Ursus czerpał wodę w cysternie i
ciągnąc sznurem podwójne amfory śpiewał
półgłosem dziwną pieśń ligijską, a zarazem
spoglądał rozradowanymi oczyma na Ligię i Winicjusza,
którzy wśród cyprysów w ogródku Linusa bielili
się jak dwa posągi. Najmniejszy wiatr nie poruszał ich
odzieży. Na świecie zapadał zmrok złoty i liliowy, oni
zaś wśród spokoju wieczora rozmawiali trzymając się
za ręce.
- Czy nic złego spotkać cię
nie może, Marku, za to, że opuściłeś Ancjum bez wiedzy
cezara? - pytała Ligia.
- Nie, droga moja - odpowiedział
Winicjusz. - Cezar zapowiedział, że zamknie się na dwa dni z
Terpnosem i będzie układał nowe pieśni. Często on tak
czyni i wówczas o niczym innym nie wie i nie pamięta. Zresztą
co mi cezar, gdy jestem przy tobie i patrzę na ciebie. Zbyt już
tęskniłem, a w ostatnich nocach opuścił mnie sen. Nieraz,
gdym zdrzemnął ze znużenia, budziłem się nagle z
uczuciem, że nad tobą wisi niebezpieczeństwo; czasem
śniłem, że zrabowano mi rozstawne konie, które miały
mnie przynieść z Ancjum do Rzymu i na których przebiegłem
tę drogę tak szybko jak nigdy żaden goniec cesarski. I
dłużej już bez ciebie wytrzymać nie mogłem. Zbyt
cię kocham, droga, najdroższa moja!
- Wiedziałam, że przyjedziesz. Dwa
razy Ursus wybiegał na moją prośbę na Karyny i pytał o
ciebie w twoim domu. Linus śmiał się ze mnie i Ursus także.
Rzeczywiście znać było,
że się go spodziewała, gdyż zamiast zwykłej ciemnej
odzieży miała na sobie miękką białą stolę, z
której ślicznych fałd jej ramiona i głowa wychylały
się jak rozkwitłe pierwiosnki ze śniegu. Kilka
różowych anemonów zdobiło jej włosy.
Winicjusz przycisnął usta do jej
ręki, po czym siedli na kamiennej ławce wśród dzikiego
wina i wsparłszy się o siebie ramionami milczeli poglądając
ku zorzom, których ostatnie blaski odbijały się w ich oczach.
Urok cichego wieczora opanowywał ich z
wolna. - Jak tu cicho i jaki świat śliczny - rzekł zniżonym
głosem Winicjusz. - Noc idzie ogromnie pogodna. Czuję się tak
szczęśliwy, jak nigdy w życiu nie byłem. Powiedz mi, Ligio,
co to jest? Jam nigdy nie przypuszczał, żeby mogła być taka
miłość. Myślałem, że to jest tylko ogień we
krwi i żądza, a teraz dopiero widzę, że można kochać
każdą kroplą krwi i każdym tchnieniem, a zarazem czuć
taki spokój słodki i niezmierny, jakby już ukoiły
duszę Sen i Śmierć. To dla mnie coś nowego. Patrzę na ten
spokój drzew i zdaje mi się, że on jest we mnie. Teraz dopiero
rozumiem, że może być szczęście, o jakim ludzie
dotąd nie wiedzieli. Teraz dopiero rozumiem, dlaczego i ty, i Pomponia
Grecyna jesteście takie pogodne... Tak!... To daje Chrystus...
A ona w
tej chwili położyła swą śliczną twarz na jego
ramieniu i rzekła:
-
Mój Marku drogi...
I nie
mogła mówić więcej. Radość,
wdzięczność i poczucie, że teraz dopiero wolno jej
kochać, odjęły jej głos, a natomiast napełniły
oczy łzami wzruszenia. Winicjusz, objąwszy ramieniem jej drobne
ciało, tulił ją przez chwilę do siebie, po czym rzekł:
- Ligio!
Niech będzie błogosławiona chwila, w której pierwszy raz
usłyszałem Jego imię.
Ona
zaś odpowiedziała cicho: - Kocham cię, Marku.
Po czym
umilkli znów oboje, nie mogąc słów dobyć z
wezbranych piersi. Na cyprysach zgasły ostatnie liliowe odblaski i
ogród począł się srebrzyć od księżycowego
sierpa.
Po chwili
Winicjusz począł mówić:
- Ja
wiem... Ledwiem tu wszedł, ledwiem ucałował twoje drogie
ręce, wyczytałem w twoich oczach pytanie, czym pojął
tę Boską naukę, którą ty wyznajesz, i czym
został ochrzczony? Nie! Ochrzczony jeszcze nie jestem, ale czy wiesz,
kwiecie, dlaczego? Oto Paweł mi rzekł: "Jam cię
przekonał, że Bóg przyszedł na świat i dał
się ukrzyżować dla zbawienia świata, ale niech w zdroju
łaski obmyje cię Piotr, który pierwszy
wyciągnął nad tobą ręce i pierwszy cię
błogosławił." A i ja także chciałem, byś ty,
najdroższa, patrzyła na mój chrzest i by mi matką
była Pomponia. Więc dlatego nie jestem dotąd ochrzczony,
choć wierzę w Zbawiciela i w Jego słodką naukę.
Paweł mnie przekonał, nawrócił i zali mogło być
inaczej? Jakżebym mógł nie uwierzyć, że Chrystus
przyszedł na świat, skoro tak mówi Piotr, który
był Jego uczniem, i Paweł, któremu się objawił?
Jakże mógłbym nie wierzyć, że był Bogiem, skoro
zmartwychwstał? Widzieli Go przecie i w mieście, i nad jeziorem, i na
górze, i widzieli ludzie, których usta kłamstwa nie
zaznały. Sam już w to wierzył od czasu, gdym słyszał
Piotra w Ostrianum, bom sobie już wówczas powiedział: na
całym świecie prędzej by każdy inny człowiek
mógł skłamać niż ten, który powiada:
"Widziałem!" Ale nauki waszej się bałem. Zdawało
mi się, że ona odbiera mi ciebie. Mniemałem, że nie masz w
niej ani mądrości, ani piękności, ani szczęścia.
Dziś jednak, gdym ją poznał, cóż bym był za
człowiek, gdybym nie chciał, by na świecie panowała prawda,
a nie kłamstwo, miłość, a nie nienawiść, dobro,
nie zbrodnia, . wierność, nie zaś niewierność,
litość, nie zemsta? Któż by taki był, który by
tego nie wolał i nie chciał? A przecie tego uczy wasza nauka. Inne
chcą także sprawiedliwości, ale ta jedna czyni serce ludzkie
sprawiedliwym. I prócz tego czyni je czystym, jak twoje i Pomponii, i
czyni je wiernym, jak twoje i Pomponii. Ślepym bym był, gdybym tego
nie widział. A jeśli przy tym Chrystus Bóg obiecał
życie wieczne i szczęście tak nieprzebrane, jakie tylko
wszechmoc Boska dać może, to czegóż człowiek
może chcieć więcej? Gdybym spytał Seneki, z jakich
powodów zaleca cnotę, skoro przewrotność więcej
szczęścia przynosi, nie umiałby mi naprawdę nic
rozsądnego odpowiedzieć. Ale ja wiem teraz, dlaczego mam być
cnotliwy. Oto dlatego, że dobro i miłość płynie z
Chrystusa, i dlatego, aby gdy śmierć mi zamknie oczy,
odnaleźć życie, odnaleźć szczęście,
odnaleźć siebie samego i ciebie, najdroższa moja... Jakże
nie pokochać i nie przyjąć nauki, która zarazem mówi
prawdę i znosi śmierć? Kto by nie przełożył dobra
nad zło? Ja myślałem, że ta nauka przeciwi się
szczęściu, a tymczasem Paweł przekonał mnie, że ona
nie tylko nic nie odbiera, ale jeszcze dodaje. Wszystko to zaledwie mi się
w głowie chce pomieścić, ale czuję, że tak jest, bom nigdy
nie był równie szczęśliwy i nie mogłem być,
choćbym cię był zabrał przemocą i miał w domu
swoim. Otoś mi powiedziała przed chwilą: "Kocham
cię", a tych wyrazów nie byłbym z ciebie wydobył za
całą potęgę Rzymu. O Ligio! Rozum mówi, że ta
nauka jest boska i najlepsza, serce to czuje, a takim dwom potęgom
któż się oprze?
Ligia
słuchała go utkwiwszy w niego swe niebieskie oczy, podobne przy
blasku księżyca do kwiatów mistycznych i równie
zroszone jak kwiaty.
- Tak,
Marku! Prawda! - rzekła przytulając silniej głowę do jego
ramienia.
I w tej
chwili czuli się oboje ogromnie szczęśliwi, albowiem rozumieli,
że prócz miłości łączy ich jeszcze jakaś
inna siła, zarazem słodka i nieprzeparta, przez którą
sama miłość staje się czymś niepożytym,
niepodległym zmianom, zawodom, zdradzie i nawet śmierci. Serca ich
przepełniła zupełna pewność, że cokolwiek by
się mogło zdarzyć, oni nie przestaną się kochać i
należeć do siebie. I z tego powodu spływał w ich dusze
niewypowiedziany spokój. Winicjusz czuł przy tym, że to jest
miłość nie tylko czysta i głęboka, ale całkiem
nowa, taka, jakiej świat dotąd nie znał i dać nie
mógł. Składało się na nią w jego sercu
wszystko: i Ligia, i nauka Chrystusa, i światło księżyca
śpiące cicho na cyprysach, i pogodna noc, tak że cały
wszechstwór wydał mu się nią jedną
przepełniony.
Po chwili
znów mówić począł głosem przyciszonym i
drgającym:
- Ty
będziesz duszą mojej duszy i będziesz mi w świecie
najdroższą. Razem nam będą biły serca, jedna
będzie modlitwa i jedna będzie wdzięczność
Chrystusowi. O, moja droga! Żyć razem, czcić razem
słodkiego Boga i wiedzieć, że gdy nadejdzie śmierć,
oczy nasze otworzą się znów, jak po śnie błogim, na
nowe światło, cóż można lepszego pomyśleć!
Więc dziwię się tylko, żem tego pierwej nie zrozumiał.
I wiesz, co mi się teraz zdaje? Oto, że tej nauce nie oprze się
nikt. Za dwieście lub trzysta lat przyjmie ją cały świat;
ludzie zapomną o Jowiszu i nie będzie innych bogów, tylko
Chrystus, i innych świątyń, jak chrześcijańskie.
Któż by nie chciał własnego szczęścia? Ach,
słyszałem przecie rozmowę Pawła z Petroniuszem i czy wiesz,
co Petroniusz rzekł w końcu? "To nie dla mnie", ale nic więcej
odpowiedzieć nie umiał.
- Powtórz
mi słowa Pawła - rzekła Ligia.
-
Było to u mnie wieczorem. Petroniusz począł lekko
mówić i żartować, jak on czyni zwykle, a wówczas
Paweł rzekł mu: "Jak możesz, mądry Petroniuszu,
przeczyć, że Chrystus istniał i zmartwychwstał, gdyś
nie był wówczas na świecie, Piotr zaś i Jan widzieli Go,
i ja widziałem w drodze do Damaszku? Pierwej zatem niech twoja mądrość
wykaże, iż jesteśmy kłamcami, a potem dopiero zaprzeczy
naszym świadectwom." Lecz Petroniusz odpowiedział, że
przeczyć nie myśli, gdyż wie, iż dzieje się wiele
rzeczy niepojętych, które jednak wiarogodni ludzie
stwierdzają. Ale mówił, że inną jest rzeczą
odkrycie jakiegoś nowego cudzoziemskiego Boga, a inną przyjęcie
Jego nauki. "Nie chcę - rzekł - wiedzieć o niczym, co
mogłoby mi popsuć życie i zniweczyć jego
piękność. Mniejsza, czy nasi bogowie są prawdziwi, ale
są piękni, jest nam przy nich wesoło i możemy żyć
bez troski." Wówczas Paweł tak odpowiedział: "Odrzucasz
naukę miłości, sprawiedliwości i miłosierdzia z obawy
przed troskami życia, lecz pomyśl, Petroniuszu, czy życie wasze
istotnie jest od trosk wolne? Oto i ty, panie, i nikt spomiędzy
najbogatszych i najmożniejszych nie wie, czy zasypiając wieczorem,
nie zbudzi się z wyrokiem śmierci. Lecz powiedz: gdyby cezar
wyznawał tę naukę, która nakazuje miłość i
sprawiedliwość; zali twoje szczęście nie byłoby
pewniejsze? Boisz się o swoje radości, lecz czy życie nie
byłoby wówczas weselsze? A co do ozdoby życia i
piękności, jeśliście nabudowali tyle pięknych
świątyń i posągów na cześć bóstw
złych, mściwych, cudzołożnych i fałszywych,
czegóż byście nie dokonali dla czci jedynego Boga
miłości i prawdy? Chwalisz sobie swój los, gdyż
jesteś możnym i żyjesz w rozkoszy, lecz zarówno
mogłeś być biednym i opuszczonym, chociaż z wielkiego domu
pochodzisz, a wówczas lepiej by ci było zaiste na świecie,
gdyby ludzie Chrystusa wyznawali. W mieście waszym możni nawet rodzice,
nie chcąc się trudzić wychowaniem dzieci, wyrzucają je
częstokroć z domu, które to dzieci zowią alumnami. I ty,
panie, mogłeś być takim alumnem. Ale gdyby rodzice twoi
żyli wedle nauki naszej, tedy nie mogłoby ci się to
przygodzić. Gdybyś doszedłszy męskich lat
zaślubił umiłowaną niewiastę, wolałbyś, by
ci została wierną do śmierci. A tymczasem patrz, co się u
was dzieje, ile jest sromoty, ile hańby, frymarku wiarą
małżeńską? Wszakże już sami dziwicie się;
gdy się zdarzy niewiasta, którą zowiecie univira. Ale ja ci
mówię, że te, które Chrystusa w sercu nosić
będą, nie złamią wiary mężom, równie jak i
chrześcijańscy mężowie dochowają jej żonom. Ale
wyście niepewnini waszych władców, ni waszych ojców, ni
żon, ni dzieci, ni sług. Przed wami drży świat cały, a
wy drżycie przed własnymi niewolnikami, wiecie bowiem, że
każdej godziny mogą podnieść przeciw waszemu
ciemięstwu wojnę straszliwą, jaką już nieraz
podnosili. Bogatym jesteś, lecz nie wiesz, czy jutro nie każą ci
porzucić bogactw; młodym jesteś, lecz jutro może ci trzeba
będzie umrzeć. Miłujesz, lecz czyha na ciebie zdrada; kochasz
się w willach i posągach, lecz jutro możesz być
wypędzon na pustkowia Pandatarii; masz tysiące sług, lecz jutro
ci słudzy mogą wytoczyć z ciebie krew. A jeśli tak jest, to
jakże możecie być spokojni, szczęśliwi i żyć
w radości? Lecz oto ja głoszę miłość i
głoszę naukę, która nakazuje władcom kochać
poddanych, panom niewolników, niewolnikom służyć z
miłości, czynić sprawiedliwość i miłosierdzie, a
w końcu obiecuje szczęśliwość jako morze nieprzebrane
bez końca. Jakże więc, Petroniuszu, możesz
mówić, że ta nauka psuje życie, skoro ona je naprawia i
skoro sam byłbyś stokroć szczęśliwszym i pewniejszym,
gdyby ona ogarnęła tak świat, jak ogarnęło go wasze władztwo
rzymskie."
Tak
mówił Paweł, o Ligio, a wówczas Petroniusz rzekł:
"To nie dla mnie", i udając śpiącego wyszedł, a
na odchodnym rzekł jeszcze: "Wolę moją Eunice niż
twoją naukę, Judejczyku, ale nie chciałbym walczyć z
tobą z mównicy." Lecz ja słuchałem słów
jego całą duszą, a gdy mówił o niewiastach naszych,
całym sercem wielbiłem tę naukę, z której
wyrosłaś, jako na wiosnę wyrastają lilie z bujnej roli. I
myślałem wówczas: oto Poppea porzuciła dwóch
mężów dla Nerona, oto Kalwia Kryspinilla, oto Nigidia, oto
wszystkie niemal, które znam, prócz jednej Pomponii,
kupczyły wiarą i przysięgami, i tylko ta jedna, i tylko ta moja
nie odstąpi, nie zwiedzie i nie przygasi ogniska, choćby mnie
zawiodło i odstąpiło wszystko, w czyn położyłem
ufność. Więc mówiłem do ciebie w duszy: czymże
ci się odwdzięczę, jeśli nie miłością i
czcią? Czyś ty czuła, żem tam w Ancjum przemawiał do
ciebie i rozmawiałem ciągle, bez ustanku, jak gdybyś była
przy mnie? Stokroć cię więcej kocham za to, żeś
uciekła przede inną z domu cezara. Nie chcę go już i ja.
Nie chcę jego rozkoszy i muzyki, tylko ciebie jednej. Powiedz słowo,
a opuścimy Rzym, by osiąść gdzieś daleko.
Ona
zaś, nie odrywając głowy od jego ramienia, podniosła oczy,
jakby w zamyśleniu, na osrebrzane wierzchołki cyprysów i
odrzekła:
- Dobrze,
Marku. Tyś pisał mi o Sycylii, gdzie i Aulusowie chcą osiąść
na stare lata...
A
Winicjusz przerwał z radością:
- Tak,
droga moja! Ziemie nasze znajdują się w pobliżu. Cudny to brzeg,
gdzie klimat jeszcze słodszy, a noce jeszcze pogodniejsze od rzymskich,
wonne i widne... Tam życie i szczęście to prawie jedno i to
samo.
Po czym
zaczął marzyć o przyszłości.
- Tam można
zapomnieć o troskach. W gajach, wśród oliwników,
będziemy chodzili i spoczywali w cieniu. O Ligio! Co za życie
kochać się, koić, razem spoglądać na morze, razem na
niebo, razem czcić słodkiego Boga, czynić wokoło dobro i
sprawiedliwość w spokoju.
Umilkli oboje,
patrząc w przyszłość; on tylko tulił ją coraz
silniej do siebie, przy czyn w blaskach księżyca migotał na jego
ręku rycerski złoty pierścień. W dzielnicy,
zamieszkałej przez ubogą ludność roboczą, spało
już wszystko i żaden szmer nie mącił ciszy.
- Pozwolisz mi
widywać Pomponię? - spytała Ligia.
- Tak, droga.
Będziemy ich zapraszali w dom nasz lub sami jeździli do nich. Czy
chcesz, byśmy zabrali ze sobą Piotra Apostoła? On
przyciśnięty wiekiem i pracą. Paweł będzie nas
także odwiedzał, nawróci Aulusa Plaucjusza, i jako
żołnierze zakładają kolonie w odległych krajach, tak
my założymy kolonię chrześcijan.
Ligia
podniosła rękę i wziąwszy dłoń Winicjusza
chciała przycisnąć do niej usta, lecz on począł
mówić szepcąc, jakby się bał spłoszyć
szczęście:
- Nie, Ligio,
nie! To ja czczę cię i uwielbiam, daj mi ty ręce.
- Kocham cię.
Lecz on przycisnął już usta do
jej białych jak jaśmin dłoni i przez chwilę słyszeli
tylko bicie własnych serc. W powietrzu nie było najmniejszego powiewu
i cyprysy stały tak nieruchome, jakby również zatrzymały
dech w piersiach...
Nagle ciszę przerwał grzmot
niespodziany, głęboki i jakby wychodzący spod ziemi. Dreszcz
przebiegł przez ciało Ligii, Winicjusz zaś powstawszy
rzekł:
- To lwy ryczą w vivariach...
I poczęli oboje nasłuchiwać.
Tymczasem pierwszemu grzmotowi odpowiedział drugi, trzeci, dziesiąty,
ze wszystkich stron i dzielnic. W mieście bywało czasem po kilka
tysięcy lwów pomieszczonych przy różnych arenach i
nieraz nocami, zbliżając się do krat i opierając o nie
olbrzymie głowy, głosiły w ten sposób swą
tęsknotę za wolnością i pustynią. Tak
poczęły tęsknić i teraz, i podając jeden drugiemu
głos w ciszy nocnej, napełniły rykiem całe miasto.
Było w tym coś niewypowiedzianie groźnego i posępnego,
toteż Ligia, której owe głosy spłoszyły jasne i
spokojne widzenia przyszłości, słuchała ich z sercem
ściśniętym jakąś dziwną trwogą i smutkiem.
Lecz Winicjusz otoczył ją ramieniem
i rzekł:
- Nie bój się, droga. Igrzyska
blisko, więc wszystkie vivaria przepełnione.
Po czym weszli oboje do domku Linusa,
przeprowadzeni coraz potężniejszym grzmotem lwich głosów.
|