Table of Contents | Words: Alphabetical - Frequency - Inverse - Length - Statistics | Help | IntraText Library
Boleslaw Prus
Faraon

IntraText CT - Text

  • TOM DRUGI
    • ROZDZIAL PIERWSZY
Previous - Next

Click here to hide the links to concordance

TOM DRUGI

ROZDZIAL PIERWSZY

Niedaleko miasta Pi-Bast znajdowala sie wielka swiatynia bogini Hator.

W miesiacu Paoni (marzec-kwiecien), w dniu porownania wiosennego okolo dziewiatej wieczor, gdy gwiazda Syriusz miala sie ku zachodowi, pod brama swiatyni staneli dwaj podrozni kaplani i jeden pokutnik. Szedl on boso, mial popiol na glowie i byl przykryty gruba plachta, ktora twarz zaslanial.

Pomimo widnej nocy fizjognomii podroznych nie mozna bylo poznac, stali bowiem w cieniu dwu olbrzymich posagow bostwa z krowia glowa, ktore pilnowaly wejscia do swiatnicy i laskawymi oczyma strzegly nomesu Habu od pomoru, zlego wylewu i poludniowych wiatrow.

Odpoczawszy nieco pokutnik upadl piersiami na ziemie i dlugo modlil sie. Potem podniosl sie, ujal miedziana kolatke i uderzyl. Potezny dzwiek metalowy obiegl wszystkie dziedzince, odbil sie od grubych murow swiatyni i polecial ponad lany pszenicy, nad gliniane chaty chlopow, nad srebrzyste wody Nilu, gdzie slabym okrzykiem odpowiedzialo mu zbudzone ptactwo.

Po dlugiej chwili za brama rozlegl sie szmer i pytanie:

- Kto nas budzi?

- Niewolnik bozy, Ramzes - rzekl pokutnik.

- Po co przyszedles?

- Po swiatlo madrosci.

- Jakie masz prawa?

- Otrzymalem nizsze swiecenie i na wielkich procesjach wewnatrz swiatyni nosze pochodnia.

Brama szeroko otworzyla sie. Na srodku stal kaplan w bialej szacie, ktory wyciagnawszy reke rzekl powoli i wyraznie :

- Wejdz. Niech razem z przestapieniem tego progu spokoj bozy zamieszka w twojej duszy i niech spelnia sie zyczenia, o ktore w pokornej modlitwie blagasz bogow.

A gdy pokutnik upadl mu do nog, kaplan czyniac jakies znaki nad jego glowa szeptal:

- W imie Tego, ktory jest, byl i bedzie... Ktory wszystko stworzyl... Ktorego tchnienie napelnia swiat widzialny i niewidzialny i jest zyciem wiecznym.

A gdy brama zamknela sie, kaplan wzial Ramzesa za reke i wsrod zmroku, pomiedzy ogromnymi kolumnami przysionka, zaprowadzil go do przeznaczonego mieszkania. Byla to mala celka oswietlona kagankiem. Na kamiennej posadzce lezala wiazka suchej trawy, w kacie stal dzban wody, a obok - jeczmienny placek.

- Widze, ze tutaj naprawde odpoczne po przyjeciach u nomarchow!... - wesolo zawolal Ramzes.

- Mysl o wiecznosci - odparl kaplan i oddalil sie.

Ksiecia niemile dotknela ta odpowiedz. Pomimo ze byl glodny, nie chcial jesc placka ani pic wody. Usiadl na trawie i patrzac na swoje pokaleczone w podrozy nogi pytal sie: po co on tu przyszedl?... po co dobrowolnie wyzul sie ze swej dostojnosci?...

Widzac sciany celi i jej ubostwo, przypomnial sobie chlopiece lata spedzone w kaplanskiej szkole. Ile on tam dostal kijow!... ile nocy przepedzil na kamiennej posadzce za kare!... Ramzes i teraz uczul te nienawisc i trwoge, jakiej wowczas doswiadczal wobec surowych kaplanow, ktorzy na wszystkie jego pytania i prosby odpowiadali zawsze jednym: "Mysl o wiecznosci!...

Po kilkumiesiecznym zgielku wpasc w taka cisze, zamienic dwor ksiazecy na ciemnosc i samotnosc, a zamiast uczt, kobiet, muzyki czuc dokola siebie i nad soba ciezar murow...

"Oszalalem!... oszalalem..." - mowil do siebie Ramzes.

Byla chwila, ze chcial opuscic swiatynie natychmiast, a potem przyszla mu mysl, ze moga nie otworzyc bramy. Widok brudnych nog, popiolu, ktory sypal mu sie z wlosow, szorstkosc pokutniczej plachty - wszystko to napelnialo go obrzydzeniem. Gdyby choc mial swoj miecz!... Ale czy w tym odzieniu i tym miejscu osmielilby sie go uzyc?...

Uczul niepokonany strach i to go otrzezwilo. Przypomnial sobie, ze bogowie w swiatyniach zsylaja na ludzi trwoge i ze ona ma byc wstepem do madrosci.

"Jestem przecie namiestnikiem i nastepca faraona - pomyslal - coz mi tu kto zrobi?..."

Podniosl sie i wyszedl ze swej celi. Znajdowal sie w wielkim dziedzincu otoczonym kolumnami. Gwiazdy jasno swiecily, wiec zobaczyl - na jednym koncu podworza olbrzymie pylony, na drugim otwarte wejscie do swiatyni.

Poszedl tam. Ode drzwi panowal mrok, a gdzies bardzo daleko plonelo kilka lamp, jakby unoszacych sie w powietrzu. Wpatrzywszy sie dojrzal miedzy wejsciem i swiatlami caly las gesto ustawionych, grubych kolumn, ktorych wierzcholki rozplywaly sie w ciemnosci. W glebi, moze o pareset krokow od niego, niewyraznie widac bylo olbrzymie nogi siedzacej bogini i jej rece oparte na kolanach, od ktorych slabo odbijal sie blask lamp.

Nagle uslyszal szmer. Z daleka, z bocznej nawy, wysunal sie szereg bialych figurek idacych parami. Byla to nocna procesja kaplanow, ktorzy oddawali hold posagowi bogini spiewajac na dwa chory:

Chor I. "Ja jestem Tym, ktory niebo i ziemie stworzyl i wszystkie na nich stworzenia zrobil.

Chor II. Ja jestem Tym, ktory wody zrobil i wielka powodz stworzyl, Tym, co wolu jego matce zrobil, ktory rodzicem jest.

Chor I. Ja jestem Tym, ktory niebo stworzyl i tajemnice widnokregow jego i dusze bogow w nie wlozylem.

Chor II. Ja jestem Tym, ktory gdy oczy otwiera, jasno sie robi, a gdy je zamyka, ciemnosc sie staje.

Chor I. Wody Nilu plyna, gdy rozkazuje...

Chor II. Ale bogowie nie znaja jego imienia." *

Glosy, z poczatku niewyrazne, poteznialy tak, ze slychac bylo kazde slowo, a gdy zniknal orszak, zaczely rozpraszac sie miedzy kolumnami, slabnac... Wreszcie umilkly.

"A jednak ci ludzie - pomyslal Ramzes - nie tylko jedza, pija i zbieraja bogactwa... Oni naprawde spelniaja sluzbe, nawet w nocy... Chociaz - co z tego przyjdzie posagowi!..."

Ksiaze nieraz widywal posagi bostw granicznych obrzucone blotem przez mieszkancow innego nomesu albo postrzelane z lukow i proc przez zolnierzy cudzoziemskich pulkow. Jezeli bogowie nie obrazaja sie o zniewagi, niewiele takze musza dbac o modlitwy i procesje.

"Kto zreszta widzial bogow!.. - rzekl do siebie ksiaze.

Ogrom swiatyni, jej niezliczone kolumny, swiatla palace sie przed posagiem, wszystko to pociagalo Ramzesa. Chcial rozejrzec sie w tym tajemniczym bezmiarze i poszedl naprzod.

Wtem zdalo mu sie, ze z tylu glowy delikatnie dotknela go jakas reka... Obejrzal sie, nie bylo nikogo, wiec szedl dalej.

Tym razem jakies dwie rece schwycily go za glowe, a trzecia, duza, oparla sie na plecach...

- Kto tu jest?... - zawolal ksiaze i rzucil sie miedzy kolumny.

Lecz potknal sie i omal nie upadl: cos schwycilo go za nogi.

Ramzesa znowu opanowal strach, wiekszy niz w celi. Zaczal uciekac bez pamieci, potracajac sie o kolumny, ktore zastepowaly mu droge, a ciemnosc ogarniala ze wszech stron.

- O swieta bogini, ratuj... - szepnal.

W tej chwili zatrzymal sie: o kilka krokow przed nim byly wielkie drzwi swiatyni, przez ktore zagladalo gwiazdziste niebo. Odwrocil glowe - miedzy lasem olbrzymich kolumn plonely lampy, a blask ich slabo odbijal sie od spizowych kolan swietej Hator. Ksiaze wrocil do swej celi wzburzony i skruszony; serce rzucalo sie w nim jak ptak schwytany w sidla. Pierwszy raz od wielu lat upadl twarza na ziemie i goraco modlil sie o laske i przebaczenie.

- Bedziesz wysluchany!... - odezwal sie nad nim slodki glos. Ramzes nagle podniosl glowe, lecz w celi nie bylo nikogo: drzwi zamkniete, mury grube. Modlil sie wiec jeszcze gorecej i tak usnal, z twarza na kamieniach i rozkrzyzowanymi rekoma.

Kiedy na drugi dzien obudzil sie, byl juz innym czlowiekiem: poznal moc bogow i otrzymal obietnice laski.

Od tej pory przez dlugi szereg dni, z ochota i wiara oddawal sie cwiczeniom poboznym. W swojej celi dlugie godziny spedzal na modlitwach, dal sobie ogolic wlosy, przywdzial stroj kaplanski i cztery razy na dobe uczeszczal do choru najmlodszych kaplanow.

Jego zycie przeszle, wypelnione zabawami, budzilo w nim odraze, a niewiara, ktorej nabyl wsrod rozpustnej mlodziezy i cudzoziemcow, napelniala go strachem. I gdyby mu dzis dano do wyboru: tron czy kaplanski urzad? zawahalby sie.

Pewnego dnia wielki prorok swiatyni wezwal go do siebie przypominajac, ze nie wszedl tu wylacznie dla modlow, ale dla poznania madrosci. Pochwalil jego pobozne zycie, powiedzial, ze jest juz oczyszczony z brudow swiata, i kazal mu zapoznac sie ze szkolami istniejacymi przy swiatyni.

Raczej przez posluszenstwo anizeli ciekawosc ksiaze prosto od niego udal sie na zewnetrzny dziedziniec, gdzie miescil sie oddzial czytania i pisania.

Byla to wielka sala oswietlona przez otwor w dachu. Na matach siedzialo kilkudziesieciu nagich uczniow z woskowanymi tabliczkami w rekach. Jedna sciana byla z gladkiego alabastru, przed nia stal nauczyciel i roznokolorowymi kredkami pisal znaki.

Gdy ksiaze wszedl, uczniowie (prawie wszyscy jednego wieku z nim) upadli na twarz. Nauczyciel zas skloniwszy sie przerwal dotychczasowe zajecie, aby wypowiedziec chlopcom wyklad o wielkim znaczeniu nauki.

- Moi kochani! - mowil. - "Czlowiek, ktory nie ma serca do madrosci, musi zajmowac sie praca reczna i meczyc oczy. Ale ten, kto rozumie wartosc nauk i ksztalci sie w nich, moze osiagnac wszystkie wladze, wszystkie dworskie urzedy. Pamietajcie o tym." **

Przypatrzcie sie nedznemu zyciu ludzi, ktorzy nie znaja pisma. "Kowal jest czarny, posmolony, ma palce pelne nagniotkow, a pracuje dzien i noc. Kamieniarz zrywa sobie ramie, azeby napelnic zoladek. Mularz budujacy kapitele w formie lotosu bywa stracany przez wicher ze szczytu dachu. Tkacz ma zgiete kolana, fabrykant broni ciagle podrozuje: ledwie przyjedzie do domu wieczorem, juz musi go opuszczac. Malarzowi pokojowemu cuchna palce, a czas uplywa mu na krajaniu galganow. Zas szybkobiegacz, ten, zegnajac sie z rodzina, powinien zostawic testament, bo naraza sie na niebezpieczenstwo spotkania dzikich zwierzat lub Azjatow."

Pokazalem wam dole roznych rzemiosl, bo chce, azebyscie kochali sztuke pisania, ktora jest wasza matka, a teraz przedstawie wam jej pieknosci. Ona nie jest pustym slowem na ziemi, ona jest wazniejsza od wszelkich innych zajec. Ten, ktory korzysta ze sztuki pisania, jest szanowanym od dziecinstwa; on spelnia wielkie poslannictwa. Lecz ten, ktory nie bierze w niej udzialu, zyje w nedzy.

Nauki szkolne sa ciezkie jak gory; ale jeden ich dzien wystarczy wam na cala wiecznosc. Wiec predko, jak najpredzej poznajcie sie z nimi i pokochajcie... Stan pisarza jest ksiazecym stanem, jego kalamarz i ksiega daja mu przyjemnosci i bogactwa!...

Po szumnej przemowie o dostojenstwie nauk, czego od trzech tysiecy lat bez zmiany sluchali egipscy uczniowie, mistrz wzial kredke i na alabastrowej scianie zaczal pisac - alfabet. Kazda litera wyrazala sie za pomoca kilku symbolow hieroglificznych lub kilku znakow demotycznych. Rysunek oka, ptaka lub piora oznaczal - A. Owca albo doniczka - B, czlowiek stojacy lub czolno - K, waz - R, czlowiek siedzacy albo gwiazda - S. Obfitosc znakow wyrazajacych kazda litere sprawiala, ze nauka czytania i pisania byla bardzo mozolnym zajeciem.

Totez Ramzes zmeczyl sie samym sluchaniem, wsrod ktorego jedyna rozrywke stanowilo to, gdy nauczyciel kazal ktoremu z uczniow wyrysowac lub nazwac litere i walil go kijem, gdy sie omylil.

Pozegnawszy nauczyciela i wychowancow, ksiaze ze szkoly pisarzy przeszedl do szkoly miernikow. Tu uczono mlodziez zdejmowac plany pol, majacych po najwiekszej czesci forme prostokatow, tudziez niwelowac grunta za pomoca dwu lat i wegielnicy. W tym rowniez oddziale wykladano sztuke pisania liczb, nie mniej zawiklana jak hieroglify albo znaki demotyczne. Lecz najprostsze dzialania arytmetyczne stanowily wyzszy kurs i wykonywaly sie przy pomocy kulek.

Ramzes mial tego dosyc i dopiero po kilku dniach zgodzil sie odwiedzic szkole lekarska.

Byl to zarazem szpital, a raczej wielki ogrod zasadzony mnostwem drzew i zasiany wonnymi ziolami. Chorzy cale dnie przepedzali w powietrzu i sloncu, na lozkach, w ktorych zamiast materacy bylo wyciagniete plotno.

Gdy ksiaze wszedl tutaj, panowala najwieksza czynnosc. Kilku pacjentow kapalo sie w sadzawce wody biezacej, jednego smarowano wonnymi masciami, jednego okadzano. Bylo kilku, ktorych uspiono za pomoca wzroku i pociagniec rekami; jeden jeczal po nastawieniu zwichnietej nogi.

Pewnej ciezko chorej kobiecie kaplan podawal w kubku jakas miksture mowiac:

"Chodz, leku, chodz, wypedz to z mego serca, z tych moich czlonkow, silny w czary przy tym leku." ***

Nastepnie ksiaze w towarzystwie wielkiego lekarza poszedl do apteki, gdzie jeden z kaplanow przygotowywal lekarstwa z ziol, miodu, oliwy, skorek wezowych i jaszczurczych, kosci i tluszczow zwierzecych. Na zapytanie Ramzesa laborant nie oderwal oczu od swej pracy.

Tylko wciaz wazyl i rozcieral materialy odmawiajac przy tym modlitwe:

"Uzdrowilo Izyde, uzdrowilo Izyde, uzdrowilo Horusa... O Izydo, wielka czarodziejko, uzdrow mnie, wyzwol ze wszystkich zlych, szkodliwych, czerwonych rzeczy, od goraczki boga i goraczki bogini...

O Schauagat', eenagate' synie! Erukate'! Kauaruschagate' !... Paparuka paparaka paparuka... "****

- Co on mowi? - spytal ksiaze.

- Tajemnica... - odparl wielki lekarz kladac palec na ustach.

Gdy wyszli na pusty dziedziniec, Ramzes rzekl do wielkiego lekarza:

- Powiedz mi, swiety ojcze: co to jest sztuka lekarska i na czym polegaja jej sposoby? Bo ja slyszalem, ze choroba jest to zly duch, ktory osiedla sie w czlowieku i dreczy go z glodu, dopoki nie dostanie wlasciwej sobie zywnosci. I ze jeden zly duch, czyli choroba, karmi sie miodem, inny oliwa, a inny - zwierzecymi odchodami. Lekarz wiec powinien - naprzod wiedziec: jaki duch zamieszkal w chorym, a nastepnie - jakich ten duch potrzebuje pokarmow, azeby nie trapil czlowieka?...

Kaplan zamyslil sie i odparl:

- Co to jest choroba, jakim sposobem spada na ludzkie cialo, o tym nie moge powiedziec ci, Ramzesie. Ale objasnie ci, bo zostales oczyszczony, czym kierujemy sie przy wydawaniu lekarstw.

Wyobraz sobie, ze czlowiek jest chory na watrobe. Otoz my, kaplani, wiemy, ze watroba znajduje sie pod wplywem gwiazdy Peneter-Dewa ***** i ze leczenie musi zalezec od tej gwiazdy.

Lecz tu medrcy dziela sie na dwie szkoly. Jedni twierdza, ze potrzeba choremu na watrobe podawac wszystko to, nad czym Peneter-Dewa ma wladze, a zatem: miedz, lapis-lazuli, wywary z kwiatow, przede wszystkim z werweny i waleriany, nareszcie rozne czesci ciala turkawki i kozla. Inni zas lekarze sadza, ze gdy watroba jest chora, to wlasnie trzeba ja leczyc srodkami przeciwnymi. A poniewaz przeciwnikiem Peneter-Dewy jest Sebeg ******, wiec lekarstwami beda: zywe srebro, szmaragd i agat, leszczyna i podbial tudziez czesci ciala zaby i sowy utarte na proszek.

Lecz nie jest to jeszcze wszystko. Trzeba bowiem pamietac o dniu, miesiacu i porze dnia, kazdy bowiem z tych przeciagow czasu zostaje pod wplywem gwiazdy, ktora moze wspierac lub oslabiac dzialanie lekarstwa. Trzeba nareszcie pamietac: jaka gwiazda i jaki znak Zodiaku panuje nad chorym. Dopiero gdy lekarz wszystkie te rzeczy wezmie pod uwage, moze przepisac srodek niezawodny.

- I czy wszystkim chorym pomagacie w swiatyni?

Kaplan potrzasnal glowa.

- Nie - rzekl. - Umysl ludzki, ktory musi ogarnac tyle szczegolow, o jakich mowilem, bardzo latwo sie myli. A co gorsza: duchy zawistne, geniusze innych swiatyn, zazdrosne o swoja slawe, niejednokrotnie przeszkadzaja lekarzowi i psuja skutek lekarstw. Ostateczny wiec wypadek moze byc rozmaitym: jeden chory calkiem przychodzi do zdrowia, inny tylko poprawia sie, a trzeci pozostaje bez zmiany. Choc zdarzaja sie i tacy, ktorzy rozchoruja sie jeszcze gorzej albo nawet umieraja... Wola bogow!...

Ksiaze sluchal z uwaga, w duchu jednak przyznal, ze niewiele rozumie. Zarazem przypomnial sobie cel swojego przybycia do swiatyni i nagle zapytal wielkiego lekarza:

- Mieliscie, swieci ojcowie, pokazac mi tajemnice skarbu faraona. Czy maja byc nia te rzeczy, ktore widzialem?

- Bynajmniej - odpowiedzial lekarz. - A1e my nie znamy sie na rzeczach panstwowych. Dopiero ma tu zjechac swiety kaplan Pentuer, wielki medrzec, i on zdejmie z oczu twoich zaslone.

Ramzes pozegnal lekarza jeszcze wiecej zaciekawiony tym, co miano mu pokazac.

 

 

* Autentyczne

** Autentyczne

*** Autentyczne

**** Autentyczne

***** Planeta Wenus.

****** Planeta Merkury.

 




Previous - Next

Table of Contents | Words: Alphabetical - Frequency - Inverse - Length - Statistics | Help | IntraText Library

Best viewed with any browser at 800x600 or 768x1024 on Tablet PC
IntraText® (V89) - Some rights reserved by EuloTech SRL - 1996-2007. Content in this page is licensed under a Creative Commons License