Table of Contents | Words: Alphabetical - Frequency - Inverse - Length - Statistics | Help | IntraText Library
Boleslaw Prus
Faraon

IntraText CT - Text

  • TOM TRZECI
    • ROZDZIAL OSMY
Previous - Next

Click here to hide the links to concordance

ROZDZIAL OSMY

Opusciwszy Piom faraon i jego orszak kilkanascie dni posuwali sie na poludnie, w gore Nilu, otoczeni chmura lodek, pozdrawiani okrzykami, zasypywani kwiatami.

Po obu brzegach rzeki, na tle zielonych pol, ciagnely sie nieprzerwanym szeregiem gliniane chlopskie chaty, figowe gaje, bukiety palm. Co godzine ukazywala sie grupa bialych domow jakiegos miasteczka albo wieksze miasto z kolorowymi budowlami, z ogromnymi pylonami swiatyn.

Od zachodu sciana gor libijskich rysowala sie niezbyt wyraznie; za to od wschodu pasmo arabskie coraz bardziej zblizalo sie do rzeki. I mozna bylo widziec strome, poszarpane skaly barwy ciemnej, zoltej lub rozowej przypominajace ksztaltami zwaliska fortec czy swiatyn zbudowanych przez olbrzymow.

Na srodku Nilu spotykano wysepki, ktore jakby wczoraj wynurzyly sie spod wody, a juz dzis zostaly pokryte bujna roslinnoscia i zamieszkale przez niezliczone stada ptakow. Kiedy nadplywal burzliwy orszak faraona, wystraszone ptaki zrywaly sie i krazac nad statkami laczyly swoje krzyki z poteznym glosem ludu. Nad tym wszystkim unosilo sie przeczyste niebo i swiatlo tak pelne zycia, ze w jego powodzi czarna ziemia nabierala blasku, a kamienie barw teczowych.

Schodzil wiec faraonowi czas wesolo. Z poczatku troche draznily go nieustanne krzyki, lecz pozniej tak przywykl do nich, ze juz nie zwracal uwagi. Mogl odczytywac dokumenta, naradzac sie, nawet spac.

O trzydziesci do czterdziestu mil od Piom, na lewym brzegu Nilu lezalo duze miasto Siut, w ktorym Ramzes XIII pare dni odpoczal. Wypadalo nawet zatrzymac sie, gdyz mumia zmarlego krola jeszcze przebywala w Abydos, gdzie przy grobie Ozirisa odprawiano uroczyste modly.

Siut bylo jednym z bogatszych miast Gornego Egiptu. Tu wyrabiano slynne naczynia z bialej i czarnej gliny i tkano plotna; tu bylo glowne targowisko, na ktore przywozono towary z oaz rozrzuconych w pustyni. Tu wreszcie byla slawna swiatynia Anubisa, bozka z wilcza glowa.

Drugiego dnia pobytu w tym miejscu zglosil sie do jego swiatobliwosci kaplan Pentuer, naczelnik komisji badajacej polozenie ludu.

- Masz jakie nowiny? - zapytal pan.

- Mam te, ze caly Egipt blogoslawi wasza swiatobliwosc. Wszyscy, z kimkolwiek rozmawialem, sa pelni otuchy i mowia, ze wasze panowanie odrodzi panstwo...

- Chce - odparl faraon - azeby moi poddani byli szczesliwi, a lud odetchnal. Chce, azeby Egipt mial, jak niegdys, osm milionow ludnosci i odzyskal grunta, ktore wydarla mu pustynia. Chce, azeby czlowiek pracowity odpoczywal co siodmy dzien i azeby kazdy rolnik posiadal kawalek ziemi na wlasnosc...

- Pentuer upadl na twarz przed dobrotliwym panem.

- Podnies sie - mowil Ramzes. - Powiem ci jednak, ze mialem godziny ciezkiego smutku. Widze bowiem niedole mego ludu, pragne go podzwignac, a jednoczesnie donosza mi, ze skarb jest pusty. Sam zas wiesz najlepiej, ze nie posiadajac kilkudziesieciu tysiecy talentow gotowizna, nie moglbym wazyc sie na podobne ulepszenia.

Ale dzis jestem spokojny: mam srodek na wydobycie potrzebnych funduszow z Labiryntu...

Pentuer spojrzal na wladce zdziwiony.

- Dozorca skarbu objasnil mnie: co mam robic - ciagnal faraon. - Musze zwolac zgromadzenie wszystkich stanow, po trzynastu ludzi z kazdego stanu. A gdy oni oswiadcza, ze Egipt jest w potrzebie, Labirynt dostarczy mi skarbow...

Bogowie! - dodal - za pare... za jeden z tych klejnotow, jakie tam leza, mozna dac ludowi piecdziesiat odpoczynkow na rok... Nigdy chyba nie zostana one lepiej uzytymi...

Pentuer potrzasnal glowa.

- Panie - rzekl - szesc milionow Egipcjan, a ja i moi przyjaciele przed innymi zgodzimy sie, azebys czerpal z tamtego skarbca... Ale... nie ludz sie, wasza swiatobliwosc!... Bo stu najwyzszych dostojnikow panstwa opra sie temu, a wowczas Labirynt nic nie wyda...

- Wiec oni chca, azebym chyba zostal zebrakiem przy ktorej ze swiatyn?... - wybuchnal faraon.

- Nie - odparl kaplan. - Oni lekac sie beda, azeby nie oproznil sie skarbiec raz napoczety. Oni beda posadzali najwierniejsze slugi waszej swiatobliwosci o udzial w zyskach plynacych z tego zrodla... A wowczas zazdrosc podszepnie im : dlaczego i wy nie mielibyscie cos zyskac?... Nie niechec do ciebie, panie, ale wzajemna nieufnosc, ale chciwosc popchna ich do oporu...

Pan wysluchawszy tego uspokoil sie, a nawet usmiechnal.

- Jezeli tak jest, kochany Pentuerze, jak mowisz, wiec badz spokojny - rzekl. - W tej chwili dokladnie zrozumialem: w jakim celu Amon ustanowil wladze faraona i dal mu nadludzka potege... Dlatego, widzisz, azeby stu chocby najdostojniejszych lotrow nie mogli zgubic panstwa.

Ramzes podniosl sie z krzesla i dodal:

- Powiedz memu ludowi, niech pracuje i bedzie cierpliwy... Powiedz wiernym i kaplanom, azeby sluzyli bogom i uprawiali madrosc, ktora jest sloncem swiata. A owych opornych i podejrzliwych dostojnikow mnie zostaw... Biada im, jezeli rozgniewaja moje serce.

 

- Panie - rzekl kaplan - jestem twoim wiernym sluga...

Ale gdy pozegnawszy sie wychodzil, na jego obliczu widac bylo troske.

O pietnascie mil od Siutu, w gore rzeki, dzikie skaly arabskie prawie dotykaja Nilu; natomiast gory libijskie odsunely sie od niego tak daleko, ze tamtejsza dolina jest bodaj najszersza w Egipcie.

W tym wlasnie miejscu, tuz obok siebie, staly dwa czcigodne miasta: Tinis i Abydos. Tam urodzil sie Menes, pierwszy faraon Egiptu; tam przed stoma tysiacami lat zlozono do grobu swiete zwloki bozka Ozirisa, ktorego w zdradziecki sposob zamordowal brat Tyfon.

Tam wreszcie na pamiatke owych wielkich wydarzen wiekopomny faraon Seti wybudowal swiatynie, do ktorej zbiegali sie pielgrzymi z calego Egiptu. Kazdy prawowierny musial choc raz w zyciu dotknac czolem tej blogoslawionej ziemi. Prawdziwie zas szczesliwym byl ten, czyja mumia mogla odbyc podroz do Abydos i choc z daleka zatrzymac sie pod murami swiatyni.

Mumia Ramzesa XII przemieszkala tam pare dni; byl to bowiem wladca odznaczajacy sie poboznoscia. Nic tez dziwnego, ze i Ramzes XIII rozpoczynal rzady od zlozenia holdu grobowi Ozirisa.

Swiatynia Setiego nie nalezala do najstarszych ani najwspanialszych w Egipcie, lecz odznaczala sie czystoscia egipskiego stylu. Jego swiatobliwosc Ramzes XIII zwiedzal ja i zlozyl w niej ofiary w towarzystwie arcykaplana Sema.

Grunta nalezace do swiatyni zajmowaly przestrzen stu piecdziesieciu morgow, na ktorych byly rybne sadzawki, ogrody kwiatowe, owocowe i warzywne, wreszcie domy, a raczej palacyki kaplanow. Wszedzie rosly: palmy, figi, pomarancze, topole, akacje, ktore tworzyly albo aleje idace w kierunku glownych okolic swiata, albo lany drzew sadzonych regularnie i majacych prawie jednakowa wysokosc.

Nawet swiat roslinny, pod bacznym okiem kaplanow, nie rozwijal sie wedlug wlasnego popedu tworzac nieprawidlowe, ale malownicze skupienia; nawet on szykowal sie wedlug linii prostych, linii rownoleglych albo skupial sie w geometryczne figury.

Palmy, tamaryndusy, cyprysy i mirty byli to zolnierze uszykowani szeregami lub kolumnami. Trawa byl to dywan strzyzony i ozdobiony malowidlami z kwiatow, nie byle jakiej barwy, ale tej, ktora byla potrzebna. Lud z gory przypatrujac sie gazonom swiatyn widzial na nich kwitnace obrazy bogow lub swietych zwierzat; medrzec znajdowal aforyzmy wypisane hieroglifami.

Srodkowa czesc ogrodow zajmowal prostokat na dziewiecset krokow dlugi, a trzysta szeroki. Prostokat ten byl zamkniety niezbyt wysokim murem, ktory posiadal jedna brame widoczna i kilkanascie ukrytych furtek. Przez te brame lud pobozny wchodzil na dziedziniec otaczajacy przybytek Ozirisa.

Dopiero na srodku dziedzinca, ktory byl wylozony kamienna posadzka, stala swiatynia: gmach prostokatny o czterystu piecdziesieciu krokach dlugosci i stu piecdziesieciu szerokosci.

Od bramy ludowej do swiatyni prowadzila aleja sfinksow ze lwimi cialami i ludzkimi glowami. Staly one w dwu szeregach, po dziesieciu w kazdym, i patrzyly sobie w oczy. Miedzy nimi przechodzic mogli tylko najwyzsi dostojnicy.

W koncu alei sfinksow, ciagle naprzeciw bramy ludowej, wznosily sie dwa obeliski, czyli cienkie a wysokie kolumny czworoboczne z granitu, na ktorych wypisano historia faraona Seti.

Dopiero za obeliskami wznosila sie potezna brama swiatyni majaca z obu bokow olbrzymie gmachy w ksztalcie piramid scietych, zwanych pylonami. Byly to jakby dwie wieze barczyste, na ktorych scianach znajdowaly sie malowidla przedstawiajace zwyciestwa Setiego albo ofiary, jakie skladal bogom.

Tej bramy juz nie wolno bylo przekraczac chlopom, tylko bogatemu mieszczanstwu i klasom uprzywilejowanym. Przez nia wchodzilo sie do perystylu, czyli dziedzinca otoczonego korytarzem wspartym na mnostwie kolumn. Perystyl mogl pomiescic z dziesiec tysiecy poboznych.

Z dziedzinca osoby stanu szlacheckiego mogly jeszcze wchodzic do pierwszej sali, hipostylu; miala ona sufit oparty na dwu szeregach wysokich kolumn i mogla pomiescic ze dwa tysiace uczestnikow nabozenstwa. Sala ta byla ostatnim kresem dla ludzi swieckich. Najwieksi dostojnicy, lecz ktorzy nie otrzymali swiecen, mieli prawo modlic sie tylko tutaj i z tego miejsca patrzec na zasloniety posag boga, ktory wznosil sie w sali "boskiego objawienia".

Za sala "objawienia" lezala komnata "stolow ofiarnych", gdzie kaplani skladali bogom dary przyniesione przez wiernych. Nastepna byla komnata "odpoczynku", gdzie wypoczywal bozek wracajacy lub idacy na procesja, ostatnia - kaplica, czyli sanktuarium, gdzie bozek mieszkal.

Kaplica byla zwykle bardzo mala i ciemna, niekiedy wyciosana z jednej sztuki kamienia. Ze wszystkich stron otaczaly ja kapliczki rownie male, zapelnione szatami, sprzetami, naczyniami i klejnotami bozka, ktory w swym niedostepnym ukryciu spal, kapal sie, namaszczal perfumami, jadal i pijal, a zdaje sie, ze nawet przyjmowal odwiedziny mlodych i ladnych kobiet.

Do sanktuarium wchodzil tylko arcykaplan i panujacy faraon, o ile otrzymal swiecenia. Zwykly smiertelnik

dostawszy sie tam mogl stracic zycie.

Sciany i kolumny kazdej sali byly pokryte napisami i malowidlami objasniajacymi. W korytarzu otaczajacym dziedziniec (perystyl) byly nazwiska i portrety wszystkich faraonow od Menesa, pierwszego wladcy Egiptu, do Ramzesa XII. W hipostyfu, czyli sali szlacheckiej, przedstawiono w sposob pogladowy jeografie i statystyke Egiptu tudziez podbitych ludow. W sali "objawienia" znajdowal sie kalendarz i rezultaty obserwacji astronomicznych; w komnacie "stolow ofiarnych" i "odpoczynku" figurowaly obrazy dotyczace religijnych obrzadkow, a w sanktuarium - przepisy wywolywania istot zaziemskich i opanowania zjawisk natury.

Ten ostatni rodzaj wiedzy nadludzkiej zawieral sie w tak powiklanych zdaniach, ze nawet kaplani z czasow Ramzesa XII nie rozumieli ich. Dopiero Chaldejczyk Beroes mial wskrzesic obumierajaca madrosc.

Odpoczawszy dwa dni w rzadowym palacu w Abydos Ramzes XIII wybral sie do swiatyni. Mial na sobie biala koszule, zloty pancerz, fartuszek w pomaranczowe i niebieskie pasy, stalowy miecz przy boku i zloty helm na glowie. Wsiadl na woz, ktorego konie, przybrane w piora strusie, prowadzili nomarchowie, i z wolna pojechal do domu Ozirisa otoczony swita.

Gdziekolwiek spojrzal: na pola, na rzeke, na dachy domow, nawet na konary fig i tamaryndusow, wszedzie tloczyla sie cizba ludu i rozlegal sie nie milknacy okrzyk podobny do ryku burzy.

Dojechawszy do swiatyni faraon zatrzymal konie i wysiadl przed brama ludowa, co bardzo podobalo sie pospolstwu, a ucieszylo kaplanow. Piechota przeszedl aleje sfinksow i powitany przez swietych mezow spalil kadzidlo przed posagami Seti siedzacymi z obu stron bramy wielkiej.

W perystylu arcykaplan zwrocil uwage jego swiatobliwosci na misterne portrety faraonow i wskazal miejsce przeznaczone na jego wizerunek. W hipostylu objasnil mu znaczenie map jeograficznych i statystycznych tablic. W komnacie "boskiego objawienia" Ramzes ofiarowal kadzidlo olbrzymiemu posagowi Ozirisa, a arcykaplan wskazal mu slupy poswiecone oddzielnym planetom: Merkuremu, Wenerze, Ksiezycowi, Marsowi, Jowiszowi i Saturnowi. Staly one dokola posagu slonecznego bostwa w liczbie siedmiu.

- Mowisz mi - spytal Ramzes - ze jest szesc planet, a tymczasem widze siedm slupow...

- Ten siodmy przedstawia Ziemie, ktora takze jest planeta - szepnal arcykaplan.

Zdziwiony faraon zazadal objasnien; ale medrzec milczal wskazujac na migi, ze dla dalszych objasnien ma zapieczetowane usta.

W komnacie "stolow ofiarnych" odezwala sie cicha, lecz piekna muzyka, podczas ktorej chor kaplanek wykonal uroczysty taniec. Faraon zdjal swoj zloty helm i pancerz wielkiej wartosci i oboje oddal Ozirisowi zadajac, aby dary te zostaly w boskim skarbcu i nie byly odnoszone do Labiryntu.

W zamian za hojnosc arcykaplan ofiarowal wladcy najpiekniejsza pietnastoletnia tancerke, ktora wydawala sie bardzo zadowolona ze swego losu.

Gdy faraon znalazl sie w sali "odpoczynku", usiadl na tronie, a jego zastepca religijny, Sem, przy dzwiekach muzyki i wsrod dymu kadzidel wszedl do sanktuarium, azeby wyniesc stamtad bozka.

W pol godziny, przy ogluszajacym dzwieku dzwonkow, ukazala sie w mroku komnaty zlota lodz, okryta zaslonami, ktore niekiedy poruszaly sie, jakby za nimi siedziala zywa istota.

Kaplani upadli na twarz, a Ramzes pilniej wpatrzyl sie w przezroczyste zaslony. Jedna uchylila sie i faraon ujrzal nadzwyczajnej pieknosci dziecko, ktore spojrzalo na niego tak madrymi oczyma, ze wladca Egiptu uczul nieomal trwoge.

- Oto jest Horus - szeptali kaplani - Horus, wschodzace slonce... Jest on synem i ojcem Ozirisa, i mezem swej matki, ktora jest jego siostra.

Rozpoczela sie procesja, ale tylko po wewnetrznej swiatyni. Naprzod szli harfiarze i tancerki, potem bialy wol ze zlota tarcza miedzy rogami. Dalej dwa chory kaplanow i arcykaplani niosacy bozka, potem znowu chory i nareszcie faraon w lektyce dzwiganej przez osmiu kaplanow.

Gdy procesja obeszla wszystkie sale i korytarze swiatyni, bozek i Ramzes obaj wrocili do komnaty "odpoczynku". Wowczas zaslony okrywajace lodz swieta odchylily sie po raz drugi i piekne dziecko - usmiechnelo sie do faraona.

Po czym lodz i bozka Sem odniosl do kaplicy.

"Moze by zostac arcykaplanem?" - pomyslal wladca, ktoremu dziecko tak sie podobalo, ze rad byl widywac je jak najczesciej.

Lecz gdy wyszedl ze swiatyni, zobaczyl slonce i niezmierny tlum radujacego sie ludu, przyznal w duchu, ze - nic nie rozumie. Ani skad sie wzielo owe dziecko niepodobne do zadnego z egipskich? ani skad ta nadludzka madrosc w jego oczach? ani - co to wszystko oznacza?...

Nagle przyszedl mu na mysl jego zamordowany synek, ktory mogl byc rownie pieknym, i wladca Egiptu wobec stu tysiecy poddanych - rozplakal sie.

- Nawrocony!... nawrocony faraon!... - mowili kaplani. - Ledwie wstapil do przybytku Ozirisa, i oto poruszylo sie jego serce!...

Tego samego dnia jeden slepy i dwoch paralitykow modlacych sie za murem swiatyni odzyskalo zdrowie. Wiec rada kaplanska uchwalila, azeby dzien ten zaliczyc do rzedu cudownych i na zewnetrznej scianie gmachu wymalowac obraz przedstawiajacy zaplakanego faraona i uzdrowionych kalekow.

Dobrze po poludniu Ramzes wrocil do swego palacu, aby wysluchac raportow. Gdy zas wszyscy dostojnicy opuscili gabinet pana, przyszedl Tutmozis mowiac:

- Kaplan Samentu pragnie zlozyc hold waszej swiatobliwosci.

- Dobrze, wprowadz go.

- On blaga cie, panie, azebys przyjal go w namiocie wsrod wojskowego obozu, i twierdzi, ze mury palacow lubia podsluchiwac...

- Ciekawym, czego chce?... - rzekl faraon i zapowiedzial dworzanom, ze noc przepedzi w obozie.

Przed zachodem slonca pan odjechal z Tutmozisem do swoich wiernych wojsk i znalazl tam krolewski namiot,

przy ktorym z polecenia Tutmozisa warte trzymali Azjaci.

Wieczorem przyszedl Samentu odziany w plaszcz pielgrzyma i ze czcia powitawszy jego swiatobliwosc szepnal:

- Zdaje mi sie, ze przez cala droge szedl za mna jakis czlowiek, ktory zatrzymal sie nie opodal boskiego namiotu. Moze to wyslannik arcykaplanow?...

Na rozkaz faraona wybiegl Tutmozis i rzeczywiscie znalazl obcego oficera.

- Kto jestes? - zapytal.

- Jestem Eunana, setnik pulku Izydy... Nieszczesliwy Eunana, wasza dostojnosc nie pamieta mnie?... Wiecej niz rok temu na manewrach pod Pi-Bailos odkrylem swiete skarabeusze...

- Ach, to ty!... - przerwal Tutmozis. - Twoj pulk przeciez nie stoi w Abydos?

- Woda prawdy plynie z ust waszych. Stoimy w nedznej okolicy pod Mena, gdzie kaplani rozkazali nam poprawiac kanal, jak chlopom albo Zydom...

- Skadzes sie tu wzial?

- Ublagalem starszych o kilkudniowy odpoczynek - odparl Eunana - i jak spragniony jelen do zrodla przybieglem tutaj dzieki chyzosci moich nog.

- Wiec czego chcesz?

- Chce zebrac milosierdzia u jego swiatobliwosci przeciw ogolonym lbom, ktorzy nie daja mi awansu dlatego, ze jestem tkliwy na cierpienia zolnierzy.

Tutmozis markotny wrocil do namiotu i powtorzyl faraonowi rozmowe z Eunana.

- Eunana?... - powtorzyl pan. - Prawda, pamietam go... Narobil nam klopotu skarabeuszami, ale tez i dostal piecdziesiat kijow z laski Herhora. I mowisz, ze skarzy sie na kaplanow?... Daj go tu !...

Faraon kazal odejsc Samentowi do drugiego przedzialu w namiocie, a swego ulubienca wyslal po Eunane.

Niebawem ukazal sie nieszczesliwy oficer. Upadl twarza na ziemie, a potem kleczac i wzdychajac mowil:

- "Co dzien modle sie do Re Harmachis przy jego wschodzie i zachodzie i do Amona, i Re, i Ptaha, i do innych bogow i bogin: Obys ty zdrow byl, wladco Egiptu! Obys zostal przy zyciu! Oby ci sie dobrze wiodlo, a ja azebym mogl choc blaski twoich piet ogladac..." *

- Czego on chce? - spytal faraon Tutmozisa, pierwszy raz przestrzegajac etykiety.

- Jego swiatobliwosc raczy zapytywac: czego chcesz? - powtorzyl Tutmozis.

Obludny Eunana wciaz kleczac zwrocil sie do ulubienca i prawil:

- Jestes, wasza dostojnosc, uchem i okiem pana, ktory daje nam radosc i zycie, a wiec odpowiem ci jak na sadzie Ozirisa:

Sluze w kaplanskim pulku boskiej Izydy dziesiec lat, walczylem szesc lat na wschodnich kresach. Rowiesnicy moi zostali juz pulkownikami, ale ja wciaz jestem tylko setnikiem i wciaz biore kije z polecenia bogobojnych kaplanow.

I za co dzieje mi sie taka krzywda?

"W dzien obracam serce moje do ksiazek, a w nocy czytam; bo glupiec, ktory opuszcza ksiazki tak predko jak uciekajaca gazela, jest podlego umyslu, rowny oslowi, ktory bierze ciegi, rowny gluchemu, ktory nie slyszy i do ktorego trzeba mowic reka. Mimo te moja chec do nauk, nie jestem zarozumialy z wlasnej wiedzy, lecz radze sie wszystkich, bo od kazdego cos nauczyc sie mozna, a czcigodnych medrcow otaczam szacunkiem..."

Faraon poruszyl sie niecierpliwie, lecz sluchal dalej wiedzac, ze prawy Egipcjanin uwaza gadulstwo za swoj obowiazek i najwyzsza czesc dla przelozonych.

- Oto jaki jestem - prawil Eunana. - "W obcym domu nie ogladam sie za kobietami, czeladzi jesc daje, co nalezy, ale gdy o mnie chodzi, nie sprzeczam sie przy podziale. Mam zawsze zadowolona twarz, a wobec zwierzchnikow zachowuje sie z szacunkiem i nie siade, gdy starszy czlowiek stoi. Nie jestem natretnym, a nie proszony, nie wchodze do obcych domow. Co moje oko ujrzy, o tym milcze, bo wiem, ze gluchymi jestesmy dla tych, ktorzy wielu slow uzywaja.

Madrosc uczy, ze cialo czlowieka podobne jest do spichrza, pelne rozmaitych odpowiedzi. Dlatego zawsze wybieram dobra i mowie dobra, a zla chowam zamknieta w ciele moim. Cudzych tez oszczerstw nie powtarzam, a juz co sie tyczy poselstwa, zawsze spelniam je jak najlepiej..." **

I co mam za to?... - konczyl Eunana podniesionym glosem. - Cierpie glod, chodze w lachmanach, a na grzbiecie lezyc nie moge, tak jak zbity. Czytam w ksiegach, ze stan kaplanski wynagradzal mestwo i roztropnosc. Zaprawde! musialo tak byc kiedys i juz bardzo dawno. Bo dzisiejsi kaplani tylem odwracaja sie od roztropnych, a mestwo i sile wypedzaja z oficerskich kosci...

- Ja zasne przy tym czlowieku! - rzekl faraon.

- Eunano - dodal Tutmozis - przekonales jego swiatobliwosc, ze jestes biegly w ksiegach, a teraz - powiedz jak najkrocej: czego pragniesz?

- Strzala tak predko nie dobiega celu, jak moja prosba doleci do boskich piet jego swiatobliwosci - odparl Eunana. - Tak obmierzla mi sluzba u ogolonych lbow, taka gorycza kaplani napelnili moje serce, ze - jezeli nie bede przeniesiony do wojsk faraona, przebije sie wlasnym mieczem, przed ktorym nie raz i nie sto razy drzeli wrogowie Egiptu.

Wole byc dziesietnikiem, wole byc prostym zolnierzem jego swiatobliwosci anizeli setnikiem w kaplanskich pulkach. Swinia albo pies moze im sluzyc, nie prawowierny Egipcjanin!...

Ostatnie frazesy Eunana wypowiedzial z takim wscieklym gniewem, ze faraon rzekl po grecku do Tutmozisa:

- Wez go do gwardii. Oficer, ktory nie lubi kaplanow, moze nam sie przydac.

- Jego swiatobliwosc, pan obu swiatow, kazal przyjac cie do swej gwardii - powtorzyl Tutmozis.

- Zdrowie i zycie moje nalezy do pana naszego Ramzesa... Oby zyl wiecznie! - zawolal Eunana i ucalowal dywan lezacy pod krolewskimi stopami.

Gdy uszczesliwiony Eunana cofal sie tylem z namiotu, co pare krokow padajac na twarz i blogoslawiac wladce, faraon rzekl:

- W gardle laskotalo mnie jego gadulstwo... Musze ja nauczyc zolnierzy i oficerow egipskich, aby wyrazali sie krotko, nie zas jak uczeni pisarze.

- Bodajby on mial tylko te jedna wade!... - szepnal Tutmozis, na ktorym Eunana niemile zrobil wrazenie.

Pan wezwal do siebie Samentu.

- Badz spokojny - powiedzial do kaplana. - Ten oficer, ktory szedl za toba, nie sledzil cie. Jest on za glupi do spelniania tego rodzaju zlecen... Ale moze miec ciezka reke na wypadek potrzeby!...

No - dodal faraon - a teraz powiedz: co cie sklania do podobnej ostroznosci?

- Prawie juz znam droge do skarbca w Labiryncie - odparl Samentu.

Pan potrzasnal glowa.

- Ciezka to rzecz - szepnal. - Godzine biegalem po rozmaitych korytarzach i salach, jak mysz, ktora kot goni. I przyznam ci sie, ze nie tylko nie rozumiem tej drogi, ale nawet nie wybralbym sie na nia sam. Smierc na sloncu moze byc wesola; ale smierc w tych norach, gdzie kret zablakalby sie... brr!...

- A jednak musimy znalezc i opanowac te droge - rzekl Samentu.

- A jezeli dozorcy sami oddadza nam potrzebna czesc skarbow?... - spytal faraon.

- Nie zrobia tego, dopoki zyje Mefres, Herhor i ich poplecznicy. Wierzaj mi, panie, ze tym dostojnikom chodzi o to, azeby owineli cie w powijaki jak niemowle...

Faraon pobladl z gniewu.

- Obym ja nie zawinal ich w lancuchy!... Jakim sposobem chcesz odkryc droge?

- Tu, w Abydos, w grobie Ozirisa znalazlem caly plan drogi do skarbca - rzekl kaplan.

- A skad wiedziales, ze on tu jest?

- Objasnily mnie o tym napisy w mojej swiatyni Seta.

- Kiedy zes znalazl plan?

- Gdy mumia wiecznie zyjacego ojca waszej swiatobliwosci byla w swiatyni Ozirisa - odparl Samentu. - Towarzyszylem czcigodnym zwlokom i bedac na nocnej sluzbie w sali "odpoczynku" wszedlem do sanktuarium.

- Tobie byc jeneralem, nie arcykaplanem!.. - zawolal smiejac sie Ramzes. - I juz rozumiesz droge Labiryntu?...

- Rozumialem ja od dawna, a teraz zebralem wskazowki do kierowania sie.

- Czy mozesz mi to objasnic?

- Owszem, nawet przy okazji pokaze waszej swiatobliwosci plan.

Droga ta - ciagnal Samentu - przechodzi w zygzak cztery razy przez caly Labirynt; zaczyna sie na najwyzszym pietrze, konczy w najnizszym podziemiu i posiada jeszcze mnostwo zakretow. Dlatego jest tak dluga.

- A jakze trafisz z jednej sali do drugiej, gdzie jest mnostwo drzwi?...

- Na kazdych drzwiach prowadzacych do celu znajduje sie czastka zdania:

"Biada zdrajcy, ktory usiluje przeniknac najwyzsza tajemnice panstwa i wyciagnac swietokradzka reke na majatek bogow. Zwloki jego beda jak padlina, a duch nie zazna spokoju, lecz bedzie sie tulal po miejscach ciemnych, szarpany przez wlasne grzechy..."

- I ciebie nie odstrasza ten napis?

- A wasza swiatobliwosc odstrasza widok libijskiej wloczni?... Grozby dobre sa dla pospolstwa, nie dla mnie, ktory sam potrafilbym napisac jeszcze grozniejsze przeklenstwa...

Faraon zamyslil sie.

- Masz slusznosc - rzekl. - Wlocznia nie zaszkodzi temu, kto potrafi ja odbic, a mylna droga nie oblaka medrca, ktory zna slowo prawdy...

Jakze jednak sprawisz, azeby ustepowaly przed toba kamienie w scianach i azeby kolumny zamienialy sie na drzwi wchodowe?...

Samentu pogardliwie wzruszyl ramionami.

- W mojej swiatyni - odparl - sa takze niedostrzegalne wejscia, nawet trudniej otwierajace sie anizeli w Labiryncie. Kto zna slowo tajemnicy, wszedzie trafi, jak slusznie powiedziales, wasza swiatobliwosc.

Faraon oparl glowe na reku i wciaz dumal.

- Zal by mi cie bylo - rzekl - gdybys na tej drodze spotkal nieszczescie...

- W najgorszym wypadku spotkam smierc, a czyliz ona nie grozi nawet faraonom?... Czy wreszcie wasza swiatobliwosc nie szedles smialo nad Jeziora Sodowe, choc nie byles pewny, ze stamtad powrocisz?...

Nie mysl tez, panie - ciagnal kaplan - ze ja bede musial przejsc cala droge, po ktorej chodza zwiedzajacy Labirynt. Znajde blizsze punkta i w ciagu jednej modlitwy do Ozirisa dostane sie tam, gdzie ty idac mogles odmowic ze trzydziesci modlitw...

- Alboz tam sa inne wejscia?

- Niezawodnie sa, a ja musze je znalezc - odparl Samentu. - Nie wejde przeciez, jak wasza swiatobliwosc, w dzien ani glowna brama...

- Wiec jak?...

- Sa w murze zewnetrznym niewidoczne furtki, ktore znam, a ktorych madrzy dozorcy Labiryntu nigdy nie pilnuja... Na dziedzincu warty w nocy sa nieliczne i tak ufaja opiece bogow czy trwodze pospolstwa ze najczesciej spia... Procz tego trzy razy miedzy zachodem i wschodem slonca kaplani ida na modlitwe do swiatyni, a ich zolnierze odbywaja praktyki nabozne pod niebem... Zanim skoncza jedno nabozenstwo, ja bede w gmachu...

- A jezeli zabladzisz?...

- Mam plan.

- A jezeli plan jest falszywy? - mowil faraon nie mogac ukryc troski.

- A jezeli wasza swiatobliwosc nie pozyska skarbow Labiryntu?... Jezeli Fenicjanie rozmysliwszy sie nie dadza przyobiecanej pozyczki?... Jezeli wojsko bedzie glodne, a nadzieje pospolstwa zostana zawiedzione?...

Racz mi wierzyc, panie moj - ciagnal kaplan - ze ja wsrod korytarzy Labiryntu bede bezpieczniejszy anizeli ty w twoim panstwie...

- Ale ciemnosc... ciemnosc!... I mury, ktorych nie mozna przebic, i glebia, i te setki drog, gdzie czlowiek musi sie zablakac... Wierz mi, Samentu, ze walka z ludzmi to zabawka; ale szamotanie sie z cieniem i nieswiadomoscia to straszna rzecz!...

Samentu usmiechnal sie.

- Wasza swiatobliwosc - odparl - nie zna mego zycia... Kiedym mial lat dwadziescia piec, bylem kaplanem Ozirisa...

- Ty? - zdziwil sie Ramzes.

- Ja, i zaraz powiem, dlaczego przeszedlem do sluzby Seta. Wyprawiono mnie na polwysep Synai, aby tam wybudowac mala kaplice dla gornikow. Budowa ciagnela sie szesc lat, ja zas majac duzo wolnego czasu wloczylem sie miedzy gorami i zwiedzalem tamtejsze pieczary.

Czego ja tam nie widzialem... Korytarze dlugie na kilka godzin; ciasne wejscia, przez ktore trzeba bylo pelzac na brzuchu; izby tak ogromne, ze w kazdej zmiescilaby sie swiatynia. Ogladalem podziemne rzeki i jeziora, gmachy z krysztalow, jaskinie zupelnie ciemne, w ktorych nie bylo widac wlasnej reki, albo znowu tak widne, jakby w nich swiecilo drugie slonce...

Ile razy zblakalem sie w niezliczonych przejsciach, ile razy zgasla mi pochodnia, ile razy stoczylem sie w niewidzialna przepasc!... Bywalo, zem po kilka dni spedzal w podziemiach karmiac sie prazonym jeczmieniem, lizac wilgoc z mokrych skal, niepewny, czy wroce na swiat.

Za to nabralem doswiadczenia, wzrok zaostrzyl mi sie i nawet polubilem te piekielne krainy. A dzis, gdy pomysle o dziecinnych skrytkach Labiryntu, smiac mi sie chce... Gmachy ludzkie sa kretowiskami wobec niezmiernych budowli wzniesionych przez ciche i niewidzialne duchy ziemi.

Raz jednak spotkalem rzecz straszna, ktora wplynela na zmiane mego stanowiska.

Na zachod od kopalni Synai lezy wezel wawozow i gor, wsrod ktorych czesto odzywaja sie podziemne grzmoty, ziemia drzy, a niekiedy widac plomienie. Zaciekawiony wybralem sie tam na czas dluzszy, szukalem i dzieki niepozornej szczelinie odkrylem caly lancuch olbrzymich pieczar, pod ktorych sklepieniami moglaby pomiescic sie najwieksza piramida.

Kiedy sie tam blakalem, dolecial mnie bardzo silny zapach zgnilizny, tak przykry, ze chcialem uciec. Przemoglszy sie jednak wszedlem do pieczary, skad pochodzil, i zobaczylem...

Racz wyobrazic sobie, panie, czlowieka, ktory ma nogi i rece o polowe krotsze niz my, ale grube, niezgrabne i zakonczone pazurami. Dodaj temu ksztaltowi szeroki, z bokow splaszczony ogon, na wierzchu powycinany jak grzebien koguci; dodaj bardzo dluga szyje, a na niej - psia glowe. Nareszcie ubierz tego potwora w zbroje pokryta na grzbiecie zagietymi kolcami...

Teraz pomysl, ze figura ta stoi na nogach, rekoma i piersiami oparta o skale...

- Cos bardzo brzydkiego - wtracil faraon. - Zaraz bym to zabil...

- To nie bylo brzydkie - mowil kaplan wstrzasajac sie. - Bo pomysl, panie, ze ten potwor byl wysoki jak obelisk...

Ramzes XIII zrobil gest niezadowolenia.

- Samentu - rzekl - zdaje mi sie, zes twoje pieczary zwiedzal we snie...

- Przysiegam ci, panie, na zycie moich dzieci - zawolal kaplan - ze mowie prawde!.. Tak jest, ten potwor w skorze gada, okryty kolczasta zbroja, gdyby lezal na ziemi, mialby wraz z ogonem z piecdziesiat krokow dlugosci... Pomimo trwogi i odrazy, kilkakrotnie wracalem do jego jaskini i obejrzalem go jak najuwazniej...

- Wiec on zyl?

- Nie. To juz byl trup, bardzo dawny, ale tak zachowany jak nasze mumie. Utrzymala go wielka suchosc powietrza, a moze nie znane mi sole ziemi.

Bylo to moje ostatnie odkrycie - ciagnal Samentu. - Nie wchodzilem juz do jaskin, alem duzo rozmyslal. Oziris - mowilem, tworzy wielkie istoty: lwy, slonie, konie... zas Set rodzi weza, nietoperza, krokodyla... Potwor, ktorego spotkalem, jest na pewno tworem Seta, a poniewaz przerasta wszystko, co znamy pod sloncem, wiec Set jest mocniejszym bogiem anizeli Oziris.

Wowczas nawrocilem sie do Seta, a przyjechawszy do Egiptu osiadlem w jego swiatyni. Gdym zas opowiedzial kaplanom o moim odkryciu, objasnili mnie, ze znaja nierownie wiecej takich potworow.

Samentu odpoczal i mowil dalej:

- Jezeli kiedy wasza swiatobliwosc zechce odwiedzic nasza swiatynie, pokaze wam w grobach dziwne i straszne istoty: gesi z jaszczurczymi glowami a skrzydlami nietoperza, jaszczurki podobne do labedzi, lecz wieksze od strusiow, krokodyla trzy razy dluzszego anizeli te, ktore mieszkaja w Nilu, zabe wielkosci psa...

Sa to albo mumie, albo szkielety znalezione w jaskiniach i przechowujace sie w naszych grobach. Lud mysli, ze my im czesc skladamy, a tymczasem my tylko badamy ich budowe i chronimy od zepsucia.

- Uwierze ci, gdy sam zobacze - odparl faraon. - Ale powiedz mi, skad moglyby sie wziac podobne istoty w jaskiniach?...

- Panie moj - mowil kaplan - swiat, na ktorym zyjemy, ulega wielkim zmianom. Juz w samym Egipcie znajdujemy gruzy miast i swiatyn gleboko ukryte w ziemi. Byl czas, ze miejsce Dolnego Egiptu zajmowala odnoga morska, a Nil plynal cala szerokoscia naszej doliny. Jeszcze dawniej tu, gdzie jest nasze panstwo, bylo morze... Nasi zas przodkowie zamieszkiwali kraine, ktora dzis zajela pustynia zachodnia...

Jeszcze dawniej, przed dziesiatkami tysiecy lat, nie bylo ludzi takich jak my, ale stworzenia podobne do malp, ktore jednak umialy budowac szalasy, podtrzymywac ogien, walczyc maczugami i kamieniami. Wowczas nie bylo koni ani wolow; ale slonie, nosorozce i lwy - trzy lub cztery razy przechodzily wzrostem dzisiejsze zwierzeta majace te sama postac.

Lecz i olbrzymie slonie nie sa najstarszymi potworami. Dawniej bowiem od nich zyly niezmierne gady: latajace, plywajace i chodzace. Przed gadami na tym swiecie byly tylko slimaki i ryby, a przed nimi - same rosliny, ale takie, jakich dzis juz nie ma...

- A jeszcze dawniej?... - spytal Ramzes.

- Jeszcze dawniej ziemia byla pusta i prozna, a Duch Bozy unosil sie nad wodami.

- Cos slyszalem o tym - rzekl faraon - ale nie predzej uwierze, az mi pokazesz mumie potworow, jakie maja spoczywac w waszej swiatyni.

- Za pozwoleniem waszej swiatobliwosci, dokoncze, com zaczal - mowil Samentu. - Otoz kiedy w pieczarze Synai zobaczylem owego ogromnego trupa, zdjal mnie strach i przez pare lat nie bylbym poszedl do zadnej jaskini. Ale gdy kaplani Seta wytlomaczyli mi, skad sie wziely tak dziwne istoty, trwoga moja znikla, a ciekawosc wzmogla sie. I dzis nie ma dla mnie milszej zabawy jak blakac sie po podziemiach i szukac drog wsrod ciemnosci. Z tego powodu Labirynt nie sprawi mi wiecej trudow jak przechadzka po krolewskim ogrodzie.

- Samentu - rzekl pan - bardzo cenie twoja nadludzka odwage i madrosc. Opowiedziales mi tyle ciekawych rzeczy, ze zaprawde sam nabralem ochoty do ogladania jaskin i kiedys moze poplyne razem z toba do Synai.

Niemniej jednak obawiam sie, czy poradzisz sobie z Labiryntem, i na wszelki wypadek zwolam zgromadzenie Egipcjan, aby upowaznilo mnie do korzystania ze skarbca.

- To nigdy nie zawadzi - odparl kaplan. - Ale moja praca nie mniej bedzie potrzebna, bo Mefres i Herhor nie zgodza sie na wydanie skarbu.

- I masz pewnosc, ze ci sie uda?... - uporczywie zapytywal faraon.

- Jak Egipt Egiptem - przekonywal go Samentu - nie bylo czlowieka, ktory by posiadal tyle srodkow, co ja, do zwyciezenia w tej walce, ktora dla mnie nie jest nawet walka, ale zabawa.

Jednych straszy ciemnosc, ktora ja lubie, a nawet widze wsrod niej. Inni nie potrafia kierowac sie pomiedzy licznymi komnatami i kurytarzami, ja robie to z latwoscia. Jeszcze inni nie znaja tajemnic otwierania drzwi utajonych, z czym ja jestem obeznany.

Gdybym nic wiecej nie posiadal nad to, co wyliczylem, juz w ciagu miesiaca lub dwu odkrylbym drogi w Labiryncie. Ale ja mam jeszcze plan szczegolowy tych przejsc i znam wyrazy, ktore przeprowadza mnie z sali do sali. Co mi wiec moze przeszkodzic?...

- A jednak na dnie serca twego lezy watpliwosc: zlakles sie bowiem oficera, ktory zdawal sie isc za toba...

Kaplan wzruszyl ramionami.

- Ja niczego i nikogo nie lekam sie - odparl spokojnie - tylko jestem ostrozny. Przewiduje wszystko i jestem nawet na to przygotowany, ze mnie zlapia...

- Straszne czekalyby cie meki!... - szepnal Ramzes.

- Zadne. Prosto z podziemiow Labiryntu otworze sobie drzwi do krainy, gdzie panuje wieczne swiatlo.

- I nie bedziesz mial do mnie zalu?...

- Za co?... - spytal kaplan. - Dojde do wielkiego celu: chce w panstwie zajac miejsce Herhora...

- Przysiegam, ze je zajmiesz!...

- O ile nie zgine - odparl Samentu. - A ze na szczyty gor wchodzi sie nad przepasciami, ze w tej wedrowce moze sie poslizgnac noga i spadne, coz to znaczy? Ty, panie, zajmiesz sie losem moich dzieci.

- A wiec idz - rzekl faraon. - Jestes godzien byc najprzedniejszym moim pomocnikiem.

 

 

* Autentyczne.

** Staroegipskie maksymy

 




Previous - Next

Table of Contents | Words: Alphabetical - Frequency - Inverse - Length - Statistics | Help | IntraText Library

Best viewed with any browser at 800x600 or 768x1024 on Tablet PC
IntraText® (V89) - Some rights reserved by EuloTech SRL - 1996-2007. Content in this page is licensed under a Creative Commons License