SCENA VI
PODSTOLINA
sama
Jakże mnie ta zmyślona rozpacz jego wstydzi!
Wie o tym, że go kocham, wie i z tego szydzi.
Na cóż mi się przydały utajone skromnie,
Nie przeto mniej poznane, czucia moje po mnie!
Samo nieme milczenie, ta wierna zasłona
Myśli - ach, i od niego zostałam zdradzona!
Tryumfuje nade mną! Swe zwycięstwa lubi -
Gdybyż się nimi cieszył!... lecz
się tylko chlubi.
Więc po moim sekrecie! Już ta tajemnica
Wiadoma mu. Daremnie
kocham starościca!
Niestety, ja com dotąd w osobności cała,
Na samą o
miłości wzmiankę się lękała,
Dziś uznaję
zwycięzcę ze stratą honoru
Mojego, z hańbą
jarzma, ze wstydem wyboru!
Nie powinnamże
była znać jego przywary?
Ten,
co liczył kochania przez same niewiary,
Płochy motyl,
czasową wabiony słodyczą,
Wbrew moim
przedsięwzięciom dostał mnie zdobyczą.
Sroga dla serc,
miłości, jak twe prawa grube!
Inne nam
bezpieczeństwo, twoje dają zgubę.
Lecz za co nań powstaję i wcześnie troskliwa
Gardzę tym,
który w moim sercu przemieszkiwa?
Miłość
chodzi z szacunkiem; niewart ten kochania,
Kto swemu, raz wybrawszy,
celowi przygania.
Zgrzeszyłam, lecz
pokutą chcę ten grzech wymierzyć,
Nadgradzam ci ufnością, chcę ci odtąd wierzyć.
Może, że
miałeś serce dla piękniejszych zdradne,
Czuła cię
zastanowi, gdy nie mogły ładne.
Często miłość
w zdarzenia nadzwyczajne płodna.
Będę może
szczęśliwa, chociażby mniej godna.
Tak,
luby starościcu, kocham cię, ale ty
Gdybyś nie
był wzajemnym!... Myśl mnie ta, niestety,
Zabija!
|