ROZDZIAL
SZESNASTY
Tak wygladaly,
zreszta dosc rzadkie, chwile naj- wiekszego zblizenia miedzy Sara i jej
ksiazecym kochankiem. Wydawszy bowiem rozkazy Patroklesowi i naczelnemu rzadcy
dobr, nastepca tronu wieksza czesc dnia przepedzal za folwarkiem, zazwyczaj na
czolnie. I albo plynac po Nilu chwytal siatka ryby, ktore tysiacami uwijaly sie
w blogoslawionej rzece, albo dostawal sie na moczary i ukryty miedzy wysokimi
lodygami lotosow strzelal z luku do dzikiego ptactwa, ktorego krzykliwe stada
krazyly gesto jak muchy. Lecz i wowczas nie opuszczaly go mysli ambitne; wiec z
polowania zrobil sobie rodzaj kabaly czy wrozby. Nieraz, widzac stado zoltych
gesi na wodzie, naciagal luk i mowil:
- Jezeli trafie,
bede kiedys jako Ramzes Wielki...
Pocisk cicho
swisnal i przeszyty ptak trzepoczac skrzydlami wydawal tak bolesne krzyki, ze
na calym moczarze robil sie ruch. Chmury gesi, kaczek i bocianow porywaly sie w
gore i zatoczywszy wielkie kolo nad umierajacym towarzyszem spadaly w inne
miejsca.
Gdy ucichlo,
ksiaze ostroznie przesuwal lodke dalej, kierujac sie chwianiem trzcin i
urywanymi glosami ptakow. A gdy miedzy zielonoscia spostrzegl plat czystej wody
i nowe stado, znowu naciagal luk i mowil:
- Jezeli trafie,
bede faraonem. - Jezeli nie trafie...
Strzala tym razem
uderzyla w wode i odbiwszy sie kilka razy od jej powierzchni znikla miedzy
lotosami. A roznamietniony ksiaze wypuszczal coraz nowe pociski zabijajac ptaki
lub tylko ploszac stada. Z folwarku poznawano, gdzie jest, po wrzeszczacych
chmurach ptactwa, ktore co chwila zrywalo sie i krazylo nad jego lodzia.
Gdy nad wieczorem
zmeczony wracal do willi, Sara juz czekala w progu z miednica wody, dzbanem
lekkiego wina i wiencami roz. Ksiaze usmiechal sie do niej, glaskal po twarzy,
lecz patrzac w jej pelne tkliwosci oczy myslal:
"Ciekawym,
czy ona potrafilaby bic egipskich chlopow jak jej zawsze wyleknieni krewni?...
O, moja matka ma slusznosc nie ufajac Zydom, choc - Sara moze byc inna..."
Raz, wrociwszy
niespodziewanie, zobaczyl na dziedzincu przed domem bardzo liczna gromade
nagich dzieci, wesolo bawiacych sie. Wszystkie byly zolte i na jego widok
rozbiegly sie z krzykiem jak dzikie gesi na moczarze. Nim wszedl na taras domu,
znikly, ze nawet sladu nie zostalo.
- Coz to za
drobiazg - spytal Sary - ktory tak przede mna ucieka?
- To dzieci
twoich slug - odparla.
- Zydow?
- Moich braci...
- Bogowie! jakze
mnoznym jest ten narod - rozesmial sie ksiaze. - A ktoz jest ten znowu?... -
dodal wskazujac na czlowieka, ktory lekliwie wygladal zza muru.
- To Aod, syn
Baraka, moj krewny... On chce sluzyc tobie, panie. Czy moge go przyjac?...
Ksiaze wzruszyl
ramionami.
- Twoj jest
folwark - odparl - mozesz przyjmowac wszystkich, kogo zechcesz. Tylko jezeli ci
ludzie beda sie tak mnozyli, niedlugo opanuja Memfis...
- Nie cierpisz
braci moich?... - szepnela Sara, z trwoga patrzac na Ramzesa i obsuwajac mu sie
do nog.
Ksiaze zdziwiony
spojrzal na nia.
- Ja o nich nawet
nie mysle - odparl dumnie.
Drobne te
zajscia, ktore ognistymi kroplami padaly na dusze Sary, nie zmienily dla niej
Ramzesa. Zawsze byl jednakowo zyczliwy i piescil ja jak zwykle, choc coraz
czesciej jego oczy biegly na druga strone Nilu i opieraly sie na poteznych
pylonach zamku.
Wnet spostrzegl,
ze nie tylko on teskni na swoim dobrowolnym wygnaniu. Pewnego dnia bowiem od
tamtego brzegu odbila strojna barka krolewska, przeplynela Nil w strone
Memfisu, a potem zaczela krazyc tak blisko folwarku, ze Ramzes mogl poznac
osoby siedzace w niej.
Jakoz poznal pod
purpurowym baldachimem swoja matke miedzy dworskimi damami, a naprzeciw niej,
na niskiej lawce, namiestnika Herhora. Wprawdzie nie patrzyli na folwark, ale
ksiaze zgadl, ze go widza.
"Aha! -
pomyslal smiejac sie. - Moja czcigodna matka i jego dostojnosc minister radzi
by wywabic mnie stad przed powrotem jego swiatobliwosci..."
Nadszedl miesiac
Tobi, koniec pazdziernika i poczatek listopada. Nil opadl na wysokosc poltora
czlowieka, co dzien odslaniajac nowe platy czarnej, grzaskiej ziemi.
Gdziekolwiek ustapily wody, zaraz w tym miejscu ukazywala sie waska socha
ciagniona przez dwa woly. Za socha szedl nagi oracz, obok wolow poganiacz z
krotkim batem, a za nim siewca, ktory brnac po kostki w mule niosl w fartuchu
pszenice i rzucal ja pelnymi garsciami.
Zaczynala sie dla
Egiptu najpiekniejsza pora roku - zima. Cieplo nie przechodzilo pietnastu
stopni, ziemia szybko pokrywala sie szmaragdowa zielonoscia, spomiedzy ktorej
wytryskaly narcyzy i fiolki. Won ich coraz czesciej odzywala sie wsrod surowego
zapachu ziemi i wody.
Juz kilka razy
statek, niosacy czcigodna pania Nikotris i namiestnika Herhora, ukazywal sie w
poblizu mieszkania Sary. Za kazdym razem ksiaze widzial matke swoja wesolo
rozmawiajaca z ministrem i przekonywal sie, ze w ostentacyjny sposob nie patrza
w jego strone, jakby mu chcieli okazac lekcewazenie.
- Poczekajcie! -
szepnal rozgniewany nastepca - przekonam was, ze i ja sie nie nudze...
Gdy wiec jednego
dnia, niedlugo przed zachodem slonca, ukazala sie na tamtym brzegu zlocona lodz
krolewska, ktorej purpurowy namiot zdobily w rogach strusie piora, Ramzes kazal
przygotowac czolno na dwie osoby i powiedzial Sarze, ze z nia poplynie.
- Jehowo! -
zawolala skladajac rece. - Alez tam jest wasza matka i namiestnik.
- A tu bedzie nastepca
tronu. Wez twoja arfe, Saro.
- Jeszcze i
arfe?... - zapytala drzac. - A jezeli wasza czcigodna matka zechce mowic z
toba?... Chyba rzuce sie w wode!...
- Nie badz
dzieckiem, Saro - odparl smiejac sie ksiaze. - Jego dostojnosc namiestnik i
moja matka bardzo lubia spiew. Mozesz wiec nawet zjednac ich, jezeli zaspiewasz
jaka ladna piesn zydowska. Niech tam bedzie co o milosci...
- Nie umiem
takiej - odpowiedziala Sara, w ktorej slowa ksiecia zbudzily otuche. Moze
naprawde jej spiew spodoba sie poteznym wladcom, a wowczas?...
Na dworskim
statku spostrzezono, ze nastepca tronu siada z Sara do prostej lodzi i nawet
sam wiosluje.
- Czy widzisz,
wasza dostojnosc - szepnela krolowa do ministra - ze on wyplywa naprzeciw nam
ze swoja Zydowka?...
- Nastepca znalazl
sie tak poprawnie w stosunku do swoich zolnierzy i chlopow i okazal tyle
skruchy usuwajac sie z granic palacu, ze wasza czesc mozesz mu przebaczyc to
drobne uchybienie - odparl minister.
- O, gdyby nie on
siedzial w tej lupince, kazalabym ja rozbic!... - rzekla z gniewem dostojna
pani.
- Po co? - spytal
minister. - Ksiaze nie bylby potomkiem arcykaplanow i faraonow, gdyby nie
szarpal tych wedzidel jakie, niestety! narzuca mu prawo lub nasze, byc moze,
bledne zwyczaje. W kazdym razie dal dowod, ze w waznych wypadkach umie panowac
nad soba. Nawet potrafi uznac wlasne uchybienia, co jest przymiotem rzadkim, a
nieocenionym u nastepcy tronu.
To samo zas, ze
ksiaze chce nas draznic swoja ulubienica, dowodzi, ze boli go nielaska, w
jakiej znalazl sie, zreszta z najszlachetniejszych pobudek.
- Ale ta
Zydowka!... - szeptala pani mnac wachlarz z pior.
- Juz dzis jestem
o nia spokojny - mowil minister. - Jest to ladne, ale glupiutkie stworzenie,
ktore ani mysli, ani potrafiloby wyzyskac wplywu nad ksieciem. Nie przyjmuje
prezentow i nawet nie widuje nikogo, zamknieta w swojej niezbyt kosztownej
klatce. Z czasem moze nauczylaby sie korzystac ze stanowiska ksiazecej kochanki
i chocby tylko zubozyc skarb nastepcy o kilkanascie talentow. Nim to jednak
nastapi, Ramzes znudzi sie nia...
- Bodajby przez
twoje usta przemawial Amon wszystkowiedzacy.
- Jestem tego
pewny. Ksiaze ani przez chwile nie szalal za nia, jak sie to trafia naszym
paniczom, ktorym jedna zreczna intrygantka moze odebrac majatek, zdrowie, a
nawet zaprowadzic ich do sali sadowej ; Ksiaze bawi sie nia jak dojrzaly
czlowiek niewolnica. Ze zas Sara jest brzemienna...
- Czy tak?... -
zawolala pani. - Skad wiesz?...
- O czym nie wie
ani jego dostojnosc nastepca, ani nawet Sara?... - usmiechnal sie Herhor. - My
wszystko musimy wiedziec. Ten zreszta sekret nie byl trudny do zdobycia. Przy
Sarze bowiem znajduje sie jej krewna Tafet, kobieta niezrownanej gadatliwosci.
- Czy juz wzywali
lekarza?..
- Powtarzam, ze
Sara nic nie wie o tym, zas poczciwa Tafet z obawy, aby ksiaze nie zniechecil
sie do jej wychowanicy, chetnie ukrecilaby glowe temu sekretowi. Ale my nie
pozwolimy. Bedzie to przeciez dziecko ksiazece.
- A jezeli
syn?... Wiesz, wasza czesc, ze moglby narobic klopotu - wtracila pani.
- Wszystko
przewidziane - mowil kaplan. - Jezeli bedzie corka, damy jej posag i
wychowanie, jakie przystoi panience wysokiego rodu. A jezeli syn, wowczas
zostanie Zydem!...
- Ach, moj wnuk
Zydem!...
- Nie trac pani
do niego zbyt wczesnie serca. Poslowie nasi donosza, ze lud izraelski zaczyna
pragnac krola. Zanim wiec dziecko urosnie, zadania ich dojrzeja, a wtedy... my
im damy wladce i zaprawde pieknej krwi!..
- Jestes jak
orzel, ktory jednym spojrzeniem obejmuje wschod i zachod!... - odparla krolowa,
z podziwem patrzac na ministra. - Czuje, ze moj wstret do tej dziewczyny
zaczyna slabnac.
- Najmniejsza
kropla krwi faraonow powinna wznosic sie nad narodami jak gwiazda nad ziemia -
rzekl Herhor.
W tej chwili
czolenko nastepcy tronu plynelo zaledwie o kilkadziesiat krokow od dworskiego
statku, a malzonka faraona zasloniwszy sie wachlarzem przez jego piora
spojrzala na Sare.
- Zaprawde ona
jest ladna!... - szepnela.
- Juz drugi raz
mowisz to, czcigodna pani.
- Wiec i o tym
wiesz?... - usmiechnela sie jej dostojnosc. Herhor spuscil oczy.
Na czolenku
odezwala sie arfa i Sara drzacym glosem zaczela piesn:
- "Jakze
wielkim jest Pan, jakze wielkim jest Pan, twoj Bog, Izraelu!..."
- Przesliczny
glos!.. - szepnela krolowa.
Arcykaplan
sluchal z uwaga.
- "Dni Jego
nie maja poczatku - spiewala Sara - a dom Jego nie ma granic. Odwieczne
niebiosa pod Jego okiem zmieniaja sie jak szaty, ktore czlowiek wdziewa na
siebie i odrzuca. Gwiazdy zapalaja sie i gasna, jak iskry z twardego drzewa, a
ziemia jest jak cegla, ktorej przechodzien raz dotknal noga idac wciaz dalej.
Jakze wielkim jest twoj Pan, Izraelu. Nie masz takiego, ktory by Mu powiedzial:
<<Zrob to>>, ani lona, ktore by Go wydalo. On uczynil niezmierzone
otchlanie, ponad ktorymi unasza sie, kedy chce. On z ciemnosci wydobywa
swiatlo, a z prochu ziemi - twory glos wydajace. On srogie Iwy ma za szarancze,
ogromnego slonia wazy za nic, a wieloryb jest przy nim jak niemowle Jego
trojbarwny luk dzieli niebiosa na dwie czesci i opiera sie na krancach ziemi.
Gdziez jest brama, ktora by Mu dorownala wielkoscia? Na grzmot Jego wozu narody
truchleja i nie masz pod sloncem, co ostaloby sie przed Jego migotliwymi
strzalami. Jego oddechem jest wiatr polnocny, ktory orzezwia zemdlale drzewa, a
Jego dmuchnieciem jest chamsin, ktory pali ziemie.
Kiedy wyciagnie
reke swoja nad wody, woda staje sie kamieniem. On przelewa morza na nowe
miejsce jak niewiasta kwas do dziezy. On rozdziera ziemie niby zbutwiale
plotno, a lyse szczyty gor nakrywa srebrnym sniegiem.
On w pszenicznym
ziarnie chowa sto innych ziarn i sprawia, ze legna sie ptaki. On z sennej
poczwarki wydobywa zlotego motyla, a ludzkim cialom w grobach kaze oczekiwac na
zmartwychwstanie..."
Zasluchani w
spiew wioslarze podniesli wiosla i purpurowy statek krolewski z wolna plynal
sam z biegiem rzeki. Nagle Herhor podniosl sie i zawolal:
- Skrecic do
Memfis!...
Wiosla uderzyly,
statek zawrocil w jednym miejscu i z szumem zaczal wdzierac sie w gore wody. Za
nim gonila stopniowo milknaca piesn Sary:
- "On widzi
ruch serca mszycy i ukryte sciezki, po ktorych chadza najsamotniejsza mysl
ludzka. Lecz nie masz takiego, ktory by Jemu spojrzal w serce i odgadl Jego
zamiary.
Przed blaskiem
Jego szat wielkie duchy zaslaniaja swoje oblicza. Przed Jego spojrzeniem
bogowie poteznych miast i narodow skrecaja sie i schna jako lisc zwiedly. On
jest moca, On jest zyciem, On jest madroscia, On twoj Pan, twoj Bog,
Izraelu!..."
- Dlaczego wasza
dostojnosc kazales odsunac nasz statek? - zapytala czcigodna Nikotris.
- Czy wiesz,
pani, co to jest za piesn?... - odparl Herhor w jezyku zrozumialym tylko dla
kaplanow.
- Przeciez ta
glupia dziewczyna na srodku Nilu spiewa modlitwe, ktora wolno odmawiac tylko w
najtajemniejszym przybytku naszych swiatyn...
- Wiec to jest
bluznierstwo?...
- Szczescie, ze
na tym statku znajduje sie tylko jeden kaplan - mowil minister. - Ja tego nie
slyszalem, a chocbym slyszal, zapomne. Lekam sie jednak, czy bogowie nie poloza
reki na tej dziewczynie.
- Ale skadze ona
zna ta straszna modlitwe?... Przeciez Ramzes jej nie mogl nauczyc?...
- Ksiaze nic nie
winien. Ale nie zapominaj, pani, ze Zydzi niejeden taki skarb wyniesli z
naszego Egiptu. Dlatego miedzy wszystkimi narodami ziemi traktujemy ich jak
swietokradcow.
Krolowa wziela za
reke arcykaplana.
- Ale memu synowi
- szeptala patrzac mu w oczy - nie stanie sie nic zlego?...
- Recze pani, ze
nikomu nie stanie sie nic zlego, skoro ja nie slyszalem i nie wiem... Ale
ksiecia trzeba rozdzielic z ta dziewczyna...
- Lagodnie
rozdzielic!... prawda, namiestniku? -pytala matka.
- Jak
najlagodniej, jak najnieznaczniej, ale trzeba... Zdawalo mi sie - mowil
arcykaplan jakby do siebie - ze wszystko przewidzialem... Wszystko, z wyjatkiem
procesu o bluznierstwo, ktory przy tej dziwnej kobiecie wisi nad nastepca
tronu!...
Herhor zamyslil
sie i dodal:
- Tak, czcigodna
pani! Mozna smiac sie z wielu naszych przesadow; niemniej prawda jest, ze syn
faraona nie powinien laczyc sie z Zydowka...
|