Nazajutrz ocknął się
osłabiony, ale z głową chłodną i bez gorączki.
Zdawało mu się, iż rozbudził go szept rozmowy, ale gdy
otworzył oczy, Ligii nie było przy nim, Ursus tylko, pochylony przed
kominem, rozgrzebywał siwy popiół i szukał pod nim
żaru, który znalazłszy począł rozdmuchiwać
węgle tak, jakby czynił to nie ustami, ale miechem kowalskim.
Winicjusz przypomniawszy sobie, że człowiek ów
zgniótł wczoraj Krotona, przypatrywał się z
zajęciem, godnym lubownika areny, jego olbrzymiemu grzbietowi podobnemu do
grzbietu cyklopa i potężnym jak kolumny udom.
"Dzięki Merkuremu, że mi karku
nie skręcił - pomyślał w duszy. - Na Polluksa! Jeśli
inni Ligowie do niego podobni, legie danubijskie mogą mieć z nimi kiedyś
ciężką robotę!"
Głośno zaś ozwał
się:
- Hej, niewolniku!
Ursus usunął głowę z
komina i uśmiechnąwszy się niemal przyjaźnie, rzekł:
- Bóg ci daj, panie, dobry dzień
i dobre zdrowie, ale ja człek wolny, nie niewolnik.
Winicjuszowi, który miał
ochotę rozpytać Ursusa a ojczysty kraj Ligii, słowa te
sprawiły pewną przyjemność, albowiem rozmowa z
człowiekiem wolnym, jakkolwiek prostym, mniejszą przynosiła
ujmę jego rzymskiej i patrycjuszowskiej godności niż rozmowa z
niewolnikiem, w którym ni prawo, ni obyczaj nie uznawały ludzkiej
istoty.
- Toś ty nie Aulusów? -
spytał.
- Nie, panie. Ja
służę Kallinie, jako służyłem jej matce, ale po
dobrej woli.
Tu schował
znów głowę w komin, by podmuchać na węgle, na
które narzucił poprzednio drew, po czym wyjął ją i
rzekł:
- U nas nie ma
niewolników. Lecz Winicjusz spytał:
- Gdzie jest
Ligia?
- Dopiero co
odeszła, a ja mam uwarzyć śniadanie dla ciebie, panie.
Czuwała nad tobą całą noc.
- Czemuś
jej nie wyręczył?
- Bo tak
chciała, a moja rzecz słuchać. Tu oczy zasępiły mu się
i po chwili dodał:
- Gdybym ja jej
nie słuchał, to ty byś, panie, nie żył.
- Zali
żałujesz, żeś mnie nie zabił?
- Nie, panie.
Chrystus nie kazał zabijać. - A Atacynus? A Kroto?
- Nie
mogłem inaczej - mruknął Ursus.
I
począł patrzeć jakby z żalem na swe ręce, które
widocznie zostały pogańskie, mimo iż dusza chrzest
przyjęła.
Następnie
postawił garnek na trzonie i kucnąwszy przed kominem, utkwił
zamyślone oczy w płomień.
- To twoja wina,
panie - rzekł wreszcie. - Po coś podnosił rękę na
nią, na córkę królewską?
W Winicjuszu
zawrzała w pierwszej chwili duma, że prostak i barbarzyńca
śmie nie tylko przemawiać do niego tak poufale, ale jeszcze
przyganiać mu. Do tych nadzwyczajnych i nieprawdopodobnych rzeczy,
które spotkały go od onegdajszej nocy, przybyła jeszcze jedna.
Lecz będąc słabym i nie mając pod ręką swych
niewolników, pohamował się, zwłaszcza że i
chęć dowiedzenia się jakichś szczegółów
z życia Ligii przemogła.
Więc
uspokoiwszy się począł wypytywać o wojnę Ligów
przeciw Wanniuszowi i Swebom. Ursus rad opowiadał, lecz nie
mógł dodać wiele nowego do tego, co Winicjuszowi
opowiadał w swoim czasie Aulus Plaucjusz. Ursus w bitwie nie był,
towarzyszył bowiem zakładniczkom do obozu Ateliusza Histra.
Wiedział tylko, że Ligowie zbili Swebów i Jazygów, ale
wódz ich i król poległ od strzały Jazyga. Zaraz potem
odebrali wieści, że Semnonowie zapalili lasy na ich granicach, i
wrócili w lot, by pomścić krzywdę, a zakładniczki
zostały u Ateliusza, który z początku kazał im
oddawać honory królewskie. Później matka Ligii
zmarła. Wódz rzymski nie wiedział, co robić z dzieckiem.
Ursus chciał wracać z nim do kraju, ale droga to była
niebezpieczna z powodu zwierza i dzikich plemion; gdy więc przyszła
wieść, że jakieś poselstwo Ligów znajduje się u
Pomponiusza, ofiarując mu pomoc przeciw Markomanom, Hister
odesłał ich do Pomponiusza. Przybywszy do niego dowiedzieli się
jednak, że posłów żadnych nie było - i w ten
sposób zostali w obozie, skąd Pomponiusz przywiózł ich
do Rzymu, a po odbytym tryumfie oddał królewskie dziecko Pomponii
Grecynie.
Winicjusz,
jakkolwiek w tym opowiadaniu drobne tylko szczegóły były mu
nie znane, słuchał z przyjemnością, albowiem
niezmierną jego pychę rodową łechtało mile to, że
naoczny świadek stwierdzał królewskie pochodzenie Ligii. Jako
córka królewska, mogła była ona zająć na
dworze cezara stanowisko równe córkom najpierwszych rodów,
tym bardziej że naród, którego władcą był jej
ojciec, nigdy dotąd nie wojował z Rzymem, a jakkolwiek
barbarzyński, mógł się okazać groźnym,
gdyż wedle świadectwa samego Ateliusza Histra posiadał
"niezliczoną moc" wojowników.
Ursus
zresztą potwierdził w zupełności owo świadectwo,
albowiem na pytanie Winicjusza o Ligów odrzekł:
- My siedzim w
lasach, ale ziemi u nas tyle, że nikt nie wie, gdzie koniec puszczy, i
ludu w niej dużo. Są też w puszczy i grody drewniane, w
których dostatek wielki, bo co Semnony, Markomany, Wandale i Kwady
złupią po świecie, to my im odbieramy. Oni zaś nie
śmią do nas iść, jeno gdy wiatr od nich, to palą nam
lasy. I nie boimy się ni ich, ni rzymskiego cezara.
- Bogowie dali
Rzymianom zwierzchnictwo nad ziemią - rzekł surowo Winicjusz.
- Bogowie to
złe duchy - odpowiedział z prostotą Ursus - a gdzie nie ma
Rzymian, tam nie ma i zwierzchnictwa.
Tu
poprawił ogień i mówił jakby sam do siebie:
- Gdy Kallinę
wziął cezar na dwór, a ja myślałem, że
może ją spotkać krzywda, tom chciał iść aż
hen do lasów i sprowadzić Ligów na pomoc królewnie. I
Ligowie ruszyliby ku Dunajowi, bo to lud dobry, choć pogański. Ot,
zaniósłbym im "dobrą nowinę". Ale ja i tak
kiedy, jak Kallina wróci do Pomponii, pokłonię się jej,
by pozwoliła mi iść do nich, bo Chrystus narodził się
daleko i oni nawet nie słyszeli o Nim... Wiedział on lepiej ode mnie,
gdzie Mu się trzeba narodzić, ale gdyby tak u nas, w puszczy,
przyszedł na świat, pewnie byśmy Go nie umęczyli, ale
hodowalibyśmy Dzieciątko i dbali, by Mu nigdy nie zbrakło ni
zwierzyny, ni grzybów, ni skór bobrowych, ni bursztynu. A co
byśmy na Swebach albo Markomanach złupili, to byśmy Mu oddali,
by zaś miał dostatek i wygodę.
Tak mówiąc
przystawił do ognia naczynie z polewką przeznaczoną dla
Winicjusza i umilkł. Myśl jego błądziły widocznie czas
jakiś po puszczach ligijskich, aż dopiero gdy płyn
począł syczeć, wylał go w płaską misę i
ostudziwszy należycie, rzekł:
- Glaukus
radzi, byś jak najmniej poruszał, panie, nawet tą
ręką, która została zdrowa, więc Kallina
rozkazała mi cię karmić.
Ligia
rozkazała! Na to nie było odpowiedzi. Winicjuszowi nie przyszło
nawet na myśl sprzeciwić się jej woli, jakby była
córką cezara lub boginią, nie odpowiedział przeto ani
słowem, Ursus zaś, siadłszy koło jego
łóżka, począł czerpać polewkę z misy
małym kubkiem i podawać mu ją do ust. Czynił to tak
troskliwie i z takim dobrym uśmiechem w swoich błękitnych
oczach, iż Winicjusz oczom swoim nie wierzył, by to mógł
być ten sam straszliwy tytan, który w dniu wczorajszym,
zgniótłszy Krotona, rzucił się na niego samego jak burza
i byłby go rozniósł, gdyby nie litość Ligii.
Młody patrycjusz po raz pierwszy w życiu począł się
zastanawiać nad tym, co też może dziać się w piersi
prostaka, sługi i barbarzyńcy.
Lecz Ursus
okazał się niańką o tyle niezgrabną, o ile
troskliwą. Kubek ginął całkowicie w jego herkulesowych
palcach, tak że nie pozostawało nic miejsca dla ust Winicjusza. Po
kilku nieudanych próbach olbrzym zatroskał się wielce i
rzekł:
- Ej,
łatwiej żubra z ostępu wywieść...
Winicjusza
zabawiło zakłopotanie Liga, lecz niemniej zajęła go jego
uwaga. Widywał on w cyrkach straszliwe "ury", sprowadzane z
puszcz północnych, na które najdzielniejsi bestiarii polowali
z obawą i które jednym tylko słoniom ustępowały w
wielkości i sile.
-
Zaliś próbował brać takie bestie za rogi? - spytał
ze zdumieniem.
-
Póki nie przeszło nade mną dwadzieścia zim, tom się
bał - odrzekł Ursus - ale potem - bywało.
I
jął znów karmić Winicjusza, jeszcze niezgrabniej niż
przedtem.
-
Muszę poprosić Miriam lub Nazariusza - rzekł. Lecz tymczasem
blada główka Ligii wychyliła się spoza. zasłony.
- Zaraz
pomogę - rzekła.
I
wyszła po chwili z cubiculum, w którym gotowała się
widocznie do snu, gdyż przybrana była tylko w obcisłą
tunikę, zwaną u starożytnych capitium, zakrywającą
szczelnie piersi, i włosy miała rozwiązane. Winicjusz,
którego serce zabiło żywiej na jej widok, począł jej
wymawiać, że dotąd nie pomyślała o śnie, lecz ona
odrzekła wesoło:
-
Właśnie chciałam to uczynić, ale pierwej zastąpię
Ursusa.
I
wziąwszy kubek siadła na krawędzi łóżka i
poczęła karmić Winicjusza, który czuł się
zarazem upokorzony i szczęśliwy. Gdy pochylała się ku
niemu, biło na niego ciepło jej ciała i rozwiązane jej
włosy spływały mu na piersi, on zaś bladł z
wrażenia, ale w zamęcie i porywie żądz odczuwał
zarazem, że to jest nad wszystko droga i nad wszystko uwielbiona
głowa, wobec której świat cały jest niczym. Pierwej
pożądał jej, teraz poczynał ją kochać pełną
piersią. Dawniej, jak w ogóle w życiu tak i w uczuciu,
był, jak wszyscy ówcześni ludzie, ślepym,
bezwzględnym egoistą, któremu chodziło tylko o siebie,
obecnie poczęło mu chodzić i o nią.
Po chwili
też odmówił dalszego posiłku i choć w patrzeniu na
nią i w jej obecności znajdował nieprzebraną rozkosz,
rzekł:
-
Dosyć. Idź spocząć, boska moja.
- Nie
nazywaj mnie tak - odpowiedziała - mnie się tego słuchać
nie godzi.
Jednakże
uśmiechała się do niego, a następnie rzekła mu,
że sen ją odbiegł, że trudu nie czuje i że nie uda
się na spoczynek, póki nie przyjdzie Glaukus. On słuchał
jej słów jak muzyki, a zarazem serce wzbierało mu coraz
większym wzruszeniem, coraz większym zachwytem, coraz
większą wdzięcznością, a myśl biedziła
się, jakby jej tę wdzięczność okazać.
- Ligio -
rzekł po chwili milczenia - jam cię poprzednio nie znał. Ale
teraz wiem, żem chciał dojść do ciebie
błędną drogą, więc ci powiadam: wróć do
Pomponii Grecyny i bądź pewna, że odtąd nikt nie podniesie
na ciebie ręki.
A jej
twarz posmutniała nagle.
-
Byłabym szczęśliwa - odrzekła - gdybym ją choć z
daleka mogła zobaczyć, ale wrócić do niej już nie
mogę.
-
Dlaczego? - zapytał ze zdziwieniem Winicjusz. - My, chrześcijanie,
wiemy przez Akte, co się na Palatynie dzieje. Zaliś nie
słyszał, że cezar wkrótce po mojej ucieczce, a przed swym
wyjazdem do Neapolis, wezwał Aulusa i Pomponię - i mniemając,
że mi pomogli, groził im swym gniewem. Szczęściem Aulus
mógł mu odrzec: "Wiesz, panie, że nigdy kłamstwo nie
przeszło mi przez usta; otóż przysięgam ci, żeśmy
jej nie pomogli do ucieczki i że równie jak ty nie wiemy, co
się z nią stało." I cezar uwierzył, a potem
zapomniał - ja zaś z porady starszych nigdy nie pisałam do
matki, gdzie jestem, by zawsze śmiało mogła zaprzysiąc,
że nic o mnie nie wie. Ty może tego nie pojmiesz, Winicjuszu, ale nam
kłamać nie wolno, nawet gdyby o życie chodziło. Taka jest
nasza nauka, do której chcemy stosować serca, więc nie
widziałam Pomponii od czasu, gdym opuściła jej dom, ją
zaś zaledwie od czasu do czasu dolatywały dalekie echa, że
żyję i żem bezpieczna.
Tu
porwała ją tęsknota, bo oczy jej zrosiły się
łzami, lecz wkrótce uspokoiła się i rzekła:
- Wiem,
że i Pomponia tęskni za mną, my jednak mamy nasze pociechy,
których nie mają inni.
- Tak -
odrzekł Winicjusz - waszą pociechą Chrystus, ale ja tego nie
rozumiem.
- Patrz na
nas: niema dla nas rozłączeń, nie ma boleści i
cierpień, a jeśli przyjdą, to zmieniają się w
radość. I śmierć sama, która dla was jest
końcem życia, dla nas jest tylko jego początkiem i zmianą
gorszego szczęścia na lepsze, mniej spokojnego na spokojniejsze i
wieczyste. Zważ, jaką musi być nauka, która nakazuje nam
miłosierdzie nawet względem nieprzyjaciół, broni
kłamstwa, oczyszcza dusze nasze od złości i obiecuje po
śmierci szczęście nieprzebrane.
-
Słyszałem to w Ostrianum i widziałem, jak
postąpiliście ze mną i z Chilonem, a gdy o tym myślę,
dotychczas zdaje mi się, że to sen i że ni uszom, ni oczom nie
powinienem wierzyć. Lecz ty mi odpowiedz na inne pytanie:
jestżeś szczęśliwa?
- Tak! -
odrzekła Ligia. - Wyznając Chrystusa nie mogę być
nieszczęśliwą.
Winicjusz
spojrzał na nią, jak gdyby to, co mówiła,
przechodziło całkiem miarę ludzkiego rozumowania. - I nie
chciałabyś wrócić do Pomponii?
-
Chciałabym z całej duszy i wrócę, jeśli taka
będzie wola Boga.
- Więc
ci mówię: wróć, a ja ci przysięgnę na moje
lary, że nie podniosę na ciebie ręki.
Ligia
zamyśliła się przez chwilę, po czym odrzekła: - Nie.
Nie mogę bliskich moich podać na niebezpieczeństwo. Cezar nie
kocha rodu Plaucjuszów. Gdybym wróciła - ty wiesz, jak przez
niewolników rozchodzi się każda wiadomość po Rzymie
- więc i mój powrót stałby się rozgłośny
w mieście, i Nero dowiedziałby się o nim przez swoich niewolników
niewątpliwie. Wówczas skarałby Aulusów, a co najmniej
odebrałby mnie im znowu.
- Tak - rzekł
marszcząc brwi Winicjusz - to by być mogło. Uczyniłby to
choćby dlatego, by okazać, że woli jego musi się stać
zadosyć. Prawda jest, że on tylko zapomniał o tobie lub nie
chciał myśleć mniemając, że nie jemu, ale mnie
stała się ujma. Lecz może... odjąwszy cię Aulusom...
oddałby mnie, a ja wróciłbym cię Pomponi.
Lecz ona
zapytała ze smutkiem:
-
Winicjuszu, czy chciałbyś mnie widzieć znów na Palatynie?
On
zaś zacisnął zęby i odrzekł:
- Nie.
Masz słuszność. Mówiłem jak głupiec! Nie! I
nagle ujrzał przed sobą jakby przepaść bez dna. Był
patrycjuszem, był trybunem wojskowym, był człowiekiem
potężnym, ale nad wszystkimi potęgami tego świata, do
którego należał, stał przecie szaleniec, którego
ni woli, ni złośliwości niepodobna było przewidzieć.
Nie liczyć się z nim, nie bać się go mogli chyba tacy
ludzie jak chrześcijanie, dla których cały ten świat,
jego rozłąki, cierpienia i śmierć sama była niczym.
Wszyscy inni musieli drżeć przed nim. Groza czasów, w
których żyli, ukazała się Winicjuszowi w całej swej
potwornej rozciągłości. Nie mógł oto oddać
Ligii Aulusom z obawy, by potwór nie przypomniał sobie jej i nie
zwrócił na nią swego gniewu; z tego samego powodu, gdyby
ją teraz wziął za żonę, mógł narazić
ją, siebie i Aulusów. Chwila złego humoru wystarczała, by
zgubić wszystkich. Winicjusz po raz pierwszy w życiu poczuł,
że albo świat musi się zmienić i przerodzić, albo
życie stanie się zgoła niemożliwe. Zrozumiał
również to, co przed chwilą jeszcze było dla niego
ciemne, że w takich czasach jedni tylko chrześcijanie mogli być
szczęśliwi.
Lecz
przede wszystkim chwycił go żal, gdyż zrozumiał i to,
że to on sam tak poplątał życie sobie i Ligii, iż z
tej plątaniny nie było prawie wyjścia. I pod wpływem tego
żalu począł mówić:
- Czy ty
wiesz, żeś ty szczęśliwsza ode mnie? Ty w ubóstwie i
w tej jednej izbie wśród prostaków miałaś
swoją naukę i swego Chrystusa, ja zaś mam tylko ciebie i gdy mi
cię zbrakło, byłem jak nędzarz, który nie ma ni dachu
nad sobą, ni chleba. Tyś mi droższa niż cały
świat. Szukałem cię, bom nie mógł żyć bez
ciebie. Nie chciałem ni uczt, ni snu. Gdyby nie nadzieja, że cię
znajdę, byłbym się rzucił na miecz. Ale boję się
śmierci, bo nie mógłbym na ciebie patrzeć.
Mówię ci szczerą prawdę, iż nie potrafię bez
ciebie żyć i dotąd żyłem tylko nadzieją, że
cię znajdę i zobaczę. Czy pamiętasz nasze rozmowy u
Aulusów? Raz nakreśliłaś mi rybę na piasku, a jam
nie rozumiał, co to znaczy. Pamiętasz, jak bawiliśmy się w
piłkę? Kochałem cię już wówczas nad życie,
a i ty poczęłaś się domyślać, że cię
kocham... Nadszedł Aulos, straszył nas Libityną i przerwał
nam rozmowę. Pomponia powiedziała na pożegnanie Petroniuszowi,
że Bóg jest jeden, wszechmocny i miłosierny, ale nam ani do
głowy nie przyszło, że waszym Bogiem jest Chrystus. Niech mi
odda ciebie, a pokocham Go, choć wydaje mi się Bogiem
niewolników, cudzoziemców i nędzarzy. Ty siedzisz przy mnie
i myślisz o Nim tylko.
Myśl
i o mnie, bo inaczej Go znienawidzę. Dla mnie tyś jedna
bóstwem. Błogosławiony ojciec twój i matka,
błogosławiona ziemia, która cię wydała.
Chciałbym objąć twoje nogi i modlić się do ciebie,
tobie składać cześć, tobie ofiary, tobie pokłony - ty
trzykroć boska! Ty nie wiesz, ty nie możesz wiedzieć, jak ja cię kocham...
Tak
mówiąc pociągnął ręką po pobladłym
czole i przymknął oczy. Natura jego nie znała nigdy tamy, tak w
gniewie, jak i w miłości. Mówił z uniesieniem, jak
człowiek, który przestawszy nad sobą panować nie chce
liczyć się z żadną miarą ni w słowach, ni w czci.
Lecz mówił z głębi duszy i szczerze. Czuć było,
że ból, zachwyt, żądza i uwielbienie, nagromadziwszy
się w jego piersi, buchnęły wreszcie niepowstrzymanym potokiem
słów. Ligii słowa jego wydały się bluźniercze,
a jednak serce jej poczęło bić, jakby chciało rozerwać
krępującą piersi tunikę. Nie mogła oprzeć
się litości nad nim i nad jego męką. Wzruszyła ją
cześć, z jaką do niej mówił. Czuła się
kochaną i ubóstwianą bez granic, czuła, że ten
nieugięty i niebezpieczny człowiek należy teraz do niej
duszą i ciałem, jak niewolnik, i to poczucie jego pokory,
własnej potęgi napełniło ją szczęściem.
Wspomnienia jej ożyły w jednej chwili. Był to dla niej
znów ten przepyszny i piękny, jak pogański bóg,
Winicjusz, który w domu Aulusów mówił jej o
miłości. i budził jak ze snu jej półdziecinne
naówczas serce; ten sam, którego pocałunki czuła jeszcze
na ustach i z którego objęć wyrwał ją na Palatynie
Ursus, jakby ją wyrwał z płomienia. Tylko obecnie, z zachwytem,
a zarazem z bólem w swojej orlej twarzy, z pobladłym czołem i
błagalnym wyrazem oczu, ranny, złamany miłością,
kochający, pełen ubóstwienia i pokory, wydał się jej
takim, jakim go chciała mieć wówczas i jakiego byłaby
pokochała całą duszą, a więc droższym niż
kiedykolwiek.
I nagle zrozumiała, że może
przyjść chwila, w której jego miłość ogarnie i
porwie ją jak wicher, a poczuwszy to doznała takiego samego
wrażenia, jakiego przed chwilą doznał on: mianowicie, że
stoi nad brzegiem przepaści. Na toż porzuciła dom
Aulusów? Na toż ratowała się ucieczką? Na toż
kryła się tyle czasu w nędznych dzielnicach miasta? Kto był
ów Winicjusz? Augustianin, żołnierz i dworzanin Nerona!
Wszakże brał udział w jego rozpuście i szaleństwach,
jak świadczyła o tym ta uczta, której Ligia nie mogła
zapomnieć; wszakże chodził razem z innymi do
świątyń i składał ofiary bezecnym bogom, w
których może i nie wierzył, ale oddawał im jednak
cześć urzędową. Wszakże ją ścigał po
to, by z niej uczynić swoją niewolnicę i kochankę, a
zarazem wtrącić ją w ów straszny świat zbytku, rozkoszy,
zbrodni i bezeceństw, wołających o gniew i pomstę
Bożą. Wydawał się wprawdzie zmieniony, ale przecie dopiero
co sam jej rzekł, że jeśli będzie więcej
myślała o Chrystusie niż o nim, to gotów Go
znienawidzić. Ligii wydało się, że sama myśl o
jakiejkolwiek innej miłości, niż miłość do
Chrystusa, jest już grzechem przeciw Niemu i przeciw nauce, gdy więc
spostrzegła, że na dnie jej duszy mogą się zbudzić
inne uczucia i pragnienia, chwyciła ją trwoga przed własną
przyszłością i własnym sercem.
Na tę chwilę wewnętrznej
rozterki trafił Glaukus, który przyszedł opatrzyć chorego
i zbadać jego zdrowie. Na twarzy Winicjusza w mgnieniu oka odbił
się gniew i zniecierpliwienie. Zły był, iż mu przerwano
rozmowę z Ligią, i gdy Glaukus począł zadawać mu
pytania, odpowiadał niemal z pogardą. Wprawdzie pomiarkował
się wkrótce, lecz jeśli Ligia miała jakiekolwiek złudzenia,
że to, co słyszał na Ostrianum, mogło podziałać
na jego nieużytą naturę, to złudzenia owe musiały
pierzchnąć. Zmienił się tylko dla niej, lecz poza tym
jednym uczuciem pozostało mu w piersi dawne surowe i samolubne, prawdziwie
rzymskie i zarazem wilcze serce, niezdolne nie tylko do uczucia słodkiej
nauki chrieścijańskiej, ale nawet i wdzięczności.
Odeszła wreszcie, pełna
wewnętrznej troski i niepokoju. Niegdyś w modlitwie ofiarowała
Chrystusowi serce pogodne i istotnie czyste jak łza. Teraz pogoda ta
była zmącona. Do wnętrza kwiatu dostał się jadowity
robak i począł w nim huczeć. Nawet sen, mimo nieprzespanych
dwóch nocy, nie przyniósł jej ukojenia. Śniło jej
się, że na Ostrianum Nero na czele orszaku augustianów,
bachantek, korybantów i gladiatorów tratuje uwieńczonym w
róże wozem tłumy chrześcijan, a Winicjusz chwyta ją
w ramiona, wciąga na kwadrygę i cisnąc ją do piersi,
szepce: "Pójdź z nami!"
|