Petroniusz odszedł do domu
wzruszając ramionami i niezadowolony mocno. Spostrzegł teraz i on,
że przestali się z Winicjuszem rozumieć i że dusze ich
rozbiegły się zupełnie. Niegdyś Petroniusz miał nad
młodym żołnierzem ogromny wpływ. Był mu we wszystkim
wzorem i często kilka ironicznych słów z jego strony
wystarczało, by Winicjusza od czegoś powstrzymać lub do
czegoś popchnąć. Obecnie nie zostało z tego nic, tak
dalece, że Petroniusz nie próbował nawet dawnych
sposobów, czując, że jego dowcip i ironia ześlizną
się beż żadnego skutku po nowych pokładach, jakie na
duszę Winicjusza nałożyła miłość i
zetknięcie się z niepojętym światem
chrześcijańskim. Doświadczony sceptyk rozumiał, że
stracił klucz do tej duszy. Przejmowało go też to
niezadowoleniem, a nawet i obawą, którą spotęgowały
jeszcze wypadki tej nocy. "Jeśli to ze strony Augusty nie
przemijające zachcenie, lecz trwalsza żądza - myślał
Petroriusz - to będzie jedno z dwojga: albo Winicjusz jej się nie
oprze i może być przez lada wypadek zgubiony, albo, co dziś do
niego podobne, oprze się i w takim razie będzie zgubiony na pewno, a
z nim mogę być i ja, choćby dlatego, że jestem jego krewnym
i że Augusta, objąwszy niechęcią całą
rodzinę, przerzuci wagę swego wpływu na stronę
Tygellina..." I tak, i tak było źle. Petroniusz był
człowiekiem odważnym i śmierci się nie bał, ale nie
spodziewając się od niej niczego, nie chciał jej wywoływać.
Po długim namyśle postanowił wreszcie, że najlepiej i
najbezpieczniej będzie wyprawić Winicjusza z Rzymu w
podróż. Ach, gdyby mógł dać mu w dodatku na
drogę Ligię, byłby to z radością uczynił. Lecz i
tak spodziewał się, że nie będzie mu go zbyt trudno
namówić. Wówczas rozpuściłby na Palatynie
wieść o chorobie Winicjusza i odsunąłby
niebezpieczeństwo zarówno od niego, jak i od siebie. Augusta
ostatecznie nie wiedziała, czy była przez Winicjusza poznana;
mogła przypuszczać, że nie, więc jej miłość
własna dotychczas niezbyt ucierpiała. Inaczej mogło być
jednak w przyszłości i należało temu zapobiec. Petroniusz
chciał przede wszystkim wygrać na czasie, rozumiał bowiem,
że skoro raz cezar ruszy do Achai, wówczas Tygellinus, który
się na niczym z zakresu sztuki nie rozumiał, zejdzie na drugi plan i
straci swój wpływ. W Grecji Petroniusz pewien był
zwycięstwa nad wszystkimi współzawodnikami.
Tymczasem postanowił czuwać nad
Winicjuszem i zachęcać go do podróży. Przez
kilkanaście dni rozmyślał nawet nad tym, że gdyby
wyrobił u cezara edykt wypędzający chrześcijan z Rzymu, to
Ligia opuściłaby go razem z innymi wyznawcami Chrystusa, a za
nią i Winicjusz. Wówczas nie potrzeba by go namawiać. Sama
zaś rzecz była możliwa. Wszakże nie tak dawno jeszcze, gdy
Żydzi wszczęli rozruchy z nienawiści do chrześcijan,
Klaudiusz cezar, nie umiejąc odróżnić jednych od drugich,
wypędził Żydów. Czemu by zatem Nero nie miał
wypędzić chrześcijan? W Rzymie byłoby przestronniej.
Petroniusz po owej "pływającej uczcie" widywał
codziennie Nerona i na Palatynie, i w innych domach. Podsunąć mu
podobną myśl było łatwo, bo cezar nie opierał się
nigdy namowom przynoszącym komuś zgubę lub szkodę. Po
dojrzałym zastanowieniu Petroniusz ułożył sobie cały
plan. Oto wyprawi u siebie ucztę i na niej skłoni cezara do wydania
edyktu. Miał nawet niepłonną nadzieję, że cezar jemu.
powierzy wykonanie. Wówczas wyprawiłby Ligię, ze wszystkimi
należnymi kochance Winicjusza względami, na przykład do Baiae i
niechby się tam kochali i bawili w chrześcijaństwo, ile by im
się podobało.
Tymczasem odwiedzał Winicjusza
często; raz dlatego, że przy całym swym rzymskim egoizmie nie
mógł się pozbyć przywiązania do niego, a po
wtóre, by namawiać go do podróży. Winicjusz udawał
chorego i nie pokazywał się na Palatynie, gdzie co dzień
powstawały inne zamiary. Pewnego dnia wreszcie Petroniusz
usłyszał z własnych ust cezara, że wybiera się
stanowczo za trzy dni do Ancjum, i zaraz nazajutrz poszedł zawiadomić
o tym Winicjusza.
Lecz ów pokazał mu listę
osób zaproszonych do Ancjum, którą rano
przyniósł mu wyzwoleniec cezara.
- Jest na niej moje nazwisko - rzekł -
jest i twoje. Wróciwszy zastaniesz taką samą u siebie.
- Gdyby mnie nie było między
zaproszonymi -odpowiedział Petroniusz - to by znaczyło, że
trzeba umrzeć, nie spodziewam się zaś, by to nastąpiło
przed podróżą do Achai. Będę tam Neronowi zbyt
potrzebny.
Po czym przejrzawszy listę rzekł:
- Ledwośmy przybyli do Rzymu, trzeba
znów opuścić dom i wlec się do Ancjum. Ale trzeba! Bo to
nie tylko zaproszenie, to zarazem rozkaz.
- A gdyby kto nie posłuchał?
- Dostałby innego rodzaju wezwanie: by
się wybrał w znacznie dłuższą podróż, w
taką, z której się nie wraca. Co za szkoda, żeś nie
posłuchał mojej rady i nie wyjechał, póki był czas.
Teraz musisz do Ancjum.
- Teraz muszę do Ancjum... Patrzże,
w jakich my czasach żyjemy i jakimi podłymi jesteśmy
niewolnikami.
- Czyś
to dziś dopiero spostrzegł?
- Nie. Ale
widzisz, tyś mi dowodził, że nauka chrześcijańska jest
nieprzyjaciółką życia, bo nakłada na nie więzy.
A czyż mogą być twardsze niż te, które nosimy?
Tyś mówił: "Grecja stworzyła mądrość
i piękność, a Rzym moc." Gdzież nasza moc?
-
Zawołaj sobie Chilona. Nie mam dziś żadnej ochoty do
filozofowania. Na Herkulesa! Nie ja stworzyłem te czasy i nie ja za nie odpowiadam.
Mówmy o Ancjum. Wiedz, że czeka cię tam wielkie
niebezpieczeństwo i że lepiej by może było dla ciebie
zmierzyć się z tym Ursusem, który zdławił Krotona,
niż tam jechać, a jednak nie możesz nie jechać.
Winicjusz
skinął niedbale dłonią i rzekł:
-
Niebezpieczeństwo! My wszyscy brodzimy w mroku śmierci i co chwila
jakaś głowa zanurza się w ów mrok.
- Czy mam ci
wyliczać wszystkich, którzy mieli trochę rozumu i dlatego mimo
czasów Tyberiusza, Kaliguli, Klaudiusza i Nerona dożyli
osiemdziesięciu lub dziewięćdziesięciu lat? Niech ci za
przykład posłuży choćby tylko taki Domicjusz Afer. Ten
zestarzał się spokojnie, choć całe życie był
złodziejem i łotrem.
- Może
dlatego! może właśnie dlatego! - odpowiedział Winicjusz.
Po czym
jął przeglądać listę i rzekł:
- Tygellinus,
Watyniusz, Sekstus Afrykanus, Akwilinus Regulus, Suiliusz Nerulinus, Epriusz
Marcellus, i tak dalej! Co za zbiór hołoty i łotrów!...
I powiedzieć, że to rządzi światem!... Czy nie lepiej by im
przystało obwozić jakieś egipskie albo syryjskie bóstwo
po miasteczkach, brząkać w sistry i zarabiać na chleb
wróżbiarstwem albo skokami?...
- Lub
pokazywać uczone małpy, rachujące psy albo osła
dmuchającego we flet - dodał Petroniusz. - Wszystko to prawda, ale
mówmy o czymś ważniejszym. Zbierz uwagę i słuchaj
mnie: opowiadałem na Palatynie, żeś chory i nie możesz
opuszczać domu, tymczasem nazwisko twoje znajduje się jednak na
liście, co dowodzi, że ktoś nie uwierzył moim opowiadaniom
i postarał się o to umyślnie. Neronowi nic na tym nie
zależało, albowiem jesteś dla niego żołnierzem, z którym
co najwyżej można gadać o gonitwach w cyrku i który o
poezji i muzyce nie ma pojęcia. Otóż o umieszczenie twego
nazwiska postarała się chyba Poppea, a to znaczy, że jej
żądza ku tobie nie była przemijającym zachceniem i że
pragnie cię zdobyć.
- Odważna z
niej Augusta!
- Odważna
zaiste, bo może się zgubić bez ratunku. A niechby Wenus
natchnęła ją jak najprędzej inną
miłością, ale póki chce jej się ciebie, musisz
zachować jak największe ostrożności. Miedzianobrodemu ona
już poczyna powszednieć, woli już dziś Rubrię lub
Pitagorasa, lecz przez samą miłość własną
wywarłby na was najstraszniejszą zemstę.
- W gaju nie
wiedziałem, że to ona do mnie mówiła, ale
przecieżeś podsłuchiwał i wiesz, co jej
odpowiedziałem: że kocham inną i że jej nie chcę.
- A ja cię
zaklinam na wszystkich bogów podziemnych, nie trać tej resztki
rozumu, którą ci jeszcze chrześcijanie zostawili. Jak
można się wahać mając wybór między zgubą
prawdopodobną a pewną? Zali nie mówiłem ci już,
że gdybyś zranił miłość własną Augusty,
nie byłoby dla ciebie ratunku? Na Hades! Jeśli ci życie
zbrzydło, to lepiej sobie zaraz żyły otwórz lub rzuć
się na miecz, bo gdy obrazisz Poppeę, może cię spotkać
śmierć mniej lekka. Niegdyś przyjemniej było z tobą
mówić! O co właściwie ci chodzi? Czy cię
ubędzie? Czy ci to przeszkodzi kochać twoją Ligię?
Pamiętaj przy tym, że Poppea widziała ją na Palatynie i
że nietrudno jej się będzie domyśleć, dla kogo
odrzucasz tak wysokie łaski. A wówczas wydobędzie ją
choćby spod ziemi. Zgubisz nie tylko siebie, ale i Ligię, rozumiesz?
Winicjusz
słuchał, jakby myśląc o czym innym, i wreszcie rzekł:
- Ja muszę
ją widzieć. - Kogo? Ligię?
- Ligię.
- Wiesz, gdzie
ona jest? - Nie.
- Więc
zaczniesz znów szukać jej po starych cmentarzach i na Zatybrzu?
- Nie wiem, ale
muszę ją widzieć.
- Dobrze.
Jakkolwiek jest chrześcijanką, może się okaże, iż
jest rozsądniejsza od ciebie, a okaże się to z
pewnością, jeśli nie chce twojej zguby.
Winicjusz
ruszył ramionami.
-
Wyratowała mnie z rąk Ursusa.
- W takim razie
spiesz się, bo Miedzianobrody nie będzie zwlekał z wyjazdem.
Wyroki śmierci może wydawać i z Ancjum.
Lecz Winicjusz
nie słuchał. Zajmowała go tylko jedna myśl: zobaczenia
się z Ligią, więc począł rozmyślać nad
sposobami.
Tymczasem
zdarzyła się okoliczność, która, mogła
usunąć wszystkie trudności. Oto nazajutrz przyszedł
niespodzianie do niego Chilo.
Przyszedł
nędzny i obdarty, z oznakami głodu w twarzy i w podartym
łachmanie, służba jednak, która miała dawniej rozkaz
puszczania go o każdej porze dnia i nocy, nie śmiała go
wstrzymywać, tak że wszedł prosto do atrium i stanąwszy
przed Winicjuszem, rzekł:
- Niech ci
bogowie dadzą nieśmiertelność i podzielą się z
tobą władzą nad światem.
Winicjusz w
pierwszej chwili miał ochotę kazać wyrzucić go za drzwi.
Lecz przyszła mu myśl, że może Grek wie coś o Ligii, i
ciekawość przemogła obrzydzenie.
- To ty? -
spytał. - Co się z tobą dzieje? .
-
Źle, synu Jowisza - odpowiedział Chilon. - Prawdziwa cnota to towar,
o który nikt dziś nie zapyta, i prawdziwy mędrzec musi
być rad i z tego, jeśli raz na pięć dni ma za co kupić
baranią głowę u rzeźnika, którą ogryza na
poddaszu, popijając łzami. Ach, panie! Wszystko, coś mi
dał, wydałem na. księgi u Atraktusa, a potem okradziono mnie,
zniszczono; niewolnica, która miała spisywać moją
naukę, uciekła zabrawszy resztę tego, czym twoja
wspaniałomyślność mnie obdarzyła. Nędzarz jestem,
alem pomyślał sobie: do kogóż mam się udać,
jeśli nie do ciebie, Serapisie, którego kocham, ubóstwiam i
za którego narażałem życie moje!
- Po
coś przyszedł i co przynosisz?
- Po
pomoc, Baalu, a przynoszę ci moją nędzę, moje łzy,
moją miłość i wreszcie wiadomości, które przez
miłość dla ciebie zebrałem. Pamiętasz, panie, com ci w
swoim czasie mówił, że odstąpiłem niewolnicy
boskiego Petroniusza jedną nitkę z przepaski Wenery w Pafos?...
Dowiadywałem się teraz, czy jej to pomogło, i ty, synu
Słońca, który wiesz, co się w tamtym domu dzieje, wiesz
także, czym jest tam Eunice. Mam jeszcze taką jedną nitkę.
Zachowałem ją dla ciebie, panie.
Tu
przerwał spostrzegłszy gniew zbierający się w brwiach
Winicjusza i chcąc uprzedzić wybuch rzekł prędko:
- Wiem,
gdzie mieszka boska Ligia, wskażę ci, panie, dom i zaułek.
Winicjusz
potłumił wzruszenie, jakim przejęła go ta
wiadomość, i rzekł:
- Gdzie
ona jest?
- U
Linusa, starszego kapłana chrześcijan. Ona tam jest wraz z Ursusem, a
ten po dawnemu chodzi do młynarza, który zwie się tak jak
twój dyspensator, panie, Demas... Tak, Demas!... Ursus pracuje nocami,
więc otoczywszy dom w nocy, nie znajdzie się go... Linus jest
stary... a w domu prócz niego są tylko jeszcze starsze dwie
niewiasty.
-
Skąd to wszystko wiesz?
-
Pamiętasz, panie, że chrześcijanie mieli mnie w swym ręku i
oszczędzili. Glaukus myli się wprawdzie, mniemając, żem ja
przyczyną jego nieszczęść, ale uwierzył w to nieborak
i wierzy dotąd, a jednak oszczędzili mnie! Więc nie dziw
się, panie, że wdzięczność napełniła mi
serce. Jam człowiek z dawnych, lepszych czasów. Zatem
myślałem: mamże zaniechać moich przyjaciół i
dobroczyńców? Zali nie byłoby zatwardziałością
nie zapytać o nich, nie wywiedzieć się, co się z nimi
dzieje, jak im służy zdrowie i gdzie mieszkają? Na pessinuncką
Cybelę! nie ja jestem do tego zdolny. Wstrzymywała mnie z
początku obawa, żeby źle nie zrozumieli mych zamiarów.
Ale miłość, jaką do nich miałem, okazała się
większą od obawy, a zwłaszcza dodała mi otuchy ta
łatwość, z jaką ani przebaczają wszelkie krzywdy.
Przede wszystkim jednak myślałem o tobie, panie. Ostatnia nasza
wyprawa zakończyła się porażką, a czyż taki syn
Fortuny może pogodzić się z tą myślą? Więc
przygotowałem ci zwycięstwo. Dom stoi osobno. Możesz go
kazać otoczyć niewolnikom tak, że i mysz się nie
wyśliźnie. O, panie, panie! od ciebie zależy tylko, by jeszcze
dzisiejszej nocy ta wielkoduszna królewna znalazła się w domu
twoim. Ale jeśli się to stanie, pomyśl, że przyczynił
się do tego bardzo biedny i zgłodniały syn mojego ojca.
Winicjuszowi
krew napłynęła do głowy. Pokusa raz jeszcze
wstrząsnęła całym jego jestestwem. Tak jest! To był
sposób i tym razem sposób pewny. Gdy raz będzie miał
Ligię u siebie, któż zdoła mu ją odjąć?
Gdy raz uczyni Ligię swoją kochanką, cóż jej
pozostanie innego, jak zostać nią na zawsze? I niech zginą
wszelkie nauki! Co dla niego będą znaczyli wówczas
chrześcijanie, razem z ich miłosierdziem i posępną
wiarą? Zali nie czas otrząsnąć się z tego wszystkiego?
Zali nie czas rozpocząć żyć, jak wszyscy żyją? Co
następnie uczyni Ligia, jak pogodzi swój los z nauką,
którą wyznaje, to również rzecz mniejsza. To są
rzeczy bez wagi! Przede wszystkim będzie jego, i to dziś jeszcze. A i
to pytanie, czy się w jej duszy ostoi owa nauka wobec tego nowego dla niej
świata, wobec rozkoszy i uniesień, którym musi się
poddać? A stać się to może jeszcze dziś.
Dość zatrzymać Chilona i wydać o zmroku rozkazy. I potem
radość bez końca! "Czym było moje życie? -
myślał Winicjusz. - Cierpieniem, niezaspokojoną
żądzą i zadawaniem sobie ciągłych pytań bez
odpowiedzi." W ten
sposób
przetnie i skończy się wszystko. Przypomniał sobie wprawdzie,
że przyrzekł jej, iż nie wzniesie na nią ręki. Ale na
cóż przysięgał? Nie na bogów, bo w nich już
nie wierzył, nie na Chrystusa, bo w niego jeszcze nie wierzył.
Zresztą, jeśli będzie się czuła pokrzywdzona,
zaślubi ją i w ten sposób wynagrodzi jej krzywdę. Tak! do
tego czuje się zobowiązanym, bo przecież zawdzięcza jej
życie. Tu przypomniał mu się ów dzień, w
którym wraz z Krotonem wpadł do jej schronienia; przypomniał
sobie wzniesioną nad sobą pięść Ursusa i wszystko, co
nastąpiło potem. Ujrzał ją znów schyloną nad
jego łożem, przebraną w strój niewolnicy, piękną
jak bóstwo, dobroczynną i uwielbioną. Oczy jego mimo woli
przeniosły się na lararium i na ów krzyżyk, który
zostawiła mu odchodząc. Zali jej za to wszystko zapłaci nowym
zamachem? Zali będzie ją ciągał za włosy do cubiculum
jak niewolnicę? I jakże potrafi to uczynić, skoro nie tylko jej
pożąda, ale ją kocha, a kocha za to właśnie, że
jest taką, jaką jest? I nagle uczuł, że nie dość
mu ją mieć w domu, nie dość chwycić przemocą w
ramiona i że jego miłość chce już czegoś
więcej, to jest: jej zgody, jej kochania i jej duszy.
Błogosławiony ten dach, jeśli ona wejdzie pod niego dobrowolnie,
błogosławiona chwila, błogosławiony dzień,
błogosławione życie. Wówczas szczęście obojga
będzie jako morze nieprzebrane i jako słońce. Ale porwać
ją przemocą byłoby to zabić na wieki takie
szczęście, a zarazem zniszczyć, splugawić i zohydzić
to, co jest najdroższe i jedynie ukochane w życiu.
Zgroza
przejęła go teraz na samą myśl o tym. Spojrzał na
Chilona, który, wpatrując się w niego, zasunął
rękę pod łachman i drapał się niespokojnie, po czym
przejęło go niewypowiedziane obrzydzenie i chęć zdeptania
tego dawnego pomocnika tak, jak depce się plugawe robactwo lub jadowitego
węża. Po chwili wiedział już, co ma uczynić. Lecz nie
znając w niczym miary, a idąc za popędem swej srogiej rzymskiej
natury, zwrócił się do Chilona i rzekł:
- Nie
uczynię tego, co mi radzisz, byś jednak nie odszedł bez nagrody,
na jaką zasługujesz, każę ci dać trzysta rózeg
w domowym ergastulum.
Chilo
zbladł. W pięknej twarzy Winicjusza tyle było zimnej
zawziętości, iż ani chwili nie mógł się
łudzić nadzieją, by obiecana zapłata była tylko
okrutnym żartem.
Więc
rzucił się w jednej chwili na kolana i zgiąwszy się
począł jęczeć przerywanym głosem:
- Jak to,
królu perski? za co?... Piramido łaski! Kolosie miłosierdzia!
za co?... Jam stary, głodny, nędzny... Służyłem ci.
Tak-że się odwdzięczasz?...
- Jak ty
chrześcijanom - odparł Winicjusz. I zawołał dyspensatora.
Lecz Chilo
skoczył do jego nóg i objąwszy je konwulsyjnie,
wołał jeszcze, z twarzą pokrytą śmiertelną
bladością:
- Panie,
panie!... Jam stary! Pięćdziesiąt, nie trzysta...
Pięćdziesiąt dosyć!... Sto, nie trzysta!... Litości!
litości!
Winicjusz
odtrącił go nogą i wydał rozkaz. W mgnieniu oka za
dyspensatorem wbiegło dwóch silnych Kwadów, którzy,
porwawszy Chilona za resztki włosów, okręcili mu
głowę jego własnym łachmanem. i powlekli go do ergastulum.
- W imię
Chrystusa!... - zawołał Grek we drzwiach do korytarza.
Winicjusz
został sam. Wydany rozkaz podniecił go i ożywił. Tymczasem
starał się zebrać rozpierzchłe myśli i
przyprowadzić je do ładu. Czuł wielką ulgę, i
zwycięstwo, jakie nad sobą odniósł,
nąpełniało go otuchą. Zdawało mu się, że
uczynił jakiś wielki krok ku Ligii i że powinna go spotkać
za to jakaś nagroda. W pierwszej chwili nie przyszło mu nawet na
myśl, jak ciężkiej dopuścił się
niesprawiedliwości względem Chilona i że kazał go
smagać za to samo, za co przedtem nagradzał. Nadto był jeszcze
Rzymianinem, by go miał boleć cudzy ból i by miał
zaprzątać swą uwagę jednym nędznym Grekiem. Gdyby
nawet był pomyślał o tym, sądziłby, iż
postąpił słusznie, rozkazawszy ukarać nikczemnika. Lecz on
myślał o Ligii i mówił jej: "Nie zapłacę
ci złem za dobre, a gdy się kiedyś dowiesz, jak
postąpiłem z tym, który chciał mnie namówić
do podniesienia na ciebie ręki, będziesz mi za to
wdzięczna." Tu jednak zastanowił się, czy Ligia
pochwaliłaby jego postępek z Chilonem. Wszakże nauka,
którą ona wyznaje, każe przebaczać; wszak
chrześcijanie przebaczyli nędznikowi, choć większe mieli do
zemsty powody. Wówczas dopiero ozwał mu się w duszy krzyk: "W
imię Chrystusa!" Przypomniał sobie, że podobnym okrzykiem
Chilo wykupił się z rąk Liga, i postanowił darować mu
resztę kary.
W tym celu
miał właśnie zawołać dyspensatora, gdy ten sam
stanął przed nim i rzekł:
- Panie,
ów starzec omdlał, a może i umarł. Czy mam kazać go
ćwiczyć dalej?
-
Ocucić go i stawić przede mną.
Rządca
atrium znikł za zasłoną, lecz cucenie nie musiało
iść łatwo, albowiem Winicjusz czekał jeszcze czas
długi i poczynał się już niecierpliwić, gdy wreszcie
niewolnicy wprowadzili Chilona i na znak dany sami cofnęli się
natychmiast.
Chilo
blady był jak płótno i wzdłuż nóg jego
spływały na mozaikę atrium nitki krwi. Był jednak przytomny
i padłszy na kolana począł mówić z
wyciągniętymi rękoma:
-
Dzięki ci, panie! Jesteś miłosierny i wielki.
- Psie -
rzekł Winicjusz - wiedz, żem ci przebaczył dla tego Chrystusa,
któremu i sam życie zawdzięczam.
- Będę
służył, panie, Jemu i tobie.
- Milcz i
słuchaj. Wstań! Pójdziesz ze mną i pokażesz mi dom,
w którym mieszka Ligia.
Chilo
zerwał się, lecz zaledwie stanął na nogach, pobladł
jeszcze śmiertelniej i rzekł mdlejącym głosem: - Panie, jam
naprawdę głodny.. Pójdę, panie, pójdę! lecz
nie mam sił... Każ mi dać choć resztki z misy twego psa, a
pójdę!
Winicjusz
kazał mu dać jeść, sztukę złota i płaszcz.
Lecz Chilo, którego osłabiły razy i głód, nie
mógł iść nawet po posiłku, choć strach
podnosił mu włosy na głowie, by Winicjusz nie wziął
jego osłabienia za opór i nie kazał go smagać na nowo.
- Niech jeno wino mnie rozgrzeje -
powtarzał szczękając zębami - będę
mógł iść zaraz, choćby do Wielkiej Grecji.
Jakoż po pewnym czasie odzyskał
trochę sił i wyszli. Droga była długa. Linus bowiem
mieszkał, jak większa część chrześcijan, na
Zatybrzu, niedaleko od domu Miriam. Chilo pokazał wreszcie Winicjuszowi
osobny mały domek, otoczony murem pokrytym całkiem przez bluszcze, i
rzekł:
- To tu, panie.
- Dobrze - rzekł Winicjusz - idź
teraz precz, ale pierwej posłuchaj, co ci powiem: zapomnij, żeś
mi służył; zapomnij, gdzie mieszka Miriam, Piotr i Glaukus;
zapomnij również o tym domu i o wszystkich chrześcijanach.
Przyjdziesz każdego miesiąca do mego domu, gdzie Demas wyzwoleniec
będzie ci wypłacał po dwie sztuki złota. Lecz gdybyś
dalej szpiegował chrześcijan, każę cię
zaćwiczyć lub oddam w ręce prefekta miasta. Chilo skłonił
się i rzekł:
- Zapomnę.
Lecz gdy Winicjusz znikł na
zakręcie uliczki, wyciągnął za nim ręce i
grożąc pięściami, zawołał:
- Na Ate i na
Furie! nie zapomnę! Po czym znów osłabł.
|