Table of Contents | Words: Alphabetical - Frequency - Inverse - Length - Statistics | Help | IntraText Library
Boleslaw Prus
Faraon

IntraText CT - Text

  • TOM TRZECI
    • ROZDZIAL PIETNASTY
Previous - Next

Click here to hide the links to concordance

ROZDZIAL PIETNASTY

Juz dnia osmnastego Paofi w Egipcie zapanowal chaos. Komunikacja miedzy dolnym i gornym panstwem zostala przerwana, handel ustal, po Nilu krazyly tylko statki straznicze, drogi ladowe byly zajete przez wojska, ktore dazyly ku miastom posiadajacym slawniejsze swiatynie.

Na polach pracowali tylko kaplanscy chlopi. Zas w majatkach szlachty, nomarchow, a osobliwie faraona, len nie byl wyrwany, koniczyna nie tknieta, winogron nie mial kto zrywac. Chlopi nie robili nic, tylko wloczac sie bandami spiewali, jedli, pili i odgrazali sie badz kaplanom, badz Fenicjanom.

W miastach sklepy byly pozamykane, a pozbawieni zajecia rzemieslnicy po calych dniach radzili nad przeobrazeniem panstwa. Gorszace to zjawisko juz nie bylo nowym dla Egiptu, ale wystapilo w tak groznych rozmiarach, ze poborcy, a nawet sedziowie zaczeli sie kryc; tym bardziej iz policja bardzo lagodnie traktowala naduzycia prostego ludu.

Jedna jeszcze rzecz zaslugiwala na uwage, oto - obfitosc pokarmow i wina. W szynkowniach i garkuchniach, szczegolnie fenickich, zarowno w Memfis, jak na prowincji, mogl jesc i pic, kto chcial i ile chcial, za bardzo niska oplata lub bez oplaty.

Mowiono, ze jego swiatobliwosc wyprawia swemu ludowi uczte, ktora ciagnac sie ma przez caly miesiac.

Z powodu utrudnionych, a nawet poprzerywanych komunikacji, miasta niedobrze wiedzialy, co sie dzieje u ich sasiadow. I tylko faraon, a jeszcze lepiej kaplani zdawali sobie sprawe z ogolnego polozenia kraju.

Polozenie to cechowal przede wszystkim rozlam miedzy Gornym, czyli Tebanskim, i Dolnym, czyli Memfijskim Egiptem. W Tebach mialo przewage stronnictwo kaplanow, w Memfis - faraonowe. W Tebach mowiono, ze Ramzes XI Il oszalal i chce sprzedac Egipt Fenicjanom; w Memfisie dowodzono, ze kaplani chca otruc faraona i naprowadzic do kraju Asyryjczykow.

Lud prosty, zarowno na polnocy, jak i na poludniu, czul instynktowny pociag do Ramzesa. Ale lud byla to sila bierna i chwiejna. Gdy przemawial agitator rzadowy, chlopi gotowi byli uderzyc na swiatynie i bic kaplanow; lecz gdy wystapila procesja, padali na twarze i truchleli sluchajac zapowiedzi jakichs klesk, ktore juz w tym miesiacu grozily Egiptowi.

Przerazona szlachta i nomarchowie prawie wszyscy zjechali do Memfisu blagac faraona o ratunek przeciw buntujacym sie chlopom. Lecz poniewaz Ramzes XIII zalecal im cierpliwosc i nie gromil pospolstwa, wiec magnaci zaczeli naradzac sie ze stronnictwem kaplanskim.

Prawda, ze Herhor milczal albo takze zalecal cierpliwosc, ale inni arcykaplani dowodzili panom, ze Ramzes jest szalony, i napomykali o potrzebie usuniecia go od wladzy.

W samym Memfisie krazyly obok siebie dwie partie. Bezboznicy, ktorzy pili, halasowali i obrzucali blotem mury swiatyn, a nawet posagi - i - pobozni, przewaznie starcy i kobiety, ktorzy modlili sie na ulicach, glosno zapowiadajac nieszczescia i blagajac bogow o ratunek. Bezboznicy co dzien popelniali jakies naduzycie; miedzy poboznymi co dzien jakis chory lub kaleka odzyskiwal zdrowie.

Lecz dziwna rzecz: obie partie, pomimo rozkolysanych namietnosci, nie robily sobie krzywdy, a tym mniej - nie porywaly sie do czynow gwaltownych. Co pochodzilo stad, ze kazda z nich robila zamieszanie pod kierunkiem i wedlug planu obmyslanego w wyzszych sferach.

Faraon, nie zgromadziwszy jeszcze wszystkich wojsk i dowodow przeciw kaplanom, nie dawal hasla do stanowczego napadu na swiatynie; kaplani zdawali sie czekac na cos. Bylo jednak widoczne, ze juz dzis nie czuja sie oni tak slabymi jak w pierwszych dniach po glosowaniu delegatow. A i sam Ramzes XIII zamyslal sie, gdy mu ze wszystkich stron donoszono, ze chlopi kaplanscy prawie wcale nie mieszaja sie do zaburzen, lecz pracuja.

"Co to znaczy? - sam siebie zapytywal faraon. - Czy gole lby sadza, ze nie osmiele sie zaczepiac swiatyn, czyli tez maja jakies nie znane mi srodki obrony?"

Dziewietnastego Paofi policja zawiadomila wladce, ze uplynionej nocy lud zaczal psuc mury otaczajace swiatynia Horusa.

- Kazaliscie im to robic?... - spytal faraon naczelnika.

- Nie. Rzucili sie z wlasnego popedu.

- Powstrzymujcie ich lagodnie... powstrzymujcie... - rzekl pan. - Za kilka dni beda mogli robic, co im sie podoba. Ale teraz jeszcze niech nie wystepuja zbyt gwaltownie...

Ramzes XIII, jako wodz i zwyciezca znad Sodowych Jezior, wiedzial, ze gdy raz tlumy wyrusza do ataku, juz nic ich nie powstrzyma: musza rozbic albo zostac rozbite. Gdyby swiatynie nie bronily sie; pospolstwo da im rade, ale - jezeli zechca bronic sie?...

W takim wypadku lud ucieknie i trzeba na jego miejsce poslac wojska, ktorych bylo wprawdzie duzo, lecz nie tyle, ile potrzeba wedlug rachunkow faraona.

Nadto - Hiram jeszcze nie wrocil z Pi-Bast z listami dowodzacymi zdrady Herhora i Mefresa. A co wazniejsze - przychylni faraonowi kaplani mieli dac pomoc wojsku dopiero dwudziestego trzeciego Paofi. Jakimze wiec sposobem uprzedzic ich w tylu swiatyniach odleglych jedna od drugiej? I czy sama ostroznosc nie nakazywala unikac z nimi stosunkow, ktore mogly ich zdradzic?

Z tych powodow Ramzes XIII nie zyczyl sobie wczesniejszego napadania swiatyn przez lud.

Tymczasem wbrew woli faraona wzburzenie roslo. Okolo swiatyni Izydy zabito kilku poboznych, ktorzy zapowiadali nieszczescia dla Egiptu lub cudownym sposobem odzyskali zdrowie. Okolo swiatyni Ptah pospolstwo rzucilo sie na procesje, zbilo kaplanow i potluklo swiete czolno, w ktorym podrozowal posag boga. Prawie wspolczesnie nadlecialy sztafety z miast Sochem i Anu, ze lud wdzieral sie do swiatyn, a w Cherau nawet wdarl sie i zniewazyl miejsce najswietsze.

Nad wieczorem przyszla prawie ukradkiem do palacu jego swiatobliwosci deputacja kaplanow. Czcigodni prorocy z placzem upadli panu do nog wolajac, aby zaslonil bogow i swiatynie.

Ten wcale nieoczekiwany wypadek napelnil serce Ramzesa wielka radoscia, a jeszcze wieksza duma. Kazal powstac delegatom i laskawie odpowiedzial, ze jego pulki zawsze gotowe sa bronic swiatyn, byle - zostaly tam wprowadzone.

- Nie watpie - mowil - ze sami burzyciele cofna sie zobaczywszy przybytki bogow zajete przez wojsko.

Delegaci wahali sie.

- Waszej swiatobliwosci wiadomo - odparl najstarszy z nich - ze wojsko nie moze wchodzic nawet za mur swiatyni... Musimy wiec zapytac o zdanie arcykaplanow...

- Owszem, naradzcie sie - rzekl pan. - Nie umiem robic cudow i z odleglosci mego palacu nie obronie swiatyn.

Delegaci zasmuceni opuscili faraona, ktory po ich wyjsciu zwolal rade poufna. Byl przekonany, ze kaplani poddadza sie jego woli, i ani mu przez mysl nie przeszlo, ze delegacja jest sztuka urzadzona przez Herhora, aby go w blad wprowadzic.

Gdy w komnacie krolewskiej zebrali sie cywilni i wojskowi dostojnicy, Ramzes pelen dumy zabral glos:

- Chcialem - rzekl - dopiero dwudziestego trzeciego Paofi zajac memfijskie swiatynie... Uwazam jednak, ze lepiej bedzie zrobic to jutro...

- Nasze wojska jeszcze nie zebraly sie... - wtracil Tutmozis.

- I nie mamy listow Herhora do Asyrii - dodal wielki pisarz.

- Mniejsza o to! - odparl faraon. - Niech lud jutro dowie sie, ze Herhor i Mefres sa zdrajcami, a nomarchom i kaplanom okazemy dowody za pare dni, gdy wroci Hiram z Pi-Bast.

- Nowy rozkaz waszej swiatobliwosci bardzo zmienia plan pierwotny - rzekl Tutmozis. - Jutro nie zajmiemy Labiryntu... A gdyby i w Memfis swiatynie osmielily sie stawic opor, nie mamy nawet taranow do wybicia bram...

- Tutmozisie - odpowiedzial pan - moglbym nie tlomaczyc sie z moich rozkazow... Ale chce przekonac was, ze serce moje glebiej ocenia bieg wypadkow...

Jezeli lud - ciagnal -juz dzis napada swiatynie, to jutro zechce wedrzec sie do nich. Jezeli go nie poprzemy, zostanie odparty, a w kazdym razie za trzy dni zniecheci sie do smialych czynow.

A jezeli kaplani juz dzis wysylaja delegacja, musza byc slabi. Tymczasem za kilka dni moze powiekszyc sie liczba ich stronnikow miedzy ludem...

Zapal i strach jest jak wino w dzbanku: o ile wylewa sie, o tyle go ubywa, i ten tylko moze sie napic, kto w pore podsunie swoj kubek. Gdy wiec lud dzis jest przygotowany do napadu, a nieprzyjaciele wystraszeni, zuzytkujmy to, gdyz, jak powiadam, szczescie za kilka dni moze opuscic nas, jezeli nie zwrocic sie przeciw nam...

- I zywnosc konczy sie - wtracil skarbnik. - Za trzy dni pospolstwo musi wracac do roboty, bo nie bedziemy mieli czym karmic ich darmo...

- O, widzisz!... -mowil faraon do Tutmozisa. -Ja sam rozkazalem naczelnikowi policji, azeby hamowal pospolstwo. Lecz gdy powsciagnac go nie mozna, trzeba skorzystac z ruchu. Doswiadczony zeglarz nie walczy z pradem ani z wiatrem, ale pozwala im unosic sie w obranym przez siebie kierunku...

W tej chwili wszedl kurier z doniesieniem, ze lud rzucil sie na cudzoziemcow. Napadli Grekow, Syryjczykow, nade wszystko Fenicjan... Wiele sklepow zrabowano i kilku ludzi zabito.

- Oto dowod - zawolal oburzony wladca - ze tlumow nie nalezy sprowadzac z drogi raz wytknietej!... Jutro niech wojska beda w poblizu swiatyn... I niech natychmiast wkraczaja do nich, jezeli lud zacznie wdzierac sie tam albo... Albo gdyby zaczal cofac sie pod naciskiem...

Prawda, ze winogrona powinny byc zrywane w miesiacu Paofi. Lecz czyliz jest ogrodnik, ktory, gdyby owoce dojrzaly o miesiac wczesniej, zostawilby je na lozach?...

Powtarzam: chcialem opoznic ruch pospolstwa az do ukonczenia naszych przygotowan. Ale gdy odkladac tych rzeczy nie mozna, wiec korzystajmy z gotowego wiatru i - rozepnijmy zagle.

Jutro Herhor i Mefres powinni byc uwiezieni i przyprowadzeni do palacu. A z Labiryntem skonczymy za kilka dni.

Czlonkowie rady uznali, ze postanowienie faraona jest dobre, i rozeszli sie podziwiajac jego stanowczosc i madrosc. Nawet jeneralowie oswiadczyli, ze lepiej korzystac z gotowej okazji anizeli gromadzic sily na ten czas, kiedy okazja minie.

Byla juz noc. Nadbiegl drugi kurier od Memfisu z doniesieniem, ze udalo sie policji ochronic cudzoziemcow. Ale lud jest rozjuszony i nie wiadomo, do czego posunie sie jutro.

Od tej chwili kurier przychodzil za kurierem. Jedni przynosili wiadomosci, ze wielkie masy chlopstwa uzbrojonego w topory i palki ze wszystkich stron podazaja do Memfisu. Skadinad donoszono, ze lud w okolicach Peme, Sochem i On ucieka w pole krzyczac, ze jutro bedzie koniec swiata. Inny kurier przywiozl list od Hirama, ze wnet przybywa. Inny zawiadamial o przekradaniu sie pulkow swiatyniowych do Memfisu i, co wazniejsza, ze z Gornego Egiptu, posuwaja sie mocne oddzialy ludu i wojska, wrogo usposobione dla Fenicjan, a nawet dla jego swiatobliwosci.

"Nim tamci nadejda - myslal faraon - ja juz bede mial w rekach arcykaplanow i nawet pulki Nitagera... Spoznili sie o kilka dni!..."

Donoszono wreszcie, ze tu i owdzie na goscincach wojsko schwytalo przebranych kaplanow, ktorzy usilowali dostac sie do palacu jego swiatobliwosci, zapewne z niedobrymi zamiarami.

- Niech ich przyprowadza do mnie - odparl ze smiechem faraon. - Chce widziec tych, ktorzy osmielili sie miec wzgledem mnie zle zamiary!...

Okolo polnocy czcigodna krolowa Nikotris zazadala posluchania u jego swiatobliwosci.

Dostojna pani byla blada i drzaca. Kazala wyjsc oficerom z krolewskiej komnaty, a zostawszy sam na sam z faraonem rzekla placzac:

- Synu moj, przynosze ci bardzo zle wrozby...

- Wolalbym, krolowo, uslyszec dokladne wiadomosci o sile i zamiarach moich nieprzyjaciol...

- Dzis wieczorem posag boskiej Izydy w mojej modlitewni odwrocil sie twarza do sciany, a woda w swietej cysternie poczerwieniala jak krew...

- To dowodzi - odparl faraon - ze wewnatrz palacu mamy zdrajcow. Nie sa oni jednak zbyt niebezpieczni, jezeli umieja tylko brudzic wode i odwracac posagi.

- Cala nasza sluzba - ciagnela pani - caly lud jest przekonany, ze gdy wojska twoje wkrocza do swiatyn, na Egipt spadnie wielkie nieszczescie...

- Wiekszym nieszczesciem - rzekl pan -jest zuchwalstwo kaplanow. Wpuszczeni przez mego wiecznie zyjacego ojca do palacu, mysla dzis, ze zostali jego wlascicielami... Alez, na bogi, czymze ja w koncu zostane wobec ich wszechmocy!... I czy nie wolno mi upomniec sie o moje krolewskie prawa?...

- Przynajmniej... przynajmniej - odezwala sie pani po namysle - badz milosierny... Tak, prawa musisz odzyskac, ale nie pozwalaj twoim zolnierzom, aby gwalcili swiete przybytki lub krzywdzili kaplanow... Pamietaj, ze laskawi bogowie zsylaja radosc na Egipt, a kaplani mimo swych bledow (ktoz ich nie ma!) niezrownane uslugi oddaja temu krajowi... Pomysl tylko, ze gdybys ich zubozyl i rozpedzil, zniszczylbys madrosc, ktora nad inne ludy wywyzszyla nasze panstwo...

Faraon wzial matke za obie rece, ucalowal ja i smiejac sie odparl:

- Kobiety zawsze musza przesadzac!... Ty, matko, przemawiasz do mnie, jak gdybym byl wodzem dzikich Hyksosow, a nie faraonem. Czyliz ja chce krzywdy kaplanow?... Czy nienawidze ich madrosci, chocby nawet tak jalowej jak sledzenie obrotu gwiazd, ktore i bez nas chodza po niebie nie zbogacajac nas o jednego utena?

Nie drazni mnie ich rozum ani poboznosc, ale nedza Egiptu, ktory wewnatrz chudnie z glodu, a na zewnatrz boi sie lada asyryjskich pogrozek. Tymczasem kaplani, pomimo swoja madrosc, nie tylko nie chca mi pomagac w moich krolewskich zamiarach, ale w najbezczelniejszy sposob stawiaja opor.

Pozwol wiec, matko, abym przekonal ich, ze nie oni, lecz ja jestem panem mego dziedzictwa. Nie umialbym mscic sie nad pokornymi, ale - podepcze karki zuchwalcow.

Oni wiedza o tym, ale jeszcze nie dowierzaja i - w braku sil rzeczywistych - chca zastraszyc mnie zapowiedzia jakowychs klesk. Jest to ich ostatnia bron i ucieczka... Gdy wiec zrozumieja, ze nie lekam sie strachow, upokorza sie, a w takim razie nie upadnie ani jeden kamien z ich swiatyn, nie ubedzie ani jeden pierscien z ich skarbcow.

Znam ja ich!... Dzis robia wielkie miny, bo jestem od nich daleko. Lecz gdy wyciagne spizowa reke, padna na twarz i - caly ten zamet skonczy sie spokojem i ogolna pomyslnoscia.

Krolowa objela nogi wladcy i wyszla ukojona zaklawszy jednak Ramzesa, aby szanowal bogow i mial milosierdzie nad ich slugami.

Po odejsciu matki faraon wezwal Tutmozisa.

- Jutro tedy - rzekl pan - wojska moje zajma swiatynie. Zapowiedz jednak pulkownikom, niech wiedza, ze wola moja jest, aby swiete przybytki byly nie tkniete i aby nikt nie podnosil reki na kaplanow...

- Nawet na Mefresa i Herhora?... - spytal Tutmozis.

- Nawet na nich - odparl faraon. - Dosc beda mieli kary, gdy usunieci z dzisiejszych stanowisk osiada przy uczonych swiatyniach, azeby modlic sie tam i badac madrosc bez przeszkod...

- Stanie sie, jak rozkazuje wasza swiatobliwosc... Chociaz...

Ramzes podniosl w gore palec na znak, ze nie chce sluchac zadnych przedstawien. A nastepnie, aby zmienic temat rozmowy, rzekl z usmiechem:

- Pamietasz, Tutmozisie, manewry pod Pi-Bailos?... Juz minelo dwa lata!... Kiedy wowczas gniewalem sie na zuchwalstwo i chciwosc kaplanow, czy mogles pomyslec, ze tak predko zrobie z nimi rachunek?...

A biedna Sara... A maly synek moj... Jaki on byl piekny...

Dwie lzy stoczyly sie po twarzy faraona.

- Zaprawde - mowil - gdybym nie byl synem bogow, ktorzy sa litosciwi i wspanialomyslni, wrogowie moi przezyliby jutro ciezkie godziny... Ile oni zadali mi upokorzen... Ile razy placz zacmiewal mi oczy z ich winy!...

 




Previous - Next

Table of Contents | Words: Alphabetical - Frequency - Inverse - Length - Statistics | Help | IntraText Library

Best viewed with any browser at 800x600 or 768x1024 on Tablet PC
IntraText® (V89) - Some rights reserved by EuloTech SRL - 1996-2007. Content in this page is licensed under a Creative Commons License