Table of Contents | Words: Alphabetical - Frequency - Inverse - Length - Statistics | Help | IntraText Library
Boleslaw Prus
Faraon

IntraText CT - Text

  • TOM PIERWSZY
    • ROZDZIAL PIERWSZY
Previous - Next

Click here to hide the links to concordance

ROZDZIAL PIERWSZY

 

W trzydziestym trzecim roku szczesliwego panowania Ramzesa XII Egipt swiecil dwie uroczystosci, ktore prawowiernych jego mieszkancow napelnily duma i slodycza.

W miesiacu Mechir, w grudniu, wrocil do Tebow, obsypany kosztownymi darami, bozek Chonsu, ktory przez trzy lata i dziewiec miesiecy podrozowal w kraju Buchten, uzdrowil tam corke krolewska imieniem Bent-res i wypedzil zlego ducha nie tylko z rodziny krola, a nawet z fortecy Buchtenu.

Zas w miesiacu Farmuti, w lutym, pan Gornego i Dolnego Egiptu, wladca Fenicji i dziewieciu narodow, Mer-amen-Ramzes XII, po naradzeniu sie z bogami, ktorym jest rowny, mianowal swoim erpatrem, czyli nastepca tronu, dwudziestodwuletniego syna Cham-sem-merer-amen-Ramzesa.

Wybor ten wielce uradowal poboznych kaplanow, dostojnych nomarchow, waleczna armie, wierny lud i wszelkie zyjace na ziemi egipskiej stworzenie. Starsi bowiem synowie faraona, urodzeni z krolewny chetyjskiej, za sprawa czarow, ktorych zbadac nie mozna, byli nawiedzeni przez zlego ducha. Jeden syn, dwudziestosiedmioletni, od czasu pelnoletnosci nie mogl chodzic, drugi przecial sobie zyly i umarl, a trzeci przez zatrute wino, ktorego nie chcial sie wyrzec, wpadl w szalenstwo i mniemajac, ze jest malpa, cale dnie przepedzal na drzewach.

Dopiero czwarty syn, Ramzes, urodzony z krolowej Nikotris, corki arcykaplana Amenhotepa, byl silny jak wol Apis, odwazny jak lew i madry jak kaplani. Od dziecinstwa otaczal sie wojskowymi i, jeszcze bedac zwyczajnym ksieciem, mawial:

- Gdyby bogowie, zamiast mlodszym synem krolewskim, uczynili mnie faraonem, podbilbym, jak Ramzes Wielki, dziewiec narodow, o ktorych nigdy w Egipcie nie slyszano, zbudowalbym swiatynie wieksza anizeli cale Teby, a dla siebie wznioslbym piramide, przy ktorej grob Cheopsa wygladalby jak krzak rozy obok dojrzalej palmy.

Otrzymawszy tak pozadany tytul erpatra, mlody ksiaze poprosil ojca o laskawe mianowanie go dowodca korpusu Menti. Na co jego swiatobliwosc Ramzes XII, po naradzie z bogami, ktorym jest rowny, odpowiedzial, iz uczyni to, jezeli nastepca tronu zlozy dowod, ze potrafi kierowac masa wojsk na stopie bojowej

W tym celu zwolana zostala rada pod prezydencja ministra wojny San-amen-Herhora, ktory byl arcykaplanem najwiekszej swiatyni - Amona w Tebach.

Rada postanowila: Nastepca tronu w polowie miesiaca Misori (poczatek czerwca) zbierze dziesiec pulkow rozlokowanych wzdluz linii, ktora laczy miasto Memfis z miastem Pi-Uto lezacym w Zatoce Sebenickiej.

Z dziesieciotysiecznym korpusem, przygotowanym do boju, zaopatrzonym w oboz i machiny wojenne, nastepca uda sie na wschod, ku goscincowi, ktory biegnie od Memfis do Chetem, na granicy ziemi Gosen i pustyni egipskiej.

W tym czasie jeneral Nitager, naczelny wodz armii, ktora strzeze bram Egiptu od najazdu azjatyckich ludow, ma wyruszyc od Gorzkich Jezior przeciw nastepcy tronu.

Obie armie: azjatycka i zachodnia, zetkna sie w okolicach miasta Pi-Bailos, ale - na pustyni, azeby pracowity rolnik ziemi Gosen nie doznal przeszkod w swoich zajeciach.

Nastepca tronu zwyciezy, jezeli nie da sie zaskoczyc Nitagerowi, a wiec - jezeli zgromadzi wszystkie pulki i zdazy ustawic je w szyku bojowym na spotkanie nieprzyjaciela.

W obozie ksiecia Ramzesa znajdowac sie bedzie sam jego dostojnosc Herhor, minister wojny, i o biegu wypadkow zlozy raport faraonowi. Granice ziemi Gosen i pustyni stanowily dwie drogi komunikacyjne. Jedna byl kanal transportowy od Memfis do jeziora Timsah, druga - szosa. Kanal znajdowal sie jeszcze w ziemi Gosen, szosa juz w pustyni, ktora obie drogi otaczaly polkolem. Z szosy prawie na calej przestrzeni widac bylo kanal.

Niezaleznie od sztucznych granic sasiadujace krainy roznily sie pod kazdym wzgledem. Ziemia Gosen pomimo falistosci gruntu wydawala sie rownina, pustynie zas skladaly wapienne wzgorza i doliny piaszczyste. Ziemia Gosen wygladala jak olbrzymia szachownica, ktorej zielone i zolte poletka odgraniczaly sie barwa zboz i palmami rosnacymi na miedzach; zas na rudym piasku pustyni i jej bialych wzgorzach plat zielonosci albo kepa drzew i krzakow wygladaly jak zablakany podrozny.

Na plodnej ziemi Gosen z kazdego pagorka tryskal ciemny gaj akacji, sykomorow i tamaryndusow, z daleka przypominajacych nasze lipy, wsrod ktorych kryly sie palacyki z rzedami przysadzistych kolumn albo zolte lepianki chlopow. Niekiedy obok - gaju bielilo sie miasteczko z domami o plaskich dachach albo ponad drzewa ciezko wznosily sie piramidalne bramy swiatyn, niby podwojne skaly, upstrzone dziwnymi znakami.

W pustyni, spoza pierwszego szeregu troche zielonych pagorkow, wyzieraly nagie wzgorza, zaslane stertami glazow. Zdawalo sie, ze przesycony nadmiarem zycia kraj zachodni z krolewska hojnoscia rzuca na druga strone kanalu zielen i kwiaty, lecz wiecznie glodna pustynia pozera je w nastepnym roku i przerabia na popiol.

Odrobina roslinnosci, wygnanej na skaly i piaski, trzymala sie miejsc nizszych, dokad za pomoca rowow, przebitych w nasypie szosy, mozna bylo doprowadzac wode z kanalu. Jakoz miedzy lysymi wzgorzami, w poblizu szosy, pily rose niebieska ukryte oazy, gdzie rosl jeczmien i pszenica, winny krzew, palmy i tamaryndusy. W takich miejscach zyli i ludzie - pojedynczymi rodzinami, ktorzy spotkawszy sie na targu w Pi-Bailos, mogli nawet nie wiedziec, ze sasiaduja ze soba na pustyni.

Szesnastego Misori koncentracja wojsk byla prawie skonczona. Dziesiec pulkow nastepcy tronu, ktore mialy zluzowac azjatyckie wojska Nitagera, juz zebraly sie na goscincu, powyzej miasta Pi-Bailos, z obozem i czescia wojennych machin.

Ruchami ich kierowal sam nastepca. On zorganizowal dwie linie zwiadow, z ktorych dalsza miala sledzic nieprzyjaciol, blizsza - pilnowac wlasnej armii od napadu, ktory byl mozliwym w okolicy pelnej wzgorz i wawozow. On, Ramzes, w ciagu tygodnia sam objechal i obejrzal maszerujace roznymi traktami pulki pilnie baczac: czy zolnierze maja porzadna bron i cieple plaszcze na noc, czy w obozach znajduje sie dostateczna ilosc sucharow, miesa i suszonych ryb? On wreszcie rozkazal, aby zony, dzieci i niewolnikow wojsk, idacych na granice wschodnia, przewieziono kanalem, co wplynelo na zmniejszenie obozow i ulatwilo ruchy wlasciwej armii.

Najstarsi jeneralowie podziwiali wiedze, zapal i ostroznosc nastepcy tronu, a nade wszystko jego prace i prostote. Swoj liczny dwor, ksiazecy namiot, wozy i lektyki zostawil on w Memfis; a sam w odziezy prostego oficera jezdzil od pulku do pulku, konno, na sposob asyryjski, w towarzystwie dwu adiutantow.

Dzieki temu koncentracja wlasciwego korpusu poszla bardzo szybko i wojska w oznaczonym czasie stanely pod Pi-Bailos.

Inaczej bylo z ksiazecym sztabem, z greckim pulkiem, ktory mu towarzyszyl, i kilkoma wojennymi machinami.

Sztab, zebrany w Memfis, mial droge najkrotsza, wiec wyruszyl najpozniej, ciagnac za soba ogromny oboz. Prawie kazdy oficer, a byli to panicze wielkich rodow, mial lektyke z czterema Murzynami, dwukolny woz wojenny, bogaty namiot i mnostwo skrzynek z odzieza i jedzeniem tudziez dzbanow pelnych piwa i wina.

Procz tego za oficerami wybrala sie w podroz liczna trupa spiewaczek i tancerek z muzyka; kazda zas, jako wielka dama, musiala miec woz, zaprzezony w jedna lub dwie pary wolow, i lektyke. Gdy cizba ta wylala sie z Memfis, zajela na goscincu wiecej miejsca anizeli armia nastepcy tronu. Maszerowano zas tak powoli, ze machiny wojenne, ktore zostawiono na koncu, ruszyly o dobe pozniej, anizeli byl rozkaz. Na domiar zlego, spiewaczki i tancerki zobaczywszy pustynie, wcale jeszcze niestraszna w tym miejscu, zaczely bac sie i plakac. Wiec, dla uspokojenia ich, trzeba bylo przyspieszyc nocleg, rozbic namioty i urzadzic widowisko, a potem uczte.

Nocna zabawa, w chlodzie, pod gwiazdzistym niebem, na tle dzikiej natury, tak podobala sie tancerkom i spiewaczkom, ze oswiadczyly, iz odtad beda wystepowac tylko w pustyni. Tymczasem nastepca tronu, dowiedziawszy sie w drodze o sprawach swego sztabu, przyslal rozkaz, azeby jak najpredzej zawrocono kobiety do miasta i przyspieszono pochod.

Przy sztabie znajdowal sie jego dostojnosc Herhor, minister wojny, lecz tylko w charakterze widza. Nie prowadzil za soba spiewaczek, ale tez i nie robil zadnych uwag sztabowcom. Kazal wyniesc swoja lektyke na czolo kolumny i stosujac sie do jej ruchow posuwal sie naprzod albo odpoczywal pod cieniem wielkiego wachlarza, ktorym oslanial go adiutant.

Jego dostojnosc Herhor byl to czlowiek czterdziestokilkoletni, silnie zbudowany, zamkniety w sobie. Rzadko odzywal sie i rownie rzadko spogladal na ludzi spod zapuszczonych powiek.

Jak kazdy Egipcjanin mial obnazone rece i nogi, odkryta piers, sandaly na stopach, krotka spodniczke dokola bioder, a z przodu fartuszek w pasy niebieskie i biale. Jako kaplan golil zarost i wlosy i nosil skore pantery zawieszona przez lewe ramie. Nareszcie, jako zolnierz, nakrywal glowe malym gwardyjskim helmem, spod ktorego na kark spadala chusteczka, rowniez w biale i niebieskie pasy.

Na szyi mial potrojny lancuch zloty, a pod lewym ramieniem, na piersiach, krotki miecz w kosztownej pochwie.

Lektyce jego, dzwiganej przez szesciu czarnych niewolnikow, stale towarzyszylo trzech ludzi: jeden niosl wachlarz, drugi topor ministra, a trzeci skrzynke z papirusami. Byl to Pentuer, kaplan i pisarz ministra, chudy asceta, ktory w najwiekszy upal nie nakrywal ogolonej glowy. Pochodzil z ludu, lecz pomimo niskiego urodzenia zajmowal wazne stanowisko w panstwie dzieki wyjatkowym zdolnosciom.

Chociaz minister ze swymi urzednikami znajdowal sie na czele sztabowej kolumny i nie mieszal sie do jej ruchow, nie mozna jednak twierdzic, azeby nie wiedzial, co sie dzieje poza nim. Co godzine, niekiedy co pol godziny, do lektyki dostojnika zblizal sie - to nizszy kaplan, zwyczajny "sluga bozy", to zolnierz maruder, to przekupien albo niewolnik, ktory niby obojetnie przechodzac obok cichego orszaku ministra, rzucal jakies slowko. Slowko to zas Pentuer niekiedy zapisywal, ale najczesciej pamietal, bo pamiec mial nadzwyczajna.

Na te drobnostki nikt nie zwazal w zgielkliwym tlumie sztabowcow. Ofcerowie ci, wielcy panicze, zanadto byli zajeci bieganiem, halasliwa rozmowa lub spiewem, azeby mieli patrzec, kto zbliza sie do ministra; tym wiecej ze wciaz mnostwo ludzi snulo sie wzdluz szosy.

Pietnastego Misori sztab nastepcy tronu, wraz z jego dostojnoscia ministrem, przepedzil noc pod golym niebem w odleglosci jednej mili od pulkow ustawiajacych sie juz do boju w poprzek szosy, za miastem Pi-Bailos.

Przed pierwsza z rana, ktora odpowiada naszej godzinie szostej, wzgorza pustynne przybraly kolor fioletowy. Spoza nich wychylilo sie slonce. Ziemie Gosen zalala rozowosc, a miasteczka, swiatynie, palace magnatow i lepianki chlopow wygladaly jak iskry i plomienie, w jednej chwili zapalone wsrod zielonosci.

Niebawem zachodni horyzont oblala barwa zlota. I zdawalo sie, ze zielonosc ziemi Gosen rozplywa sie w zlocie, a niezliczone kanaly, zamiast wody, tocza roztopione srebro. Ale wzgorza pustyni zrobily sie jeszcze mocniej fioletowymi, rzucajac dlugie cienie na piaski i czarnosc na rosliny.

Straze stojace wzdluz szosy doskonale mogly widziec wysadzone palmami pola za kanalem. Na jednych zielenil sie len, pszenica, koniczyna, na innych zlocil sie dojrzewajacy jeczmien drugiego posiewu. Jednoczesnie z chat, ukrytych miedzy drzewami, zaczeli wychodzic do roboty rolnicy, ludzie nadzy, barwy miedzianej, ktorzy za caly ubior mieli krotka spodniczke na biodrach i czepek na glowie. Jedni zwrocili sie do kanalow, aby oczyszczac je z mulu albo czerpac wode i wylewac na pola za pomoca machin podobnych do zurawi przy studniach. Inni rozproszywszy sie miedzy drzewami zbierali dojrzale figi i winogrona. Snulo sie tam sporo nagich dzieci i kobiet w bialych, zoltych lub czerwonych koszulach bez rekawow.

I byl wielki ruch w tej okolicy. Na niebie drapiezne ptactwo pustyni uganialo sie za golebiami i kawkami ziemi Gosen. Wzdluz kanalu hustaly sie zgrzytajace zurawie z kubelkami plodnej wody, a ludzie, ktorzy zbierali owoce, ukazywali sie i znikali miedzy zielonoscia drzew jak barwne motyle. Zas w pustyni, na szosie, juz zamrowilo sie wojsko i jego sluzba. Przelecial oddzial konnych uzbrojony w lance. Za nim pomaszerowali lucznicy w czepkach i spodniczkach; mieli oni luki w garsci, sajdaki na plecach i szerokie tasaki u prawego boku. Lucznikom towarzyszyli procarze niosacy torby z pociskami i uzbrojeni w krotkie miecze.

O sto krokow za nimi szly dwa male oddzialki piechoty: jeden uzbrojony we wlocznie, drugi w topory. Ci i tamci niesli w rekach prostokatne tarcze, na piersiach mieli grube kaftany, niby pancerze, a na glowie czepki z chusteczkami zaslaniajacymi kark od upalu. Czepki i kaftany byly w pasy: niebieskie z bialym lub zolte z czarnym, co robilo zolnierzy podobnymi do wielkich szerszeni.

Za przednia straza, otoczona oddzialem topornikow, posuwala sie lektyka ministra, a za nia, w miedzianych helmach i pancerzach, greckie roty, ktorych miarowy krok przypominal uderzenia ciezkich mlotow. W tyle bylo slychac skrzypienie wozow, ryk bydla i krzyki woznicow, a z boku szosy przemykal sie brodaty handlarz fenicki w lektyce zawieszonej miedzy dwoma oslami. Nad tym wszystkim unosil sie tuman zlotego pylu i goraco.

Nagle od strazy przedniej przycwalowal konny zolnierz i zawiadomil ministra, ze zbliza sie nastepca tronu. Jego dostojnosc wysiadl z lektyki, a w tejze chwili na szosie ukazala sie garstka jezdzcow, ktorzy zeskoczyli z koni. Po czym jeden z jezdzcow i minister zaczeli isc ku sobie, co kilka krokow zatrzymujac sie i klaniajac.

- Badz pozdrowiony, synu faraona, ktory oby zyl wiecznie - odezwal sie minister.

- Badz pozdrowiony i zyj dlugo, ojcze swiety - odparl nastepca. A potem dodal:

- Ciagniecie tak wolno, jakby wam nogi upilowano, a Nitager najpozniej za dwie godziny stanie przed naszym korpusem.

- Powiedziales prawde. Twoj sztab maszeruje bardzo powoli.

- Mowi mi tez Eunana - tu Ramzes wskazal na stojacego za soba oficera obwieszonego amuletami - ze nie wysylaliscie patroli do wawozow. A przeciez na wypadek rzeczywistej wojny nieprzyjaciel z tej strony mogl was napasc.

- Nie jestem dowodca, tylko sedzia - spokojnie odpowiedzial minister.

- A coz robil Patrokles?

- Patrokles z greckim pulkiem eskortuje machiny wojenne.

- A moj krewny i adiutant Tutmozis?

- Podobno jeszcze spi.

Ramzes niecierpliwie uderzyl noga w ziemie i umilkl. Byl to piekny mlodzieniec, z twarza prawie kobieca, ktorej gniew i opalenizna dodawaly wdzieku. Mial na sobie obcisly kaftan w pasy niebieskie i biale, tegoz koloru chustke pod helmem, zloty lancuch na szyi i kosztowny miecz pod lewym ramieniem.

- Widze - odezwal sie ksiaze - ze tylko ty jeden, Eunano, dbasz o moja czesc.

Obwieszony amuletami oficer schylil sie do ziemi.

- Tutmozis jest to prozniak - mowil nastepca. - Wracaj, Eunano, na swoje stanowisko. Niech przynajmniej przednia straz ma dowodce. Potem, spojrzawszy na swite, ktora juz go otoczyla, jakby wyrosla spod ziemi, dodal:

- Niech mi przyniosa lektyke. Jestem zmeczony jak kamieniarz.

- Czyliz bogowie moga meczyc sie!.... - szepnal jeszcze stojacy za nim Eunana.

- Idz na swoje miejsce - rzekl Ramzes.

- A moze rozkazesz mi, wizerunku ksiezyca, teraz zbadac wawozy? - cicho spytal oficer. - Prosze cie, rozkazuj mi, bo gdziekolwiek jestem, serce moje goni za toba, aby odgadnac twoja wole i spelnic ja.

- Wiem, ze jestes czujny - odparl Ramzes. - Juz idz i uwazaj na wszystko.

- Ojcze swiety - zwrocil sie Eunana do ministra - polecam waszej dostojnosci moje najpokorniejsze sluzby.

Ledwie Eunana odjechal, gdy na koncu maszerujacej kolumny zrobil sie jeszcze wiekszy tumult. Szukano lektyki nastepcy tronu, ale - nie bylo jej. Natomiast ukazal sie, rozbijajac greckich zolnierzy, mlody czlowiek dziwnej powierzchownosci. Mial na sobie muslinowa koszulke, bogato haftowany fartuszek i zlota szarfe przez ramie. Nade wszystko jednak odznaczala sie jego ogromna peruka, skladajaca sie z mnostwa warkoczykow, i sztuczna brodka, podobna do kociego ogona.

Byl to Tutmozis, pierwszy elegant w Memfis, ktory nawet podczas marszu stroil sie i oblewal perfumami.

- Witaj, Ramzesie! - wolal elegant, gwaltownie rozpychajac oficerow - Wyobraz sobie, ze gdzies podziala sie twoja lektyka; musisz wiec usiasc do mojej, ktora wprawdzie nie jest godna ciebie, ale nie najgorsza.

- Rozgniewales mnie - odparl ksiaze. - Spisz zamiast pilnowac wojska.

Zdumiony elegant zatrzymal sie.

- Ja spie?... - zawolal. - Bodaj jezyk usechl temu, kto mowi podobne klamstwa. Ja, wiedzac, ze przyjedziesz, od godziny ubieram sie, przygotowuje ci kapiel i perfumy...

- A tymczasem oddzial posuwa sie bez komendy.

- Wiec ja mam byc komendantem oddzialu, w ktorym znajduje sie jego dostojnosc minister wojny i taki wodz jak Patrokles?

Nastepca tronu umilkl, a tymczasem Tutmozis zblizywszy sie do niego szeptal:

- Jak ty wygladasz, synu faraona?... Nie masz peruki, wlosy i odzienie pelne kurzu, skora czarna i popekana jak ziemia w lecie?... Najczcigodniejsza krolowa-matka wygnalaby mnie ze dworu zobaczywszy twoja nedze...

- Jestem tylko zmeczony.

- Wiec siadaj do lektyki. Sa tam swieze wience roz, pieczone ptaszki i dzban wina z Cypru. Ukrylem tez - dodal jeszcze ciszej - Senure w obozie...

- Jest?... - spytal ksiaze. Blyszczace przed chwila oczy zamglily mu sie.

- Niech wojsko idzie naprzod - mowil Tutmozis - a my tu zaczekajmy na nia...

Ramzes jakby ocknal sie.

- Dajze mi spokoj, pokuso!... Przeciez za dwie godziny bitwa...

- Co to za bitwa!..

- A przynajmniej rozstrzygniecie losow mego dowodztwa.

- Zartuj z tego - usmiechnal sie elegant. - Przysiaglbym, ze juz wczoraj minister wojny poslal raport do jego swiatobliwosci z prosba, azebys dostal korpus Menfi.

- Wszystko jedno. Dzis nie potrafilbym myslec o czym innym anizeli o armii.

- Okropny jest w tobie ten pociag do wojny, na ktorej czlowiek nie myje sie przez cale miesiace, azeby pewnego dnia zginac... Brr!... Gdybys jednak zobaczyl Senure... tylko spojrzyj na nia...

- Wlasnie dlatego nie spojrze - odparl Ramzes stanowczo.

W chwili gdy spoza greckich szeregow osmiu ludzi wynioslo ogromna lektyke Tutmozisa dla nastepcy tronu, od strazy przedniej przylecial jezdziec. Zsunal sie z konia i biegl tak predko, az dzwonily mu na piersiach wizerunki bogow lub tabliczki z ich imionami. Byl to rozgoraczkowany Eunana.

Wszyscy zwrocili sie do niego, co zdawalo sie robic mu przyjemnosc.

- Erpatre, najwyzsze usta! - zawolal Eunana schylajac sie przed Ramzesem. - Kiedy, zgodnie z twoim boskim rozkazem, jechalem na czele oddzialu pilnie baczac na wszystko, spostrzeglem na szosie dwa piekne skarabeusze. Kazdy ze swietych zukow toczyl przed soba gliniana kulke w poprzek drogi, ku piaskom...

- Wiec coz? - przerwal nastepca.

- Rozumie sie - ciagnal Eunana spogladajac w strone ministra - ze jak nakazuje poboznosc, ja i moi ludzie, zlozywszy hold zlotym wizerunkom slonca, zatrzymalismy pochod. Jest to tak wazna wrozba, ze bez rozkazu nikt z nas nie osmielilby sie isc naprzod.

- Widze, ze jestes prawdziwie poboznym Egipcjaninem, choc rysy masz chetyckie - odpowiedzial dostojny Herhor. A zwrociwszy sie do kilku blizej stojacych dygnitarzy dodal:

- Nie pojdziemy dalej goscincem, bo moglibysmy podeptac swiete zuki. Pentuerze, czy tym wawozem, na prawo, mozna okolic szose?

- Tak jest - odparl pisarz ministra. - Wawoz ten ma mile dlugosci i wychodzi znowu na szose, prawie naprzeciw Pi-Bailos.

- Ogromna strata czasu - wtracil gniewnie nastepca.

- Przysiaglbym, ze to nie skarabeusze, ale duchy moich fenickich lichwiarzy - odezwal sie elegant Tutmozis.

- Nie mogac z powodu smierci odebrac pieniedzy, zmuszaja mnie, abym za kare szedl przez pustynie!..

Swita ksiazeca z niepokojem oczekiwala decyzji, wiec Ramzes odezwal sie do Herhora:

- Coz o tym myslisz, ojcze swiety?

- Spojrzyj na oficerow - odparl kaplan - a zrozumiesz, ze musimy isc wawozem.

Teraz wysunal sie dowodca Grekow, general Patrokles, i rzekl do nastepcy:

- Jezeli ksiaze pozwolisz, moj pulk pojdzie dalej szosa. Nasi zolnierze nie boja sie skarabeuszow.

- Wasi zolnierze nie boja sie nawet grobow krolewskich - odpowiedzial minister. - Nie musi tam byc jednak bezpiecznie, skoro zaden nie wrocil.

Zmieszany Grek usunal sie do swity.

- Przyznaj, ojcze swiety - szepnal z najwyzszym gniewem nastepca - ze taka przeszkoda nawet osla nie zatrzymalaby w podrozy.

- Bo tez osiol nigdy nie bedzie faraonem - spokojnie odparl minister.- W takim razie ty, ministrze, przeprowadzisz oddzial przez wawoz! - zawolal Ramzes. - Ja nie znam sie na kaplanskiej taktyce, zreszta musze odpoczac. Chodz ze mna kuzynie - rzekl do Tutmozisa i skierowal sie w strone lysych pagorkow.

 




Previous - Next

Table of Contents | Words: Alphabetical - Frequency - Inverse - Length - Statistics | Help | IntraText Library

Best viewed with any browser at 800x600 or 768x1024 on Tablet PC
IntraText® (V89) - Some rights reserved by EuloTech SRL - 1996-2007. Content in this page is licensed under a Creative Commons License