma prawo do skarbow: kaplani czy faraon i jego armia?

Mlody pan wzruszyl ramionami i wezwal do siebie Tutmozisa. Mimo poznej nocy krolewski ulubieniec zjawil sie natychmiast.

- Czy wiesz? - rzekl faraon - kaplani odmowili mi pozyczki, pomimo ze skarb jest pusty.

Tutmozis wyprostowal sie.

- Kazesz, wasza swiatobliwosc, zaprowadzic ich do wiezienia?... - odparl.

- Zrobilbys to?...

- Nie ma w Egipcie oficera, ktory zawahalby sie spelnic rozkaz naszego pana i wodza.

- W takim razie... - mowil powoli faraon - w takim razie... nie trzeba wiezic nikogo. Za wiele mam potegi dla siebie, a pogardy dla nich. Padliny, ktora czlowiek spotkal na goscincu, nie zamyka w okutej skrzyni, tylko ja obchodzi.

- Ale hiene sadza sie do klatki - szepnal Tutmozis.

- Jeszcze za wczesnie - odparl Ramzes. - Musze byc laskawym dla tych ludzi przynajmniej do pogrzebu ojca mego. Gdyz inaczej gotowi jego czcigodnej mumii zrobic jakie lotrostwo i zaklocic spokoj duszy... A teraz - pojdz jutro do Hirama i powiedz, azeby przyslal mi tego kaplana, o ktorym mowilismy.

- Tak sie stanie. Musze jednak wspomniec waszej swiatobliwosci, ze dzisiaj lud napadal domy memfijskich Fenicjan...

- Oho?... To bylo niepotrzebne.

- Zdaje mi sie tez - ciagnal Tutmozis - ze od czasu kiedy wasza swiatobliwosc kazales Pentuerowi zbadac polozenie chlopow i robotnikow, kaplani podburzaja nomarchow i szlachte... Mowia, panie, ze chcesz zrujnowac szlachte dla chlopow...

- I szlachta wierzy temu?...

- Sa tacy, ktorzy wierza. Ale sa i tacy, ktorzy wrecz odpowiadaja, ze to jest intryga kaplanska przeciw waszej swiatobliwosci.

- A gdybym naprawde chcial poprawic dole chlopow?... - spytal faraon.

- Uczynisz, panie, to, co ci sie podoba - odparl Tutmozis.

- O, taka odpowiedz rozumiem! - zawolal wesolo Ramzes XIII. - Badz spokojny i powiedz szlachcie, ze nie tylko nic nie straca spelniajac moje rozkazy, ale jeszcze byt ich i znaczenie poprawi sie. Bogactwa Egiptu musza nareszcie byc wydarte z rak niegodnych, a oddane wiernym slugom.

Faraon pozegnal ulubienca i zadowolony udal sie na spoczynek. Jego chwilowa desperacja wydawala mu sie teraz rzecza godna smiechu.

Nazajutrz, okolo poludnia, zameldowano jego swiatobliwosci, ze przyszla deputacja fenickich kupcow.

- Czy moze chca skarzyc sie za napad na ich domy?... - spytal faraon.

- Nie - odparl adiutant - chca zlozyc hold.

Istotnie kilkunastu Fenicjan, pod przewodnictwem Rabsuna, przyszli z darami. Gdy pan ukazal im sie, upadli na ziemie, po czym Rabsun oswiadczyl, ze starym obyczajem osmielaja sie zlozyc nikczemna ofiare u stop wladcy, ktory im daje zycia, a ich majatkom bezpieczenstwo.

Po czym skladali na stolach zlote misy, lancuchy i puchary napelnione klejnotami. Zas Rabsun polozyl na stopniach tronu tace z papirusem, gdzie Fenicjanie zobowiazali sie dac dla wojska wszelkich rzeczy potrzebnych za dwa tysiace talentow.

Byl to dar zacny: wszystko bowiem, co ofiarowali Fenicjanie, przedstawialo sume trzech tysiecy talentow.

Pan odpowiedzial wiernym kupcom bardzo laskawie, obiecujac im swoja opieke. Pozegnali go uszczesliwieni.

Ramzes XIII odetchnal: bankructwo skarbu, a wiec i koniecznosc uzycia gwaltownych srodkow przeciw kaplanom odsunela sie na dalsze dziesiec dni.

Wieczorem, znowu pod opieka Tutmozisa, stanal w gabinecie jego swiatobliwosci dostojny Hiram. Tym razem nie skarzyl sie na zmeczenie, ale upadl na twarz i jekliwym glosem przeklinal glupiego Dagona.

- Dowiedzialem sie - mowil - ze ten parch smial przypominac waszej swiatobliwosci nasza umowe o kanal do Morza Czerwonego... Niech on zmarnieje!... niech jego trad stoczy!... niech jego dzieci zostana swinopasami, a wnuki Zydami...

Ty zas, wladco, tylko rozkazuj, a ile ma bogactw Fenicja, wszystkie zlozy u stop twoich bez zadnego kwitu i traktatu... Czy to my Asyryjczycy albo... kaplani - dodal szeptem - azeby nie wystarczalo nam jedno slowo tak poteznego mocarza?...

- A gdybym ja, Hiramie, naprawde zazadal wielkiej sumy? - spytal faraon.

- Jakiej?...

- Na przyklad... Trzydziestu tysiecy talentow...

- Czy natychmiast?

- Nie, w ciagu roku.

- Bedzie ja mial wasza swiatobliwosc - odpowiedzial bez namyslu Hiram.

Pan zdumial sie tej hojnosci.

- No, ale musze wam dac zastaw...

- To tylko dla formy - odparl Fenicjanin - da nam wasza swiatobliwosc na zastaw kopalnie, azeby nie obudzic podejrzen kaplanow... Gdyby nie to, Fenicja cala odda sie wam bez zastawow i kwitow...

- A kanal?... Czy mam zaraz traktat podpisac? - spytal faraon.

- Wcale nie. Wasza swiatobliwosc zawrze z nami traktat, kiedy sam zechce...

Ramzesowi zdawalo sie, ze jest podniesiony w gore. W tej chwili dopiero poznal slodycz krolewskiej wladzy, i to - dzieki Fenicjanom!

- Hiramie! - rzekl, juz nie panujac nad soba. - Dzis daje wam, Fenicjanom, pozwolenie na budowe kanalu, ktory polaczy Morze Srodziemne z Czerwonym...

Starzec upadl do nog faraona.

- Jestes najwiekszym krolem, jakiego widziano na ziemi! - zawolal.

- Do czasu nie wolno ci mowic o tym nikomu, bo wrogowie mojej slawy czuwaja. Abys jednak mial pewnosc, daje ci ten oto moj pierscien krolewski...

Zdjal z palca pierscien ozdobiony czarodziejskim kamieniem, na ktorym bylo wyryte imie Horusa, i wlozyl go na palec Fenicjaninowi.

- Majatek calej Fenicji jest na twoje rozkazy! - powtarzal gleboko wzruszony Hiram. - Dokonasz, panie, dziela, ktore bedzie oglaszalo imie twoje, dopoki nie zagasnie slonce...

Faraon uscisnal jego siwa glowe i kazal mu usiasc.

- A wiec jestesmy sprzymierzencami - rzekl po chwili pan - i mam nadzieje, ze wyniknie stad pomyslnosc dla Egiptu i dla Fenicji...

- Dla calego swiata! - wtracil Hiram.

- Powiedz mi jednak, ksiaze, skad masz taka ufnosc we mnie?...

- Znam szlachetny charakter waszej swiatobliwosci. Gdybys, wladco, nie byl faraonem, po kilku latach zostalbys najznakomitszym kupcem fenickim i naczelnikiem naszej rady...

- Przypuscmy - odparl Ramzes. - Alez ja, aby dotrzymac wam obietnic, musze pierwej zgniesc kaplanow. Jest to walka, a skutek walki niepewny...

Hiram usmiechnal sie.

- Panie - rzekl - gdybysmy byli tak nikczemni, zebysmy cie opuscili dzisiaj, kiedy twoj skarb jest pusty, a nieprzyjaciele hardzi, przegralbys walke. Bo czlowiek pozbawiony srodkow latwo traci odwage, a od ubogiego krola odwraca sie jego armia i poddani, i dygnitarze...

Ale jezeli ty, panie, masz nasze zloto i naszych agentow, a swoje wojsko i jeneralow, to z kaplanami tyle bedziesz mial klopotu, ile slon ze skorpionem. Ledwie postawisz noge na nich, i juz beda rozmiazdzeni... Wreszcie to nie moja rzecz. W ogrodzie czeka arcykaplan Samentu, ktoremu wasza swiatobliwosc kazales przyjsc. Ja sie usuwam; teraz jego pora... Ale od dostarczenia pieniedzy to ja sie nie usuwam i do wysokosci trzydziestu tysiecy talentow niech wasza swiatobliwosc rozkazuje...

Hiram znowu upadl na twarz i wyszedl obiecujac, ze natychmiast przyszle Samentu.

W pol godziny zjawil sie arcykaplan. Nie golil on rudej brody i kudlatych wlosow, jak przystalo na czciciela Seta; twarz mial surowa, ale oczy pelne madrosci. Uklonil sie bez zbytniej pokory i spokojnie wytrzymal siegajace do glebi duszy spojrzenie faraona.

- Siadz - rzekl pan.

Arcykaplan usiadl na posadzce.

- Podobasz mi sie - mowil Ramzes. - Masz postawe i fizjognomie Hyksosa, a oni sa najwaleczniejszymi zolnierzami mojej armii.

Potem nagle zapytal:

- Ty powiedziales Hiramowi o traktacie naszych kaplanow z Asyryjczykami?...

- Ja - odparl Samentu nie spuszczajac oka.

- Byles uczestnikiem tej niegodziwosci?

- Nie. Podsluchalem ta umowe... W swiatyniach, jak w palacach waszej swiatobliwosci, mury sa podziurawione kanalami, za posrednictwem ktorych nawet ze szczytu pylonow mozna slyszec: co mowi sie w podziemiach...

- A z podziemiow mozna przemawiac do osob mieszkajacych w gornych komnatach?... - wtracil faraon.

- I udawac rady bogow - dodal powaznie kaplan.

Faraon usmiechnal sie. Wiec przypuszczenie, ze to nie duch ojca przemawial do niego i do matki, tylko kaplani - bylo prawdziwe!

- Dlaczego powierzyles Fenicjanom wielka tajemnice panstwa? - zapytal Ramzes.

- Bo chcialem zapobiec haniebnemu traktatowi, ktory szkodzi zarowno nam, jak i Fenicji.

- Mogles ostrzec kogo z dostojnych Egipcjan...

- Kogo?.. - zapytal kaplan. - Czy takich, ktorzy wobec Herhora byli bezsilni, czy takich, ktorzy by mnie oskarzyli przed nim i narazili na smierc w meczarniach?... Powiedzialem Hiramowi, bo on stykal sie z naszymi dostojnikami, ktorych ja nie widuje nigdy.

- A dlaczego Herhor i Mefres zawarli podobna umowe? - badal faraon.

- Sa to, moim zdaniem, ludzie slabej glowy, ktorych nastraszyl Beroes, wielki kaplan chaldejski. Powiedzial im, ze nad Egiptem przez dziesiec lat beda srozyly sie zle losy i ze gdybysmy w ciagu tego czasu rozpoczeli wojne z Asyria, zostalibysmy pobici.

- I oni uwierzyli temu?

- Podobno Beroes pokazywal im cuda... Nawet wzniosl sie nad ziemie... Niewatpliwie jest to rzecz dziwna; ale ja nigdy nie zrozumiem: dlaczego mielibysmy za to stracic Fenicje, ze Beroes umie latac nad ziemia?

- Wiec i ty nie wierzysz w cuda?...

- Jak w jakie - odparl Samentu. - Zdaje sie, ze Beroes naprawde wykonywa rzeczy niezwykle, ale - nasi kaplani tylko oszukuja, zarowno lud, jak i wladcow.

- Nienawidzisz kaplanskiego stanu?

Samentu rozlozyl rece.

- Oni mnie takze nie cierpia, a co gorsze, poniewieraja mna niby z tej racji, ze sluze Setowi. Tymczasem co mi to za bogowie, ktorym za pomoca sznurkow trzeba poruszac glowe i rece?... Albo co mi to za kaplani, ktorzy udajac poboznych i powsciagliwych maja po dziesiec kobiet, wydatkuja po kilkanascie talentow rocznie, kradna ofiary skladane na oltarzach i sa malo co medrsi od uczniow wyzszej szkoly?

- Ale ty bierzesz datki od Fenicjan?

- Od kogoz mam brac? Jedni Fenicjanie naprawde czcza Seta i boja sie, aby nie zatapial im okretow. U nas zas szanuja go tylko biedacy. Gdybym poprzestawal na ich ofiarach, umarlbym z glodu - ja i moje dzieci.

Faraon pomyslal, ze jednak ten kaplan nie jest zlym czlowiekiem, choc zdradza tajemnice swiatyn. A przy tym wydaje sie byc madry i mowi prawde.

- Slyszales co - spytal znowu pan - o kanale, ktory ma polaczyc Morze Srodziemne z Czerwonym?

- Znam ta sprawe. Juz od kilkuset lat nasi inzynierowie obrobili ten projekt.

- A dlaczego nie wykonano go dotychczas?

- Gdyz kaplani boja sie, aby nie naplynely do Egiptu ludy obce, ktore moglyby podkopac nasza religie, a wraz z nia ich dochody.

- A czy prawda jest, co mowil Hiram o ludach mieszkajacych na dalekim wschodzie?

- Najzupelniejsza. Od dawna wiemy o nich i nie ma dziesiatka lat, azebysmy z tamtych krajow nie otrzymali jakiegos klejnotu, rysunku czy wyrobu.

Faraon znowu zamyslil sie i nagle spytal:

- Bedziesz mi wiernie sluzyl, gdy zrobie cie moim doradca?...

- Sluzyc bede waszej swiatobliwosci na zycie i smierc. Ale... gdybym zostal doradca tronu, oburzyliby sie kaplani, ktorzy mnie nienawidza.

- Nie sadzisz, ze mozna ich obalic?...

- I bardzo latwo! - odparl Samentu.

- Jakiz bylby twoj plan, gdybym musial pozbyc sie ich?

- Nalezaloby opanowac skarbiec Labiryntu - wykladal kaplan.

- Trafilbys do niego?

- Mam juz wiele wskazowek, reszte - znajde, bo wiem, gdzie szukac.

- Coz dalej? - pytal faraon.

- Nalezaloby wytoczyc Herhorowi i Mefresowi proces o zdrade panstwa za tajemne stosunki z Asyria...

- A dowody?...

- Znajdziemy je przy pomocy Fenicjan - odparl kaplan.

- Czy nie wyniklyby stad jakie niebezpieczenstwa dla Egiptu?

- Zadnych. Czterysta lat temu faraon Amenhotep IV obalil wladze kaplanow ustanowiwszy wiare w jednego tylko bozka Re Harmachis. Rozumie sie, ze przy tej sposobnosci zabral skarby ze swiatyn innych bogow... Otoz wowczas ani lud, ani wojsko, ani szlachta nie ujeli sie za kaplanami... Coz dopiero dzis, gdy dawna wiara bardzo oslabla!...

- Kto to pomagal Amenhotepowi? - zapytal faraon.

- Prosty kaplan Ey.

- Ale ktory po smierci Amenhotepa IV zostal dziedzicem jego tronu - rzekl Ramzes, bystro patrzac w oczy kaplanowi.

Lecz Samentu odpowiedzial spokojnie:

- Wypadek ten dowodzi, ze Amenhotep byl niedoleznym wladca, ktory wiecej dbal o czesc Re anizeli o panstwo.

- Zaprawde, jestes prawdziwym medrcem!... - rzekl Ramzes.

- Do uslug waszej swiatobliwosci.

- Mianuje cie moim doradca - mowil faraon. - No, ale w takim razie nie mozesz odwiedzac mnie po kryjomu, tylko zamieszkasz u mnie...

- Wybacz, panie, ale dopoki czlonkowie najwyzszej rady nie osiada w wiezieniu za umawianie sie z nieprzyjaciolmi panstwa, moja obecnosc w palacu przyniesie wiecej szkody anizeli dobrego...

Bede wiec sluzyl i radzil waszej swiatobliwosci, ale - potajemnie...

- I znajdziesz droge do skarbca w Labiryncie?

- Mam nadzieje, ze nim wrocisz, panie, z Tebow, uda mi sie ta sprawa.

A gdy przeniesiemy skarb do waszego palacu, gdy sad potepi Herhora i Mefresa, ktorych wasza swiatobliwosc moze potem ulaskawic, wowczas za waszym pozwoleniem wystapie jawnie... I przestane byc kaplanem Seta ktory tylko ludzi odstrasza ode mnie...

- I myslisz, ze wszystko dobrze pojdzie?...

- Zycie stawiam!... - zawolal kaplan. - Lud kocha wasza swiatobliwosc, wiec latwo go podburzyc przeciw zdradzieckim dostojnikom... Wojsko jest wam posluszne jak zadnemu z faraonow od czasu Ramzesa Wielkiego... Wiec ktoz sie oprze?... A w dodatku wasza swiatobliwosc ma za soba Fenicjan i pieniadze, najwieksza sile na swiecie!...

Gdy Samentu zegnal faraona, pan zezwolil mu ucalowac swoje nogi i darowal ciezki zloty lancuch tudziez bransolete ozdobiona szafirami.

Nie kazdy dostojnik zdobywal podobne laski w ciagu calych lat sluzby.

Odwiedziny i obietnice Samentu nowa otucha napelnily serce faraona.

Gdybyz udalo sie pozyskac skarb Labiryntu!... Za drobna jego czesc mozna by uwolnic szlachte od fenickich dlugow, poprawic dole chlopow i wykupic zastawione majatki dworskie.

A jakimi budowlami wzbogaciloby sie panstwo...

Tak, fundusze Labiryntu mogly usunac wszystkie klopoty faraona. Bo i coz z tego, ze Fenicjanie ofiarowuja mu wielka pozyczke? Pozyczke trzeba kiedys splacic wraz z procentami i predzej czy pozniej oddac w zastaw reszte krolewskich majatkow. Bylo to wiec tylko odsunieciem ruiny, ale nie zapobiezeniem jej.

 




Previous - Next

Table of Contents | Words: Alphabetical - Frequency - Inverse - Length - Statistics | Help | IntraText Library

Best viewed with any browser at 800x600 or 768x1024 on Tablet PC
IntraText® (V89) - Some rights reserved by EuloTech SRL - 1996-2007. Content in this page is licensed under a Creative Commons License