ROZDZIAL CZWARTY
Nastepca tronu i
jego towarzysz biegli z cwierc godziny po skalistym grzbiecie wzgorza, coraz
blizej slyszac trabki, ktore wciaz gwaltowniej i gwaltowniej wygrywaly alarm.
Nareszcie znalezli sie w miejscu, skad mozna bylo ogarnac wzrokiem cala
okolice.
Na lewo ciagnela
sie szosa, za ktora dokladnie bylo widac miasto Pi-Bailos, stojace za nim pulki
nastepcy tronu i ogromny tuman pylu, ktory unosil sie nad nacierajacym ze
wschodu przeciwnikiem.
Na prawo zial
szeroki wawoz, srodkiem ktorego pulk grecki ciagnal wojenne machiny. Niedaleko
od szosy wawoz ten zlewal sie z drugim, szerszym, ktory wychodzil z glebi
pustyni.
Otoz w tym
punkcie dzialo sie cos niezwyklego. Grecy z machinami stali bezczynnie
niedaleko polaczenia obu wawozow; lecz na samym polaczeniu, miedzy szosa a
sztabem nastepcy, wyciagnely sie cztery geste szeregi jakiegos innego wojska,
niby cztery ploty najezone iskrzacymi wloczniami.
Mimo bardzo
spadzistej drogi ksiaze cwalem zbiegl do swego oddzialu, do miejsca, gdzie stal
minister wojny otoczony oficerami.
- Co sie tu
dzieje?... - groznie zawolal. - Dlaczego trabicie alarm zamiast maszerowac?...
- Jestesmy
odcieci - rzekl Herhor.
- Kto?... przez
kogo?...
- Nasz oddzial
przez trzy pulki Nitagera, ktore wyszly z pustyni.
- Wiec tam,
blisko szosy, stoi nieprzyjaciel?...
- Stoi sam
niezwyciezony Nitager...
Zdawalo sie, ze w
tej chwili nastepca tronu oszalal. Skrzywily mu sie usta, oczy wyszly z orbit.
Wydobyl miecz i pobieglszy do Grekow krzyknal chrapliwym
glosem:
- Za mna na tych,
ktorzy nam zastapili droge!...
- Zyj wiecznie,
erpatre!... - zawolal Patrokles, rownie dobywajac miecza. - Naprzod, potomkowie
Achillesa!... - zwrocil sie do swoich zolnierzy. - Pokazmy egipskim krowiarzom,
ze nas zatrzymywac nie wolno!...
Trabki zagraly do
ataku. Cztery krotkie, ale wyprostowane szeregi poszly naprzod, wzbil sie tuman
pylu i krzyk na czesc Ramzesa.
W pare minut
Grecy znalezli sie wobec pulkow egipskich i - zawahali sie.
- Naprzod!... -
wolal nastepca biegnac z mieczem w reku.
Grecy znizyli
wlocznie. W szeregach przeciwnych zrobil sie jakis ruch, przelecial szmer i -
rowniez znizyly sie wlocznie.
- Kto wy
jestescie, szalency?... - odezwal sie potezny glos ze strony przeciwnej.
- Nastepca
tronu!... - odpowiedzial Patrokles.
Chwila ciszy.
- Rozstapic
sie!... - powtorzyl ten sam wielki glos co pierwej.
Pulki armii
wschodniej z wolna otworzyly sie jak ciezkie podwojne wrota i - grecki oddzial
przeszedl.
Wowczas do
nastepcy zblizyl sie siwy wojownik w zlocistym helmie i zbroi i nisko
skloniwszy sie rzekl:
- Zwyciezyles,
erpatre. Tylko wielki wodz w ten sposob wydobywa sie z klopotu.
- Ty jestes
Nitager, najwaleczniejszy z walecznych!... - zawolal ksiaze.
W tej chwili
zblizyl sie do nich minister wojny, ktory slyszal rozmowe, i rzekl cierpko:
- A gdyby po
waszej stronie znalazl sie rownie niesforny wodz, jak erpatre, czym
zakonczylibysmy manewry?
- Dajze spokoj
mlodemu wojownikowi! - odparl Nitager. Czyliz nie wystarcza ci, ze pokazal lwie
pazury, jak przystalo na dziecie faraonow?...
Tutmozis slyszac,
jaki obrot przybiera rozmowa, zwrocil sie do Nitagera:
- Skad wziales
sie tutaj, dostojny wodzu, jezeli glowne twoje sily znajduja sie przed nasza
armia?
- Wiedzialem, jak
niedoleznie maszeruje oddzial z Memfis, gdy nastepca gromadzi pulki pod
Pi-Bailos. No i dla smiechu chcialem przylapac was, paniczykow... Na moje
nieszczescie znalazl sie tu nastepca i popsul mi plany. Tak zawsze postepuj,
Ramzesie, naturalnie wobec prawdziwych nieprzyjaciol.
- A jezeli, jak
dzis, trafi na trzy razy wieksza sile?... - zapytal Herhor.
- Wiecej znaczy
odwazny rozum anizeli sila - odpowiedzial stary wodz. - Slon jest piecdziesiat
razy mocniejszym od czlowieka, a jednak ulega mu lub ginie z jego reki...
Herhor sluchal w
milczeniu.
Manewry uznano za
skonczone. Nastepca tronu w towarzystwie ministra i wodzow pojechal do wojsk
pod Pi-Bailos, przywital weteranow Nitagera i pozegnal swoje pulki rozkazujac
im isc na wschod i zyczac powodzenia. Nastepnie otoczony wielka swita wracal
szosa do Memfis wsrod tlumow z ziemi Gosen, ktore z zielonymi galazkami i w
swiatecznych szatach pozdrawialy zwyciezce.
Gdy gosciniec
skrecil ku pustyni, tlum przerzedzil sie; a gdy zblizyli sie do miejsca, gdzie
sztab nastepcy z powodu skarabeuszow wszedl do wawozu, na szosie juz nie bylo
nikogo.
Wtedy Ramzes
skinal na Tutmozisa i wskazujac mu lysy pagorek szepnal:
- Pojdziesz tam,
do Sary...
- Rozumiem.
- I powiesz jej
ojcu, ze oddaje mu folwark pod Memfisem.
- Rozumiem.
Pojutrze bedziesz ja mial.
Po tej wymianie
zdan Tutmozis cofnal sie ku maszerujacym za swita wojskom i zniknal.
Prawie naprzeciw
wawozu, do ktorego z rana wjechaly machiny wojenne, o kilkanascie krokow za
szosa roslo nieduze, choc stare drzewo tamaryndowe. W tym miejscu zatrzymala
sie straz poprzedzajaca ksiazeca swite.
- Czy znowu
spotykamy sie ze skarabeuszami?... - zapytal ze smiechem nastepca tronu
ministra.
- Zobaczymy -
odparl Herhor.
Jakoz zobaczyli:
na watlym drzewie wisial nagi czlowiek.
- Coz to znaczy!
- zawolal wzruszony nastepca.
Pobiegli do
drzewa adiutanci i przekonali sie, ze wisielcem jest ow stary chlop, ktoremu
wojsko zasypalo kanal.
- Slusznie
powiesil sie - krzyczal miedzy oficerami Eunana. - Czybyscie uwierzyli, ze ten
nedzny niewolnik osmielil sie schwytac za nogi jego dostojnosc ministra!..
Ramzes
uslyszawszy to zatrzymal konia. Nastepnie zsiadl i zblizyl sie do zlowrogiego
drzewa. Chlop wisial z glowa wyciagnieta naprzod; mial usta szeroko otwarte,
dlonie zwrocone do widzow, a w oczach zgroze. Wygladal jak czlowiek, ktory chce
cos powiedziec, ale mu glosu zabraklo.
- Nieszczesliwy -
westchnal ze wspolczuciem ksiaze.
Gdy wrocil do
orszaku, kazal sobie opowiedziec historie chlopa, a pozniej przez dlugi czas
jechal milczacy.
Przed oczyma
wciaz stal mu obraz samobojcy, a w sercu nurtowalo uczucie, ze temu
pogardzonemu niewolnikowi stala sie wielka krzywda. Tak niezmierna krzywda, ze
nad nia mogl zastanawiac sie nawet on, syn i nastepca faraona.
Goraco bylo
nieznosne, kurz wysuszal wargi i klul oczy ludziom i zwierzetom. Zatrzymano
oddzial na krotki postoj, a tymczasem Nitager konczyl rozmowe z ministrem.
- Moi oficerowie
- mowil stary wodz - nie patrza pod nogi, tylko przed siebie. I moze dlatego
nigdy nie zaskoczyl mnie nieprzyjaciel.
- Tym
przypomniales mi, wasza dostojnosc, ze powinienem zaplacic pewne dlugi - odparl
Herhor i kazal zgromadzic sie oficerom i zolnierzom, jacy byli pod reka.
- A teraz - rzekl
minister - zawolajcie Eunane.
Obwieszony
amuletami oficer znalazl sie tak predko, jakby od dawna czekal na to wezwanie.
Na jego twarzy malowala sie radosc, z trudem hamowana przez pokore.
Herhor, ujrzawszy
przed soba Eunane, zaczal:
- Z woli jego
swiatobliwosci, wraz ze skonczeniem manewrow, najwyzsza wladza wojskowa znowu
przechodzi w moje rece.
Obecni pochylili
glowy.
- Wladzy tej
wypada mi uzyc przede wszystkim na wymiar sprawiedliwosci...
Oficerowie
zaczeli spogladac po sobie.
- Eunano -
ciagnal minister - wiem, ze zawsze byles jednym z najpilniejszych oficerow...
- Prawda mowi
przez wasze usta, dostojny panie - odparl Eunana. - Jak palma czeka na rose,
tak ja na rozkazy zwierzchnikow. A gdy ich nie otrzymuje, jestem jak sierota w
pustyni, szukajaca drogi swojej.
Okryci bliznami
oficerowie Nitagera z podziwem przysluchiwali sie wartkiej wymowie Eunany i
mysleli w sobie :
"Ten bedzie
wywyzszony nad innych!"
- Eunano - mowil
minister - jestes nie tylko pilny, ale i pobozny; nie tylko pobozny, ale i
czujny jak ibis nad woda. Bogowie tez zleli na ciebie wielkie dobrodziejstwa:
dali ci wezowa przezornosc i wzrok jastrzebia...
- Czysta prawda
plynie z ust waszej dostojnosci - wtracil Eunana. - Gdyby nie moj dziwny wzrok,
nie wypatrzylbym dwu swietych skarabeuszow...
- Tak - przerwal
minister - i nie uratowalbys naszego obozu od swietokradztwa. Za ten czyn,
godny najpobozniejszego Egipcjanina, daje ci...
Tu minister zdjal
z palca zloty pierscien.
- Daje ci ten oto
pierscien z imieniem bogini Mut, ktorej laska i roztropnosc beda ci
towarzyszyly do konca ziemskiej wedrowki, jezeli na nia zasluzysz.
Jego dostojnosc
wreczyl pierscien Eunanie, a obecni wydali wielki okrzyk na czesc faraona i
zaszczekali orezem.
Poniewaz minister
nie ruszyl sie, wiec i Eunana stal i bystro patrzyl mu w oczy, jak wierny pies,
ktory otrzymawszy z reki panskiej jeden kasek, jeszcze kreci ogonem i czeka.
- A teraz -
zaczal znowu minister - przyznaj sie Eunano, dlaczego nie powiedziales, gdzie
poszedl nastepca tronu, gdy wojsko z trudem maszerowalo przez wawoz?...
Popelniles zly czyn, musielismy bowiem trabic alarm w sasiedztwie
nieprzyjaciela.
- Bogowie sa
moimi swiadkami, zem nic nie wiedzial o najdostojniejszym ksieciu - odparl
zdziwiony Eunana.
Herhor potrzasnal
glowa.
- Nie moze byc,
azeby czlowiek, obdarzony takim jak ty wzrokiem, ktory o kilkadziesiat krokow
widzi wsrod piasku swiete skarabeusze, nie dostrzegl tak wielkiej osoby, jaka
jest nastepca tronu.
- Zaprawde nie
widzialem !... - tlumaczyl sie Eunana bijac sie w piersi. - Zreszta nikt mi nie
kazal czuwac nad ksieciem.
- Czyliz nie
uwolnilem cie od dowodztwa przedniej strazy?... Czyliz wyznaczylem ci jakie
zajecie? - pytal minister. - Byles zupelnie wolny, wlasnie jak czlowiek
powolany do sledzenia rzeczy waznych. A czy wywiazales sie z tego zadania?...
Zaiste, za podobny blad w czasie wojny musialbys umrzec smiercia...
Nieszczesny
oficer pobladl.
- Ale ja mam dla
ciebie serce ojcowskie, Eunano - mowil dostojny pan - i pamietajac na wielka
usluge, jaka oddales armii przez wypatrzenie symbolow swietego slonca,
skarabeuszow, wyznaczam ci, nie jak surowy minister, ale jako lagodny kaplan,
bardzo mala kare. Otrzymasz piecdziesiat kijow.
- Wasza
dostojnosc...
- Eunano, umiales
byc szczesliwym, badz teraz meznym i przyjmij to drobne upomnienie, jak
przystalo na oficera armii jego swiatobliwosci.
Ledwie skonczyl
dostojny Herhor, juz starsi ranga oficerowie polozyli Eunane w wygodnym miejscu
obok szosy. Potem jeden usiadl na karku, drugi na nogach, a dwaj inni wyliczyli
mu w obnazone cialo piecdziesiat gietkich trzcin.
Nieustraszony
bojownik nie wydal jeku, owszem - nucil piesn zolnierska, a po ukonczeniu
ceremonii sam chcial sie podniesc. Ale schorzale nogi odmowily mu
posluszenstwa. Wiec padl twarza w piasek i musiano go odwiezc do Memfisu na
dwukolnym wozie, na ktorym lezac i usmiechajac sie do zolnierzy rozmyslal, ze
nie tak predko zmienia sie wiatr w Dolnym Egipcie jak fortuna w zyciu biednego
oficera!
Gdy po krotkim
postoju orszak nastepcy tronu wyruszyl w dalsza droge, jego dostojnosc Herhor
siadl na konia i jadac obok jego dostojnosci Nitagera rozmawial polglosem o
ludach azjatyckich, a przede wszystkim o rozbudzeniu sie Asyrii.
Wowczas dwaj
sludzy ministra: adiutant niosacy wachlarz i pisarz Pentuer, zaczeli tez
rozmowe.
- Co myslisz o
przygodzie Eunany? - spytal adiutant.
- A ty co myslisz
o chlopie, ktory sie powiesil? - rzekl pisarz.
- Zdaje mi sie,
ze dla chlopa dzien dzisiejszy jest najlepszym, a powroz kolo szyi najmiekszym,
jaki spotkal w zyciu - odparl adiutant. - Mysle tez, ze Eunana od tej pory
bedzie bardzo troskliwie pilnowal nastepcy tronu.
- Mylisz sie -
rzekl Pentuer. - Eunana od tej pory nigdy nie dojrzy skarabeusza, chocby byl
wielkim jak wol. Co sie zas tyczy owego chlopa, czy nie sadzisz, ze jemu jednak
musialo byc zle, bardzo zle... bardzo zle na swietej ziemi egipskiej !
- Nie znasz
chlopow, wiec tak mowisz.
- A ktoz ich
lepiej zna?... - odparl posepnie pisarz. - Czyliz nie wyroslem miedzy nimi?...
Czy nie widzialem, jak moj ojciec nawodnial grunta, oczyszczal kanaly, sial,
zbieral, a nade wszystko - jak placil podatki. O, ty nie wiesz, co to jest dola
chlopa w Egipcie!
- Za to wiem, co
jest dola cudzoziemca - odpowiedzial adiutant. - Moj pradziad czy prapradziad
byl jednym z wielkich miedzy Hyksosami, ale zostal tu, bo przywiazal sie do
ziemi. I co powiesz: nie tylko jemu odebrano majatek, ale jeszcze i na mnie
ciazy plama pochodzenia!... Sam widzisz, co nieraz znosze od rodowitych
Egipcjan, choc mam znaczne stanowisko. Jakze wiec moge litowac sie nad egipskim
chlopem, ktory widzac moja zoltawa cere nieraz mruczy pod nosem:
"poganin!... cudzoziemiec!..." Chlop zas nie jest ani poganinem, ani
cudzoziemcem.
- Tylko
niewolnikiem - wtracil pisarz. - Niewolnikiem, ktorego zenia, rozwodza, bija,
sprzedaja, niekiedy morduja, a zawsze kaza mu pracowac obiecujac w dodatku, ze
i na tamtym swiecie rowniez bedzie niewolnikiem.
Adiutant wzruszyl
ramionami.
- Dziwny ty
jestes, choc tak madry! - rzekl. - Przecie widzisz, ze kazdy z nas zajmuje
jakies stanowisko - niskie mniej niskie lub bardziej niskie, na ktorym musi
pracowac. A czy martwi cie to, ze nie jestes faraonem i ze twoim grobem nie
bedzie piramida?... Wcale nie myslisz o tym, bo rozumiesz, ze taki jest
porzadek swiata. Kazdy pelni swoje obowiazki: wol orze, osiol dzwiga
podroznych, ja chlodze jego dostojnosc, ty za niego pamietasz i myslisz, a
chlop uprawia ziemie i placi podatki. Coz wiec nam z tego, ze jakis wol urodzi
sie Apisem, ktoremu czesc oddaja, a jakis czlowiek faraonem lub nomarcha?..
- Temu chlopu
zniszczono jego dziesiecioletnia prace... - szepnal Pentuer.
- A twojej pracy
nie niszczy minister?... - spytal adiutant. - Ktoz wie, ze to ty rzadzisz
panstwem, nie zas dostojny Herhor?...
- Mylisz sie,
rzekl pisarz - on rzadzi naprawde. On ma wladze, on ma wole, a ja... tylko
wiadomosci... Mnie wreszcie nie bija ani ciebie, jak owego chlopa...
- Ale za to zbili
Eunane, a i nam moze sie dostac. Trzeba wiec byc meznym i cieszyc sie ze
stanowiska, jakie wyznaczono czlowiekowi. Tym bardziej ze, jak ci wiadomo, nasz
duch, niesmiertelny Ka, w miare oczyszczania sie, wstepuje na wyzsze szczeble,
aby za tysiace czy miliony lat, razem z duszami faraonow i niewolnikow, nawet
razem z bogami - rozplynac sie w bezimiennym a wszechmocnym ojcu zycia.
- Mowisz jak
kaplan - odparl z gorycza Pentuer. - Ja to raczej powinienem miec ten spokoj
!... Lecz zamiast niego mam bol w duszy, bo odczuwam nedze milionow...
- Ktoz ci kaze?
- Oczy moje i
serce. Jest ono jak dolina miedzy gorami, ktora nie moze milczec, kiedy slyszy
krzyk, lecz odpowiada echem.
- A ja tobie
mowie, Pentuerze, ze za duzo myslisz o rzeczach niebezpiecznych. Nie mozna
bezkarnie chodzic po urwiskach gor wschodnich, bo lada chwile spadniesz; ani
bladzic po zachodniej pustyni, gdzie kraza lwy zglodniale i zrywa sie wsciekly
chamsin.
Tymczasem
waleczny Eunana jadac na wozie, ktory mu tylko odnawial bolesc, aby pokazac,
jak jest meznym, zazadal jedzenia i picia. A gdy spozyl suchy placek, natarty
czosnkiem, i wypil kwasne piwo z wysmuklego garnuszka, poprosil woznicy, aby mu
galazka spedzal muchy z poranionego ciala.
Tak lezac na
workach i pakach, na skrzypiacym wozie, twarza zwrocony do ziemi, biedny Eunana
jekliwym glosem zaczal opiewac ciezka dole nizszego oficera:
- "Z
jakiejze to racji mowisz, ze lepiej byc oficerem anizeli pisarzem? Przyjdz i
patrz na moje sine pregi i popekane cialo, a ja ci przez ten czas opowiem
dzieje udreczonego oficera. Jeszcze bylem chlopcem, kiedy przyniesiono mnie do
koszar. Na sniadanie dostawalem piescia w brzuch, az mnie mdlilo, na obiad
kulak w oczy, az mi sie geba rozdziawiala, a ku wieczorowi mialem juz glowe
okryta ranami i prawie rozszczepiona.
Chodz, niech ci
opowiem, jak odbylem podroz do Syrii. Jedzenie i picie musialem dzwigac w
rekach, objuczony jak osiol. Szyje mialem zesztywniala jak szyja osla, a kregi
pacierzowe spekane. Pilem zgnila wode, a wobec wroga bylem jako zlapany ptak.
Wrocilem do
Egiptu, ale tu jestem jak drzewo, ktore robak toczy. Za byle co klada mnie na
ziemie i bija jak w ksiazke, tak ze od kijow jestem prawie polamany. Jestem
chory i musze sie klasc, musza mnie wozic na wozie, a tymczasem sluzacy kradnie
mi plaszcz i ucieka... Dlatego, o pisarzu! zmien swoje zdanie o szczesciu
oficera." *
Tak spiewal mezny
Eunana, a jego piesn, pelna lez, przetrwala panstwo egipskie.
* Autentyczne
|