Table of Contents | Words: Alphabetical - Frequency - Inverse - Length - Statistics | Help | IntraText Library
Boleslaw Prus
Faraon

IntraText CT - Text

  • TOM TRZECI
    • EPILOG
Previous - Next

Click here to hide the links to concordance

EPILOG

W miesiacu Mechir (listopad-grudzien) Pentuer przybyl do swiatyni za Memfisem, gdzie Menes prowadzil wielkie prace nad niebiosami i ziemia.

Stary, w myslach pograzony medrzec znowu nie poznal Pentuera. Opamietawszy sie jednak usciskal go i zapytal:

- Coz, znowu idziesz niepokoic chlopow dla wzmocnienia wladzy faraona?...

- Przyszedlem, by zostac z toba i sluzyc ci - odpowiedzial Pentuer.

- Ho! ho!... - zawolal Menes przypatrujac mu sie z uwaga. -Ho! ho!... czy naprawde masz juz dosyc dworskiego zycia i dostojenstw?... Blogoslawiony to dzien!... Kiedy z wierzcholka mego pylonu zaczniesz ogladac swiat, przekonasz sie, jakie to male i brzydkie.

Poniewaz Pentuer nic nie odpowiedzial, wiec Menes udal sie do swych zajec. Wrociwszy zas po kilku godzinach zastal ucznia siedzacego na tym samym miejscu, z okiem utkwionym w punkt, gdzie w oddali majaczyl palac faraonow.

Menes dal mu jeczmienny placek, garnuszek mleka i zostawil go w spokoju.

Trwalo tak kilka dni. Pentuer jadal niewiele, mowil jeszcze mniej, niekiedy zrywal sie w nocy, a dni przepedzal bez ruchu, patrzac nie wiadomo gdzie.

Ten tryb zycia nie podobal sie Menesowi. Wiec pewnego razu zajawszy na kamieniu miejsce obok Pentuera rzekl:

- Czys ty zupelnie oszalal, czy duchy ciemnosci tylko chwilowo opanowaly twoje serce?...

Pentuer zwrocil na niego zamglone oczy.

- Spojrzyj no dokola siebie - mowil starzec. - Wszakze to najmilsza pora roku. Noce dlugie i gwiazdziste, .dni chlodne, ziemia okryta kwiatami i nowa trawa. Woda jest przezroczystsza od krysztalu, pustynia lezy cicha, ale za to powietrze jest przepelnione spiewem, piskiem, brzeczeniem...

Jezeli wiosna takie cudy wywoluje na martwej ziemi, jakze skamieniala musi byc dusza twoja, ktora nie odczuwa podobnych dziwow?... Mowie ci, ocknij sie, bo wygladasz jak trup w posrodku zywej natury. Pod tym sloncem jestes podobny do zeschlej kupy blota i prawie ze cuchniesz miedzy narcyzami i fiolkami.

- Mam dusze chora - odparl Pentuer.

- Coz ci jest?

- Im dluzej rozmyslam, tym wieksza czuje pewnosc, ze gdybym nie opuscil Ramzesa XIII, gdybym mu oddal moje uslugi, zylby dotychczas ten najszlachetniejszy z faraonow.

Otaczaly go setki zdrajcow; ale ani jeden dobry czlowiek nie wskazal mu srodkow ocalenia!...

- I tobie naprawde zdaje sie, ze mogles go uratowac? - zapytal Menes. - O pycho niedouczonego medrca!... Wszystkie rozumy nie ocalilyby sokola zaplatanego miedzy wrony, a ty, niby jaki bozek, chciales odmienic los czlowieka?...

- Alboz Ramzes musial zginac?...

- Z pewnoscia, ze tak. Przede wszystkim byl on faraonem wojennym, a dzisiejszy Egipt brzydzi sie wojownikami. Woli zlota branzolete anizeli miecz, chocby stalowy; woli dobrego spiewaka lub tanecznika anizeli nieustraszonego zolnierza; woli zysk i madrosc niz wojne.

Gdyby w miesiacu Mechir dojrzala oliwka albo fiolek zakwitnal w miesiacu Tot, jedno i drugie musialoby zginac, jako plody spoznione lub przedwczesne. Ty zas chcesz, azeby w epoce Amenhotepow i Herhorow utrzymal sie faraon nalezacy do epoki Hyksosow. Kazda rzecz ma swoj czas, w ktorym dojrzewa, i taki -w ktorym marnieje. Ramzes XIII zdarzyl sie w epoce niewlasciwej, wiec musial ustapic.

- I myslisz, ze nic by go nie uratowalo? - spytal Pentuer.

- Nie widze takiej potegi. On nie tylko nie godzil sie ze swoja epoka i stanowiskiem, lecz jeszcze trafil na czas upadku panstwa i byl jak mlody lisc na prochniejacym drzewie.

- Tak spokojnie mowisz o upadku panstwa? - zdziwil sie Pentuer.

- Widze go od kilkudziesieciu lat, a juz widzieli go i moi poprzednicy w tej swiatyni... Mozna sie bylo przyzwyczaic!

- Macie podwojny wzrok?...

- Wcale nie - mowil Menes - ale mamy miare. Z ruchow choragiewki poznasz: jaki wiatr wieje, studnia nilowa mowi: czy rzeka wzbiera, czy opada... A nas od wiekow o niemocy panstwa uczy ten oto Sfinks...

I wskazal reka w kierunku piramid.

- Nic nie wiem o tym... - szepnal Pentuer.

- Czytaj stare kroniki naszej swiatyni, a przekonasz sie, ze - ile razy Egipt kwitnal, jego sfinks byl caly i wysoko wznosil sie nad pustynie. Lecz gdy panstwo chylilo sie do upadku, sfinks pekal, kruszyl sie, a piaski siegaly mu do nog.

I dzis od paru wiekow sfinks kruszy sie. A im wyzej dokola niego wznosi sie piasek, im glebsze bruzdy ukazuja sie na jego ciele, tym panstwo pochyla sie bardziej...

- I zginie?...

- Bynajmniej - odparl Menes. - Jak po nocy nastepuje dzien, a po niskich wodach przybor Nilu, tak po okresach upadkow przychodza czasy rozkwitu zycia. Odwieczna historia!... Z niektorych drzew opadaja liscie w miesiacu Mechir, lecz po to tylko, aby na nowo wyrosnac w miesiacu Pachono...

I zaprawde Egipt jest tysiacletnim drzewem, a dynastie galezmi. W/ naszych oczach wyrasta dwudziesta pierwsza galaz, wiec z czego sie tu smucic?... Z tego, ze choc galezie upadaja, sama roslina zyje?...

Pentuer zamyslil sie; ale jego oczy spogladaly przytomniej.

Jeszcze po paru dniach rzekl Menes do Pentuera:

- Ubywa nam zywnosci. Musimy pojsc w strone Nilu i zaopatrzyc sie na jakis czas.

Wzieli obaj wielkie kosze na plecy i od wczesnego ranka zaczeli obchodzic wsie nadbrzezne. Zwykle stawali pod chatami chlopow spiewajac nabozne piesni, po czym Menes pukal do drzwi i mowil:

- Litosciwe dusze, prawowierni Egipcjanie, ofiarujcie jalmuzne slugom bogini Madrosci!...

Dawano im (najczesciej baby) tu garstke pszenicy, owdzie jeczmienia, tam placek albo suszona rybke. Niekiedy jednak wypadaly na nich zle psy albo dzieci pogan obrzucaly ich kamieniami i blotem.

Szczegolny byl widok tych pokornych zebrakow, z ktorych jeden przez kilka lat wplywal na losy panstwa, a drugi znajomoscia najglebszych tajemnic natury zmienil bieg historii.

W bogatszych wsiach przyjmowano ich lepiej, a w pewnym domu, gdzie odbywalo sie wesele, dano im jesc, napojono piwem i pozwolono przenocowac miedzy gospodarskimi budynkami.

Ani ich ogolone twarze i glowy, ani wyleniala skora pantercza nie imponowaly mieszkancom. Lud Dolnego Egiptu, pomieszany z roznowiercami, nie odznaczal sie nabozenstwem, a juz zgola lekcewazyl kaplanow bogini Madrosci, o ktorych nie dbalo panstwo.

Lezac w szopie na pekach swiezej trzciny Menes i Pentuer przysluchiwali sie weselnej muzyce, pijackim okrzykom, niekiedy klotniom radujacych sie gosci.

- Okropna rzecz - odezwal sie Pentuer. - Zaledwie kilka miesiecy uplynelo od smierci pana, ktory byl dobroczynca chlopow, a ci juz zapomnieli o nim... Zaprawde, niedlugo trwa ludzka wdziecznosc...

- Cozes chcial, azeby ludzie do konca wiekow obsypywali sobie glowy popiolem? - spytal Menes. - Gdy krokodyl schwyta kobiete lub dziecko, czy myslisz, ze zaraz przestaja plynac wody Nilu?... One tocza sie bez wzgledu na trupy, a nawet bez wzgledu na spadek lub przybor rzeki.

To samo z zyciem ludu. Czy konczy sie jedna dynastia, a zaczyna druga, czy panstwem wstrzasaja bunty i wojna albo czy kwitnie pomyslnosc, masy ludu musza jesc, pic, spac, zenic sie i pracowac, jak drzewo rosnie bez wzgledu na deszcz i posuche. Pozwol wiec im skakac, jezeli maja zdrowe nogi, albo plakac i spiewac, gdy piersi ich przepelnia uczucie.

- Przyznaj jednak, ze ich radosc dziwnie wyglada obok tego, co sam mowiles o upadku panstwa - wtracil Pentuer.

- Wcale nie dziwnie, gdyz wlasnie oni sa panstwem, a ich zycie zyciem panstwa. Ludzie zawsze smuca sie lub ciesza i nie ma takiej godziny, gdzie by ktos nie smial sie lub nie wzdychal. Caly zas bieg historii polega na tym, ze - gdy wiecej jest radosci miedzy ludzmi, mowimy: panstwo kwitnie, a gdy czesciej plyna lzy, nazywamy to upadkiem.

Nie trzeba przywiazywac sie do wyrazow, ale patrzec na ludzi. W tej chacie jest radosc; tutaj panstwo kwitnie, zatem nie masz prawa wzdychac, ze upada. Wolno ci tylko starac sie, aby coraz wiecej i wiecej chat bylo zadowolonych.

Gdy medrcy powrocili z zebraniny do swiatyni, Menes wprowadzil Pentuera na szczyt pylonu. Pokazal mu wielka marmurowa kule, na ktorej za pomoca zlotych punktow sam oznaczyl polozenie kilkuset gwiazd, i - kazal mu przez polowe nocy sledzic ksiezyc na niebie.

Pentuer chetnie podjal sie pracy i dzis, pierwszy raz w zyciu, sprawdzil na wlasne oczy, ze w ciagu kilku godzin sklepienie niebieskie jakby obrocilo sie ku zachodowi, ale ksiezyc przesunal sie miedzy gwiazdami ku wschodowi.

Te tak proste zjawiska Pentuer doskonale znal, lecz tylko ze slyszenia. Wiec gdy pierwszy raz wlasnymi oczyma zobaczyl ruch nieba i cicha wedrowke ksiezyca, doznal takiego wzruszenia, ze upadl na twarz i zaplakal.

Przed jego dusza odslonil sie nowy swiat, ktorego pieknosc tym dokladniej ocenial, ze juz byl wielkim medrcem.

Znowu uplynelo kilka dni, gdy zglosil sie do nich bogaty dzierzawca proponujac, aby jako medrcy wyznaczyli mu na gruncie i wykopali kanal. W zamian ofiarowywal im zywnosc na czas roboty tudziez koze z kozlatkiem jako zaplate.

Poniewaz mleka brakowalo w swiatyni, Menes zgodzil sie i poszli obaj z Pentuerem do roboty. Zniwelowali grunt, wykreslili kierunek i kopali.

Przy ciezkim zajeciu Pentuer ozywil sie, a nawet gdy byl sam z Menesem, rozmawial. Tylko przy zetknieciu z ludzmi tracil humor; ich smiechy i spiewy zdawaly sie powiekszac jego cierpienie.

Menes nie chodzil na noc do wsi, ale razem z Pentuerem sypial w polu, skad mogli widziec kwitnace lany i przysluchiwac sie echom ludzkiej radosci, nie przyjmujac w niej udzialu.

Pewnego wieczora polne roboty przerwano wczesniej; do wsi bowiem przyszedl po prosbie ubogi kaplan z malym chlopcem. Chodzili od domu do domu blagajac o jalmuzne. Chlopak wygrywal na flecie smutna melodie, a w przerwach jej kaplan spiewal silnym glosem piesn na poly swiecka, na poly pobozna.

Menes i Pentuer lezac na pagorku przypatrywali sie rozplomienionemu niebu, na ktorego zlotym tle mocno uwydatnialy sie czarne trojkaty piramid tudziez brunatne pnie i ciemnozielone bukiety drzew palmowych. Tymczasem kaplan wlokl sie od chaty do chaty i wyspiewywal swoja piesn odpoczywajac dluzszy czas po kazdej zwrotce:

- "Jak spokojnym jest ow sprawiedliwy ksiaze! Piekne przeznaczenie spelnilo sie. Od czasow Re przemijaja stare ciala, a na ich miejsce przychodza mlode. Kazdego ranka wschodzi slonce i co wieczor kryje sie na zachodzie. Mezczyzni plodza, kobiety poczynaja, kazda piers oddycha swiezym powiewem. Ale wszyscy, ktorzy urodzili sie, wszyscy bez wyjatku, ida na miejsce, jakie czlowiekowi przeznaczono." *

- I po co to?... - nagle odezwal sie Pentuer. - Gdyby choc bylo prawda, ze zycie w tym celu stworzono, aby wzrastala czesc bogow i cnota. Ale tak nie jest. Podstepny okrutnik, matka, ktora zostaje malzonka mordercy swego syna, kochanka, ktora w chwili pieszczot mysli o zdradzie, ci rosna w pomyslnosc i potege. A madrzy usychaja w bezczynnosci, a dzielni i szlachetni gina sami i pamiec ich.

- "Spraw sobie wesoly dzien, o ksiaze - spiewal kaplan - gdyz niewiele ci ich darowano! Postaw masci i kadzidel dla nosa twego, a lotosowe wience dla czlonkow, dla ciala siostry, ktora mieszkajac w twym sercu siedzi przy tobie. Niech wam spiewaja i graja. Porzuccie troski i weselcie sie, bo wnet zaswita dzien, w ktorym jedzie sie do kraju, kedy panuje milczenie."

- Masci dla nosa, wience lotosowe dla czlonkow, a potem... milczenie!... - wtracil Pentuer. - Zaprawde, blazen udajacy rycerza ma wiecej sensu anizeli ten swiat, w ktorym wszyscy cos udajemy, bez zadnego pozytku dla siebie. I zeby choc ten ziemski sen byl jednym ciagiem wesolosci?... Ale gdzie tam!... Komu glod nie skreca kiszek, tego serce zatruwa pozadanie lub niepokoj. A jezeli kiedy trafi sie chwila ciszy, wowczas z jej glebin wynurza sie mysl o kraju wiekuistego milczenia i szarpie ludzka dusze.

- "Swiec wesoly dzien, o Nefarhotep, mezu z czystymi rekoma! Ja wiem wszystko, co sie stalo przodkom twoim: ich mury rozpadly sie, miast juz nie ma, a oni sami sa, jakby ich nie bylo nigdy. Nikt nie przychodzi stamtad, kto by nam powiedzial, jak sie miewaja, i serca nasze ucieszyl. I tak bedzie, dopoki sami nie zblizycie sie do miejsca, gdzie oni poszli."

- Widziales ty kiedy spokojne morze?... - odezwal sie Menes do Pentuera. - Prawda, jakie ono nudne, niby obraz snu, w ktorym sie nic nie sni? Dopiero gdy wicher zaorze gladka powierzchnie, gdy jedna fala spada w otchlan, a druga podnosi sie, gdy na powierzchni zagraja swiatla, a z glebi odezwa sie grozne lub jekliwe glosy, wowczas morze robi sie pieknym.

Tak samo z rzeka. Dopoki plynie ciagle w jednym kierunku, wyglada martwo; lecz gdy skreca sie na lewo i na prawo - nabiera wdzieku. I tak samo z gorami: jednostajna wynioslosc jest nudna, ale nierowne szczyty i glebokie wawozy sa piekne...

- "Poloz mirre na glowe twoja, ustroj sie w cienkie plotna i namasc sie boskimi darami - spiewal kaplan. - Ubierz sie pieknie, jak mozesz i nie pozwalaj upadac sercu twemu. Zyj dla rozkoszy, dopoki jestes na ziemi, i nie zasmucaj serca, zanim przyjdzie dla ciebie dzien zalow."

- Tak samo z zyciem ludzkim - ciagnal Menes. - Rozkosze sa niby fale i szczyty gor, cierpienia - niby glebie i wawozy, i dopiero wszystkie one razem sprawiaja, ze zycie jest piekne, gdyz rzezbi sie jak poszarpany lancuch gor wschodnich, na ktore patrzymy z podziwem.

- "Ale ten, ktorego serce juz nie bije - spiewal kaplan - nie slyszy zalow i nie smuci sie cudza zaloba. Wiec z rozjasnionym obliczem swiec dni wesole i pomnazaj ich liczbe..."

- Slyszysz? - zapytal Pentuer wskazujac w kierunku wsi. -Ten, ktorego serce juz nie bije, nie tylko nie smuci sie cudza zaloba, ale nawet nie cieszy sie wlasnym zyciem, chocby bylo najpiekniej wy rzezbione... Na coz wiec te rzezbienia, za ktore placi sie bolem i krwawymi lzami?...

Noc zapadala. Menes owinal sie w oponcze i odparl:

- Ile razy zaczna cie napastowac podobne mysli, idz do ktorej z naszych swiatyn i przypatrz sie jej scianom zatloczonym obraza-mi ludzi, zwierzat, drzew, rzek, gwiazd - zupelnie jak ten swiat, na ktorym zyjemy.

Dla prostaka figury podobne nie maja zadnej wartosci i moze niejeden zapytywal: na co one?... po co rzezbia je z tak wielkim nakladem pracy?... Ale medrzec ze czcia zbliza sie do tych figur i ogarnawszy je spojrzeniem czyta w nich historie dawnych czasow albo tajemnice madrosci.

 

KONIEC

2 V 1895, godz. 3 po poludniu

 

 

* Piesn autentyczna

 




Previous - Next

Table of Contents | Words: Alphabetical - Frequency - Inverse - Length - Statistics | Help | IntraText Library

Best viewed with any browser at 800x600 or 768x1024 on Tablet PC
IntraText® (V89) - Some rights reserved by EuloTech SRL - 1996-2007. Content in this page is licensed under a Creative Commons License