Table of Contents | Words: Alphabetical - Frequency - Inverse - Length - Statistics | Help | IntraText Library |
Juliusz Slowacki Kordjan IntraText CT - Text |
Wojsko polskie, jeszcze nie ustawione... W jednéj stronie placu widać grono jenerałów, pośród nich CAR, WIELKI KSIĄŻE KONSTANTY niecierpliwy przechadza się... Z dala naokoło placu lud warszawski.
Tysiące żołnierzy, bagnetów tysiące,
Obwisłe sztandary, bagnety nie drzące,
W jeden rząd długi, prosty piechota się zwarła.
Gdybyś o cal w szeregu wykazał pierś cara,
A z drugiéj strony szyku miał Tella Szwajcara;
Strzała by się o każdą pierś polską otarła,
I nie raziwszy żadnéj, zbiła jabłko carskie.
Grać!
I zagrzmiały muzyki janczarskie,
Ucichły znowu... dają głos carowi.
Co powiedzieli gwarem, Bóg tylko zrozumie,
Jak modlitwę rozbita w morza głuchym szumie.
(Sześciu żołnierzy przyprowadzają bladego Kordiana. Stawią go przed Carem... Wielki Książe przybiega z wściekłością.)
Ha! psie polski! przyszedłeś - czemuś taki blady?
Przewidziałeś, co czeka? Kacie! raskolniku...
Ty nosisz szlify? precz! precz! precz! Rozciskam gady.
Rzucę cię pod kopyta trójrzędnego szyku,
Albo tu zwalę w piasek... i moją ostrogą
Napiszę wor na czole. Car ciebie darował
Zemście mojéj... Car ciebie sam w grobie pochował!
Z książęcéj dłoni diabły wydobyć nie mogą!
Ha, ty psie, masz gorączkę, ale ciało zdrowe?
Każdy z członków zostawisz na końskim ogonie,
A koń mój najsilniejszy zerwie z karku głowę.
Milczysz!... Ha, ja się wścieknę... ten pies ciągle milczy.
(Uderza kułakiem w pierś Kordiana.)
Słuchaj, do twego ciała głód uczułem wilczy,
Cha! cha! Carze, lubisz konne sztuki?
Pokażę ci ogromny skok... Znieść karabiny,
Ustawić w piramidę, posczepiać za kruki
Ostrzem do góry - związać, jak snopy, jak trzciny.
(Żołnierze ustawili piramidę z karabinów.)
Teraz, psie! siadaj na koń... i leć z nim do diabła.
Ty milczysz... co? Na widok dusza ci osłabła?
Myślisz, że się zlituję. - Wszak poświęcam konia,
Konia poświęcam, słyszysz? a ciebie? No! w drogę!
No! ruszaj ! ruszaj ! ruszaj ! czemuż trąbą słonia
Wziąść ciebie i na kolce zarzucić nie mogę?
Wrzuciłbym...
No posłuchaj, Lachu, wstydem płonę...
Mówiłem o Polakach, że chłopy szalone,
Gotowi z królewskiego zamku w Wisłę skoczyć...
Skacz! bo każę cię w lochy Karmelitów wtłoczyć!
Głodem zamorzę! wsadzę pomiędzy szkielety!
No, Lachu! jeśli żywy przeskoczysz bagnety,
Żeś mi powiedział wszystko... gdyby dar żywota
Można zyskać ruszeniem palca u téj ręki?
Jeśli o to ci chodzi, ręczę, że choć zdrowy
Jako ptaszek przelecisz nad las bagnetowy,
To kule cię nie miną... Książę, on się boi!...
Widzisz! więc car zaręczył... zginiesz... martwy stoi!...
Żołnierze! kto z was skoczy, dam krzyż świętéj Anny,
Świętego Stanisława... jeśli wyjdzie ranny,
Tysiąc złotych pensyji... tysiąc - dwa tysiące,
Cztery tysiące... o wy psy! nie psy - zające!
Polaki!...
(Siada na konia i odjeżdża w koniec placu.)
O gdyby on przeskoczył!...
Niechaj przeskoczy! słuchaj! ja chcę, niech przeskoczy!
Car ujrzy, jak mój żołnierz nad Moskale lotny...
Patrz! jedzie... zatrzymał się... tam obraca oczy,
Do ludu... tam lud stoi cichy, czarny, błotny.
Nie lubię tego ludu... Patrz, chustkami wieje,
Kapelusze podrzuca... Kruta! masz nadzieję?
Nie widzę... Spinaj konia! Ha! przeskoczył...
(krzyczy)
Urra!
Żyje!
(Żołnierze przyprowadzają chwiejącego się Kordiana, Książe bierze go w swoje objęcia.)
Cóż ci, mój druhu? No! no! chwat młodzieniec!
Nieprawda, koń mój żartki? skacze jak szaleniec?
Musiałeś nie czuć skoku? - Wasza Mość Cessarska
Widziałeś. - Odprowadzić konia, niech wyparska. -
Ręczę za twoje życie... idź! tyś chory? senny?
Wziąść go... odnieść do łóżka...
(do jenerałów tak, że Książe nie słyszy.)
Godził na moje życie... Rozstrzelać...
(wesoło)
Niech grają Dombrowskiego, książę sam poskacze...
Izba klasztorna obrócona na więzienie, okno kratowe, stół i łóżko drewniane. KORDIAN skazany na śmierć gada z Księdzem zakonnym. GRZEGORZ. stary sługa, chodzi po pokoju ze łzami w oczach.
Ten ksiądz już od godziny dręczy mego pana,
Ot! dajcie mu przed śmiercią pokój! dajcie pokój!
Jaki tam Bóg powiedział: Dziecko w więzy okuj?
Nie ma Boga, przystaję do cechu szatana...
(Grzegorz jak skarcone dziecko pada na kolana i modli się... Kordian klęka u stóp Księdza, ten błogosławi... i mówi podnosząc Kordiana.)
I leć do Boga, ale przebacz światu.
Bóg cię wyrywa z lwiéj paszczy, i z lochu,
W którym byś uwiądł na kształt mdłego kwiatu...
Teraz, mój synu, przed wieczności drogą
Nié masz co komu przekazać na ziemi?
Nic.
Nie byliż ludzie przyjaciołmi twemi?...
Nikt.
Tyś mi tego nie powiedział grzechu!
Zlituj się nad nim, Boże! Wielki Boże!
Nim zimne ciało do grobowca złożę,
Jakiś głos tęskny, słyszę w duszy echu;
Pamiątek woła... i śladu na świecie...
I to grzech, synu... Wy młodzieńcy chcecie
Schodząc ze świata ślad wieczny zostawić,
Myślą wypalić, lub mieczem wykrwawić;
Liści uwiędłych chciwa rola zbierze,
W ustach przechodnia... I po cóż te ślady?...
Jam cię zasępił... przebacz! bo ja może
Jestem za stary, a ty dziécie wiosen...
Więc nie rozumiem... Słuchaj... przy klasztorze
Jest ciemny ogród, szpalerami sosen
Różnie pocięty... dzisiaj w tym ogrodzie
Zasadzę różę miesięczną i twojem
Nazwę imieniem... by zakwitła w chłodzie
Bóg wynagrodzi... i nazwiesz tę różę
Mojém imieniem? i może nie zwiędnie!...
Spłyńcie się teraz w jednéj myślnéj chmurze
Wszystkie sny marzeń latające błędnie!
I bądźcie ze mną! Niebo! ty mi zapal
Słońce i księżyc i gwiazdy, bo konam!
Bo tam przed ludźmi, choćby wbity na pal,
Zamknę cierpienia i bole pokonam;
Lecz tu łez moich duma nie zatrzyma...
O! gdybym wiedział, że tak bez powrotu
Ziemię żegnałem; przed chwilą odlotu
Patrzałbym na świat innemi oczyma,
Dłużéj! ciekawiéj, a może ze łzami...
Bo tam pomiędzy ogrodu kwiatami
Jest pewnie piękny kwiat... a ja go nie znam!...
Może dźwięk jaki nowy struna daje...
A jam nie słyszał... Czegoś mi nie staje!
Ludzi znać nie chcę, lecz niech się obeznam
Z ziemią, piastunką ludzi!... O! ty ziemio!
Byłażeś dla mnie piastunką troskliwą?
Niech się rojami podli ludzie plemią,
I niechaj plwają na matkę nieżywą,
Nie będę z niémi! - Niechaj z ludzkich stadeł,
Rodzą się ludziom przeciwne istoty,
I świat nicują na złą stronę cnoty,
Aż świat, jak obraz z przewrotnych zwierciadeł,
Wróci się w łono Boga, niepodobny
Do tworu Boga... Niechaj tłum ów drobny!
Jak mrówki drobny! ludem siebie wyzna!
Nie będę z niemi! - Niech słowo ojczyzna,
Zmaleje dźwiękiem do trzech liter cara;
Niechaj w te słowo wsięknie miłość, wiara,
I cały język ludu w te litery,
Nie będę z niemi! - Niech szubienic drzewa
W ogrodach miejskich rosną jak szpalery,
Niech się w ogrody takie tłum wylewa,
Śmiechom przyjazny, a łzom nienawistny;
Niech nianki w ogród szubienic bezlistny
Prowadzą dziatki, by tam dla zabawy
Grzebały piasek krwią męczeńską rdzawy...
Nie będę z niemi! - O zmarli Polacy,
Ja idę do was!... Jam jest ów najemny,
Któremu Chrystus nie odmówił płacy,
Chociaż ostatni przyszedł sadzić grono;
A tą zapłatą jest grób cichy, ciemny;
Panie! nie mogę skończyć pacierza, co każe
Przebaczyć wrogom. Bóg ich na ziemi ukarze!
Oj, paniczu mój drogi, na cóż tobie było
Ten pistolet przykładać do białego czoła?...
Pamiętam, w lesie oko miesięczne świeciło,
Szedłem, a ciągle za mną ktoś: Grzegorzu! woła.
Szedłem po lesie... nagle widzę me dzieciątko,
Na wrzosach, krew czerwona płynie jak rubiny...
Pan naznaczyłeś czoło, giniesz z owéj winy.
Widzi pan... Człowiek siebie nad brata miłuje,
Gdy Bóg karał Kaima, a on zabił brata;
Więc każdy, co się kulą zabija lub truje...
(Zatrzymuje się i z rozpaczą:)
Przewidziałem nieszczęście... lecz śmierć z ręki kata!!!
O! o! o! Panie drogi! pociesz mię, mów do mnie!
Pisarzowi napisać każę twoje słowa,
W życiu je stary Grzegorz na piersi przechowa;
Każę je dzieciom w grobie położyć - koło mnie,
Blisko... bo słowa dziecka, to staremu kwiaty...
(Grzegorz daje znak głową, że tak.)
Więc jeśli się synowi twemu syn narodzi,
To go ochrzcij imieniem mojém, Kordian...
Będę płakał, wołając na wnuczka: Kordianie!
O! nie, tak nie nazywaj... imie mu zaszkodzi...
Nie wydzieraj, coś dawał; jam się już oswoił
Z tą myślą, że mój malec, choć nędzarz, ubogi,
Ja go będę nazywał Kordian... jeśli zbroił,
Ja go nie będę karał... Niech rośnie jak kwiatek
Kordianek mały! mój Kordianek! mój bławatek!...
(Śmieje się ze łzami w oczach.)
O! panie! panie! czemuż ty go nie zobaczysz?
Boże! dziecka za imię ukarać nie raczysz,
Ani mu stworzysz życie, równe memu życiu?
To dziwnie! że jak człowiek tonący w rozbiciu,
Chwytam się każdéj słomki... szukam przeżyć siebie...
Więc gdy mi wezmą życie... a starzec pogrzebie!...
Kiedyś!... za błędném dzieckiem, po łąkach, lub w borze,
Głos matki wołać będzie... Kordian! Kordian! - długo...
Dziécie śmiechem odpowié, nad kwiecistą strugą...
A pośród ciemnych murów, gdzieś w cichym klasztorze,
Róża moja zakwitnie... Ksiądz w czarnym habicie
Pacierze nad nią zmówi... Więc róża - i dziécie. -
(Oficer wchodzi z Księdzem zapłakanym.)
Synu!...
Na rozstrzelanie...
(Grzegorz pada ma kolana. Kordian bierze w obie ręce jego siwą głowę i całując mówi przerywanym głosem.)
Bądź zdrów - mój wierny - ojcze...
(Odchodzi.)
(Pada na ziemię... Potém zrywa się i wybiega spiesznie za Kordianem.)
(sam)
Nudno! Szkoda, żem puścił tego szambelana,
Co jak mops na dwu łapach przede mną tańcował.
Skacz! skacz! skacz! Rad bym dostać Machmuda sułtana,
Aby skakał przede mną... Będę go częstował
Dymami siarki, prochu, aż w dymie uduszę...
Cóż to, na ścianach gmachu pył spostrzegam brudny?
Tam w końcu; pająk sidła zastawuje musze.
Pył... pył... Ten pył mię bawi, świadczy gmach odludny,
To chwast na grobie wroga... Polska już ostygła,
Umarła i na wieki. - Jak magnesu igła
Na północ obrócona, w Sybir patrzy mroźny.
Z dala trup tego kraju zdawał mi się groźny...
Marzące o podbojach myśli nieraz zwichnął...
Przyjechałem... trup zadrżał, nawet się uśmiéchnął...
Łez nie widziałem... domy kobiercami kwietne...
Daléj więc... Europę jak jabłko rozetnę,
A nóż zatruty obie zatruje połowy.
Króle! dajcie mi pokłon koronami z głowy!...
Ha! ha! albom ja wielki? albo świat ten mały?
Albo głupi świat cały? albom ja rozumny?...
Część ogromnego kraju Szach mi oddał dumny;
Garść téj ziemi kazałem spłomienić w kryształy
I kryształowe łoże Szach dostał, i wdzięczny.
O wielki synu słońca! o bracie miesięczny!
Czy ci nie zimno w łożu kryształowém cara?
Na zachodzie stugłowa wyrasta poczwara,
Lecz wkrótce w petersburskiéj każę ulać
Łoże drugie z kryształu, dla ludów zachodu;
Miarę na długość wezmę z moskiewskiego rodu,
A który naród dłuższy nad łoża okucie,
Kryształu nie rozciągnę, lud skrócę o głowę.
Ludy! poszlę wam! poszlę łoże kryształowe.
(Książe Konstanty wbiega zadyszany.)
Jak się masz, Kostusiu! co słychać?
Wasza Cessarska Mość... niech..
Widać, żeś się tu spieszył? czemuż ci tak śpieszno?
Zapewne mi przynosisz jaką wieść pocieszną?
Ha, Sasza Cessarska Mość... kazałeś...
Rozstrzelać... Ha!
Tak mi się, bracie, podobało...
Niech Wasza Cessarska Mość odwoła! niech raczy
Proszę Waszéj Cessarskiéj Mości, niech ten człowiek
Żyje... Nie traćmy czasu - chwili, mgnienia powiek,
Oto ułaskawienie, pióro...
Spisałem na wyroku śmierci, przy nim stoję.
Wasza Rska Mość niech stawi żyda na papierze,
(Książę chodzi po sali, widać w nim burzę wściekłości... bierze z kominka porcelanę i rozciska w dłoni...)
Dlaczegoż Wasza Mość Cessarska
Nie chce téj małej łaski? - Jam ci tron darował!...
Bracie, pohamuj wściekłość, co nozdrzami parska.
Przebacz, Wasza Cessarska Mość, będę hamował,
Lecz proszę, niech ten człowiek żyje.
Jeśli on nie morderca... Odejdź, bracie miły,
Nie chce mi się zaglądać w brudy twego serca;
Wolałbym dwumiesięczne rozrzucać mogiły.
Bracie! bracie, z tygrysem nie zaczynaj wojny!
Jam ci tron dał, na którym siedzisz, ja przy tronie
Leżę jak lew brązowy, jeśli ja zawyję?
Jeśli usłyszą ludy, że lew ryczy? żyje?
Ludy przypomną, żem ja winien żyć w koronie,
A ty w stajni, w kazernie musztrować szeregi...
Książę! widzę, że wina przelałeś nad brzegi,
Co, tyś mi tron darował? Było go wziąść, bracie,
Boś ty się w purpurowej urodził komnacie,
Sto dział grzmiało nad twoją złocistą kołyską
I dano ci greckiego cesarza nazwisko;
Lecz potém matka twoja, żona Pawła cara,
Zbrzydziła cię, wyrodku! Tyś miał nos Tatara,
Zamiast ssać łono, tyś je pokąsał jak szczenię...
Wyrosłeś. Przyszła matka i rzekła: Tyś głupi,
A tobie powiedziało to samo sumnienie.
Rzekła ci: Daj tron bratu! rzekłeś: Niech brat kupi...
Więc kupiono u ciebie zrzeczenie się tronu.
Było go wziąść... a co by ci zostało z plonu?
Czy śmiałbyś w oczy matki spojrzeć okiem cara?
A uśmiech jéj? a słowo: Tyś głupi? a czara
Nalana zmarszczonymi rękami twéj matki?...
Carze! carze! truciznę schowaj na ostatki.
Znałem was dobrze, katów bezczestnych i dumnych,
Was matka nauczyła zabijać słowami.
Dwóch było mądrych, trzeci głupi; do rozumnych
Ktoś rzekł: Waszego ojca udusim szarfami
Odpowiedzieli: Dobrze. Poszli... udusili...
Pomnisz, Beningsen przyszedł i rzekł: Pawła cara
Udusiliśmy... rzekli: Amen... Więc zabili,
Sami zabili ojca - a noc szarfy kara...
Ha! szarfy wyrzucili jak zużyte sprzęty
Za granice moskiewskie, na kraje sąsiadów;
Darowali Europie gniazdo żółtych gadów.
A do lochu rzucili zewłok ojca święty,
Zaledwo ksiądz odszeptał jeden pacierz prędki.
Nie wynieśliście trupa na tron złotolity?
Bo spod nogi zabójców wyszedł zmięty, zbity,
Podobny do tygrysa z błękitnymi cętki.
Lecz naród krzyczał: Syny! wyście nam ukradli
Komedyją pogrzebu, łzy wasze książęce
I widok miły królów, co tak nisko spadli...
Wynieście ojca ciało! całujcie mu ręce!
Bo my chcemy obaczyć, jakie to są cary,
Których można zabijać bez sądu i kary...
Pamiętasz! jak zduszony kadzideł wyziewy
Całowałeś tę rękę, i całun żałobny?...
A potém myłeś usta całą wodą Newy.
O! jak ty jesteś, bracie, do ojca podobny.
Patrzeć nie mogę! Zmyj twarz! zmyj twarz, podobieństwo...
Bo ja patrzeć nie mogę... Bo rzucę przekleństwo,
A wszakże ci Sybircy, których karzesz co dnia,
Mogą krzyczeć z kibitek: Carze! z nami razem!
Jedź z nami! bo zabiłeś ojca; niechaj katy
Pocałują cię w czoło czerwoném żelazem...
Lecz ty lud trzymasz głupi, bez żadnéj oświaty.
Kilka kłosów z gwardyjskiéj wyrosło równiny,
Więc na Turków! - Michale, wiedź ich... On nie umie...
Wiesz, czego chcę po tobie? - Michał nie rozumie.
Głupcze, krzyknąłeś podsadź pod szeregi miny,
I wysadź na powietrze!... Brat Michał dwa palce
Do czoła - pokłon niemy - i odszedł - a w miesiąc
Pod gwardią zatopione saletry padalce
Wybuchnęły jak piorun... aż grunt musiał przesiąc
Krwią ruską... Car się uśmiał... i rzekł: To pomyłka!...
A wiesz, carze? że za to mało knuty! zsyłka!...
Powstydziłby się może najęty morderca.
(Mówi kilka słów do ucha Księciu.)
Słowami knutowymi... aż czoło wypiekę
Milcz !
Milczeć?... Wszak nie jestem sumnieniem książęcia
Gdzie się owa piękna Angielka podziała?
Lat szesnaście, dziecinna, płocha, jak śniég biała,
Z błękitnymi oczyma, na balach szczęśliwa,
Na pół smutna, wesoła, mdlejąca i żywa;
Tak nieświadoma uczuć i światowéj burzy,
Że mogłaby się kochać sercem w białéj róży,
I bronić się kotarą zakrytego łoża
Przed róż kwitnących wzrokiem...
(Książę siada - i trzyma oczy wlepione w ściany.)
Wysypała brylanty wszystkie i gwiazd ognie...
Lekki twór kryształowy złamie się, nie pognie -
Przed dóm Angielki, dworska zajeżdża kareta;
Zapraszają lokaje na bal do królewny.
W lekkich szatach, niemyślna jak motyl kobieta,
Przyjeżdża, wiodą w zamek - w nieznane komnaty.
Pyta, gdzie bal? gdzie światła? gdzie muzyka? kwiaty?
Wszędzie cicho... prowadzą... wiesz, gdzie wprowadzona?
Nie starłeś jeszcze z czoła śliny, którą plwała.
Mściwy - wołasz... żołnierzy wściekłych rota cała...
Nie kończ, carze! bo ci język skona!
Siedź i słuchaj! Wiem koniec zabawnéj powieści.
Na piękny żart się zdobył lubownik niewieści;
Jak ukryć trupa? Lato - nie włożyć do lodu!
A trzeba skryć przed carem, przed posłem narodu,
Z którego książę ukradł człowieka - gdzież schować
Jeden z przyjaciół księcia podjął się usługi,
Nie zaniedbał wszelako włosów przemalować,
Twarzy przekształcić... Potem jak Pylades drugi,
Wziąwszy odzież bogatą, krzyże, tytuł grafa,
Najął w mieście część domu i zapłacił z góry.
Do pokojów z meblami weszła wielka szafa;
Co było w szafie? nie wiem - odźwiernego córy
Myślały, że w niej szaty wieszano dziewicze.
Zamknąwszy drzwi na zamek zniknął Pylad wierny.
Upływa tydzień - drugi:.. szmery tajemnicze...
Przez szpary do pokojów zagląda odźwierny,
Nikogo... nagle krzyknął: Zaraza! zaraza!
Więc drzwi wywalił, z szafy odbija żelaza,
Okropnego coś razem wszystkie zmysły bije;
W szafie szkielet człowieka topi się i gnije...
Na trupie zapomniany brylant ogniem błyska.
Ten pierścień mówił... i dwa powiedział nazwiska:
(budzi się z głębokiego osłupienia - i mówi z wyciem stłumioném zrywając się z krzesła.)
Ha! carze! carze! znasz mordercę?
Ja ci muszę te słowa nazad w gardło wdławić!
Połknąłeś tajemnicę i nie możesz strawić?
Pomogę mieczem... Ona w sercu? wydrę serce!
Ona w mózgu? więc z mózgiem na ściany rozprysnę!
Czy wiesz, że skoro szpadą z okna tego błysnę,
Wnet czterdzieście tysięcy bagnetów poruszę?
No co? - Ja ci na gardle siądę i uduszę,
Do szaf zamknę królewskich i wyjdę wesoły.
Na ulicach Warszawy tłum ludu natrafię,
Cha! cha! cha! zapytają... gdzie brat? gdzie car? - w szafie!
Cha! cha!!! Cara zamknąłem jak miecz kata goły
W pochwę zgnilizny... Cha! cha! niechaj go rdza toczy!
Niech lud czuje w powietrzu! A co? drżysz, mój bracie?
Wiesz, żem silny jak tygrys... wiesz, że w téj komnacie
Jesteś sam na sam ze mną... A co? patrz mi w oczy!...
(Car spogląda w oczy brata... i patrzą długo na siebie, jeden drugiego chce wzrokiem przełamać... Konstanty pierwszy spuszcza oczy... i oddala się... chodzi po sali. Car... uważa każde jego poruszenie i mówi do siebie...)
Dobrze! wyszedłem cało... ta moskiewska żmija
Buntu dźwignąć nie mogła... myślą się zabija...
Gdyby zamiast słów szpady dobył, już bym nie żył...
Zamyślony - w zmarszczone czoło się uderzył;
Muszę tę myśl uprzedzić... Konstanty!...
(odpasuje szpadę i podaje bratu.)
Cessarska Mość tę szpadę weźmie...
Brat przeprasza...
(Konstanty stoi milczący z czołem spuszczoném ku ziemi. Car bierze szpadę jego... potém podpisuje ułaskawienie Kordiana i zatknąwszy je na koniec szpady podaje Księciu mówiąc:)
(Książę schyla głowę - bierze szpadę, potém dzwoni gwałtownie. Adiutant wchodzi... Książę daje mu ułaskawienie.)
Weź mego konia, zabij w galop - a leć ptakiem...
Zanieś to... Biada! jeśli włos z Kordiana głowy
Spadnie, nim ty dojedziesz.-