EPILOG
W miesiacu Mechir
(listopad-grudzien) Pentuer przybyl do swiatyni za Memfisem, gdzie Menes
prowadzil wielkie prace nad niebiosami i ziemia.
Stary, w myslach
pograzony medrzec znowu nie poznal Pentuera. Opamietawszy sie jednak usciskal
go i zapytal:
- Coz, znowu
idziesz niepokoic chlopow dla wzmocnienia wladzy faraona?...
- Przyszedlem, by
zostac z toba i sluzyc ci - odpowiedzial Pentuer.
- Ho! ho!... -
zawolal Menes przypatrujac mu sie z uwaga. -Ho! ho!... czy naprawde masz juz
dosyc dworskiego zycia i dostojenstw?... Blogoslawiony to dzien!... Kiedy z
wierzcholka mego pylonu zaczniesz ogladac swiat, przekonasz sie, jakie to male
i brzydkie.
Poniewaz Pentuer
nic nie odpowiedzial, wiec Menes udal sie do swych zajec. Wrociwszy zas po
kilku godzinach zastal ucznia siedzacego na tym samym miejscu, z okiem
utkwionym w punkt, gdzie w oddali majaczyl palac faraonow.
Menes dal mu
jeczmienny placek, garnuszek mleka i zostawil go w spokoju.
Trwalo tak kilka
dni. Pentuer jadal niewiele, mowil jeszcze mniej, niekiedy zrywal sie w nocy, a
dni przepedzal bez ruchu, patrzac nie wiadomo gdzie.
Ten tryb zycia
nie podobal sie Menesowi. Wiec pewnego razu zajawszy na kamieniu miejsce obok
Pentuera rzekl:
- Czys ty
zupelnie oszalal, czy duchy ciemnosci tylko chwilowo opanowaly twoje serce?...
Pentuer zwrocil
na niego zamglone oczy.
- Spojrzyj no
dokola siebie - mowil starzec. - Wszakze to najmilsza pora roku. Noce dlugie i
gwiazdziste, .dni chlodne, ziemia okryta kwiatami i nowa trawa. Woda jest
przezroczystsza od krysztalu, pustynia lezy cicha, ale za to powietrze jest
przepelnione spiewem, piskiem, brzeczeniem...
Jezeli wiosna
takie cudy wywoluje na martwej ziemi, jakze skamieniala musi byc dusza twoja,
ktora nie odczuwa podobnych dziwow?... Mowie ci, ocknij sie, bo wygladasz jak
trup w posrodku zywej natury. Pod tym sloncem jestes podobny do zeschlej kupy
blota i prawie ze cuchniesz miedzy narcyzami i fiolkami.
- Mam dusze chora
- odparl Pentuer.
- Coz ci jest?
- Im dluzej
rozmyslam, tym wieksza czuje pewnosc, ze gdybym nie opuscil Ramzesa XIII,
gdybym mu oddal moje uslugi, zylby dotychczas ten najszlachetniejszy z
faraonow.
Otaczaly go setki
zdrajcow; ale ani jeden dobry czlowiek nie wskazal mu srodkow ocalenia!...
- I tobie
naprawde zdaje sie, ze mogles go uratowac? - zapytal Menes. - O pycho
niedouczonego medrca!... Wszystkie rozumy nie ocalilyby sokola zaplatanego
miedzy wrony, a ty, niby jaki bozek, chciales odmienic los czlowieka?...
- Alboz Ramzes
musial zginac?...
- Z pewnoscia, ze
tak. Przede wszystkim byl on faraonem wojennym, a dzisiejszy Egipt brzydzi sie
wojownikami. Woli zlota branzolete anizeli miecz, chocby stalowy; woli dobrego
spiewaka lub tanecznika anizeli nieustraszonego zolnierza; woli zysk i madrosc
niz wojne.
Gdyby w miesiacu
Mechir dojrzala oliwka albo fiolek zakwitnal w miesiacu Tot, jedno i drugie
musialoby zginac, jako plody spoznione lub przedwczesne. Ty zas chcesz, azeby w
epoce Amenhotepow i Herhorow utrzymal sie faraon nalezacy do epoki Hyksosow.
Kazda rzecz ma swoj czas, w ktorym dojrzewa, i taki -w ktorym marnieje. Ramzes
XIII zdarzyl sie w epoce niewlasciwej, wiec musial ustapic.
- I myslisz, ze
nic by go nie uratowalo? - spytal Pentuer.
- Nie widze
takiej potegi. On nie tylko nie godzil sie ze swoja epoka i stanowiskiem, lecz
jeszcze trafil na czas upadku panstwa i byl jak mlody lisc na prochniejacym
drzewie.
- Tak spokojnie
mowisz o upadku panstwa? - zdziwil sie Pentuer.
- Widze go od
kilkudziesieciu lat, a juz widzieli go i moi poprzednicy w tej swiatyni...
Mozna sie bylo przyzwyczaic!
- Macie podwojny
wzrok?...
- Wcale nie -
mowil Menes - ale mamy miare. Z ruchow choragiewki poznasz: jaki wiatr wieje,
studnia nilowa mowi: czy rzeka wzbiera, czy opada... A nas od wiekow o niemocy
panstwa uczy ten oto Sfinks...
I wskazal reka w
kierunku piramid.
- Nic nie wiem o
tym... - szepnal Pentuer.
- Czytaj stare
kroniki naszej swiatyni, a przekonasz sie, ze - ile razy Egipt kwitnal, jego
sfinks byl caly i wysoko wznosil sie nad pustynie. Lecz gdy panstwo chylilo sie
do upadku, sfinks pekal, kruszyl sie, a piaski siegaly mu do nog.
I dzis od paru
wiekow sfinks kruszy sie. A im wyzej dokola niego wznosi sie piasek, im glebsze
bruzdy ukazuja sie na jego ciele, tym panstwo pochyla sie bardziej...
- I zginie?...
- Bynajmniej -
odparl Menes. - Jak po nocy nastepuje dzien, a po niskich wodach przybor Nilu,
tak po okresach upadkow przychodza czasy rozkwitu zycia. Odwieczna historia!...
Z niektorych drzew opadaja liscie w miesiacu Mechir, lecz po to tylko, aby na
nowo wyrosnac w miesiacu Pachono...
I zaprawde Egipt
jest tysiacletnim drzewem, a dynastie galezmi. W/ naszych oczach wyrasta
dwudziesta pierwsza galaz, wiec z czego sie tu smucic?... Z tego, ze choc
galezie upadaja, sama roslina zyje?...
Pentuer zamyslil
sie; ale jego oczy spogladaly przytomniej.
Jeszcze po paru
dniach rzekl Menes do Pentuera:
- Ubywa nam
zywnosci. Musimy pojsc w strone Nilu i zaopatrzyc sie na jakis czas.
Wzieli obaj
wielkie kosze na plecy i od wczesnego ranka zaczeli obchodzic wsie nadbrzezne.
Zwykle stawali pod chatami chlopow spiewajac nabozne piesni, po czym Menes
pukal do drzwi i mowil:
- Litosciwe
dusze, prawowierni Egipcjanie, ofiarujcie jalmuzne slugom bogini Madrosci!...
Dawano im
(najczesciej baby) tu garstke pszenicy, owdzie jeczmienia, tam placek albo
suszona rybke. Niekiedy jednak wypadaly na nich zle psy albo dzieci pogan
obrzucaly ich kamieniami i blotem.
Szczegolny byl
widok tych pokornych zebrakow, z ktorych jeden przez kilka lat wplywal na losy
panstwa, a drugi znajomoscia najglebszych tajemnic natury zmienil bieg
historii.
W bogatszych
wsiach przyjmowano ich lepiej, a w pewnym domu, gdzie odbywalo sie wesele, dano
im jesc, napojono piwem i pozwolono przenocowac miedzy gospodarskimi budynkami.
Ani ich ogolone
twarze i glowy, ani wyleniala skora pantercza nie imponowaly mieszkancom. Lud
Dolnego Egiptu, pomieszany z roznowiercami, nie odznaczal sie nabozenstwem, a
juz zgola lekcewazyl kaplanow bogini Madrosci, o ktorych nie dbalo panstwo.
Lezac w szopie na
pekach swiezej trzciny Menes i Pentuer przysluchiwali sie weselnej muzyce,
pijackim okrzykom, niekiedy klotniom radujacych sie gosci.
- Okropna rzecz -
odezwal sie Pentuer. - Zaledwie kilka miesiecy uplynelo od smierci pana, ktory
byl dobroczynca chlopow, a ci juz zapomnieli o nim... Zaprawde, niedlugo trwa
ludzka wdziecznosc...
- Cozes chcial,
azeby ludzie do konca wiekow obsypywali sobie glowy popiolem? - spytal Menes. -
Gdy krokodyl schwyta kobiete lub dziecko, czy myslisz, ze zaraz przestaja
plynac wody Nilu?... One tocza sie bez wzgledu na trupy, a nawet bez wzgledu na
spadek lub przybor rzeki.
To samo z zyciem
ludu. Czy konczy sie jedna dynastia, a zaczyna druga, czy panstwem wstrzasaja
bunty i wojna albo czy kwitnie pomyslnosc, masy ludu musza jesc, pic, spac,
zenic sie i pracowac, jak drzewo rosnie bez wzgledu na deszcz i posuche. Pozwol
wiec im skakac, jezeli maja zdrowe nogi, albo plakac i spiewac, gdy piersi ich
przepelnia uczucie.
- Przyznaj
jednak, ze ich radosc dziwnie wyglada obok tego, co sam mowiles o upadku
panstwa - wtracil Pentuer.
- Wcale nie
dziwnie, gdyz wlasnie oni sa panstwem, a ich zycie zyciem panstwa. Ludzie
zawsze smuca sie lub ciesza i nie ma takiej godziny, gdzie by ktos nie smial
sie lub nie wzdychal. Caly zas bieg historii polega na tym, ze - gdy wiecej
jest radosci miedzy ludzmi, mowimy: panstwo kwitnie, a gdy czesciej plyna lzy,
nazywamy to upadkiem.
Nie trzeba
przywiazywac sie do wyrazow, ale patrzec na ludzi. W tej chacie jest radosc;
tutaj panstwo kwitnie, zatem nie masz prawa wzdychac, ze upada. Wolno ci tylko
starac sie, aby coraz wiecej i wiecej chat bylo zadowolonych.
Gdy medrcy
powrocili z zebraniny do swiatyni, Menes wprowadzil Pentuera na szczyt pylonu.
Pokazal mu wielka marmurowa kule, na ktorej za pomoca zlotych punktow sam
oznaczyl polozenie kilkuset gwiazd, i - kazal mu przez polowe nocy sledzic
ksiezyc na niebie.
Pentuer chetnie
podjal sie pracy i dzis, pierwszy raz w zyciu, sprawdzil na wlasne oczy, ze w
ciagu kilku godzin sklepienie niebieskie jakby obrocilo sie ku zachodowi, ale
ksiezyc przesunal sie miedzy gwiazdami ku wschodowi.
Te tak proste
zjawiska Pentuer doskonale znal, lecz tylko ze slyszenia. Wiec gdy pierwszy raz
wlasnymi oczyma zobaczyl ruch nieba i cicha wedrowke ksiezyca, doznal takiego
wzruszenia, ze upadl na twarz i zaplakal.
Przed jego dusza
odslonil sie nowy swiat, ktorego pieknosc tym dokladniej ocenial, ze juz byl
wielkim medrcem.
Znowu uplynelo
kilka dni, gdy zglosil sie do nich bogaty dzierzawca proponujac, aby jako
medrcy wyznaczyli mu na gruncie i wykopali kanal. W zamian ofiarowywal im
zywnosc na czas roboty tudziez koze z kozlatkiem jako zaplate.
Poniewaz mleka
brakowalo w swiatyni, Menes zgodzil sie i poszli obaj z Pentuerem do roboty.
Zniwelowali grunt, wykreslili kierunek i kopali.
Przy ciezkim
zajeciu Pentuer ozywil sie, a nawet gdy byl sam z Menesem, rozmawial. Tylko
przy zetknieciu z ludzmi tracil humor; ich smiechy i spiewy zdawaly sie
powiekszac jego cierpienie.
Menes nie chodzil
na noc do wsi, ale razem z Pentuerem sypial w polu, skad mogli widziec kwitnace
lany i przysluchiwac sie echom ludzkiej radosci, nie przyjmujac w niej udzialu.
Pewnego wieczora
polne roboty przerwano wczesniej; do wsi bowiem przyszedl po prosbie ubogi
kaplan z malym chlopcem. Chodzili od domu do domu blagajac o jalmuzne. Chlopak
wygrywal na flecie smutna melodie, a w przerwach jej kaplan spiewal silnym
glosem piesn na poly swiecka, na poly pobozna.
Menes i Pentuer
lezac na pagorku przypatrywali sie rozplomienionemu niebu, na ktorego zlotym
tle mocno uwydatnialy sie czarne trojkaty piramid tudziez brunatne pnie i
ciemnozielone bukiety drzew palmowych. Tymczasem kaplan wlokl sie od chaty do
chaty i wyspiewywal swoja piesn odpoczywajac dluzszy czas po kazdej zwrotce:
- "Jak
spokojnym jest ow sprawiedliwy ksiaze! Piekne przeznaczenie spelnilo sie. Od
czasow Re przemijaja stare ciala, a na ich miejsce przychodza mlode. Kazdego
ranka wschodzi slonce i co wieczor kryje sie na zachodzie. Mezczyzni plodza,
kobiety poczynaja, kazda piers oddycha swiezym powiewem. Ale wszyscy, ktorzy
urodzili sie, wszyscy bez wyjatku, ida na miejsce, jakie czlowiekowi
przeznaczono." *
- I po co to?...
- nagle odezwal sie Pentuer. - Gdyby choc bylo prawda, ze zycie w tym celu
stworzono, aby wzrastala czesc bogow i cnota. Ale tak nie jest. Podstepny
okrutnik, matka, ktora zostaje malzonka mordercy swego syna, kochanka, ktora w
chwili pieszczot mysli o zdradzie, ci rosna w pomyslnosc i potege. A madrzy
usychaja w bezczynnosci, a dzielni i szlachetni gina sami i pamiec ich.
- "Spraw
sobie wesoly dzien, o ksiaze - spiewal kaplan - gdyz niewiele ci ich darowano!
Postaw masci i kadzidel dla nosa twego, a lotosowe wience dla czlonkow, dla
ciala siostry, ktora mieszkajac w twym sercu siedzi przy tobie. Niech wam
spiewaja i graja. Porzuccie troski i weselcie sie, bo wnet zaswita dzien, w
ktorym jedzie sie do kraju, kedy panuje milczenie."
- Masci dla nosa,
wience lotosowe dla czlonkow, a potem... milczenie!... - wtracil Pentuer. -
Zaprawde, blazen udajacy rycerza ma wiecej sensu anizeli ten swiat, w ktorym
wszyscy cos udajemy, bez zadnego pozytku dla siebie. I zeby choc ten ziemski
sen byl jednym ciagiem wesolosci?... Ale gdzie tam!... Komu glod nie skreca
kiszek, tego serce zatruwa pozadanie lub niepokoj. A jezeli kiedy trafi sie
chwila ciszy, wowczas z jej glebin wynurza sie mysl o kraju wiekuistego milczenia
i szarpie ludzka dusze.
- "Swiec
wesoly dzien, o Nefarhotep, mezu z czystymi rekoma! Ja wiem wszystko, co sie
stalo przodkom twoim: ich mury rozpadly sie, miast juz nie ma, a oni sami sa,
jakby ich nie bylo nigdy. Nikt nie przychodzi stamtad, kto by nam powiedzial,
jak sie miewaja, i serca nasze ucieszyl. I tak bedzie, dopoki sami nie
zblizycie sie do miejsca, gdzie oni poszli."
- Widziales ty
kiedy spokojne morze?... - odezwal sie Menes do Pentuera. - Prawda, jakie ono
nudne, niby obraz snu, w ktorym sie nic nie sni? Dopiero gdy wicher zaorze
gladka powierzchnie, gdy jedna fala spada w otchlan, a druga podnosi sie, gdy
na powierzchni zagraja swiatla, a z glebi odezwa sie grozne lub jekliwe glosy,
wowczas morze robi sie pieknym.
Tak samo z rzeka.
Dopoki plynie ciagle w jednym kierunku, wyglada martwo; lecz gdy skreca sie na
lewo i na prawo - nabiera wdzieku. I tak samo z gorami: jednostajna wynioslosc
jest nudna, ale nierowne szczyty i glebokie wawozy sa piekne...
- "Poloz
mirre na glowe twoja, ustroj sie w cienkie plotna i namasc sie boskimi darami -
spiewal kaplan. - Ubierz sie pieknie, jak mozesz i nie pozwalaj upadac sercu
twemu. Zyj dla rozkoszy, dopoki jestes na ziemi, i nie zasmucaj serca, zanim
przyjdzie dla ciebie dzien zalow."
- Tak samo z zyciem
ludzkim - ciagnal Menes. - Rozkosze sa niby fale i szczyty gor, cierpienia -
niby glebie i wawozy, i dopiero wszystkie one razem sprawiaja, ze zycie jest
piekne, gdyz rzezbi sie jak poszarpany lancuch gor wschodnich, na ktore
patrzymy z podziwem.
- "Ale ten,
ktorego serce juz nie bije - spiewal kaplan - nie slyszy zalow i nie smuci sie
cudza zaloba. Wiec z rozjasnionym obliczem swiec dni wesole i pomnazaj ich
liczbe..."
- Slyszysz? -
zapytal Pentuer wskazujac w kierunku wsi. -Ten, ktorego serce juz nie bije, nie
tylko nie smuci sie cudza zaloba, ale nawet nie cieszy sie wlasnym zyciem,
chocby bylo najpiekniej wy rzezbione... Na coz wiec te rzezbienia, za ktore
placi sie bolem i krwawymi lzami?...
Noc zapadala.
Menes owinal sie w oponcze i odparl:
- Ile razy zaczna
cie napastowac podobne mysli, idz do ktorej z naszych swiatyn i przypatrz sie
jej scianom zatloczonym obraza-mi ludzi, zwierzat, drzew, rzek, gwiazd -
zupelnie jak ten swiat, na ktorym zyjemy.
Dla prostaka
figury podobne nie maja zadnej wartosci i moze niejeden zapytywal: na co
one?... po co rzezbia je z tak wielkim nakladem pracy?... Ale medrzec ze czcia
zbliza sie do tych figur i ogarnawszy je spojrzeniem czyta w nich historie
dawnych czasow albo tajemnice madrosci.
KONIEC
2 V 1895, godz. 3
po poludniu
* Piesn
autentyczna
|