ROZDZIAL SZOSTY
Do palacu faraona
pod Memfisem wchodzilo sie przez brame osadzona miedzy dwoma pieciopietrowymi
wiezami, czyli - pylonami. Zewnetrzne sciany tych budowli, wzniesionych z
szarego piaskowca, od dolu do gory byly okryte plaskorzezbami. Na szczycie
bramy wznosil sie herb czy symbol panstwa: skrzydlata kula, spoza ktorej
wychylaly sie dwa weze. Ponizej siedzial rzad bogow, ktorym faraonowie skladali
ofiary. Na bocznych slupach wyrzezbiono rowniez wizerunki bogow, w pieciu
kondygnacjach, jedna nad druga, a u dolu - hieroglificzne napisy.
Na scianach
kazdego pylonu glowne miejsce zajmowala plaskorzezba Ramzesa Wielkiego, ktory w
jednej rece mial podniesiony topor, a druga trzymal za wlosy gromade ludzi
zwiazanych w pek niby pietruszka. Powyzej krola staly lub siedzialy znowu dwie
kondygnacje bogow; jeszcze wyzej szereg ludzi niosacych ofiary, a pod samym
szczytem pylonow - wizerunki skrzydlatych wezow, przeplatane wizerunkami
skarabeuszow.
Te pieciopietrowe
pylony, o scianach zwezajacych sie ku gorze, trzypietrowa brama, ktora je
laczyla, plaskorzezby, w ktorych porzadek mieszal sie z ponura fantazja, a
poboznosc z okrucienstwem, robily przygnebiajace wrazenie. Zdawalo sie, ze
trudno tu wejsc, niepodobna wyjsc, a zyc ciezko.
Z bramy, przed
ktora stalo wojsko i tlum drobnych urzednikow, wchodzilo sie na dziedziniec
otoczony kruzgankami, wspartymi na pietrowych slupach. Byl to ozdobny ogrodek,
w ktorym hodowano aloesy, male palmy, drzewa pomaranczowe i cedry w wazonach,
wszystko wyciagniete w szeregi i dobrane wedlug wzrostu. Na srodku tryskala
fontanna; sciezki wysypano kolorowym piaskiem.
Tu, pod
kruzgankami, siedzieli lub przechadzali sie wyzsi urzednicy panstwa szepczac po
cichu. Z dziedzinca, przez wysokie drzwi, szlo sie do sali wspartej na dwunastu
kolumnach trzypietrowych. Sala byla duza, lecz z powodu grubosci kolumn
wydawala sie ciasna. Oswietlaly ja drobne okienka w scianach i duzy prostokatny
otwor w suficie. Panowal tu chlod i cien, prawie zmrok, ktory jednak nie
przeszkadzal widziec zoltych scian i slupow pokrytych kondygnacjami malowidel.
W gorze liscie i kwiaty, nizej bogowie, jeszcze nizej ludzie, ktorzy niesli ich
posagi lub skladali ofiary, a miedzy tymi grupami szeregi hieroglifow. Wszystko
to bylo malowane wyraznymi, prawie ostrymi kolorami: zielonym, czerwonym i
niebieskim.
W tej sali, z
wzorzysta posadzka mozaikowa, stali w ciszy, bialych szatach i boso - kaplani,
najwyzsi urzednicy panstwa, minister wojny Herhor tudziez wo- dzowie: Nitager i
Patrokles, wezwani do faraona.
Jego
swiatobliwosc Ramzes XII, jak zwykle przed narada, skladal ofiary bogom w
swojej kaplicy. Ciagnelo sie to dosc dlugo. Co chwile z dalszych komnat wbiegal
jakis kaplan albo urzednik komunikujac wiadomosci o przebiegu nabozenstwa.
- Juz pan zlamal
pieczec od kaplicy... Juz myje swiete bostwo... Juz je ubiera... Juz zamknal
drzwi...
Na twarzach
obecnych, pomimo ich dostojenstw, malowal sie niepokoj i zgnebienie. Tylko
Herhor byl obojetny, Patrokles niecierpliwy, a Nitager od czasu do czasu macil
uroczysta cisze swoim poteznym glosem. Za kazdym tak nieprzyzwoitym odezwaniem
sie starego wodza dworacy poruszali sie niby sploszone owce, a potem spogladali
na siebie jakby mowiac:
"To gbur,
cale zycie ugania sie za barbarzyncami, wiec mozna mu wybaczyc..." W
dalszych komnatach odezwal sie dzwiek dzwonkow i chrzest broni. Do sali weszlo
dwoma rzedami kilkunastu gwardzistow w zlotych helmach i napiersnikach, z
obnazonymi mieczami, potem dwa szeregi kaplanow, a nareszcie ukazal sie faraon,
niesiony na tronie, otoczony oblokami dymu z kadzielnic.
Wladca Egiptu,
Ramzes XII, byl to czlowiek blisko szescdziesiecioletni, z twarza zwiedla. Mial
na sobie biala toge, na glowie czerwono-bialy kolpak ze zlotym wezem, w reku
dluga laske. Kiedy orszak ukazal sie, wszyscy upadli na twarz. Tylko Patrokles,
jako barbarzynca poprzestal na niskim uklonie, a Nitager przykleknal na jedno kolano,
lecz wnet podniosl sie.
Lektyka
zatrzymala sie przed baldachimem, pod ktorym na wzniesieniu stal tron hebanowy.
Faraon z wolna zeszedl z lektyki, chwile popatrzyl na obecnych, a potem,
usiadlszy na tronie, utkwil oczy w gzyms sali, na ktorym byla wymalowana rozowa
kula z niebieskimi skrzydlami i zielonymi wezami.
Na prawo od
faraona stanal wielki pisarz, na lewo sedzia z laska, obaj w ogromnych
perukach.
Na znak dany
przez sedziego wszyscy usiedli albo uklekli na podlodze, zas pisarz odezwal sie
do faraona:
- Panie nasz i
wladco potezny! Twoj sluga Nitager, wielki straznik granicy wschodniej,
przyjechal, aby zlozyc ci holdy, i przywiozl haracz od pobitych narodow: waze z
zielonego kamienia pelna zlota, trzysta wolow, sto koni i wonne drzewo teszep.
- Nedzny to
haracz, moj panie - odezwal sie Nitager. - Prawdziwe skarby znalezlibysmy
dopiero nad Eufratem, gdzie pysznym, choc jeszcze slabym krolom bardzo potrzeba
przypomniec czasy Ramzesa Wielkiego.
- Odpowiedz
sludze memu Nitagerowi - rzekl do pisarza faraon - ze jego slowa beda wziete
pod pilna uwage. A teraz zapytaj go: co sadzi o wojskowych zdolnosciach syna
mego i nastepcy, z ktorym wczoraj mial zaszczyt zetrzec sie pod Pi-Bailos?
- Nasz wladca,
pan dziewieciu narodow, zapytuje cie, Nitagerze... - zaczal pisarz.
Wtem, ku
najwiekszemu zgorszeniu dworakow, wodz przerwal szorstko.
- Sam slysze, co
mowi pan moj... Ustami zas jego, kiedy zwraca sie do mnie, moglby byc tylko
nastepca tronu, nie zas ty, wielki pisarzu.
Pisarz z
przerazeniem spojrzal na smialka, ale faraon rzekl:
- Mowi prawde moj
wierny sluga Nitager.
Minister wojny
uklonil sie.
Teraz sedzia
obwiescil wszystkim obecnym: kaplanom, urzednikom i gwardii, ze moga wyjsc na
dziedziniec, i sam wraz z pisarzem, skloniwszy sie tronowi, pierwsi opuscili
sale. Zostal w niej tylko faraon, Herhor i dwaj wodzowie.
- Naklon uszy
swoje, wladco, i wysluchaj skargi - zaczal Nitager. - Dzis z rana
kaplan-urzednik, ktory z twego rozkazu przyszedl namascic wlosy moje,
powiedzial mi, azebym idac do ciebie zostawil sandaly w przysionku. Tymczasem
wiadomo jest nie tylko w Gornym i Dolnym Egipcie, ale u Chetow, w Libii,
Fenicji i w kraju Punt, ze dwadziescia lat temu dales mi prawo stawania przed
toba w sandalach.
- Mowisz prawde -
rzekl faraon. - Do mego dworu zakradly sie rozne nieporzadki...
- Tylko rozkaz,
krolu, a moi weterani zaraz zrobia lad... - pochwycil Nitager.
Na znak dany
przez ministra wojny wbieglo kilku urzednikow; jeden przyniosl sandaly i obul
Nitagera, inni naprzeciw tronu ustawili kosztowne taborety dla ministra i
wodzow.
Gdy trzej
dostojnicy usiedli, faraon zapytal:
- Powiedz mi,
Nitagerze, czy sadzisz, ze moj syn bedzie wodzem?... Ale mow szczera prawde.
- Na Amona z Teb,
na slawe moich przodkow, w ktorych plynela krew krolewska, przysiegam, ze Ramzes,
twoj nastepca, bedzie wielkim wodzem, jezeli mu pozwola bogowie - odparl
Nitager. - Mlody to jest chlopak, jeszcze pachole, a jednak z wielka
umiejetnoscia zebral pulki, zaopatrzyl i marsz im ulatwil. Najwiecej zas podoba
mi sie, ze nie stracil glowy, kiedy mu przecialem droge, lecz poprowadzil
swoich do ataku. On bedzie wodzem i zwyciezy Asyryjczykow, ktorych dzis trzeba
pobic, jezeli nasze wnuki nie maja zobaczyc ich nad Nilem.
- Coz ty na to,
Herhorze? - zapytal faraon.
- Co sie tyczy
Asyryjczykow, mysle, ze dostojny Nitager za wczesnie klopocze sie nimi. Jeszcze
jestesmy chorzy po dawnych wojnach i musimy pierwej dobrze sie wzmocnic, zanim
rozpoczniemy nowa - mowil minister.
- Co sie zas
tyczy nastepcy tronu, Nitager sprawiedliwie mowi, ze mlodzian ten posiada
zalety wodza: jest przezorny jak lis i gwaltowny jak lew. Mimo to wczoraj
popelnil duzo bledow...
- Kto z nas ich
nie popelnia!... - wtracil milczacy dotad Patrokles.
- Nastepca -
ciagnal minister - madrze prowadzil glowny korpus, ale zaniedbal swoj sztab,
przez co maszerowalismy tak wolno i nieporzadnie, ze Nitager mogl zabiec nam
droge...
- Moze Ramzes
liczyl na wasza dostojnosc? - spytal Nitager.
- W rzadzie i
wojnie na nikogo nie liczy sie: o jeden niedopatrzony kamyk mozna sie
przewrocic - rzekl minister.
- Gdybys wasza
dostojnosc - odezwal sie Patrokles - nie zepchnal kolumny z goscinca z powodu
tych tam skarabeuszow...
- Jestes wasza
dostojnosc cudzoziemcem i poganinem - odparl Herhor - wiec tak mowisz. My zas,
Egipcjanie, rozumiemy, ze gdy lud i zolnierze przestana szanowac skarabeusza,
synowie ich przestana sie bac u r e u s a. Z lekcewazenia bogow rodzi sie bunt
przeciw faraonowi...
- A od czego
topory? - przerwal Nitager. - Kto chce zachowac glowe na plecach, niech slucha
najwyzszego wodza.
- Jakaz wiec jest
twoja ostateczna mysl o nastepcy? - spytal faraon Herhora..
- Zywy obrazie
slonca, synu bogow - odparl minister. - Kaz Ramzesa namascic, daj mu wielki
lancuch i dziesiec talentow, ale wodzem korpusu Menfii jeszcze go nie mianuj.
Ksiaze na ten urzad jest za mlody, za goracy, niedoswiadczony. Czy wiec mozemy
uznac go rownym Patroklesowi, ktory w dwudziestu bitwach zdeptal Etiopow i
Libijczykow? A czy mozemy stawiac go obok Nitagera, ktorego samo imie od
dwudziestu lat przyprawia o bladosc naszych wrogow ze wschodu i polnocy?
Faraon oparl
glowe na reku, pomyslal i rzekl:
- Odejdzcie w
spokoju i lasce mojej. Uczynie, jak nakazuje madrosc i sprawiedliwosc.
Dostojnicy
sklonili sie gleboko, a Ramzes XII nie czekajac na swite przeszedl do dalszych
komnat.
Kiedy dwaj
wodzowie znalezli sie sami w przysionku, Nitager odezwal sie do Patroklesa:
- Tu widze,
rzadza kaplani jak u siebie. Ale jaki to wodz ten Herhor!... Pobil nas, nim
przyszlismy do slowa, i nie da korpusu nastepcy...
- Mnie tak
pochwalil, ze nie smialem sie odezwac - odparl Patrokles.
- Zreszta on
daleko widzi, choc nie wszystko mowi. Za nastepca wcisneliby sie do korpusu
rozmaite paniczyki, co to ze spiewaczkami jezdza na wojne, i oni zajeliby
najwyzsze posady. Naturalnie starzy oficerowie zaczeliby proznowac z gniewu, ze
ich awans ominal; eleganci musieliby proznowac dla zabaw, i - korpus popekalby,
nawet nie uderzywszy o nieprzyjaciela. O, Herhor to medrzec!...
- Bodajby nas nie
kosztowala wiecej jego madrosc anizeli niedoswiadczenie Ramzesa - szepnal Grek.
Przez szereg
komnat pelnych kolumn i ozdobionych malowidlami, gdzie w kazdych drzwiach
kaplani i palacowi urzednicy skladali mu niskie uklony, faraon przeszedl do
swego gabinetu. Byla to dwupietrowa sala o scianach z alabastru, na ktorych
zlotem i jaskrawymi farbami odmalowano najznakomitsze wypadki panowania Ramzesa
XII, a wiec: holdy skladane mu przez mieszkancow Mezopotamii, poselstwo od
krola Buchtenu i triumfalna podroz bozka Chonsu po kraju Buchten.
W sali tej
znajdowal sie malachitowy posazek Horusa z ptasia glowa, ozdobiony zlotem i
klejnotami, przed nim oltarz w formie scietej piramidy, bron krolewska,
kosztowne fotele i lawki tudziez stoliki zapelnione drobiazgami.
Gdy faraon ukazal
sie, jeden z obecnych kaplanow spalil przed nim kadzidlo, a jeden z urzednikow
zameldowal nastepce tronu, ktory niebawem wszedl i nisko uklonil sie ojcu. Na
wyrazistej twarzy ksiecia bylo widac goraczkowy niepokoj.
- Ciesze sie,
erpatre - rzekl faraon - ze wracasz zdrowym z ciezkiej podrozy.
- Obys wasza
swiatobliwosc zyl wiecznie i dzielami swoimi napelnil oba swiaty - odparl
ksiaze.
- Dopiero co -
mowil faraon - moi radcy wojenni opowiadali mi o twojej pracy i roztropnosci.
Twarz nastepcy
drzala i mienila sie. Wpil wielkie oczy w faraona i sluchal.
- Czyny twoje nie
zostana bez nagrody. Otrzymasz dziesiec talentow, wielki lancuch i dwa greckie
pulki, z ktorymi bedziesz robil cwiczenia.
Ksiaze oslupial,
lecz po chwili zapytal stlumionym glosem:
- A korpus
Menfii?...
- Za rok
powtorzymy manewry, a jezeli nie popelnisz zadnego bledu w prowadzeniu wojska,
dostaniesz korpus.
- Wiem, to zrobil
Herhor!... - zawolal nastepca ledwie hamujac sie z gniewu.
Obejrzal sie
wkolo i dodal:
- Nigdy nie moge
byc sam z toba, moj ojcze... Zawsze miedzy nami znajduja sie obcy ludzie.
Faraon z lekka
poruszyl brwiami i jego swita znikla jak gromada cieniow.
- Co masz mi do
powiedzenia?
- Tylko jedno,
ojcze... Herhor jest moim wrogiem... On oskarzyl mnie przed toba i narazil na
taki wstyd!...
Mimo pokornej
postawy ksiaze gryzl wargi i zaciskal piesci.
- Herhor jest
moim wiernym sluga, a twoim przyjacielem. Jego to wymowa sprawila, ze jestes
nastepca tronu. To ja - nie powierzam korpusu mlodemu wodzowi, ktory pozwolil
odciac sie od swojej armii.
- Polaczylem sie
z nia!... - odparl zgnebiony nastepca - To Herhor kazal okrazac dwa zuki...
- Chcesz wiec,
azeby kaplan wobec wojska lekcewazyl religie?
- Moj ojcze -
szeptal Ramzes drzacym glosem - azeby nie zepsuc pochodu zukom, zniszczono
budujacy sie kanal i zabito czlowieka.
- Ten czlowiek
sam podniosl reke na siebie.
- Ale z winy
Herhora.
- W pulkach,
ktore tak umiejetnie zgromadziles pod Pi-Bailos, trzydziestu ludzi umarlo ze
zmeczenia, a kilkuset jest chorych.
Ksiaze spuscil
glowe.
- Ramzesie -
ciagnal faraon - przez usta twoje nie przemawia dostojnik panstwa, ktory dba o
calosc kanalow i zycie robotnikow, ale czlowiek rozgniewany. Gniew zas nie
godzi sie ze sprawiedliwoscia jak jastrzab z golebiem.
- O moj ojcze! -
wybuchnal nastepca - jezeli gniew mnie unosi, to dlatego ze widze niechec dla
mnie Herhora i kaplanow...
- Przeciez sam
jestes wnukiem arcykaplana, kaplani uczyli cie... Poznales wiecej ich tajemnic,
anizeli ktorykolwiek inny ksiaze...
- Poznalem ich
nienasycona dume i chec wladzy. A ze ukroce to... wiec juz dzis sa moimi
wrogami... Herhor nie chce mi dac nawet korpusu, gdyz woli rzadzic cala
armia...
Wyrzuciwszy te
niebaczne slowa nastepca struchlal. Ale wladca podniosl na niego jasne
spojrzenie i odparl spokojnie:
- Armia i
panstwem rzadze ja. Ze mnie plyna wszelkie rozkazy i wyroki. Na tym swiecie
jestem waga Ozirisa i sam waze sprawy moich slug: nastepcy i ministra czy ludu.
Nieroztropnym bylby ten, kto by sadzil, ze nie sa mi znane wszystkie gwichty.
- Jednak gdybys,
ojcze, patrzyl na bieg manewrow wlasnymi oczami...
- Moze
zobaczylbym wodza - przerwal faraon - ktory w stanowczej chwili rzuca wojsko i
ugania sie po krzakach za izraelska dziewczyna. Ale ja o takich blahostkach nie
chce wiedziec.
Ksiaze upadl do
nog ojcu szepczac:
- Tutmozis
powiedzial ci o tym, panie?
- Tutmozis jest
dzieciakiem jak i ty. On juz robi dlugi, jako szef sztabu w korpusie Menfi, i
mysli w swym sercu, ze oko faraona nie dosiegnie jego spraw w pustyni...
|