ROZDZIAL DWUNASTY
Wieksza czesc
nocy Ramzes przepedzil w goraczkowych marzeniach. Raz ukazywalo mu sie widmo
panstwa jako niezmierny labirynt o poteznych scianach, ktorych nie mozna
przebic. To znowu widzial cien kaplana, ktorego jedno madre zdanie wskazalo mu
sposob wydobycia sie z labiryntu. I otoz najniespodziewaniej wystapily przed
nim dwie potegi: interes panstwowy, ktorego dotychczas nie odczuwal, choc byl
nastepca tronu, i - kaplanstwo, ktore chcial zetrzec i uczynic swoim sluga.
Byla to ciezka
noc. Ksiaze przewracal sie na lozu i zadawal sobie pytanie: czy on nie byl
slepym i czy dopiero dzisiaj nie odzyskal wzroku, azeby przekonac sie o swoim
nierozsadku i nicestwie? Jakze inaczej przedstawialy mu sie w tych godzinach
przestrogi matki, powsciagliwosc ojca w wypowiadaniu najwyzszej woli, a nawet
surowe postepowanie ministra Herhora?
"Panstwo i
kaplanstwo!..." - w polsnie powtarzal ksiaze oblany zimnym potem. Tylko
bogowie niebiescy wiedza, co by nastapilo, gdyby mialy czas rozwinac sie i
dojrzec mysli, jakie tej nocy zakielkowaly w duszy ksiecia. Moze, zostawszy
faraonem, nalezalby do najszczesliwszych i najdluzej panujacych wladcow? Moze
imie jego, ryte w podziemnych i nadziemnych swiatyniach, przeszloby do
potomnosci, otoczone najwyzsza chwala? Moze on i jego dynastia nie straciliby
tronu, a Egipt uniknal wielkiego wstrzasnienia w najgorszych dla siebie
czasach? Ale jasnosc dzienna rozproszyla mary krazace nad rozpalona glowa
ksiecia, a dni nastepne bardzo zmienily jego pojecia o nieugietosci panstwowych
interesow. Pobyt ksiecia w wiezieniu nie pozostal bez nastepstw dla
oskarzonych. Urzednik sledczy natychmiast zdal raport najwyzszemu sedziemu,
sedzia powtornie przejrzal sprawe, sam zbadal kilku obwinionych i w ciagu paru
dni uwolnil wieksza ich czesc, a reszte jak najpredzej oddal pod sad.
Gdy zas, w
imieniu poszkodowanego na wlasnosci ksiecia, nie zjawil sie oskarzyciel, pomimo
wywolywan go w sali sadowej i na rynku, sprawa o napad upadla i reszte
oskarzonych wypuszczono.
Wprawdzie jeden z
sedziow zrobil uwage, ze wedle prawa dozorca ksiazecego folwarku powinien miec
proces o falszywa skarge i w razie dowiedzenia mu poniesc taka kare, jaka
grozila oskarzonym. Kwestie te jednak pominieto milczeniem.
Dozorca folwarku
usunal sie z oczu sadowi, wyslany przez nastepce do nomesu Takens, a niebawem
znikla gdzies cala skrzynia aktow sprawy o napad. Dowiedziawszy sie o tym
ksiaze Ramzes poszedl do wielkiego pisarza i z usmiechem zapytal:
- Coz dostojny
panie, niewinni zostali uwolnieni, akta ich w swietokradzki sposob zniszczone i
mimo to powaga wladzy nie narazila sie na szwank?
- Moj ksiaze -
odparl ze zwyklym chlodem wielki pisarz - nie rozumialem, ze jedna reka
podajesz skargi, a druga chcesz je usunac. Wasza dostojnosc byles obrazony
przez motloch, wiec nasza rzecza bylo ukarac go. Jezeli jednak ty przebaczyles,
panstwo nie ma nic do dodania
- Panstwo!...
panstwo!... - powtarzal ksiaze. - Panstwo to my - dodal przymruzajac oczy.
- Tak, panstwo to
faraon i... jego najwierniejsi sludzy - odpowiedzial pisarz.
Dosyc bylo tej
rozmowy z tak wysokim dostojnikiem, azeby w duszy nastepcy zatrzec budzace sie
a potezne, choc jeszcze niejasne pojecie o znaczeniu "panstwa". Wiec
panstwo nie jest odwiecznym i niewzruszonym gmachem, do ktorego po jednym
kamieniu chwaly dodawac powinni faraonowie, ale jest raczej kupa piasku, ktora
kazdy wladca przesypuje, jak mu sie podoba. W panstwie nie ma tych ciasnych
drzwi, zwanych prawami, w ktorych przejsciu kazdy musi uchylic glowe,
kimkolwiek jest: chlopem czy nastepca tronu. W tym gmachu sa rozmaite wejscia i
wyjscia: waskie dla malych i slabych, bardzo obszerne, a nawet wygodne dla
silnych.
"Jezeli tak
jest - zakielkowala nowa mysl w ksieciu - to ja zrobie porzadek, jaki mnie sie
podoba!..."
W tej samej
chwili przypomnial sobie dwu ludzi: oswobodzonego Murzyna, ktory nie czekajac
na rozkaz byl gotow oddac zycie za wlasnosc ksiecia, i nieznajomego kaplana.
"Gdybym mial
wiecej podobnych im, wola moja znaczylaby w Egipcie i za Egiptem!..." -
rzekl do siebie i poczul niepokonana chec odnalezienia owego kaplana.
Byl on
prawdopodobnie tym samym, ktory powstrzymal tlum od napadu na dom ksiecia. Z
jednej strony doskonale znal prawo, z drugiej - umial kierowac tlumami.
- Nieoceniony
czlowiek!... Musze go miec...
Od tej pory
ksiaze, w czolenku prowadzonym przez jednego wioslarza, zaczal zwiedzac chaty w
bliskosci swego folwarku. Ubrany w tunike i wielka peruke, z kijem w reku, na
ktorym byla wycieta miara, ksiaze wygladal jak inzynier sledzacy przybor Nilu.
Chlopi chetnie
udzielali mu wszelkich objasnien, dotyczacych zmian ksztaltu gruntow skutkiem
wylewu, a zarazem prosili, aby rzad wymyslil jakies latwiejsze sposoby czerpania
wody anizeli zuraw z wiadrem. Opowiadali tez o napadzie na folwark nastepcy
tronu i o tym, ze nie znaja ludzi, ktorzy rzucali kamienie. Wreszcie
przypominali sobie kaplana, co tak szczesliwie usunal zbiegowisko: ale kto by
on byl? nie wiedzieli.
- Jest tu - mowil
pewien chlop - w naszej okolicy kaplan, ktory kuruje na oczy, jest taki, co goi
rany i sklada zlamane rece i nogi. Jest paru kaplanow, ktorzy ucza pisac i
czytac; jest, co gra na podwojnym flecie, i nawet ladnie gra. Ale tamten, ktory
objawil sie w ogrodzie nastepcy tronu, nie jest zadnym z nich, i oni sami nic o
nim nie wiedza. Z pewnoscia musial to byc bozek Num albo jakis duch czuwajacy
nad ksieciem, ktory oby zyl wiecznie i zawsze mial apetyt.
"A moze to
naprawde jaki duch!" - pomyslal Ramzes. W Egipcie zawsze latwiej o zle czy
dobre duchy anizeli o deszcz.
Woda Nilu z
czerwonej zrobila sie brunatna, a w sierpniu, w miesiacu Hator, dosiegnela
polowy swej wysokosci. W nadbrzeznych tamach otworzono sluzy i woda gwaltownie
zaczela wypelniac kanaly tudziez olbrzymie jezioro sztuczne, Moeris, w
prowincji Fayum slynacej z pieknych roz. Egipt Dolny przedstawial jakby odnoge
morska, gesto zasiana pagorkami, na nich ogrodami i domami. Komunikacja ladowa
calkiem ustala, a lodek na wodzie krazylo takie mnostwo: bialych, zoltych,
czerwonych i ciemnych, ze wygladaly jak liscie w jesieni. Na najwyzszych
punktach kraju konczono zbierac pewien rodzaj bawelny i po raz drugi kosic
koniczyne, a zaczynano zrywac owoce tamaryndowe i oliwki.
Pewnego dnia
plynac wzdluz zalanych folwarkow ksiaze spostrzegl ruch niezwykly. Na jednej z
czasowych wysepek rozlegal sie miedzy drzewami glosny krzyk kobiet.
"Zapewne
ktos umarl..." - pomyslal ksiaze.
Od drugiej wyspy
na paru czolenkach odplywaly zapasy zboza i kilka sztuk bydla, a ludzie stojacy
pod gospodarskimi budynkami grozili i zlorzeczyli ludziom w lodkach.
"Jakis spor
sasiedzki..." - rzekl do siebie nastepca.
W kilku dalszych
folwarkach bylo spokojnie, a mieszkancy, zamiast pracowac albo spiewac,
siedzieli na ziemi milczac.
"Musieli
skonczyc robote i odpoczywaja."
Za to od innej
wysepki odbilo czolno z kilkorgiem placzacych dzieci, a jakas kobieta wszedlszy
po pas w wode wygrazala piesciami. "Wioza dzieci do szkoly" - myslal
Ramzes. Wypadki te jednak poczely go interesowac.
Na sasiedniej
wyspie znowu rozlegal sie krzyk. Ksiaze przyslonil reka oczy i zobaczyl
lezacego na ziemi czlowieka, ktorego bil kijem Murzyn.
- Coz sie tu
dzieje?... - zapytal Ramzes wioslarza.
- Czyliz nie
widzicie, panie, ze bija nedznego chlopa?. - odparl przewoznik smiejac sie. -
Musial cos zbroic, wiec chodzi mu bol po kosciach.
- A coz ty
jestes?
- Ja?... - odparl
z pycha wioslarz. - Ja jestem wolny rybak. I bylem oddal, co nalezy, z polowu
do jego swiatobliwosci, moge plywac po calym Nilu, od pierwszej katarakty do
morza. Rybak jest jak ryba albo dzika ges, a chlop jak drzewo: karmi panow
swoimi owocami i nigdzie nie moze uciec, tylko skrzypi, gdy na nim dozorcy
psuja kore.
O ho! ho!... spojrzyjcie no tam... - zawolal znowu
zadowolony rybak. - Hej !... ojciec!... a nie wypijaj wszystkiej wody, bo
bedzie nieurodzaj...
Wesoly ten
wykrzyknik odnosil sie do grupy osob spelniajacych bardzo oryginalna czynnosc.
Kilku ludzi golych trzymalo za nogi innego czlowieka i nurzalo mu w wodzie
glowe po szyje, po piersi, wreszcie po pas. Obok stal jegomosc z laska, ubrany
w poplamiona tunike i peruke z baraniej skory. Nieco dalej krzyczala
wnieboglosy kobieta, ktora za rece trzymali ludzie.
Bicie kijem bylo
tak upowszechnione w szczesliwym panstwie faraonow jak jedzenie i spanie. Bito
dzieci i doroslych, chlopow, rzemieslnikow, zolnierzy, oficerow i urzednikow.
Kto zyl, dostawal kije, z wyjatkiem kaplanow i najwyzszych dostojnikow, bo tych
juz nie mial kto bic. Ksiaze wiec dosc spokojnie patrzyl na chlopa bitego
kijem; ale zastanowil go chlop nurzany w wodzie.
- Ho! ho!... -
smial sie tymczasem wioslarz - a to go poja!... Zgrubieje tak, ze zona bedzie
musiala nadsztukowac mu opaske.
Ksiaze kazal
przybic do brzegu. Tymczasem chlopa wydobyto z rzeki, pozwolono mu wykaszlac
wode i znowu schwycono go za nogi, pomimo nieczlowieczych wrzaskow zony, ktora
zaczela kasac ludzi trzymajacych ja.
- Stoj! -
krzyknal ksiaze do oprawcow, ktorzy ciagneli chlopa.
- Czyncie wasza
powinnosc! - zawolal przez nos jegomosc w baraniej peruce. - Kto jestes,
zuchwalcze, ktory osmie...
W tej chwili
ksiaze zwalil go przez leb swoja miara, ktora na szczescie byla lekka. Mimo to
wlasciciel poplamionej tuniki az usiadl na ziemi, a obmacawszy peruke i glowe,
spojrzal na napastnika zamglonymi oczyma.
- Odgaduje -
rzekl naturalnym glosem - ze mam honor rozmawiac ze znakomita osoba... Oby ci,
moj panie, zawsze towarzyszyl dobry humor, a zolc nigdy nie rozlewala sie po
kosciach...
- Co wy robicie z
tym czlowiekiem?... - przerwal ksiaze.
- Pytasz, moj
panie - odparl jegomosc, znowu przez nos - jak cudzoziemiec, nie znajacy ani
miejscowych zwyczajow, ani ludzi, do ktorych odzywa sie zbyt poufale.
Wiedz przeto, ze
jestem poborca jego dostojnosci Dagona, pierwszego bankiera w Memfis. A jezeli
jeszcze nie zbladles, dowiedz sie, ze dostojny Dagon jest dzierzawca,
pelnomocnikiem i przyjacielem nastepcy tronu (oby zyl wiecznie!) i ze ty
dopusciles sie gwaltu, o czym zaswiadcza moi ludzie, na gruntach ksiecia
Ramzesa...
- Wiec to... -
przerwal ksiaze, lecz nagle zatrzymal sie. - Wiec jakim prawem katujecie w
podobny sposob ksiazecego chlopa?
- Bo nie chce
lotr placic podatkow, a skarb nastepcy jest w potrzebie...
Pomocnicy
urzednika, wobec katastrofy, jaka spotkala ich pana, wypuscili swoje ofiary i
stali bezradni niby czlonki ciala, ktoremu ucieto glowe. Uwolniony chlop znowu
zaczal pluc i wytrzasac wode z uszu, ale za to zona jego przypadla do wybawcy.
- Kimkolwiek
jestes - jeczala skladajac rece przed ksieciem - czy bogiem, czy nawet
poslancem faraona, posluchaj o naszej nedzy. Jestesmy chlopami nastepcy tronu
(oby zyl wiecznie!) i zaplacilismy wszystkie podatki: w prosie, pszenicy,
kwiatach i skorach bydlecych. Tymczasem ostatniej dekady przyszedl do nas ten
oto czlowiek i kaze sobie znowu dac siedm mierzyc pszenicy...
"Jakim
prawem? - pyta moj maz - przecie podatki juz zaplacone?" A on mego meza
wali na ziemie, kopie nogami i mowi: "Takim prawem, ze dostojny Dagon
kazal." - "Skadze wezme? - odpowiada moj chlop - kiedy nie mamy
zadnego zboza i juz z miesiac karmimy sie ziarnami albo korzonkami lotosu, o
ktore takze coraz trudniej, bo wielcy panowie lubia bawic sie kwiatami
lotosu."
Zatchnela sie i
zaczela plakac. Ksiaze czekal cierpliwie, az sie uspokoi, ale unurzany chlop
mruczal:
- Ta baba swoim
gadaniem nieszczescie na nas sprowadzi... A mowilem, ze nie lubie, jak mi sie
baby mieszaja do interesow.
Tymczasem
urzednik podsunawszy sie do wioslarza spytal go po cichu, wskazujac na Ramzesa:
- Kto jest ten
chlystek?...
- Bodaj ci jezyk
usechl! - odparl wioslarz. - czy nie widzisz, ze to musi byc wielki pan: dobrze
placi i tego wali.
- Ja zaraz
poznalem - szeptal urzednik - ze to musi byc ktos wielki. Mlodosc zeszla mi na
ucztach ze znakomitymi panami.
- Aha! jeszcze ci
nawet po tych ucztach zostaly sosy na odzieniu - odburknal wioslarz.
Kobieta
wyplakawszy sie prawila dalej :
- Dzisiaj zas
przyszedl ten pisarz ze swoimi ludzmi i mowi do mego chlopa: "Kiedy nie
masz pszenicy, oddaj nam dwu synkow, a dostojny Dagon nie tylko daruje ci ten
podatek, ale jeszcze za kazdego chlopca co roku zaplaci po drachmie..."
- Biada mi z
toba! - wrzasnal topiony chlop. - Zgubisz nas wszystkich gadulstwem... Nie
sluchaj jej, dobry panie - zwrocil sie do Ramzesa. - Jak krowa mysli, ze ogonem
odstraszy muchy, tak babie zdaje sie, ze jezykiem odpedzi poborcow... A nie
wiedza, ze obie sa glupie...
- Tys glupi! -
przerwala baba. - Sloneczny panie, ktory masz postac krolewska...
- Biore was za
swiadkow, ze ta kobieta bluzni... - rzekl polglosem urzednik do swoich ludzi.
- Kwiecie
pachnacy, ktorego glos jest jak dzwiek fletu, wysluchaj mnie!... - blagala
kobieta Ramzesa. - Wiec moj maz powiedzial temu urzednikowi: "Wolalbym
stracic dwa byczki, gdybym je mial, anizeli oddac moich chlopcow, chocbyscie mi
za kazdego placili po cztery drachmy na rok. Bo jak dziecko wyjdzie z domu na
sluzbe, nikt go juz nie zobaczy..."
- Bodajbym sie
udusil!... bodaj ryby jadly cialo moje na dnie Nilu!... - jeczal chlop. -
Przecie ty caly folwark zmarnujesz swoimi skargami... kobieto...
Urzednik widzac,
ze ma poparcie strony glownie zainteresowanej, wystapil naprzod i zaczal znowu
przez nos:
- Od czasu jak
slonce wschodzi za palacem krolewskim, a zachodzi nad piramidami, dzialy sie w
tym kraju rozne dziwowiska... Za faraona Semempsesa ukazywaly sie okolo
piramidy kochom zjawiska cudowne i dzuma spadla na Egipt. Za Boetosa rozwarla
sie ziemia pod Bubastis i pochlonela wielu ludzi... Za panowania Neferchesa
wody Nilu przez jedenascie dni byly slodkie jak miod. To widziano i wiele
innych rzeczy, o ktorych wiem, bo jestem pelen madrosci. Ale nigdy nie
widziano, azeby z wody wyszedl jakis nieznany czlowiek i w majatkach
najdostojniejszego nastepcy tronu bronil zbierania podatkow...
- Milcz! -
krzyknal Ramzes - i wynos sie stad. Nikt wam nie zabierze dzieci - dodal do
kobiety.
- Latwo mi
wyniesc sie - odparl poborca - bo mam lotne czolno i pieciu wioslarzy. Ale
dajze mi, wasza dostojnosc, jakis znak do pana mego, Dagona?...
- Zdejmij peruke
i pokaz mu znak na swoim lbie - rzekl ksiaze. - A Dagonowi powiedz, ze mu takie
same znaki porobie na calym ciele...
- Slyszycie
bluznierstwo?... - szepnal poborca do swoich ludzi cofajac sie ku brzegowi
wsrod niskich uklonow.
Wsiadl w czolno,
a gdy jego pomocnicy odbili i odsuneli sie na kilkadziesiat krokow,
wyciagnawszy reke poczal wolac:
- Oby was kurcz
zlapal za wnetrznosci, buntownicy, bluzniercy!... Stad prosto jade do nastepcy
tronu i opowiem mu, co sie dzieje w jego dobrach...
Potem wzial kij i
zaczal okladac swoich ludzi za to, ze nie ujeli sie za nim.
- Tak bedzie z
toba!... - wolal grozac Ramzesowi.
Ksiaze dopadl
swego czolna i wsciekly kazal wioslarzowi gonic za zuchwalym urzednikiem
lichwiarza. Ale jegomosc w baraniej peruce rzucil kij i sam wzial sie do
wiosel; jego zas ludzie pomagali mu tak gorliwie, ze poscig stal sie niepodobnym.
- Predzej sowa
dogoni jaskolke, anizeli my ich, moj piekny panie - rzekl smiejac sie wioslarz
Ramzesa. - Ale co wy, to nie musicie byc miernikiem, tylko oficerem, moze nawet
z gwardii jego swiatobliwosci. Zaraz walicie w leb! Znam sie na tym, sam przez
piec lat bylem w wojsku. Zawsze walilem w leb albo w brzuch i nie najgorzej
dzialo mi sie na swiecie. A jak mnie kto zwalil, zaraz zrozumialem, ze musi byc
wielki... W naszym Egipcie (oby go nigdy nie opuszczali bogowie!) strasznie
ciasno: miasto przy miescie, dom przy domu, czlowiek przy czlowieku. Kto chce
jako tako obracac sie w tej cizbie, musi walic w leb.
- Jestes zonaty?
- spytal ksiaze.
- Phy! jak mam
kobiete i miejsce na poltorej osoby, tom zonaty, ale zreszta kawaler. Bylem
przecie w wojsku i wiem, ze kobieta jest dobra raz na dzien, i to nie zawsze.
Zawadza.
- A moze bys ty
poszedl do mnie w sluzbe? Kto wie, czybys zalowal tego...
- Za pozwoleniem
waszej dostojnosci, ja zaraz zmiarkowalem, ze wy moglibyscie dowodzic pulkiem,
pomimo mlodej twarzy. Ale w sluzbe do nikogo nie pojde. Jestem wolny rybak;
dziad moj byl (za przeproszeniem) pastuchem w Dolnym Egipcie, zas nasz rod
pochodzi od Hyksosow. Prawda, ze wytrzasa sie z nas glupie chlopstwo egipskie,
ale mnie na to smiech bierze. Chlop i Hyksos, mowie waszej dostojnosci, to niby
wol i byk. Chlop moze chodzic za plugiem czy przed plugiem, ale Hyksos nikomu
nie bedzie sluzyl. Chyba w wojsku jego swiatobliwosci, bo to wojsko.
Rozochocony
wioslarz ciagle mowil, ale ksiaze juz go nie sluchal. W jego duszy coraz
glosniej odzywaly sie pytania bardzo bolesne, gdyz zupelnie nowe. Wiec te
wysepki, okolo ktorych przeplywal, nalezaly do jego majetnosci?... Dziwna
rzecz, on wcale nie wiedzial, gdzie sa i jak wygladaja jego folwarki. Wiec w
jego imieniu Dagon oblozyl chlopow nowymi oplatami, a ten szczegolny ruch, na
jaki patrzyl jadac wzdluz brzegow, to bylo zbieranie podatkow?... Chlop,
ktorego bito na brzegu, widac nie mial czym placic. Dzieci, ktore rzewnie
plakaly w lodzi, byly sprzedane, po drachmie za glowe na caly rok. A ta
kobieta, ktora po pas weszla w wode i klela, to ich matka...
"Kobiety sa
bardzo niespokojne - mowil do siebie ksiaze. - Sara jest najspokojniejsza z
kobiet, inne jednak lubia duzo gadac, plakac i wrzeszczec..."
Przyszedl mu na
mysl chlop, ktory lagodzil uniesienia swojej zony. Jego topili - i nie gniewal
sie; jej nic nie robili i pomimo to wrzeszczala.
"Kobiety sa
bardzo niespokojne!... - powtarzal. - Tak, nawet moja czcigodna matka... Coz to
za roznica pomiedzy ojcem i matka! Jego swiatobliwosc wcale nie chce wiedziec,
ze opuscilem armie dla dziewczyny, ale krolowa lubi zajmowac sie nawet tym, ze
wzialem do domu Zydowke... Sara jest najspokojniejsza kobieta, jaka znam. Za to
Tafet gada, placze i wrzeszczy za cztery..."
Potem przypomnial
sobie ksiaze slowa zony chlopa, ze juz miesiac niej edza zboza, tylko ziarna i
korzonki lotosu. Ziarno jego jest jak mak; korzenie - takie sobie. On nie
jadlby tego nawet przez trzy dni z rzedu. Wreszcie kaplani, zajmujacy sie
leczeniem, radza zmieniac pokarm. Jeszcze w szkole mowiono mu, ze trzeba jadac
mieso obok ryb, daktyle obok pszenicy, figi obok jeczmienia. Ale przez caly
miesiac zywic sie ziarnami lotosu!... No a kon, krowa?... Kon i krowa lubia
siano, a jeczmienne kluski trzeba im gwaltem pchac w gardlo. Zapewne wiec i
chlopi wola karmic sie ziarnami lotosu, a pszenne lub jeczmienne placki, ryby i
mieso jedza bez smaku. Zreszta najpobozniejsi kaplani, cudotworcy, nigdy nie
dotykaja miesa ani ryb. Widocznie magnaci i synowie krolewscy potrzebuja miesa
jak lwy i orly, a chlopi - trawy jak wol.
Tylko... te
nurzanie w wodzie za podatki?... Ech, alboz to on raz, kapiac sie z
towarzyszami, pakowal ich pod wode, a nawet sam sie nurzal?... Co przy tym bylo
smiechu!... Nurzanie- zabawa. A co sie tyczy bicia kijem, ilez razy jego w
szkole bito kijem?... Jest to bolesne, ale widac nie dla wszelkiego stworzenia.
Bity pies wyje i gryzie; bity wol nawet nie obejrzy sie. Tak samo wielkiego
pana bicie moze bolec, ale chlop krzyczy tylko dlatego, azeby wykrzyczyc sie przy
okazji. Nawet nie wszyscy krzycza, a zolnierze i oficerowie spiewaja pod
kijami. Madre te uwagi nie potrafily jednak zagluszyc drobnego, ale
dokuczliwego niepokoju w sercu nastepcy. Oto jego dzierzawca Dagon nalozyl
niesprawiedliwy podatek, ktorego chlopi juz placic nie mogli!
W tej chwili
ksieciu nie chodzilo o chlopow, ale - o matke. Jego matka musi wiedziec o
gospodarce Fenicjanina. Co ona powie na to synowi, jak spojrzy na niego, jak
szyderczo usmiechnie sie?... A nie bylaby kobieta, gdyby mu nie przypomniala:
- Wszak mowilam,
Ramzesie, ze ten Fenicjanin zrujnuje twoje majatki?...
"Gdyby
zdrajcy kaplani - myslal ksiaze - ofiarowali mi dzis dwadziescia talentow,
jutro wypedzilbym Dagona, moi chlopi nie dostawaliby kijow i nie byliby nurzani
w wodzie, a matka nie zartowalaby ze mnie. Dziesiata... setna czesc tych
bogactw, jakie leza w swiatyniach i pasa chciwe oczy golych lbow, na cale lata
zrobilaby mnie czlowiekiem niezaleznym od Fenicjan..."
W tej chwili
blysnelo w duszy Ramzesa dosyc dziwne pojecie, ze - miedzy chlopstwem i
kaplanami istnieje jakis gleboki antagonizm.
"Przez
Herhora - myslal - powiesil sie tamten chlop na granicy pustyni... Na
utrzymanie kaplanow i swiatyn ciezko pracuje ze dwa miliony ludu egipskiego...
Gdyby majatki kaplanskie nalezaly do skarbu faraona, ja nie musialbym pozyczac
pietnastu talentow i moi chlopi nie byliby tak strasznie uciskani... Oto gdzie
jest zrodlo nieszczesc Egiptu i slabosci jego krolow!..."
Ksiaze czul, ze
chlopom dzieje sie krzywda, wiec doznal niemalej ulgi odkrywszy, ze sprawcami
zlego sa - kaplani. Nie przyszlo mu do glowy, ze jego sad moze byc mylny i
niesprawiedliwy.
Zreszta on nie
sadzil, tylko oburzal sie. Gniew zas czlowieka nigdy nie zwraca sie przeciw
niemu samemu; jak glodna pantera nie zre wlasnego ciala, lecz, krecac ogonem i
tulac uszy, dokola siebie wypatruje ofiary.
|