ROZDZIAL
CZTERNASTY
W miesiacu Choiak
od polowy wrzesnia do polowy pazdziernika, wody Nilu stanely najwyzej i zaczal
sie nieznaczny opad. W ogrodach zbierano owoce tamaryndowe, daktyle i oliwki, a
drzewa zakwitly po raz drugi.
W tym czasie jego
swiatobliwosc Ramzes XII opuscil swoj sloneczny palac pod Memfisem i z wielka
swita, na kilkudziesieciu strojnych statkach poplynal do Teb dziekowac
tamtejszym bogom za dobry wylew, a zarazem zlozyc ofiary w grobach wiecznie
zyjacych przodkow...
Najdostojniejszy
wladca bardzo laskawie pozegnal syna swego i nastepce; ale kierunek spraw
panstwowych, na czas nieobecnosci, powierzyl Herhorowi.
Ksiaze Ramzes tak
mocno odczul ten dowod monarszej nieufnosci, ze przez trzy dni nie wychodzil ze
swojej willi i nie przyjmowal pokarmow, tylko plakal. Pozniej przestal sie
golic i przeniosl sie na folwark Sary, azeby uniknac stykania sie z Herhorem i
dokuczyc matce, ktora uwazal za przyczyne swoich nieszczesc. Zaraz na drugi
dzien w tym ustroniu odwiedzil go Tutmozis ciagnac za soba dwie lodzie muzykow
i tancerek, a trzecia napelniona koszami jadla i kwiatow tudziez dzbanami wina.
Ale ksiaze kazal odjechac precz muzyce i tancerkom, a wziawszy do ogrodu
Tutmozisa rzekl:
- Zapewne wyslala
cie tu matka moja (oby zyla wiecznie!) w celu oderwania mnie od Zydowki?...
Otoz powiedz jej dostojnosci, ze chocby Herhor zostal nie tylko namiestnikiem,
ale nawet synem mego ojca, ja robic bede to, co mi sie podoba... Znam sie na
tym... Dzis chca mnie pozbawic Sary, a jutro wladzy... Przekonam ich, ze ja nie
wyrzekam sie niczego.
Ksiaze byl
rozdrazniony, Tutmozis wzruszal ramionami, wreszcie odparl: - Jak wicher odnosi
ptaka na pustynie, tak gniew wyrzuca czlowieka na brzegi nie- sprawiedliwosci.
Czy mozesz dziwic sie kaplanom, ze nie ciesza sie, iz nastepca tronu zwiazal
swoje zycie z kobieta innej ziemi i wiary? Prawda, ze nie podoba im sie Sara,
tym wiecej ze masz ja jedna; gdybys posiadal kilka kobiet rozmaitych, jak
wszyscy mlodzi szlachcice, nie zwracano by uwagi na Zydowke. Lecz coz oni
zrobili jej zlego?... Nic. Owszem, nawet jakis kaplan bronil jej przed
rozjuszonym tlumem napastnikow, ktorych tobie podobalo sie wydobyc z
wiezienia...
- A moja
matka?... - wtracil nastepca.
Tutmozis
rozesmial sie.
- Twoja czcigodna
matka - prawil - kocha cie jak wlasne oczy i serce. Juzci i jej nie podoba sie
Sara, ale wiesz, co mi raz powiedziala jej dostojnosc?... Oto azebym odbil ci
Sare!... Widzisz, jaki zrobila sobie zart?... Na co ja odpowiedzialem rownie
zartem: Ramzes darowal mi sfore gonczych psow i dwa konie syryjskie, gdy mu sie
sprzykrzyly; moze wiec kiedys odda mi i swoja kochanke, ktora bede musial
przyjac zapewne z dodatkiem...
- Ani mysl o tym.
Nikomu dzis nie oddalbym Sary wlasnie dlatego, ze z jej powodu moj ojciec nie
mianowal mnie namiestnikiem.
Tutmozis krecil
glowa.
- Bardzo sie
mylisz - odparl. - Tak sie mylisz, ze az mnie to przestrasza. Czylizbys
naprawde nie rozumial powodow nielaski, ktore zna kazdy oswiecony czlowiek w
Egipcie?...
- Nic nie wiem...
- Tym gorzej -
mowil zaklopotany Tutmozis. - Nie wiesz wiec, ze od czasu manewrow zolnierze,
osobliwie greccy, w kazdym szynku pija za twoje zdrowie...
- Na to przeciez
dostali pieniadze.
- Tak, ale nie na
to, azeby wolac na caly glos, ze gdy nastapisz po jego swiatobliwosci (oby zyl
wiecznie!), rozpoczniesz wielka wojne, po ktorej zajda zmiany w Egipcie...
Jakie zmiany?... I kto, za zycia faraona, osmieli sie mowic o planach jego
nastepcy?...
Teraz ksiaze
sposepnial.
- To jedno, ale
powiem ci i drugie - prawil Tutmozis - bo zle jak hiena nigdy nie chodzi w
pojedynke. Czy wiesz, ze miedzy chlopstwem spiewaja o tobie piesni, jak
uwolniles napastnikow z wiezienia, a co gorsza, znowu mowia, ze gdy nastapisz
po jego swiatobliwosci, beda zniesione podatki?... Trzeba zas dodac, ze ile
razy miedzy chlopstwem zaczynano gadac o niesprawiedliwosci i podatkach, zawsze
nastepowaly rozruchy. I albo zewnetrzny nieprzyjaciel wpadal do oslabionego
panstwa, albo Egipt dzielil sie na tyle czesci, ilu bylo nomarchow... Sam
wreszcie osadz: czy jest rzecza stosowna, azeby w Egipcie jakieskolwiek imie czesciej
bylo wymawzane anizeli faraona?... I azeby ktokolwiek stawal miedzy ludem a
naszym panem?... Gdybys zas pozwolil, opowiedzialbym ci, jak na ta sprawe
zapatruja sie kaplani...
- Alez, rozumie
sie, mow...
- Otoz jeden
wielce madry kaplan, ktory ze szczytu swiatyni Amona zajmuje sie dostrzeganiem
niebieskich obrotow, wymyslil taka przypowiesc.
Faraon jest
sloncem, a nastepca tronu ksiezycem. Gdy za swietlanym bogiem z daleka posuwa
sie ksiezyc, mamy jasnosc we dnie i jasnosc w nocy. Gdy ksiezyc chce byc zanadto
blisko slonca, wowczas znika sam i noce sa ciemne. Ale jezeli zdarzy sie tak,
ze ksiezyc stanie przed sloncem, wtedy robi sie zacmienie, wielki poploch dla
swiata.
- I wszystkie te
paplaniny - przerwal Ramzes - dochodza do uszu jego swiatobliwosci?... Biada
glowie mojej!... Bodajbym nigdy nie byl synem krolewskim!...
- Faraon, jako
bog ziemski, wie o wszystkim; ale jest zanadto potezny, aby mial zwazac na
pijackie okrzyki zolnierstwa albo na szepty chlopow. On rozumie, ze kazdy
Egipcjanin odda za niego zycie, a ty najpierwej.
- Prawde
rzekles!... - odparl stroskany ksiaze. - W tym wszystkim jednak widze nowa
nikczemnosc i oblude kaplanow - dodal ozywiajac sie. - Wiec to ja zaslaniam
majestat pana naszego, bo uwalniam niewinnych z wiezienia albo nie pozwalam
memu dzierzawcy dreczyc chlopow niesprawiedliwym podatkiem?... Ale kiedy jego
dostojnosc Herhor rzadzi armia, mianuje dowodcow, uklada sie z obcymi ksiazety,
a memu ojcu kaze spedzac dni na modlitwach...
Tutmozis zaslonil
uszy i tupiac nogami zawolal:
- Milcz juz,
milcz!... kazde twoje slowo jest bluznierstwem... Panstwem rzadzi tylko jego
swiatobliwosc, i cokolwiek dzieje sie na ziemi, pochodzi z jego woli. Herhor
zas jest sluga faraona i robi to, co mu pan kaze... Kiedys sam przekonasz
sie... Oby slowa moje nie byly zle zrozumiane!...
Ksiaze tak
sposepnial, ze Tutmozis przerwal rozmowe i czym predzej pozegnal przyjaciela.
Gdy wsiadl do swej lodki opatrzonej baldachimem i firankami, gleboko odetchnal
i wypiwszy spory kielich wina, poczal rozmyslac:
"Brr!...
dziekuje bogom, ze nie dali mi takiego charakteru, jaki ma Ramzes. Jest to
najnieszczesliwszy czlowiek w najszczesliwszych warunkach... Moglby miec
najpiekniejsze kobiety z Memfisu, a pilnuje sie jednej, aby dokuczyc matce!
Tymczasem on nie matce dokucza, ale tym wszystkim cnotliwym dziewicom i wiernym
zonom, ktore usychaja z tesknoty, ze nastepca tronu, a w dodatku przesliczny
chlopak, nie odbiera im cnoty albo nie zmusza ich do niewiernosci. Moglby nie
tylko pic, ale nawet kapac sie w najlepszym winie, a tymczasem woli nedzne piwo
zolnierskie i suchy placek natarty czosnkiem. Skad te chlopskie upodobania? nie
rozumiem. Chyba czcigodna pani Nikotris w najniebezpieczniejszym czasie
zapatrzyla sie na jedzacych robotnikow?..
Moglby tez od
switu do nocy nic nie robic. Gdyby chcial, nawet karmiliby go najznakomitsi
panowie, ich zony, siostry i corki. Lecz on nie tylko sam wyciaga reke po
jadlo, ale jeszcze na utrapienie szlachetnej mlodziezy sam sie myje, sam sie
ubiera, a jego fryzjer po calych dniach lapie ptaki w sidla i marnuje
zdolnosci. O Ramzesie! Ramzesie!... - westchnal elegant. - Czy podobna, azeby
przy takim ksieciu rozwinela sie moda? My przecie od roku nosimy takie same
fartuszki, a peruki utrzymuja sie tylko dzieki dworskim dygnitarzom, bo Ramzes
wcale peruk nie chce nosic, co jest wielkim ponizeniem dla szlacheckiego stanu.
A wszystko to...
brr!... robi przekleta polityka... O jak szczesliwy jestem, ze nie potrzebuje
zgadywac: co mysla w Tyrze albo Niniwie, troszczyc sie o zold dla wojska, rachowac,
ilu ludzi przybylo czy ubylo Egiptowi i jakie mozna wybrac podatki? Straszna
rzecz powiedziec sobie, ze moj chlop nie tyle mi placi, ile ja potrzebuje i
wydaje, lecz - na ile pozwala przybor Nilu. Ojciec Nil przecie nie pyta moich
wierzycieli: co ja im jestem winien?..."
Tak rozmyslal
wykwintny Tutmozis i zlotym winem krzepil stroskanego ducha. A zanim czolno
przyplynelo do Memfis, zmogl go tak ciezki sen, ze niewolnicy musieli swego
pana do lektyki przeniesc na rekach.
Po odejsciu
Tutmozisa, ktore wygladalo na ucieczke, nastepca tronu gleboko zamyslil sie,
nawet poczul trwoge.
Ksiaze byl
sceptykiem, jako wychowaniec najwyzszych szkol kaplanskich i czlonek najwyzszej
arystokracji. Wiedzial, ze gdy jedni kaplani przez wielomiesieczne posty i
umartwienia sposobia sie do wywolywania duchow, inni - nazywaja duchy
przywidzeniem albo oszustwem. Widywal tez, ze swiety wol, Apis, przed ktorym
padal na twarz caly Egipt, dostawal nieraz tegie kije od najnizszych kaplanow,
ktorzy mu podawali pasze i podstawiali krowy.
Rozumial
wreszcie, ze jego ojciec, Ramzes XII, ktory dla pospolstwa byl wiecznie zyjacym
bogiem i wszechwladnym panem swiata, jest naprawde takim jak inni czlowiekiem,
tylko troche wiecej schorowanym niz inni starcy i bardzo ograniczonym przez
kaplanow.
Wszystko to
wiedzial ksiaze i z wielu rzeczy drwil w duchu, a nawet publicznie. Lecz caly
jego libertynizm upadal wobec faktycznej prawdy, ze - z tytulow faraona
zartowac nie wolno nikomu!...
Ramzes znal
historia swego kraju i pamietal, ze w Egipcie wiele rzeczy przebaczono wielkim.
Wielki pan mogl zepsuc kanal, zabic ukradkiem czlowieka, drwic po cichu z
bogow, brac prezenta od poslow obcych mocarstw... Ale dwa grzechy byly
niedopuszczalne: zdrada kaplanskich tajemnic i zdrada faraona. Czlowiek, ktory
popelnil jedno lub drugie, znikal, czasami po uplywie roku, sposrod slug i
przyjaciol. Ale gdzie sie podziewal i co sie z nim dzialo?... o tym nawet mowic
nie smiano.
Otoz Ramzes czul,
ze znajduje sie na podobnej pochylosci, od czasu gdy wojsko i chlopi zaczeli
wymawiac jego imie i rozprawiac o jakowychs jego planach, zmianach w panstwie i
przyszlych wojnach. Myslac o tym ksiaze doznawal wrazenia, ze jego, nastepce
tronu, bezimienny tlum nedzarzy i buntownikow gwaltem pcha na szczyt
najwyzszego obelisku, skad mozna tylko zleciec i rozbic sie na miazge.
Pozniej, gdy po
najdluzszym zyciu ojca zostanie faraonem, bedzie mial prawo i srodki dokonac
wielu takich czynow, o ktorych nikt w Egipcie nie pomyslalby bez zgrozy. Ale
dzis musi naprawde strzec sie, aby go nie uznano za zdrajce i buntownika
przeciw zasadniczym ustawom panstwa.
W Egipcie byl
jeden jawny wladca: faraon. On rzadzil, on chcial, on myslal za wszystkich, i
biada temu, kto osmielilby sie watpic glosno o wszechpotedze faraona albo mowic
o jakichs swoich zamiarach czy chocby o zmianach w ogole. Plany robily sie
tylko w jednym miejscu: w sali, gdzie faraon sluchal zdan czlonkow rady
przybocznej i wypowiadal jej swoje opinie. Wszystkie tez zmiany mogly wyjsc
tylko stamtad. Tam plonela jedyna widoczna lampa madrosci panstwowej, ktorej
blask oswietlal caly Egipt. Ale i o tym bezpieczniej bylo milczec.
Wszystkie te
uwagi z szybkoscia wichru przelatywaly przez glowe nastepcy, gdy siedzial na
kamiennej lawce ogrodu Sary, pod kasztanem, i patrzyl na otaczajacy go
krajobraz.
Woda Nilu juz
odrobine opadla i poczela robic sie przezroczysta jak krysztal. Ale jeszcze
caly kraj wygladal niby zatoka morska gesto usiana wyspami, na ktorych wznosily
sie budynki, ogrody warzywne i owocowe, a gdzieniegdzie kepy drzew wielkich,
sluzacych do ozdoby.
Dokola wszystkich
tych wysp widac bylo zurawie z kublami, za pomoca ktorych nadzy ludzie
miedzianej barwy, w brudnych przepaskach i czepkach, czerpali
wode z Nilu i
kolejno wlewali ja do coraz wyzej polozonych studzien.
Szczegolnie jedna
taka miejscowosc odbila sie w pamieci Ramzesa. Byl to stromy pagorek, na
ktorego zboczu pracowaly trzy zurawie: jeden wlewal wode z rzeki do studni
najnizszej; drugi czerpal z najnizszej i podnosil o pare lokci wyzej, do studni
sredniej; trzeci ze sredniej przelewal wode w studnie najwyzsza, polozona juz
na szczycie pagorka. Tam zas kilku rownie nagich ludzi czerpalo wode konwiami i
polewalo zagony jarzyn albo za pomoca recznych sikawek skrapialo drzewa.
Ruchy zurawi,
znizajacych sie i podnoszacych, nachylenia kublow, wytryski sikawek byly tak
rytmiczne, ze ludzi, ktorzy je wywolywali, mozna bylo uwazac za automaty. Zaden
z nich nie przemowil do swego sasiada, nie zmienil miejsca, nie obejrzal sie,
tylko pochylal sie i wyprostowywal zawsze w ten sam sposob od rana do wieczora,
od miesiaca do miesiaca, a zapewne od dziecinstwa do smierci.
"I to takie
twory - myslal ksiaze patrzac na prace rolnikow - takie twory chca zrobic mnie
wykonawca swoich przywidzen!... Jakich zmian moga oni zadac w panstwie? Chyba,
azeby ten, kto czerpie wode do nizszej studni, przeszedl do wyzszej albo
zamiast polewac grzedy kublem, skrapial drzewa sikawka?..."
Gniew bil mu do
glowy, a upokorzenie przygniatalo go na mysl, ze on, nastepca tronu, dzieki
bajkom takich oto istot, cale zycie kiwajacych sie nad studniami metnej wody,
nie zostal namiestnikiem!
W tej chwili
uslyszal miedzy drzewami cichy szelest i - delikatne rece oparly sie na jego
ramionach.
- Coz, Saro? -
spytal ksiaze nie odwracajac glowy.
- Smutny jestes,
panie moj?... - odparla. - Nie tyle ucieszyl sie Mojzesz widokiem ziemi
obiecanej, ile ja, gdys powiedzial, ze sprowadzasz sie tu, aby ze mna mieszkac.
Lecz juz dobe jestesmy razem, a jeszcze nie widzialam twego usmiechu. Nawet nie
mowisz do mnie, ale chodzisz ponury, a w nocy nie piescisz mnie, tylko
wzdychasz.
- Mam
zmartwienie.
- Powiedz mi je.
Zgryzota jest jak skarb dany do przechowania. Poki strzezemy jej sami, nawet
sen ucieka od nas i dopiero wtedy robi sie lzej, gdy znajdziemy
drugiego stroza.
Ramzes objal ja i
posadzil przy sobie na lawce.
- Kiedy chlop -
rzekl z usmiechem - nie zdazy przed wylewem zebrac z pola, zona mu pomaga. Ona
pomaga mu tez doic krowy, nosi mu jadlo za dom, myje go, gdy wroci od pracy.
Stad urosla wiara, ze kobieta moze ulzyc klopotow mezczyznie.
- Ty w to nie
wierzysz, panie?...
- Ksiazecym
troskom - odparl Ramzes - nie poradzi kobieta, nawet tak madra i wladna jak
moja matka...
- Przebog! jakiez
one sa, powiedz mi? - nalegala Sara tulac sie do ramienia nastepcy. - Wedlug
naszych podan, Adam opuscil raj dla Ewy; a przecie on byl chyba najwiekszym
krolem najpiekniejszego krolestwa...
Ksiaze zamyslil
sie, po chwili zaczal:
- I nasi medrcy
ucza, ze niejeden mezczyzna wyrzekl sie dostojenstw dla kobiety. Ale nie
slychac, azeby ktory zyskal co wielkiego przez kobiete; chyba jaki wodz,
ktoremu faraon oddal corke wraz z duzym posagiem i urzedem. Ale pomoc do
wydzwigniecia sie czy to na wyzsze stanowisko, czy chocby tylko z klopotow,
kobieta nie potrafi.
- Bo moze nie
kocha jak ja ciebie, panie... - szepnela Sara.
- Wiem, ze mnie
kochasz nad podziw... Nigdy nie zadalas ode mnie darow ani opiekowalas sie
takimi, ktorzy nie wahaja sie szukac kariery nawet pod lozkami kochanek
ksiazecych. Jestes lagodniejsza od jagniecia i cicha jak noc nad Nilem;
pocalunki twoje sa jak wonnosci z kraju Punt, a uscisk twoj slodki jak sen
strudzonego. Nie miam miary na twoja pieknosc ani slow na zalety. Jestes
dziwowiskiem miedzy kobietami, ktorych wargi sa pelne niepokoju, a milosc
kosztuje drogo. Lecz przy calej doskonalosci swojej, w czym ty mozesz ulzyc mym
troskom? Czy sprawisz, aby jego swiatobliwosc zrobil wielka wyprawe na Wschod,
a mnie mianowal wodzem? Czy dasz mi choc aby korpus Menfi, o ktory prosilem,
albo uczynisz mnie w imieniu faraona rzadca nad Dolnym Egiptem? A czy sprawisz,
aby wszyscy poddani jego swiatobliwosci mysleli i czuli jak ja, jego
najwierniejszy?...
Sara spuscila
rece na kolana i smutnie szeptala:
- To prawda, ze
nie moge... Nic nie moge!...
- Owszem, wiele
mozesz... mozesz mnie rozweselic - odparl usmiechajac sie Ramzes. - Wiem, ze
uczylas sie tanczyc i grac. Zdejm wiec te powloczyste szaty, ktore przystoja
kaplankom pilnujacym ognia, i ubierz sie w przejrzysty muslin jak... tancerki
fenickie... i tak tancz, i tak mnie piesc jak one...
Sara schwycila go
za rece i z plomieniami w oczach krzyknela:
- Ty wdajesz sie
z takimi wszetecznicami?... Powiedz... niech sie dowiem o mojej nedzy... A
potem odeszlij mnie do ojca, w nasza doline pustynna, w ktorej obym cie nie
byla ujrzala!...
- No, no...
uspokoj sie - mowil ksiaze bawiac sie jej wlosami. - Musze przeciez widywac
tancerki, jezeli nie przy ucztach, to na uroczystosciach krolewskich albo
podczas nabozenstw w swiatyni. Ale one wszystkie razem nie obchodza mnie tyle
co ty jedna, wreszcie... ktoraz z nich moglaby dorownac tobie? Ty masz cialo
jak posag Izydy rzezbione z kosci sloniowej, a z tamtych kazda ma jakas skaze.
Jedne sa zbyt tluste, inne maja chude nogi albo brzydkie rece, a jeszcze inne
nosza przyprawne wlosy. Ktoraz z nich jest jak ty?... Gdybys byla Egipcjanka,
wszystkie swiatynie ubiegalyby sie, aby posiadac cie za przodownice swych
chorow. Co mowie, gdybys teraz ukazala sie w Memfisie w przejrzystej sukni,
kaplani pogodziliby sie z toba, byles chciala przyjmowac udzial w procesjach.
- Nam, corkom
Judy, nie wolno nosic nieskromnych sukien...
- Ani tanczyc,
ani spiewac`?... Po cozes sie tego uczyla?
- Tancza nasze
kobiety i dziewczeta same ze soba, na chwale Panu, nie zas po to, aby w meskich
sercach zasiewac ogniste ziarna pozadliwosci. A spiewamy... Zaczekaj, panie
moj, ja ci zaspiewam.
Podniosla sie z
lawki i odeszla w strone domu. Wkrotce ukazala sie z powrotem. Za nia mloda
dziewczyna, o wyleknionych czarnych oczach, niosla arfe.
- Co to za
dziewczyna? - spytal ksiaze. - Czekaj no, ja gdzies widzialem to spojrzenie?...
Aha, kiedym tu byl ostatnim razem, ta wystraszona dziewczyna przypatrywala mi
sie z krzakow...
- To moja krewna
i sluzebnica, Ester - odparla Sara.
- Mieszka u mnie
juz miesiac, ale boi sie was, panie, wiec zawsze ucieka. Moze byc, ze kiedy
przypatrywala sie wam spomiedzy krzakow.
- Mozesz odejsc,
moje dziecko - rzekl ksiaze do skamienialej dziewczyny. A gdy skryla sie za
drzewami, dodal:
- Ona takze
Zydowka`?... A tenze stroz twego domu, ktory rowniez patrzy na mnie jak baran
na krokodyla?
- To jest Samuel,
syn Ezdreasza, takze moj krewny. Wzielam go na miejsce Murzyna, ktoremus,
panie, dal wolnosc. Wszak pozwoliles mi wybierac slugi?...
- Alez tak. To
juz chyba i dozorca parobkow jest Zydem, bo ma zolta cere i rowniez patrzy tak
pokornie, jak by zaden Egipcjanin nie potrafil.
- Tamten -
odpowiedziala Sara - jest Ezechiel, syn Rubena, krewny mego ojca. Czy nie
podoba ci sie, moj panie?... To sa bardzo wierni sludzy twoi.
- Czy podoba mi
sie! - rzekl markotny ksiaze bebniac palcami w lawke. - On nie po to tu jest,
azeby mi sie podobal, lecz aby pilnowal twego dobra... Nic mnie zreszta nie
obchodza ci ludzie... Spiewaj, Saro.
Sara klekla na
murawie u stop ksiecia i wziawszy na arfie pare akordow zaczela:
- Gdziez jest
ten, ktory by nie mial troski? Gdzie ten ktory zabierajac sie do snu mialby
prawo rzec: oto dzien, ktory spedzilem bez smutku? Gdzie czlowiek, ktory by
kladac sie do grobu powiedzial: zycie moje uplynelo bez bolesci i trwogi jak
pogodny wieczor nad Jordanem.
Lecz jakze wielu
takich, ktorzy co dzien chleb swoj oblewaja lzami, a ich dom pelen westchnien.
Placz jest
pierwszym glosem czlowieka na tej ziemi, a jek ostatnim pozegnaniem. Pelen
strapienia wchodzi w zycie, pelen zalu zstepuje na miejsce odpoczynku, a nikt
go nie pyta, gdzie by chcial zostac?
Gdziez jest ten,
ktory nie zaznal goryczy bytu? Azali jest nim dziecie, ktorego matke smierc
porywa, albo niemowle, ktoremu przynalezna piers glod wyssal pierwej, nim
zdazylo przylozyc usta swoje?
Gdzie jest
czlowiek pewny losu, ktory niezmruzonym okiem wygladalby swego jutra? Czy ten,
co pracujac na roli, wie, ze nie w jego mocy jest deszcz i nie on wskazuje
droge szaranczy? Czy kupiec, ktory bogactwo swe oddaje wiatrom, nie wiadomo
skad przychodzacym, a zycie powierza fali nad glebia, ktora wszystko pochlania
i nic nie zwraca?
Gdzie jest
czlowiek bez niepokoju w duszy? Jestli nim mysliwiec, ktory goni predka sarne,
a spotyka na swej drodze lwa smiejacego sie ze strzaly? Jestli nim zolnierz,
ktory w utrudzeniu idzie do slawy, a znajduje las ostrych wloczni, i miecze ze
spizu, krwi laknace? Jestli nim wielki krol, ktory pod purpura nosi ciezka
zbroje, bezsennym okiem sledzi zastepy przemoznych sasiadow, a uchem chwyta
szmer kotary, aby we wlasnym namiocie nie powalila go zdrada?
Przetoz serce
ludzkie na kazdym miejscu i o kazdej porze jest przepelnione tesknoscia. W
pustyni grozi mu lew i skorpion, w jaskiniach smok, miedzy kwiatami zmija
jadowita. Przy sloncu chciwy sasiad rozmysla, jak by umniejszyc mu ziemi, w
nocy przebiegly zlodziej maca drzwi do jego komory. W dziecinstwie jest
niedolezny, w starosci pozbawiony mocy, w pelni sil okrazony niebezpieczenstwem
jak wieloryb przepascia wodna.
Przetoz, o Panie,
Stworzycielu moj, ku Tobie zwraca sie umeczona dusza ludzka. Tys ja wywiodl na
ten swiat pelen zasadzek. Tys w niej zaszczepil trwoge smierci, Tys zamknal
wszelkie drogi spokoju, wyjawszy tej, ktora do Ciebie prowadzi. A jak dziecie
stapac nie umiejace chwyta sie szat matki, aby nie upasc, tak mizerny czlowiek
wyciaga rece do Twego milosierdzia i wydobywa sie z niepewnosci.
Sara umilkla,
ksiaze zamyslil sie i rzekl po chwili:
- Wy, Zydzi,
jestescie narod posepny. Gdyby w Egipcie tak wierzono jak uczy wasza piesn,
nikt nie smialby sie nad brzegami Nilu. Mozni ukryliby sie ze strachu w
podziemiach swiatyn, a lud, zamiast pracowac, ucieklby do jaskin i stamtad
wygladal zmilowania, ktore by zreszta nie nadeszlo.
Nasz swiat jest
inny: wszystko w nim mozna miec, ale wszystko trzeba zrobic samemu. I nasi
bogowie nie pomagaja mazgajom. Schodza na ziemie dopiero wowczas, gdy bohater,
ktory odwazyl sie na czyn nadludzki, wyczerpie wszystkie sily. Tak bylo z
Ramzesem Wielkim, gdy rzucil sie miedzy dwa tysiace piecset nieprzyjacielskich
wozow, z ktorych kazdy dzwigal trzech wojownikow. Dopiero wtedy niesmiertelny
ojciec Amon podal mu reke i dokonczyl pogromu. Lecz gdyby, zamiast walczyc,
zaczal czekac na opieke waszego boga, juz dawno nad brzegami Nilu Egipcjanin
chodzilby tylko z kublem i cegla, a nedzni Chetowie z papirusami i kijmi!
Dlatego, Saro,
predzej twoje wdzieki anizeli twoja piesn rozproszy moja troske. Gdybym tak
poczynal sobie, jak ucza zydowscy medrcy, i czekal na pomoc z nieba, wino
uciekaloby od moich ust, a kobiety od moich domow.
Nade wszystko zas
nie moglbym byc nastepca faraona jak moi przyrodni bracia, z ktorych jeden nie
przejdzie pokoju bez oparcia sie na dwu niewolnikach, a drugi skacze po
drzewach.
|