Table of Contents | Words: Alphabetical - Frequency - Inverse - Length - Statistics | Help | IntraText Library
Boleslaw Prus
Faraon

IntraText CT - Text

  • TOM PIERWSZY
    • ROZDZIAL DWUDZIESTY CZWARTY
Previous - Next

Click here to show the links to concordance

ROZDZIAL DWUDZIESTY CZWARTY

O wschodzie slonca dwudziestego pierwszego Hator do obozu nad Sodowymi Jeziorami przyszedl z Memfisu rozkaz, wedlug ktorego trzy pulki mialy pomaszerowac do Libii i stanac zalogami w miastach, reszta zas armii egipskiej wraz z ksieciem miala wrocic do domu.

Wojska okrzykami radosci powitaly to rozporzadzenie; kilkudniowy bowiem pobyt w pustyni juz zaczynal im dokuczac. Pomimo dowozow i z Egiptu, i z upokorzonej Libii nie bylo nadmiaru zywnosci; woda w studniach napredce wykopanych wyczerpala sie; zar sloneczny wypalal ciala, a rudy piasek razil pluca i oczy. Zolnierze poczeli chorowac na dysenteria i zlosliwe zapalenie powiek.

Ramzes kazal zwinac oboz. Trzy pulki rodowitych Egipcjan wyprawil do Libii zalecajac zolnierzom, aby lagodnie traktowali mieszkancow i - nigdy nie wloczyli sie pojedynczo. Wlasciwa zas armie skierowal do Memfisu zostawiajac mala zaloge w forteczce i hutach szkla.

O dziewiatej rano, mimo spiekoty, oba wojska byly juz w drodze; jedni na polnoc, drudzy na poludnie.

Wowczas zblizyl sie do nastepcy swiety Mentezufis i oswiadczyl:

- Byloby dobrze, gdybys, wasza dostojnosc, mogl wczesniej dojechac do Memfisu. W polowie drogi beda swieze konie...

- Wiec moj ojciec jest ciezko chory?... - zawolal Ramzes.

Kaplan schylil glowe.

Ksiaze zdal Mentezufisowi naczelne dowodztwo proszac go, aby w niczym nie zmienial juz wydanych rozporzadzen bez naradzenia sie ze swieckimi jeneralami. Sam zas wziawszy Pentuera, Tutmozisa i dwudziestu najlepszych jezdzcow azjatyckich wyciagnietym klusem pojechal do Memfisu.

W piec godzin przebyli polowe drogi i, jak zapowiedzial Mentezufis, znalezli swieze konie i nowy orszak. Azjaci zostali tutaj, a ksiaze ze swymi dwoma towarzyszami i nowa eskorta, po krotkim odpoczynku, pojechal dalej.

- Biada mi! -jeczal elegancki Tutmozis. - Nie dosc, ze od pieciu dni nie kapie sie i nie znam rozanego olejku, ale jeszcze musze odbyc dwa forsowne marsze w jeden dzien!... Jestem pewny, ze gdy staniemy na miejscu, zadna tancerka nie zechce na mnie spojrzec.

- Cozes lepszego od nas? - spytal ksiaze.

- Jestem watlejszy! - westchnal Tutmozis. - Ty ksiaze, przywykles do konnej jazdy jak Hyksos, a Pentuer moglby podrozowac nawet na rozpalonym mieczu. Ale ja taki delikatny...

O zachodzie slonca podrozni wjechali na wysoki pagorek, skad roztoczyl sie niezwykly obraz. Z daleka przednimi widac bylo zielonawa doline Egiptu, a na jej tle, niby szereg czerwonych plomieni, jasnialy trojkatne piramidy. Troche na prawo od piramid rowniez zdawaly sie plonac wierzcholki pylonow Memfisu owinietego w niebieskawa mgle.

- Jedzmy, jedzmy!... - nalegal ksiaze.

W chwile pozniej znowu otoczyla ich ruda pustynia i znowu zajasnial sznur piramid, dopoki wszystko nie rozplynelo sie w bladej pomroce.

Gdy zapadla noc, podrozni dotarli do olbrzymiej krainy zmarlych, ktora po lewej stronie rzeki, na wzgorzach, ciagnela sie na przestrzeni kilkudziesieciu wiorst.

Tu za Starego Panstwa chowano na wieczne czasy Egipcjan: krolow w ogromnych piramidach, ksiazat i dostojnikow w mniejszych piramidach, prostakow w lepiankach. Spoczywalo tu miliony mumii nie tylko ludzi, ale psow, kotow, ptakow, slowem - wszystkich stworzen, ktore za zycia milymi byly czlowiekowi.

Za czasow Ramzesa krolewski i magnacki cmentarz przeniesiono do Tebow, a w sasiedztwie piramid grzebano tylko chlopow i wyrobnikow z najblizszych okolic.

Miedzy rozpierzchnietymi grobami ksiaze i jego orszak spotkal gromadke ludzi przesuwajacych sie jak cienie.

- Kto wy jestescie? - zapytal dowodca eskorty.

- Jestesmy biedni sludzy faraona, a wracamy od naszych zmarlych... Zanieslismy im troche roz, piwa i plackow...

- A moze zagladaliscie do cudzych grobow?

- O bogowie! - zawolal jeden z gromady - czyliz jestesmy zdolni do podobnego swietokradztwa?... To tylko przewrotni tebanczycy (oby im rece poschly!) niepokoja zmarlych, aby w szynkach przepic ich wlasnosc.

- Co znacza te ogniska tam, na polnoc? - wtracil ksiaze.

- Musisz, panie, z daleka jechac, kiedy nie wiesz - odpowiedziano. - Wszakze to jutro nasz nastepca wraca ze zwycieskim wojskiem... Wielki wodz!... W jednej bitwie zawojowal nedznych Libijczykow... Totez lud z Memfisu wyszedl, aby go uroczyscie powitac... Trzydziesci tysiecy glow... Dopieroz beda krzyczeli!

- Rozumiem - szepnal ksiaze do Pentuera. - Swiety Mentezufis wyslal mnie naprzod, abym nie odbyl triumfalnego pochodu... Ale niech i tak bedzie na dzisiaj.

Konie byly pomeczone i nalezalo wytchnac. Poslal wiec ksiaze paru jezdnych, aby zamowili statki na rzece, a reszte orszaku zatrzymal pod kepa palm, ktore wowczas rosly miedzy grupa piramid i Sfinksem.

Grupa ta stanowi polnocny kraniec niezmiernego cmentarzyska. Na placu majacym okolo kilometra kwadratowego powierzchni, poroslym w owych czasach pustynna roslinnoscia, tloczy sie mnostwo grobow i malych piramid, nad ktorymi goruja trzy piramidy najwieksze: Cheopsa, Khefrena i Mykerina, tudziez Sfinks. Kolosalne te budowle sa oddalone jedna od drugiej ledwo na kilkaset krokow. Trzy piramidy stoja w jednym rzedzie od polnocno-wschodu ku poludniowo-zachodowi, na wschod zas od tej linii, najblizej Nilu, lezy Sfinks, u stop ktorego ciagnela sie podziemna swiatynia Horusa.

Piramidy, a szczegolniej Cheopsa jako utwor ludzkiej pracy przeraza swoja wielkoscia. Jest to kamienny pagorek szpiczasty, wysoki na trzydziesci piec piatr (sto trzydziesci siedem metrow), stojacy na podstawie kwadratowej, ktorej kazdy bok ma okolo trzystu piecdziesieciu krokow (dwustu dwudziestu siedmiu metrow) dlugosci. Piramida zajmuje dziesiec morgow powierzchni, a jej cztery trojkatne sciany pokrylyby siedmnastumorgowa przestrzen. Na budowe jej zuzyto takie mnostwo kamieni, ze mozna by wzniesc mur wyzszy od wzrostu czlowieka, szeroki na pol metra, dlugi na dwa tysiace piecset kilometrow.

Kiedy orszak ksiazecy rozlozyl sie pod mizernymi drzewami, kilku zolnierzy zajelo sie wyszukaniem wody, inni wydobyli suchary, a Tutmozis upadl na ziemie i zasnal. Ksiaze zas i Pentuer zaczeli przechadzac sie rozmawiajac.

Noc byla o tyle jasna, ze mozna bylo widziec z jednej strony niezmierne sylwetki piramid, z drugiej figure Sfinksa, ktory w porownaniu z nimi wydawal sie malym.

- Jestem tu juz czwarty raz - rzekl nastepca - a zawsze moje serce napelnia sie zdumieniem i zalem. Kiedym byl jeszcze uczniem wyzszej szkoly, myslalem, ze wstapiwszy na tron wzniose cos dostojniejszego anizeli piramida Cheopsa. Ale dzisiaj smiac mi sie chce z mego zuchwalstwa, kiedy pomysle, ze wielki faraon przy budowie swego grobowca zaplacil tysiac szescset talentow  * za same jarzyny dla robotnikow... Skad bym ja wzial tysiac szescset talentow, a chocby tylko ludzi!...

- Nie zazdrosc, panie, Cheopsowi - odparl kaplan. - Inni faraonowie lepsze zostawili po sobie dziela: jeziora, kanaly, goscince, swiatynie i szkoly...

- Alboz te rzeczy mozna porownac z piramidami?

- Z pewnoscia, ze nie - spiesznie odpowiedzial kaplan. - W oczach moich i calego ludu kazda piramida jest wielkim wystepkiem, a najwiekszym Cheopsowa...

- Unosisz sie - zreflektowal go ksiaze.

- Wcale nie. Swoj wielki grob budowal faraon przez lat trzydziesci, w ciagu ktorych sto tysiecy ludzi pracowalo co roku po trzy miesiace. I jaki z tej pracy pozytek?... Kogo ona wykarmila, uleczyla, odziala?... Ale za to co rok przy tej robocie marnialo dziesiec do dwudziestu tysiecy ludzi... czyli - na grob Cheopsa zlozylo sie z pol miliona trupow, a ile krwi, lez, bolow - kto zrachuje?

Dlatego nie dziw sie panie, ze chlop egipski po dzis dzien z trwoga patrzy na zachod, gdzie nad horyzontem krwawia sie lub czernieja trojkatne postacie piramid. Toz to swiadkowie jego mak i jalowej pracy...

I pomyslec, ze tak bedzie zawsze, dopoki te dowody ludzkiej pychy w proch sie nie rozsypia. Ale kiedy to nastapi! Od trzech tysiecy lat strasza nas swoim widokiem i jeszcze sciany ich sa gladkie, a ogromne napisy czytelne.

- Tamtej nocy, w pustyni, mowiles inaczej - wtracil ksiaze.

- Bom nie patrzyl na nie. Ale kiedy je mam, jak teraz przed oczyma, otaczaja mnie lkajace duchy zameczonych chlopow i szepca: "Patrz, co zrobiono z nami!... A przeciez i nasze kosci czuly bol, i nasze serca tesknily do odpoczynku..."

Ramzes byl w przykry sposob dotkniety tym wybuchem.

- Moj swiatobliwy ojciec - rzekl po chwili - inaczej przedstawil mi te sprawy. Kiedy bylismy tutaj przed piecioma laty, boski pan opowiedzial mi taka historie:

Za faraona Tutmozisa I przyjechali poslowie etiopscy umawiac sie o wysokosc placonych przez siebie danin. Hardy to byl narod! Mowili, ze jedna przegrana wojna nic nie stanowi, w drugiej bowiem los na nich moze byc laskaw - i przez pare miesiecy targowali sie o haracz.

Na prozno madry krol chcac lagodnie oswiecic ich pokazywal im nasze goscince i kanaly. Odpowiadali, ze w ich kraju wode maja darmo, gdzie chca. Na prozno odslaniano im skarbce swiatyn: mowili, ze ich ziemia kryje daleko wiecej zlota i klejnotow anizeli caly Egipt. Nadaremnie pan musztrowal wobec nich swoje wojska, gdyz twierdzili, ze Etiopow jest bez porownania wiecej, anizeli jego swiatobliwosc ma zolnierzy.

Wowczas faraon przywiozl ich w te oto miejsca, gdzie stoimy, i pokazal piramidy.

Poslowie etiopscy obeszli je wkolo, przeczytali napisy i - na drugi dzien zawarli traktat, jakiego od nich zadano.

Poniewaz nie zrozumialem tej historii - ciagnal Ramzes - wiec moj swiety ojciec objasnil mi ja.

Synu - mowil - te piramidy sa wiekuistym dowodem nadludzkiej potegi Egiptu. Gdyby jaki czlowiek chcial sobie wzniesc piramide, ulozylby drobny stos kamieni i rzucilby po kilku godzinach swoja prace zapytawszy: na co mi ona? Dziesieciu, stu i tysiac ludzi nagromadziliby troche wiecej kamieni, zsypaliby je nieporzadnie i - znowu porzuciliby ja po uplywie kilku dni. Bo na co im ta robota?

Ale kiedy faraon egipski, kiedy panstwo egipskie umysli sobie zgromadzic stos kamieni, to spedza krocie tysiecy ludzi i buduje chocby przez kilkadziesiat lat, dopoki roboty nie skonczy.

Nie o to bowiem chodzi: czy byly potrzebne piramidy? Ale o to, azeby wola faraona, gdy ja raz wypowiedziano, byla spelniona,

- Tak Pentuerze piramida to nie grob Cheopsa, lecz - wo1a Cheopsa. Wola, ktora posiada tylu wykonawcow, jak zaden krol na swiecie, a taki porzadek i wytrwalosc w dzialaniu, jak bogowie.

Jeszcze w szkolach uczono mnie, ze wola ludzka to wielka sila, najwieksza sila pod sloncem. A przecie wola ludzka moze podniesc ledwie jeden kamien. Jakze wielka zatem jest wola faraona, ktory wzniosl gore kamieni tylko dlatego, ze mu sie tak podobalo, ze on tak chcial, chocby nawet bez celu.

- Czy i ty, panie, chcialbys w podobny sposob dowodzic swojej potegi?... - nagle zapytal go Pentuer.

- Nie - odparl ksiaze bez wahania. - Gdy faraonowie raz okazali sile, moga juz byc milosierni. Chyba, ze kto probowalby opierac sie ich rozkazom.

"A przeciez ten mlodzieniec ma dopiero dwadziescia trzy lat!" - rzekl do siebie zatrwozony kaplan.

Zwrocili w strone rzeki i jakis czas szli milczac.

- Poloz sie, panie - rzekl kaplan - zasnij. Odbylismy nie lada podroz.

- Alboz moge zasnac?... - odparl ksiaze. - Raz otaczaja mnie te krocie chlopow, ktorzy, wedlug twego zdania, zgineli przy budowie piramid (jak gdyby bez owych piramid mieli zyc wiecznie!...) To znowu mysle o moim swiatobliwym ojcu, ktory moze w tej chwili dogorywa... Chlopi cierpia!... chlopi rozlewaja krew!... Kto mi dowiedzie, ze moj boski ojciec nie wiecej meczy sie na swym kosztownym lozu anizeli twoi chlopi dzwigajac rozpalone kamienie?...

Chlopi! zawsze chlopi!... Dla ciebie, kaplanie, tylko ten zasluguje na litosc, kogo wszy jedza. Caly szereg faraonow wstapil do grobu, niektorzy konali w bolesciach, niektorych zamordowano. Ale ty o nich nie pamietasz, tylko o chlopach, ktorych zasluga jest, ze rodzili innych chlopow, czerpali bloto nilowe albo wpychali w usta swoim krowom - jeczmienne galki.

A moj ojciec... a ja?... Czyliz nie zabito mi syna i kobiety z mego domu? Czy byl dla mnie milosiernym Tyfon w pustyni albo kosci nie bola mnie po dlugiej podrozy?... A pociski procarzy libijskich nie swistaly mi nad glowa?... Mamze ja traktat z choroba czy z bolescia, czy ze smiercia, azeby byly dla mnie laskawsze niz dla twojego chlopa?...

Spojrzyj tam... Azjaci spia i cisza zalega ich piersi; ale ja, ich pan, mam serce pelne trosk wczorajszych i niepokojow o jutro. Zapytaj stuletniego chlopa, czy przez caly swoj czas doznal tylu goryczy, ile ja w ciagu kilkumiesiecznej wladzy namiestnika i wodza?...

Przed nimi z wolna, z glebi nocy, wynurzal sie dziwny cien. Byla to budowla dluga na piecdziesiat krokow, wysoka na trzy pietra, majaca z boku niby pieciopietrowa wieze niezwyklej formy.

- Otoz i Sfinks - mowil rozdrazniony ksiaze - czysto kaplanska robota!... Ile razy widzialem go, w dzien czy w nocy, zawsze meczylo mnie pytanie: co to jest i na co to jest?...

Piramidy - rozumiem. Potezny faraon chcial okazac swoja sile, a moze, co rozsadniej, chcial zabezpieczyc sobie wieczne zycie w spokoju, ktorego nie naruszylby zaden wrog czy zlodziej. Ale Sfinks!... Oczywiscie jest to nasz swiety stan kaplanski, ktory ma bardzo wielka i madra glowe, a pod nia lwie pazury...

Wstretny posag, pelen dwuznacznosci, ktory zdaje sie pysznic tym, ze wygladamy przy nim jak szarancza. Ani to czlowiek, ani zwierze, ani skala... Wiec czymze on jest, jakie ma znaczenie?... Albo ten jego usmiech... Podziwiasz wiecznotrwalosc piramid - on sie usmiecha; idziesz porozmawiac z grobami - on takze sie usmiecha. Czy zazielenia sie pola Egiptu, czy Tyfon rozpusci swoje ogniste rumaki, czy niewolnik szuka wolnosci w pustyni, czy Ramzes Wielki spedza zwyciezone narody - on dla wszystkich ma jeden i ten sam martwy usmiech.

Dziewietnascie krolewskich dynastii minelo jak cienie, ale on usmiechal sie i usmiechalby sie nawet wowczas, gdyby Nil wysechl, a Egipt zginal pod piaskami.

Nie jestze to potwor, tym okropniejszy, ze ma lagodna twarz ludzka. Sam wiekuisty nigdy nie zaznal zalu nad znikomoscia swiata przepelnionego nedzami.

- Nie pamietasz, panie, oblicza bogow - wtracil Pentuer - albo nie widziales mumii? Wszyscy niesmiertelni z takim samym spokojem patrza na rzeczy mijajace. Nawet i czlowiek, o ile juz sam minal.

- Bogowie niekiedy sluchaja naszych prosb - mowil jakby do siebie ksiaze - ale on niczym sie nie wzrusza. Nie jest litoscia, ale olbrzymim szyderstwem i strachem. Gdybym wiedzial, ze w jego ustach kryje sie wrozba dla mnie albo sposob podzwigniecia panstwa, jeszcze nie smialbym go zapytac. Zdaje mi sie, ze uslyszalbym jakas straszna rzecz wypowiedziana z nieublaganym spokojem. On taki jest, ten utwor i obraz kaplanow. Gorszy od czlowieka, bo ma lwi korpus; gorszy od zwierzecia, bo ma ludzka glowe; gorszy od skaly, bo kryje sie w nim niepojete zycie.

W tej chwili dolecialy ich jekliwe i stlumione glosy, ktorych zrodla nie mozna bylo oznaczyc.

- On spiewa?... - spytal zdziwiony ksiaze.

- To w podziemnej swiatyni - odparl kaplan. - Ale dlaczego oni modla sie o tej porze?

- Powiedz lepiej: dlaczego oni w ogole modla sie, kiedy ich nikt nie slyszy?

Pentuer szybko zorientowawszy sie poszedl w strone, skad dolatywaly spiewy. Ksiaze znalazl jakis kamien z oparciem i usiadl znuzony. Rozciagnal rece za siebie, odchylil sie w tyl i patrzyl w olbrzymia twarz Sfinksa.

Pomimo braku swiatla wyraznie bylo widac nadludzkie rysy, ktorym wlasnie cien dodawal charakteru i zycia. Ksiaze zas, im dluzej wpatrywal sie w to oblicze, tym silniej odczuwal, ze byl uprzedzony i ze jego niechec jest niesluszna.

Na twarzy Sfinksa nie bylo okrucienstwa, predzej rezygnacja. W jego usmiechu nie bylo szyderstwa, predzej melancholia. On nie wytrzasal sie nad nedza i znikomoscia ludzka, raczej nie widzial ich.

Jego pelne wyrazu, gdzies pod niebem osadzone oczy patrzyly za Nil, do krain, ktore dla ludzkich spojrzen gina pod niebosklonem. Czy sledzil niepokojacy wzrost monarchii asyryjskiej? czy natretna bieganine Fenicjan? czy narodziny Grecji, a moze przyszle zdarzenia gotujace sie nad Jordanem?... - ktoz zgadnie.

Ksiaze jednego byl pewny, ze - on patrzy, mysli i oczekuje na cos ze spokojnym usmiechem, godnym nadprzyrodzonej istoty. I jeszcze zdawalo mu sie, ze gdy to cos ukaze sie na horyzoncie, Sfinks powstanie i pojdzie naprzeciw.

Co to ma byc i kiedy nastapi?... Tajemnica, ktorej donioslosc wyraznie malowala sie na twarzy wiekuistego. Musi sie to jednak stac nagle, skoro Sfinks od wiekow ani na chwile nie zmruzyl oka i patrzy, wciaz patrzy...

Tymczasem Pentuer znalazl okno, przez ktore z podziemiow rozlewala sie jekliwa piesn kaplanska:

Chor I. "Wstawaj, promieniejacy jak Izis, jak wstaje Sotis na firmamencie rano, z poczatkiem stalego roku.

Chor II. Bog Amon-Ra byl po prawicy i po lewicy mojej. Sam oddal mi w rece panowanie nad calym swiatem przyczyniajac sie do upadku nieprzyjaciol moich.

Chor I. Byles jeszcze mlody, nosiles splecione wlosy, lecz w Egipcie nic nie dzialo sie bez twego rozkazu i nie polozono kamienia wegielnego pod zaden gmach bez twojej obecnosci.

Chor II. Przyszedlem do Ciebie wladco bogow, wielki bogu, panie slonca. Tum obiecuje mi, ze ukaze sie slonce i ze bede podobny do niego, a Nil, ze osiagne tron Ozirisa i bede go posiadal na wieki.

Chor I. Wrociles w spokoju szanowany przez bogow, wladco dwu swiatow, Ra-Mer-amen-Ramzesie. Zapewniam ci panowanie wieczne, krolowie zbliza sie do ciebie i zloza ci holdy.

Chor II. O ty, ty! Oziris-Ramzesie, wiecznie zyjacy synu nieba, zrodzony z bogini Nut. Niech matka twoja otoczy cie tajemnica nieba i niech zezwoli, abys zostal bogiem, o ty, ty, Oziris-Ramzesie." **

"A wiec pan swiatobliwy juz umarl..." - rzekl do siebie Pentuer.

Odszedl od okna i zblizyl sie do miejsca, gdzie siedzial nastepca pograzony w marzeniach.

Kaplan uklakl przed nim, upadl na twarz i zawolal:

- Badz pozdrowiony, faraonie, wladco swiata!...

- Co mowisz?!... - zawolal ksiaze zrywajac sie.

- Niech Bog jedyny i wszechmocny zleje na ciebie madrosc i sile, a szczescie na lud twoj...

- Wstan, Pentuerze... Wiec ja... wiec ja...

Nagle wzial za ramie kaplana i obrocil go ku Sfinksowi.

- Spojrzyj na niego - rzekl.

Ale ani w obliczu, ani w postawie kolosa nie zaszla zadna zmiana. Jeden faraon przestapil granice wiecznosci, drugi wschodzil jak slonce, lecz kamienna twarz boga czy potwora pozostala taka sama. Na ustach lagodny usmiech dla ziemskich poteg i chwaly, we wzroku oczekiwanie na c o s, co ma przyjsc, lecz nie wiadomo, kiedy przyjdzie.

Wkrotce od przewozu wrocili dwaj poslancy z zawiadomieniem, ze czolna beda gotowe.

Pentuer wszedl miedzy palmy i zawolal:

- Ocknij sie!... ocknij sie!...

Czujni Azjaci natychmiast zerwali sie i zaczeli kielznac konie. Podniosl sie i Tutmozis, szkaradnie ziewajacy.

- Brr!... - mruknal - jakie zimno... Sen dobra rzecz!... Ledwie sie zdrzemnalem i juz moge jechac, bodaj na koniec swiata, byle znowu nie do Sodowych Jezior... Brr!... Juz zapomnialem smaku wina i zdaje mi sie, ze rece zaczely mi porastac wlosem jak szakalowi... A do palacu mamy jeszcze ze dwie godziny.

Szczesliwi chlopi!... Spi galgan jeden z drugim do tej pory, nie czuje potrzeby kapania sie i nie pojdzie do roboty, dopoki zona nie napasie go jeczmiennym kleikiem. A ja, wielki pan, musze jak zlodziej tulac sie noca po pustyni nie majac w ustach kropli wody...

Konie byly gotowe i Ramzes wsiadl na swego. Wowczas Pentuer zblizyl sie, ujal za cugle rumaka wladcy i prowadzil go, sam idac pieszo.

- Co to?... - spytal zdziwiony Tutmozis. Wnet jednak opamietal sie, podbiegl i wzial Ramzesowego konia za cugle z drugiej strony. I tak szli wszyscy milczac, zdziwieni zachowaniem sie kaplana, choc czuli, ze stalo sie cos waznego.

Po kilkuset krokach nagle skonczyla sie pustynia, a przed podroznymi wyciagnal sie gosciniec wsrod pol.

- Siadajcie na konie - rzekl Ramzes - musimy pospieszac.

- Jego swiatobliwosc rozkazuje siasc na kon! - zawolal Pentuer.

Obecni oslupieli. Ale Tutmozis predko odzyskal przytomnosc i polozywszy reke na mieczu wykrzyknal:

- Niech zyje wiecznie wszechmocny i laskawy wodz, nasz faraon Ramzes!

- Niech zyje wiecznie!.. - zawyli Azjaci potrzasajac bronia.

- Dziekuje wam, wierni zolnierze moi - odrzekl pan.

W chwile pozniej konny orszak pedzil w strone rzeki.

 

 

* Okolo 10 milionow frankow.

** Napisy grobowe.

 

 




Previous - Next

Table of Contents | Words: Alphabetical - Frequency - Inverse - Length - Statistics | Help | IntraText Library

Best viewed with any browser at 800x600 or 768x1024 on Tablet PC
IntraText® (V89) - Some rights reserved by EuloTech SRL - 1996-2007. Content in this page is licensed under a Creative Commons License