Table of Contents | Words: Alphabetical - Frequency - Inverse - Length - Statistics | Help | IntraText Library
Boleslaw Prus
Faraon

IntraText CT - Text

  • TOM TRZECI
    • ROZDZIAL DZIEWIATY
Previous - Next

Click here to hide the links to concordance

ROZDZIAL DZIEWIATY

Opusciwszy Abydos Ramzes XIII poplynal, wciaz w gore rzeki, do miasta Tan-ta-ren (Dendera) i Kaneh, ktore lezaly prawie naprzeciw siebie: jedno na wschodnim, drugie na zachodnim brzegu Nilu.

W Tan-ta-ren byly dwa miejsca znakomite: sadzawka, w ktorej hodowano krokodyle, i swiatynia Hator posiadajaca wyzsza szkole. Tu uczono medycyny, piesni poboznych, sposobow odprawiania nabozenstw, wreszcie astronomii.

Faraon byl tu i tam. Zirytowal sie, gdy mu kazano palic kadzidla przed swietymi krokodylami, ktore uwazal za gady smierdzace i glupie. A gdy jeden z nich w czasie ofiary, zanadto wysunawszy sie, chwycil pana zebami za szate, Ramzes tak trzasnal go w leb brazowa lyzka, ze gad na chwile zamknal oczy i rozstawil lapy; potem cofnal sie i wlazl w wode jakby zrozumiawszy, ze mlody wladca nawet ze strony bogow nie lubi poufalosci.

- A moze popelnilem swietokradztwo? - zapytal arcykaplana.

Dostojnik spojrzal spod oka, czy kto nie podsluchuje, i odparl:

- Gdybym wiedzial, ze wasza swiatobliwosc taka zrobisz mu ofiare, podalbym wam maczuge, a nie kadzielnice. Ten krokodyl to najnieznosniejsze bydle w calej swiatyni... Raz porwal dziecko...

- I zjadl?

- Rodzice byli kontenci!... - rzekl kaplan.

- Powiedz mi - spytal po namysle faraon - jakim sposobem wy, ludzie madrzy, mozecie skladac holdy zwierzetom, ktore w dodatku, gdy nie ma widzow, okladacie kijami!...

Arcykaplan jeszcze raz obejrzal sie, a widzac, ze w bliskosci nie ma nikogo, odpowiedzial:

- Przecie chyba ty, wladco, nie posadzisz wyznawcow Jedynego Boga o wiare w swietosc zwierzat... To, co sie robi, robi sie dla motlochu... Byk Apis, ktorego niby czcza kaplani, jest najpiekniejszym bykiem w calym Egipcie i utrzymuje nasza rase bydla. Ibisy i bociany oczyszczaja z padliny nasze pola; dzieki kotom - myszy nie niszcza nam zapasow zboza, a dzieki krokodylom mamy dobra wode w Nilu, ktora bez ich pomocy trulibysmy sie...

Tymczasem lekkomyslne i ciemne pospolstwo nie rozumie pozytku z tych zwierzat i wytepiloby je w ciagu roku, gdybysmy nie zabezpieczyli ich bytu ceremoniami religijnymi.

Oto sekret naszych swiatyn przeznaczonych dla zwierzat i naszego nabozenstwa do nich. Okadzamy to, co lud powinien szanowac, bo ma z tego pozytek.

W swiatyni Hator faraon predko przebiegl dziedzince szkoly medycznej i bez wielkiego zapalu wysluchal wrozb, jakie stawiali mu astrologowie. Gdy zas arcykaplan-astronom pokazal mu zlota tablice, na ktorej byla wyrytowana mapa nieba, pan zapytal:

- Jak tez czesto sprawdzaja sie wasze przepowiednie, ktore odczytujecie w gwiazdach?

- Czasem sprawdzaja sie.

- A gdybyscie wrozyli ludziom z drzew, kamieni albo biegu wody, to takze sprawdzaloby sie?

Arcykaplan zaklopotal sie.

- Wasza swiatobliwosc nie chciej uwazac nas za oszustow. Przepowiadamy ludziom przyszlosc, bo ona ich obchodzi i, co prawda, tyle rozumieja z astronomii.

- A co wy rozumiecie?

- Znamy - mowil kaplan - budowe sklepienia niebieskiego i ruchy gwiazd.

- Coz z tego przyjdzie komu?...

- Niemale uslugi oddalismy Egiptowi. My wskazujemy glowne kierunki, wedlug ktorych wznosza sie budowle i kopia kanaly. Bez pomocy naszej nauki okrety plywajace po morzu nie moglyby oddalac sie od brzegow. My wreszcie ukladamy kalendarz i obrachowujemy przyszle zjawiska na niebie. Ot, i teraz niedlugo bedziemy mieli zacmienie...

Ale Ramzes juz go nie sluchal; odwrocil sie i wyszedl.

"Jak mozna - myslal faraon - budowac swiatynie dla tak dziecinnej zabawki i jeszcze rezultaty jej ryc na zlotych tablicach?... Swieci mezowie juz nie wiedza, czego sie chwytac z prozniactwa!... "

Krotko zabawiwszy w Tan-ta-ren wladca przeprawil sie na druga strone Nilu, do miasta Kaneh.

Tam nie bylo slawnych swiatyn, okadzanych krokodylow i zlotych tablic z gwiazdami. Natomiast kwitnelo garncarstwo i handel. Stamtad szly dwa trakty do portow Morza Czerwonego: Koseir i Berenice, tudziez gosciniec do gor porfirowych, skad przywozono posagi i wielkie bryly budulca.

Kaneh roilo sie tez Fenicjanami, ktorzy z ogromnym zapalem przyjeli wladce i ofiarowali mu rozmaitych kosztownosci za dziesiec talentow.

Mimo to faraon ledwie jeden dzien zabawil w Kaneh; dano mu bowiem z Tebow znac, ze czcigodna mumia Ramzesa XII juz znajduje sie w palacu Luksor i czeka na pogrzeb.

W owej epoce Teby byly miastem ogromnym i zajmowaly okolo dwunastu kilometrow kwadratowych powierzchni. Posiadaly one najwieksza w Egipcie swiatynie Amona tudziez mnostwo gmachow publicznych i prywatnych. Glowne ulice byly szerokie, proste i wylozone kamiennymi plytami, brzegi Nilu obulwarowane, domy cztero- i pieciopietrowe.

Poniewaz kazda swiatynia i palac miala ogromna brame z pylonami, nazywano wiec Teby miastem "stubramowym". Wlasciwie byly one miastem - z jednej strony bardzo przemyslowym i handlowym, z drugiej -jakby progiem do wiecznosci. Albowiem na zachodnim brzegu Nilu, w gorach i miedzy gorami, znajdowala sie niezliczona ilosc grobow kaplanskich, magnackich i krolewskich.

Wspanialosc swoja Teby zawdzieczaly dwom faraonom: Amenofisowi III, czyli Memnonowi, ktory zastal "miasto gliniane, a zostawil kamienne", i Ramzesowi II, ktory wykonczyl i uzupelnil gmachy rozpoczete przez Amenofisa.

Na wschodnim brzegu Nilu, w stronie poludniowej miasta, byla cala dzielnica ogromnych budowli krolewskich: palacow, willi, swiatyn, na ktorych gruzach dzis wznosi sie miasteczko Luksor. W tej dzielnicy zwloki faraona oczekiwaly na ostateczne ceremonie.

Gdy przyjechal Ramzes XIII, cale Teby wylegly na powitanie go; w domach zostali tylko starcy i kalecy, a w zaulkach zlodzieje... Tu, po raz pierwszy lud wyprzegl konie z krolewskiego wozu i sam go ciagnal. Tu rowniez po raz pierwszy faraon uslyszal krzyki i zlorzeczenia przeciw kaplanom, co go ucieszylo, tudziez wolania, aby kazdy siodmy dzien byl swietem, co zastanowilo wladce. Pragnal on dac taki podarunek pracujacemu Egiptowi, ale nie myslal, ze jego zamiary staly sie juz glosnymi i narod oczekuje ich spelnienia.

Milowa podroz ciagnela sie pare godzin wsrod zbitych tlumow. Woz krolewski bardzo czesto zatrzymywal sie miedzy cizba i nie predzej ruszal, az gwardii jego swiatobliwosci udalo sie podniesc tych, ktorzy lezeli plackiem na ziemi.

Dobiwszy sie wreszcie do palacowych ogrodow, gdzie zajal jedna z mniejszych willi, faraon byl tak zmeczony, ze tego dnia nie zajmowal sie interesami panstwa. Zas na drugi dzien spalil kadzidla przed mumia ojca, ktora stala w krolewskim gmachu glownym, i powiedzial Herhorowi, ze mozna zwloki przeprowadzic do grobow.

Nie odbylo sie to jednak natychmiast.

Z palacu przewieziono zmarlego do swiatyni Ramzesa, gdzie dobe odpoczywal. Nastepnie z ogromnym przepychem wyprowadzono mumie do swiatyni Amona-Ra.

Szczegoly obrzedu pogrzebowego byly takie same jak w Memfis, choc w nierownie wiekszych proporcjach.

Palace krolewskie, ktore na prawym brzegu Nilu lezaly w stronie poludniowej miasta, ze swiatynia Amona-Ra, ktora znajdowala sie w polnocnej jego czesci, laczyla jedyna w swoim rodzaju droga. Byla to aleja dluga na dwa kilometry, bardzo szeroka, wysadzona nie tylko ogromnymi drzewami, ale jeszcze podwojnym rzedem sfinksow. Jedne z nich mialy przy lwich cialach glowy ludzkie, inne - glowy baranie. Posagow tych wzdluz drogi stalo kilkaset.

Po obu stronach alei cisnely sie nieprzebrane tlumy ludu z Teb i okolic; srodkiem zas goscinca posuwal sie orszak pogrzebowy. Wiec szly muzyki rozmaitych pulkow, oddzialy placzek, chory spiewakow, wszystkie cechy rzemieslnicze i kupieckie, deputacje kilkudziesieciu nomesow ze swoimi bogami i choragwiami, deputacje kilkunastu narodow utrzymujacych stosunki z Egiptem... I znowu muzyka, placzki i chory kaplanskie.

I tym razem mumia krolewska jechala w zlotej lodzi, ale nierownie kosztowniejszej niz w Memfisie. Woz, ktory ja dzwigal, zaprzezony w osm par bialych wolow, mial ze dwa pietra wysokosci i prawie znikal pod stosami wiencow, bukietow, strusich pior i drogocennych tkanin. Otaczaly go geste kleby dymu z kadzidel, co robilo wrazenie, iz Ramzes XII ukazuje sie swojemu narodowi juz jako bog w oblokach.

Z pylonow wszystkich swiatyn tebanskich odzywaly sie odglosy podobne do grzmotu tudziez potezne a rzewne dzwieki blach spizowych.

Pomimo ze aleja sfinksow byla wolna i szeroka, mimo ze pochod odbywal sie pod kierunkiem egipskich jeneralow, a wiec w najwiekszym porzadku, niemniej na przejscie owych dwu kilometrow oddzielajacych palace od gmachow Amona orszak zuzyl trzy godziny.

Dopiero gdy mumie Ramzesa XII wniesiono do swiatyni, z palacu, na zlotym wozie ciagnionym przez pare dzielnych koni, wyjechal Ramzes XIII. Lud stojacy wzdluz alei, ktory w czasie procesji zachowywal sie spokojnie, na widok ukochanego wladcy wybuchnal tak ogromnym okrzykiem, ze w nim rozplynely sie grzmoty i dzwieki ze szczytu swiatyn.

Byla chwila, ze uniesione zapalem pospolstwo chcialo wybiec na srodek alei i otoczyc pana. Ale Ramzes jednym znakiem reki powstrzymal zyjaca powodz i zapobiegl swietokradztwu.

W ciagu kilkunastu minut faraon przejechal gosciniec i stanal przed olbrzymimi pylonami najwspanialszej swiatyni w Egipcie.

Jak Luksor byl cala dzielnica palacow krolewskich w poludniowej, tak Karnak byl dzielnica bogow w polnocnej stronie miasta. Glownym zas ogniskiem Karnaku byla swiatynia Amona-Ra.

Sam ten gmach zajmowal cztery morgi powierzchni, a otaczajace go ogrody i stawy okolo czterdziestu morgow. Przed swiatynia staly dwa pylony, wysokie na dziesiec pietr. Podworze, otoczone wspartym na kolumnach kurytarzem, zajmowalo blisko dwie morgi, zas sala kolumnowa, w ktorej gromadzily sie stany uprzywilejowane, miala morge rozleglosci. Nie byl to juz gmach, ale okolica.

Owa sala, czyli hipostyl, miala przeszlo sto piecdziesiat krokow dlugosci i siedmdziesiat piec szerokosci, jej zas sufit opieral sie na stu trzydziestu czterech kolumnach. Spomiedzy nich dwanascie srodkowych slupow mialo po pietnascie krokow obwodu i piec do szesciu pietr wysokosci!...

Posagi rozmieszczone w swiatyni, obok pylonow i nad swietym stawem, mialy odpowiednie proporcje.

W olbrzymiej bramie czekal na faraona dostojny Herhor, arcykaplan tej swiatyni. Otoczony calym sztabem kaplanow, Herhor powital wladce prawie dumnie, a palac przed nim kadzidlo, nie patrzyl na niego. Potem przez dziedziniec zaprowadzil faraona do hipostylu i wydal rozkaz wpuszczenia deputacji w obreb swiatyniowego muru.

Na srodku hipostylu stala lodz z mumia zmarlego wladcy, a po obu jej stronach, naprzeciw siebie - dwa jednakowo wysokie trony. Na jednym zasiadl Ramzes XIII otoczony przez jeneralow i nomarchow, na drugim - Herhor otoczony przez kaplanow. Po czym arcykaplan Mefres podal Herhorowi infule Amenhotepa, a mlody faraon po raz drugi na glowie Herhora zobaczyl zlotego weza, symbol wladzy krolewskiej.

Ramzes pobladl z gniewu i pomyslal:

"Obym nie potrzebowal zdjac ci ureusza razem z twoja glowa!..."

Ale milczal wiedzac, ze w tej najwiekszej swiatyni egipskiej Herhor jest panem rownym bogom i mocarzem bodaj czy nie wyzszym od samego faraona.

Przez ten czas, gdy lud napelnial dziedziniec, a za purpurowa zaslona oddzielajaca od smiertelnych reszte swiatyni odezwaly sie arfy i ciche spiewy, Ramzes przypatrywal sie sali. Caly las poteznych kolumn, od gory do dolu okrytych malowidlami, tajemnicze oswietlenie, sufit zawieszony gdzies pod niebem, przytlaczajace wywarlo na nim wrazenie.

"Co to znaczy - myslal - wygrac bitwe nad Sodowymi Jeziorami?... Zbudowac taki gmach to jest dzielo!... A przeciez oni go wzniesli..."

W tej chwili odczul potege kaplanskiego stanu. Czyliz on, jego wojsko, a nawet caly lud potrafilby obalic te swiatynie?... A jezeli trudno poradzic sobie z gmachem, czy bedzie latwiej uporac sie z jego budowniczymi?...

Z przykrych medytacji wyrwal go glos arcykaplana Mefresa:

- Wasza swiatobliwosc - mowil starzec - ty, najdostojniejszy powierniku bogow (tu uklonil sie Herhorowi), wy nomarchowie, pisarze, rycerze i ludu pospolity! Najdostojniejszy arcykaplan tej swiatyni, Herhor, wezwal nas, abysmy starym obyczajem osadzili ziemskie postepki zmarlego faraona i odmowili mu lub przyznali - prawo pogrzebu...

Gniew uderzyl do glowy faraonowi. Nie dosc, ze jego lekcewaza w tym miejscu, ale jeszcze smia rozprawiac o czynach ojca, decydowac o pogrzebie!...

Ale uspokoil sie. Byla to tylko formalnosc, tak wreszcie stara jak egipskie dynastie. Nie chodzilo w niej naprawde o sad, ale o pochwale dla zmarlego.

Na znak dany przez Herhora arcykaplani zasiedli na taboretach. Ale nomarchowie ani jeneralowie otaczajacy tron Ramzesa nie usiedli: dla nich bowiem nie bylo krzesel.

Faraon zapamietal i te zniewage; ale juz tak panowal nad soba, ze nie mozna bylo poznac, czy dostrzegl lekcewazenie swoich bliskich.

Tymczasem swiety Mefres zastanawial sie nad zyciem zmarlego pana.

- Ramzes XII - mowil - nie popelnil zadnego z czterdziestu dwoch grzechow, wiec sad bogow wyda dla niego wyrok laskawy. A ze nadto mumia krolewska, dzieki wyjatkowej troskliwosci kaplanow, jest zaopatrzona we wszystkie amulety, modlitwy, przepisy i zaklecia, zatem nie ulega kwestii, ze zmarly faraon jest juz w mieszkaniu bogow, zasiada obok Ozirisa i jest sam Ozirisem.

Boska natura Ramzesa XII objawiala sie juz w ziemskim zyciu. Panowal przeszlo trzydziesci lat, dal narodowi gleboki spokoj i wybudowal lub dokonczyl wielu swiatyn. Procz tego sam byl arcykaplanem i najpobozniejszych kaplanow przescigal poboznoscia. W jego panowaniu pierwsze miejsce zajmowala czesc bogow i podzwigniecie swietego stanu kaplanskiego. Za co tez kochaly go moce niebieskie, a jeden z tebanskich bozkow, Chonsu, na prosbe faraona raczyl udac sie do kraju Buchten i tam wypedzil zlego ducha z corki krolewskiej.

Mefres odpoczal i znowu mowil dalej:

- Gdy dowiodlem wam, dostojnicy, ze Ramzes XII byl bogiem, zapytacie, w jakim celu ta wyzsza istota zstapila na ziemie egipska i kilkadziesiat lat spedzila na niej?

Oto w tym celu, azeby poprawic swiat, ktory jest bardzo zepsuty skutkiem upadku wiary.

Kto bowiem dzis zajmuje sie poboznoscia, kto mysli o spelnianiu woli bogow?

Na dalekiej polnocy widzimy duzy narod asyryjski, ktory wierzy tylko w sile miecza, a zamiast madroscia i nabozenstwem zajmuje sie podbijaniem ludow. Blizej nas siedza Fenicjanie, dla ktorych bogiem jest zloto, a nabozenstwem oszukiwanie i lichwa. Inne wreszcie ludy, jak Chetowie na wschodzie, Libijczycy na zachodzie, Etiopowie na poludniu i Grecy na Morzu Srodziemnym, sa to barbarzyncy i rabusie. Zamiast pracowac kradna, a zamiast cwiczyc sie w madrosci pija, graja w kosci albo wysypiaja sie jak strudzone bydleta.

Na swiecie jest jeden tylko narod prawdziwie pobozny i madry - egipski; lecz zobaczcie, co sie i tutaj dzieje?

Skutkiem naplywu cudzoziemcow, pozbawionych wiary, religia u nas upadla. Szlachta i dostojnicy przy kubkach wina drwia z bogow i wiecznego zycia, a lud obrzuca blotem swiete posagi i nie sklada ofiar swiatyniom.

Miejsce poboznosci zajal zbytek, madrosci - rozpusta. Kazdy chce nosic ogromne peruki, namaszczac sie osobliwymi woniami, posiadac tkane zlotem koszule i fartuszki, stroic sie w lancuchy i bransolety wysadzane drogimi kamieniami. Placek pszenny juz mu nie wystarcza: on chce ciastka z mlekiem i miodem; piwem myje nogi, zas pragnienie gasi zagranicznymi winami.

Skutkiem tego cala szlachta jest zadluzona, lud bity i przeciazony praca, tu i owdzie wybuchaja bunty. Co mowie: tu i owdzie?... Od pewnego czasu, jak dlugi i szeroki Egipt, dzieki tajemniczym burzycielom, slyszymy okrzyk. "Dajcie nam co szesc dni odpoczynek... Nie bijcie nas bez sadu!... Darujcie nam po zagonie ziemi na wlasnosc!... "

Jest to zapowiedz ruiny naszego panstwa, przeciw ktorej trzeba znalezc ratunek. Ratunek zas jest tylko w religii, ktora uczy nas, ze lud powinien pracowac, mezowie swieci, jako znajacy wole bogow, powinni mu wskazywac prace, a faraon i jego dostojnicy winni czuwac, azeby praca byla rzetelnie spelniana.

Tego nas uczy religia: wedlug tych zasad rzadzil panstwem rowny bogom Oziris-Ramzes XII. My zas, arcykaplani, uznajac jego poboznosc, ten napis wyryjemy mu na grobie i w swiatyniach:

"Horus wol, Apis silny, ktory polaczyl korony krolestwa, krogulec zloty rzadzacy szabla, zwyciezca dziewieciu narodow, krol Wyzszego i Nizszego Egiptu, wladca dwu swiatow, syn slonca Amen-mer-Ramessu, ukochany przez Amon-Ra, pan i wladca Tebaidy, syn Amon-Ra, przybrany za syna przez Horusa, a splodzony przez Hormacha, krol Egiptu, wladca Fenicji, panujacy nad dziewiecioma narodami." *

Gdy wniosek ten zebrani zatwierdzili okrzykiem, wybiegly spoza zaslony tancerki i wykonaly przed sarkofagiem swiety taniec, a kaplani zapalili kadzidla. Po czym zdjeto mumie z lodzi i wniesiono do sanktuarium Amona, dokad Ramzes XIII juz nie mial prawa wchodzic.

Niebawem nabozenstwo skonczylo sie i zebrani opuscili swiatynie.

Wracajac do palacu Luksor, mlody faraon byl tak pograzony w myslach, ze prawie nie dostrzegal niezmiernego tlumu i nie slyszal jego okrzykow.

"Nie moge oszukiwac wlasnego serca - mowil do siebie Ramzes. - Arcykaplani lekcewaza mnie, co nie spotkalo dotychczas zadnego faraona; ba! nawet wskazuja mi, w jaki sposob moge odzyskac ich laske. Oni chca rzadzic panstwem, a ja mam pilnowac, azeby wykonywano ich rozkazy...

Otoz bedzie inaczej: ja rozkazuje, a wy musicie spelniac... I albo zgine, albo na waszych karkach opre moja krolewska noge... "

Przez dwa dni czcigodna mumia Ramzesa XII przebywala w swiatyni Amona-Ra, w miejscu tak boskim, ze z wyjatkiem Herhora i Mefresa, nawet arcykaplani wchodzic tam nie mogli. Przed zmarlym swiecila sie jedna tylko lampa, ktorej plomien podniecany cudownym sposobem nigdy nie gasnal. Nad zmarlym unosil sie symbol duszy, krogulec z ludzka glowa. Czy to byla machina, czy naprawde zywa istota, nikt nie wiedzial. To pewne, ze kaplani, ktorzy mieli odwage spojrzec ukradkiem na zaslone, widzieli, ze istota owa wisiala w powietrzu bez podparcia, poruszajac przy tym ustami i oczyma.

Nastapil dalszy ciag pogrzebu i lodz zlota powiozla zmarlego juz na druga strone Nilu. Pierwej jednak, otoczona ogromnym orszakiem: kaplanow, placzek, wojska i ludu, wsrod kadzidel, muzyki, placzu i spiewu przejechala glowna ulica Tebow.

Byla to chyba najpiekniejsza ulica w egipskim panstwie: szeroka, gladka, wysadzona drzewami. Cztero-, a nawet pieciopietrowe domy jej od gory do dolu byly wylozone mozaika lub pokryte kolorowymi plaskorzezbami. Co wygladalo tak, jakby na owych budowlach zawieszono olbrzymie, barwne dywany lub zaslonieto je kolosalnymi obrazami, ktore przedstawialy prace kupcow, rzemieslnikow, zeglarzy tudziez dalekie kraje i ludy.

Slowem, byla to nie ulica, a raczej niezmierna galeria obrazow, barbarzynskich pod wzgledem rysunku, jaskrawych pod wzgledem kolorow.

Orszak pogrzebowy posuwal sie okolo dwu kilometrow z polnocy na poludnie. Mniej wiecej we srodku miasta zatrzymal sie, a potem skrecil na zachod ku Nilowi.

W tym miejscu wsrod rzeki znajdowala sie duza wyspa, do ktorej prowadzil most zbudowany na czolnach. Azeby uniknac wypadku, jeneralowie komenderujacy procesja jeszcze raz uszykowali orszak, ustawili po czterech ludzi w szeregu i nakazali im posuwac sie bardzo wolno, unikajac rytmicznych stapan. W tym celu muzyki idace na czele gromady intonowaly piesni, kazda w innym takcie.

Po paru godzinach procesja przeszla pierwszy most, potem wyspe, potem drugi most i - znalazla sie na lewym, zachodnim brzegu Nilu.

Jezeli wschodnia polowe Tebow mozna nazwac miastem bogow i krolow, to zachodnia byla dzielnica pamiatkowych swiatyn i grobow.

Orszak posuwal sie od Nilu w strone gor, droga srodkowa. Na poludnie od tej drogi stala na wzgorzu swiatynia upamietniajaca zwyciestwo Ramzesa III, ktorej sciany byly pokryte wizerunkami ludow podbitych: Chetow, Amorejczykow, Filistynow, Etiopow, Arabow, Libijczykow. Troche ponizej wznosily sie dwa kolosalne posagi Amenhotepa II, ktorych wysokosc, mimo siedzacej postawy, odpowiada pieciu pietrom. Jedna z tych statui odznaczala sie cudowna wlasnoscia: gdy padly promienie wschodzacego slonca, posag wydawal dzwieki niby arfa, ktorej struny zrywaja.

Jeszcze blizej drogi, wciaz na lewo od niej, stalo Ramesemu, niezbyt wielka, ale piekna swiatynia Ramzesa II. Jej przysionku pilnowaly cztery posagi stojace z krolewskimi insygniami w rekach. Na dziedzincu zas wznosil sie rowniez posag Ramzesa II, wysoki na cztery pietra.

Droga szla wciaz lagodnie pod gore i coraz wyrazniej widac bylo bardzo spadziste wzgorza podziurawione jak gabka: byly to groby egipskich dostojnikow. Przy wejsciu do nich, miedzy stromymi skalami, lezala bardzo oryginalna swiatynia krolowej Hatasu. Budynek ten mial czterysta piecdziesiat krokow dlugosci. Z dziedzinca otoczonego murem wchodzilo sie po schodach na dziedziniec otoczony kolumnami, pod ktorym byla swiatynia podziemna. Z dziedzinca zas kolumnowego wchodzilo sie znowu po schodach do swiatyni juz wykutej w skale, pod ktora byly znowu podziemia.

Tym sposobem swiatynia miala dwie kondygnacje: nizsza i wyzsza, z ktorych jeszcze kazda dzielila sie na gorna i dolna. Schody byly ogromne, opatrzone zamiast poreczy dwoma rzedami sfinksow; wejscia na kazde schody pilnowaly po dwa siedzace posagi.

Od swiatyni Hatasu zaczynal sie ponury wawoz, ktory od grobow dygnitarzy prowadzil do grobow krolewskich. Zas miedzy dwoma tymi dzielnicami znajdowal sie wykuty w skale grob arcykaplana Retemenofa: komnaty i korytarze tworzace go zajmowaly okolo dwu morgow podziemnej powierzchni.

Droga w wawozie staje sie tak stroma, ze wolom ciagnacym musza pomagac ludzie i popychac lodz zalobna. Orszak posuwa sie jakby po gzymsie wykutym z boku skaly, wreszcie zatrzymuje sie na obszernym placu o kilkanascie pietr nad dnem wawozu.

Tu znajduja sie drzwi prowadzace do podziemnego grobu, ktory budowal sobie faraon przez trzydziesci lat panowania. Grob ten to caly palac z komnatami dla pana, rodziny i sluzby, z jadalnia, sypialnia i lazienka, z kaplicami poswieconymi roznym bogom, a nareszcie - ze studnia, na dnie ktorej znajduje sie maly pokoik, gdzie na wieki spocznie mumia faraona.

Przy blasku jaskrawych pochodni widac sciany wszystkich komnat pokryte modlitwami i obrazami, ktore odtwarzaja wszystkie zajecia i rozrywki zmarlego: polowania, budowe swiatyn i kanalow, triumfalne przejazdy, uroczystosci odprawiane na czesc bogow, walki wojsk z nieprzyjaciolmi, prace ludu.

Nie dosc na tym: pokoje bowiem nie tylko sa zastawione sprzetami, naczyniami, wozami i bronia, kwiatami, miesem, ciastem i winem, ale jeszcze znajduje sie w nich mnostwo posagow. Sa to liczne wizerunki Ramzesa XII, jego kaplanow, ministrow, kobiet, zolnierzy i niewolnikow. Pan bowiem na tamtym swiecie nie moze obejsc sie bez kosztownych sprzetow, wykwintnego jadla i wiernej sluzby.

Gdy woz zalobny zatrzymal sie u wejscia do grobu, kaplani wyjeli mumie krolewska z sarkofagu i postawili ja na ziemi oparta plecami o skale. Wowczas Ramzes XIII spalil przed zwlokami ojca kadzidlo, a krolowa Nikotris objawszy mumie za szyje poczela mowic z placzem:

- "Jam jest siostra twoja, zona twoja Nikotris, nie opuszczaj mnie, o wielki! Czy istotnie pragniesz, moj dobry ojcze, abym sie oddalila? A jezeli ja odejde, zostaniesz sam, i czy ktokolwiek bedzie z toba?..." **

W tej chwili arcykaplan Herhor spalil kadzidlo przed mumia, a Mefres rozlal wino i rzekl:

- "Twemu sobowtorowi ofiarujemy to, Ozirisie-Mer-amen-Ramzesie, wladco Gornego i Dolnego Egiptu, ktorego glos jest sprawiedliwy przed wielkim bogiem..."

Po czym odezwaly sie placzki i chory kaplanow:

Chor I. "Skarzcie sie, skarzcie, placzcie, placzcie bez ustanku, placzcie tak glosno, jak tylko mozecie.

Placzki. O dostojny podrozniku, ktoryy kierujesz swe kroki do ziemi wiecznosci, jakze predko wydzieraja nam ciebie!...

Chor II. Jakze pieknym jest, co mu sie dzieje! Poniewaz on bardzo kochal Chonsu z Teb, wiec bog pozwolil mu osiagnac Zachod, w swiecie pokolen slug jego.

Placzki. O ty, ktorego otaczalo tylu slug, bedziesz teraz w ziemi, ktora nakazuje samotnosc... Ty, ktory miales cienkie szaty i lubiles czysta bielizne, lezysz teraz we wczorajszej odziezy!...

Chor I. W pokoju, w pokoju na Zachod, o panie nasz, idz w pokoju... Ujrzymy cie znowu, gdy dzien wiecznosci nadejdzie, albowiem idziesz do kraju, ktory laczy z soba wszystkich ludzi." ***

Zaczely sie ostateczne ceremonie.

Przyprowadzono wolu i antylope, ktore powinien byl zabic Ramzes XIII, ale zabil jego zastepca wobec bogow, arcykaplan Sem. Nizsi kaplani szybko oprawili zwierzeta, po czym Herhor i Mefres, wziawszy udzce ich, kolejno przykladali je do ust mumii. Ale mumia jesc nie chciala, byla bowiem jeszcze nie ozywiona, a usta jej zamkniete.

Aby usunac te przeszkode, Mefres obmyl ja swieta woda i okadzil wonnosciami i alunem mowiac:

- "Oto stoi moj ojciec, oto stoi Oziris-Mer-amen-Ramzes. Ja jestem twoim synem, jestem Horusem, przychodze do ciebie, aby cie oczyscic i zrobic zywym... Skladam na powrot twoje kosci, spajam, co bylo przeciete, gdyz jestem Horus, msciciel ojca mojego... Zasiadasz na tronie Re i dajesz rozkazy bogom. Gdyz ty jestes Re, ktory z Nut pochodzi, ktore rodzi Re kazdego poranku, ktory rodzi Mer-amen-Ramzesa codziennie tak jak Re." ****

Mowiac tak arcykaplan dotykal amuletami ust, piersi, rak i nog mumii.

Teraz znowu odezwaly sie chory.

Chor I. "Oziris-Mer-amen-Ramzes bedzie odtad jadal i pijal wszystko, co jedza i pija bogowie. Zasiada na ich miejscu, jest zdrow i silny jak oni...

Chor II. Ma wladze we wszystkich czlonkach swoich; nienawistnym mu jest, gdy bedac glodnym, jesc nie moze, i gdy jest spragnionym, a pic nie moze.

Chor I. O bogowie, uzyczcie Ozirisowi-Mer-amen-Ramzesowi tysiace tysiecy kruz wina, tysiace szat, chlebow i wolow...

Chor II. O wy, zyjacy na ziemi, ktorzy tedy przechodzic bedziecie, jezeli wam zycie mile, a smierc obrzydla, jezeli pragniecie, azeby dostojenstwa wasze przeszly na wasze potomstwo, odmawiajcie te modlitwe, za pochowanym tu nieboszczykiem...

Mefres. O wy wielcy, wy prorocy, wy ksiazeta, pisarze i faraonowie, wy inni ludzie, ktorzy za milion lat po mnie przyjdziecie, gdyby kto z was na miejscu mego nazwiska polozyl swoje, Bog go skarze zniszczeniem jego osoby na tej ziemi..." *****

Po tym zakleciu kaplani zapalili pochodnie, wzieli mumie krolewska i znowu wlozyli ja do skrzyni, a ze skrzynia do kamiennego sarkofagu, ktory w ogolnych zarysach mial ludzka forme. Nastepnie pomimo krzyku, rozpaczy i oporu placzek zaniesli ogromny ten ciezar do grobu.

Minawszy przy swietle pochodni kilka korytarzy i komnat zatrzymali sie w jednej, gdzie byla studnia. W otwor ten spuscili sarkofag i sami weszli za nim do podziemiow dolnych. Tam ustawili sarkofag w ciasnym pokoiku i szybko zamurowali otwor tak, ze najwprawniejsze oko nie odkryloby wejscia do grobu. Nastepnie wrocili na gore i z rowna starannoscia zamurowali wejscie do studni.

Wszystko to wykonali sami kaplani, bez swiadkow, a wykonali tak dokladnie, ze mumia Ramzesa XII po dzis dzien spoczywa w swym tajemniczym mieszkaniu, zarowno bezpieczna od zlodziejow, jak i od nowozytnej ciekawosci. W ciagu dwudziestu dziewieciu wiekow wiele mogil krolewskich zgwalcono, a ta zostala nie tknieta.

Przez ten czas, gdy jedna grupa kaplanow ukrywala zwloki poboznego faraona, inna grupa oswietliwszy podziemne komnaty zaprosila zyjacych na uczte.

Weszli do sali jadalnej: Ramzes XIII, krolowa Nikotris, arcykaplani Herhor, Mefres i Sem tudziez kilkunastu cywilnych i wojskowych dostojnikow. Na srodku komnaty staly stoly zapelnione potrawami, winem i kwiatami, pod sciana siedzial wykuty z porfiru posag zmarlego pana. Zdawal sie on patrzec na obecnych i z melancholijnym usmiechem zapraszac ich, aby jedli.

Uczta zaczela sie swietym tancem, ktoremu towarzyszyl spiew jednej z najwyzszych kaplanek:

- "Uzywajcie dni szczescia, bo zycie trwa tylko jedna chwile... Uzywajcie szczescia, bo gdy wejdziecie do grobu, spoczniecie tam na wieki, na cala dlugosc kazdego dnia!... " ******

Po kaplance wystapil prorok i przy akompaniamencie arf mowil spiewajacym glosem:

- "Swiat jest ciagla zmiana i ciaglym odnawianiem. Madry to uklad losu, godne podziwu postanowienie Ozirisa, ze w miare jak cialo z ubieglych czasow ulega zniszczeniu i ginie, zostaja po nim inne ciala...

Faraonowie, ci bogowie, ktorzy byli przed nami, spoczywaja w swych piramidach; mumie i sobowtory ich zostaly. Choc palace, ktore zbudowali, nie znajduja sie juz na dawnych miejscach, nie ma ich wcale...

Nie rozpaczaj wiec, ale oddaj sie swoim zadzom i szczesciu, i nie zuzywaj twego serca, az przyjdzie dla ciebie dzien, kiedy blagac bedziesz, a Oziris, bog, ktorego serce juz nie bije, nie zechce wysluchac prosb i blagan...

Zale calego swiata nie wroca szczescia czlowiekowi, ktory lezy w mogile; uzywaj wiec dni szczescia i nie badz leniwym w radosci. Zaprawde, nie ma czlowieka, ktory by mogl zabrac z soba dobro swoje na tamten swiat - zaprawde, nie ma czlowieka, ktory by tam poszedl i wrocil!..." *******

Uczta skonczyla sie i dostojne zebranie, jeszcze raz okadziwszy posag zmarlego, zabralo sie z powrotem do Tebow. W swiatyni grobowej zostali tylko kaplani, aby regularnie skladac panu ofiary, tudziez straz pilnujaca grobu przeciw swietokradzkim pokuszeniom zlodziejow.

Odtad Ramzes XII zostal sam w swej tajemnej komnacie. Przez male a ukryte w skale okienko ledwie wdzieral sie mrok. Zamiast pior strusich nad panem szelescily skrzydla ogromnych nietoperzy; zamiast muzyki rozlegaly sie w nocnej porze jekliwe wycia hien i kiedy niekiedy potezny glos lwa, ktory ze swej pustyni pozdrawial faraona w grobie.

 

 

* Nagrobek autentyczny.

** Autentyczne.

*** Autentyczne.

**** Autentyczne.

***** Autentyczne.

****** Autentyczne.

******* Autentyczne.

 




Previous - Next

Table of Contents | Words: Alphabetical - Frequency - Inverse - Length - Statistics | Help | IntraText Library

Best viewed with any browser at 800x600 or 768x1024 on Tablet PC
IntraText® (V89) - Some rights reserved by EuloTech SRL - 1996-2007. Content in this page is licensed under a Creative Commons License