Table of Contents | Words: Alphabetical - Frequency - Inverse - Length - Statistics | Help | IntraText Library |
Felicjan Falenski Kwiaty I Kolce - Melodie Z Domu Niewoli – Meandry IntraText CT - Text |
|
|
MEANDRY
WSZEM WOBEC I KAŻDEMU Z OSOBNA
Niechaj was Bóg w swej łasce chowa, Którzy te rymy czytać macie - Bo tam, w spłowiałej z szychu szacie, Strojna w blaszanych dzwonków słowa, Puszy się mądrość tuzinkowa, Mówiąca bzdurstwu: - miły bracie. -
To, że w nich błyski prawd migocą, Traf zrządził, nie zaś myśli zdrowie - Bo ten, co niby miał je w głowie, Śmiał się i płakał z równą mocą, Nigdy nie wiedząc: skąd i po co? I może nigdy się nie dowie.
Gdy zaś przyprzecie mię do ściany, Bym rzekł: kto on?-to rzecz niedługa: Ze wszystkich tych, co w jarzmie pługa Orzą nie zawsze plenne łany, Ten człowiek jest mi najmniej znany - Bo to ja sam - wasz niski sługa.
MEANDRY Myśl się moja, łamanymi zwroty, Niby greckiej szaty bramowanie, Z wiatru tchnieniem plącze niespodzianie Na przemiany w szary szlak i złoty - Z tej zdobiącej wiotki brzeg roboty, Gdy się brzeg ten zedrze - cóż zostanie?
Pozostaną wypłowiałe szlaki, Które pójdą w kąt lub nawet w śmiecie. A gdy wiatr je porwie - to powiecie: Że im słusznie udział przypadł taki, Bo są płoche jak rym księdza Baki, Co o śmierci nawet śmiesznie plecie.
2 Wiedz, że czynem, nie zaś słowy, Stać masz u Pańskiego żniwa - Bo tu za nic chęć chełpliwa Ten, kto, zdaniem własnej głowy, Do wszystkiego jest gotowy, Do niczego zwykle bywa.
3 W pochodzie wpośród życia grudy, Żeś, w kąt stawiając kij tułaczy, Drugim ustąpił - cóż to znaczy! Kto inny w dłoń swą wziął twe trudy I będzie znów, jak było wprzódy - Może nie lepiej, lecz inaczej.
8 Przy arce dziejów, która w pochód kroczy, Idź, jako śnieżny lewita. Niech myśl, z pozoru przeżyta, W twej czystej piersi budzi zmysł proroczy. Kto starej prawdzie bacznie patrzy w oczy, Zawsze z nich nową wyczyta.
13
Wiatr wieje w oczy - ach! jak wieje! W twarz gołoledzią ostrą pryska! Przez ciernie, chwasty i przez rżyska Poschnięte lecą precz nadzieje! Ach! niechże raz już rozednieje, Bo droga stroma jest i śliska.
Z chmur mię od ojców krzepi słowo: - My w męstwo duszę twą uzbrojem, A ty koniecznie idź przebojem. Gdy zaś do czynu cię przyzową, Pomnij nie działać gorączkowo, Lecz uporczywie stój przy swojem. -
17 - Używaj życia! - tak wy mówicie - A szczytu szczęścia ten dopnie, Kto zawsze działał roztropnie. - Lecz czyż się łatwo wstrzymać na szczycie? Życie, użycie i nadużycie To do upadku trzy stopnie.
25 O! ty, przemożna siło pięści, Święć się na ziemi twa epoka! Cześć tobie chyłkiem i spod oka! Cześć ci, żeś górą jak najczęściej! Cześć ci, dopóki ci się szczęści! Cześć ci - naturo ty szeroka!
Mówicie: - Zawsze hasłem było: "Gnieć - bo inaczej ciebie zgniotą". Lecz cóż się stało z prawdą złotą: "Nie czyń, co tobie nie jest miło?" - Toż cnota zawsze bywa siłą - Lecz siła może nie być cnotą.
27
Ktoś tam, stanąwszy raz na głowie, Rzekł: - Stać na nogach wyszło z mody! Staremu światu niech świat młody Kolącą prawdę w oczy powie: Z powagą waszą precz, panowie! Boście wy wiedzy antypody. -
- Mój panie! staw na ziemi nogi, Bo przewróconym cię nazowę. Korzyści słów twych są jałowe. O przyszłość świata nie miej trwogi - Byłeś sam dla tych mniej był srogi, Którzy, gdzie trzeba, mieli głowę.
30
Pod górę, w znojach dźwigając życie, Idź śmiało śladem Boskiego Syna. Lecz, gdy się droga kończyć poczyna, To nie sądź, żeś już stanął na szczycie - Gdyż dłuższa jeszcze, niźli myślicie, Z Golgoty na krzyż wiedzie drabina.
108
Co? Obiecałem? Dobrze. Innym razem Dotrzymam - ręczę wam śmiele. Ależ, najmilsi przyjaciele! Wiem, że mi rzecz ta ujdzie od was płazem. Przecież, obiecać i dotrzymać razem: To na jednego za wiele.
111
- Będzie to Kolumb, Dante lub Jan Trzeci! - Tak słyszysz, idąc po życiowej grudzie, O Janiu każdym, jak o przyszłym cudzie. A jednak - proszę niech mię kto oświeci: Gdzie się podziewa rozum owych dzieci, Z których się potem robią głupi ludzie?
113
O ty, grobowej chwały świetne znamię! Kogóż twój blask nie zdziwi? Toczę tu, jak najtkliwiej, Na tym marmurze, w tej złoconej ramie, Czy to umarły tak po śmierci kłamie? Czy też za niego żywi?
116
Ta mała, którą na rękach noszą I cukierkami ją raczą - Z tą swoją grzywką junaczą, Z tą niesfornością kokoszą, Stanie się kiedyś czyjąś rozkoszą - Albo też może rozpaczą.
118
Jak cennych ciąg żurawi I myśl nam błędną bawi: To w wieczność tonąć bez pamięci, To znów nas nieskończoność nęci - - Ach, jakżeśmy ciekawi!
A mamy w samych nas obszary, Gdzie się też moc kurzawi: Wielkości, cnót, bezprawi - I wiek tam także jak świat stary - Bez dna też otchłań i bez miary... - Jakżeśmy nieciekawi!
148
Gdy w dębie, przez wyroki boże, Strzaskana gromem schnie wyżyna, Z korzeni jego róść poczyna Pęd życiem silny - by, w swej porze, Mógł, dla przyszłości lepszej może, Swą dolę ojciec zdać na syna.
153
Nieskończoności środkiem jest skrzydlata Myśl - jak to sprawdzę najprościej. W przestrzeni bowiem, gdzie bądź ona gości Lub gromu błyskiem przelata, Od wszystkich krańców wszechświata Zawsze w jednakiej bywa odległości.
155
Mógł albo później przyjść, lub wcześniej, Lecz, gdy urodził się nie w porę, To, choć w nim coś jak światłem gore, Niemniej przyznali mu współcześni: Że z jego tchnień zrodzone pieśni, Wraz z nim są na bezkrwistość chore.
Więc gdy raz nie wstał ze snu rano, Nie bardzo byli żalem zdjęci. Tylko się czyn ich tym uświęci: Że w księgę spraw z milczenia znaną Dość niewyraźnie go wpisano, Sypiąc nań piasek niepamięci.
159
Wprzód, niźli tańczyć na tych, którzy W koło was najotwarciej, Gdy słów ich wstyd nie karci, Z ulicy płacz zawodzą duży: Że już nie wytrzymają dłużej, Gdy są i głodni, i obdarci,
Niech pójdzie zwiedzić stopa wasza Tych, co nie przyjdą do was sami - Swój ból, którego wrzask nie plami; I biedę, którą wstyd okrasza; W podziemia kryjąc i w poddasza - A są pod wami, i - nad wami.
165
Żywcem w trumnę ją wtłoczono - Ona pięścią bije w wieko. - Leż spokojnie - tak jej rzeką. - Jeśli zechcesz być wskrzeszoną, Kół ci z drewna wbiją w łono. Grób jest tuż - a Bóg daleko. -
Kół w nią wbito - cisza głucha. Cóż, gdy wciąż się skrzą jej lica! Więc tłum wieko w dłoń pochwycą... Wgnietli - krew przez szpary bucha... - W imię Ojca! Syna! Ducha! Toż wyraźnie upiorzyca! -
Ha! no - wreszcie ją wgrzebali. Chwilę - cicho. Wtem, w tej ciszy, Zdjął strach onych towarzyszy. - Co? Znów pięścią w wieko wali! Chodźmy sobie stąd gdzie daléj - Bo nuż wreszcie Bóg posłyszy?... -
256 Rzecz to jest diable zawiła I nawet nie wiem, co człek na tym wskóra, Choćby i doszedł, z potęg twórczych która, Czy ruch, czy siła, Wpierw się zrodziła? To jest: czy jaje było wprzód, czy kura?
258 Gdy się w narodzie czyn rozstroi Tak, że społeczność na wskroś chora Nie dziś już zda się żyć, lecz wczora - To nawet w całej chwale swojej Nie zbawi w grób idącej Troi Męczeński zgon Hektora.
259 Drzewo to gorzki owoc miewa, Któremu, mową w raju znaną, Szczep grzesznej wiedzy było miano. I gdy nań dłoń ściągnęła Ewa, To z tego wiadomości drzewa Dla Pana krzyż wyciosano.
260
O myśli moja! tyś jest, jak bywa, Z winogradowej macierzy Sok nazbyt świeży, Który, w gąsiorków przelany szkliwa, Czeka cierpliwie, aż mu szczęśliwa Dola nadbieży.
Kiedy w piwnicznej, ciemnej komorze, Gdzie tylko wzrok sięgnie koci, Czas twe przezrocze wyzłoci, A pleśń wyściele ci łoże, To, po przepływie lat wielu, może Trwalszej nabierzesz dobroci.
Siwymi będą włosy dziś krucze, Gdy się o tobie kto dowie, A wtedy późni wnukowie, Jeśli od piwnic odnajdą klucze, Lub się gąsiorek nie stłucze, Pić będą z niego dusz swoich zdrowie.
266 Cóż warta modlitwa nieszczera O dobro, przy którym w złej wierze Sam z sobą człek czyni przymierze? Więc własnych pożytków przechera Dopóty w swych szczęściach przebiera, Aż sobie nieszczęście dobierze.
267 Ach! Zoilu, miły panie; Nie szydżże ty ze mnie, proszę. Niech z mych myśli choć po trosze Coś w skarbonie tej zostanie, W którą wkładam przekonanie: Żem jej dał swe wdowie grosze.
Jest o tobie wieść po świecie, Żeś ty prześladowca człeczy. I tej prawdzie któż zaprzeczy? Mnie ból serce głazem gniecie, A ty wciąż mi prawisz przecie: Że to rzecz jest nic do rzeczy.
- Ach! mój druhu pobratymy! Skoro serce masz spękane, Przeciw tobie ja nie stanę, Lecz niech pierwej się zgodzimy: Że ty twe dziadowskie rymy Rzucasz niby groch o ścianę.
268 Młodości! Bóg nam z tobą zsyła Błysk chwały, jakim nieprzerwanie Dnieją u jego stóp niebianie. Więc jest nadziemska w tobie siła! I ty byś w raj nam świat zmieniła, Gdyby ci dano wieczne trwanie.
347
W krakowskim Rynku, w noc świetlaną Skrwawione ciernie w serce wziąłem Drżąc z bólu - bom był z tymi społem, Którzy na sąd ze skargą wstaną - I, gdzie Kościuszko zgiął kolano, Ze łzami uderzyłem czołem.
348 Wielkiego płacząc Kazimierza, Boleśni krążą aniołowie, Gdzie w Rynku, ponad ludu mrowie, Koroną uwieńczona wieża, Jak na kompasie ćwiek, wymierza Wśród smutnej ziemi lata wdowie.
I hejnałowych trąb hosanny Brzmią stamtąd dziś, jak dawniej brzmiały. I w stronę jej chwalebnej strzały Gołębie lecą w świat poranny, A w stadzie tym Najświętszej Panny Jeden się skrzy jak Orzeł Biały.
Lecz Zygmunt... czy też on wypowie Ten dźwięk, co niby, jak krew świeża, W narodu serce wprost uderza?... Nie. Milczy. Wparci w swe wezgłowie, W kamiennej ciszy śpią królowie Śladem Wielkiego Kazimierza.
406
Zajrzyjmy też w tę starą kuchnię, Gdzie, niegdyś, w sposób niezbyt szparki, Siłą przedwiecznej gospodarki, Która już z dala pleśnią cuchnie, W kurzu, w pajęczych matniach, w próchnie, Trzymano malowane garnki.
Pacykowane w barwie sinej - Jak ledwie oko ścierpi czyje - Z wonią, co w nos stęchlizną bije; W nich to, bez celu i przyczyny, Trzymali starzy swe mydliny, Godne jedynie iść w pomyje.
Czybyście, spośród nich, jeżeli Ta przeszłość wreszcie kark już kręci, Choćby politowaniem tknięci, Jednego sobie wziąć nie chcieli, Nim wszystkie w czasów tych topieli Będą już świętej niepamięci?
No! Choć jednego. Cóż? - nie chcecie? Wprawdzie wam korzyść z nich nieżyzna, Ale mi każdy chętnie przyzna: Że, nawet jako rzadkość, przecie W osobliwości gabinecie Uszłaby ta staroświecczyzna.
Nie? - No więc wiedz, mądrości młoda: Że, czy grzmotniecie je o ścianę, Czy nimi od was w łeb dostanę - Ani im ujmy to nie doda, Ni mego łba nie będzie szkoda - Bo - wszak są tylko malowane.
422 Wilku! miły kmotrze! Pilnie strzeż twej skóry! Gdy z was, tęskniąc, który Dnie wspomina słodsze, Dłoń, co łzy mu otrze, W palcach ma pazury.
Są też zęby w szczęce Z niemą żądz oskomą, Więc ci bądź wiadomo: Żeś choć wpadł w zwierzęce, Nie zaś w człecze ręce - Lupus lupo - homo!
428 Śmierć, z Bezlitością bladą w ścisłej zmowie, Spraw swoich nieme mając tylko świadki, Jest sama jedna! Choć też w sposób rzadki Miewa i ona swe uczczenia wdowie: Lud prosty ją: "Ciotuchą" zowie... Bo niby siostrą ,,Biedy", jego matki.
430 Na pokutniczej naszej tu dolinie, Dusza, w grzechowych wzięta pęt wiązadła, Przed sądem stojąc, widzi, skruchą zbladła: Że przeciwności gnębią ją jedynie Jako wyroków tych wykonawczynie, Których moc z win jej własnych na nią spadła!
I długo owych wyzbyć się nie może, Zmuszona z nich się iścić niepozbycie Czy tu, czy w dalsze jeszcze szedłszy życie. Bo jest ich liczba jako ćmy w przestworze, Spełnionych Bóg wie gdzie i w jakiej porze - W przedziemskim jeszcze pobycie.
435 Niechby mi kiedy tak się zdarzyło: Iżby, gdy wicher liście postrąca, Samotna brzoza w blaskach miesiąca, Szumiąc żałośnie, nad mą mogiłą Stała, ze skronią ku mnie pochyłą, Perłami rosy płacząca.
439 Człek, skarżąc niebu troski swe żebracze, W łzach rzewnych ulgę miewać zwykł jedyną, Lecz jej nie dozna ten, kto własną winą Zgotował drugim gorzkich skarg rozpacze. Gdy łzy, którymi dusza się rozpłacze, Przez oczy z łzami nie spłyną. |
Table of Contents | Words: Alphabetical - Frequency - Inverse - Length - Statistics | Help | IntraText Library |
Best viewed with any browser at 800x600 or 768x1024 on Tablet PC IntraText® (V89) - Some rights reserved by EuloTech SRL - 1996-2007. Content in this page is licensed under a Creative Commons License |