Table of Contents | Words: Alphabetical - Frequency - Inverse - Length - Statistics | Help | IntraText Library | ||
Alphabetical [« »] iberyjskim 1 ibi 1 ibimus 1 ich 445 ichmosc 1 ichmosciów 1 ida 33 | Frequency [« »] 471 tylko 470 gdy 456 nim 445 ich 414 przed 408 sobie 388 tu | Stefan Zeromski Popioly IntraText - Concordances ich |
Tom, Rozdzial
1 1, 1 | Ogary poszły w las.~Echo ich grania słabło coraz bardziej, 2 1, 1 | wyprowadzone do samego krzyża. Ich pnie sinawe jaśniały w mroku. 3 1, 1 | Dzwonią janczary i echo ich odbija się w kniei jak zuchwałe 4 1, 1 | kamień, a mech rozsypane ich prochy grzebie pod sobą. 5 1, 1 | wysunęło się stado sarn, a na ich czele szedł z wysuniętą 6 1, 1 | stalowe sprężyny, i białe ich "talerze". Przesadziły najwyższe 7 1, 1 | Poszli na dół. Co chwila nogi ich zapadały w szczeliny między 8 1, 1 | lufę i w nogi co duchu! To ich jeszcze na trzeci dzień 9 1, 1 | ze skomleniem i strąbić ich do domu nie było sposobu.~ 10 1, 1 | Konie chrapały i wyprężone ich nogi silnie biły kopytami 11 1, 1 | na ganek i do pokojów. Na ich powitanie wstał zza stołu 12 1, 1 | choćby i byli, to czymże by ich opłacił? Przyszli za nim 13 1, 1 | nad jej duszą, żona, były ich lekarkami. Spytaj waszmość, 14 1, 1 | twarze chłopów, błyszczące ich oczy, które nic nie dostrzegały 15 1, 2 | blasku księżyca widział ich głowy i kołpaczki: u jednej - 16 1, 2 | Wierzchówka Rafała nie chciała ich naśladować i młodzieniec, 17 1, 2 | gdy turoń nachylił się ku ich twarzom i końską swoją paszczę 18 1, 2 | blaski pochodni i otrzymały ich siłę palenia. Rafał nie 19 1, 2 | Gospodarz, gospodyni, dwie ich córki i syn obsługiwali 20 1, 2 | sekundę nie rozstawały się ich oczy. Były ciągle zwrócone... 21 1, 2 | szczęścia. Zdumienie przenikało ich serca aż do samej głębi 22 1, 3 | górze miejskiej, ścigało ich łamiąc się i chwiejąc na 23 1, 3 | które oblepiło znienacka ich twarze i okręcało szyje.~ 24 1, 3 | nagła uczuli obadwaj, że ich znowu główny wart porywa. 25 1, 3 | przeciwną stronę. Wiosła ich miesiły krę, rozgarniały 26 1, 3 | dokoła stłuczoną krę.~Ręce ich ustały, byli przemokli do 27 1, 3 | nabrzeżnych. Pręty smagały ich po twarzach, pniaki jakieś 28 1, 3 | Woda sączyła się z każdego ich włosa.~Wtedy ogarnęła go 29 1, 3 | miejskich, szli po zapłociu ich aż do swego, w skok wdarli 30 1, 3 | drzwiami domostwa, które było ich czasową siedzibą. Teraz 31 1, 3 | minąć chcąc dostać się do ich studenckiego pokoiku.~Otwarli 32 1, 3 | Słychać było tylko bicie ich serc... Wtem Krzyś runął 33 1, 3 | drogę. Był to profesor, ich mentor i chlebodawca. Stał 34 1, 3 | schodach w gimnazjum i na ich szczycie widział prorektora 35 1, 3 | wyjawić wobec modlitw, ażeby ich nie spłoszyć, nie rozbić 36 1, 3 | dym. Wesołość towarzyszów, ich zapytania pełne swawoli, 37 1, 3 | widział tylko skłębione ich ciała na ziemi. Za chwilę 38 1, 4 | tony organów czy w muzykę ich mrącą jak echo w głębi serca. 39 1, 4 | zasnuł przestrzeń między ich oczyma. Nim ukończyła się 40 1, 4 | łopatki tak długie, że ich mięśnie wystawały nad piersi, 41 1, 5 | zawsze dobrze, w gazetach ich będą drukowali! Jedź dalej! 42 1, 5 | śrubę w otwór, nie mógł ich zamknąć, toteż zostawiając 43 1, 5 | meble, sprzęty, osoby, ich ruch, słyszał rozmowy... 44 1, 5 | wyniosła serca obojga. Dokoła ich złączonych dusz i ciał kipiała 45 1, 5 | potężniejsza.~Śnieg zasypywał ich od stóp do głów. Obok darniowej 46 1, 5 | tak małych, że wielkie ich łby i chude tułowia ledwie 47 1, 6 | obłąkanych koniach. Ręce ich stały się grube, opuchłe 48 1, 6 | Czerwony blask pada na ich zamyślone twarze, posępnie 49 1, 6 | wtedy Francuz nastąpił, sam ich najpierwszy naczelnik dalej 50 1, 7 | dalekim przykopom i rowom ich losu. Leżeć, spoczywać bez 51 1, 7 | zakwitły na wiosnę. Dachy ich wielobarwne od słomianego 52 1, 7 | gorejące uczucia i nowy ich żywot się zaczął. Rafał 53 1, 7 | okiennica zgrzytała do taktu z ich melodyjnym pląsem, zgrzytała 54 1, 7 | gościńca skręcili, powiodła ich w lasy. Jechali wolno w 55 1, 7 | ruszono dalej. Zmierzch zastał ich na granicy jakichś łąk bardzo 56 1, 7 | zgasłych końskich oczu, do ich siły wyczerpanej, do oczu 57 1, 7 | udręczająco wielomównych, że w ich wyrazie mieścił się cały 58 1, 7 | zaczął słyszeć wzdychanie ich z ciemności:~"O śnie wieczny, 59 1, 7 | dali rechotały żaby. Chór ich tworzył melodię kołyszącą, 60 1, 7 | między gwiazdami. Ciałka ich mleczne nikło jaśniały od 61 1, 7 | wiosenny otulał rudawosiną ich korę. Słońce wnikało do 62 1, 7 | prześwietlały nowe, tegoroczne ich wyrostki. Młode, miękkie, 63 1, 7 | rzeźwy. Gałęzie i pręty ich, pławmy z liśćmi ledwie 64 1, 7 | liście, żeby pod dachem ich, na śliskiej, ledwie zrodzonej 65 1, 7 | głębiach olszowych, siostry ich błękitne śniły wczoraj zaczęty, 66 1, 7 | jasnoniebieskie miały liście, a pnie ich zdawały się wyrastać ze 67 1, 8 | niego powab niewymowny. Ich życie; opuszczone przez 68 1, 8 | zwracał stęsknione oczy ku ich wierzchołkom srebrzącym 69 1, 8 | otaczających niczym a niczym. Ja ich -niczym! Jeśli chcieli, 70 1, 8 | Wonczas powinienem był wielbić ich, gdyż mogąc nie uczynili 71 1, 8 | rozpatrzyć wartość i jakość ich ziemi, znieść pańszczyznę, 72 1, 8 | Rzeczypospolitej droga zawalona trupami ich, po Dzikich Polach pamiątki, 73 1, 8 | i wyniknęły niezliczone ich pokłady, a między jedną 74 1, 9 | i brzydkie panie. Szaty ich brudziły się, a nogi tonęły 75 1, 9 | dęby i buki.~Teraz, gdy w ich wnętrza, wyrywając się z 76 1, 9 | Konary, gałęzie, rózgi, czuby ich sięgały do czarnego nieba, 77 1, 9 | wszystko - była potęga w ich szeleście.~Jedno z tych 78 1, 9 | o widoku, wlokącym się u ich korzeni, z zimną wzgardą, 79 1, 10| Prawdziwie w chmurach były ich wierzchołki. A lipy! Lipy, 80 1, 10| czterech ludzi objąć by zdołało ich pnie, a tak rozłożystych, 81 1, 10| mężczyźni, widać to było w ich twarzach, myślami i uczuciami 82 1, 10| wszystko zabójca-żal marszczył ich czoła. Cóż warte było życie 83 1, 10| nieboszczyka ze dwora, choć ich ta tyle, żeby żydowska koza 84 1, 10| najmłodszych sióstr księcia, ich towarzyszek i przyjaciółek. 85 1, 10| utworzyły zwarte koło. Nogi ich, ustawione na dywanie, niecierpliwiły 86 1, 11| twarze żołnierzy. Wejrzenia ich kamienne stały wkoło jak 87 1, 11| uległy zaciśnieniu, a krew ich zamieniła się w dziki płomień. 88 1, 12| Z wyżyn widać było białe ich taśmy, łamiące się po bezdrzewnych 89 1, 12| było zgorzałe na węgiel ich twarze, zamknięte oczy, 90 1, 12| znowu, idą znowu! Łoskot ich kroków grzmi na tej ziemi 91 1, 12| głębie pustej doliny. Czarne ich widma znikły z oczu, i sama 92 1, 12| Podróżnych badano jak zbirów, a ich paszporty oglądano na wszystkie 93 1, 12| rozdzierającą była mowa ich zeschłych ust, prawda, której 94 1, 12| Gdzie się podziały ludy z ich wolą, czynem i sprawą'' 95 1, 12| i sprawą'' Gdzie państwa ich i królowie? Świątynia ta 96 1, 12| właściwie deklarację zniszczenia ich ojczyzny, którą tyle pokoleń 97 1, 12| jak szli na okręt, jak ich napadła straszliwa burza. 98 1, 12| wzruszać się tak tym, co ich najbardziej hańbiło. Wydali 99 1, 12| plotek, błędnych i głupich z ich winy, więc czynią to teraz 100 1, 12| też teraz wstał i zapytał ich: jak się zapatrują na maksymy 101 1, 12| Ten, kto panuje, powinien ich mieć na oku i nie dopuścić 102 1, 12| malkontentów ku sobie i siły ich obrócić przeciwko potężnemu 103 1, 13| drabów nocnych? I waść na ich czele w tak wielkim kapeluszu 104 1, 13| z domu wychodzić. Musimy ich trzymać za gardło...~- A 105 1, 13| Wenecjanie po Laudom, żeby ich przyszedł ratować.~- Waćpan 106 1, 13| Gintułt poszedł oczyma za ich wzrokiem. Od wejścia przez 107 1, 13| Znasz chyba doskonale prawa ich, kodeks karny, więzienia, 108 1, 13| wierząc, że Wiedeń jest ich drogą... Z głębiny nocnej 109 1, 14| mogę jeszcze patrzeć na ich trzaskanie, mierzyć siłę 110 1, 14| kocham dym armat i huk ich paszcz ognistych, trzymam 111 1, 14| ciosy jak maczugą. Tysiące ich zasłały ciałami pole bitew. 112 1, 14| porozszarpywane bagnetami ciała ich wylewały ze siebie nadnaturalną, 113 1, 14| siłom przyrody, niweczą ich wszechmoc i wszechmoc naszej, 114 1, 14| ambicje Antoniusza, i już ich mowa ludzka nie zażegna. 115 1, 14| wielkie ludy, piaskiem zasypał ich dzieje, a skostniałą ich 116 1, 14| ich dzieje, a skostniałą ich mądrość poruczył liktorskiej 117 1, 15| rzadko go widywali. Po ich wyjeździe na wakacje, nie 118 1, 15| świadectwa upoważniające ich jako alumnów do słuchania 119 1, 16| trupie ziewy chuchają spod ich błon zielonych i martwe 120 1, 17| Ankony. Ciekawie zajrzą w ich wnętrza obmurowane i uciekają 121 1, 17| głębi duszy. Nie pochwyci ich pamięć ni myśl. Tulą się 122 1, 17| wieżach. Wyziew błotny ogarnął ich miłosnym ramieniem. Wnet 123 1, 17| mgłach-smętnicach. Czyny ich głupie, ordynarne, wrzaskliwe, 124 1, 17| przybrały barwę popiołu, kości ich wylazły. Oczy wwaliły się 125 1, 17| rzeczy, na początek i koniec ich, na wierzch i środek. Wszystko, 126 1, 17| stożkowate, śnieżnobiałe ich słupy. Całe powietrze wstrząsało 127 1, 17| Pot czarną plamą wylazł na ich plecach i barkach. Ręce 128 1, 17| niezwykłej wielkości. Wrażenie ich przelotu, ich muskania twarzy 129 1, 17| Wrażenie ich przelotu, ich muskania twarzy szorstkimi 130 1, 17| Widział w blaskach ognia ich niskie czarne kapelusze 131 1, 17| Ale wdzierały się nowe ich szeregi. Zawrzała bitwa 132 1, 17| powozy oficerskie i ekwipaże ich żon szły dudniąc między 133 1, 17| oniemieli z przerażenia. Ale i ich nie oszczędzono.~Ujrzeli, 134 1, 17| nastawionym bagnetem. Obstąpiono ich, pierścieniem grubym na 135 1, 17| milczeniu poczęli bić. Szpady ich trzaskały w karabiny i bagnety, 136 1, 17| gdzie bez drżenia umierali ich bracia.~- Dawaliśmy ci życie 137 1, 17| zhańbiony tłum jeńców, salutował ich długo.~ ~KONIEC TOMU PIERWSZEGO~ 138 2, 1 | od głównych ulic miasta i ich zgiełku. Opuszczony pałac, 139 2, 1 | się grze ogólnej. Zapoznał ich z Rafałem. Byli to Litwini, 140 2, 1 | wciąż obojętnie, ale twarze ich były coraz bardziej sztywne 141 2, 1 | wygodna karetka niosła ich do perukarza, a stamtąd, 142 2, 1 | i uspokoili się. Wejście ich zwróciło uwagę wszystkich. 143 2, 1 | wszystkich. Spostrzeżono wyrazy ich twarzy i we wszystkich lożach 144 2, 1 | prawdopodobnie Cyda albo Hamleta. Kto ich tam wie? Może jaką niemiecko-czułą 145 2, 1 | ja nie jestem spragniony ich lokajskiego piwa... Przepraszam, 146 2, 2 | okolicy. Nie można było ani ich odegnać, ani spostrzec. 147 2, 2 | ani spostrzec. Tylko żądła ich zostawały w człowieku i 148 2, 2 | duszy. Ale zarazem wylewy ich oczyszczały tajemnicze, 149 2, 2 | wieczności, i nas tak samo jak ich przenika. Ci, którzy odtrącili 150 2, 2 | światy i głos jedynego wodza ich, jak mu kazano uwierzyć. 151 2, 2 | i Afryki, badania sekt u ich źródeł, a kończąc na materiałach 152 2, 2 | za życia, jak wiara, co ich żywiła. Nic ich odwagi zachwiać 153 2, 2 | wiara, co ich żywiła. Nic ich odwagi zachwiać nie mogło, 154 2, 2 | im zwycięstwo. Każdy krok ich był krokiem ku potomności".~ 155 2, 2 | do warg Rafała i dotknęły ich cichym, straszliwym muśnięciem 156 2, 3 | niewidzialne drzwi i stanęli w ich świetle trzej mężowie ubrani 157 2, 4 | i Afryki, badania sekt u ich źródeł, a kończąc na materiałach 158 2, 4 | za życia, jak wiara, co ich żywiła. Nic ich odwagi zachwiać 159 2, 4 | wiara, co ich żywiła. Nic ich odwagi zachwiać nie mogło, 160 2, 4 | im zwycięstwo. Każdy krok ich był krokiem ku potomności".~ 161 2, 4 | do warg Rafała i dotknęły ich cichym, straszliwym muśnięciem 162 2, 5 | Zdawało się oku, że widzi ich bryły i ostre kanty. Helena 163 2, 5 | jakoby melodię gwiazd, śpiew ich wdzierający się do serca 164 2, 6 | do siebie, czując, jak w ich żyłach przepływają te same 165 2, 6 | Obłok kurzawy wstawał spod ich kopyt, otaczał wasąg i podróżnych. 166 2, 6 | na wieki wiatrem. Zimne ich oblicza uśmiechały się w 167 2, 7 | Góry, doliny~Chata ich stała samotnie u skraju 168 2, 7 | się przed ludźmi schowało ich szczęście. Kochane były 169 2, 7 | stary gazda przynosił pod ich próg mleko jeszcze dymiące, 170 2, 7 | Łąka zmieniała się jak ich dusze. Co dnia była ta sama, 171 2, 7 | rumianymi głowami. Pojmowała ich sekretną mowę, wielbiła 172 2, 7 | pragnienia wznosiły się z ich serc, podobnie jak z nicości 173 2, 7 | krawędź, na której były ich głowy. Śliska, czarna ściana 174 2, 7 | obojga... I znowu pochłaniał ich sen na jawie, pełen ułudy 175 2, 7 | poszczerbione turnie. W mroku ich złomów wisiały czarne łachmany 176 2, 7 | razem, że halny wiatr zastał ich na zrębie skały wapiennej, 177 2, 7 | rozdzielona przez głazy jak ich miłość, a później łączy 178 2, 7 | przepaść wodospadu będzie w ich życiu jak w tym potoku? - 179 2, 8 | jakby mierzyły przepaść u ich stóp. Dziwnie uroczy mech 180 2, 8 | Dziwnie uroczy mech przykrywał ich szczeliny. Wszczepiały w 181 2, 8 | Od szczytów gór leciały ich oczy w dół za cieniami, 182 2, 8 | zżółkłej jarzębiny. Napotykały ich oczy miejsca tak cudne, 183 2, 8 | ścieżki skaliste wołają ich po imieniu, wzywają ku nim 184 2, 8 | Widział, nie wierząc oczom, ich broń: zakrzywione sztylety, 185 2, 8 | pałki-bunkosze w ręku. Oglądał ich koszule czarne, wysmarowane 186 2, 9 | między szuwary, zasnęła wśród ich zastępu. Kiedy niekiedy 187 2, 9 | nad nieruchomą wodą. Nikłe ich włókna oplątywały wyniosłe 188 2, 9 | oczy mogły obaczyć pracę ich, dostrzec, co czynią, plątały 189 2, 9 | się szczyty gór. Oblicza ich były przepiękne, ozdobione 190 2, 9 | kwiatami. Szaty mgieł owiewały ich tułowia, głębokie cienie 191 2, 9 | stado kozic, ale nie śledził ich oczyma. Póki słońce w błękitnym 192 2, 9 | deptał i przeklinał, że z ich wierzchołków strącał już 193 2, 9 | teraz ludzi. Ludzi! Wbijać w ich piersi ostry sztylet, miażdżyć 194 2, 9 | ostry sztylet, miażdżyć ich głowy jesionową maczugą, 195 2, 9 | otoczyli go ludzie. Nareszcie ich widzi! Porwał za sztylet, 196 2, 9 | niego po niemiecku. Rozumiał ich doskonale, ale milczał zobojętniały 197 2, 10| zwojami idących, na wsparciu. ich i umocnieniu z granitu, 198 2, 10| towarzysz. Uczuwać powiew i ich zapach, dotknięcie, uczuwać 199 2, 11| obadwaj podróżni wybrali się w ich tropy pod opieką trzech 200 2, 11| Śliczny poranek wyzłacał ich łapy złożone na krawędziach, 201 2, 11| Trwoga śmiertelna obchodziła ich wokoło. Spod ścian, z głębi 202 2, 11| liguryjskich Apeninów i wjechali w ich wąwozy. Po górskich drogach 203 2, 11| tu jednak bawili. Celem ich podróży była posiadłość " 204 2, 11| a raczej niewysłowioną ich piękność. W jednym miejscu 205 2, 11| brazylijskie i afrykańskie palmy. Ich pnie chropawe i włochate, 206 2, 11| miotały tam kity piór. Wśród ich gałęzi leżały już na złotych 207 2, 11| zadumy i znużenia wyrwał ich szelest listków cienkich 208 2, 11| ciemną kaplicę. Szczyty ich strzeliste, zionące w niebo 209 2, 11| górze. W głębi, pomiędzy ich pniami, w mrocznej nawie, 210 2, 12| do gór równała się teraz ich wysokości. Niziny zapowiadały 211 2, 12| zaściełały niebo. Posępna ich barwa ścigała i tępiła wypieki 212 2, 12| żeby wiatr mógł obdzierać ich posiwiałe kudły i roznosić 213 2, 12| wdzięku, gdy wicher podwiewał ich nadobne, strzępiaste suknie. 214 2, 12| lasów, bliżej niebieskie ich pasma, i szare, suche szkielety 215 2, 12| księcia Gintułta, masonów i ich przewodniczącego.~Teraz 216 2, 12| lejc zaprzężone, unosiła ich tym samym gościńcem w dal 217 2, 13| i rąk, sposób trzymania ich na stole, nawet wówczas 218 2, 14| Niemców! Właśnie do nich, do ich domu, przypatrywać się ich 219 2, 14| ich domu, przypatrywać się ich żywotowi, poznawać ich siłę. 220 2, 14| się ich żywotowi, poznawać ich siłę. Jakże inaczej odwrócić 221 2, 14| choćbyś sto razy podpatrzył ich zakonne statuta, jeśli sam 222 2, 14| okropnie! Jam zajrzał w duszę ich, głupca udając podszedłem 223 2, 14| głupca udając podszedłem ich skrytości. Wśród szelestu 224 2, 14| koronkowych balów śledziłem ich zamysły. Ludzie ci nie cofną 225 2, 14| łeb ci utną toporem!... Ich polityka tak daleko sięga...~ 226 2, 15| blachami. Sroki pokrzykiwały na ich gałęziach, wiewiórki przychodziły 227 2, 15| drzewa. Rzeka snuła się w ich cieniu, jakby ukryta przed 228 2, 15| Najlżejszy chwast nie czepiał się ich bezpłodnej nagości.~Słońce 229 2, 16| żądła. Żeby nie doświadczać ich kłucia, Rafał począł zagłębiać 230 2, 16| ale stanęły wnet, jakby ich nogi w ziemię wrosły. Z 231 2, 16| proste, dwubarwne kity na ich kaszkietach, kształtu wiadra 232 2, 16| manierkami i pałaszami. Bagnety ich tworzyły jak gdyby ruchliwe 233 2, 16| pasy, na krzyż przecinające ich piersi, były uciarane w 234 2, 16| olbrzymich koniach. Wielkie ich czaka z włochatymi grzebieniami 235 2, 17| komenda! Pierwszy ja raz tak ich oko w oko zobaczył. Nim 236 2, 17| moich Austriaków, przegnały ich na lewy brzeg, wzięły szturmem 237 2, 17| oba mosty i nie pozwoliły ich zniszczyć. W dywizji Victor 238 2, 17| mrzeć jak muchy, i nieśli ich ta tłumem na owo piękne 239 2, 17| Jest takie miejsce, gdzie ich już oko nie chwyci - wypsną 240 2, 17| żywo, żywo - raz w raz z ich glitów występował żołnierz-Polak, 241 2, 17| wysp niepodległość, jako ich armia osiąść i czekać aż 242 2, 17| półbrygady, choć wiedzieli, co ich czeka, nie chcieli się chyłkiem 243 2, 17| żegnają się oczyma z lądem, co ich wydał. Straszny żal...~Nazajutrz 244 2, 17| przysięgały się stare wiarusy, że ich kula przebiła, gdy naokół 245 2, 17| pochodach! Ile ja cierpień ich, zwierzeń, spowiedzi wziął 246 2, 17| rozkazu Bolesty otoczył ich ze czterech stron. Generał 247 2, 17| oddać honory i przywitać ich w progu wyspy. Ujrzawszy 248 2, 18| starym węgrzynem. Spojrzenia ich skrzyżowały się jak szpady 249 2, 18| murowanymi słupami, dachy ich szeroko rozsiadłe, a nad 250 2, 18| przycisną) do piersi. Głowy ich zetknęły się, oddechy zmieszały 251 2, 19| Trepki, który dalszymi losami ich miał kierować.~Podjeżdżając 252 2, 19| urywki rozmów dochodziły ich uszu, bo każdy człowiek, 253 2, 19| Trzy blade widma. Ręce ich związane w tył, szyje obnażone... 254 2, 19| wieczny czas!~- W kamasze ich!~- Darowali życie.~- Darowali 255 2, 19| Tamtych podmówił.~- Wywiódł ich z domostw rodzicielskich.~- 256 2, 20| przepraszać; dreptać i zaprowadził ich nareszcie do pokojów. Znaleźli 257 2, 20| rozszerzyły się z wolna i żółte ich światło napełniło salon.~ 258 2, 20| spojrzeniem, nim odpowiedziała na ich ukłony. Wreszcie posunęła 259 2, 20| odjazdu. Cieszył się, że już ich niewiele zostało. Niezwykły 260 2, 20| obrzydłych myślach. Gdy tak w ich tłumie błąkał się tam i 261 2, 20| w sąsiedniej. I to tyle ich, takie hordy... Żołnierz 262 2, 20| rycersku. Szczerze podziwiam... ich męstwo...~Powiedziawszy 263 2, 20| dźwięku tych wyrazów, w ich szorstkości. Jeszcze przez 264 2, 20| zdrajcy. Czy mam wymienić ich nazwiska?~- Nazywają się 265 2, 20| niczego... Po cóż mi tam ich nazwiska?... - wysapał wąsal. - 266 2, 21| poczuli, że zaczyna się ich epos. Krzysztof przyjął 267 2, 21| dostrzegalnej barwy mchem, a to ich rozkoszne złączenie było 268 2, 21| niż na rzece:~Rozłączył ich płynny, powabny pląs. Odeszła 269 2, 21| najrozkoszniejsza doba życia. Samej ich rozkoszy nie czuł wcale. 270 2, 21| otaczającym ani w głębokości ich dusz. Nie wiedzieli nawet 271 2, 21| którymi była weszła. Ale nim ich dosięgła, zawołał na nią 272 2, 21| szybciej... Wiry wlekły ich w środek rzeki... Wtem ujrzeli 273 2, 21| go twarzą ku niebu. Oczom ich przedstawił się widok brunatnej 274 2, 21| zmarzły piach ustępował pod ich stopami... Rozejrzeli się 275 2, 21| mimo smrodliwej pary, która ich owiała, wszedł do środka. 276 2, 22| fajeczki i rzekł wesoło:~- Kto ich wie? Panuje kto chce, a 277 2, 22| A no, i ja ta nierad ich widzę. Pojedziemy lasami.~- 278 2, 22| pogrążonego w medytacje, że ledwie ich dojrzał. Jednak marzące 279 2, 22| figurach młodych mężczyzn, na ich twarzy, odzieniu... Zażądali 280 2, 22| oczyma zielonych jegrów. Było ich siedmiu ze straży nadgranicznej. 281 2, 22| okienny. Tam Cedro ujrzawszy ich przed sobą palnął z krócicy 282 2, 22| pięćdziesięciu drabów i będziesz ich ganiał po błoniu. Znajdę 283 2, 22| nieśmiałych ukłonów zapytał ich, czy nie mógłby się z przyjacielem 284 2, 22| Ale gdzież to! Komendant ich, jak tylko zobaczył, że 285 2, 22| dostał za swoje. Czternastu ich ta leży po mieszczanach, 286 2, 22| prostego kanoniera! Wnoszę ich zdrowie!~- Vivant! - huknęła 287 2, 22| epolety grenadierskie i partię ich wysłał do Niemca, żeby, 288 2, 22| wykrzyknięto.~- W górę ich! Tęgie chłopy co się zowie!~- 289 2, 23| niezrównanej wartości, że cena ich pochłonęła wszystkie niemal 290 2, 24| Radzyminem widać, to już, psia ich mać, w Galicyi, a te bliższe - 291 2, 24| ostatnich dni stycznia wyrywał ich z legowisk gniewliwy a potężny 292 2, 24| zebrany natychmiast, skazał ich na długotrwałe ciężkie roboty 293 2, 24| chłopów niemieckich, gdy ich miano odstawiać w kierunku 294 3, 1 | Rzeciszewski. Cedro znał ich wszystkich jeszcze z Siewierza. 295 3, 1 | stękanie koni i tętent skoków ich po żelaznej grudzie. Podjazd 296 3, 1 | nieprzyjacielskiej jazdy. Spotkał ich też wkrótce wielki zaszczyt: 297 3, 1 | jeden, ale rozkaz trzymał ich w pętaczce na miejscu. Przyszła 298 3, 1 | Śląsko przyśli. Świderski ich przyprowadził grosmajor.~- 299 3, 1 | szwagier.~- A za cóż to ich tak sobie ulubił ten Hieronim?~- 300 3, 1 | Lancami psubratów - durch! Ich tam generał wystawił na 301 3, 1 | impetem jedno w drugie, że ich własne konie stłamsiły, 302 3, 1 | nasza pieśń! Za to wszystko ich ten Hieronim tak pokochał. 303 3, 1 | zmieścili ze wstydu. Niechże ich ta uczy, kto umie. A ja 304 3, 1 | niedbające chłopy. Niemałom ich widział. Bije się na śmierć, 305 3, 1 | translokację do lansjerów. Długo ich odwodzono od tego kroku, 306 3, 1 | wiekuistemu idą słońcu... Czyjże ich bicz wygnał z leśnych legowisk, 307 3, 1 | wydarli byli zwierzętom? Czy ich wróg, od, wilków i żubrów 308 3, 1 | zeschłej gąbce. W płonej ich masie, w chropawej odraźliwości 309 3, 1 | Wyniosłe czuby i grzebienie ich łbów, grzywy ich karków 310 3, 1 | grzebienie ich łbów, grzywy ich karków rozbiegną się po 311 3, 1 | tego samego wichru, które ich skoki z nicości i ciszy 312 3, 1 | szybki ryk grzmotu dzwoniło w ich piersiach i trzewiach, gdy 313 3, 2 | ceratowe futerały i odwinąwszy ich klapy zawiązywali je pod 314 3, 2 | zwrócili oczy, w zdumienie ich wprawiało. Częstokroć nad 315 3, 2 | na przodach kopyt. Kopyta ich były gorące, jakby pełne 316 3, 2 | utrzymania ciężaru ciała. Łby ich zwisały, a wreszcie cielska 317 3, 2 | koszulę, podarł na pasy i użył ich na bandaże, którymi obwiązywał 318 3, 2 | włożywszy kołek w miejscu ich złączenia, gdyż ramiona 319 3, 2 | platanów, obce uchu. Nigdy ich w życiu nie słyszał... Daleki 320 3, 2 | się po zapłociu... Wargi ich zagryzione, oczy od wściekłości 321 3, 2 | tych ludzi! Zmierzyć oczyma ich liczbę! Bronić się, do stu 322 3, 2 | zapalone świece. Mnóstwo ich również jarzyło się w rozmaitych 323 3, 3 | stad owczych, krów i kóz w ich niedostępnych kryjówkach. 324 3, 3 | chłopom ponurymi zmuszą ich, żeby jak niewinne baranki 325 3, 3 | uliczką rzeki Ebro.~Mamiło ich i czarowało to miasto posępne. 326 3, 3 | przedpiersiów, rznięcia strzelnic, ich policzków i pokolanków, 327 3, 3 | piwnic. Belki miażdżyły ich, oberwane piece i ściany 328 3, 3 | ślepym męstwem. Zamordowano ich bagnetem i zepchnięto do 329 3, 3 | za wierzejami górę równą ich wysokości. Kazano batalionowi 330 3, 3 | piekielną. Zemsta rzuciła ich naprzód. Rozjuszony, ślepy 331 3, 3 | roztrzęsione na bagnetach krwawe ich trupy po przejściu zwycięskiej 332 3, 3 | nareszcie do rogu ulicy. Ich droga była prostopadła do 333 3, 3 | na barykad. Spostrzegli ich obrońcy i przywitali strzałami, 334 3, 3 | wiedzieli, gdzie są. Ciemność ich teraz ogarnęła zupełna. 335 3, 3 | towarzysze. Słychać było tylko ich gorące, spracowane, złowieszcze 336 3, 3 | syczy, świszcze, rzegocze w ich spróchniałych zębach. Coraz 337 3, 3 | skrzywione takim bólem, że widok ich dźwigał z piersi przemocą 338 3, 3 | Woltyżerowie odgarnęli ich z drogi uderzeniem nóg i 339 3, 3 | niechybnie. Dostrzeżono ich zaraz na wieży Panien Jerozolimskich, 340 3, 3 | nie unikając bynajmniej ich widoku, ale ich prawie nie 341 3, 3 | bynajmniej ich widoku, ale ich prawie nie dostrzegając. 342 3, 3 | szczęścia, że nie ma czasu, więc ich nie widno. Paść na twarz 343 3, 3 | się na schody i znikł w ich mroku. Cedro nie dał jeszcze 344 3, 3 | zostali za poręcz tak samo jak ich rodaczki, a trzeci, zmiażdżony 345 3, 3 | Hiszpanie zdążyli zliczyć ich, wtargnęli przemocą na wierzchołek 346 3, 3 | Krzyk podjudzonego męstwa na ich widok buchnął z kolumn szturmujących. 347 3, 3 | Maćki są po celach, niż żeby ich darły kartacze, a oni sami 348 3, 3 | puszczone z wysoka. Przeraźliwy ich błysk rozłamał półciemność, 349 3, 3 | jak rozjuszone psy. Nagie ich ręce, kolana, lędźwie, brzuchy, 350 3, 3 | zadumanych żołnierzy. Ujrzał ich teraz. Zaśmiał się, zaskowyczał, 351 3, 3 | kupę obłąkanych. Począł ich przebijać piorunowymi ciosami, . 352 3, 3 | drugim, żywcem. Wyrywano ich sobie i podawano z rąk do 353 3, 3 | norach, co do nogi.~Trupy ich rozszarpano bagnetami, twarze 354 3, 3 | posłuszniejsze zganiano na kupę, żeby ich wypędzić z miasta i zamknąć 355 3, 3 | czatowali obrońcy. Migały tam ich okrągłe, czerwone czapki, 356 3, 3 | Przezwyciężały tam noc barwy ich śnieżnobiałe i bladożółte, 357 3, 3 | zawsze szemrzącej. Zapach ich dźwigał się z ciemności, 358 3, 3 | obarczone kwiatami. Zerwał ich bukiet tak duży, że ledwo 359 3, 4 | korowody figur. Całkowite ich kształty, które myśl czy 360 3, 4 | wystające, włosy druciane. Oczy ich nieruchome prosto w płonący 361 3, 4 | nie mogąc pochwycić taktu ich kroków. Mrużył powieki przed 362 3, 4 | onych skrzypiec... Anielski ich głos przepływa w duszę jako 363 3, 6 | Szli tedy dalej. Pomiędzy ich szlakiem a Pęcicami stało 364 3, 6 | Żołnierze z cicha naśladowali ich głosy rodzime, niektórzy 365 3, 6 | Trzeba było nie puścić ich za Pilicę; napaść od Inowłodza 366 3, 6 | mówił książę. - Znam ich przecie. Co do grobli... 367 3, 6 | żałobnie, smutno szumiały. Ich jasnożółte, złotawe liście 368 3, 6 | półplutonów w pierwszym ich szeregu, generał Sokolnicki 369 3, 6 | niechętnie, noga za nogą.~Kiedy ich zawiadomił w formie jak 370 3, 6 | Wyrwał pałasz, precz ich nim odegnał i ukazał schylone 371 3, 6 | batalionów. Nie widział ich nigdzie. Dopiero przed samymi 372 3, 6 | armatni. Za pierwszym huknęło ich z dziesięć od razu. Drzewa 373 3, 6 | aż do korzeni, zadygotały ich nagie gałęzie i delikatne 374 3, 6 | skoczyły w tył. Dym osłonił ich chmurą. Rafał słyszał tylko 375 3, 6 | w osłupieniu patrzał na ich wysokie czapy i skrzyżowane 376 3, 6 | ociekające krwią.~Krótko trwało ich męstwo. Za chwilę musieli 377 3, 6 | gołą szpadą w ręce parł ich swym koniem Godebski...~ 378 3, 6 | adiutantów. Rafał poznał ich wszystkich oczyma, nie myśląc 379 3, 6 | z dziur, szczelin raził ich nieustanny grad kul. Ale 380 3, 6 | tylko armat. Rafał był w ich pobliżu. Słyszał hurgot 381 3, 6 | Puchał znowu dostał się w ich posiadanie. W pobliżu drogi 382 3, 6 | Każdy żołnierz wypalił ich po sześćdziesiąt. Gdy kule 383 3, 6 | nimi krok w krok, szedł w ich tropy tym samym bajorem. 384 3, 6 | armat wytłoczyły z grobli ich korzenie. Trzeba było co 385 3, 7 | schroniskach nie tylko sarni, ale i ich rodziny, które przyniosły 386 3, 7 | Rafała do przedsionka, na ich spotkanie wyszedł stary 387 3, 7 | kamraci, a przynajmniej pewna ich garstka, będziecie mogli 388 3, 7 | mieście?~- Nie, jeszcze ich nie ma. Zapewne w tych dniach 389 3, 8 | przybyszów zza Wisły, ciągniono ich do jakichś władz na ulicy 390 3, 8 | szeptem, jakby się bał, że ich ktoś może podsłuchać - że 391 3, 8 | wskazuje brygadom miejsce ich w obozie, cała bowiem piechota 392 3, 8 | wykonania mego planu. Złożymy ich tu kupami znowu w jakim 393 3, 9 | się nie ruszył, pomimo że ich wzywano znakami i krzykiem. 394 3, 9 | tędy przeszły Niemce. Koła ich armat i wozów rznęły się 395 3, 9 | nam podeszli, wzięliśmy ich żywcem. Musieli wywlec łyżwy 396 3, 9 | pięciu ludzi obsługi.~- Ile ich było?~- Cztery. Miały długości 397 3, 9 | gajowych i polecił badać ich w kwestii szańca. Niewiele 398 3, 9 | ciemności, czuli, że to ich do boju wzywa ten srogi 399 3, 9 | ale tymczasem wstrzymywano ich wyjście. Całkowite trzy 400 3, 9 | rozróżniło zbliżanie się ich dwugłosu. Było tak ciemno, 401 3, 9 | potężną sztuką i kładli ich pokotem, wałem jak szaniec 402 3, 9 | wskazując na mężnych:~- Weź ich żywcem, generale...~- Czemuż 403 3, 9 | niezłomne bohaterstwo. Jakiś ich oficer ze wzgardą w skrzywionych 404 3, 10| panie, uspokój.~- Tylu ich tu przyjechało, tylu naszło! 405 3, 10| Krzysia llie ma... Kazałem ich wszystkich godnie przyjąć 406 3, 10| Skądże to wiesz?~- Tylu ich idzie na wojnę i tylu wraca... 407 3, 11| umundurowani należycie; wzięto ich tak jak stali, w wieśniaczych 408 3, 11| do tej linii obronnej, a ich cmentarze, dzwonnice, wieże 409 3, 11| zapadłe wejścia do lochów. W ich głębokości i mroku szarzały 410 3, 11| i uroczyście. Wszystkie ich załamania, okapy, wyglądy, 411 3, 11| włosy. W mgnieniu oka Rafał ich zaprzągł do roboty. Kazał 412 3, 11| ziemskiej poznikali. Wchłonęły ich głębokie piwnice, lochy 413 3, 11| Austriakach, a teraz wymierzone w ich kolumny idące Jagiellońską 414 3, 11| cicha otwarli bramę. Zwarty ich zastęp wyszedł pod wyłom 415 3, 11| krzykiem do oporu. Tak pchając ich pięściami do czynu i faktycznie 416 3, 11| początku cofnięto się przed ich wilczymi susami, ale chwilę 417 3, 11| poprzecznym parowie. Wnet byli w ich tłumie. Książę dał się poznać 418 3, 11| rozbitej i pędzonej odepchnął ich w głąb rozpadliny.~Stamtąd 419 3, 11| obronę starej świątyni on ich właśnie stamtąd z takim 420 3, 11| nad kołyskami, powitały ich krzykiem przerażenia, dzieci 421 3, 11| jednym miejscu przyjmie ich światło! Zimne, czystsze 422 3, 12| bezbronnym i spalonym nikt ich tej nocy o hasło Igle pytał. 423 3, 12| które towarzyszyło każdemu ich krokowi. W ciągu straszliwych 424 3, 12| Przepinaj siodło... Żywo! już ich widać...~Michcik okiełznał 425 3, 13| ukazując zdumionym oczom ich tytaniczne kolumny i rozpostarty 426 3, 13| wnętrza. Słychać było stamtąd ich krzyk. Rafał poskoczył za 427 3, 13| Świętej Katarzyny. Napchało ich się pełne podwórze, pełny 428 3, 14| co mnie Hiszpanie! Mało ich to? Naszych garsteczka. 429 3, 14| zawsze. Czymże to ją zatkać? Ich kupa zginie, zaraz druga 430 3, 14| Sprawiedliwie! Nieraz ja już trupy ich rewidował na placu.~Jużci 431 3, 14| wjechali w miasto. Widok, który ich spotkał, gdy wpuszczeni 432 3, 14| strzępy przez zdradzieckie ich fugasy, odłupane przez kule 433 3, 14| odgadnąć, do czego służyły ich węgły i sklepienia. Stały 434 3, 14| rozległości łoskotu, że jest ich co najmniej pięciu w obrębie 435 3, 14| źrenicy widział straszliwe ich twarze. Skoczył susem na 436 3, 14| drugi raz tamten. Głowy ich prały w głazy, zęby wszczepiały 437 3, 15| górami, minęli Monroyo. Celem ich drogi była Morella, forteczka 438 3, 15| gerylasom spostrzec, ilu ich jest naprawdę.~Nareszcie, 439 3, 15| Wisły i pod tkliwą strażą ich karabinów. Cedro powitał 440 3, 15| mówię, że duszą jestem po ich stronie.~- To źle!~- Toteż 441 3, 15| bo nie oni jego, lecz on ich podejmuje: ma ze sobą przednie 442 3, 15| siepaczów, morderców, a przecież ich szczędzę i cenię, bo ci 443 3, 15| ludy walczące. Nie można ich pobić, bo mają za sobą rację 444 3, 16| orleańskiego. Widać było wielki ich żelazny szyk, błysk karabinów. 445 3, 16| błysk karabinów. Wkrótce ich pył drogi i kurzawa dymu