SCENA ŚPIEWANA
Z PRAWEJ STRONY
DAMA
Patrz, patrz starego, jak
się wije,
Jak sapie, oby
skręcił szyję.
(do Senatora)
Jak ślicznie, lekko
tańczysz Pan!
(na stronę)
Il crévera dans
l'instant.
MŁODY CZŁOWIEK
Patrz, jak on łasi
się i liże,
Wczora mordował,
tańczy dziś;
Patrz, patrz, jak on
oczyma strzyże,
Skacze jak w klatce
ryś.
DAMA
Wczora mordował i katował,
I tyle krwiniewinnej wylał;
Patrz, dzisiaj on pazury schował
I będzie się przymilał.
Z LEWEJ STRONY
KOLESKI REGESTRATOR *
(do Sowietnika)
Tańczy Senator, czy widzicie,
Ej, Sowietniku, pódźmy w tan.
SOWIETNIK
Uważaj, czy to przyzwoicie,
Byś ze mną tańczył Pan.
REGESTRATOR
Ale tu znajdziem kilka
dam.
SOWIETNIK
Ale nie o to idzie rzecz;
Ja sobie wolę
tańczyć sam
Niż z tobą -
pódźże precz.
REGESTRATOR
Skądże to?
SOWIETNIK
Jestem sowietnikiem.
REGESTRATOR
Ja jestem oficerski syn.
SOWIETNIK
Mój Panie, ja nie
tańczę z nikim,
Kto ma tak niski czyn.
(do Pułkownika)
Pódź, Pułkowniku, pódźże w taniec,
Widzisz, że tańczy sam Senator.
PUŁKOWNIK
Jaki tam gadał oszarpaniec?
(pokazując Regestratora)
SOWIETNIK
Koleski Regiestrator!
PUŁKOWNIK
Ta szuja, istne jakubiny!
DAMA
(do Senatora)
Jak ślicznie, lekko
tańczysz Pan.
SOWIETNIK
(z gniewem)
Jak tu pomieszały
się czyny!
DAMA
Il crévera dans
l'instant,
LEWA STRONA, CHOREM.
DAMY
Ah! quelle beauté, quelle
grace!
MĘŻCZYŹNI
Jaka to
świetność, przepych jaki!
PRAWA STRONA, CHOREM.
MĘŻCZYŹNI
Ach, łotry, szelmy,
ach, łajdaki?
Żeby ich
piorun trzasł.
SENATOR
(tańcząc, do Gubernatorowej)
Chcę
zrobić znajomość Starosty,
On piękną
żonę, córkę ma;
Ale zazdrośny
-
GUBERNATOR
(biegąc za Senatorem)
To człek
prosty;
Niech Pan to na nas
zda.
(podchodzi do Starosty)
A żona Pańska?
STAROSTA
W domu siedzi.
GUBERNATOR
A córki?
STAROSTA
Jedną tylko mam.
GUBERNATOROWA
I córka balu nie odwiedzi?
STAROSTA
Nie!
GUBERNATOROWA
Pan tu sam?
STAROSTA
Ja sam.
GUBERNATOR
I żona nie zna Senatora?
STAROSTA
Dla siebie tylko żonę mam.
GUBERNATOROWA
Chciałam wziąć córkę
Pańską wczora.
STAROSTA
Usłużność Pani znam.
GUBERNATOR
Tu w menuecie para zbywa,
Senator potrzebuje dam.
STAROSTA
Moja córka w parach nie bywa,
Jej parę znajdę sam.
GUBERNATOROWA
Mówiono, że tańczy i grywa,
Senator chciał zaprosić sam.
STAROSTA
Widzę, że pan Senator wzywa
Na raz po kilka dam.
LEWA STRONA, CHOREM.
Jaka muzyka, jaki śpiew,
Jak pięknie meblowany dóm.
PRAWA STRONA, CHOREM.
Te szelmy z rana piją krew,
A po obiedzie rum.
SOWIETNIK
(pokazując Senatora)
Drze ich, to prawda, lecz zaprasza,
Takiemu dać się drzeć nie żal.
STAROSTA
Po turmach siedzi młodzież nasza,
Nam każą
iść na bal. *
OFICER ROSYJSKI
(do Bestużewa)
Nie dziw, że nas
tu przeklinają,
Wszak to już
mija wiek,
Jak z Moskwy w
Polskę nasyłają
Samych
łajdaków stek.
STUDENT
(do Oficera)
Patrz, jak się
Bajkow, Bajkow rucha,
Co to za mina, co
za ruch!
Skacze jak po
śmieciach ropucha,
Patrz, patrz, jak
nadął brzuch.
Wyszczerzył
zęby, nazbyt łyknął,
Patrz, jak otwiera
gębę on,
Słuchaj, ach,
słuchaj, Bajkow ryknął.
(Bajkow nuci)
(do Bajkowa)
Mon Général, quelle
chanson!
BAJKOW
(śpiewa pieśń Beranżera)
Quel honneur, quel
bonheur!
Ah! monsieur le sénateur!
Je suis votre humble
serviteur, etc. etc.
STUDENT
Général, ce sont vos
paroles!
BAJKOW
Oui.
STUDENT
Je vous en fais
compliment.
JEDEN Z OFICERÓW
(śmiejąc się)
Ces couplets sont
vraiment fort droles,
Quel ton satirique et
plaisant!
MŁODY CZŁOWIEK
Pour votre muse sans
rivale
Je vous ferais
académicien.
BAJKOW
(w ucho, - pokazując Księżnę)
Senator dziś
będzie rogal.
SENATOR
(w ucho, pokazując narzeczona Bajkowa)
Va, va, je te coifferai
bien.
PANNA
(tańcząca, do Matki)
Nazbyt ohydni, nazbyt
starzy.
MATKA
(z prawej strony)
Jeśli ci
zbrzydnął, to go rzuć.
SOWIETNIKOWA
(z lewej strony)
Jak mojej córeczce do
twarzy.
STAROSTA
Jak od nich rumem
czuć.
SOWIETNIKOWA DRUGA
(do córki stojącej obok)
Tylko, Zosieńku,
podnieś wzrok.
Może Senator
cię obaczy.
STAROSTA
Jeżeli o mnie się zahaczy,
Dam rękojeścią
(biorąc za
karabelę)
- w bok.
LEWA STRONA,
CHOREM.
Ach, jaka
świetność, przepych jaki!
Ah, quelle beauté, quelle
grace!
PRAWA STRONA
Ach, szelmy,
łotry, ach, łajdaki!
Żeby ich
piorun trzasł.
Z PRAWEJ STRONY
MIĘDZY MŁODZIEŻA
JUSTYN POLl
(do Bestużewa, pokazując na Senatora)
Chcę mu
scyzoryk mój w brzuch wsadzić
Lub zamalować
wpysk.
BESTUŻEW
Coż stąd,
jednego łotra zgładzić
Lub obić, co
za zysk?
Oni wyszukają
przyczyny,
By uniwersytety
znieść,
Krzyknąć,
że ucznie jakubiny,
I waszą
młodzież zjeść.
JUSTYN POL
Lecz on
zapłaci za męczarnie,
Za tyle krwi i łez.
BESTUŻEW
Cesarz ma u nas liczne psiarnie,
Cóż, że ten
zdechnie pies.
POL
Nóż świerzbi w
ręku, pozwól ubić.
BESTUŻEW
Ostrzegam jeszcze raz!
POL
Pozwól przynajmniej go
wyczubić.
BESTUŻEW
A zgubić wszystkich
was.
POL
Ach, szelmy, łotry,
ach, zbrodniarze!
BESTUŻEW
Muszę ciebie
wywieść za próg.
POL
Czyż go to za nas
nikt nie skarze?
Nikt się nie
pomści?
(odchodzą ku drzwiom)
KS. PIOTR
- Bóg!
(Nagle muzyka się
zmienia i gra aria Komandora)
TAŃCZĄCY
Co to jest? - co
to?
GOŚCIE
Jaka muzyka ponura!
JEDEN
(patrząc w okna)
Jak ciemno, patrz
no, jaka zebrała się chmura.
(zamyka okno - słychac z dala grzmot)
SENATOR
Coż to? Czemu nie
grają?
DYREKTOR MUZYKI
Zmylili się.
SENATOR
Pałki!
DYREKTOR
Bo to miano grać
różne z opery kawałki,
Oni nie zrozumieli, i
stąd zamieszanie.
SENATOR
No, no, no - arrangez donc - no, Panowie - Panie.
(Słychać krzyk
wielki za drzwiami)
PANI ROLLISON
(za drzwiami, okropnym
głosem)
Puszczaj mię! puszczaj...
SEKRETARZ
Ślepa!
LOKAJ
(strwożony)
Widzi - patrz, jak sadzi
Po schodach, zatrzymajcie!
DRUDZY LOKAJE
Kto jej co poradzi!
PANI ROLLISON
Ja go znajdę tu, tego pijaka, tyrana!
LOKAJ
(chce zatrzymąć -
ona obala jednego z nich)
A! patrz, jak obaliła - a! a! opętana.
(uciekają)
PANI ROLLISON
Gdzie ty! - znajdę cię, mozgi na bruku
rozbiję -
Jak mój syn! Ha, tyranie! syn mój, syn nie żyje!
Wyrzucili go oknem
- czy ty masz sumnienie?
Syna mego tam z
góry, na bruk, na kamienie.
Ha, ty pijaku
stary, zbryzgany krwią tylu
Niewiniątek,
pódź! - gdzie ty, gdzie ty, krokodylu?
Ja ciebie tu
rozedrę, jak mój Jaś, na sztuki. -
Syn! wyrzucili z okna,
z klasztoru, na bruki.
Me dziecię,
mój jedynak! mój ojciec-żywiciel -
A ten żyje, i
Pan Bóg jest, i jest Zbawiciel!
KS. PIOTR
Nie
bluźń, kobieto; syn twój zraniony, lecz żyje.
PANI ROLLISON
Żyje? syn
żyje? - czyje to są słowa, czyje?
Czy to prawda, mój
Księże? - Ja. zaraz pobiegłam -
"Spadł"
krzyczą, biegę, wzięli - i zwłok nie dostrzegłam:
Zwłok mego
jedynaka. - Ja biedna sierota!
Zwłok syna nie
widziałam. Widzisz - ta ślepota!
Lecz krew na bruku
czułam - przez Boga żywego
Tu czuję -
krew tę samę, tu krew syna mego,
Tu jest ktoś
krwią zbryzgany - tu, tu jest kat jego!
(Idzie prosto do Senatora -
Senator umyka się - Pani Rollison pada zemdlona na ziemię - Ks. Piotr
podchodzi do niej ze Starostą - słychać uderzenie piorunu)
WSZYSCY
(zlęknieni)
Słowo
stało się ciałem! - To tu!
INNI
Tu! tu!
KS. PIOTR
Nie tu.
JEDEN
(patrząc w okno)
Jak blisko - w sam róg
domu uniwersytetu.
SENATOR
(podchodzi do okna)
Okna Doktora!
KTOŚ Z WIDZÓW
Słyszysz w domu
krzyk kobiéty?
KTOŚ NA ULICY
(śmiejąc się)
Cha - cha - cha - diabli wzięli.
(Pelikan wbiega zmieszany)
SENATOR
Nasz Doktor?
PELIKAN
- zabity
Od piorunu. Fenomen ten godzien rozbiorów:
Około domu stało dziesięć
konduktorów,
A piorun go w
ostatnim pokoju wytropił,
Nic nie zepsuł
i tylko ruble srebrne stopił,
Srebro
leżało w biurku, tuż u głów Doktora,
I zapewne
służyło dziś za konduktora.
STAROSTA
Ruble rosyjskie,
widzę, bardzo niebezpieczne.
SENATOR
(do dam)
Panie
zmieszały taniec - jak Panie niegrzeczne.
(widząc, że ratują Panią Rollison)
Wynieście
ją, wynieście - pomóc tej kobiecie.
Wynieście
ją.
KS. PIOTR
Do syna?
SENATOR
Wynieście,
gdzie chcecie.
KS. PIOTR
Syn jej jeszcze nie
umarł, on jeszcze oddycha,
Pozwól mnie
iść do niego.
SENATOR
Idź, gdzie
chcesz, do licha!
(do siebie)
Doktor zabity, ah!
ah! ah! c'est inconcevable!
Ten ksiądz mu
przepowiedział - ah! ah! ah! c'est diable!
(do kompanii)
No i cóż w tym
strasznego? - wiosną idą chmury,
Z chmury piorun
wypada: - taki bieg natury.
SOWIETNIKOWA
(do męża)
Już gadajcie,
co chcecie, a strach zawsze strachem.
Ja nie chcę
dłużej z wami być pod jednym dachem?
Mówiłam:
mężu, nie leź do tych spraw dziecinnych;
Pókiś
knutował Żydów, chociaż i niewinnych,
Milczałam -
ale dzieci; - a widzisz Doktorą?
SOWIETNIK
Głupia jesteś.
SOWIETNIKOWA
Do domu wracam,
jestem chora.
(Słychać znowu grzmot - wszyscy uciekają; naprzód lewa,
potem prawa strona. - Zostają Senator, Pelikan, Ks. Piotr)
SENATOR
(patrząc za uciekającymi)
Przeklęty
Doktor! żyjąc nudził mię do mdłości,
A jak zdechł,
patrzaj, jeszcze rozpędza mi gości.
(do Pelikana)
Voyez, jak ten
Ksiądz patrzy - voyez, quel oeil hagard;
To jest dziwny
przypadek, un singulier hasard.
Powiedz no, mój
księżuniu, czy znasz jakie czary,
Skąd
przewidziałeś piorun? - może Boskie kary?
(Ksiądz milczy)
Prawdę
mówiąc, ten Doktor troszeczkę przewinił,
Prawdę
mówiąc, ten Doktor nad powinność czynił.
On aurait fort a dire -
kto wie, są przestrogi -
Mój Boże, czemu
prostej nie trzymać się drogi!
No i cóż, Księże? - milczy!... milczy i zwiesił
nos.
Ale go puszczę
wolno: - on dirait bien des choses!...
(zamyśla się)
PELIKAN
Cha! cha! cha! jeśli
śledztwo jest niebezpieczeństwem,
Toć by nas przecie
piorun zaszczycił pierwszeństwem.
KS.PIOTR
Opowiem wam dwie dawne,
ale pełne treści...
SENATOR
(ciekawy)
O piorunie? - Doktorze? - mów!
KS. PIOTR
- dwie przypowieści.
Onego czasu w upał przyszli ludzie różni
Zasnąć pod cieniem muru; byli to
podróżni.
Między nimi był zbójca; a gdy inni spali,
Anioł Pański zbudził go:
"Wstań, bo mur się wali".
On zbójca był ze wszystkich innych
najzłośliwszy:
Wstał, a mur inne pobił. On ręce
złożywszy
Bogu dziękował, że mu ocalono zdrowie.
A Pański
anioł stanął przed nim i tak powie:
"Ty
najwięcej zgrzeszyłeś! kary nie wyminiesz,
Lecz ostatni
najgłośniej, najhaniebniej zginiesz".
A druga
powieść taka. - Za czasu dawnego.
Pewny wódz rzymski
pobił króla potężnego;
I kazał na
śmierć zabić wszystkie niewolniki,
Wszystkie
rotmistrze pułków i wszystkie setniki.
Ale króla samego
przy życiu zostawił,
Tudzież starosty,
tudzież pułkowniki zbawił. -
I mówili do siebie głupi więźnie owi:
"Będziem żyć, podziękujmy za
życie wodzowi".
Aż jeden żołnierz rzymski, co im
posługował,
Rzekł im: "Zaprawdę wódz was przy
życiu zachował;
Bo was przykuje przy swym tryumfalnym wozie
I będzie oprowadzał po całym obozie,
I do miasta powiedzie; bo wy z tych jesteście,
Których wodzą po Rzymie, onym sławnym
mieście,
Aby lud rzymski krzyknął: "Patrzcie, co
wódz zrobił,
On takie króle,
takie pułkowniki pobił."
Potem, gdy was w
łańcuchach złotych oprowadzi,
Odda was w
ręce kata,a kat was osadzi
Na
głębokie, podziemne i ciemne wygnanie,
Kędy
będzie płacz wieczny i zębów zgrzytanie".
Tak mówił
żołnierz rzymski; do żołnierza tego
Król gromiąc
rzekł: "Twe słowa są słowa głupiego,
Czyś ty kiedy
na ucztach z twoim wodzem siedział,
Ażebyś
jego rady, jego myśli wiedział?"
Zgromiwszy,
pił i śmiał się z swymi współwięźniami,
Ze swymi hetmanami i pułkownikami.
SENATOR
(znudzony)
Il bat la campagne... Księże, gdzie chcesz,
ruszaj sobie.
Jeśli cię jeszcze złowię, tak
skórę oskrobię,
Że cię potem nie pozna twa matka rodzona
I będziesz mi wyglądał jak syn
Rollisona.
(Senator odchodzi do swoich pokojów z Pelikanem. Ks. Piotr idzie ku
drzwiom i spotyka Konrada, który, prowadzony na śledztwo od dwóch
żołnierzy, ujrzawszy Księdza wstrzymuje się i patrzy
nań długo)
KONRAD
Dziwna rzecz, nie
widziałem nigdy tej postaci,
A znam go, jak
jednego z mych rodzonych braci.
Czy to we
śnie? - tak, we śnie, teraz przypomniałem,
Taż sama
twarz, te oczy, we śnie go widziałem.
On to, zdało
się, że mię wyrywał z otchłani.
(do Księdza)
Mój
Księże, choć jesteśmy mało sobie znani,
Przynajmniej
Ksiądz mię nie znasz: przyjmij dziękczynienie
Za łaskę,
którą tylko zna moje sumnienie.
Drodzy są i
widzianiwe śnie przyjaciele,
Gdy prawdziwych na
jawie widzim tak niewiele.
Weź,
proszę, ten pierścionek, przedaj; daj połowę
Ubogim, drugą
na mszę za dusze czyscowe;
Wiem, co
cierpią, jeżeli czyściec jest niewolą;
Mnie, kto wie, czy
już kiedy słuchać mszy pozwolą.
KS. PIOTR
Pozwolą - Za
pierścionek ja ci dam przestrogę.
Ty pojedziesz w
daleką, nieznajomą drogę;
Będziesz w
wielkich, bogatych i rozumnych tłumie,
Szukaj
męża, co więcej niźli oni umie;
Poznasz, bo
cię powita pierwszy w Imię Boże.
Słuchaj, co powie...
KONRAD
(wpatrując się)
Coż to? tyżeś?... czy być
może?
Stój na chwilę... dla Boga...
KS. PIOTR
Bywaj zdrów! nie mogę.
KONRAD
Jedno słowo...
ŻOŁNIERZ
Nie wolno! każdy w swoję drogę. -
|