Table of Contents | Words: Alphabetical - Frequency - Inverse - Length - Statistics | Help | IntraText Library
Boleslaw Prus
Faraon

IntraText CT - Text

  • TOM DRUGI
    • ROZDZIAL TRZECI
Previous - Next

Click here to hide the links to concordance

ROZDZIAL TRZECI

Kiedy wieczorem kaplani i nastepca wrocili na dziedziniec, zapalono kilkaset pochodni tak jasnych, ze bylo widno jak w dzien.

Na znak Mefresa znowu wystapila procesja muzykantow, tancerek i mlodszych kaplanow z posagiem bogini Hator z krowia glowa. A gdy odpedzono zle duchy,

Pentuer znowu zaczal kazanie.

- Widzieliscie, dostojnicy, ze od czasow dziewietnastej dynastii ubylo nam sto tysiecy miar ziemi i dwa miliony ludnosci. To wyjasnia, dlaczego dochod panstwa zmniejszyl sie o trzydziesci dwa tysiace talentow, i o tym wiemy wszyscy. Jest to przecie dopiero poczatek klesk Egiptu i skarbu. Na pozor bowiem zostalo jego swiatobliwosci jeszcze dziewiecdziesiat osm tysiecy talentow dochodu. Czy jednak sadzicie, ze faraon otrzymuje caly ten dochod ?...

Za przyklad opowiem wam, co jego dostojnosc Herhor odkryl w powiecie Zajeczym.

Za dziewietnastej dynastii mieszkalo tam dwadziescia tysiecy ludzi, ktorzy placili podatku trzysta piecdziesiat talentow rocznie. Dzis mieszka zaledwie pietnascie tysiecy, i ci naturalnie, placa na rzecz skarbu tylko dwiescie siedmdziesiat talentow. Tymczasem faraon, zamiast dwu- stu siedmdziesieciu, otrzymuje sto siedmdziesiat talentow!...

"Dlaczego?.." - spytal dostojny Herhor - a oto, co pokazalo sledztwo.

Za dziewietnastej dynastii bylo w powiecie okolo stu urzednikow i ci brali po tysiac drachm rocznej pensji. Dzis na tym samym terytorium, pomimo ubytku ludnosci, znajduje sie przeszlo dwustu urzednikow, ktorzy biora po dwa tysiace piecset drachm na rok.

Jego dostojnosci Herhorowi nie wiadomo, czy tak jest w kazdym powiecie. To przecie pewne, ze skarb faraona, zamiast dziewiecdziesieciu osmiu ma tylko siedmdziesiat cztery tysiace talentow rocznie...

- Powiedz, ojcze swiety: piecdziesiat tysiecy... - wtracil Ramzes.

- I to objasnie - odparl kaplan. - W kazdym razie zapamietaj, ksiaze, iz skarb faraona oddaje dzis dwadziescia cztery tysiace talentow urzednikom, gdy za dynastii dziewietnastej wydawal tylko dziesiec tysiecy.

Wielkie milczenie panowalo wsrod dostojnikow: niejeden bowiem mial krewnego na urzedzie, w dodatku dobrze platnym.

Ale Pentuer byl nieustraszony.

- Teraz - mowil - pokaze ci, nastepco, byt urzednikow i dole ludu za dawnych lat i dzisiaj.

- Czy nie szkoda czasu?... To przecie kazdy sam moze zobaczyc... - zaszemrali kaplani.

- Ja chce to wiedziec - rzekl stanowczo nastepca.

Szmer ucichl. Pentuer po stopniach amfiteatru zeszedl na dziedziniec, a za nim ksiaze, arcykaplan Mefres i reszta kaplanow.

Zatrzymali sie przed dluga zaslona z mat, ktora tworzyla jakby parkan. Na znak Pentuera przybieglo kilkunastu mlodych kaplanow z jarzacymi pochodniami.

Drugi znak - i czesc zaslony spadla.

Z ust obecnych wyrwal sie okrzyk zdziwienia. Mieli przed soba jasno oswietlony zywy obraz, do ktorego wchodzilo okolo stu figurantow.

Obraz dzielil sie na trzy kondygnacje: dolna, gdzie stali rolnicy, wyzsza - urzednicy i najwyzsza, gdzie znajdowal sie zloty tron faraona oparty na dwu lwach, ktorych glowy byly poreczami.

- Tak bylo - mowil Pentuer - za dynastii dziewietnastej. Spojrzyjcie na rolnikow. Przy ich plugach widzicie woly lub osly, ich motyki i lopaty sa brazowe, a wiec mocne. Patrzcie, jacy to tedzy ludzie! Dzis podobnych mozna spotkac tylko w gwardii jego swiatobliwosci. Potezne rece i nogi, piersi wypukle, twarze usmiechniete. Wszyscy sa namaszczeni oliwa, wykapani. Ich zony zajmuja sie przygotowywaniem pokarmu i odziezy lub myciem sprzetow dla rodziny; dzieci - bawia sie lub chodza do szkoly.

Owczesny chlop, jak widzicie, jadal chleb pszenny, bob, mieso, ryby i owoce, a pijal piwo i wino. Spojrzyjcie, jak piekne byly dzbany i misy. Przypatrzcie sie czepkom, fartuszkom i pelerynom mezczyzn: wszystko ozdobione roznokolorowym haftem. Jeszcze piekniej haftowano koszule kobiet... A czy uwazacie, jak one starannie czesaly sie, jakie nosily szpilki, zausznice, pierscienie i bransolety? Ozdoby te sa robione z brazu i kolorowej emalii; trafia sie jednak miedzy nimi i zloto, chocby w postaci drucika.

Podniescie teraz oczy wyzej, na urzednikow. Chodza oni w pelerynach, ale kazdy chlop w dniu swiatecznym przywdziewal taka sama. Zywia sie zupelnie tak samo jak chlopi, to jest dostatnio, ale skromnie. Sprzety maja troche ozdobniejsze od chlopskich i czesciej trafiaja sie w ich skrzyniach zlote pierscienie. Podroze odbywaja na oslach lub wozach ciagnionych przez woly.

Pentuer klasnal i w zywym obrazie zapanowal ruch. Chlopi zaczeli podawac urzednikom kosze winogron, wory jeczmienia, grochu i pszenicy, dzbany wina, piwa, mleka i miodu, mnostwo zwierzyny i liczne sztuki bialych lub kolorowych tkanin. Urzednicy odebrali te produkta, czesc ich zostawiali sobie, ale przedmioty najpiekniejsze i najkosztowniejsze odsuneli wyzej, dla tronu. Platforma, gdzie znajdowal sie symbol wladzy faraona, byla zasypana produktami tworzacymi jakby pagorek.

- Widzicie, dostojni - rzekl Pentuer - ze w owych czasach, kiedy chlopi byli syci i zamozni, skarb jego swiatobliwosci ledwo mogl pomiescic dary poddanych. A teraz zobaczcie: co jest dzisiaj...

Nowe haslo, spadla druga czesc zaslony i ukazal sie drugi obraz, w ogolnych zarysach podobny do poprzedniego.

- Oto sa terazniejsi chlopi - mowil Pentuer, a w glosie jego czuc bylo wzburzenie. - Cialo ich sklada sie ze skory i kosci, wygladaja jak chorzy, sa brudni i juz zapomnieli namaszczac sie oliwa. Za to grzbiety ich sa poranione kijami.

Nie widac przy nich wolow ani oslow, bo i na co, jezeli plug ich ciagnie zona i dzieci?... Ich motyki i lopaty sa drewniane, co latwo psuje sie i powieksza prace. Odziezy nie maja zadnej, tylko kobiety chodza w grubych koszulach i nawet we snie nie widuja tych haftow, jakimi stroili sie ich dziadowie i babki.

Spojrzyjcie, co jada chlop? Czasem jeczmien i suszone ryby, zawsze ziarna lotosu, rzadko pszenny placek, nigdy miesa, piwa lub wina. Spytacie: gdzie podzialy sie jego naczynia i sprzety? Nie ma zadnych, procz dzbanka na wode, bo tez i nic wiecej nie zmiesciloby sie w norze, ktora zamieszkuje...

Przebaczcie mi to, na co teraz zwroce wasza uwage. Tam kilkoro dzieci leza na ziemi: oznacza to, ze pomarly... Dziwna rzecz, jak czesto teraz umieraja chlopskie dzieci - z glodu i pracy! I te sa jeszcze najszczesliwsze: inne bowiem, ktore zostaly przy zyciu, ida pod kij dozorcy albo sprzedaja sie Fenicjanom niby jagnieta...

Wzruszenie zatamowalo mu glos. Lecz chwile odpoczal i ciagnal dalej, wsrod gniewnego milczenia kaplanow.

- A teraz spojrzyjcie na urzednikow: jacy oni czerstwi, urozowani, jak pieknie ubrani!... Zony ich nosza zlote bransolety i zausznice, i tak cienkie szaty, ze ksiazeta mogliby im pozazdroscic. Wsrod chlopow nie widac wolu ani osla; za to urzednicy podrozuja na koniach albo w lektykach... Pija zas tylko wino, i to - dobre wino!...

Klasnal w rece i znowu zrobil sie ruch. Chlopi zaczeli podawac urzednikom: wory zboza, kosze owocow, wino, zwierzeta... Przedmioty te urzednicy, jak pierwej, ustawiali obok tronu, ale - w ilosci znacznie mniejszej. Na kondygnacji krolewskiej juz nie bylo pagorka produktow. Za to kondygnacja urzednikow byla zasypana.

- Oto jest Egipt dzisiejszy - mowil Pentuer. - Nedzni chlopi, bogaci pisarze, skarb nie tak pelny jak dawniej. A teraz...

Dal znak i stala sie rzecz nieoczekiwana. Jakies rece poczely zabierac: zboze, owoce, tkaniny z platformy faraona i urzednikow. A gdy ilosc towarow bardzo

zmniejszyla sie, te same rece zaczely chwytac i uprowadzac chlopow, ich zony i dzieci...

Widzowie ze zdumieniem patrzyli na szczegolne zabiegi tajemniczych osob. Nagle ktos zawolal:

- To Fenicjanie!... Oni nas tak obdzieraja!...

- Tak jest, swieci ojcowie - rzekl Pentuer. - To sa rece ukrytych miedzy nami Fenicjan. Obdzieraja oni krola i pisarzy, a chlopow zabieraja w niewole, gdyz im juz nic wydrzec nie mozna...

- Tak!... To szakale!... Przeklenstwo im!... Wygnac nedznikow!... - wolali kaplani. - Oni to najwiecej szkod wyrzadzaja panstwu...

Nie wszyscy jednak wolali w ten sposob.

Gdy ucichlo, Pentuer kazal zaniesc pochodnie w inna strone dziedzinca i tam zaprowadzil swoich sluchaczy. Nie bylo tu zywych obrazow, ale jakby wystawa przemyslowa.

- Raczcie spojrzec, dostojni -mowil. - Za dziewietnastej dynastii te rzeczy przysylali nam cudzoziemcy: z kraju Punt mielismy wonnosci, z Syrii zloto. zelazna bron i wozy wojenne. Oto wszystko.

Lecz wowczas Egipt wyrabial... Spojrzyjcie na te olbrzymie dzbany: ile tu ksztaltow, a jakie rozmaite kolory!...

Albo sprzety: to krzeselko wylozone jest dziesiecioma tysiacami kawalkow zlota, perlowej masy i kolorowych drzew... Zobaczcie owczesne szaty: jaki haft, jaka delikatnosc tkanin, ile kolorow... A miecze brazowe, a szpilki, bransolety, zausznice, a narzedzia rolnicze i rzemieslnicze... Wszystko to robione u nas, za dziewietnastej dynastii.

Przeszedl do nastepnej grupy przedmiotow.

- A dzis - patrzcie. Dzbany sa male i prawie bez ozdob, sprzety proste, tkaniny grube i jednostajne. Ani jeden z tegoczesnych wyrobow nie moze rownac sie pod wzgledem rozmiarow, trwalosci czy pieknosci z dawnymi. Dlaczego?

Posunal sie znowu kilka krokow i otoczony pochodniami mowil:

- Oto jest wielka liczba towarow, ktore nam przywoza Fenicjanie z rozmaitych okolic swiata. Kilkadziesiat pachnidel, kolorowe szkla, sprzety, naczynia, tkaniny, wozy, ozdoby, wszystko to przychodzi do nas z Azji i jest przez nas kupowane.

- Czy rozumiecie teraz, dostojnicy: za co Fenicjanie wydzierali zboze, owoce i bydlo pisarzom i faraonowi?... Za te wlasnie obce wyroby, ktore zniszczyly naszych rzemieslnikow jak szarancza trawe.

Kaplan odpoczal i ciagnal dalej:

- Pomiedzy towarami dostarczanymi przez Fenicjan jego swiatobliwosci, nomarchom i pisarzom pierwsze miejsce zajmuje zloto. Ten rodzaj handlu jest najdokladniejszym obrazem klesk, jakie ci Azjaci wyrzadzaja Egiptowi.

Gdy kto bierze od nich zlota za talent, obowiazany jest po trzech latach zwrocic dwa talenty. Najczesciej jednak Fenicjanie, pod pozorem umniejszenia klopotow dluznikowi, sami wyreczaja go w wyplacie w ten sposob, ze dluznik za kazdy talent pozyczony oddaje im w dzierzawe, na trzy lata, trzydziestu dwu ludzi i dwie miary ziemi...

Spojrzyjcie tam, dostojni - mowil wskazujac na lepiej oswietlona czesc dziedzinca. - Ten kwadrat ziemi, majacy sto osmdziesiat krokow dlugosci i tylez szerokosci, znaczy dwie miary; ta zas gromada mezczyzn, kobiet i dzieci tworzy osm rodzin. Wszystko to zas razem: ludzie i grunt, ida na trzy lata w okropna niewole. Przez ten czas ich wlasciciel - faraon czy nomarcha, nie ma z nich zadnego pozytku; po uplywie zas terminu odbiera ziemie wyjalowiona, a ludzi... najwyzej dwudziestu... Reszta bowiem zmarla w meczarniach!...

Obecni szemrali ze zgrozy.

- Powiedzialem, ze dwie miary gruntu i trzydziestu dwu ludzi bierze Fenicjanin na trzy lata dzierzawy za pozyczenie jednego talentu zlotem. Przypatrzcie sie, jaki to kawal ziemi i jaka gromada ludzi, a teraz - spojrzyjcie na moja reke...

Ten kawalek zlota, ktory trzymam, to brylka mniejsza od kurzego jaja, to talent!...

Czy wy oceniacie, dostojni, cala nikczemnosc Fenicjan w podobnym handlu? Ten maly kawalek zlota naprawde nie posiada zadnych cennych zalet: jest zolty, ciezki, nie sniedzieje i - na tym koniec. Ale czlowiek nie odzieje sie zlotem i nie zaspokoi nim glodu ani pragnienia... Gdybym posiadal bryle zlota wielkosci piramidy, bede obok niej takim nedzarzem jak Libijczyk blakajacy sie po zachodniej pustyni, gdzie nie ma daktyla ani wody.

I patrzcie, za brylke tego jalowego materialu Fenicjanin bierze kawal ziemi, ktory moze wykarmic i odziac trzydziestu dwu ludzi, a nadto - bierze i tych ludzi!... Przez lat trzy uzyskuje wladze nad istotami, ktore umieja uprawiac i obsiewac grunta, zbierac ziarno, robic make i piwo, tkac odziez, budowac domy i sprzety...

Jednoczesnie faraon czy nomarcha jest pozbawiony na trzy lata uslug tych ludzi. Nie placa mu oni podatku, nie nosza ciezarow za wojskiem, lecz pracuja na dochody lakomego Fenicjanina.

Wiecie, dostojnicy, ze obecnie nie ma roku, azeby w tym czy owym nomesie nie wybuchnal bunt chlopow, wyniszczonych glodem, przeciazonych praca, bitych kijami. I otoz czesc tych ludzi ginie, inni dostaja sie do kopaln, a kraj wyludnia sie coraz bardziej, dlatego tylko ze Fenicjanin dal komus brylke zlota!... Czy mozna wyobrazic sobie wieksze nieszczescie?... I czy w podobnych warunkach Egipt nie bedzie co roku tracil ziemi i ludzi? Szczesliwe wojny podkopaly nasz kraj, ale dobija go fenicki handel zlotem.

Na twarzach kaplanow malowalo sie zadowolenie: chetniej sluchali o przewrotnosci Fenicjan anizeli o zbytkach pisarzy.

Pentuer chwile odpoczal, potem zwrocil sie do ksiecia.

- Od kilku miesiecy - mowil - z niepokojem zapytujesz, slugo bozy, Ramzesie: dlaczego zmniejszyly sie dochody jego swiatobliwosci? Madrosc bogow pokazala ci, ze zmniejszyl sie nie tylko skarb, ale i wojsko, i ze oba te zrodla krolewskiej potegi zmniejszac sie beda ciagle. I albo skonczy sie to na zupelnej ruinie panstwa, albo - niebiosa zeszla Egiptowi wladce, ktory zatrzyma powodz klesk od kilkuset lat zalewajacych ojczyzne.

Skarb faraonow byl wowczas pelny, gdy mielismy duzo ziemi i ludnosci. Trzeba zatem wydrzec pustyni te grunta urodzajne, jakie nam pozarla, a z ludu zdjac te ciezary, ktore go oslabiaja i zmniejszaja liczbe mieszkancow.

Kaplani znowu zaczeli sie niepokoic z obawy, aby Pentuer po raz drugi nie wspomnial o klasie pisarzy.

- Widziales, ksiaze, na wlasne oczy i przy swiadkach, ze w tej epoce, gdy lud byl syty, dorodny i zadowolony, skarb krolewski byl pelen. Gdy zas lud zaczal wygladac nedznie, gdy jego zony i dzieci musialy zaprzegnac sie do pluga, gdy ziarna lotosu zastapily pszenice i mieso,

skarb - zubozal. Jezeli wiec chcesz doprowadzic panstwo do tej potegi, jaka posiadalo przed wojnami dziewietnastej dynastii, jezeli pragniesz, aby faraon, jego pisarze i wojsko oplywali w dostatki, zapewnij krajowi dlugoletnia spokojnosc, a ludowi dobrobyt. Niech znowu dorosli jedza mieso i ubieraja sie w haftowane szaty, i niech dzieci, zamiast jeczyc pod plagami i umierac z pracy, bawia sie lub chodza do szkoly.

Pamietaj wreszcie, ze Egipt na piersiach swoich nosi jadowitego weza...

Obecni sluchali z ciekawoscia i obawa.

- Tym wezem, ktory wysysa krew ludu, majatki nomarchow, potege faraona, sa Fenicjanie!...

- Precz z nimi!... - zawolali obecni. - Przekreslic wszystkie dlugi... Nie dopuszczac ich kupcow i okretow...

Uciszyl ich arcykaplan Mefres, ktory ze lzami w oczach zwrocil sie do Pentuera:

- Nie mam watpliwosci - mowil - ze przez usta twoje odzywala sie do nas swieta Hator. Nie tylko dlatego, ze czlowiek nie potrafilby byc tak madrym i wszystkowiedzacym jak ty, ale jeszcze, ze spostrzeglem nad glowa twoja plomyki w formie rogow.

Dziekuje ci za wielkie slowa, ktorymi rozproszyles nasza niewiadomosc... Blogoslawie cie i prosze bogow, aby gdy mnie powolaja na swoj sad, ciebie mianowali moim nastepca...

Przeciagly okrzyk reszty sluchaczow poparl blogoslawienstwo najwyzszego dostojnika. Kaplani tym wiecej byli zadowoleni, ze nieustannie wisiala nad nimi trwoga, aby Pentuer po raz drugi nie zaczepil o kwestie pisarzy. Ale medrzec umial byc powsciagliwym: wskazal wewnetrzna rane panstwa, lecz nie zaognil jej i dlatego odniosl zupelny triumf.

Ksiaze Ramzes nie dziekowal Pentuerowi, tylko przytulil jego glowe do swej piersi. Nikt jednak nie watpil, ze kazanie wielkiego proroka wstrzasnelo dusza nastepcy i jest ziarnem, z ktorego moze wyrosnac chwala i pomyslnosc Egiptu.

Nazajutrz Pentuer, nie zegnajac sie, o wschodzie slonca opuscil swiatynie i odjechal do Memfs.

Ramzes przez kilka dni z nikim nie rozmawial: siedzial w celi albo przechadzal sie po cienistych korytarzach i rozmyslal. W jego duszy odbywala sie praca.

W gruncie rzeczy Pentuer nie powiedzial nic nowego: wszyscy narzekali na ubytek ziemi i ludnosci w Egipcie, na nedze chlopow, naduzycia pisarzow i wyzysk Fenicjan. Ale kazanie proroka uporzadkowalo w nim dotychczasowe bezladne wiadomosci, nadalo dotykalne formy i lepiej oswietlilo pewne fakta.

Fenicjanie przerazili go: ksiaze nie ocenial dotychczas ogromu nieszczesc wyrzadzonych przez ten narod jego panstwu. Zgroza byla tym silniejsza, ze przecie on sam wlasnych poddanych wypuscil w dzierzawe Dagonowi i - byl swiadkiem, w jaki sposob bankier wybieral od nich naleznosci!...

Lecz to splatanie ksiecia z wyzyskiem Fenicjan wywolalo dziwny skutek: Ramzes - nie chcial myslec o Fenicjanach, a ile razy zapalil sie w nim gniew na tych ludzi, tyle razy gasilo go uczucie wstydu. W pewnej czesci byl on ich wspolnikiem.

Natomiast ksiaze doskonale zrozumial waznosc ubytku ziemi i ludnosci i na te punkta polozyl glowny nacisk w swych samotnych medytacjach.

"Gdybysmy posiadali - mowil w sobie - te dwa miliony ludzi, ktorych Egipt utracil, mozna by za ich pomoca odzyskac od pustyni urodzajne grunta, nawet powiekszyc obszary... A wowczas, pomimo Fenicjan, nasi chlopi mieliby sie lepiej, a dochody panstwa wzroslyby..."

Ale skad wziac ludzi? Wypadek nasunal mu odpowiedz. Pewnego wieczora ksiaze przechadzajac sie po ogrodach swiatyni spotkal gromade niewolnikow, ktorych jeneral Nitager pochwycil na granicy wschodniej i przyslal bogini Hator. Ludzie ci byli doskonale zbudowani, pracowali wiecej niz Egipcjanie, a poniewaz ich karmiono dobrze, wiec byli nawet zadowoleni ze swego losu.

Na ich widok blyskawica oswiecila umysl nastepcy: prawie utracil przytomnosc ze wzruszenia. Egipt potrzebuje ludzi, duzo ludzi, setki tysiecy, a nawet milion i dwa miliony ludzi... I otoz ludzie sa!... Trzeba tylko wkroczyc do Azji, zabierac wszystko, co sie spotka na drodze, i - odsylac do Egiptu... Dopoty zas nie konczyc wojny, dopoki nie zbierze sie tylu, azeby kazdy chlop egipski mial swego niewolnika...

Tak urodzil sie plan prosty i kolosalny, dzieki ktoremu panstwo mialo pozyskac ludnosc, chlopi pomocnikow w pracy, a skarb faraona niewyczerpane zrodlo dochodu.

Ksiaze byl zachwycony, choc nastepnego dnia zbudzila sie w nim nowa watpliwosc.

Pentuer z wielkim naciskiem glosil, a jeszcze dawniej Herhor twierdzil to samo, ze zrodlem nieszczesc Egiptu byly - zwycieskie wojny.

Z czego wypadloby, ze za pomoca nowej wojny nie mozna podzwignac Egiptu. "Pentuer jest wielki medrzec i Herhor wielki medrzec - myslal ksiaze. - Jezeli oni uwazaja wojne za szkodliwa, jezeli tak samo sadzi arcykaplan Mefres i inni kaplani, to moze naprawde wojna jest rzecza niebezpieczna?...

I musi nia byc, skoro tak utrzymuje tylu ludzi madrych i swietych."

Ksiaze byl gleboko strapiony. Wymyslil prosty sposob podzwigniecia Egiptu, a tymczasem kaplani utrzymywali, ze wlasnie to mogloby do reszty zrujnowac Egipt.

Kaplani, ludzie najmedrsi i najswietsi!

Lecz trafil sie wypadek, ktory nieco ochlodzil wiare ksiecia w prawdomownosc kaplanow, a raczej - rozbudzil w nim dawniejsza do nich nieufnosc.

Raz szedl z jednym lekarzem do biblioteki. Droga wypadala przez ciasny i ciemny korytarz, z ktorego nastepca cofnal sie ze wstretem.

- Nie pojde tedy!... - rzekl.

- Dlaczego?... - spytal zdziwiony lekarz.

- Czyliz nie pamietacie, ojcze swiety, ze na koncu tego korytarza jest loch, w ktorym okrutnie zameczyliscie jakiegos zdrajce?

- Aha!... - odparl lekarz. - Jest tu loch, do ktorego przed kazaniem Pentuera wlewalismy roztopiona smole...

- I zabiliscie czlowieka...

Lekarz usmiechnal sie. Byl to czlowiek dobry i wesoly. Totez widzac oburzenie ksiecia, rzekl po pewnym namysle:

- Tak, nie wolno nikomu zdradzac swietych tajemnic... Rozumie sie... Przed kazda wieksza uroczystoscia przypominamy to mlodym kandydatom na kaplanow...

Ton jego byl tak szczegolny, ze Ramzes zazadal objasnien.

- Nie moge zdradzac tajemnic - odparl lekarz - ale... Ale jezeli wasza dostojnosc przyrzekniesz zachowac to przy sobie, opowiem ci historie...

Ramzes przyrzekl, lekarz opowiedzial:

- Pewien kaplan egipski, zwiedzajac swiatynie poganskiego kraju Aram, przy jednej z nich spotkal czlowieka, ktory wydal mu sie bardzo tlustym i zadowolonym, choc nosil nedzne szaty.

"Wytlomacz mi - spytal kaplan wesolego biedaka - czym to sie dzieje, ze choc jestes ubogi, jednak cialo twoje wyglada, jakbys byl przelozonym swiatyni?"

Zas ow czlowiek obejrzawszy sie, czy go kto nie podsluchuje, odparl:

"Bo ja mam wielce zalosny glos, wiec jestem przy tej swiatyni meczennikiem. Gdy lud zejdzie sie na nabozenstwo, ja wlaze do lochu i jecze, o ile mi sil starczy; za to daja mi wcale obfite jedzenie przez caly rok, a dzban piwa za kazdy dzien meczenstwa."

Tak bywa w poganskim kraju Aram - zakonczyl lekarz kladac palec na usta. - Pamietaj, ksiaze, cos mi obiecal, i mysl o naszej smole roztopionej, co ci sie podoba...

Opowiadanie to znowu poruszylo ksiecia. Czul pewna ulge, ze w swiatyni nie zamordowano czlowieka, lecz i ocknely sie w nim wszystkie dawne podejrzenia do kaplanow.

Ze oni ludza prostakow, o tym wiedzial. Pamietal przecie, bedac w kaplanskiej szkole, procesja swietego wolu Apisa. Lud byl pewny, ze Apis prowadzi kaplanow; tymczasem kazdy uczen wiedzial, ze boskie zwierze idzie tam, gdzie chca kaplani.

Ktoz wie zatem, czy kazanie Pentuera nie bylo owa procesja Apisa, przeznaczona dla niego? Tak przecie latwo nasypac na ziemie fasoli czerwonej i roznokolorowej i rowniez nietrudno ustawic zywe obrazy. O ilez wspanialsze widywal on przedstawienia, chocby walke Seta z Ozirisem, do ktorej wchodzilo kilkaset osob... A czyliz i w tym wypadku nie oszukiwali kaplani? Miala to byc walka bogow, tymczasem prowadzili ja poprzebierani ludzie. Ginal w niej Oziris, a tymczasem kaplan udajacy Ozirisa byl zdrow jak nosorozec. Jakich tam nie pokazywano cudow!... Woda wznosila sie, bily pioruny, ziemia drzala i wyrzucala ogien. I to wszystko bylo oszukanstwem. Dlaczegoz by wiec przedstawienie Pentuera mialo byc prawda?

Zreszta ksiaze mial silne poszlaki, ze chciano go oszukac. Juz byl oszustwem czlowiek jeczacy w podziemiach, niby to oblewany smola przez kaplanow. Ale mniejsza o niego. Waznym bylo to, o czym ksiaze przekonal sie niejednokrotnie, ze Herhor nie chcial wojny. Mefres takze nie chcial wojny, a Pentuer byl jednego pomocnikiem, drugiego ulubiencem.

Taka walka toczyla sie w ksieciu: to zdawalo mu sie, ze wszystko rozumie, to znowu ogarniala go ciemnosc; raz byl pelen nadziei, drugi raz watpil o wszystkim. Z godziny na godzine, z dnia na dzien dusza jego przybierala i opadala jak wody Nilu przez ciag calego roku.

Powoli jednak Ramzes odzyskal rownowage, a gdy nadszedl czas opuszczenia swiatyni, mial juz sformulowane pewne poglady.

Przede wszystkim jasno pojmowal, czego potrzeba Egiptowi: wiecej gruntow i wiecej ludzi.

Po wtore wierzyl, ze najprostszym sposobem zdobycia ludzi jest - wojna z Azja. Pentuer jednak dowodzil mu, ze wojna moze tylko powiekszyc kleski panstwa. Rodzi sie tedy nowa kwestia, czy Pentuer mowil prawde, czy klamal?

Jezeli mowil prawde, pograzal ksiecia w rozpaczy. Ramzes bowiem nie widzial innego sposobu podzwigniecia panstwa, tylko wojne. Bez wojny Egipt z roku na rok bedzie tracil ludnosc, a skarb faraona bedzie powiekszal swoje dlugi. Az caly ten proces skonczy sie jakas okropna katastrofa, moze nawet za przyszlego panowania.

A jezeli Pentuer klamal? Dlaczego by to robil? Oczywiscie namowiony przez Herhora, Mefresa i cale cialo kaplanskie. Z jakiej jednak racji kaplani nie chcieli wojny, co mieli w tym za interes? Przecie kazda wojna im i faraonowi najwieksze przynosila zyski.

 

Czy zreszta kaplani mogli go oszukiwac w sprawie tyle donioslej? Prawda, ze robili tak bardzo czesto, lecz w wypadkach drobnych, nie zas kiedy chodzilo o przyszlosc i byt panstwa. Nie mozna tez twierdzic, ze oszukiwali zawsze. Sa oni przecie slugami bogow i strozami wielkich tajemnic. W ich swiatyniach mieszkaja duchy, o czym Ramzes sam sie przekonal pierwszej nocy po osiedleniu sie w tym miejscu.

A jezeli bostwa nie pozwalaja profanom zblizac sie do swoich oltarzy, jezeli tak pilnie czuwaja nad swiatyniami, dlaczego nie mieliby czuwac nad Egiptem, ktory jest najwieksza ich swiatynia?

Gdy w kilka dni pozniej Ramzes po uroczystym nabozenstwie, wsrod blogoslawienstwa kaplanow, opuszczal swiatynie Hator, nurtowaly w nim dwa pytania:

Czy wojna z Azja naprawde moglaby zaszkodzic Egiptowi?

Czy kaplani w tej sprawie mogliby oszukiwac jego, nastepce faraona?

 




Previous - Next

Table of Contents | Words: Alphabetical - Frequency - Inverse - Length - Statistics | Help | IntraText Library

Best viewed with any browser at 800x600 or 768x1024 on Tablet PC
IntraText® (V89) - Some rights reserved by EuloTech SRL - 1996-2007. Content in this page is licensed under a Creative Commons License