Table of Contents | Words: Alphabetical - Frequency - Inverse - Length - Statistics | Help | IntraText Library |
Boleslaw Prus Faraon IntraText CT - Text |
|
|
ROZDZIAL DZIESIATY Wtem spiew umilkl zagluszony wrzawa i szelestem jakby wielu biegnacych. - Poganie!... wrogowie Egiptu!. - wolal ktos. - Spiewacie, kiedy wszyscy nurzamy sie w strapieniu, i chwalicie Zydowke, ktora czarami swoimi zatrzymala bieg Nilu... - Biada wam! - wolal inny. - Depczecie ziemie nastepcy tronu... Smierc spadnie na was i dzieci wasze!... - Ustapimy, ale niech wyjdzie do nas Zydowka, abysmy jej przedstawili nasze krzywdy... - Uciekajmy!... - krzyknela Tafet. - Gdzie? - spytal Gedeon. - Nigdy! - odparla Sara, na ktorej twarz lagodna wystapil rumieniec gniewu. - Czyliz nie naleze do nastepcy tronu, przed ktorym ci ludzie padaja na twarz?... I zanim ojciec i sluzaca opamietali sie, wybiegla na taras cala w bieli, wolajac do tlumu za murem: - Oto jestem!... Czego chcecie ode mnie?... Gwar na chwile ucichl, lecz znowu odezwaly sie grozne glosy: - Badz przekleta, cudzoziemko, ktorej grzech zatrzymuje wody Nilu!... W powietrzu swisnelo kilka kamieni rzuconych na oslep; jeden uderzyl w czolo Sare. - Ojcze!.. - zawolala chwytajac sie za glowe. Gedeon porwal ja na rece i zniosl z tarasu. Wsrod nocy widac bylo nagich ludzi w bialych czepkach i fartuszkach, ktorzy przelazili mur. Na dole Tafet krzyczala wnieboglosy, a niewolnik Murzyn schwyciwszy topor stanal w jedynych drzwiach domu, zapowiadajac, ze rozwali leb kazdemu, kto osmieli sie wejsc. - Dajcie no kamieni na tego psa nubijskiego! - wolali do gromady ludzie z muru. Lecz gromada nagle ucichla, gdyz z glebi ogrodu wyszedl czlowiek z ogolona glowa, odziany w skore pantery. - Prorok !... ojciec swiety... - zaszemrano w tlumie. Siedzacy na murze poczeli zeskakiwac. - Ludu egipski - rzekl kaplan spokojnym glosem - jakim prawem podnosisz reke na wlasnosc nastepcy tronu? - Tam mieszka nieczysta Zydowka, ktora powstrzymuje przybor Nilu... Biada nam!... nedza i glod wisi nad Dolnym Egiptem. - Ludzie zlej wiary czy slabego rozumu - mowil kaplan - gdziezescie slyszeli, azeby jedna kobieta mogla powstrzymac wole bogow? Co rok, w miesiacu Tot, Nil zaczyna przybierac i do miesiaca Choiak rosnie. Czy dzialo sie kiedy inaczej, choc nasz kraj zawsze byl pelen cudzoziemcow, niekiedy obcych kaplanow i ksiazat, ktorzy, jeczac w niewoli i ciezkiej pracy, z zalu i gniewu mogli rzucac najstraszliwsze przeklenstwa. Ci z pewnoscia pragneli na nasze glowy zwalic wszelakie nieszczescia, a niejeden oddalby zycie, azeby albo slonce nie weszlo nad Egiptem o porannej godzinie, albo Nil nie przybral w poczatkach roku. I co z ich modlitw?... Albo nie zostaly wysluchane w niebiosach, albo obcy bogowie nie mieli sily wobec naszych. Jakim wiec sposobem kobieta, ktorej miedzy nami jest dobrze, moglaby sciagnac kleske, ktorej najpotezniejsi wrogowie nasi sprowadzic nie potrafili?... - Ojciec swiety mowi prawde!... Madre sa slowa proroka!... - odezwano sie w tlumie. - A jednak Messu, wodz zydowski, zrobil ciemnosc i pomor w Egipcie!... - zaoponowal jeden glos. - Ktory to powiedzial, niech wystapi naprzod!... - zawolal kaplan. - Wzywam go, niech wystapi, jezeli nie jest wrogiem egipskiego ludu... Tlum zaszemral jak wicher z daleka plynacy miedzy drzewami; ale naprzod nie wystapil nikt. - Zaprawde mowie, ciagnal kaplan, ze miedzy wami kraza zli ludzie niby hieny w owczarni. Nie lituja sie oni nad wasza nedza, ale chca was popchnac do zniszczenia domu nastepcy tronu i buntu przeciw faraonowi. Gdyby zas udal sie ich nikczemny zamiar, a z waszych piersi gdyby zaczela plynac krew, ludzie ci ukryliby sie przed wloczniami jak w tej chwili przed moim wezwaniem. - Sluchajcie proroka!... Chwala ci, mezu bozy!... - wolal tlum pochylajac glowy. Pobozniejsi upadali na ziemie. - Sluchajcie mnie, ludu egipski... Za twoja wiare w slowa kaplana, za posluszenstwo faraonowi i nastepcy, za czesc, jaka oddajecie sludze bozemu, spelni sie nad wami laska. Idzcie do domow waszych w pokoju, a moze, nim zejdziecie z tego pagorka, Nil zacznie przybierac... - Oby sie tak stalo!... - Idzcie!... Im wieksza bedzie wiara i poboznosc wasza, tym predzej ujrzycie znak laski... - Idzmy!... Idzmy!... Badz blogoslawiony, proroku, synu prorokow... - Zaczeli rozchodzic sie calujac szaty kaplana. Wtem ktos krzyknal: - Cud!... spelnia sie cud!..: - Na wiezy w Memfis zapalono swiatlo... Nil przybiera!... Patrzcie, coraz wiecej swiatel!... Zaprawde, przemawial do nas wielki swiety... Zyj wiecznie!... Zwrocono sie do kaplana, ale ten zniknal wsrod cieniow. Tlum niedawno rozjatrzony, a przed chwila zdumiony i przejety wdziecznoscia, zapomnial i o swoim gniewie, i o kaplanie cudotworcy. Opanowala ich szalona radosc i zaczeli biec pedem ku brzegowi rzeki, nad ktorym juz zaplonely liczne ogniska i rozlegal sie wielki spiew zebranego ludu: "Badz pozdrowiony, o Nilu, o swieta rzeko, ktora objawilas sie na tej ziemi. Przychodzisz w pokoju, aby dac zycie Egiptowi. O boze ukryty, ktory rozpraszasz ciemnosci, ktory skrapiasz laki, aby przyniesc pokarm niemym zwierzetom. O drogo, schodzaca z niebios, azeby napoic ziemie, o przyjacielu chleba, ktory rozweselasz chaty... Ty jestes wladca ryb, a gdy zstapisz na nasze pola, zaden ptak nie osmieli sie dotknac zbiorow. Ty jestes tworca zboza i rodzicielem jeczmienia; ty dajesz odpoczynek rekom milionow nieszczesliwych i na wieki utrwalasz swiatynie." * W tym czasie oswietlona lodz nastepcy tronu przyplynela od tamtego brzegu, wsrod okrzykow i spiewow. Ci sami, ktorzy pol godziny temu chcieli wedrzec sie do willi ksiecia, teraz padali przed nim na twarz albo rzucali sie w wode, aby calowac wiosla i boki statku, ktory przywiozl syna wladcy Egiptu. Wesoly, otoczony pochodniami Ramzes w towarzystwie Tutmozisa wszedl do domu Sary. Na jego widok Gedeon rzekl do Tafet: - Boje sie bardzo o moja corke, ale jeszcze bardziej nie chce spotykac sie z jej panem... Przeskoczyl mur i wsrod ciemnosci, przez ogrod i pola, poszedl w strone Memfisu. Na dziedzincu wolal Tutmozis: - Witaj, piekna Saro!... Spodziewam sie, ze nas dobrze podejmiesz za muzyke, ktora ci przyslalem... W progu ukazala sie Sara z obwiazana glowa, wsparta na Murzynie i sluzebnicy. - Co to znaczy? - spytal zdumiony ksiaze. - Straszne rzeczy!.. - zawolala Tafet. - Poganie napadli twoj dom, a jeden uderzyl kamieniem Sare... - Jacy poganie?... - A ci... Egipcjanie! - objasnila Tafet. Ksiaze rzucil jej spojrzenie pelne wzgardy. Lecz wnet opanowala go wscieklosc. - Kto uderzyl Sare?... Kto rzucil kamien?... - krzyknal chwytajac za ramie Murzyna. - Tamci znad rzeki... - odparl niewolnik. - Hej, dozorcy!... - wolal zapieniony ksiaze - uzbroic mi wszystkich ludzi na folwarku i dalej na te zgraje!.. Murzyn znowu pochwycil swoj topor, dozorcy zaczeli wywolywac parobkow z zabudowan, a kilku zolnierzy ze swity ksiecia machinalnie poprawili miecze. - Na milosc boska, co chcesz uczynic?... - szepnela Sara wieszajac sie na szyi ksiecia. - Chce pomscic cie... - odparl. - Kto uderza w moja wlasnosc, we mnie uderza... Tutmozis pobladl i krecil glowa. - Sluchaj, panie - odezwal sie - a jakze po nocy i w tlumie poznasz ludzi, ktorzy dopuscili sie zbrodni? - Wszystko mi jedno... Motloch to zrobil i motloch bedzie odpowiadal... - Tak nie powie zaden sedzia - reflektowal Tutmozis. - A przecie ty masz byc najwyzszym sedzia... Ksiaze zamyslil sie; jego towarzysz mowil dalej: - Zastanow sie, co by jutro powiedzial nasz pan, faraon?... A jaka radosc zapanowalaby miedzy wrogami Egiptu, ze wschodu i zachodu, gdyby uslyszeli, ze nastepca tronu, prawie pod krolewskim palacem, napada w nocy swoj lud?... - O, gdyby mi ojciec dal choc polowe armii, umilkliby na wieki wrogowie nasi we wszystkich stronach swiata!... - szeptal ksiaze uderzajac noga w ziemie... - Wreszcie... przypomnij sobie tego chlopa, ktory sie powiesil... Zalowales go, gdyz umarl czlowiek niewinny, a dzisiaj... Czy podobna, azebys sam chcial zabijac niewinnych?... - Dosc juz!... - przerwal glucho nastepca. - Gniew moj jest jak dzban pelen wody... Biada temu, na kogo sie wyleje... Wejdzmy do domu... Wylekniony Tutmozis cofnal sie. Ksiaze wzial Sare za reke i wszedl z nia na pierwsze pietro. Posadzil ja obok stolu, na ktorym stala nie dokonczona kolacja, i zblizywszy swiecznik zerwal jej opaske z glowy. - Ach - zawolal - to nawet nie jest rana, tylko siniak?... Przypatrywal sie Sarze z uwaga. - Nigdy nie myslalem - rzekl - ze mozesz miec siniaka... To bardzo zmienia twarz... - Wiec juz ci sie nie podobam?... - cicho zapytala Sara podnoszac na niego wielkie oczy pelne trwogi. - Och, nie!... wreszcie to przejdzie... Potem zawolal Tutmozisa i Murzyna i kazal opowiedziec wypadki wieczorne. - On nas obronil - rzekla Sara. - Stanal z toporem w drzwiach... - Zrobiles tak?... - spytal ksiaze niewolnika, bystro patrzac mu w oczy. - Czyliz mialem pozwolic, azeby do twego domu, panie, wdzierali sie obcy ludzie? Ksiaze poklepal go po kedzierzawej glowie. - Postapiles - rzekl - jak czlowiek mezny. Daje ci wolnosc. Jutro dostaniesz wynagrodzenie i mozesz wracac do swoich. Murzyn zachwial sie i przetarl oczy, ktorych bialka polyskiwaly. Nagle upadl na kolana i uderzajac czolem w posadzke zawolal: - Nie odpedzaj mnie od siebie, panie!... - Dobrze - odparl nastepca. - Zostan przy mnie, ale jako wolny zolnierz. Takich mi wlasnie potrzeba - dodal patrzac na Tutmozisa. - Ten nie umie mowic jak dozorca domu ksiag, ale gotow walczyc... I znowu zaczal wypytywac o szczegoly najscia, a gdy Murzyn opowiedzial mu o zjawieniu sie kaplana i jego cudzie, ksiaze schwycil sie za glowe wolajac: - Jestem najnieszczesliwszym czlowiekiem w Egipcie!... Niedlugo nawet w moim lozku bede znajdowac kaplanow... Skad on?... Co on za jeden`?... Tego Murzyn nie umial objasnic. Powiedzial jednak, ze zachowanie sie kaplana bylo bardzo zyczliwe dla ksiecia i dla Sary; ze napadem kierowali nie Egipcjanie, ale ludzie, ktorych kaplan nazwal wrogami Egiptu i bezskutecznie wzywal ich, aby wystapili naprzod. - Dziwy!... Dziwy!... - mowil w zamysleniu ksiaze rzuciwszy sie na lozko. - Moj czarny niewolnik jest dzielnym zolnierzem i pelnym rozsadku czlowiekiem... Kaplan broni Zydowki dlatego, ze jest moja... Co to za osobliwy kaplan?... Lud egipski, ktory kleka przed psami faraona, napada na dom nastepcy tronu, pod dowodztwem jakichs wrogow Egiptu?... Musze ja to sam zbadac...
* Autentyczne
|
Table of Contents | Words: Alphabetical - Frequency - Inverse - Length - Statistics | Help | IntraText Library |
Best viewed with any browser at 800x600 or 768x1024 on Tablet PC IntraText® (V89) - Some rights reserved by EuloTech SRL - 1996-2007. Content in this page is licensed under a Creative Commons License |