ROZDZIAL
OSIEMNASTY
Od dnia kiedy
zostal namiestnikiem Dolnego Egiptu, zaczelo sie dla Ramzesa zycie nieslychanie
uciazliwe, jakiego nie domyslal sie nawet, pomimo ze urodzil sie i wyrosl wsrod
krolewskiego dworu.
Wprost
tyranizowano go, a katami byli interesanci roznych gatunkow i rozmaitych klas
spolecznych. Juz w pierwszym dniu, na widok tlumu ludzi, ktorzy, cisnac sie i
popychajac, mimowolnie wydeptywali mu trawniki, lamali drzewa, nawet psuli mur
otaczajacy, nastepca do swej willi zazadal warty. Ale trzeciego dnia musial
uciec ze swego domu, w obreb wlasciwego palacu, gdzie z powodu gestej strazy, a
nade wszystko wysokich murow, dostep dla zwyklych ludzi byl utrudniony.
W ciagu dekady,
poprzedzajacej wyjazd, przed oczyma Ramzesa przesuneli sie przedstawiciele
calego Egiptu, jezeli nie calego owczesnego swiata. Najpierwej puszczano
wielkich. Wiec przychodzili pozdrawiac go: arcykaplani swiatyn, ministrowie,
poslowie feniccy, greccy, zydowscy, asyryjscy, nubijscy, ktorych nawet ubiorow
nie mogl spamietac. Dalej szli naczelnicy sasiednich nomesow, sedziowie,
pisarze, wyzsi oficerowie korpusu Menfi i posiadacze ziemscy.
Ludzie ci nie
zadali niczego, wypowiadali tylko swoja radosc. Ale ksiaze, sluchajac ich od
rana do poludnia i od poludnia do wieczora, czul zamet w glowie i drzenie we
wszystkich czlonkach.
Potem przyszli
reprezentanci nizszych klas z darami: kupcy ze zlotem, bursztynem,
zagranicznymi tkaninami, pachnidlami i owocami. Potem bankierzy i wypozyczajacy
na procenta. Dalej - architekci z planami nowych budowli, rzezbiarze z
projektami posagow i plaskorzezb, kamieniarze, fabrykanci naczyn glinianych,
stolarze zwyczajni i ozdobni, kowale, giserzy, garbarze, winiarze, tkacze,
nawet paraszytowie, ktorzy otwierali ciala zmarlych.
Jeszcze nie
skonczyla sie procesja holdownikow, a juz nadciagnela armia proszacych.
Inwalidzi, wdowy i sieroty po oficerach domagali sie pensji; szlachetni panowie
- dworskich urzedow dla synow. Inzynierowie przynosili projekta nowych sposobow
irygacji, lekarze srodki przeciw wszelkim chorobom, wrozbici horoskopy. Krewni
wiezniow podawali prosby o zmniejszenie kary, skazani na smierc o darowanie
zycia, chorzy blagali, aby nastepca dotknal ich lub udzielil im swej sliny.
Zglaszaly sie
wreszcie piekne kobiety tudziez matki dorodnych corek, pokornie i natretnie
proszac, aby namiestnik przyjal je do swego domu. Niektore oznaczaly wysokosc
zadanej pensji, zachwalaly swoje dziewictwo i talenta.
Po dziesieciu
dniach przypatrywania sie co chwile nowym osobom i twarzom i wysluchiwania
prosb, ktore zaspokoic moglby chyba majatek calego swiata i boska potega, ksiaze
Ramzes wyczerpal sie. Nie mogl sypiac, byl tak rozdrazniony, ze irytowal go
brzek muchy, i chwilami nie rozumial: o czym mowia do niego.
W tym polozeniu
znowu Herhor przyszedl mu z pomoca. Moznym kazal zapowiedziec, ze ksiaze juz
nie przyjmuje interesantow, a na lud, ktory, mimo kilkakrotnych wezwan do
rozejscia sie, wciaz czekal, wyslal kompanie numidyjskich zolnierzy z kijami.
Tym udalo sie bez porownania latwiej anizeli Ramzesowi zadowolic ludzka
pozadliwosc. Zanim bowiem minela godzina, interesanci znikli z placu niby mgla,
a ten i ow przez pare dni nastepnych okladal woda glowe lub inna rozbita czesc
ciala.
Po tej probie
piastowania najwyzszej wladzy ksiaze uczul gleboka wzgarde dla ludzi i wpadl w
apatie. Dwa dni lezal na kanapie, z rekoma pod glowa, bezmyslnie patrzac w
sufit. Juz nie dziwil sie, ze jego swiatobliwy ojciec przepedza czas pod
oltarzami bogow, lecz nie mogl pojac, jakim sposobem Herhor daje sobie rade z
nawalem podobnych interesow, ktore, jak burza, nie tylko przewyzszaja sily czlowieka,
lecz nawet moga zmiazdzyc.
"W jaki
sposob przeprowadzic tu swoje plany, jezeli tlum interesantow peta nasza wole,
pozera mysli, wypija krew?... Po dziesieciu dniach jestem chory, po roku
chybabym oglupial!... Na tym urzedzie niepodobna robic zadnych projektow, lecz
po prostu bronic sie od szalenstwa..."
Byl tak
zatrwozony bezsilnoscia na stanowisku wladcy, ze - wezwal Herhora i jekliwym
glosem opowiedzial mu swoje strapienie.
Maz stanu z
usmiechem sluchal biadan mlodego sternika nawy panstwowej, wreszcie rzekl:
- Czy wiesz,
panie, ze ten ogromny palac, w ktorym mieszkamy, wzniosl tylko jeden
budowniczy, imieniem Senebi, i w dodatku - umarl przed ukonczeniem go?..
A z pewnoscia
zrozumiesz: dlaczego wiecznie zyjacy ten architekt mogl wykonac swoj plan,
nigdy nie zmeczywszy sie i zawsze majac wesoly umysl.
- Ciekawym?...
- Oto on sam nie
robil wszystkiego; nie ciosal belek i kamieni, nie wygniatal cegly, nie nosil
jej na rusztowania, nie ukladal i nie spajal. On tylko wymalowal plan, a
jeszcze i do tego mial pomocnikow.
Ty zas, ksiaze,
wszystko chciales wykonac sam; sam wysluchac i zalatwic wszelkie interesa. To
przechodzi czlowiecze sily.
- Jakze mialem
robic inaczej, jezeli miedzy proszacymi znajdowali sie niewinnie pokrzywdzeni
albo zasluga nie wynagrodzona? Przeciez fundamentem panstwa jest sprawiedliwosc
- odparl nastepca.
- Ilu ksiaze
mozesz wysluchac dziennie bez zmeczenia? - spytal Herhor.
- No...
dwudziestu...
- Tos szczesliwy.
Ja slucham najwyzej szesciu lub dziesieciu, lecz nie sa nimi interesanci, tylko
- wielcy pisarze, nadzorcy i ministrowie. Kazdy z nich nie donosi mi
drobiazgow, lecz rzeczy najwazniejsze, jakie dzieja sie: w armii, w dobrach
faraona, w sprawach religijnych, w sadach, w nomesach, w ruchach Nilu. Dlatego
zas nie donosza mi blahostek, ze kazdy z nich, zanim przyszedl do mnie, musial
wysluchac dziesieciu pisarzy mniejszych. Kazdy mniejszy pisarz i dozorca zebral
wiadomosci od dziesieciu podpisarzy i poddozorcow, a tamci znowu wysluchali
raporty od dziesieciu nizszych urzednikow.
Tym sposobem ja i
jego swiatobliwosc, rozmawiajac tylko z dziesiecioma ludzmi dziennie, wiemy, co
waznego stalo sie w stu tysiacach punktow kraju i swiata.
Wartownik, ktory
czuwa na kawalku ulicy w Memfis, widzi tylko pare domow. Dziesietnik zna cala
ulice, setnik oddzial miasta, naczelnik cale miasto. Faraon zas stoi ponad nimi
wszystkimi, niby na najwyzszym pylonie swiatyni Ptah, i widzi nie tylko Memfis,
ale jeszcze miasta: Sochem, On, Cherau, Turra, Tetaui, ich okolice i kawalek
pustyni zachodniej.
Z tej wysokosci
jego swiatobliwosc nie spostrzega wprawdzie ludzi skrzywdzonych albo nie
nagrodzonych, ale dojrzy tlum gromadzacych sie bez zajecia robotnikow.
Nie zobaczy
zolnierza w szynkowni, ale pozna, czy pulk odbywa musztre. Nie widzi, co gotuje
na obiad jakis chlop albo mieszczanin, ale dostrzeze pozar zaczynajacy sie w
dzielnicy.
Ten porzadek
panstwowy - mowil ozywiajac sie Herhor - jest nasza chwala i potega. A kiedy
Snofru, jeden z faraonow najpierwszej dynastii, spytal pewnego kaplana, jaki by
sobie pomnik wystawic? - ten odpowiedzial: Wyrysuj, panie, na ziemi kwadrat i
poloz na nim szesc milionow glazow - one przedstawia lud. Na tej warstwie poloz
szescdziesiat tysiecy kamieni ociosanych - to beda twoi nizsi urzednicy. Na tym
uloz szesc tysiecy kamieni wygladzonych - to beda wyzsi urzednicy. Na tym
postaw szescdziesiat sztuk pokrytych rzezba - to beda twoi najblizsi doradcy i
wodzowie, a na szczycie poloz jedna bryle ze zlotym wizerunkiem slonca - a
bedziesz ty sam.
Tak tez zrobil
faraon Snofru. W ten sposob powstala najstarsza piramida schodowa - rzetelny
obraz naszego panstwa - z ktorej urodzily sie wszystkie inne. Sa to budowle nie
wzruszone, z ktorych szczytu widac krance swiata, a ktore beda podziwem
najodleglejszych pokolen.
W takim
urzadzeniu - ciagnal minister - spoczywa i nasza przewaga nad sasiadami.
Etiopowie byli rownie liczni jak my. Lecz ich krol sam troszczyl sie o swoje
bydlo, sam bil kijem poddanych i ani wiedzial, ilu ich ma, ani potrafil
zgromadzic ich, gdy wkroczyly nasze wojska. Tam nie bylo jednej Etiopii, ale
wielka gromada ludzi nieuporzadkowanych. Wiec dzisiaj sa naszymi wasalami.
Ksiaze libijski sam sadzi kazda sprawe, szczegolniej miedzy ludzmi bogatymi, i
tyle oddaje im czasu, ze prawie nie moze obejrzec sie za siebie. Totez, pod
jego bokiem, rodza sie cale bandy rozbojnikow, ktorych my wytepiamy.
Wiedz jeszcze i o
tym, panie, ze gdyby w Fenicji byl jeden wspolny wladca, ktory by wiedzial, co
sie dzieje, i rozkazywal we wszystkich miastach, kraj ten nie placilby nam ani
utena danin. A co to za szczescie dla nas, ze krolowie Niniwy i Babelu maja
tylko po jednym ministrze i tak sa zmeczeni nawalem spraw jak ty dzisiaj! Oni
wszystko sami chca widziec, sadzic i rozkazywac, przez co na sto lat zawiklali
sprawy panstwa. Lecz gdyby znalazl sie jaki nikczemny pisarz egipski, ktory
poszedlby tam, wytlomaczyl krolom ich bledy w rzadzeniu i zaprowadzil nasza
urzednicza hierarchie, nasza piramide, za kilkanascie lat Judea i Fenicja
wpadlyby w rece asyryjczykow, a za kilkadziesiat lat - od wschodu i polnocy,
ladem i morzem zwalilyby sie na nas potezne armie, ktorym moglibysmy nie dac
rady.
- Wiec dzisiaj my
napadnijmy ich korzystajac z nieladu! - zawolal ksiaze.
- Jeszcze nie
wyleczylismy sie z poprzednich naszych zwyciestw - odparl zimno Herhor i zaczal
zegnac Ramzesa.
- Alboz
zwyciestwa oslabily nas?... - wybuchnal nastepca. - Alboz nie zwiezlismy
skarbow?...
- A czy nie psuje
sie topor, ktorym scinamy drzewo?... - zapytal Herhor i wyszedl.
Ksiaze zrozumial,
ze wielki minister chce spokoju za wszelka cene, pomimo ze sam jest
naczelnikiem armii.
- Zobaczymy!... -
szepnal do siebie.
Na pare dni przed
wyjazdem Ramzes wezwany zostal do jego swiatobliwosci. Faraon siedzial na
fotelu w marmurowej sali, w ktorej nie bylo nikogo, a czterech wejsc strzegly
nubijskie warty.
Obok fotelu
krolewskiego stal taboret dla ksiecia i maly stolik zalozony dokumentami
pisanymi na papirusie. Na scianach byly kolorowane plaskorzezby przedstawiajace
zajecia rolne, a w rogach sali sztywne posagi Ozirisa, z melancholijnym
usmiechem na ustach. Kiedy ksiaze na rozkaz ojca usiadl, jego swiatobliwosc
odezwal sie:
- Masz tu,
ksiaze, twoje dokumenta, jako wodz i namiestnik. Coz, podobno pierwsze dni
wladzy zmeczyly cie?...
- W sluzbie
waszej swiatobliwosci znajde sily.
- Pochlebca!... -
usmiechnal sie pan. - Pamietaj, ze nie chce, azebys sie zapracowywal... Baw
sie, mlodosc potrzebuje rozrywki... Nie znaczy to jednak, azebys nie mial
waznych spraw do zalatwienia.
- Jestem gotow.
- Po pierwsze...
Po pierwsze, odkryje ci moje troski. Skarb nasz zle wyglada: doplyw podatkow
jest co rok mniejszy, osobliwie z Dolnego Egiptu, a rozchody mnoza sie...
Pan zamyslil sie.
- Te kobiety...
te kobiety, Ramzesie, pochlaniaja bogactwa nie tylko smiertelnych ludzi, ale i
moje. Mam ich kilkaset, a kazda chce posiadac jak najwiecej pokojowek,
modystek, fryzjerow, niewolnikow do lektyki, niewolnikow do pokoju, konie,
wioslarzy, nawet swoich ulubiencow i dzieci... Male dzieci!... Kiedy wrocilem z
Tebow, jedna z tych pan, ktorej nawet nie pamietam, zabiegla mi droge i
prezentujac tegiego trzyletniego chlopaka zadala, abym mu wyznaczyl majatek,
gdyz ma to byc moj syn... Trzyletni syn, czy uwazasz, wasza dostojnosc?...
Rzecz prosta, nie moglem spierac sie z kobieta, jeszcze w tak delikatnej
sprawie. Ale - czlowiekowi szlachetnie urodzonemu latwiej byc uprzejmym anizeli
znalezc pieniadze na kazda podobna fantazje...
Pokiwal glowa,
odpoczal i mowil dalej:
- Tymczasem moje
dochody od poczatku panowania zmniejszyly sie do polowy, szczegolniej w Dolnym
Egipcie. Pytam sie: co to znaczy?... Odpowiadaja: lud zubozal, ubylo wielu
mieszkancow, morze zasypalo pewna przestrzen gruntow od polnocy, a pustynia od
wschodu, bylo kilka lat nieurodzajnych, slowem - awantura za awantura, a w
skarbie coraz plycej...
Prosze cie wiec,
azebys mi wyswietlil ta sprawe. Rozpatrz sie, poznaj ludzi dobrze informowanych
i prawdomownych i utworz z nich komisje sledcza. Gdy zas zaczna skladac
raporty, nie ufaj zbytecznie papyrusowi, ale to i owo sprawdz osobiscie.
Slysze, ze masz oko wodza, a jezeli tak jest, jedno spojrzenie nauczy cie, o
ile sa dokladnymi opowiesci czlonkow komisji. Ale nie spiesz sie ze zdaniem, a
nade wszystko - nie wyglaszaj go. Kazdy wazny wniosek, jaki ci dzis przyjdzie
do glowy - zapisz, a po kilku dniach znowu przypatrz sie tej samej sprawie i
znowu zapisz. To nauczy cie ostroznosci w sadach i trafnosci w ogarnianiu
przedmiotow.
- Stanie sie, jak
rozkazujesz, wasza swiatobliwosc - wtracil ksiaze.
- Druga misja,
ktora musisz zalatwic, jest trudniejsza. Cos sie tam dzieje w Asyrii, co moj
rzad zaczyna niepokoic.
Kaplani nasi
opowiadaja, ze za Morzem Polnocnym jest piramidalna gora, zwykle okryta
zielonoscia u spodu, sniegiem u szczytu, ktora ma dziwne obyczaje. Po wielu
latach spokoju nagle zaczyna dymic, trzasc sie, huczyc, a potem wyrzuca z
siebie tyle plynnego ognia, ile jest wody w Nilu. Ogien ten kilkoma korytami
rozlewa sie po jej bokach i na ogromnej przestrzeni rujnuje prace rolnikow.
Otoz Asyria, moj
ksiaze, jest taka gora. Przez cale wieki panuje w niej spokoj i cisza, lecz
nagle zrywa sie wewnetrzna burza, nie wiadomo skad wylewaja sie wielkie armie i
niszcza spokojnych sasiadow.
Dzis okolo Niniwy
i Babelu slychac wrzenie: gora dymi. Musisz wiec dowiedziec sie: o ile ten dym
zwiastuje nawalnice, i - obmyslec srodki zaradcze.
- Czy
potrafie?... - cicho spytal ksiaze.
- Trzeba nauczyc
sie patrzec - mowil wladca. - Jezeli chcesz co dobrze poznac, nie poprzestawaj
na swiadectwie wlasnych oczu, ale zapewnij sobie pomoc kilku par cudzych.
Nie ograniczaj
sie na sadach samych Egipcjan: bo kazdy narod i czlowiek ma wylaczny sposob
widzenia rzeczy i nie chwyta calej prawdy. Wysluchaj zatem, co mysla o
Asyryjczykach: Fenicjanie, Zydzi, Chetowie i Egipcjanie, i pilnie rozwaz w
sercu swym - co w ich sadach o Asyrii jest wspolnego.
Jezeli wszyscy
powiedza ci, ze od Asyrii idzie niebezpieczenstwo, poznasz, ze ono idzie. Lecz
jezeli rozni mowic beda rozmaicie, takze czuwaj, bo madrosc kaze przewidywac
raczej zle anizeli dobre.
- Mowisz, wasza
swiatobliwosc, jak bogowie! - szepnal Ramzes.
- Stary jestem, a
z wysokosci tronu widzi sie takie rzeczy, jakich nawet nie przeczuwaja
smiertelni. Gdybys slonce zapytal, co sadzi o sprawach swiata, opowiedzialoby
jeszcze ciekawsze nowiny.
- Miedzy ludzmi,
u ktorych mam zasiegac zdania o Asyrii, nie wspomniales, ojcze, Grekow -
wtracil nastepca.
Pan pokiwal glowa
z dobrotliwym usmiechem.
- Grecy!...
Grecy!... - rzekl - wielka przyszlosc nalezy do tego narodu. Przy nas sa oni
jeszcze dziecmi, ale jaka dusza w nich mieszka...
Pamietasz ty moj posag
zrobiony przez greckiego rzezbiarza?... To drugi ja, zywy czlowiek!... Miesiac
trzymalem go w palacu, lecz w koncu - darowalem swiatyni w Tebach. Czy
uwierzysz: strach mnie zdjal, azeby ten kamienny ja nie powstal ze swego
siedzenia i nie upomnial sie o polowe rzadow... Jakiz by zamet powstal w
Egipcie!...
Grecy!... czy ty
widziales wazy, jakie oni lepia, palacyki, ktore buduja... Z tej gliny i
kamienia wyplywa cos, co cieszy moja starosc i kaze zapominac o chorobie...
A mowa ich?... O
bogowie, wzdy to muzyka i rzezba, i malowidlo... Zaprawde mowie, ze gdyby Egipt
mogl kiedy umrzec jak czlowiek, dziedzictwo po nim objeliby Grecy. I jeszcze
wmowiliby w swiat, ze to wszystko jest ich dzielem, a nas - wcale nie bylo... A
jednak sa to tylko uczniowie naszych szkol wstepnych: cudzoziemcom bowiem, jak
ci wiodomo, nie mamy prawa udzielac wyzszych nauk.
- Mimo to, ojcze,
zdajesz sie nie ufac Grekom?
- Bo to
szczegolny narod: ani Fenicjanom, ani im nie mozna wierzyc.
Fenicjanin, gdy
chce, widzi i powie prawde murowana, egipska... Ale nigdy nie wiesz: kiedy on
chce powiedzic prawde? Zas Grek, prosty jak dziecko, zawsze mowilby prawde, ale
- tego juz nie potrafi.
Oni caly swiat
widza inaczej niz my. W ich dziwnych oczach kazda rzecz tak blyszczy,
koloryzuje sie i mieni jak niebo Egiptu i jego woda. Czy wiec mozna polegac na
ich zdaniu?
Za czasow
dynastii tebanskiej, daleko na polnocy, bylo miasteczko Troja, jakich u nas
liczy sie dwadziescia tysiecy. Na ten kurnik napadali rozmaite greckie wloczegi
i tak dokuczyli niemnogim mieszkancom, ze ci, po dziesiecioletnich niepokojach,
spalili forteczke i wyniesli sie na inne miejsca.
Zwykla historia
bandycka!... Tymczasem patrz, jakie piesni spiewaja Grecy o trojanskich
walkach. Smiejemy sie z tych cudow i bohaterstw, boc nasz rzad mial dokladne
sprawozdania o wypadkach. Widzimy bijace w oczy klamstwa, a jednak... sluchamy
tych piesni jak dziecko bajek swej nianki i - nie mozemy sie od nich
oderwac!...
To sa Grecy:
urodzeni klamcy, ale przyjemni, no i mezni. Kazdy z nich predzej poswieci
zycie, anizeli powie prawde. Nie dla interesu, jak Fenicjanie, ale z duchowej
potrzeby.
- A co mam sadzic
o Fenicjanach? - spytal nastepca.
- To sa ludzie
madrzy, wielkiej pracy i odwagi, ale handlarze: dla nich cale zycie miesci sie
w zarobku, byle duzym, najwiekszym!... Fenicjanin jest jak woda: wiele przynosi
i wiele zabiera, a wciska sie wszedzie. Trzeba dawac im jak najmniej, a nade
wszystko czuwac, azeby nie wchodzili do Egiptu szparami, po kryjomu.
Gdy im dobrze
zaplacisz i dasz nadzieje jeszcze wiekszego zarobku, beda wybornymi agentami.
To, co dzis wiemy o tajemnych ruchach Asyrii, wiemy przez nich.
- A Zydzi?... -
szepnal ksiaze spuszczajac oczy.
- Narod bystry,
ale posepni fanatycy i urodzeni wrogowie Egiptu. Dopiero gdy poczuja na karkach
podkuty gwozdziami sandal Asyrii, zwroca sie.do nas. Bodajby nie za pozno. Ale
poslugiwac sie nimi mozna... Rozumie sie, nie tu, tylko w Niniwie i Babelu.
Faraon byl juz
zmeczony. Wiec ksiaze padl przed nim na twarz, a otrzymawszy uscisnienie ojcowskie
udal sie do matki.
Pani siedzac w
swym gabinecie tkala cienkie plotno na suknie dla bogow, a jej damy sluzebne
szyly i haftowaly odziez albo robily bukiety. Mlody kaplan przed posagiem Izydy
palil kadzidlo.
- Przychodze -
rzekl ksiaze - podziekowac ci, matko, i pozegnac. - Krolowa powstala i objawszy
syna za szyje mowila ze lzami:
- Jakes ty sie
zmienil?... Jestes juz mezczyzna!... Tak rzadko cie spotykam, ze moglabym
zapomniec twoich rysow, gdybym ich ciagle nie widziala w mym sercu.
Niedobry!... Ja tyle razy z najwyzszym dostojnikiem panstwa jezdzilam do
folwarku myslac, ze nareszcie przestaniesz miec uraze, a ty wyprowadziles
naprzeciw mnie naloznice...
- Przepraszam...
przepraszam!... - mowil Ramzes calujac matke.
Pani wyprowadzila
go do ogrodka, w ktorym rosly osobliwe kwiaty, a gdy zostali bez swiadkow -
rzekla:
- Jestem kobieta,
wiec obchodzi mnie kobieta i matka. Czy chcesz wziac ze soba te dziewczyne w
podroz?...
Pamietaj, ze
halas i ruch, jaki cie bedzie otaczal, jej i dziecku moze zaszkodzic. Dla
kobiet brzemiennych najlepsza jest cisza i spokoj.
- Czy mowisz o
Sarze? - spytal zdziwiony Ramzes. - Ona brzemienna?... Nic mi o tym nie
wspomniala...
- Moze wstydzi
sie, moze sama nie wie - odparla. - W kazdym razie podroz...
- Alez ja jej nie
mam zamiaru brac!... -zawolal ksiaze.
- Tylko...
dlaczego ona kryje sie przede mna... jakby dziecko nie bylo moim?...
- Nie badzze
podejrzliwym !... - zgromila go pani. - Jest to zwykla wstydliwosc mlodych
dziewczat... Wreszcie moze ukrywala swoj stan z obawy, abys jej nie
porzucil?...
- Przeciez nie
wezme jej do mego dworu! - przerwal ksiaze z taka niecierpliwoscia, ze oczy
krolowej usmiechnely sie, ale przyslonila je rzesami.
- No, nie wypada
zbyt szorstko odpychac kobiety, ktora cie kochala. Wiem, ze byt jej zapewniles.
My jej tez damy cos od siebie. I dziecko krolewskiej krwi musi byc dobrze
wychowane i posiadac majatek...
- Naturalnie -
odparl Ramzes. - Moj pierwszy syn, choc nie bedzie posiadal praw ksiazecych,
musi byc tak postawiony, abym ja go sie nie wstydzil ani on nie mial zalu do
mnie.
Po pozegnaniu sie
z matka Ramzes chcial jechac do Sary i w tym celu wrocil do swoich pokojow.
Wstrzasaly nim
dwa uczucia: gniew na Sare, ze ukrywala przed nim powody swej slabosci, i -
duma, ze on ma byc ojcem. On ojcem!... Tytul ten nadawal mu powage, ktora jakby
wspierala jego urzedy: wodza i namiestnika. Ojciec - to juz nie mlodzieniaszek,
ktory z szacunkiem musi patrzec na ludzi starszych od siebie. Ksiaze byl
zachwycony i rozrzewniony. Chcial zobaczyc Sare, zgromic ja, a potem usciskac i
obdarowac. Gdy jednak wrocil do swojej czesci palacu, zastal dwu nomarchow z
Dolnego Egiptu, ktorzy przyszli zdac mu raport o nomesach. A gdy wysluchal ich,
byl juz zmeczony. Nadto mial u siebie wieczorne przyjecie, na ktore nie chcial
sie spoznic.
"I znowu u
niej nie bede - myslal. - Biedna dziewczyna, nie widziala mnie blisko dwie
dekady..."
Wezwal Murzyna.
- Masz ty ta
klatke, ktora dala ci Sara wowczas, kiedysmy witali jego swiatobliwosc?
- Jest - odparl
Murzyn.
- Wezze z niej
golebia i zaraz wypusc.
- Golebie juz
zjedzone.
- Kto je
zjadl?...
- Wasza
dostojnosc. Powiedzialem kucharzowi, ze ptaki te pochodza od pani Sary; wiec on
tylko dla waszej dostojnosci robil z nich pieczenie i pasztety.
- A niechze was
krokodyl pozre! - zawolal sklopotany ksiaze.
Kazal przyjsc do
siebie Tutmozisowi i jego natychmiast wyslal do Sary.
Opowiedzial mu
historie z golebiami i ciagnal:
- Zawiez jej
szmaragdowe zausznice, bransolety na nogi i rece i dwa talenty. Powiedz, ze
gniewam sie, iz ukrywala przede mna ciaze, ale jej przebacze, gdy dziecko
bedzie zdrowe i ladne. Jezeli zas urodzi chlopca, dam jej drugi folwark!... -
zakonczyl smiejac sie. Ale, ale... namow ja tez, aby odsunela od siebie choc
troche Zydow, a przyjela choc paru Egipcjan i Egipcjanek. Nie chce, aby moj syn
przyszedl na swiat w tym towarzystwie i moze jeszcze bawil sie z zydowskimi
dziecmi. Nauczyliby go podawac ojcu najgorsze daktyle!...
|