Table of Contents | Words: Alphabetical - Frequency - Inverse - Length - Statistics | Help | IntraText Library
Alphabetical    [«  »]
gnojowiska 1
gnojówki 1
gnoju 15
go 1042
godach 1
godami 4
godne 2
Frequency    [«  »]
1208 jeno
1065 jeszcze
1045 mu
1042 go
1018 ja
985 od
981 bylo
Wladyslaw Stanislaw Reymont
Chlopi

IntraText - Concordances

go

1-500 | 501-1000 | 1001-1042

     Tom, Rozdzial
501 3, 27| rada nierada pogłaskała go po łbie.~- Drugi człowiek 502 3, 27| Żarło to, ale wypatrywać go przeciech nie poszła.~ 503 3, 27| ozwierać, by wlać wody, tak go ścisnęło z utrudzenia.~A 504 3, 27| kowal tam wniesie i nikto go już nie wygoni!...~Zmiarkowała 505 3, 27| weń pazury, to i niełacno go oderwać, i prawo za sobą 506 3, 27| wstępu, srodze zgniewany, go uprzedziła!~Pytać się to 507 3, 27| zaś tak samo leżał, jak go była ostawiła wieczorem: 508 3, 27| trzy niedziele, od kiela go z lasu przywieźli. Czasem 509 3, 27| z miasta doktora, któren go obejrzał, na papierku cosik 510 3, 27| już nie wyliże, i ostawili go w spokojności. Wiadomo jest, 511 3, 27| długie czekanie, boć trza go było pilnować i jaką taką 512 3, 27| wracała...~Józka zaś tyle go jeno doglądała, co przy 513 3, 27| teraz mi potrzebne i nikaj go naleźć nie mogę. Myślę, 514 3, 27| Szukajcie sami, ja go wama nie wyślipiam.~Odstąpił 515 3, 27| jej obmierzły, bojała się go i nienawidziła całą mocą 516 3, 27| miarkowała, co straci, skoro go nie stanie; przy nim gospodynią 517 3, 27| jako pod sam koniec, nim go wzięli, wielce ku niemu 518 3, 27| przemieniło naprzeciw, bo kiej go brali w kajdany, wydał się 519 3, 27| obojętnym, że nie potrafiła go żałować, a nawet ze skrytą 520 3, 27| niej, że nawet nie umiałaby go sobie teraz przypomnieć, 521 3, 27| kujnął cię w czoło? - spytała go po cichu.~- Juści, że nie 522 3, 27| plebanii spali... i jużem go brał... a choć me kujnął... 523 3, 27| kujnął... byłbym spencerkiem go okręcił i wyniósł... kiej 524 3, 27| odbierę mu, bo mój.~- A kaj go schowasz, by ci nie odebrali?~- 525 3, 27| kiej przepomną, sprowadzę go do chałupy i powiem, com 526 3, 27| święconego zażyć.~- Głodzą go tam chudziaka, głodzą! - 527 3, 27| nic, jak było... Puszczą go to rychło? - zapytała z 528 3, 27| wieprzka oglądać.~Wypuściły go na podwórze, ale że świńtuch 529 3, 27| dobrze na ten raz, trza by go jutro sprawić. Wołałaś Jagustynki?~- 530 3, 27| nim, ale stary odepchnął go dość silnie i zawołał zupełnie 531 3, 27| grosza... schowaj, by ci go nie wydarli...~- Gdzie?~ 532 3, 27| gospodarki sprzedaj, a nie daj go... nie daj... twoje...~Nie 533 3, 27| zajadle w sad...~- Huzia go, Łapa!... Weź go, Burek!... 534 3, 27| Huzia go, Łapa!... Weź go, Burek!... Huzia!...~Ale 535 3, 28| się zjawi, bo Rocho mają go zastąpić.~- Zdążę jeszczech, 536 3, 28| chałupie nie stoi, a skoro go brakło, to widno dopiero, 537 3, 28| czego mi potrza ! - zgromiła go wyniośle, nie wdając się 538 3, 28| skiełczał i radzi byście go też w gorzałce pomoczyć, 539 3, 28| Pódzi, Łapa! widzisz go, juchy mu się chce, post 540 3, 28| wniesę koryto, przecież trza go uwiesić do rozbierania. .~- 541 3, 28| Zaśpiewalim mu, przewieźlim, czas go już gorzałką skropić! - 542 3, 28| jednym węzełkiem, a teraz by go i we cztery dworskie wozy 543 3, 28| trzydzieści rubli...~Oglądał go pilnie.~- A słoninę to ma 544 3, 28| Antek przez Rocha przykazał go zarznąć.~- Cóż tu Antek 545 3, 28| wieprzak czy co?- złość go znów ponosiła.~- Ojcowy, 546 3, 28| Smakuje mu gospodarka, powloką go w kajdanach na Sybir i tam 547 3, 28| małe ptaszki, zarzynajcie go sobie i zjedzcie, wasza 548 3, 28| Wam by wyśpiewał, byście go ino mądrze za język pociągnęli.~- 549 3, 28| nieraz i kaj jeno mogła, co go może za kara spotkać, miarkując 550 3, 28| zakatrupił, to juści pokarać go muszą, jakże...~Mówili co 551 3, 28| siadła przy chorym oganiając go niby od much, których nie 552 3, 28| wyniośle Dominikowa obrzucając go srogimi oczyma.~- Przeciwić 553 3, 28| zajrzała do sieni, nie było go; zajrzała na swoją stronę, 554 3, 28| Hanka, stul pysk, bo ci go przymknę! - zaryczał złowrogo.~- 555 3, 28| nie odszedł, że pocałowała go w rękę przepraszając z całego 556 3, 29| poruszył się z nagła, doszły go bowiem z wichurą jakieś 557 3, 29| w lesie... - objaśniała go Płoszkowa.~- Jakiś większy 558 3, 29| pamięta o tym, że chłopy go wybrały, to i one mogą z 559 3, 29| do stajni zawracał, prały go też wciąż na spółkę i klęły 560 3, 29| dobrością nieboraków, że go już nawet więcej uważali 561 3, 29| młynie pono, w chałupie go nie ma! - Jagustynka zjawiła 562 3, 29| tego pleciucha.~Dopędziła go wnet i drepcąc pobok, zaszeptała 563 3, 29| Bóg zapłać!~Pocałowała go w rękę roztrzęsionymi wargami.~- 564 3, 29| zgoniony a bezpański, rad, kiej go poczciwa ręka pogłaszcze... - 565 3, 29| a dobrej myśli? a kiej go puszczą?.. - przycierała, 566 3, 29| rzucać się zajadle, a kiej go odegnali, w progu usiadł 567 3, 29| piesek... - jąkał Bylica idąc go przyciszać.~A ksiądz pochwalił 568 3, 29| A kaj to ociec?~Chciała go zabrać do siebie.~Stary 569 3, 29| tutaj, to i zamrę.~Co się go naprosiła, co mu się naprzekładała, 570 3, 29| Kruczek! - napominał go stary pomagając brać na 571 3, 29| też płaciłam.~Rozwinęła go na izbie, że zabłysnął i 572 3, 29| łatwiej u nich o grosz.~Wzięła go raz jeszcze oglądać, a do 573 3, 29| Późno, gazu szkoda, za darmo go nie dają! - warknęła w sieni.~- 574 3, 29| pomyślały o starym, umyła go w ciepłej wodzie, przyczesała 575 3, 29| i kropidło.~Hanka wyszła go przyjmować na drogę.~ 576 3, 30| dobrodziejem i pod ręce go wiedli na procesjach, klęczały 577 3, 30| Pańskiej powiadał i o tym, jak go to paskudne Żydowiny ukrzyżowały, 578 3, 30| każden człowiek krzyżuje Go w sobie, nie pomnąc na Jego 579 3, 30| męża toboł święconego, co go ledwie uniesła, odziewać 580 3, 30| pozwalają, to po śmierci radzi go w gorzałce moczą! - prześmiewała 581 3, 30| Po matuli, nie poznajecie go to, co? A i korale wszystkie 582 3, 30| się panisko, że ledwiem go poznał! - ozwał się Bylica.~- 583 3, 30| się Bylica.~- Znaliście go? - ściszył głos oglądając 584 3, 30| pożycza i kaj ino może. Żydy go przyduszają o swoje, co 585 3, 30| zacięła się jakoś i zbywszy go bele czym, dzieci zwołała 586 3, 30| przyleciał za Nastusią, choć go ta już całkiem odpędzała 587 3, 30| śmiała się Nastuś pociągając go ździebko za portki, bo miał 588 3, 30| ścianę, nie mogąc powstać, bo go wciąż popychały.~- Dajta 589 3, 30| zawiązawszy mu oczy, ustawiły go wprost ganku rozbiegając 590 3, 30| rucha, choć z drewna. Pokaż go dzieuchom!... dopiero to 591 3, 30| końca, poleciał.~Złapała go Józka w podwórzu przed chlewem, 592 3, 30| powiedzieć! Kapotą Pietrkową go przydusiłem, by me nie kujnął, 593 3, 30| parę niedziel przywiedę go do chałupy, obaczysz, jak 594 3, 30| na ganku będzie, a nikto go przeciech nie rozpozna. 595 3, 30| daruję, i odebrałem... Po tom go pewnie łaskawił, żeby drugie 596 3, 30| któren już żydy woził, tak go śpik morzył.~- Idźcie do 597 3, 30| cięgiem, zagadując, ale że go zbywała bele czym, jął rozpytywać 598 3, 30| sprzedawać wzbronili, a kupce go teraz po sądach włóczą. 599 3, 30| jął prosić gospodyni, aby go puściła z kogutkiem.~- A 600 3, 30| skowyczącego.~- Juści, że złodzieje go tam wrzucili, ale to dziwne, 601 3, 30| przecież zabić człowieka niźli go urodzić. Znałem go, że krętacz, 602 3, 30| niźli go urodzić. Znałem go, że krętacz, ale o taką 603 3, 30| stać na najgorsze, znam ja go dobrze...~Wójt nadszedł 604 3, 30| ku nam zmierza - trącił go sołtys.~- Spłoszyli się, 605 3, 30| i do dom szli.~Nikto się go nie ulęknął, jeno że czas 606 3, 30| oglądać swojego pieska, cucić go a przemawiać do niego cichuśko.~ 607 3, 30| garnki z komina.~-Widzisz go, pokrakę, wypróżnował się, 608 3, 30| ozór przychodzą! - zgromiła go Jagustynka.~- Jak taka się 609 3, 30| opatrywać Hankę, i wygonili go z izby.~Obiad też zaraz 610 3, 30| boćka nie zagada, snadź go jednak wśród drugich nie 611 3, 30| pierwszy, do roboty jeno go trza kijem napędzać!~- Moiście, 612 3, 30| tylim gospodarstwie!~- Żeby go wama tylko nie odmówiła 613 3, 30| ciszej a rzewliwiej, że zaś go noc całkiem okryła, to się 614 3, 31| parobek: krzyczał, że nie trza go była szczypać przy chrzcie, 615 3, 31| usta i czoło i dopiero go Hance przystawiła do piersi. 616 3, 31| wam się zdarzył, dobrze go przedacie - mówił rozpinając 617 3, 31| przychowku.~- Mój Jezu! kiej on go obaczy? kiej?~- Niezadługo, 618 3, 31| ci od gospodarzy! Widzisz go, łachmytek jeden, pisarek 619 3, 31| Wójt z sołtysem rzucili się go przyciszać, bo srożył się 620 3, 31| pola, jeno co na krótko, bo go wnet słońce do cna zeżarło - 621 3, 31| król, mocarz taki, a psami go szczują- szepnął Witek.~- 622 3, 31| nie szczekał?...~- Zły go opętał, przeciek dobrodziej 623 3, 31| po wójta też posłali, ale go w domu nie było, zjawił 624 3, 31| mamrotać i ludzi rozganiał, go sołtys musiał usunąć z oczu.~ 625 3, 31| dziesiąty rok szło, samam go od źrebięcia wychowała, 626 3, 31| wspominały kasztana chwaląc go niemało.~- Piękny był koń, 627 3, 31| wszystek naród i wiązać go miłością w jeden pęk nieprzełamany...~ 628 3, 32| wszystkim znany; pies, któren go wiódł na sznurku, zaszczekał 629 3, 32| sporo narodu...~Dziewczyny go obstąpiły i nuże rozpowiadać 630 3, 32| się z miejsca, ostawiając go przed młynem.~- Dzieuchy!~ 631 3, 32| Matka, daj no papier; co go to stójka przyniósł... za 632 3, 32| za obrazem leży.~Obracał go w garściach, trzepnąwszy 633 3, 32| tym czytał! - poprawiła go Jagustynka.~- Wszystkie, 634 3, 32| przyklęknąwszy przed kołyską jęła go karmić.~- Józia, niech Pietrek 635 3, 32| weń ziemniak, przygarniały go ziemią, okopując zarazem 636 3, 32| jaże z kwikiem pognał, że go to i Łapa jeszcze po swojemu 637 3, 32| przyśpiewywała huśtając go i chodząc po izbie.~- A 638 3, 32| beczki na saniach, chcąc go napędzić z wyższego brzegu 639 3, 32| tak się zabawiali, jaże go w końcu i zmanili podtykając 640 3, 32| nie zaplątał orczykami, że go dopadły z bliska i dalejże 641 3, 32| rozpędziła wisusów i wywiedła go na drogę, ale że koń wystraszony 642 3, 32| się za drzewami, powiedła go na plebanię.~Dróżką między 643 3, 32| księżym ogrodem a Kłębami go poprowadziła, gdy właśnie 644 3, 32| Konia przywiedłam, bo dzieci go płoszyły... - zaczęła nieśmiało.~- 645 3, 32| krzyknij na Walka, niech go odbierze! Te, ryfo jedna, 646 3, 32| żal cichy.~- Na księdza go odwożę, moja Borynowo! - 647 3, 32| może jeszcze do Lipiec go dadzą!...~Obejrzała się; 648 3, 32| jeszcze wczoraj upewniał, że go z drugimi z kreminału nie 649 3, 32| tam pozostanie:~- A może go i puszczą! - Przywtórzyła 650 3, 32| rozsrożyła się nagle i aby go stracić z oczu, na ganek 651 3, 32| wśród drzewin.~- A może go i obaczę! - dumała wystawiając 652 3, 32| za to płacić nie każą, ni go strażnik do kreminału nie 653 3, 32| pszczelnym rojem.~Otoczyli go kręgiem świateł rozchwianych, 654 3, 32| jeno nie puścili... może go już nigdy nie zobaczy...~ 655 3, 32| jakby jej nie dojrzał... Nim go dosięgła, już matka wisiała 656 3, 32| burak, rozbeczana, trzymała go za rękę, nie strzegąc się 657 3, 32| niby wicher i odrzuciła go precz kiej ten wiecheć, 658 3, 33| Gulbas musiał, sprocesowała go bowiem Balcerkowa za piętnaście 659 3, 33| na kasztanka i przedawać go pojechał.~Wozy się z wolna 660 3, 33| na śniadanie. Nie śmiała go juści zaczepić, więc jeno 661 3, 33| pod przełazem, rozpostarła go na kolanach i znowu z niemałym 662 3, 33| niezrozumiałe litery listu.~- A może go już puszczają?...~Trwoga 663 3, 33| co cięgiem przekładała go zza gorsu do rąk i w 664 3, 33| krzywdy nie przepuści, jeszcze go zabije! Jezus, ratuj, Jezus! 665 3, 33| przeciek nie przyrósł, wypędź go, póki czas. Nie bój się, 666 3, 33| Groził mi będzie, widzisz go, sameś może płótno wzion 667 3, 33| porozrywanej koszuli. Niewiela go już bolało, ale co trocha 668 3, 33| wtórowała lamentliwie:~- Kłonicą go prał! Cichoj, chudziaku! 669 3, 33| zapłaci! Na śmierć chciał go zabić, widzieli ludzie, 670 3, 33| widzieli ludzie, ledwie go obronili, to zaświarczą 671 3, 33| miał grontu i grosz się go nie utrzymał, szczodry 672 3, 33| choćby całego cielaka, bych go jeno na zięcia przysposobić, 673 3, 33| niejedna dziewczyna już go przypuszczała do podufałości 674 3, 33| z taką mocą, że dreszcze go przeszły. Obejrzał się dokoła 675 3, 33| zapomniał języka w gębie.~Wstyd go przejął, poczerwieniał kiej 676 3, 33| ozewrzeć nie poredziła. Toć go sponiewierała kiej psa! 677 3, 33| dostać do miodu... - Cięgotki go wzięły, zwolnił kroku przed 678 3, 33| przeciek chłopa! I ksiądz gotów go jeszcze wypomnieć z ambony! 679 3, 33| podniesie!~Niecierpliwiło go to patrzenie i w sroższy 680 3, 33| się coraz barzej. Gniewały go jej kochające, lękliwe oczy, 681 3, 33| butach, co?...~Zgromiła go Kłębowa, zbereżeństwa 682 3, 33| Gromadzki chleb tak go roznosi, to i bryka.~- Głównie, 683 3, 33| się nad wszystkie, a oni go dziw po nogach nie całują!~- 684 3, 33| nogach nie całują!~- Sami go wybralim nad sobą, to i 685 3, 33| to i uważać musim.~- Kto go wsadził, ten i zesadzić 686 3, 33| wama ukradną.~Napraszała go jeszcze cichuśko, ale jeno 687 3, 33| dzieci jęły chrapać, zaczęła go cicho namawiać:~- Miejsce 688 3, 33| ozwał się Kłąb za rękę go biorąc.~Jakby nic nie wiedział, 689 3, 33| poddajał kryjomo i mlekiem go poił. Chory bowiem przejmował 690 3, 33| Chory bowiem przejmował go dziwnie frasobliwą troską, 691 3, 33| się opowiedziała. Znali go jak zły szeląg, ale wójtem 692 3, 33| pierzta na odlew.~Powstrzymali go, bo i Niemcy, jakby poczuwszy 693 3, 33| Hale, drogi grosz, jak go braknie!~- Miemcy se użyją, 694 3, 33| Wysłuchali cierpliwie, w ręce go ucałowali, a za nogi, jak 695 3, 33| Antkowa sprawa odbędzie i co go czeka. A on tam chudziaczek 696 3, 33| źle! z pewnością ciężko go zasądzą, może na dziesięć 697 3, 33| do niego.~- Dać wykup, to go puszczą jeszcze przed sprawą, 698 3, 33| zaś wtedy i za tysiące go nie puszczą, a jeszcze w 699 3, 33| strachliwie.~- Głupiś! - skarciła go, spać wypędzając.~- Kiej 700 3, 34| chciał się wyżalić, odwodząc go na stronę i supląc przed 701 3, 34| zbywająco.~Na prześcigi jęli go zapraszać do swoich chałup. ~- 702 3, 34| Juści, co Hanka przyjęła go radośnie i z całego serca 703 3, 34| jeno westchnął, przeżegnał go i odszedł.~- Prawda, co 704 3, 34| po oddaniu listu dziedzic go kazał zawołać na pokoje, 705 3, 34| bo po prawdzie wszyscy go mieli za dziadaka i za głupawego, 706 3, 34| Wstępowałem do miasta.~- Toście go może widzieli?~- Nie było 707 3, 34| do niego. Bóg wie, kiej go obaczę.~- Może i prędzej, 708 3, 34| jutro Boże Ciało. Gdzież to go stawiacie?~- Gdzie i co 709 3, 34| pędzący na koniu. Wstrzymywały go nieco wozy ze Stachowym 710 3, 34| zaglądając do wasąga.~- Śpik go zmorzył i tyla! - śmignął 711 3, 34| ona mu korale zwoziła? ona go do karczmy ciągała? ona 712 3, 34| mruczał znowu Sikora.~- Zwalić go z urzędu, to jedyna rada, 713 3, 34| nową kwaterkę. - Posadzilim go na wójtostwie, to mocnim 714 3, 34| przyjdzie z procesją i jeszcze go obaczy i pozna - przestrzegała 715 3, 34| Dominikowej z Nastusią. Darmo go młodszy, Jędrzych, odwodził, 716 3, 34| zawdy tam wzejdzie, kaj go nie posiali! - buchnął Mateusz. - 717 3, 34| jeno widzi mi się, trza go innym końcem stawiać do 718 3, 34| całowali po brodzie, usadzili go między sobą i wszystko znowu 719 3, 34| rozpowiedzieli, radząc się go we wszystkim. Nawet Grzela 720 3, 34| przystał znowu do nich, bych go nie posądzili o co złego.~ 721 3, 34| któregoś za orzydle i jął go płaczliwie molestować:~- 722 3, 35| dalej. Całe dwa dni pełno go było na wsi, w chałupach, 723 3, 35| cosik uradzali: Snadź Rocho go przekonał, gdyż o zmierzchu, 724 3, 35| pojadę do dziedzica i będę go namawiał.~I tyle dokazał, 725 3, 35| jak żyją wszyćkie... Zły go postawił na drodze i matkę 726 3, 35| zaś potem trzeba mówić, co go puścili przez zastawu: kowal 727 3, 35| matczyne słowa śmignęły go kiej biczem; że zakipiał, 728 3, 35| wrzaskiem do obrony, próbowała go tylko zrazu odciągnąć, ale 729 3, 35| uskoczył, matka dopadała go znowu kiej ta suka rozjuszona 730 3, 35| wytrzeszczonymi ślepiami, strach go ułapił za gardziel, trząsł 731 3, 35| przyleciał wkrótce i ciągnąc go za rękę rzekł:~- Chodź do 732 3, 35| poredził wyrzucić ze siebie, co go dusiło, pohamował się jeszcze, 733 3, 35| prosił gwałtownie.~- Abom go to przyciągała? abo go to 734 3, 35| Abom go to przyciągała? abo go to trzymam! - krzyknęła 735 3, 35| pomiarkowali, o kim gada.~- Ktoś go musiał na nią podmówić - 736 3, 35| niezadługo, wróci! Ale kto go ta posłucha? - oczy jej 737 3, 35| kij.~- Do powiatu wezwał go naczelnik; pisarz mówił, 738 3, 35| rozdaje ludziom... Trza go ostrzec, by się miał na 739 3, 35| Ze strachu to byście go i wydali... co? - szepnął 740 3, 36| wełniak.~- Za trzy dni dopiero go puszczą, ale powróci już 741 3, 36| sadzie leżą, nie wnosilim go na noc, bo w izbie strasznie 742 3, 36| Wiecie! - zaszeptała targając go za rękę - Antek za trzy 743 3, 36| trzy dni powróci. Odstawili go do guberni, Rocho pojechał 744 3, 36| polu? - powtarzał, kiej go znowu ułożyli na pierzynie. ~- 745 3, 36| już mu przychodzi, kazała go przenieść do chałupy i przed 746 3, 36| wkrótce z Panem Jezusem, ale go jeno świętymi olejami namaścił.~- 747 3, 36| nieodstępnie, a Jagustynka chciała go okadzać.~- Dajcie spokój, 748 3, 36| coraz barzej zapada, to go już pilnowali, a głównie 749 3, 36| dymiącą nad kominem.~- Dzisiaj go puścili, Rocho czeka na 750 3, 36| jakimś majakiem, lecz nim się go uczepił, już mu się rozłaził 751 3, 36| ciężko się głowił, jakie go to pilne roboty czekają?...~ 752 3, 36| mu do piersi, pogładził go po dawnemu, rozglądając 753 3, 36| nowe wspominki popychały go znów gdzieś naprzód; motał 754 3, 36| postawiony teraz na nowo.~Chciał go zrazu wyminąć, lecz nagle 755 3, 36| z płota kołek i ująwszy go oburącz kiej widły i z nasrożoną 756 3, 36| nad głową. Mgły owijały go w mokrą przędzę, a głosy 757 3, 36| rozkołysane zboża, opasywały go zagony, cały świat się podnosił 758 3, 36| walił na niego, że strach go porwał, chciał krzyczeć, 759 3, 36| chwyciła za nogi, plątały go zboża, przytrzymywały bruzdy, 760 4, 37| gorącym pacierzu.~Zniesiono go do chałupy, probując jeszcze 761 4, 37| przejmująca lutość, jaże go płachtą przykryli.~Że zaś 762 4, 37| Juści, co nie do ślubu go rychtujem, a jeno do trumny.~ 763 4, 37| jeszczech nie pomarli, żeby go kto pilnował - jęknęła Magda 764 4, 37| namawiał kowal, jakby chcąc się go pozbyć.~- Ochfiarowałem 765 4, 37| poszczuł psem, ale Łapa go nie posłuchał, trzymał się 766 4, 37| dziedzicem?~- A juści, przeciek go znam! Arbate se piją i placek 767 4, 37| srokaty byk, że ledwie go parob utrzymał na łańcuchu.~- 768 4, 37| krzepić miłosiernie, a kiej go zagadnęły o pogrzeb i koszty; 769 4, 37| po swojemu.~Za nogi jeno go obłapiły, nie śmiejąc się 770 4, 37| grosza mniej! Walek, puszczaj go... ostrożnie ino, bo krowa 771 4, 37| widział. Walek, a przeprowadź go, niech się przechłodzi, 772 4, 37| pykając fajeczkę godził go do rznięcia drzewa na Stachową 773 4, 37| gnatów nie żałował. Widziałem go przy robocie. A zmarnował 774 4, 37| słowa wspominek podjęła go za nogi.~- Dajcie spokój! 775 4, 37| się nad świat, ogarnęło go władnym, żywiącym okiem 776 4, 37| przed całym światem; widzisz go, sam gotów do złego, to 777 4, 37| nowe świece i przykryli go prześcieradłem. Jagata mamrotała 778 4, 37| myślała strapiona. - Mieli go puścić w sobotę, a tu już 779 4, 37| wodą święconą i powieźli go, z cicha przyśpiewując, 780 4, 37| kamień w morze, głębokie, już go nikto nie wyłowi, a ziemia 781 4, 37| przyśpiewuje, a nie wie, że go wnet zdradna ręka przydusi 782 4, 37| dróżkę ku smętarzowi, kiej go dopędził dziedzic, wysiadł 783 4, 37| katolika chowacie... Znałem go bowiem od lat i zaświadczam, , 784 4, 37| chudziaczek, pomarł!~Śmierć go sobie wybrała, jako wilk 785 4, 37| ozwarł nieco, ale nie puszcza go jeszcze i rzecze:~- A jeno 786 4, 37| ciężko wzdychał.~Trącił go któryś i na ucieszne powiadki 787 4, 37| za krzywdę naszą.~- Żydy go duszą, to chłopów o pomoc 788 4, 38| wszystkiej mocy.~A ten, co go to przezywali Pietrem, huczał 789 4, 38| Jambroż rozpowiadał, że go ochrzcili na Pawła, wydzierał 790 4, 38| ślepy, tłusty dziad, co go to zawdy pies prowadzał, 791 4, 38| lunął do kościoła i tak go napchał, jaże żebra trzeszczały, 792 4, 38| powiedzieli w urzędzie, co go puszczą dopiero za tydzień, 793 4, 38| Miemców pozbyć; juści, co go słuchali przytakując politycznie, 794 4, 38| mamrotał Sikora, jaże go Kłąb trącał, bych zaprzestał.~ 795 4, 38| sielnie kwestował; znali go bowiem i nijako było się 796 4, 38| jej jako ten świątek, co go wymalowali w bocznym ołtarzu, 797 4, 38| księżych szkołach.~- Proboszcz go sprowadził na odpust do 798 4, 38| dziewczyne roboty. Nastusia go teraz wyręczy... - dojadała 799 4, 38| Pietrusia... kup...~Chyciła go ostro za kołnierz i prawie 800 4, 38| przepadł.~Nie sposób było go szukać i naleźć w takim 801 4, 38| ozory i powiedzą, żeśmy go wygnały po proszonemu.~- 802 4, 38| ociec mieli dziadować.~- To go se sprowadź do chałupy i 803 4, 38| Juści, teraz miarkuję, coś go do tego sama przyniewoliła.~- 804 4, 38| Nieraz mi się skarżył, że go głodem morzysz i o świnie 805 4, 38| wam przyniesę! - spokoiła go Józka.~- Dużoście dzisiaj 806 4, 38| bronił ze śmiechem, aby go nie całowali po rękach.~- 807 4, 38| Rzekłem. Pamiętam, jak go to raz organista sprał, 808 4, 38| oczami po ludziach. Nie było go już nikaj, poszedł do kościoła, 809 4, 38| nieszpór, ale ona cięgiem go miała na oczach.~- Widzi 810 4, 38| przygarnęła się tkliwie obejmując go wpół.~- A za trzy niedziele, 811 4, 38| Mateusz.~Kowal odciągnął go na bok, cosik mu szepnął 812 4, 38| się wcisnął Kobus, choć go nikto nie zapraszał.~Kiedy 813 4, 38| kaj pod ścianą?~- Dopierom go widział przed szynkwasem! - 814 4, 38| wszystkim przymawiał, jaże go wyciepnęli za drzwi, ale 815 4, 38| gdy Hanka nadeszła i zaraz go przepędziła, bych Józce 816 4, 38| bój się, napisze, już ja go uproszę! - powiedziała matka 817 4, 38| już najdłużej matka, która go z płaczem tuliła do piersi 818 4, 39| tym koniem!~- Wypchajcie go słomą, przyprawcie mu nowy 819 4, 39| powiedźcie na jarmark, to może go kto kupi za krowę, bo na 820 4, 39| rozwieszony w kącie na drążku jął go ściągać.~- W sam raz zdałby 821 4, 39| przerywających marchew; dojrzała go już z dala, bo stojał prawie 822 4, 39| jak się topił we stawie co go to ledwie Kłąb wyratował? 823 4, 39| pyskujące przed Płoszkami tak go rozeźliły, że się już wstrzymać 824 4, 39| i zapłacić!~Zakrzyczała go gruba, rozczerwieniona Płoszkowa:~- 825 4, 39| gniewnie i poleciał.~- Dobrze go cosik ugryzło, kiej się 826 4, 40| nikt nie posiewa, a pełno go na świecie.~- Bo plenny! 827 4, 40| powrócił. Wójt obiecował go na dzisia.~- Z urzędu wie, 828 4, 40| zaśmiała się Jagustynka. - Sam go nie udźwignie bez tylachny 829 4, 40| zaniesła się radością.~Dojrzała go już z daleka, siedział z 830 4, 40| was przepomniałam! - jęła go witać i całować po rękach, 831 4, 40| Nie dziwota. Obiecałem go wam przywieść, to go sobie 832 4, 40| Obiecałem go wam przywieść, to go sobie macie...~- A mam! 833 4, 40| najmłodsze dziecko.~- Jeszczech go nie widziałeś! - wołała 834 4, 40| Sielny parob! - zawinął go w róg kapoty i pohuśtywał.~- 835 4, 40| broniąc się, bo rzuciły się go ściskać i całować.~- Ani 836 4, 40| poszedł za nią; powiodła go najpierwej do stajni, kaj 837 4, 40| przeciek to ten sam, co go jej dali ociec.~- I stoi 838 4, 40| co znaczyło. La śmiechu go rzuciła!~Cisnął ramionami, 839 4, 40| się spod oka.~- Mateusz go wyporządził. Samej słomy 840 4, 40| jakoś dziwnie rozbierało go nagrzane, ciche powietrze. 841 4, 40| sobie kuntentność, która go przepalała?~Na ziemi się 842 4, 40| wziąć ciężki trud i ponieść go nieulękle i niestrudzenie, 843 4, 40| póki Pietruś nie zastąpi go z kolei...~- Tak już być 844 4, 40| ociężałą głowę, gdyż nawiedziły go całą ciżbą przeróżne myśle 845 4, 40| już za wszystkimi, kiej go dojrzał Witek i przyleciał 846 4, 40| Dajcie mi Pietrusia przewieźć go ździebko na koniu - prosił.~- 847 4, 40| utrzyma i zleci!~- A mało go to już woziłem na źróbce! 848 4, 40| źróbce! Przeciek trzymał go będę, chłopak jaże piszczy 849 4, 40| piszczy do konia. - Zabrał go i usadził na jakiejś starej 850 4, 40| nowego parobka.~- Wezmę ja go w garście, a nie posłucha, 851 4, 40| twoja wola... - dziw go w rękę nie pocałowała z 852 4, 40| uchwalać ani grosika.~Poparł go Rocho, strasząc ich a podmawiając 853 4, 40| przysiadając się do Rocha, któren go wzion na stronę i dając 854 4, 40| zgłupiały kiej barany, a nie ma go komu przywieść do rozumu!~- 855 4, 40| jeszcze każden z osobna brał go na stronę namawiać, przyobiecując 856 4, 41| tęgi ogień, przegarniała go raz po raz i leciała obtaczać 857 4, 41| myśląc posłuchać, a kiej go jakimś słowem barzej dojena, 858 4, 41| bez sito.~- Płone! widzisz go! Cóż to, mięso będę ci dawała? 859 4, 41| gwałtownie gardzielem, a kiej go już doganiała, bych zdzielić 860 4, 41| mruknął Antek śmigając go po kulasach, że zadarł ogona 861 4, 41| ten śmieć jeno, co się go trepem następuje, ani wiedząc 862 4, 41| Dominikowej?~Ale przejrzała go w lot, prześmiech jeno wionął 863 4, 41| uparcie, gdyż z nagła rozparła go taka żrąca tęsknica, jaże 864 4, 41| się prędzej ruchały! Tak go już cosik ponosiło, że ledwie 865 4, 41| kieby ciasto, ugniatali go też na swoją potrzebę, jaże 866 4, 41| fabrykę, że co trochę widać go było w innej stronie, dzielnie 867 4, 41| ruszył naprzód, to ciągaj go za ogon! Pewnie co barany, 868 4, 41| sposobne miejsce, ale skoro go skryły drzewa, puścił się 869 4, 41| za nią łakomie i przejęły go takie luboście i takie płomia 870 4, 41| kiej ten paździerz, bele co go poniesie...~Wstyd mu się 871 4, 41| rozejrzał się, czy aby go kto z nią nie widział, i 872 4, 41| strachliwe dumania i takie myśle go nawiedzały, jaże mienił 873 4, 41| długo trapić szpiegując go jeno chytrymi ślepiami, 874 4, 41| świat, na zawdy! - Zgroza go przejęła.~- Tyla poszło 875 4, 41| wyciągnął wóz za stodołę, aby go przyrychtować i opatrzyć 876 4, 41| podjedzą...~Hanka próbowała go rozpytywać, ale cosik jeno 877 4, 41| ani zagona, i do chałupy go nie puści. I święcie to 878 4, 41| a nie daruję!~Uspokoili go na tyla, co przymilkł i 879 4, 41| co i da.~Nastusia jaże go chciała całować po rękach 880 4, 41| wyskakiwać z radości, kopnął go w nagłym gniewie i zawrócił 881 4, 41| organistów tak cicho, że go nawet psy nie poczuły, i 882 4, 41| ziemię od księżych.~Nakrył go głęboki cień drzew galancie 883 4, 41| masz? - wołał rozpoznawszy go z bliska.~- Dyć szukam dobrodzieja, 884 4, 41| przed księdzem? - Pogładził go po głowie i uczęstował tabaką, 885 4, 41| Chciał objąć, odepchnęła go.~- Nie figle mi ta w głowie, 886 4, 41| To przeze mnie? - Gniew go przejął.~- A przez ciebie! 887 4, 41| poredził się bronić. Odpadły go wszystkie złoście, a serce 888 4, 41| luboście biły od niej i tak go rozprażało jej ciepło, że 889 4, 41| przygarnąć, odepchnęła go gwałtownie.~- Anim twoja, 890 4, 41| kobietą?~Zerwał się, kieby go kto biczem trzasnął.~- Prawdę 891 4, 41| przycichło i znowu opadły go deliberacje i szły przez 892 4, 41| się tak pokuma ze złem, co go i śmierć nie rozdzieli! - 893 4, 41| zazierać w oczy, przyleciała go budzić Hanka. Podniósł na 894 4, 41| zakatrupił borowego, i tak go cosik złego sparło pod piersiami, 895 4, 41| się nie zagospodaruje.~Co go ta obchodziło cudze, mało 896 4, 41| na różne sposoby straszył go sprawą i z wolna, ostrożnie, 897 4, 41| pójdzie stąd na zawsze, to go taki strach ogarniał, 898 4, 41| chodzi po wsi? Prawda, dyć go Rochem wołają!~Strażnik 899 4, 41| was w chałupie!~- Przeciek go w kieszeń nie schowałem! - 900 4, 42| młynem i naraz pognał, jakby go cosik popędzało, nie bacząc 901 4, 42| na rozmamlane piersi, bo go był chłód ździebko przejmował, 902 4, 42| siwe od rosy zboża trącały go rozruchanymi kłosami, gdy 903 4, 42| wargami do krzyża, obszedł go na kolanach, ucałował pokornie 904 4, 42| Uredzę i takiej!~I Mateusz go odwodził, ze strachem spoglądając 905 4, 42| robią !~I ostał sam, bo go już omijali.~Słońce podnosiło 906 4, 42| drugi, ale Grzela, któren go od samego początku pilnie 907 4, 42| jeno czasu nie mitrężyć, go Mateusz hamował w onej zajadłości, 908 4, 42| Jędrzycha za szyję całował go, a prawił dobrze już napiłym 909 4, 42| tłumaczyła Nastusia.~- A to go puść pod swoją pierzynę, 910 4, 42| zberezieństwa we łbie! - odepchnęła go i zapłoniona uciekła, gdyż 911 4, 42| Szymek skwapliwie słuchał go we wszystkim, mrucząc jeno 912 4, 42| spozierał w Nastusię, pociągnęła go do niej la prześmiechów.~- 913 4, 42| swojego Kruczka i uwiązawszy go pod chałupą uciekał jakby 914 4, 43| wsunął się do izby, zaraz go rozeznała.~- Zapędziłeś 915 4, 43| rada prosiakowi, że dziw go w ogon nie całowała.~- Widzisz 916 4, 43| nie całowała.~- Widzisz go, będzie się z Nastusi prześmiewał!~- 917 4, 43| niej co trochę. Spytała go niespokojnie:~- Czy to już 918 4, 43| kokosz, bo Hanka ostawiła go w chałupie do pomocy, a 919 4, 43| lasem i swawolą, ale tak go strasznie rozżaliła Józina 920 4, 43| młodego zajączka i trzymając go za uszy posadził przed nią 921 4, 43| matuli.~Szeptała cisnąc go do piersi kiej dzieciątko, 922 4, 43| śmiała się do rozpuku.~- Może go pies złapał, co? - pytała 923 4, 43| najbarzej zastanawiał, dyć go znała kiej niedojdę, któren 924 4, 43| pójdzie we świat, gdzie go oczy poniosą.~- To się ożeń, 925 4, 43| się mnie czepiać.~Odbiegła go rozsrożona i kiej burza 926 4, 44| kłaniali, jaki taki nawet go w rękę całował, zaś poniektóry 927 4, 44| kieby ten głodny pies!~- Bo go się boją, ten mu najmilejszy!~- 928 4, 44| trzymasz, co? - przytarł go natarczywie Mateusz.~Kowal 929 4, 44| przeciw urzędom!~Zakrzyczeli go ze wszystkich stron, ale 930 4, 44| mówił inaczej, a jeno jak go matka nauczyła! Zaś na ostatku 931 4, 44| na próżno młynarz brał go w obronę, na próżno i poniektóre 932 4, 44| to bele pyskacz miałby go więcej niźli sam proboszcz! 933 4, 44| gardzieli!~- W jarmarek sprał go strażnik, to powieda, że 934 4, 44| strażnik, to powieda, że nikto go tknąć nie śmie.~- Plecie, 935 4, 44| pan, ma wolę, juści, wszy go same niesą powolności!~- 936 4, 44| pisarzem przypadli wysadzać go z powozu, a strażnicy stanęli 937 4, 44| wszedł do mieszkania, kaj go zapraszał pisarz w pałąk 938 4, 44| mocy, ale naraz grzmotnął go łbem, jaże chłop rymnął 939 4, 44| pomocy sołtysów napędził go w podwórze. A jeszcze nie 940 4, 44| Nawąchał się dobrego jadła, to go ponosi! Nama nie pilno! 941 4, 44| narodowi przyjść z pomocą, bych go wspierać, oświecać i bronić 942 4, 44| uchwalimy! Nie chcemy! - wsparło go ze sto krzyków.~Naczelnik 943 4, 44| Poszoł won! - i wskazał go oczami strażnikom.~- Nie 944 4, 44| rzekł:~- Jagniątko, do rany go przyłóż, a nie spodziejesz 945 4, 44| Jasio organistów.~Otoczyli go Lipczaki, a Grzela rozpowiedział 946 4, 45| płota i pilnie bacząc, bych go z nagła nie obskoczyli.~ 947 4, 45| krzyknął kamratowi:~- Bierz go!~Źle się jednak wybrali, 948 4, 45| wybrali, bo nim poredzili go przytrzymać odciepnął ich 949 4, 45| na odlew. - Hale, strach go sparł, to się żartem wykręca, 950 4, 45| słońcu zapach przejmował go lubością; kajś ze sadzawki 951 4, 45| zatopioną w słońcu, jaże go ciarki przeszły, i już szedł 952 4, 45| zebraniu, że raz w raz porywały go złoście, to śmiech spierał, 953 4, 45| naczelnikowego buta, to by go i słuchali. Barany, juchy, 954 4, 45| ostro ku Lipcom, błogi chłód go ogarnął, rozłożyste drzewa 955 4, 45| się niechcący. Przebudził go dopiero koński tupot i parskanie, 956 4, 45| rychlejsze.~Dziedzic zapytał go o zebranie w kancelarii, 957 4, 45| jeno dbali o naród, żeby go batem popędzać i ciemiężyć, 958 4, 45| trzymaj za zębami, by ci go nie przycięli!~Świsnął szpicrutą 959 4, 45| tym oczymgnieniu ukąsiło go cosik w serce, sposępniał 960 4, 45| niego łakomie patrzała; dziw go nie zjadła. A niechta, a 961 4, 45| wspominków, jacyś ludzie go wymijali, ani spostrzegł 962 4, 45| Wyszłam naprzeciw Jasia, tylko go patrzeć, jak nadjedzie.~- 963 4, 45| Dyć ino co wyminąłem go pod lasem.~- Jasia! to już 964 4, 45| kiedy puścił, sama wzięła go ściskać, całować a wodzić 965 4, 45| odpasę - szeptała gładząc go pieściwie po twarzy.~- To 966 4, 45| spotkał...~- Nie widziałem go, musiał gdzieś bokiem przechodzić.~- 967 4, 45| kto usłyszy! - skarciła go łagodnie, rozmarzając się 968 4, 45| wakacje?~- To mama nie wie, że go aresztowali?~- Święci Pańscy! 969 4, 45| kieby monstrancję, Jasio go okadzał kołysząc trybularzem, 970 4, 45| pierwsza radość, usadzili go za stołem i dalejże znosić 971 4, 45| widzieli Rocha? Ale nikt go nie widział na oczy.~- Nie 972 4, 45| widział na oczy.~- Nie mogę go nikaj naleźć - wyrzekał 973 4, 45| podwieczorku, wycałował go po ojcowsku i usadziwszy 974 4, 45| niespokojny.~Matka właśnie wyszła go wołać na kolację.~- Co się 975 4, 45| wyszedł z wotywą, poprzedzał go Jasio w nowej komży, przybranej 976 4, 45| Zaraz po kościele zabrał go ksiądz na plebanię i zasadził 977 4, 45| nie dziwota, że przejął go luty strach, żałość ścisnęła 978 4, 45| współczująca litość przygięła go do ziemi, a gorąca, proszalna 979 4, 45| kiej poszedł, odprowadziła go na drogę, patrząc za nim, 980 4, 45| Zaśby ta kto śmiał, dyć bym go przepędziła na cztery wiatry! - 981 4, 45| schroniska, dobrze wiedziała, kaj go szukać utęsknionymi oczami, 982 4, 45| dygotało jej serce:~- Obaczę go znowu! obaczę!~A nieraz, 983 4, 45| powiedają takie historie, to bym go słuchała dzień i noc. A 984 4, 45| Organiścina pchnęła me go szukać... lecę w stronę, 985 4, 46| tylko Rocha!~- Jakże, możemy go to dać, co? Rodzonego ojca, 986 4, 46| Niechby się kaj schował, trza go przestrzec, juści... jąkał 987 4, 46| Na wszelki przypadek lecę go przestrzec! - zawołał Grzela 988 4, 46| na wsi, bo nie widziałem go od rana.~- Otworzyć! - rozkazał 989 4, 46| nieprzytomnie:~- Schowałam go pewnie pod siebie, co? Szukajcie!...~ 990 4, 46| naciskiem:~- A wyda się, że go ukrywasz, to już razem powędrujecie, 991 4, 46| co już nie sposób trzymać go w chałupie.~- Jakże, wypędzisz 992 4, 46| chałupie.~- Jakże, wypędzisz go! taki święty człowiek, taki 993 4, 46| cała wieś ucierpi...~- To go złapcie i wydajcie!~- Żebyśta 994 4, 46| Żebyśta mieli rozum, to by go już dawno mieli...~Sklął 995 4, 46| już dawno mieli...~Sklął go Mateusz i chciał pobić, 996 4, 46| będzie po wiek wieków, i już go żadna zła moc nie przezwycięży, 997 4, 46| co im trzeba robić, aby go przyśpieszyć...~Mówił tak 998 4, 47| się księży byk, to niech go sobie doją! - wykrzykiwał.~ 999 4, 47| wszystkim dał we znaki, że nikto go nie pożałuje.~- Nie wiecie 1000 4, 47| dopiero na kopania.~- Co inom go widziała, galancie koło


1-500 | 501-1000 | 1001-1042

IntraText® (V89) Copyright 1996-2007 EuloTech SRL