Table of Contents | Words: Alphabetical - Frequency - Inverse - Length - Statistics | Help | IntraText Library
Boleslaw Prus
Faraon

IntraText CT - Text

  • TOM PIERWSZY
    • ROZDZIAL TRZYNASTY
Previous - Next

Click here to hide the links to concordance

ROZDZIAL TRZYNASTY

Wycieczki nastepcy tronu, podjete w celu odkrycia kaplana, ktory ocalil Sare, a ksieciu udzielil porady prawnej, mialy nieoczekiwany rezultat.

Kaplan nie znalazl sie, natomiast miedzy egipskim chlopstwem zaczely o Ramzesie krazyc legendy. Jakis czlowiek plywal wieczorami ode wsi do wsi w drobnym czolenku i opowiadal chlopom, ze nastepca tronu uwolnil ludzi, ktorym za napad na jego dom grozily kopalnie. Oprocz tego zbil urzednika, ktory od chlopow chcial wydobyc niesprawiedliwy podatek. Dodawal w koncu nieznany czlowiek, ze ksiaze Ramzes znajduje sie pod szczegolna opieka boga Amona z pustyni zachodniej, ktory jest jego ojcem.

Prosty lud chciwie sluchal wiesci, raz dlatego, ze zgadzaly sie z faktami, po wtore, ze opowiadajacy je czlowiek sam wygladal na ducha: przyplywal nie wiadomo skad i znikal.

Ksiaze Ramzes wcale o swoich chlopach nie mowil z Dagonem, nawet nie wzywal go do siebie. Czul wstyd wobec Fenicjanina, od ktorego wzial pieniadze i jeszcze nieraz mogl ich potrzebowac.

Ale w kilka dni po awanturze z pisarzem Dagona bankier sam odwiedzil nastepce tronu, trzymajac cos zaslonietego w rekach. A gdy wszedl do pokoju ksiecia, uklakl, rozwiazal biala chustke i wyjal z niej przesliczny zloty kielich.

Kielich byl wysadzany roznokolorowymi kamieniami i pokryty plaskorzezba, ktora na podstawie przedstawiala zbieranie i tloczenie winogron, a na czaszy - uczte.

- Przyjmij ten kielich, dostojny panie, od niewolnika twego - mowil bankier - i uzywaj go sto... tysiac lat... do skonczenia wiekow.

Ale ksiaze zrozumial, o co chodzi Fenicjaninowi. Nie dotykajac przeto zlotego daru rzekl z twarza surowa:

- Czy widzisz, Dagonie, te purpurowe blaski wewnatrz kielicha?...

- Zaprawde - odparl bankier - jakzebym nie mial widziec tej purpury, ktora dowodzi, ze kielich jest z najczystszego zlota.

- A ja ci mowie, ze to jest krew dzieci zabieranych rodzicom - odpowiedzial gniewnie nastepca tronu.

Odwrocil sie i wyszedl do dalszych pokojow.

- O Astoreth!... -jeknal Fenicjanin. Usta mu posinialy, a rece zaczely drzec tak, ze ledwie zdazyl owinac swoj kielich w biala chuste.

W pare dni pozniej Dagon poplynal ze swoim kielichem do folwarku Sary. Ubral sie w szaty przetykane zlotem, w gestej brodzie mial szklana kulke, z ktorej ciekly wonnosci, a do glowy przypial dwa piora.

- Piekna Saro - zaczal - oby Jehowa zlal na twoja rodzine tyle blogoslawienstw, ile dzis plynie wody w Nilu.

My, Fenicjanie, i wy, Zydzi, jestesmy przecie sasiadami i bracmi. Ja zas takim zarem milosnym plone do ciebie, ze gdybys nie nalezala do najdostojniejszego pana naszego, dalbym za ciebie Gedeonowi (oby zdrow byl!) dziesiec talentow i pojalbym cie za prawa malzonke. Taki jestem namietny!.

- Niech mnie Bog zachowa - odparla Sara - azebym potrzebowala miec innego pana anizeli ten moj, ktory jest. Ale skadze to, zacny Dagonie, przyszla ci ochota nawiedzic dzisiaj sluzebnice panska?

- Powiem ci prawde, jakbys byla Tamara, zona moja, ktora choc rodowita corka Sydonu, choc wniosla mi duzy posag, jest juz stara i niewarta zdejmowac ci sandalow.

- W miodzie, plynacym z ust waszych, jest duzo piolunu - wtracila Sara.

- Miod - prawil Dagon siadajac - niech bedzie dla ciebie, a piolun niech moje zatruwa serce. Pan nasz, ksiaze Ramzes (oby zyl wiecznie!), ma lwie usta i sepia przebieglosc. Raczyl mi wypuscic w dzierzawe swoje majatki, co zoladek moj napelnilo radoscia; ale nie ufa mi tak, ze ja ze zgryzoty po calych nocach nie sypiam, tylko wzdycham i lzami oblewam loze moje, w ktorym obys ty wespol ze mna spoczywala, Saro, zamiast mojej malzonki Tamary, ktora pozadliwosci juz we mnie rozbudzic nie moze.

- Nie to chcieliscie mowic - przerwala zarumieniona Sara.

- Ja juz nie wiem, co chce mowic od czasu, gdym ujrzal ciebie i gdy nasz pan, sledzac moje czynnosci na folwarkach, pobil kijem i odebral zdrowie mojemu pisarzowi, ktory zbieral od chlopow podatek. Przecie ten podatek nie dla mnie Saro, tylko dla naszego pana... Przecie nie ja bede jadl figi i pszenne chleby z tych dobr, tylko ty, Saro, i nasz pan... Przecie ja dalem pieniadze panu, a tobie klejnoty, wiec dlaczego podle chlopstwo egipskie ma zubozac naszego pana i ciebie, Saro?.. Azebys zas zrozumiala, jak mocno wzburzasz moja krew dla siebie, i azebys dowiedziala sie, ze z tych panskich majatkow ja nic miec nie chce, tylko wam wszystko oddaje, wezmij, Saro, ten kielich szczerozloty, wysadzany kamieniami i okryty rzezba, ktorej dziwiliby sie sami bogowie...

To mowiac Dagon wydobyl z bialej chusty kielich nie przyjety przez ksiecia.

- Ja nawet nie chce, Saro - mowil - azebys ty ten zloty kielich miala w domu i dawala z niego pic naszemu panu. Ty oddaj ten szczerozloty kielich twojemu ojcu Gedeonowi, ktorego kocham jak brata. I ty, Saro, powiedz ojcu twemu takie slowa: "Dagon, twoj blizniecy brat, nieszczesliwy dzierzawca majatkow nastepcy tronu, jest zrujnowany. Wiec pij, moj ojcze, z tego kielicha i mysl o twoim blizniaczym bracie Dagonie, i pros Jehowy, azeby nasz pan, ksiaze Ramzes, nie rozbijal jemu pisarzow i nie buntowal chlopow, ktorzy juz i tak nie chca placic podatku." Ty zas Saro, wiedz o tym, ze gdybys kiedy dopuscila mnie do poufalosci ze soba, dalbym tobie dwa talenty, a twojemu ojcu talent. I jeszcze wstydzilbym sie, ze daje ci tak malo, bos ty warta, azeby piescil cie sam faraon i nastepca tronu, i dostojny minister Herhor, i najwaleczniejszy Nitager, i najbogatsi bankierowie feniccy. W tobie jest taki smak, ze ja, gdy widze cie - omdlewam, a gdy cie nie widze, zamykam oczy i oblizuje sie. Ty jestes slodsza od fig, bardziej pachnaca od roz... Ja bym dal tobie piec talentow... Wez ten kielich Saro...

Sara usunela sie ze spuszczonymi oczyma.

- Nie wezme kielicha - odparla - bo pan moj zabronil mi od kogokolwiek przyjmowac darow.

Dagon oslupial i patrzyl na nia zdziwionymi oczyma.

- Ty chyba nie wiesz, Saro, co jest wart ten kielich'?... Wreszcie ja daje go twojemu ojcu, memu bratu...

- Nie moge przyjac... - szepnela Sara.

- Gwaltu!... - krzyknal Dagon. - Wiec ty, Saro, zaplacisz mi za ten kielich innym sposobem, nie mowiac twojemu panu... Przecie taka piekna jak ty kobieta musi posiadac zloto i klejnoty i powinna miec swego bankiera, ktory by jej dostarczal pieniadze, kiedy jej sie podoba, nie zas tylko wowczas, gdy jej pan zechce?...

- Nie moge!... - szepnela Sara nie ukrywajac wstretu dla Dagona.

Fenicjanin w okamgnieniu zmienil ton i rzekl smiejac sie:

- Bardzo dobrze, Saro!... Ja tylko chcialem przekonac sie, czy ty jestes wierna naszemu panu. I widze, ze jestes wierna, chociaz glupi ludzie gadaja...

- Co? - wybuchnela Sara rzucajac sie ku Dagonowi z zacisnietymi piesciami.

- A cha! cha!... - smial sie Fenicjanin. - Jaka szkoda, ze tego nie slyszal i nie widzial nasz pan... Ale ja jemu kiedy opowiem, gdy bedzie dobrze usposobiony, ze ty nie tylko jestes mu wierna jak pies, ale nawet nie chcialas przyjac zlotego kielicha, poniewaz on nie kazal ci przyjmowac prezentow... A ten kielich, wierz mi, Saro, skusilby niejedna kobiete... I niemala kobiete...

Dagon posiedzial jeszcze chwile podziwiajac cnote i posluszenstwo Sary, wreszcie pozegnal sie z nia bardzo czule, wsiadl w swoja lodz z namiotem i odplynal do Memfis. Im czolno dalej odsuwalo sie od folwarku, z twarzy Fenicjanina znikal usmiech, a wystepowal wyraz gniewu. A gdy dom Sary ukryl sie za drzewami, Dagon powstal i podnioslszy rece do gory poczal wolac:

- O Baal Sydon, o Astoreth!... pomscijcie moja zniewage nad przekleta corka Judy... Niech przepadnie jej zdradziecka pieknosc jak kropla deszczu w pustyni... Niechaj choroby stocza jej cialo, a szalenstwo opeta dusze... Niech jej pan wygna ja z domu jak parszywa swinie... A jak dzisiaj odtracila moj kielich, tak niech przyjdzie czas, azeby ludzie odtracali jej wyschla reke, gdy bedzie zebrac, spragniona, o kubek metnej wody...

Potem plul i mruczal niezrozumiale a straszne wyrazy, az na chwile czarny oblok zakryl slonce, a woda w poblizu lodzi poczela macic sie i wydymac w duze fale. Gdy skonczyl, slonce znowu zajasnialo, ale rzeka jeszcze niepokoila sie, jakby poruszyl ja nowy przybor.

Wioslarze Dagona zlekli sie i przestali spiewac, lecz oddzieleni od swego pana sciana namiotu, nie spostrzegli jego praktyk.

Od tej pory Fenicjanin nie pokazywal sie nastepcy tronu. Lecz gdy pewnego dnia ksiaze przyszedl do swojej willi, zastal w pokoju sypialnym piekna szesnastoletnia tancerke fenicka, ktora za caly stroj miala zlota obrecz na glowie i delikatny jak pajeczyna szal na ramionach.

- Ktoz ty jestes? - zapytal ksiaze.

- Jestem kaplanka i twoja sluzebnica, a przyslal mnie pan Dagon, azebym wyploszyla twoj gniew na niego.

- Jakze potrafisz to zrobic?

- O tak... Siadz tutaj - mowila sadowiac go na fotelu -ja stane na palcach, azeby zrobic sie wyzsza anizeli twoj gniew, i tym szalem, ktory jest poswiecony, bede odpedzac od ciebie zle duchy... A kysz!... a kysz!... - szeptala tanczac wkolo Ramzesa. - Niech moje rece zdejma ponurosc z wlosow twoich... niech moje pocalunki przywroca jasne spojrzenie oczom twym... niech bicie mego serca napelni muzyka uszy twoje, panie Egiptu... A kysz!... a kysz!... on nie wasz, ale moj... Milosc potrzebuje takiej ciszy, ze wobec niej nawet gniew musi umilknac. Tanczac bawila sie wlosami Ramzesa, obejmowala go za szyje, calowala w oczy. Wreszcie zmeczona siadla u nog ksiecia i, oparlszy glowe na jego kolanach, bystro przypatrywala mu sie dyszac rozchylonymi ustami.

- Juz nie gniewasz sie na twego sluge Dagona?... - szeptala glaszczac twarz ksiecia.

Ramzes chcial ja pocalowac w usta, lecz zerwala sie z jego kolan i uciekla wolajac:

- O nie, nie mozna!...

- Dlaczego?

- Jestem dziewica i kaplanka wielkiej bogini Astoreth... Musialbys bardzo kochac i czcic moja opiekunke, zanim byloby ci wolno pocalowac mnie.

- A tobie wolno?...

- Mnie wszystko wolno, bo ja jestem kaplanka i przysieglam zachowac czystosc.

- Wiec po cozes tu przyszla?

- Rozpedzic gniew twoj. Zrobilam to i odchodze. Badz zdrow i zawsze dobry!... - dodala z przejmujacym wejrzeniem.

- Gdzie mieszkasz?... jak sie nazywasz?... - pytal ksiaze.

- Nazywam sie Pieszczota. A mieszkam... Ech, po co mam mowic. Jeszcze niepredko przyjdziesz do mnie.

Skinela reka i znikla, a ksiaze, jak odurzony, nie ruszyl sie z fotela. Gdy. zas po chwili wyjrzal oknem, zobaczyl bogata lektyke, ktora czterej Nubijczycy szybko niesli w strone Nilu.

Ramzes nie zalowal odchodzacej: zdziwila go, ale nie porwala.

"Sara jest spokojniejsza od niej - myslal - i ladniejsza. Zreszta... zdaje mi sie, ze ta Fenicjanka musi byc zimna, a jej pieszczoty wyuczone."

Lecz od tej chwili ksiaze przestal gniewac sie na Dagona, tym bardziej ze gdy raz byl u Sary, przyszli do niego chlopi i dziekujac za opieke oswiadczyli, ze Fenicjanin juz nie zmusza ich do placenia nowego podatku.

Tak bylo pod Memfisem. Za to w dalszych folwarkach ksiazecy dzierzawca wetowal sobie straty.

 




Previous - Next

Table of Contents | Words: Alphabetical - Frequency - Inverse - Length - Statistics | Help | IntraText Library

Best viewed with any browser at 800x600 or 768x1024 on Tablet PC
IntraText® (V89) - Some rights reserved by EuloTech SRL - 1996-2007. Content in this page is licensed under a Creative Commons License