Table of Contents | Words: Alphabetical - Frequency - Inverse - Length - Statistics | Help | IntraText Library | ||
Alphabetical [« »] hymnem 1 i 13137 í 1 ich 281 ichnemu 1 ida 35 idac 12 | Frequency [« »] 288 swiat 285 im 284 ani 281 ich 279 jest 278 taka 277 dobrze | Wladyslaw Stanislaw Reymont Chlopi IntraText - Concordances ich |
Tom, Rozdzial
1 1, 1 | rękaw sutanny.~Pogładził ich po głowach i rzekł upominająco:~- 2 1, 1 | dopiero przygnał, bo gajowy ich wypędził z zagajów. Krowa 3 1, 2 | pedał, co borowy wygnał ich z zagajów i co granula zara 4 1, 2 | cięgiem wyganiają i pedają, co ich.~- Drugich też powyganiali, 5 1, 2 | na swojem ostała. Troje ich, a mają piętnaście morgów, 6 1, 3 | się już zwiedziały, to się ich tu naleci; ino nie borguj 7 1, 3 | ubyło nieco ludzi, ale w ich miejsce przybyło tyle nowych, 8 1, 3 | lepsze, nie.~- Ma iść, kto ich ta zniewoli?~- Kara boska! 9 1, 4 | Będę żarł ziemniaki, ale mi ich niktój nie wymówi.~- Nie 10 1, 4 | to wszystko cudze... nie ich...~- Nie bucz, głupia, zawżdy 11 1, 4 | i nie dziwota, bo mieli ich w tyli świat pognać, do 12 1, 5 | przed paciorkami - a było ich tam niemało, jakby kto cały 13 1, 5 | na żebry, a ciekawiście ich?~- Wygnali, nie wygnali, 14 1, 5 | piszczał za groszem, a tak ich dzisiaj ugaszczał i m i 15 1, 6 | żelazną ręką i rychtowała ich na dziewki, żeby ino Jagusia 16 1, 7 | światło, bojała się, żeby ich tak po ciemku matka nie 17 1, 7 | bezbożniki i kara boska ich nie minie.~Skończył Pan 18 1, 7 | świętą:~- Sumienie barzej ich gryźć będzie... a ty nie 19 1, 7 | chłop śliwy rwie, a ino ich dwie! Ja waju lepszą powiem 20 1, 8 | Poszłam do dobrodzieja, żeby ich chociaż za to skarcił z 21 1, 8 | niedługo pili, bo Maciej ich popędzał.~- Poczekam na 22 1, 8 | czysto - spodziewali się ich przecie.~Dziewosłęby pochwalili 23 1, 8 | matki kiej wyrostki, bo ich żelazną ręką za łby trzymała, 24 1, 9 | wyzierał okienkiem, żeby ich kto nie zeszedł.~- Huknęło, 25 1, 9 | umarła dawno - jako i te dnie ich, i czasy, i wszystko; tam 26 1, 9 | płotem.~- To leżą ci, co ich to w boru pobili... juści... 27 1, 9 | ślad ino został; ani krzyże ich znaczyły, ni drzewa jakie 28 1, 9 | zamiatały po mogiłach, a białe ich pnie, niby w gzła śmiertelne 29 1, 10| pijatyka, co?~- Rekruty, te, co ich do wojska latoś wzieni, 30 1, 10| la uciechy... W niedzielę ich pognają w tylachny świat, 31 1, 10| niechęcią.~- Spłaci się ich! Bo to Grzela mało wybrał? 32 1, 10| przez okno patrzył, czy ich na moście nie widać.~- Zajrzę 33 1, 10| We młynie prędzej się ich doczekam! - szepnął i poszedł 34 1, 10| czerwone, a tak bliskie, że ich tchnienie czuł, buchnęły 35 1, 10| nieopisany, kobiety chciały ich rozerwać, ale przewalili 36 1, 10| szczęście, że rychło rozerwali ich sąsiedzi i odgrodzili od 37 1, 10| polowanie... - Juchy, chleb ich rozpiera, to się biją mruczał.~ 38 1, 10| kobyłę do wozu i wywiezie ich, gdzie chcą!~- Hale, kiej 39 1, 10| z domów i jakby procesją ich odprowadzali.~A u starego 40 1, 11| jest jak ten zły pies, żeby ich z chałupy wygnać! - wykrzyknęła 41 1, 11| dziewosłęby i drużbowie - sześciu ich było.~A wszystko chłopaki 42 1, 11| przyklęknęli, a matka obrazem ich przeżegnała i jęła błogosławić, 43 1, 11| druhenkami zawodzili, jakoby ich kto ze skóry obłupiał.~Dominikowa 44 1, 11| pogubiły po nocy!~Słuchał to ich kto?~Zaś po pierwszej izbie 45 1, 11| Bartek Kozieł wypatrzył ich na zwiesnę w boru...~- Kozieł 46 1, 11| że tu i ówdzie widywali ich razem, jak się zmawiali... - 47 1, 11| Nastką Gołębianką.~- Ociec ich był taki sam, dobrze baczę, 48 1, 11| ksiądz, żeby najmądrzejszy, ich nie przejrzy przódzi, aż 49 1, 11| jastrzębie, aż Jambroży chciał ich wódką godzić.~- Kruchty 50 1, 11| do kupy.~Ale nie potrza ich było długo naganiać, hurmą 51 1, 11| jedno czuli, i jedna radość ich sprzęgała do kupy i wskroś 52 1, 11| wschodzących przepadało.~Muzyka to ich wiedła, to granie, te piosneczki...~... 53 1, 11| powrócimy~Na popas!~Ale nikt ich nie słuchał!~ 54 1, 12| wpół i nosili po izbie, aże ich ciągotki brały do siebie, 55 1, 12| wrzaskliwie gromady; odegnał ich aż na drogę i powracał chyłkiem, 56 1, 12| trzech morgach.~- Toteż ich rozgania, gdzie dopadnie, 57 2, 13| saneczkami się ciągali, że te ich piski ucieszne i przegony 58 2, 13| połedniem się obiecali, to ino ich patrzeć.~- Musimy to przedać, 59 2, 13| drogę!~Nic się nie ozwał na ich gadanie, ino do izby poprowadził, 60 2, 14| przygłodne nieco, nie przyciszała ich, bo czasu nie było. A to 61 2, 14| sama nie pójdę... toć to ich... nasze marzyła wpatrzona 62 2, 14| kto ta bogaczów zmoże, kto ich przeprze...A zajrzyj, Nastuś, 63 2, 14| człowiek ze wsi od czasu ich wygnania, i tak rozumieli, 64 2, 14| połednie oglądać, piąciu ich musiało być najmniej!~- 65 2, 14| nieruchomie, bez słowa, sen ich odleciał zupełnie, roili 66 2, 14| Może i pójdę, juści, trzeba ich, trzeba... - odpowiadał 67 2, 15| poniżenia i biedy, niedoczekanie ich!... Ostał na mrozie, przysiadł 68 2, 15| wrony pono są, ino że nikto ich nie widział !~- Nie mieliście 69 2, 16| krzyki dzikich kaczek i całe ich stada kołowały.~A w każdej 70 2, 16| wójtów, u Kłębów, i kto ich tam zliczy a wypowie wszystkich, 71 2, 16| młodszym bratem.~Dojrzała ich Jagna już przed gankiem, 72 2, 16| siedzieć; nie wyganiała ich też więcej, ale się zaraz 73 2, 16| zagadnęła Józka.~- Nie było ich w onym czasie przy Narodzeniu, 74 2, 16| będzie, bo tyle roków, co ich jest od Narodzenia, chłop 75 2, 16| wyskoczyli zbóje! Dwunastu ich było i wszyscy z nożami! 76 2, 16| izbie nikt nie spostrzegł ich braku, śpiewali teraz pieśni 77 2, 16| a płachta", albo że się ich piąciu krowiego ogona trzyma, 78 2, 16| chłopy dębickie, niewiela ich było, a każdy z osobna szedł, 79 2, 16| bogactwo swoje - a kobiety ich były z książkami, w czepeczkach 80 2, 16| żoną i ze Stachami, puścił ich naprzód, a sam ostał przy 81 2, 17| wziąć do siebie, boć to ich krewniaczka !~- Kozły! Same 82 2, 18| nagrzewał nie bacząc na ludzi ni ich szepty i uwagi, dopiero 83 2, 18| przygiętych do ziemi, kurzawa ich przysłaniała co trochę, 84 2, 18| nie przyszli...~- Nie ma ich to w domu? - rzekł niby 85 2, 18| Zabrakło im głosu, wzruszenie ich dławiło i ta bliskość, ta 86 2, 19| całą poszli do Kłęba, by ich ten powiedł do dobrodzieja 87 2, 19| dziedzica.~Długo nie było ich widać, dopiero po nieszporach 88 2, 19| przez koni się obywają, bo ich same wszy noszą.~- Żydoskie 89 2, 19| coraz zapalczywsze koło ich otaczało, że to już gorzałka 90 2, 19| że to nie moja sprawa, a ich, gospodarzy! Juści, mają 91 2, 19| nie postali tam długo, Żyd ich powiódł do alkierza.~- Na 92 2, 19| oczy, tanecznicy zepchnęli ich pod ścianę, Nastkę pojął 93 2, 19| odparła ze drżeniem, ręce się ich spotkały same jakoś, cisnęli 94 2, 19| przewracały, lampy gasły, noc ich obejmowała i rozdrgany mrok, 95 2, 19| jednak podniósł i dognał ich na skręcie drogi koło stawu.~- 96 2, 20| najpierwszych we wsi, tylu ich było...~- Było, jeno nie 97 2, 20| chłop śliwy rwie, a ino ich dwie! Ludzkie gadanie jest 98 2, 20| się dziwił i pytał, kto ich uczył.~- Pacierza to mię 99 2, 20| wieś; nieraz słychać było ich wycia i często też się podkopywały 100 2, 21| skrzyknąć łacno do powrotu.~Mrok ich ogarnął i pochłonął całkiem, 101 2, 21| przeciskać do środka, cisza ich otoczyła grobowa, żaden 102 2, 21| grunt tej świni i wygnał ich, prawda, ale Antek go pierwszy 103 2, 22| uwagę w inną stronę.~- Ino ich patrzeć, bo są już u organistów.~- 104 2, 22| gonów i śmiechów!~Opatrzyła ich suto Kłębowa, że wreszcie 105 2, 22| wypowiedzą!~Baśniowy świat ich otoczył, baśniowe życie 106 2, 22| A cała wieś odprowadzała ich z płaczem i lamentem aż 107 2, 22| diabli nie stali już o niego: ich był, to aby prędzej skonał, 108 2, 22| stodoły.~Prawie nie zauważono ich wyjścia, bo Tereska w głos 109 2, 23| baśniowe moce otrząsały na ich dusze cudowny okwiat oczarowań, 110 2, 23| walących na siebie, aż przejął ich taki straszny dygot żądzy 111 2, 23| śmierć upadną...~A osłaniała ich noc i oprzędła, bych się 112 2, 23| radosne bicie serc okryły, ich jakoby drgającym żarem pól 113 2, 23| nadludzką mocą czucia, co ich niesła w nadświaty i rwała 114 2, 23| się trwożnie, osypujące ich mokrym śniegiem; chmury 115 2, 24| zobaczyły.~- Moiściewy! ale ich sam Boryna złapał w brogu 116 2, 24| przed Kłębową chałupą i miał ich na oku - prawiła pod nosem 117 2, 24| poważnie Kłąb.~Zawrzeszczał ich, zakrzyczeli i insi, a kowal 118 2, 24| przekładali i tłumaczyli, głosy ich ginęły w piekielnej wrzawie, 119 2, 24| ani słuchał, ni zważał na ich mowy, kużden się rwał, rzucał, 120 2, 25| do lasu na zwiady.~Długo ich widać nie było z powrotem, 121 2, 25| ino przez okna widać było ich siwe głowy, w półkolu pochylone 122 2, 25| rychło, póki czas, póki tamte ich nie sprzedadzą...~Jawił 123 2, 25| wespół z organistą, sklął ich, chciał nawet bić i swoje 124 2, 25| nim ciągnęły Płoszki, ilu ich było z trzech chałup, ze 125 2, 25| im przewodził, niewiela ich, było, jeno że starczyli 126 2, 25| Złodzieje, wszarze! Batami ich! W postronki, do kryminału!~- 127 2, 25| bo rębacze przeszli na ich stronę i tęgo wspierali; 128 2, 25| przenosiły na sanie, a było ich niemało, Kłębiak jeden miał 129 3, 26| mi się, bo akuratnie tam ich pola wypadają... A niech 130 3, 26| od tylich skrzatów, baczę ich, a nie poznali mnie! - Markotność 131 3, 26| gospodarską lubością, ale już ich nie było na drodze: ciołek 132 3, 26| takich gospodarzy, by pod ich dachem krewniackie dziadówki 133 3, 26| Pieknie się wywiedły, kiej ich aż tyla!~- A będzie kopa 134 3, 26| Chodźcie przed dom, bo trza ich podkarmić i przypilnować, 135 3, 26| może w pacierz przyjechało ich ze trzydziestu, a z nimi 136 3, 26| śmierci nie zabaczę, jak ich brali...~- Wzieni mojego 137 3, 26| obrobić musi...~- Nie puszczą ich to rychło?~- Bóg ta wie 138 3, 26| kiej śledztwa skończą, to ich popuszczają, że to sądy 139 3, 26| gdy przymilkli i opadło ich głuche, martwe milczenie. - 140 3, 27| ustatkowania i że te ziemie będą ich na wieki.~Trzy niedziele 141 3, 27| zbytnio i nie ciesząc z ich łask, bo niełacno zapominała 142 3, 27| chyciła przed nami, już by ich ludzkie oko nie zobaczyło... 143 3, 27| wziął skrzypice.~- Spotkasz ich, to przypędź, niechby z 144 3, 28| zabacz kamieni nakłaść, by ich woda nie wzięła. Dzieci 145 3, 28| Pousadzałem dobrodziejów, narodem ich obwaliłem, że do połednia 146 3, 28| kłótni się nie ubędzie.~- Ino ich patrzeć! - szepnęła ze współczuciem 147 3, 28| przezpiecznie, bo niechby ich dopadł, ukradnie rozmyślała 148 3, 29| kobiety ostały we wsi, a nie ich to moc ni głowa poredzić 149 3, 29| inaczej...~Czekali też na ich powrót jak na zmiłowanie 150 3, 29| było się dowiedzieć, kiej ich puszczą. Więc tymczasowie 151 3, 29| chałupę!... cud boski, że ich nie pozabijało! - wrzeszczała 152 3, 29| z Nastką, nawet siedzi w ich chałupie i razem już do 153 3, 29| ale poniechała: za wiele ich było, i mogliby o tym donieść 154 3, 29| gotowaniu, ale w końcu naczyniły ich przeszło pół kopy i nuż 155 3, 30| po nieboszczkach, to nama ich tknąć nie pozwolili, a jej 156 3, 30| Głupia, dziedzic to ich więzi czy co?~- Bych się 157 3, 30| chłopaki pożenią, to już la ich dzieci nie ostanie i po 158 3, 30| chłopów też widziałam... mają ich puścić, jeno nikto nie wie 159 3, 30| ganiając po sadach, że zaś ich dużo było i dorosłych, to 160 3, 30| radę chłopakom rozganiając ich na wszystkie strony, a tak 161 3, 30| zachciało. A przekarmiają ich też niezgorzej. Grochówkę 162 3, 30| chłopaki z kogutkiem. Witek ich wiódł, wystrojony sielnie, 163 3, 30| kogutka pochwalił i z łaską ich odpuścił...~Witek jaże spotniał 164 3, 30| kijaszkiem zaruchać.~Witek ich prowadził rej wiodąc i na 165 3, 30| srodze się rozciekawili. Noc ich okrywała, iż ledwie się 166 3, 31| pierwszy...~- Odprawcie ich prędko i powracajcie.~- 167 3, 31| Nasza to sprawa? prosilim ich? czas mamy la strażników, 168 3, 31| szukać. Hale, niedoczekanie ich, byśmy na bele przykaz rzucały 169 3, 31| się cisnęły. Z dziesięć ich było, a narobiły wrzasku 170 3, 31| ze słupskiej parafii, co ich pono wyszczuł psami, to 171 3, 31| się z nagła, że nie sposób ich było odszukać.~Ale ta kradzież 172 3, 31| honorując chłopów, że sadzały ich na pierwszych miejscach, 173 3, 31| szlachty i za psi pazur ich nie mieli, gorzej niźli 174 3, 31| czystą płachtą.~Sielnie ich obserwowała, przykazując 175 3, 31| choćby na cały dzień, jeno mi ich nie zgońcie... młynarza 176 3, 31| przy wozach odprowadzając ich za wieś. Największą kupą 177 3, 32| ściągną...~- Jakże; razem ich puszczą, to i razem przyjdą!~- 178 3, 32| organistów zajechała przed ich dom stojący w głębi. Organiścina 179 3, 32| topolowej, rozerwały się ich oczy, puściły te parzące 180 3, 32| Kuropatkom się udał: sporo się ich tam wywiedło - żartował 181 3, 32| im tam ona?... a tylachna ich wróciło... nawet Kozieł, 182 3, 32| jej to nagle, że wzięła ich wymijać, kierując się prosto 183 3, 32| a ona jeszcze słyszała ich głosy i przytłumione śmiechy. ~ 184 3, 33| wspólne pastwiska, przykryła ich kurzawa orosiała i czerwonawo 185 3, 33| Nastka, że to ino wąski sadek ich dzielił.~- No cóż? co ci 186 3, 33| zbiegali się ludzie: sporo już ich stojało na drodze, a spoza 187 3, 33| na ziem, w piasek.~Kurz ich zakrył, iż jeno krzyki a 188 3, 33| porozlatali się zaraz, aby ich na świadków nie podano; 189 3, 33| bo za darmo, zgodził się ich powieźć do miasta, byle 190 3, 33| Muchami ją zmaściłaś, więcej ich niźli skwarków.~- Już mu 191 3, 33| szukaj! - jazgotały.~- Jest ich w Lipcach, jest: przeciek 192 3, 33| tkliwsze kobiety stanęli po ich stronie, a nawet jeden z 193 3, 33| nimi chłopaki.~Ale zaraz po ich wyjeździe Żyd wyznał przed 194 3, 33| włókach rozwalali.~- To podkup ich, a nie daj! Rusz rozumem, 195 3, 33| wzdychając żałośnie. Markotność ich rozbierała. Juści, żal było 196 3, 33| za kij na synów, chciała ich przemóc i zmusić do posłuchu. 197 3, 33| przez nią podmówiony, wzywał ich do się, a do zgody i posłuszeństwa 198 3, 34| się wybrał.~- A obaczcie ich, leżą w sadzie, że to gorąc 199 3, 34| powtarzałabym po kim, ale samam ich w sadzie zdybała, no...~- 200 3, 34| pilno! - krzyczeli.~Wyminął ich jakoś i pognał do wsi z 201 3, 34| figlów!~- Rzemieniem by ich złoić, co mają ludzi trwożyć 202 3, 34| kobietom. Bogatsi ugaszczali ich po domach, nie żałując jadła 203 3, 34| przed nimi gorzałkę: Sześciu ich było zebranych, wszystkie 204 3, 34| takuśko w Liszkach a nasi ich wykupili co do jednego, 205 3, 34| kijem po synów, chciała ich bić i siłą do domu zabierać, 206 3, 34| się nie ulękną! Wykurzymy ich kiej lisów z jamy.~- A juści, 207 3, 34| marnacyje, że gotowi powsadzać ich za te ciągłe bunty na parę 208 3, 34| poczerwieniał, jaże całował ich posobnie molestując i prosząc, 209 3, 34| było do nich mówić, tak ich ponosiło.~Żyd w te pore 210 3, 34| Niech one zdechną, niech ich ta... tfy... choroba wytłucze!...~- 211 3, 35| letko Mateuszowi, Grzeli ni ich kamratom; Mateusz bowiem 212 3, 35| nawołując do przepędzenia ich z Podlesia.~Karczmarz ze 213 3, 35| Mateusz rozpowiada, jako ich powiedziecie na Miemców...~- 214 3, 35| wraz z bratem.~Odgarnęła ich od siebie ze złością.~- 215 3, 35| właśnie na to, rzuciła się ich rozbrajać, ale na darmo, 216 3, 35| Co pomiędzy nimi było, to ich sprawa, a drugim wara od 217 3, 35| zakrzyczeli gorętsi.~Rocho ich przyciszył oczyma, a stary 218 3, 35| z waszymi pannami!~Jaże ich Rocho musiał przyciszyć, 219 3, 36| kwieciem.~Józka, dowiódłszy ich do kopców, odmierzyła ojcową 220 3, 36| kładły się ciężko osypując ich rosą kieby tymi łzami.~Wiater 221 3, 36| zaległa przy mężu.~- Sama ich przypilnuję, to moje prawo! - 222 3, 36| nieprzeparcie, że dawała się na ich wolę, patrząc w nie kieby 223 3, 36| udoju, bych wiedziały, jako ich gospodarz wracają.~I czekała 224 3, 36| nie wiedzą, że płone są ich śnienia i próżne poczynania...~ 225 4, 37| dopiero Łapa przebudził ich szczekaniem, bo tak ujadał, 226 4, 37| jaże Witek nie poredząc ich rozegnać poszczuł psem, 227 4, 37| Ja wam tu dam! Widzicie ich, zbereźniki! - krzyknął 228 4, 37| niezgłębiona cisza nocy, wnet jął ich morzyć śpik, tęgo wodząc 229 4, 37| jak nie posłuchają, to tak ich przycisnę głodem, pożogą 230 4, 37| całą hurmą aż w opłotki.~Po ich odejściu jęli się dopiero 231 4, 37| przy nich grdykał.~Długo ich było słychać, tak się prowadzili 232 4, 38| kiej lipeckie dzwony, ile ich jeno było, zadzwoniły rozgłośnie 233 4, 38| dzwony zabimbały, skoro ich głos radosny rozlał się 234 4, 38| przywtórzyć, ale w porę ich przytrzymali.~- Dajta spokój, 235 4, 38| wyrwał się Witek.~- Żeby ich morówka zdusiła! - zaklął 236 4, 38| wtykając jej obrazik, ręce się ich spotkały i rozbiegły kiej 237 4, 38| pomiarkowała.~Rozdzieliła ich gęstwa, że schowawszy za 238 4, 38| Miarkujeta, co?~Przycichli, jakby ich kto z nagła oblał zimną 239 4, 38| Chodziłeś z nimi do boru, to ich stronę i tera trzymasz!~- 240 4, 39| i myśli sobie: na ludzim ich wywiódł, gospodarkę-m niezgorszą 241 4, 39| pochówek, nalazł mój Maciuś za ich obórką - wyrzekła Magda.~- 242 4, 39| wtrąciła Józka.~- Kiejże to ich sprawa z wójtami?~- Nieprędko, 243 4, 39| Nieprędko, ale Płoszka ich wspiera, to już wójtom dobrze 244 4, 40| chłodzie, to ani chybi, co ino ich patrzeć! - myślała wyzierając 245 4, 40| paśli w tym kreminale, żeby ich wciorności.~- Dopieroś to 246 4, 40| Poparł go Rocho, strasząc ich a podmawiając do oporu.~- 247 4, 41| Turkami wojował. Pokorzylim ich do cna!~- Pietrek, kajże 248 4, 41| Poniechajcie! Pietrek, zabierz ich na wóz! - rozkazał krótko.~ 249 4, 41| koniczynę, co? Widzicie ich, jakie to łajdusy! Smakuje 250 4, 41| szlachtą i drugimi.~- Bieda ich doprowadziła do rozumu. 251 4, 41| całkiem przytomnie zapraszała ich siedzieć podsuwając ławę.~ 252 4, 42| przemknął się dalej. - Gryzie ich moja krzywda! Gryzie!- powtórzył 253 4, 42| Żebym skapiał, a prosił ich nie będę! - wykrzyknął, 254 4, 42| wieś jakby się zmówiła na ich wspomożenie. Najpierwej 255 4, 43| próżno się zrywa i dosięgnąć ich nie poredzi, to znowu, że 256 4, 44| jedne i drugie, że niechta ich morówka nie minie.~Zwarli 257 4, 44| mamy, i jeszczek musiał ich pokarać, co nie chciały 258 4, 44| weźmie, wiem ja, co znaczy ta ich Polska: że to jeno bat na 259 4, 44| ciżby, ale chłopi w mig ich ścisnęli między sobą, a 260 4, 44| głowami kiej kamienie. Jakby ich zły opętał, tak się wydzierali 261 4, 45| jedne pieski przeprowadzały ich wiernie z niemałym jazgotem 262 4, 45| go przytrzymać odciepnął ich precz kiej kondle, uskoczył 263 4, 46| Mateusz i chciał pobić, ledwie ich rozdzielili, więc jeno mu 264 4, 46| grzechu i zgorszenia może ich zły doprowadzić...~Nie słuchała, 265 4, 46| lotem przewijały się nad ich głowami, a jakiś smutek 266 4, 46| przyjdzie pora, że jawi się ich tysiące, przyjdą z miast, 267 4, 46| wszystkiego, ale przejął ich święty ogień, serca sprężyły 268 4, 46| zapamiętalej, aż musiał ich przyciszać i przysunąwszy 269 4, 47| cosik strasznego wzbiera w ich chałupie! Poleciałam do 270 4, 48| dławił się nimi, sycąc duszę ich piołunową gorzkością.~- 271 4, 48| pogadywał z Jambrożem, obszedł ich z dala i spacerując kajś 272 4, 48| księża Maryna! Rozpoznał ich po głosach i odszedł z uśmiechem, 273 4, 48| bijącym sercem. Gęste krze ich przysłaniały i ciemnica, 274 4, 48| niego... Kozłowa przydybała ich w lesie...~Świat się z nim 275 4, 48| niekiedy krzyżowały się ich spojrzenia jak błyskawice, 276 4, 48| wywalili przed kościół, skropił ich wodą święconą i pobłogosławił, 277 4, 48| sto narodu.~Odprowadzała ich cała wieś, zaś wozy zawalone 278 4, 49| kulasy poodpadały, żeby ich nie oszczędziła zaraza! - 279 4, 49| Powiadał sołtys, jako wezwał ich do siebie naczelnik - odpowiadał 280 4, 49| się pod studnią.~- Żeby ich mór z takim prawem! To robota 281 4, 49| wreszcie Mateusz chciał ich powstrzymać przed komorą