- Akt 2
- SCENA 7. STANCZYK, DZIENNIKARZ.
Previous - Next
Click here to hide the links to concordance
SCENA 7.
STAŃCZYK,
DZIENNIKARZ.
STAŃCZYK
(idąc)
Ktoś się za mną włóczy
wciąż.
DZIENNIKARZ
Ktoś przede mną ciągle
stąpa.
STAŃCZYK
(już był usiadł)
Domek mały, chata skąpa:
Polska, swoi, własne łzy,
własne trwogi, zbrodnie, sny,
własne brudy, podłość,
kłam;
znam, zanadto dobrze znam.
DZIENNIKARZ
Zacz kto - ?
STAŃCZYK
Błazen.
DZIENNIKARZ
(poznając)
Wielki mąż!
STAŃCZYK
Wielki, bo w błazeńskiej szacie;
wielki, bo wam z oczu zszedł,
błaznów coraz więcej macie,
nieomal błazeńskie wiece;
Salve, bracie!
DZIENNIKARZ
Ojcze, Salve!
Szereg dobrych błaznów zrzedł,
przywdziewamy szarą barwę;
koncept narodowy gaśnie;
gasną coraz te pochodnie,
które do hajduków ręku
przywiązane żarem płoną.
Skapały, zżarły się
świece,
a że do rąk przytroczone,
więc jeszcze palą się
ręce,
w tę samą zaklęte stronę.
-
Trzeba by do służby narodu
błaznów całego zastępu;
palą się hajduki w męce,
z własnego bolu się
śmieją;
gasną świece narodowe,
okropne rzeczy się dzieją,
śmiechem i szyderstwem biegu
obudzić, ośmielić zdolne
serce spodlone, niewolne,
które naszą krew zaprawia.
STAŃCZYK
A wolicie spać - -
DZIENNIKARZ
To jedno!
Usypiam duszę mą biedną
i usypiam brata mego;
wszystko jedno, wszystko jedno,
tyle złego, co dobrego,
okropne rzeczy się dzieją.
Patrzeć na przebiegi zdarzeń -
dalekie, dalekie od marzeń,
tak odległe od wszystkiego,
co było wielkie w kraju;
że wszystko, co było,
przepadło,
bezpowrotnie w mroku zbladło:
to bajki o trzecim Maju!
Matkę
do trumny się kładło,
siostry i
rodzinę całą;
ksiądz
pokropił i poświęcił,
grabarze
gruz przywalili;
epigonów
co zostało,
na stypie
się weselili
wesołością,
co przeklina;
w pijaństwie duszę zabili,
a nie mogli zabić serca.
Zostało serce, co woła,
spłakane u bram kościoła,
skrwawione u wrót świątyni
i jeszcze w męce okrutnej,
w czułej litości rozrzutnej
samo siebie wini.
STAŃCZYK
Asan jako spowiedź czyni,
spowiedź, widzę, cudzych grzechów;
Acan się zalewa łzami,
duszę krwawi, serce krwawi;
ale znać z Acana mowy,
że jest - tak - przeciętnie zdrowy;
jutro humor się naprawi. -
Gotów mi płakać najrzewniej,
rozczulać się cudzych grzechów,
u bliskiego widzieć tramy,
zbrodnie, brudy, grzechy, plamy
i za swojego bliskiego
uczynić publiczną spowiedź. -
A! doprawdy! warte śmiechów -
może jeszcze rozgrzeszenie
wziąć kapłańskie z
cudzych zbrodni - ?
DZIENNIKARZ
Wina ojca idzie w syna;
niegodnych synowie niegodni;
ten przeklina, ów przeklina -
ród pamięta, brat pamięta,
kto te pozakładał pęta
i że ręka, co przeklęta,
była swoja. - Rozbrat wieczny
duszy z ciałem, ciała z duszą;
w nim się słabi kruszą -
miecz do walki obosieczny -
myśmy słabi. - Wielkość
gniecie,
przekleństwo nosi na grzbiecie:
zbrodnie nosi, czarne kiry,
szatę krwawą Dejaniry;
Wielkość: Zbrodnia;
Małość: podła -
Jakaż nasza dzisiaj Wola?!
Czarodziejska dłoń ogrodła
nasze pola.
STAŃCZYK
Łzy ze źródła!
Tyle żalów o nieswoje!?
A cóż tobie niepokoje
tych, co w
grobach leżą?
Myślisz
- że się trupy odświeżą
strojem i
nową odzieżą -
a ty z trupami pod rękę
będziesz szedł na
Ucztę-mękę
i jako potrawy żuł,
czym się tylko kiejś kto truł;
wsączał w siebie i pił,
czym tylko kto gdzie gnił;
czy to ma
być twoja krew?!
DZIENNIKARZ
Moja krew,
moja krew -
czy ja
wiem - okrzyk mew,
gdy
gonią ponad skały,
okrzyk mew
osmętniały,
żałośliwy,
straszny,
gdy od
brzegu odbiegły daleko.
Morze ciche, strop się chmurzy,
ale burza i orkan daleko
Tylko głuchość i pustka
bezmierna -
a tu skrzydła rozchwiane do lotu,
nie pragną, nie pragną powrotu
i wiedzą, że tam, gdzie
dążą,
wylądu szukać daremno;
przekleństwu swojemu wierne,
lecą - i nie śmieją
ustać,
aż krew do ust pocznie chlustać
ze znużenia - wtedy padną,
łzą nie pożegnane
żadną,
bo śmierć ulga, ulga zgon.
STAŃCZYK
Zaśpiewałeś kruczy ton;
tobież tylko dzwoni w głuszy
pogrzebowych jęków dzwon?
- - - - - - - - - - - - - - -
A słyszałżeś kiedy, z
wieży
jak
dźwięczy i śpiewa On?
DZIENNIKARZ
Zygmunt,
Zygmunt...
STAŃCZYK
Dzwon
królewski: -
Siedziałem
u królewskich stóp,
królewski
za mną dwór:
synaczek i
kilka cór,
Włoszka
- a wielki chór
kleru
zawodził hymny; -
a dzwon
wschodził.
Patrzali
wszyscy w górę,
a dzwon
wschodził -
zawisnął
u szczytów
i z
wyżyn się rozdzwonił:
głos
leciał, polatał,
kołysał
się górnie,
wysoko,
podchmurnie -
a
tłum się wielki pokłonił.
Pojrzałem
na króla,
a król
się zapłonił...
Dzwon
dzwonił
- - - - -
- - - - -- -
DZIENNIKARZ
A toć
on nam tętni dziś,
jak
grzebiemy, kto nam drogi;
zwołuje
nas, każąc iść
posłuchać
kościelnych szumów,
w wielkim
zamęcie rozumów,
w wielkim
modlitew rozjęku,
On pan, ten
dzwon królewski,
nie
ustający w brzęku,
o
pękniętym sercu:
nasz ton. - Nad
przepaścią stoję
i nie znam,
gdzie drogi moje.
STAŃCZYK
Byś serce
moje rozkroił,
nic w nim nie
najdziesz inszego,
jako te
niepokoje:
sromota,
sromota, wstyd,
palący
wstyd;
jakoweś
Fata nas pędzą
w
przepaść -
DZIENNIKARZ
Ty Wid!
STAŃCZYK
Ja Wstyd!!
Piekło wiem
gorsze niż Dante,
piekło
żywe.
DZIENNIKARZ
Żyję w
Piekle!,
STAŃCZYK
Społem w
przepaść!
DZIENNIKARZ
Społeczeństwo!
Oto
tortury najsroższe,
śmiech,
błazeństwo -
to my
duchy najuboższe.?
"Społem"
to jest malowanka,
"społem"
to duma panka,
"społem"
to jest chłopskie "w pysk","
"społem"
to papuzia kochanka,
próżność,
nadczłowieczeństwo _
i przy tym
to maleństwo:
serce
pęknione, co krwawi.
STAŃCZYK
Asan prawi
-
jako
najwalniejsi gębacze,
odrośl
od tych samych pni
z moich
dni.
DZIENNIKARZ
Wolałbym
już stokroć razy
policzone
dni
niż ten
bieg, bieg. pęd, gonitwa
ku
przepaści, otchłani, zawrotom:
Ach, kresu, ach,
kresu lotom
Stacza się
sercowa bitwa,
opadam coraz na
głazy,
mrze na ustach
modlitwa,
ach, kresu, ach,
kresu lotom! -
Niechby się
raz wszystko spali,
zetrze się,
na proch się zsypie,
jak kolumny, na
gruz się rozwali,
byśmy padli
potruci
jadami w
pogrzebowej stypie;
niechajby
się raz wszystko spali,
i te nasze
polskie posty
dusz do polskich
świętych,
i te nasze
tęczowe mosty
czułości
nad pustką rozpiętych,
malowanki
Częstochowskie
w koronach
- i wszystkie Wiary! -
Nieszczęścia
wołam!!
STAŃCZYK
Puszczyku...
DZIENNIKARZ
Może
by Nieszczęście nareście
dobyło
nam z piersi krzyku,
krzyku, co
by był nasz,
z tego pokolenia. -
Ach, Sumienia, Sumienia!
Już było tych prawd bez liku
dla nas - Prawdy czy Fraszki -?,
Stoimy u polskich granic,
a mamy obecność za nic,
od talentów zawisłe igraszki.
STAŃCZYK
Puszczyku!
Zgrałeś się przy zielonym
stoliku
czy z kobietami w gorączce
opętałeś duszę
mdłością
i w tej momentu palączce
oślep gnasz we własne próchno.
A gdy na nie wichry dmuchną,
rozleci się zgasłe próchno,
zamurują się otchłanie
i krzyk, i jęk, i wołanie
zda ci się błazeństwem duszy,
które nikogo nie
skruszy,
które zeżre
siebie samo,
a trzewia
mu gniciem cuchną. -
Znam ja,
co jest serce targać
gwoźdźmi,
co się w serce wbiły,
biczem
własne smagać ciało,
plwać
na zbrodnie, lżyć złej woli,
ale
Świętości nie szargać,
bo trza,
żeby święte były,
ale
Świętości nie szargać:
to boli.
DZIENNIKARZ
Tragediante...
STAŃCZYK
Commediante,
dla ciebie
błazeńska laska.
DZIENNIKARZ
Piastujesz
ją, piastun stary;
znasz tylko:
status quo ante;
błazeństwo
z tobą się zrosło.
STAŃCZYK
Oto
naści twoje wiosło:
błądzący
w odmętów powodzi,
masz tu
kaduceus polski,
mąć
nim wodę, mąć.
DZIENNIKARZ
Fatum nas
w obłędy wodzi:
u
rozstajnych dróg zły Duch!
Tu moje
rozstajne drogi;
ty mój
Duch-zły - demon, Szatan;
błazeństwem
ja z tobą zbratan,
byłem
ci duszą poswatan,
nim dusza
stała się trup; -
a teraz mi pachnie grób,
czuję trąd.
STAŃCZYK
Naści; rządź!
Masz tu kaduceus polski,
mąć nim wodę, mąć.
DZIENNIKARZ
Nie chcę żadnych więcej prób.
Serce miałem kiedyś młode,
porwałeś mi serce młode,
wlałeś
jad goryczny w krew.
Nie widzę,
nie widzę dróg,
zaćmił
mi się Bóg...
STAŃCZYK
Fata
pędzą, pędzą Fata ?
Wielkość
? Nicość ? pusty dzwon,
serce strute ?
uderzyłeś
błazna ton:
moją
nutę.
Kłam sercu,
nikt nie zrozumie,
hasaj w
tłumie!
Masz tu
kaduceus, chwyć!
Rządź!
Mąć
nim wodę, mąć!
Na Wesele! Na
Wesele!
Idź!
Mąć
tę narodową kadź,
serce truj,
głowę trać!
Na Wesele! Na
Wesele!
Staj na czele!!!
Previous - Next
Table of Contents | Words: Alphabetical - Frequency - Inverse - Length - Statistics | Help | IntraText Library
IntraText® (V89) Copyright 1996-2007 EuloTech SRL