SCENA II
Podstolina, Fircyk, Pustak, Świstak
FIRCYK
biegąc za Podstoliną
Możnaż być tak dziką!
PODSTOLINA
do Pustaka
Pan twój czy już wstał?
PUSTAK
Jeszcze, mościa dobrodziko.
PODSTOLINA
A imość?
PUSTAK
Wnet się dowiem.
PODSTOLINA
patrząc na zegarek
Jak to biegną czasy.
Na dwunastej...
PUSTAK
do Świstaka
Chodź, bracie, na kawał kiełbasy!
Odchodzą
PODSTOLINA
niby dopiero postrzegając Fircyka
Jeszcześ to, starościcu?
FIRCYK
Co za podziwienie!
To „jeszcze, starościcu” bawi nieskończenie
I z tonu wymawiania, mniej kto świadom ludzi,
Mniemałby, że starościc Podstolinę nudzi.
PODSTOLINA
z gniewem
Nie inaczej - tak - nudzi.
FIRCYK
z uśmiechem trzpiotowskim
Nie wierzę, nie wierzę.
PODSTOLINA
Naprzykrzasz mi się waćpan.
FIRCYK
tymże tonem
Wszystko to nieszczerze.
PODSTOLINA
To nawet niewierzenie biorę za urazę.
FIRCYK
A ja taką oziębłość mam za smaku skazę.
Podstolina bez gustu! Chimera, chimera!
Przecież ujść za grzecznego mogę kawalera.
Znam ludzi i mnie ludzie. Żyjąc w wielkim świecie,
Wiem, jak czcić piękność, jak się przymilić
kobiecie.
Pani z domu wyjeżdża, ja za nią w też tropy.
Drugi wierny Ulisses dla swej Penelopy,
Z tą jedynie różnicą, że tamtego nawy,
Mnie mój Hektor angielczyk unosił cisawy.
Wielkaż to wada ogon! Dzielniejszy koń kusy.
Widziała pani jego korwety i susy?
To lekkie nóg zbieranie, to zagięcie karku?...
Nie w polskim też mój konik schował się folwarku;
Król Anglów siedział na nim, popisując szyki
Mające na wyprawę iść do Ameryki.
Cóż mówisz, Podstolino? Albo koń niesprawny?
Ani pan jego nudny, jeśli nie zabawny?
W drodze jak cię bawiłem! Szemrzące strumyki,
Drzewa liściem szumiące, kwilące słowiki,
Były to wielbiącej cię natury odgłosy...
Komuż, jeśli nie tobie, kłaniały się kłosy?
Komu kwiaty balsamem lubej tchnęły woni?
Komu zefir chłód czynił, komu wiał fawoni?
Dla kogo wierne echa szły z gór na doliny?
Dochodziłem ich celu: hołd to Podstoliny.
Mając humor tak słodki, grzeczny, żartobliwy,
Żebym cię nudził? Nadto byłbym nieszczęśliwy.
PODSTOLINA
na stronie
Co za bałamut z niego! Co za trzpiot! - Lecz luby!
Głośno
Starościcu, daremnej nie szukaj stąd chluby!
Atencyje i grzeczność tyle tylko cenię,
Ile w tym mieć kto może moje przyzwolenie.
Któż cię prosił przyjeżdżać do mnie na wieś?
Kto mu
Potuszył, że go mile przyjmę sama w domu?
Aż nadto obowiązki znam mojego stanu.
Miałeś dowód, wszak byłam nierada waćpanu.
Nie chciałeś tego poznać, nie chciałeś wyjechać,
Musiałam ja. Proszęż mnie chociaż tu zaniechać.
FIRCYK
Za cóż ta subiekcyja? Po co trudzić konie?
PODSTOLINA
O mój ty ostrej cnoty surowy Katonie!
Być z nim samej...
FIRCYK
Nie będę grał roli stoika,
Młodym na to, lecz nie chcę ujść za rozpustnika
jeśli me co kazi obyczaje czyste,
To to chyba, że nad wiek widzą mnie statystę.
PODSTOLINA
I jak jeszcze!
FIRCYK
uśmiechając się
No, no, no, już wiem, co się święci!
Domyślam się urazy i przyczyn niechęci.
Będzie to to zapewne, żem cię, moje złotko,
Choć słusznie, lecz za śmiało raz nazwał dewotką.
O, jeśli tak, to lekka w kochającym wina!
Raczy mi ją darować śliczna Podstolina,
Na co, żebym zasłużył, niechaj moją panię
Zniewoli to najżywsze rąk ucałowanie!
Bierze ją za rękę
Niech mi wolno ssać słodycz z tej śliczniuchnej dłonie!
Całuje ją powielokrotnie
PODSTOLINA
wyrywając rękę
Starościcu!
FIRCYK
Urażam? Pani wstydem płonie?
Cóż to złego? Uczciwe godzą się zaloty.
PODSTOLINA
udając rozgniewaną
Jest to płochość, tak tylko postępują trzpioty!
Gniewam się.
FIRCYK
udając mocno zakochanego
Nie, nie trzpioty, nie trzpioty, ale ci,
Którym święte płomienie miłość w sercach nieci,
Którzy czują moc onej, jak jest wielowładna.
PODSTOLINA
z podziwieniem nieufającej
Waćpan kochasz?
FIRCYK
Ach, kocham!
PODSTOLINA
Cóż to za twarz ładna
Albo raczej szczęśliwa? Jakich wdzięków siła
Tyle sercem waćpana władnąć potrafiła?
FIRCYK
z entuzjazmem
Piękność większa nad ziemskie, piękność
jedna w świecie!
PODSTOLINA
Ciekawa bym ją poznać, przynajmniej w portrecie.
Proszę, spraw mi tę rozkosz! Kunszt [w] miłości ręku
Tym samym jest piękniejszy, tym więcej ma wdzięku.
FIRCYK
zawsze jednym tonem
Nie, nie. Ta piękność, której cudny urok krasy
Pozbawił mnie swobody, lube zatruł wczasy,
Razi serce, lecz nie tak, abym z przeświadczenia
Własnego nie znał cel mój być wartym wielbienia.
Wielu pierwszy pociąga impet, ale u mnie
Rzecz, zaczęta z rozsądkiem, kończy się rozumnie.
Miłość moja nie taka, jak są te fosfory,
Ten marny ogień, którym wzrok łudzą wieczory,
Nie mający istoty ognia ni własności -
Ogień mój jest istotny, jest ogień miłości.
Tym trwalszy, że go żywi tylu podniet mnóstwo:
Rozum, cnoty, wdzięk!... Słowem, ziemskie kocham bóstwo!
PODSTOLINA
Śliczny portret!
FIRCYK
Do żywa ciebie samą znaczy.
PODSTOLINA
To by miał być mój portret?
FIRCYK
Tak jest, nie inaczéj,
Twój własny, lecz przez respekt powinny dla damy,
Wierna ręka dla wdzięków utaiła plamy;
Jednę zwłaszcza, którą wiem, że ci nie pochlebię:
Ta osobność, ten od nas wstręt, ta myśl o niebie,
Ten wreszcie okazanych dla mnie pochop wstrętów
Są skromne utajenia czułych sentymentów.
PODSTOLINA
Inaczej bym waćpana kochała?
FIRCYK
Tak tuszę.
PODSTOLINA
Mylisz się, starościcu, inną ja mam duszę.
Żem do płochych zalotów nie nadto pochopna.
Nie tak jestem dewotka, jak raczej roztropna.
FIRCYK
O, jeśli tak, już jestem szczęśliwy! już moje
Uiszczone nadzieje, już się nic nie boję.
Stałość ci się podoba? Nikt stalszy nade mnie
PODSTOLINA
Wątpię bardzo.
FIRCYK
I wiem, że kochasz mnie wzajemnie.
Niechże cię...
Chce ją uściskać
PODSTOLINA
wstręt czyniąc
Starościcu!
FIRCYK
zawsze obcesowy
Po co ta obłuda?
Kochasz mnie! O ja umiem często robić cuda!
Gdzie uderzę, wszędzie mi płeć zawiesza szluby,
Wszędzie jestem żądany, wszędzie jestem luby.
PODSTOLINA
Winszuję tego szczęścia. Jak widzę, w stolicy
Inszy sposób kochania, insi zalotnicy.
Miłość tam samej sercom udziela słodyczy,
Pierwej grzeczna, nim prosi, nim kto sobie życzy.
Tam więzy romansowe, więzy wite z róży.
Spiesz się do niej, szczęśliwej życzę mu podróży.
Właśnie w swym, starościcu, będziesz tam żywiole.
U nas są róże, ale jest i cierń, co kole.
FIRCYK
Pani cała w żartulach, lecz trochę za prędka.
Gdyby mię też doprawdy jechać wzięła chętka,
Gdybym tak był posłuszny, jak jesteś zawzięta...
Czyż jedne tam się po mnie spłakały oczęta,
Czy jedna piękność na wpół martwa, na wpół żywa
Śliczną pierś westchnieniami czułości obrywa?
Poopuszczałem wszystkie, wszystkie zaniechałem,
Do ciebie jednej przylgnąć chcę duszą i ciałem.
Ja pokorny, tyś przeto bardziej nieużyta.
Wzdaj się, daję ci pardon lub z przyjaźni kwita.
PODSTOLINA
Cóż to znaczy? Proszę mi powiedzieć wyraźniéj,
Z jakiej to chcesz mię waćpan kwitować przyjaźni?
Nie miałam jej, zda mi się, w ściślejszym sposobie.
Prócz powinnej stanowi jego i osobie.
Jesteś wesół, zabawny, w żarciki obfity,
Lubią cię, bo to zawsze zabawi kobiéty.
Ja sama, mówiąc prawdę, trzpiotów słucham rada:
Jest się zawsze dowiedzieć czegoś, gdy kto gada.
Lecz żeby być kochanym, to rzecz inna zgoła.
Wesołej myśli myśl się podoba wesoła,
Dowcip szuka dowcipu, choć serce z daleka.
Inna broń nas zwycięża, ta tylko urzeka.
FIRCYK
Dalej, moja bogini, mieszaj piołun w miody,
Głaszcz, martw, rzucaj pioruny i przechodź w pogody.
Wszystko to gotów jestem z dziwnym znosić męstwem:
Stałość będzie mą bronią, pokora
zwycięstwem,
Przebija ona mury, srogie koi zwierze...
Zląkł się Parys Pallady, przyznał dank Wenerze -
Jeden słodki rzut oka i westchnienie drżące
Zmogło oczy Junony gniewem pałające.
Tyś dla mnie jest Wenera. Jak piękności matka
Dla Parysa, tyś dla mnie jest tak piękność rzadka.
Jak Parys tamte dla niej porzucił niebianki,
Tak ja wszystkie dla ciebie rzucam warszawianki.
Chcesz tego, rzeknij słowo, na wszystkom jest gotów.
PODSTOLINA
Szczęścia dla siebie z cudzych nie szukam kłopotów.
Żebym wdzięki stolicy w tę wdała ohydę...
|