POMNIK PIOTRA WIELKIEGO
Z wieczora na dżdżu stali dwaj
młodzieńce
Pod jednym płaszczem, wziąwszy się za
ręce:
Jeden - ów pielgrzym, przybylec z zachodu,
Nieznana carskiej ofiara przemocy;
Drugi był wieszczem ruskiego narodu,
Sławny pieśniami na całej północy.
Znali się z sobą niedługo, lecz wiele -
I od dni kilku już są przyjaciele.
Ich dusze wyższe nad
ziemne przeszkody,
Jako dwie Alpów
spokrewnione skały:
Choć je na wieki
rozerwał nurt wody,
Ledwo szum
słyszą swej nieprzyjaciółki,
Chyląc ku sobie
podniebne wierzchołki.
Pielgrzym coś
dumał nad Piotra kolosem,
A wieszcz rosyjski tak
rzekł cichym głosem:
"Pierwszemu z carów,
co te zrobił cuda,
Druga carowa
pamiętnik stawiała *.
Już car odlany w
kształcie wielkoluda
Siadł na
brązowym grzbiecie bucefała
I miejsca czekał,
gdzie by wjechał konno.
Lecz Piotr na
własnej ziemi stać nie może,
W ojczyźnie jemu nie
dosyć przestronne,
Po grunt dla niego posłano za morze.
Posłano wyrwać z finlandzkich nadbrzeży
Wzgórek granitu; ten na Pani słowo
Płynie po morzu i po lądzie bieży,
I w mieście pada na wznak przed carową *.
Już wzgórek gotów; leci car miedziany,
Car knutowładny w todze Rzymianina,
Wskakuje rumak na granitu ściany,
Staje na brzegu i w górę się wspina.
Nie w tej postawie świeci w starym Rzymie
Kochanek ludów, ów Marek Aureli,
Który tym naprzód rozsławił swe imię,
Że wygnał szpiegów i donosicieli;
A kiedy zdzierców
domowych poskromił,
Gdy nad brzegami
Renu i Paktolu
Hordy
najeźdźców barbarzyńskich zgromił,
Do spokojnego wraca
Kapitolu.
Piękne,
szlachetne, łagodne ma czoło,
Na czole
błyszczy myśl o szczęściu państwa;
Rękę
poważnie wzniósł, jak gdyby wkoło
Miał
błogosławić tłum swego poddaństwa,
A drugą
rękę opuścił na wodze,
Rumaka swego
zapędy ukraca.
Zgadniesz, że
mnogi lud tam stał na drodze
I krzyczał:
"Cesarz, ojciec nasz powraca!"
Cesarz chciał
z wolna jechać między tłokiem,
Wszystkich
ojcowskiém udarować okiem.
Koń wzdyma
grzywę, żarem z oczu świeci,
Lecz zna, że
wiezie najmilszego z gości,
Że wiezie ojca
milijonom dzieci,
I sam hamuje
ogień swej żywości;
Dzieci
przyjść blisko, ojca widzieć mogą,
Kori równym
krokiem, równą stąpa drogą.
Zgadniesz, że
dojdzie do nieśmiertelności *!
Car Piotr wypuścił rumakowi wodze,
Widać, że leciał tratując po
drodze,
Od razu wskoczył aż na sam brzeg skały.
Już koń szalony wzniósł w górę
kopyta,
Car go nie trzyma, koń wędzidłem
zgrzyta,
Zgadniesz, że spadnie i pryśnie w
kawały.
Od wieku stoi, skacze,
lecz nie spada,
Jako lecąca z
granitów kaskada,
Gdy ścięta
mrozem nad przepaścią zwiśnie -
Lecz skoro
słońce swobody zabłyśnie
I wiatr zachodni ogrzeje
te państwa,
I cóż się
stanie z kaskadą tyraństwa?"
|