Jesteście w
ziemi cudzej wśród bezprawia jako podróżni, którzy w kraju nieznanym
wpadną w jamę.
Do jamy wilczej
wpadło kilku podróżnych. Byli między nimi panowie, słudzy i
przewodnik.
A skoro ujrzeli
się na dnie jamy, zmierzyli ją oczyma i choć nic do siebie nie
mówili, zgadli, co trzeba było robić.
Stanął
tedy na dnie jamy jeden z nich, najsilniejszy i najgrubszy, a drugi
wstąpił mu na barki, a trzeci drugiemu wstąpił też na
barki, a ostatniemu na barki wstąpił przewodnik.
Tak robiąc
drabinę, nie uważali, kto pan, kto sługa; ale osądzili sami
siebie po tuszy i szerokości barków.
Osądzili
też, iż najwyżej trzeba stawić przewodnika i najpierwej z
jamy wysadzić, iż znał drogi i miejsca i najrychlej
znalazłby pomoc.
A gdy przewodnik
wyszedł, czekali w milczeniu; posilając się pokarmem, który
mieli w sakwach, obdzielając każdego wedle głodu jego.
Niektórzy
lękali się, aby przewodnik nie zostawił ich tam, ale nic nie
mówili, ąby towarzyszom serca nie psuć, i rzekli w sercu tylko:
Jeśli nas zdradzi, będziemy mieli czas narzekać.
Po krótkiej
chwili przewodnik ludzi sprowadził i podróżnych
wyciągnął, i do wsi odwiódł.
Więc
milcząc pożegnali się; i myślili podróżni: Przewodnik
głupi jest, ale iż zbłądził z głupstwa, a nie ze
złej woli, i miał dosyć strachu, puśćmy go w pokoju;
wszakże drugi raz lepiej wybierajmy przewodnika.
Przewodnik
zaś myślił: Zbłądziłem, o mało co nie
zgubiłem tych oto poczciwych ludzi, drugi raz nie podejmę się
nigdy przewodnictwa.
I trwało
między tymi ludźmi od czasu wpadnienia aż do czasu wyjścia
głuche milczenie.
Następnego
roku wpadli do tejże jamy podróżni drudzy z drugim przewodnikiem, i
umyślili tymże sposobem ratować się.
Ale był spór,
kogo postawią na dole, bo panowie nie chcieli sług dźwigać
na barkach, a słudzy obawiali się, aby panowie wyszedłszy nie
zostawili ich.
Wszyscy zaś
obawiali się wypuścić przewodnika, bo go w gniewie za
błąd łajali i bili; musiał im tedy zakląć
się przysięgą wielką, iż powróci.
Skoro
wyszedł, pomyślił sobie: Źli to ludzie są i coś
na mnie knują, bo mi nie wierzyli; zostawię ich tam w jamie.
Szedł więc do domu swego.
A podróżni
kilka dni marli głodem; aż przypadkiem trafili na nich ludzie i
wyciągnęli ich.
Ledwie wyszli na
wolność, jedni chcieli puszczać się dalej w drogę,
drudzy szukać i karać niewiernego przewodnika. Kłócili się
więc z sobą i rozłączyli.
Zapalczywsi
szli, klnąc i grożąc przewodnikowi; i stało się,
iż im nikt nie chciał przewodniczyć, ani na prośby, ani za
pieniądze.
Przewodnik
zaś ów niewierny klął i krzyczał, że nic nie winien,
że owi ludzie sami zbłądzili; a na dowód, iż dobrze zna
drogi, podjął się innych prowadzić. I stało się,
iż był znowu innym przyczyną nieszczęścia.
I trwała od
czasu wpadnienia ich aż do czasu wyjścia ich ciągła
kłótnia.
|