Table of Contents | Words: Alphabetical - Frequency - Inverse - Length - Statistics | Help | IntraText Library |
Juliusz Slowacki Kordjan IntraText CT - Text |
(Sala tak nazwana koncertowa w Zamku królewskim oświecona lampą - w koło kolumny z marmuru, ściany zamalowane arabeskami - widać przez drzwi otwarte na przestrzał ciąg długi ciemnych pokojów, w końcu błyska słabe światło sypialnéj komnaty cara. Kordian oparty na bagnecie karabinu. Różne widma.)
Puszczajcie mię! puszczajcie! jam carów morderca;
Idę zabijać... ktoś mię za włos trzyma.
Nie patrz na mnie, lecz patrzaj, gdzie ja palcem wskażę.
Palca twego nie widzę, lecz mój wzrok upada
Tam, gdzie wskazujesz palcem. Widzę jakieś twarze.
To arabeski, ścienne malowidła.
Przekonaj się! wpatrzaj się w ściany,
Ściana gadem się rusza... przebrzydła... .
Każdy wąż złota ogniem nalany,
Pierścieniami rozwija się z muru.
Kolumny potrząsają wężów zwitych grzywę;
Sfinksy płaczą jak dzieci - węże jak wiatr świszczą.
Nie nastąp na nie... patrzaj... wiją się i błyszczą.
Królewna -lub czarnoksiężnica?
Przypomnij! widziałeś jéj lica,
Tamta była pasępna i patrzała skromniéj,
U téj szata gwiazdami ozdobna,
To gwiazdy prawdziwe - to światy,
Jest to pasterka z gwiazd sioła.
Kosz na głowie, w koszu kwiaty,
Lecz patrz na oczy! nieruchome oczy!
Gdzie się obrócisz, patrzą za tobą.
Sen zniknął... Naprzód! naprzód z bagnetem w pierś cara!
(Wchodzi do następującéj sali - zupełnie ciemnej. Na lewo drzwi otwarte do gabinetu konferencyjnego. Pokój ten w kształcie wyzłoconego jaja zupełnie księżycem oświecony. W środku stoi trojnog sztucznie ze złota urobiony - a na nim leży carska korona.)
Stój!...
Puśćcie! Boska cięży na mnie kara!...
Słuchaj ! szum głuchy z milczeniem się bije,
Jak gdyby wicher wleciał w komnat szyje.
Grzmi o dachy pałacu... grzmi... a księżyc świeci!
(patrząc do gabinetu konferencyjnego)
Ta komnata srebrnego nalała się blasku,
Trójnog złoty - korona leży na trójnogu,
Jest to korona carów dzisiaj - lecz o brzasku
Ta korona należeć będzie tylko - Bogu...
Idźmy! nie mogę oczu odpiąć od korony.
Patrz dłużéj - krew z niéj kapie, a pod nią schylony
Jeśli nie zmyjesz wodą z polskich rzek,
Jeszcze jedną komnatę przejść trzeba,
Ciemno - i czarne okna; żadnéj gwiazdy z nieba, -
Tam wiedzie - droga na kształt ognistego słupa.
Lampa strzeże cessarza, oświeca mu łoże,
I leje światło na posadzki szkliste,
Chwyta łódź moją, w kręgi ogniste...
Płynę zawrotem głowy... któż doda podniety?
Twój bagnet łysnął... płomienne bagnety
Zleciały się w powietrzu i z ostrzem się zbiegły...
Jak rybki, gdy w krysztale kruszynę spostrzegły...
Z powietrza jak iskry się sypią.
Czekaj, aż się ul cały płomyków wyroi...
Nie patrz tylko za siebie - bo tam u podwoi...
Dwie z malakitu wazy, w nich dwa drzewa rosną
Patrz! liście z ludzkich uszu, z oczu ludzkich kwiaty
I zwykły nasionami języków się plemić,
Lecz cessarz rwie nasiona, by drzewa oniemić...
Więc jak nieme hajduki, przy wejściu komnaty
Patrzą kwiatem - liściem słyszą;
W grubiejący pień się wlewa...
Nie zaglądaj przez okna, na ciemną ulicę!
Z kościoła aż do zamku orszak zmarłych długi,
Setny, nie przeliczysz więcéj...
Berła - korony - szaty króleskie.
A trumien ile trupów - każdy niesie trumnę;
Tu.
Ciszéj! patrz... jakieś straszydło,
Z ognistą twarzą, wyszło z sypialnéj komnaty.
Nie słychać kroku jego, choć posadzek kraty
Rozstępują się - łamią pod nogą obrzydłą.
Czuć krew! Wyszedł z tamtéj komnaty...
Tam spi cessarz w łożu białem,
Ten człowiek stamtąd wyszedł...
Zdławiłem cara - i byłbym go dobił,
Lecz tak we śnie do ojca mojego podobny.
Słyszysz dzwonów jęk żałobny...
Po całém mieście i na wszystkie strony?...
Po trumnach wszedł trup, i stoi cichy w oknie,
Wiatr zrywa mu płaszcz - a robak w każdém włoknie
Gdzie oczu blask, tam świeci kość spróchniała.
To trupów kat... wykona, co uchwalą...
Patrz, w okno bije... rozbija...
Przejść nie można... jak przez kłosy
Trzeba deptać... nie roztrącę.
Gdzie spi cessarz... czy ciekawi,
Ha... mówcie... czy się nie budzi...
Pożarłbym teraz mowę stu tysiąca ludzi...
(Wymawiając ostatnie słowo, pada bez czucia krzyżem na bagnecie u drzwi sypialnego cara pokoju.)
Car. Wychodzi z sypialnego pokoju z lampą nocną w ręku.
Słyszałem jakiś stuk, i czułem we snów burzy,
Jakby mię ktoś za gardło cisnął szarfą.
Czułem, co niegdyś ojciec mój, lecz czułem dłużéj.
Czyż zawsze sen ma być sumnienia harfą,
Po której grają wichry strachu?...
Idźmy. - Lecz nie znam dróg, zabłądzę w gmachu.
(Chce iść i potyka się o leżącego Kordiana.)
Cóż to? co to się znaczy... tu trup jakiś leży...
Z bagnetem w ręku, mundur polskich ma żołnierzy,
Ze szkoły podchorążych. Pewnie stał na warcie
I szedł do mnie zabijać?... Padł na samym progu...
Wszak brat mi za nich ręczył? Kusicielu! czarcie!
Nie natrącaj mi na myśl brata - w każdym wrogu
Pokazujesz mi brata, nie, to być nie może...
O gdyby wstał ten człowiek i przemówił słowo!...
Ciepły... Wstań! mów! bo szpadą gardło ci otworzę.
(Szpadą rani w rękę Kordiana, który oczy otwiera.)
(z obłąkaniem)
Przemówił... Otwórz jeszcze usta,
Wymów: brat? - słowo krótkie... brat?
Car spi... Jezus Maryja!... świt zaczął pobielać...
Nic z niego się nie dowiem ni z ust ani z twarzy...
O! to brat... brat mój pewnie...
(Woła.)
(Wbiegają żołnierze. Car pokazuje na Kordiana.)
Jeśli nie zwaryjował ten żołniérz... rozstrzelać...