ROZDZIAL DRUGI
Swiatynia Hator z
wielka czcia przyjela Pentuera, a nizsi jej kaplani wyszli na pol godziny
drogi, aby powitac znakomitego goscia. Zjechalo sie wielu prorokow, ojcow
swietych i synow bozych, ze wszystkich cudownych miejsc Dolnego Egiptu, w celu
uslyszenia slow madrosci. W pare dni po nich przybyli: arcykaplan Mefres i
prorok Mentezufis.
Skladano
Pentuerowi holdy, nie tylko ze byl doradca ministra wojny i, bez wzgledu na
mlody wiek, czlonkiem najwyzszego kolegium, ale ze kaplan ten mial slawe w
calym Egipcie. Bogowie dali mu nadludzka pamiec, wymowe i nade wszystko cudny
dar jasnowidzenia. W kazdej bowiem rzeczy i sprawie dostrzegal strony przed
innymi ludzmi ukryte i umial przedstawic je w sposob zrozumialy dla wszystkich.
Niejeden nomarcha
lub wysoki urzednik faraona dowiedziawszy sie, ze Pentuer ma celebrowac
uroczystosc religijna w swiatyni Hator, zazdroscil najskromniejszemu kaplanowi,
ze uslyszy natchnionego przez bogow czlowieka. Duchowni, ktorzy na gosciniec
wyszli witac Pentuera, byli pewni, ze dostojnik ten ukaze im sie na wozie
dworskim albo w lektyce niesionej przez osmiu niewolnikow. Jakiez bylo ich
zdziwienie, gdy ujrzeli chudego ascete, z obnazona glowa, ktory odziawszy sie w
gruba plachte sam jeden podrozowal na oslicy i przywital ich z wielka pokora.
Gdy go
wprowadzono do swiatyni, zlozyl ofiare bostwu i natychmiast udal sie na
obejrzenie placu, gdzie miala odbyc sie uroczystosc.
Od tej pory nie
widziano go. Ale w swiatyni i przyleglych jej podworzach zapanowal ruch
niezwykly. Zwozono rozmaite sprzety kosztowne, ziarna, ubiory, spedzono
kilkuset chlopow i robotnikow, z ktorymi Pentuer zamknal sie na przeznaczonym
mu dziedzincu i robil przygotowania.
Po osmiu dniach
pracy zawiadomil arcykaplana Hatory, ze wszystko jest gotowe.
Przez caly ten
czas ksiaze Ramzes, ukryty w swojej celi, oddawal sie modlitwom i postom.
Nareszcie pewnego dnia, o trzeciej po poludniu, przyszlo po niego kilkunastu
kaplanow uszykowanych we dwa szeregi i wezwali go na uroczystosc.
W przysionku
swiatyni powitali ksiecia arcykaplani i wraz z nim spalili kadzidla przed
olbrzymim posagiem Hatory. Potem skrecili w boczny korytarz, ciasny i niski, na
koncu ktorego plonal ogien. Powietrze korytarza bylo przesycone wonia smoly
gotujacej sie w kotle.
W sasiedztwie
kotla, przez otwor w posadzce wydobywal sie okropny jek ludzki i przeklenstwa.
- Co to
znaczy?... - spytal Ramzes jednego z idacych przy nim kaplanow.
Zapytany nic nie
odpowiedzial; na twarzach wszystkich obecnych, o ile je mozna bylo dojrzec,
malowalo sie wzruszenie i przestrach.
W tej chwili
arcykaplan Mefres wzial do reki wielka lyzke i zaczerpnawszy z kotla goracej
smoly rzekl podniesionym glosem:
- Tak niech ginie
kazdy zdrajca swietych tajemnic!..
To powiedziawszy
wlal smole w otwor posadzki, a z podziemiow odezwal sie ryk...
- Zabijcie
mnie... jezeli w sercach macie choc odrobine milosierdzia!... - jeczal glos.
- Niech cialo twe
stocza robaki!... - rzekl Mentezufis wlewajac roztopiona smole w otwor.
- Psy!...
szakale! -jeczal glos.
- Niech serce
twoje bedzie spalone, a proch wyrzuca na pustynia... - mowil nastepny kaplan
powtarzajac ceremonia.
- O bogowie!...
czyliz mozna tyle cierpiec - odpowiedziano z podziemi.
- Niech dusza
twoja, z wizerunkiem swej hanby i wystepku, blaka sie po miejscach, gdzie zyja
ludzie szczesliwi!... - rzekl inny kaplan i znowu wlal lyzke smoly.
- Oby was ziemia
pozarla... Milosierdzia!... dajcie mi odetchnac...
Nim przyszla
kolej na Ramzesa, glos w podziemiu juz umilkl.
- Tak bogowie
karza zdrajcow!... - rzekl do ksiecia arcykaplan swiatyni.
Ramzes zatrzymal
sie i wpil w niego pelne gniewu spojrzenie. Zdawalo sie, ze wybuchnie i porzuci
te gromade katow, ale uczul strach bozy i w milczeniu poszedl za innymi.
Teraz dumny
nastepca zrozumial, ze jest wladza, przed ktora uginaja sie faraonowie.
Ogarnela go prawie rozpacz, chcial uciec stad, wyrzec sie tronu... Ale milczal
i szedl dalej, otoczony kaplanami spiewajacymi modlitwy.
"Oto juz
wiem - myslal - gdzie podziewaja sie ludzie niemili slugom bozym!..."
Refleksja ta nie
zmniejszyla jego zgrozy.
Opusciwszy waski
korytarz, pelen dymu, procesja znowu znalazla sie pod otwartym niebem, na
wzniesieniu. Ponizej lezal ogromny dziedziniec, z trzech stron zamiast muru
otoczony parterowym budynkiem. Od tego miejsca, gdzie stali kaplani, spuszczal
sie rodzaj amfiteatru o pieciu szerokich kondygnacjach, po ktorych mozna bylo
przechadzac sie wzdluz dziedzinca lub zejsc na dol.
Na placu nie bylo
nikogo, ale z budynkow wygladali jacys ludzie.
Arcykaplan
Mefres, jako najdostojniejszy w tym gronie, przedstawil ksieciu Pentuera.
Lagodna twarz ascety tak nie godzila sie z okropnosciami, jakie mialy miejsce w
korytarzu, ze ksiaze zdziwil sie. Azeby coskolwiek powiedziec, rzekl do
Pentuera:
- Wydaje mi sie,
ze juz kiedys spotkalem was, pobozny ojcze?
- W roku zeszlym
na manewrach pod Pi-Bailos. Bylem tam przy jego dostojnosci Herhorze - odparl
kaplan.
Dzwieczny i
spokojny glos Pentuera zastanowil ksiecia. On juz gdzies slyszal i ten glos, w
jakichs niezwyklych warunkach. Ale kiedy i gdzie?...
W kazdym razie
kaplan zrobil na nim przyjemne wrazenie. Gdybyz mogl zapomniec krzykow
czlowieka, ktorego oblewano wrzaca smola!...
- Mozemy zaczynac
- odezwal sie arcykaplan Mefres.
Pentuer wysunal
sie na przod amfiteatru i klasnal w rece. Z parterowych budynkow wybiegla
gromada tancerek i wyszli kaplani z muzyka tudziez niewielkim posagiem bogini
Hator. Muzyka szla naprzod, za nia tancerki wykonujace swiety taniec, wreszcie
posag otoczony dymem kadzidel. W ten sposob obeszli dokola dziedziniec i
zatrzymujac sie co kilka krokow prosili bostwa o blogoslawienstwo, a zlych
duchow o opuszczenie miejsca, gdzie ma odbyc sie pelna tajemnic uroczystosc
religijna.
Gdy procesja
wrocila do budynkow, wystapil Pentuer. Obecni dostojnicy w liczbie dwudziestu
lub trzydziestu osob, skupili sie dokola niego.
- Z woli jego
swiatobliwosci faraona - zaczal Pentuer - i za zgoda najwyzszych wladz
kaplanskich mamy wtajemniczyc nastepce tronu, Ramzesa, w niektore szczegoly
zycia panstwa egipskiego, znane tylko bostwom, rzadcom kraju i swiatyniom.
Wiem, dostojni ojcowie, ze kazdy z was lepiej objasnilby mlodego ksiecia o tych
rzeczach, albowiem napelnia was madrosc, a bogini Mut przemawia przez wasze
usta. Ze jednak na mnie, ktory wobec was jestem tylko uczniem i prochem, spadl
ten obowiazek, pozwolcie, abym go spelnil pod waszym czcigodnym kierunkiem i
dozorem.
Szmer zadowolenia
rozlegl sie miedzy uczczonymi w taki sposob kaplanami. Pentuer zwrocil sie do
ksiecia:
- Od kilku
miesiecy, slugo bozy, Ramzesie, jak zblakany podrozny szuka drogi na pustyni,
tak ty szukasz odpowiedzi na pytanie: dlaczego zmniejszyly sie i zmniejszaja
dochody swiatobliwego faraona? Zapytywales nomarchow, a choc objasnili cie
wedle swojej moznosci, nie zadowoliles sie, pomimo ze najwyzsza madrosc ludzka
jest udzialem tych dostojnikow. Zwracales sie do wielkich pisarzy, lecz pomimo
usilowan, ludzie ci, jak ptaki z sieci, sami nie mogli wyplatac sie z
trudnosci, gdyz rozum czlowieka, nawet uksztalconego w szkole pisarzy, ogromu
tych rzeczy ogarnac nie jest w stanie. W koncu, zmeczony jalowymi objasnieniami
zaczales przygladac sie gruntom nomesow, ich ludziom i dzielom ich rak, ale nic
nie dojrzales. Sa bowiem rzeczy, o ktorych ludzie milcza jak kamienie, ale o
ktorych opowie ci nawet kamien, jezeli padnie na niego swiatlo bogow.
Gdy tym sposobem
zawiodly cie wszystkie ziemskie rozumy i potegi, zwrociles sie do bogow. Boso,
z glowa posypana popiolem, przyszedles jako pokutnik do tej wielkiej swiatyni,
gdzie za pomoca modlitw i umartwien oczysciles cialo swoje, a wzmocniles ducha.
Bogowie, a w szczegolnosci potezna Hator wysluchala twych prosb i przez
niegodne moje usta da ci odpowiedz, ktora obys gleboko zapisal w sercu!...
"Skad on wie
- myslal tymczasem ksiaze - ze ja wypytywalem pisarzy i nomarchow?... Aha,
powiedzial mu o tym Mefres i Mentezufis... Zreszta oni wszystko wiedza!..."
- Posluchaj -
mowil Pentuer - a odslonie ci, za pozwoleniem obecnych tu dostojnikow, czym byl
Egipt czterysta lat temu, za panowania najslawniejszej i najpobozniejszej
dynastii dziewietnastej, tebenskiej, a czym jest dzis...
Kiedy pierwszy
faraon tamtej dynastii, Ramen-pehuti-Ramessu, objal wladze nad krajem, dochody
skarbu panstwa w zbozu, bydle, piwie, skorach, kruszcach i rozmaitych wyrobach
wynosily sto trzydziesci tysiecy talentow. Gdyby istnial narod, ktory wszystkie
te towary moglby nam wymienic na zloto, faraon mialby rocznie sto trzydziesci
trzy tysiace min zlota *. A ze jeden zolnierz moze dzwigac na plecach
dwadziescia szesc min ciezaru, wiec dla przeniesienia tego zlota trzeba by uzyc
okolo pieciu tysiecy zolnierzy.
Kaplani zaczeli
szeptac miedzy soba nie ukrywajac zdziwienia. Nawet ksiaze zapomnial o
czlowieku zameczonym w podziemiach.
- Dzis - mowil
Pentuer - roczny dochod jego swiatobliwosci, we wszystkich produktach tej
ziemi, wart jest tylko dziewiecdziesiat osm tysiecy talentow. Za co mozna by
dostac tyle zlota, ze do przeniesienia go potrzeba by tylko czterech tysiecy
zolnierzy.
- O tym, ze
dochody panstwa bardzo zmniejszyly sie, wiem - wtracil Ramzes - ale dlaczego?
- Badz
cierpliwym, slugo bozy - odparl Pentuer. - Nie tylko dochod jego swiatobliwosci
ulegl zmniejszeniu...
Za dziewietnastej
dynastii Egipt mial pod bronia sto osmdziesiat tysiecy ludzi. Gdyby za sprawa
bogow kazdy owczesny zolnierz zamienil sie w kamyk wielkosci winnego grona...
- To byc nie moze
- szepnal Ramzes.
- Bogowie
wszystko moga - surowo rzekl arcykaplan Mefres.
- Albo lepiej -
mowil Pentuer - gdyby kazdy zolnierz polozyl na ziemi jeden kamyk, byloby sto
osmdziesiat tysiecy kamykow i spojrzyjcie, dostojni ojcowie, kamyki te zajelyby
tyle miejsca...
Wskazal reka
czerwonawej barwy prostokat, ktory lezal na dziedzincu.
- W tej figurze
miescilyby sie kamyki rzucone przez kazdego zolnierza z czasow Ramzesa I.
Figura ta ma dziewiec krokow dlugosci i okolo pieciu szerokosci. Figura ta jest
czerwona, ma barwe ciala Egipcjan, gdyz w owych czasach wszyscy nasi zolnierze
skladali sie tylko z Egipcjan...
Kaplani znowu
zaczeli szeptac. Ksiaze sposepnial, zdawalo mu sie bowiem, ze jest to przymowka
do niego, ktory lubil cudzoziemskich zolnierzy.
- Dzis - ciagnal
Pentuer - z wielkim trudem zebraloby sie sto dwadziescia tysiecy wojownikow.
Gdyby zas kazdy z nich rzucil na ziemie swoj kamyk, mozna by utworzyc taka oto
figure... Patrzcie, dostojni...
Obok pierwszego
lezal drugi prostokat, majacy te sama wysokosc, ale znacznie krotsza podstawe.
Nie mial tez barwy jednolitej, lecz skladal sie z kilku pasow roznego koloru.
- Ta figura ma
okolo pieciu krokow szerokosci, lecz dluga jest tylko na szesc krokow. Ubyla
wiec panstwu ogromna ilosc zolnierzy, trzecia czesc tej, jaka posiadalismy.
- Panstwu wiecej
przyda sie madrosc takich jak ty, proroku, anizeli wojsko - wtracil arcykaplan
Mefres.
Pentuer sklonil
sie przed nim i mowil dalej:
- W tej nowej
figurze, przedstawiajacej dzisiejsza armie faraonow, widzicie, dostojni, obok
barwy czerwonej, ktora oznacza rodowitych Egipcjan, jeszcze trzy inne pasy:
czarny, zolty i bialy. Przedstawiaja one wojska najemnicze: Etiopow, Azjatow i
Libijczykow tudziez Grekow. Jest ich razem ze trzydziesci tysiecy, ale kosztuja
tyle, co piecdziesiat tysiecy Egipcjan...
- Nalezy czym
predzej zniesc obce pulki!... - rzekl Mefres. - Drogie sa, nieprzydatne, a ucza
nasz lud bezboznosci i zuchwalstwa. Dzis juz wielu Egipcjan nie pada na twarz
przed kaplanami, ba! niejeden posunal sie do kradziezy w swiatyniach i
grobach...
- Zatem precz z
najemnikami... - mowil zapalczywie Mefres. - Kraj ma z nich same szkody, a
sasiedzi podejrzewaja nas o nieprzyjacielskie zamysly...
- Precz z
najemnikami!... Rozpedzic buntowniczych pogan!... - odezwali sie kaplani.
- Gdy po latach,
Ramzesie, wstapisz na tron - mowil Mefres - spelnisz ten swiety obowiazek
wzgledem panstwa i bogow...
- Tak,
spelnij!... Uwolnij twoj lud od niewiernych!... - wolali kaplani.
Ramzes pochylil
glowe i milczal. Krew uciekla mu do serca, czul, ze ziemia chwieje mu sie pod
nogami.
On ma rozpedzic
najlepsza czesc wojska!... On, ktory chcialby miec dwa razy wieksza armie i ze
cztery razy tyle walecznych pulkow najemnych!...
"Bez
milosierdzia sa nade mna!..." - pomyslal.
- Mow, z nieba
zeslany Pentuerze - odezwal sie Mefres.
- Tak wiec,
swieci mezowie - ciagnal Pentuer - poznalismy dwa nieszczescia Egiptu,
zmniejszyly sie dochody faraona i jego armia...
- Co tam
armia!... - mruknal arcykaplan, pogardli- wie wstrzasajac reka.
- A teraz, za
laska bogow i waszym zezwoleniem, okaze wam: dlaczego tak sie stalo i z jakich
powodow skarb i wojska beda zmniejszaly sie w przyszlosci:
Ksiaze podniosl
glowe i patrzyl na mowiacego. Juz nie myslal o czlowieku mordowanym w
podziemiach.
Pentuer przeszedl
kilkanascie krokow wzdluz amfiteatru, za nim dostojnicy.
- Czy widzicie u
stop waszych ten dlugi a waski pas zielonosci, zakonczony szerokim trojkatem?
Po obu stronach pasa leza wapienie, piaskowce i granity, a za nimi obszary
piasku. Srodkiem plynie struga, ktora w trojkacie rozdziela sie na kilka
odnog...
- To Nil!... To
Egipt!.. - wolali kaplani.
- Uwazajcie no -
przerwal wzruszony Mefres. - Obnazam reke... Czy widzicie te dwie niebieskie
zyly, biegnace od lokcia do piesci?... Nie jestze to Nil i jego kanal, ktory
poczyna sie naprzeciw Gor Alabastrowych i plynie az do Fayum?... A spojrzyjcie
na wierzch mojej piesci: jest tu tyle zyl, na ile odnog dzieli sie swieta rzeka
za Memfisem. A moje palce czyliz nie przypominaja liczby odnog, ktorymi Nil
wlewa sie do morza?...
- Wielka
prawda!... - wolali kaplani ogladajac swoje rece.
- Otoz mowie wam
- ciagnal rozgoraczkowany arcykaplan - ze Egipt jest... sladem reki Ozirisa...
Tu na tej ziemi wielki bog oparl reke: w Tebach lezal jego boski lokiec, morza
dosiegnely palce, a Nil jest jego zylami... I dziwic sie, ze ten kraj nazywamy
blogoslawionym!
- Oczywiscie -
mowili kaplani - Egipt jest wyraznym odciskiem reki Ozirisa...
- Czyliz -
wtracil ksiaze - Oziris ma siedm palcow u reki? Bo przecie Nil siedmiu odnogami
wpada do morza.
Nastalo gluche
milczenie.
- Mlodziencze -
odparl Mefres z dobrotliwa ironia - czy sadzisz, ze Oziris nie moglby miec
siedmiu palcow, gdyby mu sie tak podobalo?...
- Naturalnie!...
- potakiwali kaplani.
- Mow dalej,
znakomity Pentuerze - wtracil Mentezufis.
- Macie
slusznosc, dostojnicy - zaczal znowu Pentuer. - Ta struga, ze swymi
rozgalezieniami, jest obrazem Nilu; waski pasek murawy, obsaczony kamieniami i
piaskiem, to Egipt Gorny, a ten trojkat, poprzecinany zylkami wody, to
wizerunek Egiptu Dolnego, najobszerniejszej i najbogatszej czesci panstwa.
Otoz w poczatkach
dziewietnastej dynastii caly Egipt, od katarakt Nilowych do morza, obejmowal
piecset tysiecy miar ziemi. Zas na kazdej miarze ziemi zylo szesnastu ludzi:
mezczyzn, kobiet i dzieci. Lecz przez czterysta lat nastepnych prawie z kazdym
pokoleniem ubywalo Egiptowi po kawalku ziemi zyznej...
Mowca dal znak.
Kilkunastu mlodych kaplanow wybieglo z budynku i poczeli sypac piasek na
rozmaite punkta murawy.
- Za kazdym
pokoleniem - ciagnal kaplan - ubywalo ziemi zyznej, a waski jej pasek zwezal
sie coraz bardziej.
- Dzis - tu
podniosl glos - ojczyzna nasza zamiast pieciuset tysiecy miar, posiada tylko
czterysta tysiecy miar... Czyli ze przez ciag panowania dwu dynastii Egipt
stracil ziemie, ktora wykarmiala blisko dwa miliony ludzi!...
W zgromadzeniu
znowu podniosl sie szmer zgrozy.
- A wiesz, slugo
bozy, Ramzesie, gdzie podzialy sie te pola, na ktorych niegdys rosla pszenica i
jeczmien albo pasly sie stada bydla?... O tym wiesz, ze - zasypal je piasek
pustyni. Ale czy mowiono ci: dlaczego tak sie stalo?... Bo - zabraklo chlopow,
ktorzy za pomoca wiadra i pluga od switu do nocy walczyli z pustynia.
Nareszcie, czy wiesz, dlaczego zabraklo tych robotnikow bozych?... Gdzie oni
sie podzieli? Co ich wymiotlo z kraju?... Oto - wojny zagraniczne. Nasi rycerze
zwyciezali nieprzyjaciol, nasi faraonowie uwieczniali swoje czcigodne nazwiska
az nad brzegami Eufratu, a nasi chlopi, jak pociagowe bydlo, nosili za nimi
zywnosc, wode i inne ciezary i po drodze marli tysiacami.
Totez za te
kosci, rozrzucone po pustyniach wschodnich, piaski zachodnie pozarly nasze
grunta, i dzis trzeba niezmiernej pracy i wielu pokolen, azeby powtornie
wydobyc czarna ziemie egipska spod mogily piaskow...
- Sluchajcie!...
sluchajcie!... - wolal Mefres -jakis bog mowi przez usta tego czlowieka. Tak,
nasze triumfalne wojny byly grobem Egiptu...
Ramzes nie mogl
zebrac mysli. Zdawalo mu sie, ze te gory piasku sypia sie dzis na jego glowe.
- Powiedzialem -
mowil Pentuer - ze potrzeba wielkiej pracy, azeby odkopac Egipt i wrocic mu
dawne bogactwa, ktore pozarla wojna. Ale czy my posiadamy sily do wykonania
tego zamiaru?...
Znowu posunal sie
kilkanascie krokow wzdluz amfiteatru, a za nim wzruszeni sluchacze. Jak Egipt
Egiptem, jeszcze nikt tak dosadnie nie odmalowal klesk kraju, choc wszyscy
wiedzieli o nich.
- Za czasow
dziewietnastej dynastii Egipt posiadal osm milionow ludnosci. Gdyby kazdy
owczesny czlowiek, kobieta, starzec i dziecko rzucili na ten oto plac po
ziarnie fasoli, ziarna utworzylyby taka figure...
Wskazal reka na
dziedziniec, gdzie w dwu rzedach, jeden przy drugim, lezalo osm wielkich
kwadratow ulozonych z czerwonej fasoli.
- Figura ta ma
szescdziesiat krokow dlugosci, trzydziesci szerokosci i jak widzicie, pobozni
ojcowie, sklada sie z jednakowych ziarn; niby owczesna ludnosc, kiedy wszyscy
byli z dziada-pradziada Egipcjanami.
A dzis
spojrzyjcie!...
Poszedl dalej i
wskazal na inna grupe kwadratow rozmaitej barwy.
- Widzicie
figure, ktora ma takze trzydziesci krokow szerokosci, ale tylko czterdziesci
piec dlugosci. Dlaczego? Bo jest w niej tylko szesc kwadratow, bo dzisiejszy
Egipt nie ma juz osmiu, lecz tylko szesc milionow mieszkancow... Zwazcie przy
tym, ze gdy poprzednia figura skladala sie wylacznie z czerwonej fasoli
egipskiej, w tej obecnej sa ogromne pasy z ziarn czarnych, zoltych i bialych.
Bo jak w armii naszej, tak i w narodzie znajduje sie dzis bardzo wielu
cudzoziemcow: czarni Etiopowie, zolci Syryjczycy i Fenicjanie, biali Grecy i
Libijczycy...
Przerwano mu.
Kaplani sluchajacy zaczeli go sciskac. Mefres plakal.
- Nie bylo
jeszcze podobnego proroka!... - wolano.
- W glowie nie
miesci sie, kiedy on mogl porobic takie rachunki!... - mowil najlepszy
matematyk swiatyni Hator.
- Ojcowie! -
rzekl Pentuer - nie przeceniajcie moich zaslug. W naszych swiatyniach dawnymi
laty zawsze w ten sposob przedstawiano gospodarke panstwowa... Ja tylko
odgrzebalem to, o czym troche zapomnialy nastepne pokolenia....
- Ale
rachunki?... - spytal matematyk.
- Rachunki
nieustannie prowadza sie we wszystkich nomesach i swiatyniach - odparl Pentuer.
- Ogolne sumy znajduja sie w palacu jego swiatobliwosci...
- A figury?...
figury!... - wolal matematyk.
- Przeciez na
takie figury dziela sie nasze pola, a jeometrowie panstwowi ucza sie o nich w
szkolach.
- Nie wiadomo, co
wiecej podziwiac w tym czlowieku: jego madrosc czy pokore... - rzekl Mefres. -
O, nie zapomnieli o nas bogowie, jezeli mamy takiego...
W tej chwili
straznik czuwajacy na wiezy swiatyni wezwal obecnych na modlitwe.
- Wieczorem
dokoncze objasnien - mowil Pentuer - teraz powiem jeszcze nieduzo slow.
Spytacie,
czcigodni, dlaczego do tych obrazow uzylem ziarn? Bo jak ziarno rzucone w
ziemie co roku przynosi plon swemu gospodarzowi, tak czlowiek sklada co roku
podatki skarbowi.
Gdyby w ktorym
nomesie zasiano o dwa miliony mniej ziarn fasoli niz w latach dawnych, nastepny
jej zbior bylby znakomicie mniejszy i gospodarze mieliby zle dochody. Podobniez
w panstwie: gdy ubeda dwa miliony ludnosci, musi zmniejszyc sie wplyw podatkow.
Ramzes sluchal z
uwaga i odszedl milczacy.
* Mina - 1 1/2
kilograma
|