Wieść o cudownym ocaleniu Ligii
szybko rózniosła się wśród rozbitków
chrześcijańskich, którzy ocaleli dotychczas z pogromu.
Wyznawcy poczęli się schodzić, by oglądać tę, nad
którą jawnie okazała się łaska Chrystusowa.
Przyszedł naprzód młody Nazariusz z Miriamą, u
których krył się dotychczas Piotr Apostoł, a za nimi
ściągali i inni. Wszyscy razem, wraz z Winicjuszem, Ligią i
chrześcijańskimi niewolnikami Petroniusza, słuchali ze
skupieniem opowiadania Ursusa o głosie, który odezwał się
w jego duszy i nakazał mu walczyć z dzikim zwierzęciem, i
wszyscy odchodzili z otuchą i nadzieją, że Chrystus nie pozwoli
jednak wyplenić na ziemi do reszty swych wyznawców, zanim sam
przyjdzie na sąd straszliwy. I nadzieja ta podtrzymywała ich serca,
albowiem prześladowanie nie ustawało dotąd. Kogo tylko głos
publiczny wskazał jako chrześcijanina, tego wigilowie miejscy
porywali natychmiast do więzienia. Ofiar wprawdzie było już
mniej, bo ogół wyznawców schwytano i wymęczono,
pozostali zaś albo wyszli z Rzymu, by w odległych prowincjach
przeczekać burzę, albo kryli się najstaranniej, nie
odważając się zbierać na wspólne modlitwy inaczej,
jak w arenariach leżących poza miastem. Jednakże śledzono
ich jeszcze i pomimo iż właściwe igrzyska były już
ukończone, zachowywano ich na następne lub sądzono
doraźnie. Jakkolwiek lud rzymski nie wierzył już, by
chrześcijanie byli sprawcami pożaru miasta, jednakże
ogłoszono ich za nieprzyjaciół ludzkości i państwa i
edykt przeciw nim trwał ciągle w dawnej mocy.
Piotr Apostoł długo nie
śmiał ukazać się w domu Petroniusza, wreszcie jednak
pewnego wieczoru Nazariusz oznajmił jego przybycie. Ligia, która
chodziła już o swej mocy, i Winicjusz wybiegli na jego spotkanie i
poczęli obejmować jego nogi, on zaś witał ich ze
wzruszeniem tym większym, że niewiele pozostało mu już owiec
w tej trzodzie, nad którą rządy zdał mu Chrystus, a nad
której losem płakało teraz jego wielkie serce. Toteż gdy
Winicjusz rzekł mu: "Panie! Za twoją to przyczyną Zbawiciel
powrócił mi ją", on odrzekł:
"Powrócił ci ją dla wiary twojej i dlatego, by nie
zamilkły wszystkie usta, które wyznawały imię Jego."
I widocznie myślał wówczas o tych tysiącach dzieci swych,
porozdzieranych przez dzikie zwierzęta, o tych krzyżach,
którymi nabite były areny, i o tych słupach ognistych w
ogrodach "Bestii", albowiem mówił to z
żałością wielką. Winicjusz i Ligia zauważyli
też, że włosy jego pobielały zupełnie, cała
postać pochyliła się, a w twarzy tyle miał smutku i
cierpienia, jakby przeszedł przez wszystkie te bóle i męki,
przez które przeszły ofiary wściekłości i szału
Nerona. Lecz oboje rozumieli już, że gdy Chrystus sam poddał
się męce i śmierci, nie może uchylić się od niej
nikt. Jednakże krajało się w nich serce na widok Apostoła,
przygniecionego brzemieniem lat, trudu i bólu. Więc Winicjusz,
który za kilka już dni zamierzał odwieźć Ligię
do Neapolis, gdzie mieli spotkać Pomponię i udać się dalej
do Sycylii, począł go błagać, by wraz z nimi
opuścił Rzym.
Lecz Apostoł położył
rękę na jego głowie i odpowiedział:
- Słyszę oto w duszy słowa
Pana, który nad Jeziorem Tyberiadzkim rzekł mi: "Gdyś
był młodszym, opasowałeś się i chodziłeś,
kędyś chciał, lecz gdy się zestarzejesz, wyciągniesz
ręce twe, a inny cię opasze i poprowadzi, gdzie ty nie chcesz."
Słuszna przeto, bym poszedł za trzodą moją.
A gdy umilkli nie rozumiejąc, co
mówi, dodał:
- Dobiega końca trud mój, ale
gościnność i odpocznienie znajdę dopiero w domu Pana.
Po czym zwrócił się do nich,
mówiąc: "Pamiętajcie mnie, bom was umiłował,
jako ojciec miłuje dzieci swoje, a co w życiu czynić
będziecie, czyńcie na chwałę Pana."
Tak mówiąc podniósł
nad nimi swe stare drżące dłonie i błogosławił
ich, oni zaś tulili się do niego, czując, że to jest
ostatnie może błogosławieństwo, jakie z jego rąk
otrzymują.
Przeznaczonym im jednak było
widzieć go raz jeszcze. W kilka dni później Petroniusz
przyniósł groźne wieści z Palatynu. Odkryto tam, iż
jeden z wyzwoleńców cezara był chrześcijaninem, i
znaleziono u niego listy Apostołów Piotra i Pawła z Tarsu oraz
listy Jakuba, Judy i Jana. Przebywanie Piotra w Rzymie było już
poprzednio wiadomym Tygellinowi, sądził jednak, że ów
zginął wraz z tysiącami innych wyznawców. Teraz
wydało się, że dwaj naczelnicy nowej wiary są dotychczas
przy życiu i znajdują się w stolicy, postanowiono więc
odnaleźć ich i chwycić za wszelką cenę, gdyż
spodziewano się, iż dopiero wraz z ich śmiercią ostatnie
korzenie nienawistnej sekty zostaną wyrwane. Petroniusz słyszał
od Westynusa, iż sam cezar wydał rozkaz, by w ciągu trzech dni i
Piotr, i Paweł z Tarsu byli już w Mamertyńskim więzieniu, i
że całe oddziały pretorianów wysłano dla
przetrząśnięcia wszystkich domów na Zatybrzu.
Winicjusz, usłyszawszy o tym,
postanowił pójść ostrzec Apostoła. Wieczorem obaj z
Ursusem, przywdziawszy galijskie płaszcze osłaniające twarze,
udali się do domu Miriam, u której Piotr przebywał,
położonego na samym krańcu zatybrzańskiej części
miasta, u stóp Janikulskiego wzgórza. Po drodze widzieli domy
otoczone żołnierzami, których prowadzili jacyś nieznani
ludzie. Dzielnica była zaniepokojona, a miejscami zbierały się
gromady ciekawych. Tu i owdzie centurionowie badali schwytanych
więźniów, wypytując ich o Piotra Symeona i o Pawła z
Tarsu.
Ursus i Winicjusz wyprzedziwszy
żołnierzy doszli jednak szczęśliwie do mieszkania Miriam, w
którym zastali Piotra otoczonego garstką wiernych. Tymoteusz,
pomocnik Pawła z Tarsu, i Linus znajdowali się również
przy boku Apostoła.
Na wieść o bliskim
niebezpieczeństwie Nazariusz wyprowadził wszystkich ukrytym
przejściem do furtki ogrodowej, a następnie do opuszczonych
kamieniołomów, odległych o kilkaset kroków od bramy
Janikulskiej. Ursus musiał przy tym nieść Linusa, którego
kości, połamane przez tortury, nie zrosły się dotychczas.
Raz jednak znalazłszy się w podziemiu, uczuli się bezpieczni i
przy świetle kaganka, który rozniecił Nazariusz, poczęli
cichą naradę, jak ratować drogie im życie Apostoła.
- Panie - rzekł mu Winicjusz - niech
jutro świtaniem Nazariusz wyprowadzi cię z miasta ku Górom
Albańskim. Tam cię odnajdziem i zabierzemy cię do Ancjum, gdzie
czeka statek, który ma przewieźć nas oboje do Neapolis i
Sycylii. Szczęśliwy będzie dzień i godzina, w której
wstąpisz w dom mój i pobłogosławisz moje ognisko.
Inni słuchali go z radością i
nastawali na Apostoła, mówiąc:
- Chroń
się, pasterzu nasz, albowiem nie ostać ci się w Rzymie.
Przechowaj żywą prawdę, aby nie zginęła wraz z nami i
tobą. Wysłuchaj nas, którzy błagamy cię jak ojca.
- Uczyń to
w imię Chrystusa! - wołali inni czepiając się szat jego.
On zaś
odpowiedział:
- Dzieci moje!
Któż wie, kiedy mu Pan kres żywota naznaczy?
Lecz nie
mówił, że nie opuści Rzymu, i sam wahał się, co
uczynić, gdyż już od dawna wkradła się w duszę
jego niepewność, a nawet i trwoga. Oto trzoda jego była
rozproszona, dzieło zburzone, Kościół, który przed
pożarem miasta wybujał jak drzewo wspaniałe, obróciła
w proch moc "Bestii". Nie zostało nic prócz łez, nic
prócz wspomnień, mąk i śmierci. Siejba wydała plon
obfity, ale szatan wdeptał go w ziemię. Zastępy
aniołów nie przyszły na pomoc ginącym i oto Nero rozsiada
się w chwale nad światem, straszny, potężniejszy niż
kiedykolwiek, pan wszystkich mórz i wszystkich lądów. Nieraz
już Boży rybak wyciągał w samotności ręce ku
niebu i pytał: "Panie! Co mam czynić? Jakoż mi się
ostać? i jakoż, starzec bezsilny, mam walczyć z tą
nieprzebraną siłą Złego, któremu
pozwoliłeś władać i zwyciężać?"
I
wołał tak z głębi niezmiernego bólu, powtarzając
w duszy: "Nie masz już onych owiec, które mi paść
kazałeś, nie masz Twego Kościoła, pustka i żałoba
w Twej stolicy, więc co mi teraz rozkażesz? Mamli tu zostać czy
też wyprowadzić resztę trzody, abyśmy gdzieś za
morzami sławili w ukryciu imię Twoje?"
I wahał
się. Wierzył, że prawda żywa nie zginie i musi
przeważyć, ale chwilami myślał, że nie przyszedł
jeszcze jej czas, który nadejdzie wówczas dopiero, gdy Pan
zstąpi na ziemię w dzień sądu w chwale i potędze
stokroć od Neronowej potężniejszej.
Często wydawało
mu się, iż jeśli sam opuści Rzym, wierni pójdą
za nim, a on zawiedzie ich wówczas aż hen, do cienistych
gajów Galilei, nad cichą toń Tyberiadzkiego Morza, do
pasterzy, spokojnych jak gołębie lub jako owce, które się
tam pasą wśród cząbrów i nardu. I coraz
większa chęć ciszy i wypoczynku, coraz większa
tęsknota za jeziorem i Galileą ogarniała rybacze serce, coraz
częstsze łzy napływały do oczu starca.
Lecz gdy na
chwilę uczynił już wybór, ogarniał go nagły
strach i niepokój. Jakoż mu opuścić to miasto, w
którym tyle krwi męczeńskiej wsiąkło w ziemię i
gdzie tyle ust konających dawało świadectwo prawdzie? Ma-li on
jeden uchylić się od tego? I co odpowie Panu, gdy usłyszy
słowa: "Oto oni pomarli za wiarę swoją, a ty
uciekłeś?"
Noce i dni
upływały mu w trosce i zmartwieniu. Inni, których
rozdarły lwy, których poprzybijano na krzyże, których
popalono w ogrodach cezara, posnęli po chwilach męki w Panu, on
zaś spać nie mógł i czuł mękę
większą od tych wszystkich, które obmyślali kaci dla
ofiar. Świt często już bielił dachy domów, gdy on
wołał jeszcze z głębi rozżalonego serca:
- Panie,
przecz mi tu przyjść kazałeś i w tym gnieździe Bestii
założyć stolicę Twoją?
Przez
trzydzieści cztery lat od śmierci Pana swego nie zaznał
spoczynku. Z koszturem w ręku obiegał świat i opowiadał
"dobrą nowinę". Siły jego wyczerpały się w
podróżach i trudach, aż wreszcie gdy w tym grodzie,
który był głową świata, utwierdził dzieło
Mistrza, jedno ogniste tchnienie Złości zżegło je, i
widział, że walkę trzeba podjąć na nowo. I jaką
walkę! Z jednej strony cezar, senat, lud, legie obejmujące
żelazną obręczą cały świat, nieprzeliczone grody,
nieprzeliczone ziemie, potęga, jakiej oko ludzkie nie widziało, z
drugiej strony on, tak zgięty wiekiem i pracą, że
drżące jego ręce zaledwie już zdołały
unieść kij podróżny.
Więc
chwilami mówił sobie, że nie jemu mierzyć się z
cezarem Romy i że dzieła tego może dokonać tylko sam
Chrystus.
Wszystkie te myśli przebiegały
teraz przez jego stroskaną głowę, gdy słuchał
próśb ostatniej garstki swych wiernych, oni zaś,
otaczając go coraz ciaśniejszym kołem, powtarzali
błagalnymi głosami:
-
Chroń się, Rabbi, i nas wyprowadź spod mocy Bestii.
Wreszcie i
Linus pochylił przed nim swą umęczoną głowę.
- Panie! -
mówił - tobie Zbawiciel kazał paść owce swoje, ale
nie ma już tu ich lub jutro ich nie będzie, więc idź tam,
gdzie je odnaleźć jeszcze możesz. Oto żywie jeszcze
słowo Boże i w Jeruzalem, i w Antiochii. i w Efezie, i w innych
miastach. Co wskórasz zostawszy w Rzymie? Gdy legniesz, powiększysz
tylko tryumf Bestii. Janowi Pan nie oznaczył kresu życia, Paweł
jest obywatelem rzymskim i bez sądu karać go nie mogą, lecz
jeśli nad tobą, Nauczycielu rozsroży się moc piekielna,
wówczas ci, w których upadło już serce, pytać
będą: "Któż jest nad Nerona?" Tyś jest
opoką, na której zbudowany jest Kościół Boży.
Daj nam umrzeć, ale nie pozwól na zwycięstwo Antychrysta nad
Namiestnikiem Bożym i nie wracaj tu, póki Pan nie skruszy tego,
który wytoczył krew niewinną.
- Patrz na
łzy nasze! - powtarzali wszyscy obecni. Łzy spływały i po
twarzy Piotra. Po chwili jednak
podniósł się i wyciągając nad klęczącymi
dłonie rzekł:
- Niech
imię Pańskie będzie uwielbione i niech się stanie wola
Jego!
|