ROZDZIAL
JEDENASTY
Tymczasem Pentuer
wybieral sie z powrotem do Dolnego Egiptu, aby z jednej strony znalezc po
trzynastu delegatow stanu rolniczego i rzemieslniczego dla faraona, z drugiej
zas - aby zachecic ludnosc pracujaca do upominania sie o ulgi, jakie
przyobiecal nowy wladca. W jego bowiem przekonaniu najwieksza sprawa dla Egiptu
bylo: usunac krzywdy, jakich doznawaly, i naduzycia, jakim ulegaly klasy
pracujace.
Niemniej Pentuer
byl kaplanem i nie tylko nie pragnal upadku swego stanu, ale nawet nie chcial
zrywac wezlow, jakie go z nim laczyly.
Totez aby
zaznaczyc swoja wiernosc, Pentuer poszedl z pozegnaniem do Herhora.
Potezny niegdys
dostojnik przyjal go z usmiechem.
- Rzadki gosc...
rzadki gosc!... - zawolal Herhor. - Od czasu jak mogles zostac doradca jego
swiatobliwosci, nie pokazujesz mi sie... Co prawda, nie ty jeden!... Ale
cokolwiek nastapi, nie zapomne twoich uslug, chocbys mnie jeszcze bardziej
unikal.
- Ani jestem
doradca pana naszego, ani unikam waszej dostojnosci, ktorego lasce zawdzieczam
to, czym dzis jestem... - odparl Pentuer.
- Wiem, wiem! -
przerwal Herhor. - Nie przyjales wysokiego dostojenstwa, aby nie pracowac na
zgube swiatyn. Wiem, wiem!... choc moze i szkoda, ze nie zostales doradca
rozbrykanego mlokosa, ktory niby to nami rzadzi... Z pewnoscia nie pozwolilbys
mu otaczac sie zdrajcami, ktorzy go zgubia...
Pentuer nie chcac
rozmawiac o tak drazliwych kwestiach opowiedzial Herhorowi, po co jedzie do
Dolnego Egiptu.
- Owszem - odparl
Herhor - niechaj Ramzes XIII zwoluje zebranie wszystkich stanow... Ma do tego
prawo.
Ale - dodal nagle
- szkoda mi, ze ty sie w to mieszasz... Duze zmiany zaszly w tobie!...
Pamietasz, co mowiles w czasie owych manewrow pod Pi-Bailos do mego adiutanta?...
Przypomne ci: mowiles, ze potrzeba ograniczyc naduzycia i rozpuste faraonow. A
dzis... sam popierasz dziecinne pretensje najwiekszego rozpustnika, jakiego
mial kiedy Egipt.
- Ramzes XIII -
przerwal mu Pentuer - chce poprawic dole ludu. Bylbym wiec glupim i nikczemnym,
gdybym ja, syn chlopow, nie sluzyl mu w tej sprawie.
- Nie pytasz
jednak, czy to nie zaszkodzi nam, kaplanstwu?...
Pentuer zdziwil
sie.
- Wszakze sami
dajecie wielkie ulgi chlopom nalezacym do swiatyn! - zawolal. - Mam zreszta
wasze pozwolenie...
- Co?...
jakie?... - spytal Herhor.
- Przypomnij
sobie, wasza dostojnosc, te noc, podczas ktorej, w swiatyni Seta, witalismy
najswiatobliwszego Beroesa. Mefres mowil wtedy, ze Egipt upadl skutkiem
ponizenia sie stanu kaplanskiego, a ja twierdzilem, ze nedza ludu jest
przyczyna niedoli panstwa. Na co ty, o ile pamietam, odpowiedziales:
"Niech
Mefres zajmuje sie podzwignieciem kaplanow, a Pentuer poprawa losu chlopstwa...
Ja zas bede zapobiegal zgubnej wojnie miedzy Egiptem i Asyria..."
- A widzisz -
przerwal arcykaplan - wiec masz obowiazek dzialac z nami, nie z Ramzesem.
- Alboz on chce
wojny z Asyria?... - odparl energicznie Pentuer. - Czy moze przeszkadza
kaplanom w nabywaniu madrosci?... Chce dac ludowi siodmy dzien na odpoczynek, a
pozniej obdarzyc kazda rodzine chlopska malym kawalkiem gruntu... I nie mow mi,
wasza dostojnosc, ze faraon chce zlego: bo przecie na folwarkach swiatyn
sprawdzono, ze chlop wolny i majacy swoj zagon bez porownania lepiej pracuje
anizeli niewolnik.
- Alez ja nic nie
mam przeciw ulgom dla pospolstwa! - zawolal Herhor. - Tylko jestem przekonany,
ze Ramzes nie zrobi nic dla ludu.
- Z pewnoscia -
nie, jezeli odmowicie mu pieniedzy...
- Chocbysmy mu
dali piramide zlota i srebra, a druga klejnotow, nic nie zrobi, bo to rozhukany
dzieciak, ktorego asyryjski posel Sargon nigdy nie nazywal inaczej, tylko -
chlystkiem...
- Faraon ma
wielkie zdolnosci...
- Ale nic nie
wie, niczego nie umie! - mowil Herhor. - Ledwie troche zawadzil o wyzsza
szkole, z ktorej czym predzej uciekl. Totez dzis w sprawach rzadu jest jak
slepy, jest jak dziecko, ktore smialo przestawia warcaby, ale nie ma pojecia o
grze w warcaby.
- Jednak
rzadzi...
- Co to za rzady,
Pentuerze! - odparl z usmiechem arcykaplan. - Pootwieral nowe szkoly wojskowe,
pomnozyl liczbe pulkow, zbroi caly narod, obiecuje swieta pospolstwu... Ale jak
on to wykona?... Trzymasz sie z daleka od niego, wiec nic nie wiesz; lecz ja
zapewniam cie, ze on wydajac rozkazy wcale nie zastanawia sie: kto to zrobi?
czy sa srodki? jakie beda nastepstwa?..
Tobie sie zdaje,
ze on rzadzi. To ja rzadze, ja ciagle rzadze, ja, ktorego on wypedzil od
siebie... Ja robie to, ze dzis mniej wplywa podatkow do skarbu, ale ja tez
zapobiegam buntowi chlopstwa, ktory juz by wybuchnal; ja sprawiam, ze nie
porzucono robot przy kanalach, groblach i goscincach. Ja w koncu juz dwa razy
powstrzymywalem Asyria od wypowiedzenia nam wojny, ktora ten szaleniec wywoluje
wojskowymi rozporzadzeniami...
Ramzes rzadzi!...
On tylko robi zamet. Miales probe jego gospodarki w Dolnym Egipcie: pil, hulal,
sprowadzal coraz nowe dziewczeta i - niby to zajmowal sie administracja
nomesow, ale nic, zupelnie nic nie rozumial. Co zas najgorsze: wdal sie z
Fenicjanami, ze zbankrutowana szlachta i rozmaitego gatunku zdrajcami, ktorzy
pchaja go do zguby.
- A zwyciestwo
nad Sodowymi Jeziorami?... - spytal Pentuer.
- Przyznaje mu
energie i znajomosc sztuki wojskowej - odparl Herhor. - To jedno on umie. Lecz
powiedz sam, czy wygralby bitwe nad Sodowymi Jeziorami, gdyby nie pomoc twoja i
innych kaplanow?... Przeciez wiem, ze zawiadamialiscie go o kazdym ruchu
libijskiej bandy... A teraz pomysl, czy Ramzes, nawet z wasza pomoca, moglby
wygrac bitwe, na przyklad - przeciw Nitagerowi?... Nitager to mistrz; Ramzes to
dopiero czeladnik.
- Wiec czym
skonczy sie wasza nienawisc? - zapytal Pentuer.
- Nienawisc!... -
powtorzyl arcykaplan. - Alboz ja moge nienawidziec chlystka, ktory w dodatku
jest tak obsaczony jak jelen w wawozach przez mysliwcow. Musze jednak przyznac,
iz jego rzady sa tak szkodliwe dla Egiptu, ze gdyby Ramzes mial brata albo
gdyby Nitager byl mlodszy, juz usunelibysmy dzisiejszego faraona...
- A wasza
dostojnosc zostalbys jego nastepca!... - wybuchnal Pentuer.
Herhor wcale nie
obrazil sie.
- Dziwnie
zglupiales, Pentuerze - odparl wzruszajac ramionami - od czasu gdy robisz
polityke na wlasny rachunek. Rozumie sie, ze gdyby zabraklo faraona, ja mialbym
obowiazek zostac nim, jako arcykaplan Amona tebanskiego i naczelnik najwyzszej
rady kaplanskiej. Ale na co mi to? Czyliz od kilkunastu lat nie mam wiekszej
wladzy anizeli faraonowie?... Albo czy dzis ja, wypedzony minister wojny, nie
robie w panstwie tego, co uwazam za potrzebne?...
Ci sami
arcykaplani, skarbnicy, sedziowie, nomarchowie, a nawet jeneralowie, ktorzy
mnie teraz unikaja, musza przecie spelniac kazdy tajemny rozkaz najwyzszej
rady, opatrzony moja pieczecia. Czy jest w Egipcie czlowiek, ktory by takich
zlecen nie spelnil?... Czy ty sam osmielilbys sie im opierac?...
Pentuer zwiesil
glowe. Jezeli pomimo smierci Ramzesa XII utrzymala sie najwyzsza, tajna rada
kaplanska, to Ramzes XIII albo musi jej ulec, albo stoczyc z nia walke na zycie
i smierc.
Faraon mial za
soba caly narod, cale wojsko, wielu kaplanow i wiekszosc cywilnych dostojnikow.
Rada mogla rachowac ledwo na pare tysiecy stronnikow, na swoje skarby i
nieslychanie madra organizacja. Sily najzupelniej nierowne, ale wynik walki -
bardzo watpliwy.
- Wiec wy
postanowiliscie zgubic faraona!.. - szepnal Pentuer.
- Wcale nie.
Chcemy tylko uratowac panstwo.
- W takim razie:
coz powinien robic Ramzes XIII...
- Co on zrobi?...
nie wiem - odparl Herhor. - Ale wiem, co robil jego ojciec.
Ramzes XII
rowniez zaczal rzady od nieuctwa i samowoli; lecz gdy zabraklo mu pieniedzy, a
najgorliwsi stronnicy poczeli go lekcewazyc, zwrocil sie do bogow. Otoczyl sie
kaplanami, uczyl sie od nich, ba! nawet ozenil sie z corka arcykaplana
Amenhotepa... I po kilkunastu latach doszedl do tego, ze sam zostal
arcykaplanem nie tylko poboznym, ale nawet bardzo uczonym.
- A jezeli faraon
nie uslucha tej rady? - spytal Pentuer.
- To obejdziemy
sie bez niego - rzekl Herhor.
Po chwili zas
ciagnal dalej:
- Posluchaj mnie,
Pentuerze. Ja wiem nie tylko, co robi, ale nawet: o czym mysli ten twoj faraon,
ktory zreszta nie odbyl jeszcze uroczystej koronacji, wiec dla nas jest niczym.
Ja wiem, ze on chce zrobic kaplanow swoimi slugami, a siebie - jedynym panem
Egiptu.
Ale taki zamiar
jest glupstwem, a nawet zdrada. Nie faraonowie - o czym dobrze wiesz -
stworzyli Egipt, lecz bogowie i kaplani. Nie faraonowie oznaczaja przybor Nilu
i reguluja jego wylewy; nie faraonowie nauczyli lud siac, zbierac plody,
hodowac bydlo. Nie faraonowie lecza choroby mieszkancow i czuwaja nad
bezpieczenstwem panstwa od zewnetrznych wrogow...
Coz by zatem
bylo, sam powiedz, gdyby nasz stan wydal Egipt na laske faraonow? Najmedrszy z
nich ma za soba doswiadczenie z lat kilkudziesieciu; ale stan kaplanski badal i
uczyl sie przez dziesiatki tysiecy lat... Najpotezniejszy wladca ma jedna pare
oczu i rak - przy sobie; podczas gdy my posiadamy tysiace oczu i rak we
wszystkich nomesach i nawet w obcych panstwach...
Czy wiec
dzialalnosc faraona moze porownywac sie z nasza i - w razie roznicy zdan - kto
powinien ustapic: my czy on?...
- A coz ja teraz
mam robic? - wtracil Pentuer.
- Rob, co ci kaze
ten mlodzik, byles nie zdradzil swietych tajemnic. A reszte... zostaw
czasowi... Szczerze pragne, azeby mlodzieniec, nazywany Ramzesem XIII,
upamietal sie, i przypuszczam, ze zrobilby to, gdyby... Gdyby nie zwiazal sie z
obmierzlymi zdrajcami, nad ktorymi juz zawisla reka bogow.
Pentuer pozegnal
arcykaplana, pelen smutnych przeczuc. Nie upadl jednak na duchu wiedzac, ze
cokolwiek dzis zdobedzie dla poprawienia bytu ludowi, to juz zostanie, chocby
faraon ugial sie przed potega kaplanow.
"W
najgorszym polozeniu - myslal - trzeba robic, co mozemy i co do nas nalezy.
Kiedys poprawia sie stosunki, a terazniejszy zasiew wyda owoce."
Niemniej jednak
postanowil wyrzec sie agitacji miedzy ludem. Owszem, gotow byl uspakajac
niecierpliwych, aby nie powiekszali klopotow faraonowi.
W pare tygodni
pozniej Pentuer wjezdzal w granice Dolnego Egiptu upatrujac po drodze
najrozsadniejszych chlopow i rzemieslnikow, spomiedzy ktorych mozna by wybrac
delegatow do zgromadzenia, ktore zwolywal faraon.
Wszedzie na
drodze spotykal oznaki najwyzszego wzburzenia: zarowno chlopi, jak i
rzemieslnicy domagali sie, aby im dano siodmy dzien wypoczynku i placono za
wszelkie publiczne roboty, jak bylo dawniej. A tylko upomnieniom kaplanow
roznych swiatyn nalezalo zawdzieczac, ze nie wybuchnal bunt ogolny, a przynajmniej,
ze robot nie przerywano.
Zarazem uderzylo
go kilka nowych zjawisk, ktorych miesiac temu nie dostrzegal.
Przede wszystkim
lud podzielil sie na dwie partie. Jedni byli stronnikami faraona i wrogami
kaplanow, drudzy - burzyli sie przeciw Fenicjanom. Jedni dowodzili, ze kaplani
powinni wydac faraonowi skarby Labiryntu, drudzy szeptali, ze - faraon zanadto
proteguje cudzoziemcow.
Najdziwniejsza
jednak byla pogloska, nie wiadomo skad powstala, ze Ramzes XIII - zdradza
objawy oblakania jak jego brat przyrodni i starszy, ktory wlasnie dlatego
zostal usuniety od tronu. O wiesci tej mowili kaplani, pisarze, nawet chlopi.
- Kto wam
opowiada takie klamstwa?... - zapytal Pentuer jednego ze znajomych inzynierow.
- To nie klamstwo
- odparl inzynier - ale smutna prawda. W palacach tebanskich widziano faraona,
jak biegal nagi po ogrodach... A pewnego wieczora jego swiatobliwosc w nocy,
pod oknami krolowej Nikotris, wlazl na drzewo i rozmawial z nia sama.
Pentuer zapewnil
go, ze nie dawniej jak przed pol miesiacem widzial faraona, ktory cieszy sie
najlepszym zdrowiem. Wnet jednak poznal, ze inzynier nie ufa mu.
"To juz
sprawa Herhora!... - pomyslal. - Zreszta tylko kaplani mogliby miec tak szybkie
wiadomosci z Tebow..."
Na chwile stracil
chec do zajmowania sie wyborem delegatow, lecz znowu odzyskal energie, wciaz
powtarzajac sobie, ze - co lud dzis pozyska, tego nie straci jutro... Chyba
gdyby zaszly jakies nadzwyczajne wypadki!
Za Memfisem, na
polnoc od piramid i Sfinksa, wznosila sie juz na granicy piaskow niewielka
swiatynia bogini Nut. Mieszkal tam stary kaplan Menes, najwiekszy w Egipcie
znawca gwiazd, zarazem inzynier.
Gdy trafila sie w
panstwie budowa duzego gmachu albo nowego kanalu, Menes schodzil na grunt i
wytykal kierunek. Poza obrebem tego zyl ubogi i samotny w swej swiatyni, nocami
badajac gwiazdy, w dzien pracujac nad osobliwymi przyrzadami.
Od kilku lat
Pentuer nie byl w tym miejscu, totez uderzylo go opuszczenie i ubostwo. Ceglany
mur walil sie, w ogrodzie poschly drzewa, na dziedzincu walesala sie chuda koza
i pare kur.
Przy swiatyni nie
bylo nikogo. Dopiero gdy Pentuer zaczal wolac, z pylonu wyszedl stary czlowiek.
Mial bose nogi, na glowie brudny czepiec, jak chlopi, dokola bioder lachman
opaski, a na plecach pantercza skore, z ktorej szersc wypelzla. Mimo to jego
postawa byla pelna godnosci, a oblicze rozumu. Bystro przypatrzyl sie gosciowi
i rzekl:
- Albo mi sie
zdaje, albo jestes Pentuerem?...
- Jestem nim -
odrzekl przybysz i serdecznie usciskal starca.
- Ho!... ho!... -
zawolal Menes, on to byl bowiem - widze, ze zmieniles sie na dostojnych
posadzkach. Masz gladka skore, bielsze rece i zloty lancuch na szyi. Na taka
ozdobe dlugo musi czekac bogini oceanu niebieskiego matka Nut!...
Pentuer chcial
zdjac lancuch, ale Menes powstrzymal go z usmiechem.
- Daj pokoj! -
rzekl. - Gdybys wiedzial, jakie klejnoty mamy na niebie, nie kwapilbys sie z
ofiarowaniem zlota... Coz, przychodzisz do nas osiedlic sie?...
Pentuer
potrzasnal glowa.
- Nie - odparl. -
Przyszedlem tylko poklonic sie tobie, boski nauczycielu.
- A potem znowu
do dworu? - smial sie starzec. - Oj wy, wy, wy!... gdybyscie wiedzieli, co
tracicie porzucajac madrosc dla palacow, bylibyscie najsmutniejszymi ludzmi.
- Sam jestes,
nauczycielu?
- Jak palma w
pustyni, szczegolniej dzis, kiedy moj gluchoniemy poszedl z koszem do Memfisu,
uzebrac co dla matki Re i jej kaplana.
- I nie przykro
ci?...
- Mnie?... -
zawolal Menes. - Przez czas, kiedysmy sie nie widzieli, wydarlem bogom kilka
tajemnic, ktorych nie odstapilbym za obie korony Egiptu!...
- Czy to sekret?...
- zapytal Pentuer.
- Co za
sekret?... Przed rokiem dokonczylem pomiarow i rachunkow odnoszacych sie do
wielkosci ziemi...
- Co to znaczy?
Menes obejrzal
sie i znizyl glos.
- Przeciez
wiadomo ci - mowil - ze ziemia nie jest plaska, jak stol, ale - jest olbrzymia
kula, na powierzchni ktorej znajduja sie morza, kraje i miasta...
- To wiadomo -
rzekl Pentuer.
- Nie wszystkim -
odparl Menes. - A juz wcale nie bylo wiadomo: jak wielka moze byc ta kula...
- A ty wiesz? -
zapytal prawie wylekniony Pentuer.
- Wiem. Nasza
piechota maszeruje na dzien okolo trzynastu mil egipskich *. Otoz kula ziemska
jest tak ogromna, ze nasze wojska obeszlyby ja dokola w ciagu pieciu lat...
- Bogowie!... -
rzekl Pentuer. - Czy nie lekasz sie, ojcze, myslec o podobnych rzeczach?...
Menes wzruszyl
ramionami.
- Mierzyc
wielkosc, coz w tym strasznego? - odparl. - Mierzyc wielkosc piramidy czy
ziemi, wszystko jedno.
Robilem
trudniejsze rzeczy, bo wymierzylem odleglosc naszej swiatyni od palacu faraona,
nie przechodzac przez Nil...
- Strach!... -
szepnal Pentuer.
- Co za
strach?... Odkrylem ja rzecz, ktorej naprawde bedziecie sie lekac... Ale o tym
nie mow nikomu. Wiesz, w miesiacu Paofi (lipiec-sierpien) bedziemy mieli
zacmienie slonca... w dzien zrobi sie noc... I niech umre smiercia glodowa,
jezeli chybilem w rachunku bodaj o dwudziesta czesc godziny...
Pentuer dotknal
amuletu, ktory mial na piersiach, i odmowil modlitwe. Potem rzekl:
- Czytalem w
swietych ksiegach, ze juz nieraz, ku utrapieniu ludzi, robila sie noc w poludnie.
Ale co to jest? nie rozumiem.
- Widzisz
piramidy? - spytal nagle Menes wskazujac ku pustyni.
- Widze.
- A teraz postaw
reke przed oczyma... Widzisz piramidy?... Nie widzisz. Otoz zacmienie slonca
jest tym samym: miedzy sloncem a nami staje ksiezyc, zaslania ojca swiatla i
robi noc...
- I to stanie sie
u nas? - spytal Pentuer.
- W miesiacu
Paofi. Pisalem o tym do faraona myslac, ze w zamian zlozy jaka ofiare dla
naszej zaniedbanej swiatyni. Ale on odczytawszy list wysmial mnie i kazal memu
poslancowi zaniesc te nowine do Herhora...
- A Herhor?
- Dal nam
trzydziesci miar jeczmienia. Ten jeden czlowiek w Egipcie szanuje madrosc; ale
mlody faraon jest lekkomyslny.
- Nie badz
surowym dla niego, ojcze - wtracil Pentuer. - Ramzes XIII chce poprawic dole
chlopow i rzemieslnikow: da im co siodmy dzien odpoczynek, zabroni bic ich bez
sadu, a moze obdaruje ziemia...
- A ja ci mowie,
ze on jest lekkoduch - odparl rozdrazniony Menes. - Dwa miesiace temu poslalem
mu wielki plan ulzenia pracy chlopom i... takze wysmial mnie!... To nieuk i
pyszalek.
- Uprzedzasz sie,
ojcze... Ale powiedz mi twoj plan, a moze pomoge wykonac go.
- Plan!... -
powtorzyl starzec. - To juz nie plan, ale rzecz...
Powstal z lawy i
obaj z Pentuerem poszli do sadzawki w ogrodzie, nad ktora stala altana
doskonale zaslonieta pnacymi sie roslinami.
W tym budynku
znajdowalo sie wielkie kolo osadzone na poziomej osi, z mnostwem wiaderek na
obwodzie. Menes wszedl wewnatrz kola i zaczal poruszac nogami. Kolo obracalo
sie, a wiaderka czerpaly wode z sadzawki i wlewaly ja w koryto stojace wyzej.
- Ciekawy
przyrzad! - rzekl Pentuer.
- Ale czy
zgadniesz: co on moze zrobic dla ludu egipskiego?
- Nie...
- Wiec pomysl, ze
to kolo jest piec albo i dziesiec razy wieksze i ze w jego wnetrzu, zamiast
czlowieka, chodzi kilka par wolow...
- Cos... cos
wydaje mi sie - wtracil Pentuer - ale jeszcze niedobrze rozumiem.
- A to takie
proste! - odparl Menes. - Za pomoca tego kola woly lub konie moglyby czerpac
wode z Nilu i wlewac ja do coraz wyzej lezacych kanalow... W takim zas wypadku
pol miliona ludzi, ktorzy dzis pracuja przy wiadrach, mogliby odpoczywac...
Teraz widzisz, ze madrosc wiecej robi dla ludzkiego szczescia anizeli
faraonowie.
Pentuer
potrzasnal glowa.
- Ilez by na to
potrzeba drzewa - rzekl - ile wolow, ile paszy!... Zdaje mi sie, ojcze, ze
twoje kolo nie zastapi siodmego dnia odpoczynku.
- Widze -
odpowiedzial Menes wzruszajac ramionami - ze nie wyszly ci na pozytek
dostojenstwa. Ale choc straciles bystrosc, ktora w tobie podziwialem, pokaze ci
jeszcze cos... Moze kiedy znowu nawrocisz sie do madrosci i gdy ja umre,
zechcesz pracowac nad ulepszeniem i upowszechnieniem moich wynalazkow.
Wrocili do
pylonu, a Menes podlozyl nieco paliwa pod miedziany kociolek. Rozdmuchal
plomien i wkrotce woda zaczela sie gotowac.
Z kociolka
wychodzila pionowa rura zakryta ciezkim kamieniem. Gdy w kotle zasyczalo, Menes
rzekl:
- Stan w tej
framudze i patrz...
Poruszyl korbe
przytwierdzona do rury i - w jednej chwili ciezki kamien wylecial w powietrze,
a komnata napelnila sie klebami pary.
- Dziwo!... -
krzyknal Pentuer. Lecz wnet uspokoiwszy sie zapytal: - No, a ten kamien w czym
poprawi byt ludu?
- Kamien w niczym
- odpowiedzial juz zniecierpliwiony medrzec. - Ale zaprawde, powiadam ci, i o
tym pamietaj: przyjdzie czas, ze kon i wol zastapia prace ludzka, a zas
gotujaca sie woda zastapi konia i wolu.
- Ale co chlopom
z tego przyjdzie? - nalegal Pentuer.
- Biada mi! -
zawolal Menes chwytajac sie za glowe. - Nie wiem, zestarzales sie czy
zglupiales, ale juz chlopi zaslonili przed toba caly swiat, zacmili ci umysl.
Tymczasem gdyby
medrcy mieli tylko chlopow na wzgledzie, powinni by rzucic ksiegi i rachunki i
zostac pastuchami!...
- Kazda rzecz
musi przynosic pozytek - wtracil oniesmielony Pentuer.
- Wy, ludzie
dworscy - rzekl z gorycza Menes - czesto poslugujecie sie dwoma miarami! Kiedy
Fenicjanin przyniesie wam rubin lub szafir, nie pytacie, jaki z tego pozytek,
lecz kupujecie klejnot i zamykacie go w skrzyni. Ale gdy medrzec przyjdzie do
was z wynalazkiem, ktory moglby zmienic postac swiata, zaraz pytacie: jaki z
tego pozytek?... Widac strach was ogarnia, azeby badacz nie zazadal garsci
jeczmienia za przedmiot, ktorego nie pojmuje wasz umysl.
- Gniewasz sie,
ojcze?... Czyliz chcialem zrobic tobie przykrosc?...
- Nie gniewam
sie, lecz ubolewam. Jeszcze przed dwudziestoma laty bylo nas w tej swiatyni
pieciu pracujacych nad odkryciem nowych tajemnic. Dzis zostalem ja sam i przez
bogi! nie moge znalezc nie tylko nastepcy, ale nawet czlowieka, ktory by mnie
rozumial.
- Z pewnoscia,
ojcze, zostalbym tu do smierci, aby poznac boskie twoje pomysly - rzekl
Pentuer. - Powiedz jednak, czy moge zamykac sie dzis w swiatyni, gdy waza sie
losy panstwa, szczescie ludu prostego - i gdy moj udzial...
- Wplynie na losy
panstwa i kilku milionow ludu?... - przerwal szyderczo Menes. - O wy, dorosle
dzieci w infulach i lancuchach dostojnikow!... Dlatego ze wolno wam zaczerpnac
wody z Nilu, zaraz wam sie zdaje, ze mozecie powstrzymac przybor albo odplyw
rzeki.
Zaprawde, inaczej
nie mysli owca, ktora idac za stadem wyobraza sobie, ze ona je popedza!
- Alez pomysl
tylko, nauczycielu. Mlody faraon ma serce pelne szlachetnosci, chce dac ludowi
siodmy dzien wypoczynku, sprawiedliwy sad, a nawet ziemie...
Menes potrzasnal
glowa.
- Wszystko to -
mowil - sa rzeczy znikome. Mlodzi faraonowie starzeja sie, a lud... Lud mial
juz nieraz siodmy dzien odpoczynku i ziemie, a potem je tracil... Ach, gdybyz
tylko to zmienilo sie!... Ilez od trzech tysiecy lat przesunelo sie nad Egiptem
dynastii i kaplanow, ile miast i swiatyn upadlo w gruzy, ba! nawet narosly nowe
warstwy ziemi...
Wszystko zmienilo
sie z wyjatkiem tego, ze dwa i dwa jest cztery, ze trojkat jest polowa
prostokata, ze ksiezyc moze zakryc slonce, a gotujaca sie woda wyrzuca kamien w
powietrze...
W znikomym
swiecie trwa i zostaje sama tylko madrosc. l biada temu, kto dla rzeczy
mijajacych jak obloki opuszcza wiekuiste! Jego serce nigdy nie zazna spokoju, a
umysl bedzie kolysal sie jak czolno podczas wichru.
- Bogowie mowia
przez twoje usta, nauczycielu - odparl po namysle Pentuer - ale zaledwo jeden
czlowiek na miliony moze stac sie ich naczyniem... I dobrze tak jest. Bo co by
bylo, gdyby chlopi cale noce patrzyli w gwiazdy, zolnierze robili rachunki, a
dostojnicy i faraon, zamiast rzadzic, wyrzucali kamienie za pomoca gotujacej
sie wody? Zanim ksiezyc raz obszedlby ziemie, wszyscy musieliby pomrzec z
glodu... Zadne tez kolo ani kociolek nie obronilby kraju przed napadem
barbarzyncow ani wymierzylby sprawiedliwosci pokrzywdzonym.
Wiec - zakonczyl
Pentuer - chociaz madrosc jest jak slonce, krew i oddech, nie mozemy jednak
wszyscy byc medrcami.
Na te slowa Menes
juz nic nie odpowiedzial.
Kilka dni
przepedzil Pentuer w swiatyni boskiej Nut, lubujac sie juz to widokiem
piaszczystego morza, juz to zyznej doliny Nilu. Razem z Menesem przypatrywal
sie gwiazdom, ogladal kolo do czerpania wody, czasami chodzil w strone piramid.
Podziwial ubostwo i geniusz swego nauczyciela, lecz w duchu mowil:
"Menes jest
niezawodnie bogiem wcielonym w czlowiecza postac i dlatego nie dba o zycie ziemskie.
Jego zas kolo do czerpania wody nie przyjmie sie w Egipcie, bo naprzod brak nam
drzewa, a po wtore do poruszania takich kol trzeba by miec ze sto tysiecy
wolow. A gdzie dla nich pasza, chocby w Gornym Egipcie?..."
* Trzy mile
jeograficzne.
|