Table of Contents | Words: Alphabetical - Frequency - Inverse - Length - Statistics | Help | IntraText Library |
Juliusz Slowacki Kordjan IntraText CT - Text |
Chata sławnego niegdyś czarnoksiężnika Twardowskiego
w górach karpackich - przy chacie obszerny dziedziniec
- daléj skały - w dole bezlistne bukowe lasy.
Ciemność przerwana błyskawicami. CZAROWNICA czesze
(Szatan zlatuje w postaci pięknego anioła.)
Ha, czarownico! czy biła godzina?
Godzina, której żaden człowiek
Za dziesiątém mgnieniem powiek
A gdy bić będzie, choć głucha, usłyszę.
Lecz gdzież są, panie, twoi towarzysze?
Leniwo śpieszą z błękitu podniebień:
Żółw, z którego to zgrzebło utoczył mi tokarz,
To źgrzebło, pokaż mi je - pokaż!...
Łzy mi płyną... poznaję Twardowskiego grzebień,
On mię zgrzebłem tém czesał, gdy w psa wlazłszy skórę
U nóg mu się łasiłem. Odejdź, moja pani;
Goście sproszeni zlecą się na Łysą Górę.
(Błyska dziesięć razy i dziesięć tysięcy szatanów spada.)
Spadł z nieba deszcz szatanów, niech ziemię polewa,
Jeśli jeszcze na ziemi są Edeńskie drzewa,
Niech rosną, to jesienią człowiek owoc zbierze...
Na grobie Twardowskiego odmawia pacierze.
Taki się teraz zrobił czuły i pobożny
Jak poeta... Lecz księżyc zabłysnął dwurożny,
Czas przystąpić do dzieła...
Obejrzeć trzeba koła w wiekowym zegarze,
Krwią dziecięcia namaścić gwichty i sprężyny;
Niech nam bije wyraźnie lata, dnié, godziny.
Przynieście go, postawcie... Co? czy nie zepsuty?
Wszystkie koła, wszystkie druty
Od strachu, gdy grom z obłoku...
Pamiętacie?... A sprężyna
Gehenno, Astarocie, najstraszliwsi z bisów,
Jak assessory sądu, gdy zegar bić zacznie,
Wąż wieczności łuskami w okrąg ciebie gniecie,
Zębem zatrutym boki ogryza nieznacznie;
I wieki mrą nad tobą zasypując pyłem
Ta garść gliny powietrzem opasana zgniłem,
Ten trup chaosu w trumnie zamknięty błękitów,
Okrył się rdzami kruszców, i kością granitów,
Potem wydał robaki, co mu łono toczą,
Biada im! jeśli marzeń ziemią nie okryślą,
Kołem widzenia - biada, jeśli je przekroczą...
Królu, wiek dziewiętnasty uderzył.
Niech liczy lata; może ten, co za obłokiem
Gromy ciska, chcąc wesprzéć jaki ziemski naród,
Może wiek który ludziom skrócił jednym rokiem,
Może ukradł szatanom dzień jeden, godzinę;
Lub buntowną chorągiew rozwinę.
We mnie, i w przyrodzeniu zgwałconém ma wroga.
Więc się koło fortuny całe obróciło?
Każdy ząb jej rozdziera, każda szruba ciśnie.
Błyskawica trwa dłużéj niż te wszystkie lata,
A każdy rok, jak ślimak sunął się leniwo,
Dla nędzarzy, dla głupich kochanków nadziei;
A gdy śliną ośrebrzył ślad zbiegłéj kolei,
Ślizgał się po niéj człowiek pamiątką pierszchliwą.
Obłąkani w przeszłości żeglarze
Sztuką ich było pisać wielkie kalendarze,
Pełne królewskich imion i dat i napisów.
Inni myślą ścigali treść myśli,
Aż nad ciemną przepaścią zawiśli,
Obudzili się, w przepaść spojrzeli,
I zawołali: - Ciemno! ciemno! ciemno!
To spiew naszych kościelnych organów;
Kto myślał przez godzinę, jest lub będzie ze mną.
Wiek, co przyjdzie, ucieszy szatany.
Nasz szatan prorokuje w cudotwornym stroju,
Ma płaszcz cały Woltera dziełami łatany,
I pióro gęsie Russa sterczy na zawoju.
Mefistofelu, przyszła do działania pora,
Wybierz jaką igraszkę wśród ziemskiéj czeredy.
Już nie znajdziesz cichego wśród Niemców doktora,
Po szwajcarskich się górach nie snują Manfredy,
I mnichy długim postem po celach nie chudną.
Więc obłąkaj jakiego żołnierza.
Trudno!...
Żołnierz to ryba, która kruczkom nie dowierza,
I ma rozsądek zdrowy, przy takiéj latarni
Obaczy kurzą nogę diabła kusiciela.
Samiż tylko rycerze ujdą nam bezkarni?
Jednemu się ludowi dzień ogromny zbliża.
Idź tam, jego rycerze noszą krzywe szable,
Jako księżyc dwurożny, jako rogi diable;
I rękojeść tych kordów nie ma kształtu krzyża.
Pomóż im - oni mają walkę rozpoczynać
Taką, jakąśmy niegdyś z panem niebios wiedli.
Oni się będą modlić, zabijać, przeklinać.
Ten naród się podniesie, zwycięży, i zginie;
Bo myśl jego ogniste ma ramię,
Ona jak powróz wrogi uwiąże za szyje
I związanych postawi na takim pręgierzu,
Że wszystkie ludy wzrokiem dosięgną i plwaniem.
Królu, niechaj poszukam w diabelskim psałterzu,
Modlitwy na dzień, co się zowie zmartwychwstaniem;
Zmówię ją za ów naród... Dziś pierwszy dzień wieku,
Dziś mamy prawo stwarzać królów i nędzarzy,
Na całą rzekę stuletniego cieku.
Więc temu narodowi stwórzmy dygnitarzy,
Aby niemi zapychał każdą rządu dziurę.
Pargaminowém świecić będzie czołem.
Szatan daje rozkazy, diabli pracują.
Nic...
Nic.
Kmieciów, czyli nędznych chłopów.
Teraz, jak z niebieskich stropów,
Rzućcie wodza ludziom biednym.
Panie! czy skończysz na jednym?
Co w niewidzialność blednieje,
I dąć w kocioł... w kotła wrzątku
Płyn za rzadki lub za chłodny.
To nic - to nic! takich trzeba,
Biednym ludziom rzucać z nieba;
Lepszy będzie człowiek trzeci.
Miejskiéj zniesie planów trupy,
Rzucić w kocioł Lachów dzieje,
Poeta - rycerz - starzec - nic,
Eunuch...
Słyszę dzwon rannych pacierzy;
Przeklęte wasze dzieło, wicher diabléj mowy ,
Rozczesał z mojéj chaty włos słomianéj głowy;
Czy mi na nią dachówek dacie z hostii mszalnych?
Zawierucha wierzbowe gałązki obrywa,
Ludzie nie znajdą rószczek na kwietną niedzielę.
Milcz, padalcze! - Czas upływa,
Od krwią wilgotnych Herkulesa palców;
Wymuskanych rycerzy - ospalców -
Tłum, tłum, tłum poleciał na ziemię
Spieszmy nowe tworzyć brzemię,
Tłum, tłum, tłum poleciał na ziemię,
Z mętów kotła już na pół urodną;
Twarz uwiędła i wzrok w czarném kole;
Paszczę myśli otwiera wciąż głodną,
Wiecznie dławi księgarnie i mole;
I na krzywych dwóch nogach się chwieje,
Chce mówić; posłuchajmy, co na świat posieje?...
Czy lepiéj, kiedy jest król? czy kiedy go nie ma?...
Precz z tym sfinksem, co prawi zagadki!
Sam jéj diabeł rozwiązać nie umie;
Niech w szkolarzów zasiewa ją tłumie,
Nad rozlewem żyźniącym krwi Nilu,
Ze złamanych kolumien podstawy
Panie! Patrz, tam z kotła pary,
Przez pierś jeneralska wstęga.
Niszczyciel, jakby horda Nogajca.
On w stolicy owłada dział mur,
On z krwi na wierszch wypłynie - to zdrajca!
A gdy zabrzmi nad miastem dział huk,
Strząśnie skrzydła, do arki nie wróci...
Kraj przedany on wyda pod miecz.
W imię Boga! precz stąd! precz!...
Ciemna gwiazda, w słonecznych gwiazd świcie,
Grób odwieczny potomków Adama.
Onego czasu, jedna z gwiazd wiecznego gmachu
Obłąkała się w drodze, jam ją zgonił lotem,
Czułem w dłoni jéj serce bijące z przestrachu,
Jak serce ptaka ludzkim dotkniętego grotem;
I drzącą położyłem przed tronem Jehowy.
A Bóg rzekł do mnie świato-tworzącemi słowy:
Krew ludzka skrzydła twoje rumieni.
Padłem twarzą na boskie podnoże,
Na proch gwiazd, na kobierce z promieni...
Skrzydeł pióry otarłem o ziemię,
Krwawa była - widziałem! widziałem!
Za grzechy ojców w groby kładące się plemię,
Lud konał... gwiazda gasła... za gwiazdą leciałem -
Czas, byś go podniósł, Boże, lub gromem dokonał.
A jeśli twoja dłoń ich nie ocali,
Spraw, by krwi więcej niźli łez wylali...
A Bóg rzekł: Wola moja się stanie...
A Bóg ją zetrze palcem, lub wleje w nią życie