AKT TRZECI
SCENA
I
Pustak, Świstak
ŚWISTAK
Jakbyś zęby rwał, tak ci spuchły obie szczęki.
PUSTAK
Pusta
ciekawość. Kaduk wniósł mię do pasieki.
Sam nie wiem, skąd mi się wziął ten humor wesoły,
Zacząłem w ule dmuchać, podrażniłem pszczoły
I tak ni stąd, ni zowąd, ni siadło, ni padło,
Kilkoro tych bestyjek razem mnie ujadło.
ŚWISTAK
Dobrze ci tak, mój
bracie, starych ludzi słuchać:
Przysłowie staropolskie: nie trzeba w ul dmuchać.
PUSTAK
Mniejsza o mnie, ta
fraszka łatwo się zagoi,
Ale ja co mam wnosić z smutnej miny twojéj?
Niedawno tak wesoły, tak byłeś rubaszny,
Teraz taki ponury, tak kwaśny, tak straszny!
Hulanka tuż. Gdzie
stąpisz, wszędzie jest ochoczo,
Wszędzie
gotują, wszędzie pieką, wszędzie toczą,
A w czym najwięcej może cieszyć nas ochotka:
Niezabawem
przybędą Basia i Dorotka.
A jeszcze jak nadobne,
jak piękne dziewczyny!
Świeżuchne,
rumieniuchne, gdyby dwie maliny.
No! humor dobry!
Porzuć niepotrzebne troski!
Zobaczysz, jaki będzie stół mój marszałkoski,
Co się nam zda:
miód, wiszniak, malinnik czy wino -
Wszystko to z naszą
będziem popijać drużyną.
ŚWISTAK
wzdychając
Smaczne to są
łakocie, ale nie w tym czasie,
Wszystko dziś na nieszczęście moje sprzysięga się.
Możnaż być nieszczęśliwszym?
PUSTAK
Od czegóż są
trunki,
Jeżeli nie na ludzkie troski i frasunki?
Ja sam, kiedy się w jakiej znajduję przygodzie,
Nigdy mojej pociechy nierad szukam w wodzie,
Ale gojąc zgryzotne na sercu zastrzały,
Mam skuteczne ulepki z wina i gorzały,
Potem choć pod kanapą, gdy nie na kanapie,
Równie smaczniej jak trzeźwy śpię sobie i chrapię.
Ani mnie sny
umartwią. Słodki skutek wina:
Często mi jaka piękna przyśni się dziewczyna.
Nigdy okrutna! zawsze jak skromny baranek
I przyjmie, i dozwoli niewinnych cacanek.
Ja ją przycisnę, ona pod brodę mnie muśnie...
Zgoła człek kontent wstaje, choć niewesół uśnie.
ŚWISTAK
Mój bracie, sen jest mara.
PUSTAK
A toż co na
jawie
Służy nam
ku rozkoszy, rozrywkom, zabawie,
Cóż, jeśli nie lubego snu jest przedłużenie?
Co, jeśli nie dym próżny, mara, omamienie?
Zwłaszcza kobiety teraz tak płoche, tak zmienne,
Tak zdradliwe - prawdziwe pogody jesienne.
ŚWISTAK
Niechże będą, jakie chcą. Bywaj zdrów, kamracie!
PUSTAK
Cóż to znaczy,
albo już od nas odjeżdżacie?
Przecie smaczne mieliśmy dziś łakocie spasać
I dobre trunki spijać, i z pięknymi hasać.
ŚWISTAK
Proszę, nie
dodawaj mi tym więcej stąd bolu;
Biés nam jakiś w pszenicę podmuchnął kąkolu.
Straszna się w
interesach zrobiła różnica.
Przyjechawszy
zaledwiem poznał starościca.
Chodzi, myśli,
wykręca palce, zęby zgrzyta,
Sam sobie
odpowiada, sam siebie się pyta,
Wspomina Podstolinę, ramionami zżyma,
Drapie się w
głowę, wzdycha, przewraca oczyma,
Rozrzuca się po stołkach, po pokoju lata...
Słowem, zakochanego znać w nim waryjata.
PUSTAK
Co za przyczyna
tego? Czy mu zrobił kto co?
ŚWISTAK
Tyle mi tylko
mówił, że pojedzie nocą,
Byle pofolgowało cokolwiek gorącu.
PUSTAK
Czas piękny,
dobra pora jechać po miesiącu,
Zwłaszcza jak teraz w pełni jaśniej świecą gwiazdy,
Wielka szkoda uchybić tak pogodnej jazdy.
Więc żegnam cię, bywaj zdrów - szczęśliwej
podróży!
ŚWISTAK
To być nie
może, cierpieć niepodobna dłużéj!
Już mi się też nareszcie i
przykrzyć zaczyna.
PUSTAK
Daj go katu! Mam w
lodzie spory gąsior wina.
Skradłem co najstarszego dwa butle wiszniaku...
Odjechać tego? Wisieć wolałbym na haku.
ŚWISTAK
Posyłać
mnie tak nagle, ledwom nie darł garła,
Dwie szkapy padły w drodze, jedna się rozparła,
Ubiegałem się jak Żyd, w błociem się zaklapał,
Całe miasto obiegał, nim Włochów połapał.
Z każdym się natargował, z każdym wszczynał zwady,
Chcąc zjednać honor sobie i panu z biesiady.
Przyjeżdżam z gotowością, aż tu z wielkiej chmury
Mały dyszcz, mysz się rodzi choć stękały góry.
PUSTAK
Tyle podjąłeś pracy!...
ŚWISTAK
W całej
płci niewieściéj
Dobierałem wyskoku, czoła, piątej treści.
Na to trzeba oszaleć! W dwa poczwórne wozy
Ledwie się mogli zmieścić same wirtuozy.*
PUSTAK
Pełna kuchnia kucharzów...
ŚWISTAK
Dwa przednie
tenory.
PUSTAK
Wino, wiszniak, malinnik ściągnione w gąsiory.
ŚWISTAK
Dwa alty przecudowne, dwa ogromne basy.
PUSTAK
Kuropatwy, jendyki, kapłony, bekasy.
ŚWISTAK
Cztery, jak już nie można mieć lepszych, dyszkanty.
PUSTAK
Cztery, jak już nie można mieć tłustszych, bażanty.
ŚWISTAK
A owe, jakby jakie syreny, śpiewaczki!
PUSTAK
Owe sosem francuskim podlane przysmaczki!
ŚWISTAK
A owe, gdyby cygi, hyże tanecznice!
PUSTAK
Sztufady, czamanagi, kiszki, polenwice!
*
ŚWISTAK
E, cóż znowu
do kata! U ciebie nic więcéj
Tylko w materyjalnych rzeczach smak by.dlęcy!
Czy można być nieczułym na tak wielkie straty?..
PUSTAK
Jechał tam
sęk i Włochy, i wasze kastraty,
I basy, i dyszkanty, tańce, i aryje -
To, to u mnie opera, kiedy jem i piję.
Ale mówiąc o twoim panu: skąd te gniewy?
Jakby mu kto nasypał prysku za cholewy,
Tak się prędko uwija! Co w tym za przyczyna?
ŚWISTAK
Nie będzie
pewnie insza, tylko Podstolina.
Wszak gdzie diaboł nie może, tam nasadzi babę.
PUSTAK
Wszystkie
dotąd kobiety były dla was słabe.
Wszystkieście zwyciężali! Tak kruche naczynie
Zhartowało się, widzę, w pierwszej Postolinie.
ŚWISTAK
Nie to to jest:
chciałaby imość dobrodziéjka
Piętnowanego
dla się mieć w nim niewolnika,
Żeby za nią
omglewał, przepadał, umierał
I z trzewiczków wypijał, i proch z śladów zbierał.
Ale u nas ton inszy. A nie? - To nie! A
tak?
To tak! Zawsze nam
tryumf jeden dawał atak;
Nigdy dwa razy
naszej nie wznosiemy broni.
A chybi? Mospanowie, na odwód! Do koni!
Może też w nim i miłość nareszcie osłabła.
Ale oto i twój pan idzie.
Odchodzi.
PUSTAK
Zjedzże diabła!
Zły widzę. Oczy mu się jak u kota
świécą,
Panie, racz mnie zachować przed tą nawałnicą!
|