SPRAWA II
BARDOS
(wychodzi na wzgórek i patrzy za nimi.)
Już poszli, próżno, chciałbym
przywieść ich do zgody,
Ale ich tak przynajmniej pomięszam,
przerażę,
Że może, co zamyślam, z
łatwością dokażę.
Przeciągnijmy naprzód drót przez
całą drogę,
Jak się nim trąci któren, czy w
rękę, czy w nogę,
Uderzony iskierką ognia elektryki,
Upadnie gdyby mucha,
(stawia elektrykę)
poczekajcie, smyki!
Nauczę ja was lepiej szanować
naukę,
Jak wam nosy przypiekę i żebra
potłukę.
Ale gdzież się tu schować,
ażeby machinę
Z bespieczeństwem ustawić, tutaj w
tę krzewinę;
Właśnie ten pniaczek bardzo mi
będzie wygodny,
Bo w nim dobrze zakryję całe me
działanie,
A żaden mnie tu z dołu pałką
nie dostanie,
(schodzi po drut na dół i
rościąga go przez całą drogę.)
Otóż to będzie teraz, sposób wcale
modny
Toczenia wojny. Czemuż mój drót przez
świat cały
Nie jest dziś przeciągniony by
wstrzymał potoki
Krwi ludzkiej?
(wychodzi na wzgórek z końcem druta.)
Jestem, jako
profesor w katedrze wysokiej,
Dam ja wam tu
lekcyję, zawzięte cymbały!
Ale cicho,
już chałas z daleka powstaje,
Zaczynamy
robotę.
(pompuje mocno machinę, słychać głosy wrzeszczące)
Ha, łotry,
hultaje!
Gońcie!
gońcie!
(Bardos ukrywa się lepiej na wzgórek.)
|