Table of Contents | Words: Alphabetical - Frequency - Inverse - Length - Statistics | Help | IntraText Library |
Boleslaw Prus Faraon IntraText CT - Text |
|
|
ROZDZIAL DRUGI Swiatynia Hator z wielka czcia przyjela Pentuera, a nizsi jej kaplani wyszli na pol godziny drogi, aby powitac znakomitego goscia. Zjechalo sie wielu prorokow, ojcow swietych i synow bozych, ze wszystkich cudownych miejsc Dolnego Egiptu, w celu uslyszenia slow madrosci. W pare dni po nich przybyli: arcykaplan Mefres i prorok Mentezufis. Skladano Pentuerowi holdy, nie tylko ze byl doradca ministra wojny i, bez wzgledu na mlody wiek, czlonkiem najwyzszego kolegium, ale ze kaplan ten mial slawe w calym Egipcie. Bogowie dali mu nadludzka pamiec, wymowe i nade wszystko cudny dar jasnowidzenia. W kazdej bowiem rzeczy i sprawie dostrzegal strony przed innymi ludzmi ukryte i umial przedstawic je w sposob zrozumialy dla wszystkich. Niejeden nomarcha lub wysoki urzednik faraona dowiedziawszy sie, ze Pentuer ma celebrowac uroczystosc religijna w swiatyni Hator, zazdroscil najskromniejszemu kaplanowi, ze uslyszy natchnionego przez bogow czlowieka. Duchowni, ktorzy na gosciniec wyszli witac Pentuera, byli pewni, ze dostojnik ten ukaze im sie na wozie dworskim albo w lektyce niesionej przez osmiu niewolnikow. Jakiez bylo ich zdziwienie, gdy ujrzeli chudego ascete, z obnazona glowa, ktory odziawszy sie w gruba plachte sam jeden podrozowal na oslicy i przywital ich z wielka pokora. Gdy go wprowadzono do swiatyni, zlozyl ofiare bostwu i natychmiast udal sie na obejrzenie placu, gdzie miala odbyc sie uroczystosc. Od tej pory nie widziano go. Ale w swiatyni i przyleglych jej podworzach zapanowal ruch niezwykly. Zwozono rozmaite sprzety kosztowne, ziarna, ubiory, spedzono kilkuset chlopow i robotnikow, z ktorymi Pentuer zamknal sie na przeznaczonym mu dziedzincu i robil przygotowania. Po osmiu dniach pracy zawiadomil arcykaplana Hatory, ze wszystko jest gotowe. Przez caly ten czas ksiaze Ramzes, ukryty w swojej celi, oddawal sie modlitwom i postom. Nareszcie pewnego dnia, o trzeciej po poludniu, przyszlo po niego kilkunastu kaplanow uszykowanych we dwa szeregi i wezwali go na uroczystosc. W przysionku swiatyni powitali ksiecia arcykaplani i wraz z nim spalili kadzidla przed olbrzymim posagiem Hatory. Potem skrecili w boczny korytarz, ciasny i niski, na koncu ktorego plonal ogien. Powietrze korytarza bylo przesycone wonia smoly gotujacej sie w kotle. W sasiedztwie kotla, przez otwor w posadzce wydobywal sie okropny jek ludzki i przeklenstwa. - Co to znaczy?... - spytal Ramzes jednego z idacych przy nim kaplanow. Zapytany nic nie odpowiedzial; na twarzach wszystkich obecnych, o ile je mozna bylo dojrzec, malowalo sie wzruszenie i przestrach. W tej chwili arcykaplan Mefres wzial do reki wielka lyzke i zaczerpnawszy z kotla goracej smoly rzekl podniesionym glosem: - Tak niech ginie kazdy zdrajca swietych tajemnic!.. To powiedziawszy wlal smole w otwor posadzki, a z podziemiow odezwal sie ryk... - Zabijcie mnie... jezeli w sercach macie choc odrobine milosierdzia!... - jeczal glos. - Niech cialo twe stocza robaki!... - rzekl Mentezufis wlewajac roztopiona smole w otwor. - Psy!... szakale! -jeczal glos. - Niech serce twoje bedzie spalone, a proch wyrzuca na pustynia... - mowil nastepny kaplan powtarzajac ceremonia. - O bogowie!... czyliz mozna tyle cierpiec - odpowiedziano z podziemi. - Niech dusza twoja, z wizerunkiem swej hanby i wystepku, blaka sie po miejscach, gdzie zyja ludzie szczesliwi!... - rzekl inny kaplan i znowu wlal lyzke smoly. - Oby was ziemia pozarla... Milosierdzia!... dajcie mi odetchnac... Nim przyszla kolej na Ramzesa, glos w podziemiu juz umilkl. - Tak bogowie karza zdrajcow!... - rzekl do ksiecia arcykaplan swiatyni. Ramzes zatrzymal sie i wpil w niego pelne gniewu spojrzenie. Zdawalo sie, ze wybuchnie i porzuci te gromade katow, ale uczul strach bozy i w milczeniu poszedl za innymi. Teraz dumny nastepca zrozumial, ze jest wladza, przed ktora uginaja sie faraonowie. Ogarnela go prawie rozpacz, chcial uciec stad, wyrzec sie tronu... Ale milczal i szedl dalej, otoczony kaplanami spiewajacymi modlitwy. "Oto juz wiem - myslal - gdzie podziewaja sie ludzie niemili slugom bozym!..." Refleksja ta nie zmniejszyla jego zgrozy. Opusciwszy waski korytarz, pelen dymu, procesja znowu znalazla sie pod otwartym niebem, na wzniesieniu. Ponizej lezal ogromny dziedziniec, z trzech stron zamiast muru otoczony parterowym budynkiem. Od tego miejsca, gdzie stali kaplani, spuszczal sie rodzaj amfiteatru o pieciu szerokich kondygnacjach, po ktorych mozna bylo przechadzac sie wzdluz dziedzinca lub zejsc na dol. Na placu nie bylo nikogo, ale z budynkow wygladali jacys ludzie. Arcykaplan Mefres, jako najdostojniejszy w tym gronie, przedstawil ksieciu Pentuera. Lagodna twarz ascety tak nie godzila sie z okropnosciami, jakie mialy miejsce w korytarzu, ze ksiaze zdziwil sie. Azeby coskolwiek powiedziec, rzekl do Pentuera: - Wydaje mi sie, ze juz kiedys spotkalem was, pobozny ojcze? - W roku zeszlym na manewrach pod Pi-Bailos. Bylem tam przy jego dostojnosci Herhorze - odparl kaplan. Dzwieczny i spokojny glos Pentuera zastanowil ksiecia. On juz gdzies slyszal i ten glos, w jakichs niezwyklych warunkach. Ale kiedy i gdzie?... W kazdym razie kaplan zrobil na nim przyjemne wrazenie. Gdybyz mogl zapomniec krzykow czlowieka, ktorego oblewano wrzaca smola!... - Mozemy zaczynac - odezwal sie arcykaplan Mefres. Pentuer wysunal sie na przod amfiteatru i klasnal w rece. Z parterowych budynkow wybiegla gromada tancerek i wyszli kaplani z muzyka tudziez niewielkim posagiem bogini Hator. Muzyka szla naprzod, za nia tancerki wykonujace swiety taniec, wreszcie posag otoczony dymem kadzidel. W ten sposob obeszli dokola dziedziniec i zatrzymujac sie co kilka krokow prosili bostwa o blogoslawienstwo, a zlych duchow o opuszczenie miejsca, gdzie ma odbyc sie pelna tajemnic uroczystosc religijna. Gdy procesja wrocila do budynkow, wystapil Pentuer. Obecni dostojnicy w liczbie dwudziestu lub trzydziestu osob, skupili sie dokola niego. - Z woli jego swiatobliwosci faraona - zaczal Pentuer - i za zgoda najwyzszych wladz kaplanskich mamy wtajemniczyc nastepce tronu, Ramzesa, w niektore szczegoly zycia panstwa egipskiego, znane tylko bostwom, rzadcom kraju i swiatyniom. Wiem, dostojni ojcowie, ze kazdy z was lepiej objasnilby mlodego ksiecia o tych rzeczach, albowiem napelnia was madrosc, a bogini Mut przemawia przez wasze usta. Ze jednak na mnie, ktory wobec was jestem tylko uczniem i prochem, spadl ten obowiazek, pozwolcie, abym go spelnil pod waszym czcigodnym kierunkiem i dozorem. Szmer zadowolenia rozlegl sie miedzy uczczonymi w taki sposob kaplanami. Pentuer zwrocil sie do ksiecia: - Od kilku miesiecy, slugo bozy, Ramzesie, jak zblakany podrozny szuka drogi na pustyni, tak ty szukasz odpowiedzi na pytanie: dlaczego zmniejszyly sie i zmniejszaja dochody swiatobliwego faraona? Zapytywales nomarchow, a choc objasnili cie wedle swojej moznosci, nie zadowoliles sie, pomimo ze najwyzsza madrosc ludzka jest udzialem tych dostojnikow. Zwracales sie do wielkich pisarzy, lecz pomimo usilowan, ludzie ci, jak ptaki z sieci, sami nie mogli wyplatac sie z trudnosci, gdyz rozum czlowieka, nawet uksztalconego w szkole pisarzy, ogromu tych rzeczy ogarnac nie jest w stanie. W koncu, zmeczony jalowymi objasnieniami zaczales przygladac sie gruntom nomesow, ich ludziom i dzielom ich rak, ale nic nie dojrzales. Sa bowiem rzeczy, o ktorych ludzie milcza jak kamienie, ale o ktorych opowie ci nawet kamien, jezeli padnie na niego swiatlo bogow. Gdy tym sposobem zawiodly cie wszystkie ziemskie rozumy i potegi, zwrociles sie do bogow. Boso, z glowa posypana popiolem, przyszedles jako pokutnik do tej wielkiej swiatyni, gdzie za pomoca modlitw i umartwien oczysciles cialo swoje, a wzmocniles ducha. Bogowie, a w szczegolnosci potezna Hator wysluchala twych prosb i przez niegodne moje usta da ci odpowiedz, ktora obys gleboko zapisal w sercu!... "Skad on wie - myslal tymczasem ksiaze - ze ja wypytywalem pisarzy i nomarchow?... Aha, powiedzial mu o tym Mefres i Mentezufis... Zreszta oni wszystko wiedza!..." - Posluchaj - mowil Pentuer - a odslonie ci, za pozwoleniem obecnych tu dostojnikow, czym byl Egipt czterysta lat temu, za panowania najslawniejszej i najpobozniejszej dynastii dziewietnastej, tebenskiej, a czym jest dzis... Kiedy pierwszy faraon tamtej dynastii, Ramen-pehuti-Ramessu, objal wladze nad krajem, dochody skarbu panstwa w zbozu, bydle, piwie, skorach, kruszcach i rozmaitych wyrobach wynosily sto trzydziesci tysiecy talentow. Gdyby istnial narod, ktory wszystkie te towary moglby nam wymienic na zloto, faraon mialby rocznie sto trzydziesci trzy tysiace min zlota *. A ze jeden zolnierz moze dzwigac na plecach dwadziescia szesc min ciezaru, wiec dla przeniesienia tego zlota trzeba by uzyc okolo pieciu tysiecy zolnierzy. Kaplani zaczeli szeptac miedzy soba nie ukrywajac zdziwienia. Nawet ksiaze zapomnial o czlowieku zameczonym w podziemiach. - Dzis - mowil Pentuer - roczny dochod jego swiatobliwosci, we wszystkich produktach tej ziemi, wart jest tylko dziewiecdziesiat osm tysiecy talentow. Za co mozna by dostac tyle zlota, ze do przeniesienia go potrzeba by tylko czterech tysiecy zolnierzy. - O tym, ze dochody panstwa bardzo zmniejszyly sie, wiem - wtracil Ramzes - ale dlaczego? - Badz cierpliwym, slugo bozy - odparl Pentuer. - Nie tylko dochod jego swiatobliwosci ulegl zmniejszeniu... Za dziewietnastej dynastii Egipt mial pod bronia sto osmdziesiat tysiecy ludzi. Gdyby za sprawa bogow kazdy owczesny zolnierz zamienil sie w kamyk wielkosci winnego grona... - To byc nie moze - szepnal Ramzes. - Bogowie wszystko moga - surowo rzekl arcykaplan Mefres. - Albo lepiej - mowil Pentuer - gdyby kazdy zolnierz polozyl na ziemi jeden kamyk, byloby sto osmdziesiat tysiecy kamykow i spojrzyjcie, dostojni ojcowie, kamyki te zajelyby tyle miejsca... Wskazal reka czerwonawej barwy prostokat, ktory lezal na dziedzincu. - W tej figurze miescilyby sie kamyki rzucone przez kazdego zolnierza z czasow Ramzesa I. Figura ta ma dziewiec krokow dlugosci i okolo pieciu szerokosci. Figura ta jest czerwona, ma barwe ciala Egipcjan, gdyz w owych czasach wszyscy nasi zolnierze skladali sie tylko z Egipcjan... Kaplani znowu zaczeli szeptac. Ksiaze sposepnial, zdawalo mu sie bowiem, ze jest to przymowka do niego, ktory lubil cudzoziemskich zolnierzy. - Dzis - ciagnal Pentuer - z wielkim trudem zebraloby sie sto dwadziescia tysiecy wojownikow. Gdyby zas kazdy z nich rzucil na ziemie swoj kamyk, mozna by utworzyc taka oto figure... Patrzcie, dostojni... Obok pierwszego lezal drugi prostokat, majacy te sama wysokosc, ale znacznie krotsza podstawe. Nie mial tez barwy jednolitej, lecz skladal sie z kilku pasow roznego koloru. - Ta figura ma okolo pieciu krokow szerokosci, lecz dluga jest tylko na szesc krokow. Ubyla wiec panstwu ogromna ilosc zolnierzy, trzecia czesc tej, jaka posiadalismy. - Panstwu wiecej przyda sie madrosc takich jak ty, proroku, anizeli wojsko - wtracil arcykaplan Mefres. Pentuer sklonil sie przed nim i mowil dalej: - W tej nowej figurze, przedstawiajacej dzisiejsza armie faraonow, widzicie, dostojni, obok barwy czerwonej, ktora oznacza rodowitych Egipcjan, jeszcze trzy inne pasy: czarny, zolty i bialy. Przedstawiaja one wojska najemnicze: Etiopow, Azjatow i Libijczykow tudziez Grekow. Jest ich razem ze trzydziesci tysiecy, ale kosztuja tyle, co piecdziesiat tysiecy Egipcjan... - Nalezy czym predzej zniesc obce pulki!... - rzekl Mefres. - Drogie sa, nieprzydatne, a ucza nasz lud bezboznosci i zuchwalstwa. Dzis juz wielu Egipcjan nie pada na twarz przed kaplanami, ba! niejeden posunal sie do kradziezy w swiatyniach i grobach... - Zatem precz z najemnikami... - mowil zapalczywie Mefres. - Kraj ma z nich same szkody, a sasiedzi podejrzewaja nas o nieprzyjacielskie zamysly... - Precz z najemnikami!... Rozpedzic buntowniczych pogan!... - odezwali sie kaplani. - Gdy po latach, Ramzesie, wstapisz na tron - mowil Mefres - spelnisz ten swiety obowiazek wzgledem panstwa i bogow... - Tak, spelnij!... Uwolnij twoj lud od niewiernych!... - wolali kaplani. Ramzes pochylil glowe i milczal. Krew uciekla mu do serca, czul, ze ziemia chwieje mu sie pod nogami. On ma rozpedzic najlepsza czesc wojska!... On, ktory chcialby miec dwa razy wieksza armie i ze cztery razy tyle walecznych pulkow najemnych!... "Bez milosierdzia sa nade mna!..." - pomyslal. - Mow, z nieba zeslany Pentuerze - odezwal sie Mefres. - Tak wiec, swieci mezowie - ciagnal Pentuer - poznalismy dwa nieszczescia Egiptu, zmniejszyly sie dochody faraona i jego armia... - Co tam armia!... - mruknal arcykaplan, pogardli- wie wstrzasajac reka. - A teraz, za laska bogow i waszym zezwoleniem, okaze wam: dlaczego tak sie stalo i z jakich powodow skarb i wojska beda zmniejszaly sie w przyszlosci: Ksiaze podniosl glowe i patrzyl na mowiacego. Juz nie myslal o czlowieku mordowanym w podziemiach. Pentuer przeszedl kilkanascie krokow wzdluz amfiteatru, za nim dostojnicy. - Czy widzicie u stop waszych ten dlugi a waski pas zielonosci, zakonczony szerokim trojkatem? Po obu stronach pasa leza wapienie, piaskowce i granity, a za nimi obszary piasku. Srodkiem plynie struga, ktora w trojkacie rozdziela sie na kilka odnog... - To Nil!... To Egipt!.. - wolali kaplani. - Uwazajcie no - przerwal wzruszony Mefres. - Obnazam reke... Czy widzicie te dwie niebieskie zyly, biegnace od lokcia do piesci?... Nie jestze to Nil i jego kanal, ktory poczyna sie naprzeciw Gor Alabastrowych i plynie az do Fayum?... A spojrzyjcie na wierzch mojej piesci: jest tu tyle zyl, na ile odnog dzieli sie swieta rzeka za Memfisem. A moje palce czyliz nie przypominaja liczby odnog, ktorymi Nil wlewa sie do morza?... - Wielka prawda!... - wolali kaplani ogladajac swoje rece. - Otoz mowie wam - ciagnal rozgoraczkowany arcykaplan - ze Egipt jest... sladem reki Ozirisa... Tu na tej ziemi wielki bog oparl reke: w Tebach lezal jego boski lokiec, morza dosiegnely palce, a Nil jest jego zylami... I dziwic sie, ze ten kraj nazywamy blogoslawionym! - Oczywiscie - mowili kaplani - Egipt jest wyraznym odciskiem reki Ozirisa... - Czyliz - wtracil ksiaze - Oziris ma siedm palcow u reki? Bo przecie Nil siedmiu odnogami wpada do morza. Nastalo gluche milczenie. - Mlodziencze - odparl Mefres z dobrotliwa ironia - czy sadzisz, ze Oziris nie moglby miec siedmiu palcow, gdyby mu sie tak podobalo?... - Naturalnie!... - potakiwali kaplani. - Mow dalej, znakomity Pentuerze - wtracil Mentezufis. - Macie slusznosc, dostojnicy - zaczal znowu Pentuer. - Ta struga, ze swymi rozgalezieniami, jest obrazem Nilu; waski pasek murawy, obsaczony kamieniami i piaskiem, to Egipt Gorny, a ten trojkat, poprzecinany zylkami wody, to wizerunek Egiptu Dolnego, najobszerniejszej i najbogatszej czesci panstwa. Otoz w poczatkach dziewietnastej dynastii caly Egipt, od katarakt Nilowych do morza, obejmowal piecset tysiecy miar ziemi. Zas na kazdej miarze ziemi zylo szesnastu ludzi: mezczyzn, kobiet i dzieci. Lecz przez czterysta lat nastepnych prawie z kazdym pokoleniem ubywalo Egiptowi po kawalku ziemi zyznej... Mowca dal znak. Kilkunastu mlodych kaplanow wybieglo z budynku i poczeli sypac piasek na rozmaite punkta murawy. - Za kazdym pokoleniem - ciagnal kaplan - ubywalo ziemi zyznej, a waski jej pasek zwezal sie coraz bardziej. - Dzis - tu podniosl glos - ojczyzna nasza zamiast pieciuset tysiecy miar, posiada tylko czterysta tysiecy miar... Czyli ze przez ciag panowania dwu dynastii Egipt stracil ziemie, ktora wykarmiala blisko dwa miliony ludzi!... W zgromadzeniu znowu podniosl sie szmer zgrozy. - A wiesz, slugo bozy, Ramzesie, gdzie podzialy sie te pola, na ktorych niegdys rosla pszenica i jeczmien albo pasly sie stada bydla?... O tym wiesz, ze - zasypal je piasek pustyni. Ale czy mowiono ci: dlaczego tak sie stalo?... Bo - zabraklo chlopow, ktorzy za pomoca wiadra i pluga od switu do nocy walczyli z pustynia. Nareszcie, czy wiesz, dlaczego zabraklo tych robotnikow bozych?... Gdzie oni sie podzieli? Co ich wymiotlo z kraju?... Oto - wojny zagraniczne. Nasi rycerze zwyciezali nieprzyjaciol, nasi faraonowie uwieczniali swoje czcigodne nazwiska az nad brzegami Eufratu, a nasi chlopi, jak pociagowe bydlo, nosili za nimi zywnosc, wode i inne ciezary i po drodze marli tysiacami. Totez za te kosci, rozrzucone po pustyniach wschodnich, piaski zachodnie pozarly nasze grunta, i dzis trzeba niezmiernej pracy i wielu pokolen, azeby powtornie wydobyc czarna ziemie egipska spod mogily piaskow... - Sluchajcie!... sluchajcie!... - wolal Mefres -jakis bog mowi przez usta tego czlowieka. Tak, nasze triumfalne wojny byly grobem Egiptu... Ramzes nie mogl zebrac mysli. Zdawalo mu sie, ze te gory piasku sypia sie dzis na jego glowe. - Powiedzialem - mowil Pentuer - ze potrzeba wielkiej pracy, azeby odkopac Egipt i wrocic mu dawne bogactwa, ktore pozarla wojna. Ale czy my posiadamy sily do wykonania tego zamiaru?... Znowu posunal sie kilkanascie krokow wzdluz amfiteatru, a za nim wzruszeni sluchacze. Jak Egipt Egiptem, jeszcze nikt tak dosadnie nie odmalowal klesk kraju, choc wszyscy wiedzieli o nich. - Za czasow dziewietnastej dynastii Egipt posiadal osm milionow ludnosci. Gdyby kazdy owczesny czlowiek, kobieta, starzec i dziecko rzucili na ten oto plac po ziarnie fasoli, ziarna utworzylyby taka figure... Wskazal reka na dziedziniec, gdzie w dwu rzedach, jeden przy drugim, lezalo osm wielkich kwadratow ulozonych z czerwonej fasoli. - Figura ta ma szescdziesiat krokow dlugosci, trzydziesci szerokosci i jak widzicie, pobozni ojcowie, sklada sie z jednakowych ziarn; niby owczesna ludnosc, kiedy wszyscy byli z dziada-pradziada Egipcjanami. A dzis spojrzyjcie!... Poszedl dalej i wskazal na inna grupe kwadratow rozmaitej barwy. - Widzicie figure, ktora ma takze trzydziesci krokow szerokosci, ale tylko czterdziesci piec dlugosci. Dlaczego? Bo jest w niej tylko szesc kwadratow, bo dzisiejszy Egipt nie ma juz osmiu, lecz tylko szesc milionow mieszkancow... Zwazcie przy tym, ze gdy poprzednia figura skladala sie wylacznie z czerwonej fasoli egipskiej, w tej obecnej sa ogromne pasy z ziarn czarnych, zoltych i bialych. Bo jak w armii naszej, tak i w narodzie znajduje sie dzis bardzo wielu cudzoziemcow: czarni Etiopowie, zolci Syryjczycy i Fenicjanie, biali Grecy i Libijczycy... Przerwano mu. Kaplani sluchajacy zaczeli go sciskac. Mefres plakal. - Nie bylo jeszcze podobnego proroka!... - wolano. - W glowie nie miesci sie, kiedy on mogl porobic takie rachunki!... - mowil najlepszy matematyk swiatyni Hator. - Ojcowie! - rzekl Pentuer - nie przeceniajcie moich zaslug. W naszych swiatyniach dawnymi laty zawsze w ten sposob przedstawiano gospodarke panstwowa... Ja tylko odgrzebalem to, o czym troche zapomnialy nastepne pokolenia.... - Ale rachunki?... - spytal matematyk. - Rachunki nieustannie prowadza sie we wszystkich nomesach i swiatyniach - odparl Pentuer. - Ogolne sumy znajduja sie w palacu jego swiatobliwosci... - A figury?... figury!... - wolal matematyk. - Przeciez na takie figury dziela sie nasze pola, a jeometrowie panstwowi ucza sie o nich w szkolach. - Nie wiadomo, co wiecej podziwiac w tym czlowieku: jego madrosc czy pokore... - rzekl Mefres. - O, nie zapomnieli o nas bogowie, jezeli mamy takiego... W tej chwili straznik czuwajacy na wiezy swiatyni wezwal obecnych na modlitwe. - Wieczorem dokoncze objasnien - mowil Pentuer - teraz powiem jeszcze nieduzo slow. Spytacie, czcigodni, dlaczego do tych obrazow uzylem ziarn? Bo jak ziarno rzucone w ziemie co roku przynosi plon swemu gospodarzowi, tak czlowiek sklada co roku podatki skarbowi. Gdyby w ktorym nomesie zasiano o dwa miliony mniej ziarn fasoli niz w latach dawnych, nastepny jej zbior bylby znakomicie mniejszy i gospodarze mieliby zle dochody. Podobniez w panstwie: gdy ubeda dwa miliony ludnosci, musi zmniejszyc sie wplyw podatkow. Ramzes sluchal z uwaga i odszedl milczacy.
* Mina - 1 1/2 kilograma
|
Table of Contents | Words: Alphabetical - Frequency - Inverse - Length - Statistics | Help | IntraText Library |
Best viewed with any browser at 800x600 or 768x1024 on Tablet PC IntraText® (V89) - Some rights reserved by EuloTech SRL - 1996-2007. Content in this page is licensed under a Creative Commons License |