Table of Contents | Words: Alphabetical - Frequency - Inverse - Length - Statistics | Help | IntraText Library |
Adam Mickiewicz Dziady. Czesc III IntraText CT - Text |
|
|
SCENA ŚPIEWANA
Z PRAWEJ STRONY
DAMA Patrz, patrz starego, jak się wije, Jak sapie, oby skręcił szyję. (do Senatora) Jak ślicznie, lekko tańczysz Pan! (na stronę) Il crévera dans l'instant.
MŁODY CZŁOWIEK Patrz, jak on łasi się i liże, Wczora mordował, tańczy dziś; Patrz, patrz, jak on oczyma strzyże, Skacze jak w klatce ryś.
DAMA Wczora mordował i katował, I tyle krwiniewinnej wylał; Patrz, dzisiaj on pazury schował I będzie się przymilał.
Z LEWEJ STRONY
KOLESKI REGESTRATOR * (do Sowietnika) Tańczy Senator, czy widzicie, Ej, Sowietniku, pódźmy w tan.
SOWIETNIK Uważaj, czy to przyzwoicie, Byś ze mną tańczył Pan.
REGESTRATOR Ale tu znajdziem kilka dam.
SOWIETNIK Ale nie o to idzie rzecz; Ja sobie wolę tańczyć sam Niż z tobą - pódźże precz.
REGESTRATOR Skądże to?
SOWIETNIK Jestem sowietnikiem.
REGESTRATOR Ja jestem oficerski syn.
SOWIETNIK Mój Panie, ja nie tańczę z nikim, Kto ma tak niski czyn. (do Pułkownika) Pódź, Pułkowniku, pódźże w taniec, Widzisz, że tańczy sam Senator.
PUŁKOWNIK Jaki tam gadał oszarpaniec? (pokazując Regestratora)
SOWIETNIK Koleski Regiestrator!
PUŁKOWNIK Ta szuja, istne jakubiny!
DAMA (do Senatora) Jak ślicznie, lekko tańczysz Pan.
SOWIETNIK (z gniewem) Jak tu pomieszały się czyny!
DAMA Il crévera dans l'instant,
LEWA STRONA, CHOREM.
DAMY Ah! quelle beauté, quelle grace!
MĘŻCZYŹNI Jaka to świetność, przepych jaki!
PRAWA STRONA, CHOREM.
MĘŻCZYŹNI Ach, łotry, szelmy, ach, łajdaki? Żeby ich piorun trzasł.
SENATOR (tańcząc, do Gubernatorowej) Chcę zrobić znajomość Starosty, On piękną żonę, córkę ma; Ale zazdrośny -
GUBERNATOR (biegąc za Senatorem) To człek prosty; Niech Pan to na nas zda. (podchodzi do Starosty) A żona Pańska?
STAROSTA W domu siedzi.
GUBERNATOR A córki?
STAROSTA Jedną tylko mam.
GUBERNATOROWA I córka balu nie odwiedzi?
STAROSTA Nie!
GUBERNATOROWA Pan tu sam?
STAROSTA Ja sam.
GUBERNATOR I żona nie zna Senatora?
STAROSTA Dla siebie tylko żonę mam.
GUBERNATOROWA Chciałam wziąć córkę Pańską wczora.
STAROSTA Usłużność Pani znam.
GUBERNATOR Tu w menuecie para zbywa, Senator potrzebuje dam.
STAROSTA Moja córka w parach nie bywa, Jej parę znajdę sam.
GUBERNATOROWA Mówiono, że tańczy i grywa, Senator chciał zaprosić sam.
STAROSTA Widzę, że pan Senator wzywa Na raz po kilka dam.
LEWA STRONA, CHOREM.
Jaka muzyka, jaki śpiew, Jak pięknie meblowany dóm.
PRAWA STRONA, CHOREM. Te szelmy z rana piją krew, A po obiedzie rum.
SOWIETNIK (pokazując Senatora) Drze ich, to prawda, lecz zaprasza, Takiemu dać się drzeć nie żal.
STAROSTA Po turmach siedzi młodzież nasza, Nam każą iść na bal. *
OFICER ROSYJSKI (do Bestużewa) Nie dziw, że nas tu przeklinają, Wszak to już mija wiek, Jak z Moskwy w Polskę nasyłają Samych łajdaków stek.
STUDENT (do Oficera) Patrz, jak się Bajkow, Bajkow rucha, Co to za mina, co za ruch! Skacze jak po śmieciach ropucha, Patrz, patrz, jak nadął brzuch. Wyszczerzył zęby, nazbyt łyknął, Patrz, jak otwiera gębę on, Słuchaj, ach, słuchaj, Bajkow ryknął. (Bajkow nuci) (do Bajkowa) Mon Général, quelle chanson!
BAJKOW (śpiewa pieśń Beranżera) Quel honneur, quel bonheur! Ah! monsieur le sénateur! Je suis votre humble serviteur, etc. etc.
STUDENT Général, ce sont vos paroles!
BAJKOW Oui.
STUDENT Je vous en fais compliment.
JEDEN Z OFICERÓW (śmiejąc się) Ces couplets sont vraiment fort droles, Quel ton satirique et plaisant!
MŁODY CZŁOWIEK Pour votre muse sans rivale Je vous ferais académicien.
BAJKOW (w ucho, - pokazując Księżnę) Senator dziś będzie rogal.
SENATOR (w ucho, pokazując narzeczona Bajkowa) Va, va, je te coifferai bien.
PANNA (tańcząca, do Matki) Nazbyt ohydni, nazbyt starzy.
MATKA (z prawej strony) Jeśli ci zbrzydnął, to go rzuć.
SOWIETNIKOWA (z lewej strony) Jak mojej córeczce do twarzy.
STAROSTA Jak od nich rumem czuć.
SOWIETNIKOWA DRUGA (do córki stojącej obok) Tylko, Zosieńku, podnieś wzrok. Może Senator cię obaczy.
STAROSTA Jeżeli o mnie się zahaczy, Dam rękojeścią (biorąc za karabelę) - w bok.
LEWA STRONA, CHOREM.
Ach, jaka świetność, przepych jaki! Ah, quelle beauté, quelle grace!
PRAWA STRONA
Ach, szelmy, łotry, ach, łajdaki! Żeby ich piorun trzasł.
Z PRAWEJ STRONY MIĘDZY MŁODZIEŻA JUSTYN POLl (do Bestużewa, pokazując na Senatora) Chcę mu scyzoryk mój w brzuch wsadzić Lub zamalować wpysk.
BESTUŻEW Coż stąd, jednego łotra zgładzić Lub obić, co za zysk? Oni wyszukają przyczyny, By uniwersytety znieść, Krzyknąć, że ucznie jakubiny, I waszą młodzież zjeść.
JUSTYN POL Lecz on zapłaci za męczarnie, Za tyle krwi i łez.
BESTUŻEW Cesarz ma u nas liczne psiarnie, Cóż, że ten zdechnie pies.
POL Nóż świerzbi w ręku, pozwól ubić.
BESTUŻEW Ostrzegam jeszcze raz!
POL Pozwól przynajmniej go wyczubić.
BESTUŻEW A zgubić wszystkich was.
POL Ach, szelmy, łotry, ach, zbrodniarze!
BESTUŻEW Muszę ciebie wywieść za próg.
POL Czyż go to za nas nikt nie skarze? Nikt się nie pomści? (odchodzą ku drzwiom)
KS. PIOTR - Bóg!
(Nagle muzyka się zmienia i gra aria Komandora)
TAŃCZĄCY Co to jest? - co to?
GOŚCIE Jaka muzyka ponura!
JEDEN (patrząc w okna) Jak ciemno, patrz no, jaka zebrała się chmura. (zamyka okno - słychac z dala grzmot)
SENATOR Coż to? Czemu nie grają?
DYREKTOR MUZYKI Zmylili się.
SENATOR Pałki!
DYREKTOR Bo to miano grać różne z opery kawałki, Oni nie zrozumieli, i stąd zamieszanie.
SENATOR No, no, no - arrangez donc - no, Panowie - Panie. (Słychać krzyk wielki za drzwiami)
PANI ROLLISON (za drzwiami, okropnym głosem) Puszczaj mię! puszczaj...
SEKRETARZ Ślepa!
LOKAJ (strwożony) Widzi - patrz, jak sadzi Po schodach, zatrzymajcie!
DRUDZY LOKAJE Kto jej co poradzi!
PANI ROLLISON Ja go znajdę tu, tego pijaka, tyrana!
LOKAJ (chce zatrzymąć - ona obala jednego z nich) A! patrz, jak obaliła - a! a! opętana. (uciekają)
PANI ROLLISON Gdzie ty! - znajdę cię, mozgi na bruku rozbiję - Jak mój syn! Ha, tyranie! syn mój, syn nie żyje! Wyrzucili go oknem - czy ty masz sumnienie? Syna mego tam z góry, na bruk, na kamienie. Ha, ty pijaku stary, zbryzgany krwią tylu Niewiniątek, pódź! - gdzie ty, gdzie ty, krokodylu? Ja ciebie tu rozedrę, jak mój Jaś, na sztuki. - Syn! wyrzucili z okna, z klasztoru, na bruki. Me dziecię, mój jedynak! mój ojciec-żywiciel - A ten żyje, i Pan Bóg jest, i jest Zbawiciel!
KS. PIOTR Nie bluźń, kobieto; syn twój zraniony, lecz żyje.
PANI ROLLISON Żyje? syn żyje? - czyje to są słowa, czyje? Czy to prawda, mój Księże? - Ja. zaraz pobiegłam - "Spadł" krzyczą, biegę, wzięli - i zwłok nie dostrzegłam: Zwłok mego jedynaka. - Ja biedna sierota! Zwłok syna nie widziałam. Widzisz - ta ślepota! Lecz krew na bruku czułam - przez Boga żywego Tu czuję - krew tę samę, tu krew syna mego, Tu jest ktoś krwią zbryzgany - tu, tu jest kat jego! (Idzie prosto do Senatora - Senator umyka się - Pani Rollison pada zemdlona na ziemię - Ks. Piotr podchodzi do niej ze Starostą - słychać uderzenie piorunu)
WSZYSCY (zlęknieni) Słowo stało się ciałem! - To tu!
INNI Tu! tu!
KS. PIOTR Nie tu.
JEDEN (patrząc w okno) Jak blisko - w sam róg domu uniwersytetu.
SENATOR (podchodzi do okna) Okna Doktora!
KTOŚ Z WIDZÓW Słyszysz w domu krzyk kobiéty?
KTOŚ NA ULICY (śmiejąc się) Cha - cha - cha - diabli wzięli.
(Pelikan wbiega zmieszany)
SENATOR Nasz Doktor?
PELIKAN - zabity Od piorunu. Fenomen ten godzien rozbiorów: Około domu stało dziesięć konduktorów, A piorun go w ostatnim pokoju wytropił, Nic nie zepsuł i tylko ruble srebrne stopił, Srebro leżało w biurku, tuż u głów Doktora, I zapewne służyło dziś za konduktora.
STAROSTA Ruble rosyjskie, widzę, bardzo niebezpieczne.
SENATOR (do dam) Panie zmieszały taniec - jak Panie niegrzeczne. (widząc, że ratują Panią Rollison) Wynieście ją, wynieście - pomóc tej kobiecie. Wynieście ją.
KS. PIOTR Do syna?
SENATOR Wynieście, gdzie chcecie.
KS. PIOTR Syn jej jeszcze nie umarł, on jeszcze oddycha, Pozwól mnie iść do niego.
SENATOR Idź, gdzie chcesz, do licha! (do siebie) Doktor zabity, ah! ah! ah! c'est inconcevable! Ten ksiądz mu przepowiedział - ah! ah! ah! c'est diable! (do kompanii) No i cóż w tym strasznego? - wiosną idą chmury, Z chmury piorun wypada: - taki bieg natury.
SOWIETNIKOWA (do męża) Już gadajcie, co chcecie, a strach zawsze strachem. Ja nie chcę dłużej z wami być pod jednym dachem? Mówiłam: mężu, nie leź do tych spraw dziecinnych; Pókiś knutował Żydów, chociaż i niewinnych, Milczałam - ale dzieci; - a widzisz Doktorą?
SOWIETNIK Głupia jesteś.
SOWIETNIKOWA Do domu wracam, jestem chora. (Słychać znowu grzmot - wszyscy uciekają; naprzód lewa, potem prawa strona. - Zostają Senator, Pelikan, Ks. Piotr)
SENATOR (patrząc za uciekającymi) Przeklęty Doktor! żyjąc nudził mię do mdłości, A jak zdechł, patrzaj, jeszcze rozpędza mi gości. (do Pelikana) Voyez, jak ten Ksiądz patrzy - voyez, quel oeil hagard; To jest dziwny przypadek, un singulier hasard. Powiedz no, mój księżuniu, czy znasz jakie czary, Skąd przewidziałeś piorun? - może Boskie kary? (Ksiądz milczy) Prawdę mówiąc, ten Doktor troszeczkę przewinił, Prawdę mówiąc, ten Doktor nad powinność czynił. On aurait fort a dire - kto wie, są przestrogi - Mój Boże, czemu prostej nie trzymać się drogi! No i cóż, Księże? - milczy!... milczy i zwiesił nos. Ale go puszczę wolno: - on dirait bien des choses!... (zamyśla się)
PELIKAN Cha! cha! cha! jeśli śledztwo jest niebezpieczeństwem, Toć by nas przecie piorun zaszczycił pierwszeństwem.
KS.PIOTR Opowiem wam dwie dawne, ale pełne treści...
SENATOR (ciekawy) O piorunie? - Doktorze? - mów!
KS. PIOTR - dwie przypowieści. Onego czasu w upał przyszli ludzie różni Zasnąć pod cieniem muru; byli to podróżni. Między nimi był zbójca; a gdy inni spali, Anioł Pański zbudził go: "Wstań, bo mur się wali". On zbójca był ze wszystkich innych najzłośliwszy: Wstał, a mur inne pobił. On ręce złożywszy Bogu dziękował, że mu ocalono zdrowie. A Pański anioł stanął przed nim i tak powie: "Ty najwięcej zgrzeszyłeś! kary nie wyminiesz, Lecz ostatni najgłośniej, najhaniebniej zginiesz". A druga powieść taka. - Za czasu dawnego. Pewny wódz rzymski pobił króla potężnego; I kazał na śmierć zabić wszystkie niewolniki, Wszystkie rotmistrze pułków i wszystkie setniki. Ale króla samego przy życiu zostawił, Tudzież starosty, tudzież pułkowniki zbawił. - I mówili do siebie głupi więźnie owi: "Będziem żyć, podziękujmy za życie wodzowi". Aż jeden żołnierz rzymski, co im posługował, Rzekł im: "Zaprawdę wódz was przy życiu zachował; Bo was przykuje przy swym tryumfalnym wozie I będzie oprowadzał po całym obozie, I do miasta powiedzie; bo wy z tych jesteście, Których wodzą po Rzymie, onym sławnym mieście, Aby lud rzymski krzyknął: "Patrzcie, co wódz zrobił, On takie króle, takie pułkowniki pobił." Potem, gdy was w łańcuchach złotych oprowadzi, Odda was w ręce kata,a kat was osadzi Na głębokie, podziemne i ciemne wygnanie, Kędy będzie płacz wieczny i zębów zgrzytanie". Tak mówił żołnierz rzymski; do żołnierza tego Król gromiąc rzekł: "Twe słowa są słowa głupiego, Czyś ty kiedy na ucztach z twoim wodzem siedział, Ażebyś jego rady, jego myśli wiedział?" Zgromiwszy, pił i śmiał się z swymi współwięźniami, Ze swymi hetmanami i pułkownikami.
SENATOR (znudzony) Il bat la campagne... Księże, gdzie chcesz, ruszaj sobie. Jeśli cię jeszcze złowię, tak skórę oskrobię, Że cię potem nie pozna twa matka rodzona I będziesz mi wyglądał jak syn Rollisona. (Senator odchodzi do swoich pokojów z Pelikanem. Ks. Piotr idzie ku drzwiom i spotyka Konrada, który, prowadzony na śledztwo od dwóch żołnierzy, ujrzawszy Księdza wstrzymuje się i patrzy nań długo)
KONRAD Dziwna rzecz, nie widziałem nigdy tej postaci, A znam go, jak jednego z mych rodzonych braci. Czy to we śnie? - tak, we śnie, teraz przypomniałem, Taż sama twarz, te oczy, we śnie go widziałem. On to, zdało się, że mię wyrywał z otchłani. (do Księdza) Mój Księże, choć jesteśmy mało sobie znani, Przynajmniej Ksiądz mię nie znasz: przyjmij dziękczynienie Za łaskę, którą tylko zna moje sumnienie. Drodzy są i widzianiwe śnie przyjaciele, Gdy prawdziwych na jawie widzim tak niewiele. Weź, proszę, ten pierścionek, przedaj; daj połowę Ubogim, drugą na mszę za dusze czyscowe; Wiem, co cierpią, jeżeli czyściec jest niewolą; Mnie, kto wie, czy już kiedy słuchać mszy pozwolą.
KS. PIOTR Pozwolą - Za pierścionek ja ci dam przestrogę. Ty pojedziesz w daleką, nieznajomą drogę; Będziesz w wielkich, bogatych i rozumnych tłumie, Szukaj męża, co więcej niźli oni umie; Poznasz, bo cię powita pierwszy w Imię Boże. Słuchaj, co powie...
KONRAD (wpatrując się) Coż to? tyżeś?... czy być może? Stój na chwilę... dla Boga...
KS. PIOTR Bywaj zdrów! nie mogę.
KONRAD Jedno słowo...
ŻOŁNIERZ Nie wolno! każdy w swoję drogę. -
|
Table of Contents | Words: Alphabetical - Frequency - Inverse - Length - Statistics | Help | IntraText Library |
Best viewed with any browser at 800x600 or 768x1024 on Tablet PC IntraText® (V89) - Some rights reserved by EuloTech SRL - 1996-2007. Content in this page is licensed under a Creative Commons License |